Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gaja_Z_czekolady

Zamieszcza historie od: 9 lipca 2013 - 20:46
Ostatnio: 8 maja 2021 - 15:20
  • Historii na głównej: 54 z 62
  • Punktów za historie: 24317
  • Komentarzy: 98
  • Punktów za komentarze: 1037
 

#55685

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka historii o poszukiwaniu pracy, przypomniało mi jedną rozmowę kwalifikacyjną, na której byłam. Gdy w trakcie studiów, szukałam pracy, trafiłam na ogłoszenie "Pomoc biurowa w salonie kosmetycznym". Wymogi: język angielski, status studenta. Obiecują elastyczny grafik, doświadczenie niepotrzebne. Wysłałam CV. Parę dni później, zadzwoniła Pani, mówiąc, że ma dla mnie propozycję - na pytanie, czy dzwoni w sprawie ogłoszenia o pracę biurową, powiedziała, że dzwoni z firmy takiej i takiej z ofertą pracy, sprytnie nie potwierdzając o jakie stanowisko chodzi. Już wtedy powinno mnie uderzyć, że coś jest nie tak.

Gdy poszłam na rozmowę, okazało się, że jest tam około 20 osób i spotkanie nie dotyczy pracy jako pomoc biurowa, lecz na stanowisko kosmetyczki, czy też osoby wykonującej zabiegi pielęgnujące. Spotkanie rozpoczęło się 20 minutową prezentacją o tym, jak w przeciągu pół roku pracy, będziemy zarabiać więcej niż kierownik małej korporacji. Potem, w trakcie spotkania, udało mi się dowiedzieć paru szczegółów.

- Żeby rozpocząć pracę, trzeba odbyć szkolenie, za które trzeba zapłacić ok 500 zł.

- Co roku są inne szkolenia, oczywiście płatne też z naszej kieszeni.

- Zabiegi można wykonywać, jedynie kosmetykami firmy X, których cena to powiedzmy 100 zł za buteleczkę, a do wykonywania różnych zabiegów potrzebujemy różnych produktów. Oczywiście produkty musimy kupić z naszej kieszeni.

- Gdy rozpoczniemy pracę, trzeba podać przynajmniej 15 numerów do rodziny/przyjaciół, żeby można było do nich zadzwonić i namawiać na zabiegi.

Z propozycji pracy nie skorzystałam.

szukanie pracy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (597)

#55683

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nagminne otwieranie produktów to problem chyba każdej drogerii. Kilka razy zdarzyło mi się kupić wcześniej otwarty tusz, raz nawet pomadkę, która była wcześniej użyta. Z tego powodu, zawsze mnie wkurzają kobiety, otwierające piąty tusz z kolei, aby obejrzeć szczoteczkę i beztrosko odkładają go na półkę. Jednak w pewnej sieciowej drogerii z literką N w nazwie, została przekroczona pewna granica.

Jakiś tydzień temu, robiąc zakupy zobaczyłam, że przy stoisku jednej z popularniejszych, tańszych marek stoi pracownica i przegląda sobie produkty. Nagle, ni stąd ni zowąd, pracownica otwiera jeden z lakierów, próbuje go na paznokciu, po czym zakręca i odkłada z powrotem - i nie był to żaden tester, tylko wartościowy produkt. Obserwuje ją dłużej i podobnie postąpiła z kilkoma innymi produktami. W momencie, gdy zaczęła otwierać tusze i odkładać je na miejsce, nie wytrzymałam i zwróciłam jej uwagę, że nie powinna tego robić. Jako, że odpowiedziało mi lodowate spojrzenie typu "spadaj na drzewo" - poprosiłam kierowniczkę - ta wysłuchawszy mnie uprzejmie, stwierdziła, że oczywiście zrobi z tym porządek.

Dziś znowu weszłam do tej samej drogerii i moim oczom ukazuje się dokładnie ten sam widok - ta sama pracownica przegląda kosmetyki i otwiera produkty. Na mój widok uśmiechnęła się i nawet nie przerwała swojego procederu. Tym razem, nie poprosiłam kierowniczki, tylko od razu wyszłam.

Drogeria

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 474 (594)

#55498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Artykuł w internecie o zachowaniu ludzi w teatrach, przypomniał mi jedno bardzo irytujące zdarzenie. Do teatru zdarza mi się chodzić kilka razy w roku i niemal zawsze okazuje się, że ktoś zapomniał wyłączyć telefon, o czym cała widownia dowiaduje się w środku sztuki.

Raz byłam ze znajomą na sztuce w bardzo kameralnym teatrze - mała sala, mogąca pomieścić ok. 40 osób, scena była dosyć blisko widowni. Niemal wszystkie miejsca zajęte. Nagle, po jakiś 20 minutach od rozpoczęcia wchodzi spóźnialska i zaczyna przepychać się w stronę swojego miejsca - a że siedziała w tylnym rzędzie, to łatwo sobie wyobrazić, jaką wzbudziła irytację. Minęło jakieś 10 minut, gdy jej telefon zaczął dzwonić. Minęła dobra minuta, zanim znalazła telefon w torbie, a potem... odebrała go i zaczęła mówić, że teraz nie może rozmawiać, bo jest w teatrze.

Jakiś czas później, nastąpiła kulminacja - telefon spóźnialskiej znowu zaczął dzwonić, a ona znowu zaczęła szukać go w swojej przepastnej torbie. W tym momencie, jej sąsiad stracił nad sobą panowanie i rzucił na tyle głośno, że usłyszały go co najmniej dwa rzędy:
- Czy Pani jest k***** niedorozwinięta?

Widać odniosło to jakiś efekt, gdyż reszta przedstawienia upłynęła w ciszy.

Teatr

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 815 (853)
zarchiwizowany

#55149

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane w radiu:

"Dziś nasz słuchacz był świadkiem, jak banda złodziei rozbiła szybę w kiosku i zaczęła kraść papierosy. Natychmiast zadzwonił na 112, gdzie przekierowywali go 3 razy. Zanim się połączył, minęło ponad 15 minut i złodzieje już dawno opróżnili kiosk. Policja zjawiła się po kolejnych 25 minutach, gdy na miejscu przestępstwa od dawna nie było nikogo".

Radio 112 policja

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 268 (328)

#54823

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie tak dawno spotkałam starą koleżankę z klasy. Pogadałyśmy chwilę i okazało się, że nasz wspólny "kolega" Michał, siedzi w więzieniu. "To przykre prawda?" - spytała mnie na sam koniec. Oczywiście, potwierdziłam, ale w głębi duszy mam nadzieję, że nie wypuszczą go szybko. Nie sądzę, aby wyrósł na wartościowego człowieka, biorąc pod uwagę jakim był dzieckiem.

Michał był typowym szkolnym zbirem - zaczepiał i znęcał się nad słabszymi. Nauczyciele posiadali zaskakującą zdolność dematerializacji, gdy Michał wybierał sobie ofiarę. Wiem o tym aż za dobrze, bo miałam nieszczęście chodzić z nim do klasy.

Nie zaczepiał mnie cały czas, czasami miałam nawet 2 miesiące spokoju. Bywały okresy, kiedy zamieniał mi życie w piekło. Wyśmiewanie, psychiczne znęcanie się, zabieranie plecaka, zamykanie w szatni - przechodziłam z nim różne przeboje, jednak najgorsze spotkało mnie pod koniec podstawówki, kiedy większość nastolatków przechodzi "trudny wiek". Michał chyba postawił sobie za cel, utrudnić mi go na maksa.

Zdarzyło się raz, że Michał mnie uderzył. Nie zrobił mi krzywdy, ale szok wywołany jego zachowaniem, sprawił, że w końcu poskarżyłam się wychowawczyni. Reakcja nauczycielki ograniczyła się do rozmowy z Michałem i wezwania rodziców, którzy i tak nie przyszli. Ja natomiast zostałam klasowym "kablem" i wtedy się zaczęło.

Na jednej z lekcji religii (Michał nie chodził), zaczekał aż nauczycielka wyjdzie, wszedł i obrzucił mnie ściółką i jakimiś grzybami, przy wszystkich osobach w klasie. Jako, że nauczycielki nie było, z incydentu nie wyciągnięto konsekwencji. Potem zaczęły się zaczepki, dużo gorsze niż poprzednio, raz nawet pociął mi kurtkę i splunął mi w twarz. Moi rodzice poszli do szkoły nie raz, ale nic się n ie zmieniło. W końcu rodzice zdecydowali się przenieść mnie do innej szkoły. Prawdopodobnie zmieniłabym ją, gdyby nie mój starszy brat, który wziął sprawę w swoje ręce.

Mój brat chodził wtedy do liceum i wysłuchawszy paru opowieści o Michale, wziął ze sobą paru kumpli i urządzili mu brutalną "pogadankę" o życiu. Michała ponad tydzień nie było w szkole. Jak wrócił, miał podbite oko i uszkodzoną rękę. Po jakimś czasie wrócił do starego postępowania, ale w moją stronę już nawet więcej nie spojrzał.

Polska szkoła...

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 734 (848)
zarchiwizowany

#55116

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Władam biegle językiem szwedzkim z racji skończonych studiów. U większości ludzi ten fakt wzbudza zainteresowanie, ale był też przykładem wielu przykrych sytuacji.


1. 1 rok, 1 semestr. Na moim kierunku języka uczymy się od podstaw. Każdy powinien więc zrozumieć, że po pół roku nauki języka, tłumaczenie dokumentów jest poza moim zasięgiem. Mąż sąsiadki pracował w Szwecji i przyszły do nich jakieś dokumenty, związane z rozliczeniem podatkowym. Sąsiadce chodziło jednak o coś więcej niż tłumaczenie uznała, że skoro "studiuję i znam" język to nie tylko przetłumaczę dokument, ale i rozliczę jej męża. Oczywiście za darmo, bo śpię na pieniądzach. Na odpowiedź, że język znam za słabo i nie znam się na podatkach w Szwecji, zareagowała fochem.

2. Z jej mężem miałam przeboje, parę lat później. Co chwile, przychodził z jakimś dokumentem do przetłumaczenia, a to CV do napisania, a to coś tam do sprawdzenia. Potem przychodził nawet z rzeczami, związanymi z językiem angielskim albo komputerem ("napisz mi to, bo umiesz lepiej obsługiwać komputer"). Potrafił przychodzić o 20.00 ze sprawą "na teraz". Gdy mnie spotkał na osiedlu, wracającą z uczelni, to niemal zawsze chciał wpaść z prośbą o przysługę. Nie mogłam go zbyć, bo był dobrym kolegą mojego taty. W końcu, wyjechał do pracy i wreszcie miałam spokój.

3. Liczne prośby o tłumaczenie od rodziny/znajomych. Na obietnicę, że rzucę okiem oczekiwali pełnego tłumaczenia. Oczywiście za darmo. W końcu się wkurzyłam i odpowiadałam "nie mam czasu". Przez to, uchodzę za zarozumialca, ale mam spokój.

4. Najbardziej irytujące: "Masz znajomości, mogłabyś mi znaleźć pracę? Ale dobrą, a nie zmywak. Mogłabyś też znaleźć mieszkanie?" Co dziwne, słyszane częściej nie od rodziny, czy znajomych... ale od uczniów w szkole językowej, kompletnie obcych ludzi. Jeden z nich chciał mój numer telefonu od mojej szefowej, abym "załatwiła mu pracę" i wielce się obraził, gdy dyrektorka szkoły odmówiła. Inna uczennica przyniosła dokument, który chciała, abym przetłumaczyła w czasie lekcji. Zareagowała wielkim zdziwieniem, na wieść, że w czasie lekcji prowadzę lekcje, a nie tłumaczę, zwłaszcza, że w jej grupie były jeszcze 4 osoby.

Jestem pewna, że każdy znający biegle jakikolwiek język doświadczył kiedyś czegoś podobnego. Niby mało piekielne, a jednak irytujące.

Języki obce

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (262)

#54327

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zasłyszane na rowerze:
"Pracowałem w niewielkim miasteczku koło Helsinek. Czysto jak nie wiem co, wszystko pozamiatane, czyściutkie. I na takim skwerku nad jeziorkiem, na środku drogi leżał niewielki papierek. Myślę sobie - ja też chciałem być idealny, więc wziąłem i podniosłem. Wiesz co to było?

Bilet warszawskiej komunikacji."

rower

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1055 (1125)

#54558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia d1lera przypomniała mi podobną historię znajomej mojej mamy, powiedzmy Zosi. Zosia była fryzjerką i przyjaciołom zwykle obcinała włosy w ramach tzw. przysługi, za darmo. Oczywiście, czasem ktoś jej coś przyniósł w ramach wdzięczności, czasem nie. Pewnego dnia, jednak Zosia przestała ścinać włosy za darmo. Przyczynili się do tego jej sąsiedzi.

Zosia była z nimi mocno zaprzyjaźniona. Przynajmniej tak sądziła. Ścinała włosy zarówno sąsiadowi (który pracował, jako hydraulik), jego żonie oraz dzieciom. Pewnego dnia jednak coś popsuło się jej w zlewie. Poprosiła, więc sąsiada, aby sprawdził, co jest nie tak. Sąsiad przyszedł, naprawił i powiedział Zosi.

S - Za fatygę, 20 zł się należy.

Zosia oniemiała, gdyż nie raz ścinała im włosy, za darmo, jednak zapłaciła bez słowa. Za to, następnym razem, gdy sąsiadka przyszła z prośbą, aby ją uczesać, Zosia powiedziała, że o owszem, ale takie czesanie u fryzjera kosztuje, powiedzmy 60 zł i ona nie weźmie mniej.

Sąsiadka się bardzo oburzyła i w taki oto sposób "przyjaźń" dobiegła końca. Za to Zosia nauczona doświadczeniem, zaczęła informować innych "przyjaciół", że może ścinać, ale nie za darmo. Nagle, wielu z nich przestało się odzywać, a o Zosi zaczęły krążyć opinie, że jest zarozumiała i bezczelna, bo nie chce, ścinać za darmo.

Przyjaciele fryzjer

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1019 (1067)
zarchiwizowany

#54561

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajomy był ostatnio na pogrzebie dziadka. Ta sytuacja przypomniała mi dzień, w którym zmarł mój dziadek. Dziadek zajmował się nami - mną i rodzeństwem - przez kilka lat przyjeżdżał codziennie, gdy rodzice byli w pracy i był dla mnie i braci niczym drugi ojciec.

Dziadek, pomimo wieku cieszył się dobrym zdrowiem i zmarł nagle - co dla nas wszystkich było bardzo dużym szokiem. Ja dowiedziałam się o tym, będąc w pracy. Jako, że firma, w której pracowałam, nie była duża, wiadomość o śmierci mojego dziadka, szybko się rozniosła. Szefowa, jak i inni współpracownicy wyrazili swoje współczucie.

Tego dnia, naprawdę trudno, z wiadomych przyczyn, mi się pracowało. W końcu, stwierdziłam, że i tak nic nie zrobię i poszłam do Szefowej (SZ), aby zwolnić się z pracy. Ważnym, w tej historii jest to, że profil działalności firmy, w której pracowałam był handlowo - usługowy. Częścią moich obowiązków, było również pozyskiwanie telefoniczne klienta.


J: - Pani SZ, nie czuję się zbyt dobrze. Chciałabym się zwolnić na resztę dnia z pracy, mogę nawet wziąć dzień wolny.

SZ: - A czy wyrobiłaś się z resztą obowiązków?

Ja: - Najważniejsze jest zrobione, ale dziś naprawdę nie mogę się zabrać za pracę.

SZ: - Gaju, ostatnio, jednak zaniedbujesz pozyskiwanie klientów. Wolałabym, abyś została i zadzwoniła do, powiedzmy 30 nowych klientów?

Ja: ...

Tego dnia, nie udało mi się pozyskać ani jednego klienta. Ciekawe dlaczego...

Praca

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (337)

#52998

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, jakich pewnie dużo na tym portalu, przydarzyła mi się niedawno. Mój dużo młodszy brat pracuje na czarno jako kelner w restauracji. Bardzo chciałby mieć umowę, ale właścicielka mu nie da "bo nie", a o pracę jak wiadomo ciężko.

Nie tak dawno brat poprosił mnie o przetłumaczenie menu tej restauracji na szwedzki - dawno temu kończyłam filologię, związaną z tym językiem. Właścicielka oczywiście zapłaci. Ze względu na brata, wzięłam jakże zawrotną sumę 10 zł od strony, razem 30 zł. Menu przetłumaczyłam, wysłałam bratu i zapomniałam o sprawie.

Minęły dwa, trzy tygodnie, gdy sobie o tym przypomniałam. Właścicielka miała przelać pieniądze - jak dotąd nie przyszły. Poprosiłam brata, aby jej przypomniał o zapłacie. Suma nieduża, ale zawsze można sprawić sobie drobną przyjemność.

Odpowiedź właścicielki zwaliła mnie z nóg - powiedziała bratu, że nie zapłaci, bo nie musi. Skoro "byłam naiwna, aby przesłać tłumaczenie bez wcześniejszej zapłaty, to mogę się teraz w d**ę pocałować".
Upominać się więcej nie będę, gdyż nie chcę robić bratu pod górę, jednak dalej w głowie mi się nie mieści, jak można być tak bezczelnym.

Restauracja gastronomia

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 861 (905)