Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Goszka

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 20:19
Ostatnio: 14 kwietnia 2015 - 13:44
Gadu-gadu: 3563781
  • Historii na głównej: 36 z 77
  • Punktów za historie: 34849
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3406
 
zarchiwizowany

#63638

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W maju tego roku szukałam butów na ślub; miały być białe, dobrze wyprofilowane i mieć określoną, pasującą do długości sukni wysokość obcasa. Jako że oferty salonów ślubnych porażały na ogół, ale nie jakością, a raczej ceną, szukałam szpilek w mniejszych sklepikach. Tak trafiłam na mały sklep z obuwiem na ulicy Zamojskiej (mieszkam w Lublinie). Weszłam, tłumaczę starszemu panu, zajętemu wpisywaniem jakichś danych do zeszytu, o co mi chodzi, podaję rozmiar.
- Takich nie ma, białych butów w ogóle się nie produkuje, tylko zamawia, może pani zamówić, przyjdą za jakiś czas – odparł pan dość niemiłym tonem.
Rozglądając się po asortymencie, zlokalizowałam jednak inne buty, bardzo ładne, choć nieodpowiednie na ślub. Niewiele myśląc, sięgnęłam po pantofelka, by go obejrzeć z bliska i... na skutek niezręczności zawaliłam całą przemyślną konstrukcję.
- Tak mi przykro, przepraszam, naprawdę nie chciałam – powiedziałam ze skruchą i schyliłam się, by pomóc panu naprawić szkodę. Jednak w niego jakby diabeł wstąpił. Zaczął krzyczeć:
- I co narobiła? Jak się chce buta, to się prosi, pyta, a nie tak! Niezdara! Łamaga!
- Nie chciałam przeszkadzać, pisał pan coś...
-Kto to teraz sprzątnie? Kto to teraz sprzątnie? - gorączkował się pan, wciąż podniesionym tonem. Miałam wrażenie, że za chwilę pobije mnie którąś szpilką! Gdy więc wyszedł zza lady, nie traciłam czasu, odłożyłam trzymane w ręku buty na podłogę i uciekłam stamtąd jak najszybciej.

Do dziś omijam ten sklep i odradzam wszystkim znajomym zakupy w nim

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (69)
zarchiwizowany

#61662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem w pierwszym trymestrze ciąży i z racji wykonywanej pracy często jeżdzę autobusami mpk i busami Lublin-Świdnik. Wsiadłam wczoraj o 14.50 do 55, tłum, ścisk, więc chroniąc ręką brzuch, stanęłam w miejscu, które wydało mi się w miarę bezpieczne. Niestety, jakaś pani, słusznej tuszy i postury, nagle wstała i zapomniawszy chyba słowa “przepraszam”, poczęła przepychać się ku wyjściu. Nie zauważyłam tego manewru, byłam odwrócona tyłem, więc pchnięto mnie wprost na oparcie siedzenia. Uderzyłam o ten kant brzuchem, uderzenie nieco zamortyzowała wyciągnięta w obronnym, odruchowym geście ręka. Ale to nie koniec przygód, nie. Gdy bowiem wracałam do Lublina, i chciałam wsiąść do busa w Świdniku, i weszłam na pierwszy stopień, nagle z przedniego siedzenia poderwał się spóźniony pasażer, mężczyzna w wieku średnim, obarczony plecakiem i torbą podróżną, i, nie bacząc na mnie, ruszył do wyjścia. Cofnęłam się, ale... ale i tak oberwałam tą przeklętą torbą w brzuch, bo widocznie zaczekanie, aż wyjdę lub ostrożniejsze balansowanie bagażem było ponad siły owego pasażera!!!!


Ludzie! Błagam! Więcej empatii, ostrożności!!! słowo przepraszam też nie boli, sprawdziłam, gwarantuję.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (62)
zarchiwizowany

#58326

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Błądząc po pewnym portalu z używaną biżuterią zauważyłam ładne kolczyki, postanowiłam więc napisać do sprzedającego. Zapytałam, z czego są owe kolczyki – wyglądały na złote, ale lekko niepokoił mnie dopisek “nieużywane” oraz cena – 20zł. Odpowiedź: “Kolczyki sprzedaje żona, ja nic nie wiem, zapraszam do obejrzenia osobiście”. Raz jeszcze piszę, tłumaczę, że najpierw chciałabym wiedzieć, z jakiego materiału są, zanim będę jechać przez pół miasta po coś, co być może nie jest mi wcale potrzebne. Odpowiedź zwaliła z nóg: “Kolczyki są żółte, małe, zapraszam do obejrzenia osobiście”. Zastanawiam się, czy będę w stanie odróżnić złoto od podróbki, dochodzę do wniosku, że nie, ale zależy mi na kolczykach, ryzykuję więc kolejne zapytanie, podkreślając, że bardzo chętnie zobaczę, chętnie kupię, ale chciałabym tylko usłyszeć, czy są ze złota, czy pozłacane, żeby wiedzieć, czy się zetrą, czy nie będę miała alergii itp.
Odpowiedź wcale mnie nie zaskoczyła... cytuję: “Kolczyki nie żaden badziew, ładne, żółte, polecam, zapraszam do obejrzenia osobiście”.
Odpuściłam...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (311)
zarchiwizowany

#58297

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że mój partner ma pewne problemy z napisaniem aplikacji w Cakephp, a termin oddania pracy inżynierskiej zbliża się wielkimi krokami, zaczęliśmy szukać kogoś kompetentnego, kto mógłby udzielić mu korepetycji – promotor nie mógł, inni wykładowcy odmówili, gdyż to niezgodne z prawem. Przez pewien czas szukaliśmy w googlach programistów – nie było nikogo prawie na terenie Lublina, więc napisałam ogłoszenie na pewnym portalu. Dość szybko znalazł się pewien młody człowiek, skłonny do współpracy. Odwiedził nas wczoraj. Usiedli z Miłym w salonie, słyszałam całą rozmowę.
-Ile życzyłby sobie pan za taką pomoc? - zapytał partner.
-Niewiele. 1500 – odparł nieznajmomy.
-Za jedną lekcję?
-Nie, za całą aplikację.
-Nie zrozumiał mnie pan. Potrzebuję pomocy, a nie gotowej pracy. Tak, jak ustalaliśmy wcześniej. Chciałbym opanować umiejętność tworzenia aplikacji.
-Sądziłem, że obawia się pan mówić przez telefon... nie zajmuję się korepetycjami. Jestem poważnym fachowcem. Nie po to szkoliłem się tyle lat, żeby teraz zdradzać panu wszystkie swoje sekrety. Proszę o poważną ofertę – chyba nie liczył pan, że będziemy siedzieć godzinę dziennie, a ja będę panu tłumaczył, jak dziecku w szkole, co teraz trzeba robić?

No cóż, właśnie na to liczyliśmy. Kiedy pan zorientował się, że zlecenia jednak nie dostanie, oświadczył, że
a) chce zwrot pieniędzy, które wydał na paliwo jadąc tu
b)doniesie promotorowi, że Miły szukał tego typu pomocy
c)Miły nigdzie nie znajdzie pomocy, bo pan programista zna całe zamknięte środowisko lubelskie, więc zabroni wszystkim udzielać korepetycji właśnie jemu
d)że jesteśmy nie fair i niejasnymi ogłoszeniami wprowadzamy w błąd uczciwego pracownika:)

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (398)
zarchiwizowany

#57050

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko.

Przed Świętami kupiłam w Rossmannie krem do stóp. Krem ten znam, lubię, więc niespecjanie mu się przyglądałam, także ze względu na przedwigilijny tłok. Kiedy chciałam dziś go użyć, zauważyłam, że... opakowanie jest niemal puste! Trzy czwarte kremu zniknęło w tajemniczych okolicznościach, a dość sztywna tubka nie pozwoliła na zauważenie ubytku wcześniej.

Nie mam pojęcia, co się stało: czy jakaś klientka podmieniła niemal zużyty kosmetyk na nowy, a ja miałam nieszczęście ten zużyty wziąć? Czy to robota nieuczciwej kasjerki?

Naprawdę, czuję się zniesmaczona, że w dzisiejszych czasach na każdym kroku można być oszukanym

sklepy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (56)
zarchiwizowany

#53254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nawiązując do przykładów piekielności w kolejkach u lekarza, chciałam opowiedzieć pewną historię, której świadkiem byłam jako ok. pięcioletnia dziewczynka. Wydarzyło się to ok. 20 lat temu, w małym, wiejskim ośrodku zdrowia, w dzień targowy. Do lekarza rodzinnego, jak zwykle, ciągnęła się kolejka, wszyscy cierpliwie czekali, kiedy weszła pewna staruszka, stanęła przy drzwiach i oświadczyła, że teraz ona wchodzi, bo bardzo źle się czuje. Ozwały się natychamist głosy protestu; protestowała, pamiętam, głośno moja mama, argumentując, że jest z chorym, rozgorączkowanym dzieckiem, które trzeba co prędzej położyć do łóżka, a staruszce nigdzie się przecież nie spieszy.
- Ja muszę wejść, ja się źle czuję! - krzyczała starsza pani.
- Ależ to niemożliwe! Kolejka jest! Możesz przecież poczekać! Gdzie ci się spieszy? Nie hodujesz nawet zwierząt! Po co przychodziłaś w środę, jutro sobie przyjdź, będzie mniej ludzi- wykrzykiwali wszyscy z oburzeniem. Pani w końcu przycichła, jakby ustąpiła, ale podeszła do pewnego młodego chłopaka i zażądała, żeby jej ustąpił miejsce siedzące.
- Jak babcia ma tyle siły, żeby krzyczeć, to i postoi jeszcze trochę, bo ja teraz wchodzę – odpowiedział ironicznie. Wszyscy z oburzeniem komentowali zachowanie starszej pani, ta natomiast odwróciła się od nas, podeszła do okna i usiłowała je otworzyć. Nikt nie pomógł, natomiast ktoś rzucił: o, a teraz udaje, że się źle czuje, patrzcie!

I wtedy stało się najgorsze. Staruszka upadła. Pamiętam, jak najpierw wszyscy skamienieliśmy ze zdziwienia, szoku, a potem kilka osób naraz poderwało się – ktoś pobiegł do lekarza, ktoś rzucił się podnosić staruszkę, ktoś pędził do dyżurki pielęgniarek. Ale wszystko na nic. Kobieta zmarła podczas reanimacji na korytarzu.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (315)
zarchiwizowany

#50899

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam dziś w Biedronce. Kupiłam, co trzeba, stanęłam w kolejce – dość wolno się posuwającej, niestety. Tu dodać muszę, że ubieram się na czarno – mam czarną biżuterię, paznokcie pomalowane na czarno, czarną torbę na zakupy.
Stojąc w kolejce jako ostatnia, poczułam silne uderzenie w, hm, miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Odwróciłam się. Dostałam wózkiem na zakupy od kobiety, jedną ręką prowadzącej tenże, a drugą – wózek ze śpiącym dzieckiem. Popatrzyłam na nią spokojnie, licząc na jakieś „przepraszam”, ale, nie doczekawszy się, odwróciłam się twarzą do kasy. I wtedy – znowu. Uderzenie.
- Proszę we mnie nie wjeżdżać – poprosiłam.
-Niech się pani nie awanturuje – odpowiedziała tamta podniesionym lekko głosem – Ja mam dziecko, mi dziecko płacze, ja i tak powinnam być pierwsza, a czekam!
Nie, nie była to kasa z pierwszeństwem dla uprzywilejowanych, a dziecko spokojnie spało – specjalnie zwróciłam na to uwagę po całej sytuacji, kiedy pani przechodziła z wózkiem obok. Nie odpowiedziałam więc nic, tylko zwróciłam się znów przodem do kasy. I wtedy – uderzenie!
-Ja mam dziecko – dobiegło z tyłu, tym razem głośniejszym głosem – A pani jest sama!
-Tak - odpowiedziałam, patrząc na nią – Bo po prostu moje dzieci nie żyją.
Nawet nie pomyślałam o tym, co mówię. To był odruch, być może spowodowany brakiem innej riposty. Ale następne słowa, jakie padły, uświadomiły mi, że niepotrzebnie się siliłam na odpowiedź, gdyż pani odrzekła:
-I bardzo słusznie. Ubierze się takie na czarno, jak z sekty jakiejś, czarne pazury wystawi, i idzie między porządnych ludzi. I nie przepuści PRWADZIWEJ KOBIETY z dzieckiem!

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (421)
zarchiwizowany

#49307

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie mam pojęcia, jak skomentować zdarzenie, o którym opowiem za chwilę.

Dzisiejsze popołudnie, Świdnik, ulica Ratajczaka, sklep. Weszłam tam, w rozpiętym płaszczyku i koszulce pod spodem (a biust mam dość spory). Koszulka, owszem, dekolt miała, ale że zmierzałam do pracy, to wiadomo, że nie jakiś przesadny. Jednak i to nie spodobało się pani sprzedającej, gdyż zmierzyła mnie ona chłodnym wzrokiem i jeszcze przed moim „dzień dobry” zapytała agresywnym tonem:
-A co to pani tak te cycki wywaliła?

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (383)
zarchiwizowany

#42412

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lublin, okolice dworca PKS, wczorajszy wieczór, godzina około 21. Chcę przejść na drugą stronę, zapala się zielone światło, wchodzę na jezdnię. Ale, ale, a cóż to? W tym samym momencie na zebrę pd drugiej stronie przejścia, na czerwonym, wjeżdża samochód, który zresztą za moment gaśnie – na samym środku przejścia. Kierująca nim pani jest najwidoczniej przerażona tym, co zrobiła. Stoi na pasach. Mijam ją z przodu, obchodząc maskę, spoglądam ze zdziwieniem, na co pani robi przepraszającą minę, majstruje coś przy drążku do skrzyni biegóew, zgrzyt silnika i... zaczyna cofać! Omal nie wjeżdżąjąc w jakąś babcię, która właśnie wchodzi na pasy z tyłu pojazdu!

Pani hamuje, silnik gaśnie, babcia zaczyna iść zdecydownie szybciej – chyba chce jak najszybciej bezpiecznie dostac się na chodnik.

Pani panikuje coraz bardziej, to widoczne.

Za chwilę samochody mają zielone, pani znów walczy z wrzuceniem biegu, rusza. Nikogo na szczęście nie przejeżdżając po drodze

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (65)
zarchiwizowany

#41072

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zgłosiłam się na konkurs literacki i wygrałam. Opisałam swoje perypetie po stracie dziecka i rozpadzie narzeczeństwa. Uszczęśliwiona, podzieliłam się tą informacją na facebooku. I napisała do mnie koleżanka. Dawno niewidziana, znana jeszcze z liceum. Wiesz co, napisała. Ja bym tak nie mogła. Dorabiać się na swoim nieszczęsciu, publikować intymne szczegóły o poronieniu. Takie sprzedawnie się jak celebrytka. Na plecach zmarłego dziecka chcesz zostać sławna, czy co? Weź tego nie publikuj bo wstyd przed ludźmi. Wycofaj się z tej umowy póki możesz bo nic dobrego ci to nie da”

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 34 (94)