Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Garrett

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 15:29
Ostatnio: 23 marca 2024 - 19:01
O sobie:

Mechanik amator, uwielbiający zapach etyliny, pogromca bezdroży, poskramiacz knąbrnych terenówek, miłośnik kotów i psów, romantyczny i przystojny (193/110), a nie, to nie sympatia.pl :)

  • Historii na głównej: 84 z 84
  • Punktów za historie: 43145
  • Komentarzy: 519
  • Punktów za komentarze: 3779
 

#51731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o problemie społecznym, jakim jest praca ciężarnych kobiet.

Najpierw parę słów o mnie. Jak wiecie już z poprzednich historii, jestem nauczycielką. Z początku pracowałam w szkole państwowej. Niestety pracy dużo (dla kogoś, kto się w swoją pracę wczuwa, a inaczej nie potrafię), a płace katastrofalne i opieka metodyczna żadna, za to masa użerania się z rozbujałą biurokracją. Dlatego też w końcu zrezygnowałam na rzecz szkoły językowej. Bardzo się cieszę z tej decyzji, bo przez ten czas naprawdę ogromnie rozwinęłam warsztat pracy. Wreszcie też widziałam wyraźnie jej efekty, bo praca w grupie ok. 10-osobowej, a praca w grupie 30-osobowej i półtorej godziny zajęć naraz vs. 45 minut naprawdę robi ogromną różnicę. No i zarobki sensowniejsze. Jest jednak duży mankament takiej pracy. Umowa.

Jak podejrzewam wiele firm prywatnych w tym kraju, szkoły językowe nie mają w zwyczaju dawać umów o pracę. Obchodzą się umowami zlecenia, choć też niechętnie. Najlepiej, jak nauczyciel ma własną działalność gospodarczą i po prostu wystawi fakturkę, a sam się będzie ze wszystkimi sprawami księgowymi, ZUSami itp. zajmował. Wygodnie, prawda? Tylko w wakacje się nie zarabia, zaś taki 'fikcyjny przedsiębiorca' (bo co to za przedsiębiorca, który tak naprawdę powinien mieć stosunek pracy?) przez ten czas musi z własnej kieszeni te wszystkie ZUSy opłacać. Dlatego też zdecydowałam się na zlecenie, oczywiście ze swojej pensji dodatkowo opłacając wszelkie składki dobrowolne, z chorobową włącznie. Nigdy nic nie wiadomo, potrąci człowieka samochód, zawiną go całego w gips i co? Szczaw z nasypu ma wpierdzielać? Albo zajdzie w ciążę. Wreszcie, w tę upragnioną. Ma nie mieć macierzyńskiego? Więc grzecznie płaciłam.

I co mi z tego. Traf chciał, w ciążę zaszłam. I ciążę też niestety straciłam. Otrząsnęłam się, nie poddałam, i znowu w ciążę zaszłam. I znowu straciłam... Nadal się nie poddałam, zaszłam w ciążę po raz kolejny. Szczerze liczę na to, że tym razem szczęśliwy. Oczywiście w związku z tym zostałam bez pracy. Bo żadne prawa ciężarnej bez etatu nie chronią. Można się jej z dnia na dzień pozbyć.

W porządku. Sroce spod ogona nie wypadłam. Ciąża na razie przebiega tak, jak powinna. Chciałabym do pracy wrócić. Chciałabym czuć się bezpiecznie finansowo. I chciałabym nie siedzieć sam na sam w 4 ścianach z wszelkimi obawami. Bo po dwóch stratach ciąża już na żadnym etapie nie będzie stanem błogosławionym. Będzie jednym wielkim zagrożeniem. Dlatego też chciałabym pracować jak najdłużej się da. Niestety, rozbiłam się o rzeczywistość.

Ponieważ jestem osobą uczciwą, nie chcę zatajać mojego stanu, żeby nie było niemiłych niespodzianek. Niestety okazuje się, że w moim stanie na pracę szans najmniejszych nie ma. Nikt ciężarnej nie chce. Wiadomo, za kilka miesięcy zniknie. A może za miesiąc, jak coś pójdzie nie tak.

Pocałowałam klamkę w wielu miejscach. W akcie desperacji postanowiłam przejrzeć sieć pod kątem porad i pomysłów, gdzie ciężarna może spróbować swoich sił, by znaleźć pracę. Może o czymś nie pomyślałam? Może mnie olśni? I wiecie, czego się dowiedziałam?

Według naszego społeczeństwa ciężarna poszukująca pracy to zwykła naciągaczka. Zasiłku macierzyńskiego jej się zachciało. Żerować na biednych przedsiębiorcach chce. Kasiory by chciała! O zgrozo! Niech zdycha z głodu, suka jedna, jak gumek używać nie umiała. Bo przecież oczywistym jest, że żaden szanujący się obywatel w tym kraju nie pracuje dla pieniędzy. Nie pracuje dla ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego. Nie pracuje po to, by mu przysługiwał zasiłek macierzyński w razie ciąży. Nie po to, by mieć co jeść i gdzie mieszkać. Nie, nie. Szanujący się obywatel pracuje z przyzwoitości. Dla dobra kraju i ogółu. A takie k.rwiszcze mamony by chciało. Won! Było się nie puszczać, a teraz ojciec niech łoży na jedno i drugie.

Kobieto, zapamiętaj: jak zajdziesz w ciążę i nie daj Boże wykopią Cię z roboty, nie masz co się łudzić. Przez 9 miesięcy nie zarobisz grosza. A potem, gdy pieniądze będą jeszcze bardziej potrzebne, bo przecież dziecko kosztuje, też nic nie dostaniesz i nie ważne, ile lat wszystkie składki grzecznie i poczciwie płaciłaś, by się od takiej sytuacji ubezpieczyć. Niech ojciec dziecka Was przez ten czas utrzymuje. Że niby przynosi do chałupy raptem zarobione w pocie czoła dwa-trzy tysie? A kogo to obchodzi. Ty jesteś w ciąży. Pracować nie będziesz. Potem biegiem po porodzie dziecko do żłobka oddasz, jak będziesz miała farta oczywiście, bo z miejscami krucho, i pójdziesz zapitalać, a dziecko niech się samo chowa.

Powiem Wam, że przestaję się dziwić, iż dziewczyny zatajają ciążę i zaraz pędzą na zwolnienie lekarskie, zanim je zdążą wyrzucić. Rzeczywistość je niestety do tego zmusza. A jak Państwo wreszcie nie weźmie się porządnie za politykę prorodzinną i chociażby nie zastanowi się nad tym, żeby zdjąć z pracodawcy obowiązek płacenia za zwolnienie przez pierwsze 33 dni w przypadku ciąży, nasze pokolenie i każde następne będzie musiało pracować do śmierci, bo przyrost naturalny będzie tylko malał.

P.S. Dla złośliwych, którzy zaraz skomentują, że trzeba było po tym wszystkim najpierw robotę znaleźć, a potem ciążę planować powiem tak: zegar tyka, nie mam już osiemnastu lat, a los zdążył mnie nauczyć, że robiąc sobie jakiekolwiek plany w tym temacie mogę co najwyżej sprawić, że się zdrowo uśmieje. Już od dawna wiem, że w tej kwestii, choć bardzo bym chciała, nie decyduję ja.

Skomentuj (105) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 469 (731)

1