Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Goszka

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 20:19
Ostatnio: 14 kwietnia 2015 - 13:44
Gadu-gadu: 3563781
  • Historii na głównej: 36 z 77
  • Punktów za historie: 34849
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3406
 

#14187

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mimo iż od pięciu lat mieszkam w wynajętych mieszkaniach, zawsze wydawało mi się, że piekielni współlokatorzy to mit – przecież zawsze można iść na kompromis. Niestety, w tym roku srodze się rozczarowałam. Mieszkam bowiem z dziewczyną, która jest, delikatnie mówiąc, osobliwa. Przeżyłabym jeszcze to, że nie sprząta (po sobie też, po co) i niechętnie dokłada się do środków czystości (do gazu w ogóle), ale...

Paulina siedzi wieczorami po ciemku. Tak, całymi wieczorami. Nie używa komputera, nie ma lampki, po prostu SIEDZI w ciemności. Dzień w dzień od października. Złości się, kiedy ja palę światło u siebie w pokoju, bo przeszkadzam jej spać (mieszkamy przez ścianę). Jak, nie mam pojęcia. Kiedy raz sprzątałam w kuchni, zażądała stanowczo, żeby zamknąć drzwi, bo światło jej wpada do pokoju i jej to przeszkadza. Apogeum mojego zdziwienia nastąpiło, kiedy w szybie swoich drzwi powiesiła prześcieradło. Wątpliwej czystości, muszę dodać. Bo Paulina też na bakier bywa z czystością – kiedy raz zostawiła biustonosz w łazience, wątpiłam, że kiedykolwiek był biały.

Bałagan w jej pokoju (zapach stamtąd dochodzący też) przeraża – naprawdę, takiego syfu nie widziałam dawno: podłoga zarzucona czym się da, na stole również przekrój wszelkiego dobra, koszmar. Do Pauliny od października nikt (nikt!!!!!) ani razu nie przyszedł. Twierdzi ona też, że każdy mężczyzna to oszust dybiący na jej cnotę. Naszego towarzystwa też nie lubi. Do toalety przemyka się, kiedy nikogo nie ma w kuchni i w korytarzu, zakazała też wchodzić do kuchni, kiedy ona tam jest.

Gdy idzie do łazienki, zamyka swój pokój na klucz! Kiedy ma o coś do nas żal (a ma często...), zamiast przyjść, krzyczy przez ścianę. Natychmiast po przyjściu do domu przebiera się w nocną koszulę (podobną ma moja babcia) i tak chodzi przez resztę dnia.

A w ostatnią niedzielę odwiedził mnie dobry kolega. Musiałam wyjść, on robił obiad. Wtedy Paulinka nagle straciła swoją socjopatię – zaczęła z nim rozmawiać (krzycząc przez ścianę, a jakże). Podobno już w pierwszych zdaniach powiedziała:
- Tobie też się wydaje, że Goszka jest jakaś nienormalna?

Paulinka

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 897 (1027)

#13745

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ubieram się w second handach; najczęściej noszę czarne sukienki, a w chłodniejsze dni proste dżinsy i koszulki, sweterki – wszystko czarne. Któregoś dnia zawitałam w progi sklepu, który nie miał przymierzalni – wchodziło się do takiej wnęki i pospołu z innymi paniami przymierzało ubranka. Wchodzę i ja. Zdejmuję swoją czarną sukienkę, odkładam, przymierzam to, co wybrałam. Nagle... rozglądam się... mojej sukienki nie ma! Wybiegam z tej wnęki, odziana li w czarną tunikę, przekonana, że ktoś wziął moją szatę za rzecz do kupienia. Bingo! Dostrzegam dziewczynę, która mierzy do siebie czarną sukienkę, ani chybi moją. Podchodzę do niej:
-Przepraszam, wzięłaś z wnęki moją sukienkę, proszę, oddaj mi.
-Wcale nie była twoja, leżała, to wzięłam, byłam pierwsza, spadaj.
-Ale ja w niej przyszłam, ona nie należy do sklepu, oddaj.
-Spadaj!
Ja w rozpaczy, szarpać się z dziewoją nie będę (wciąż mam na sobie tylko krótką tunikę), myślę, no nic, może odłoży. Ale ona... idzie z sukienką do kasy! Biegnę za nią.
-Ta sukienka była nieoceniona, ile kosztuje? - pyta dziewczyna
-Hmm, 25 złotych – stwierdziła sprzedawczyni.
W rozpaczy wtrącam:
-Ale to moja sukienka! Naprawdę! Ja w niej przyszłam! Ona ją wzięła z wnęki, kiedy przemierzałam tę tunikę! Nie mam w czym do domu wrócić, mieszkam na drugim końcu miasta! Niech jej pani tego nie sprzedaje!
-To jakaś wariatka, upatrzyłam sobie tę sukienkę, chcę ją kupić, sama pani wyceniła – dziewczyna zaczęła krzyczeć i odpychać mnie od kasy.

Jak się skończyło? Udało się ustalić, że nie przyszłam raczej do sklepu w tunice do połowy uda, że sukienka jest moja, bo niewyceniona, bo leżała na ziemi, a nie na wieszaku. Na szczęście pomogły miłe panie (kojarzyły na szczęście sposób, w jaki się ubieram, bo zaglądam do sklepu średnio raz na tydzień), mimo iż panienka prychała, złościła się i sugerowała mi niedyspozycję psychiczną i chęć zawłaszczenia jej łupu.

Do domu wróciłam we własnej sukience :)

second hand w Lublinie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (990)

#11894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cztery lata temu moja babcia zachorowała: wymiotowała, miała biegunkę, groziło jej odwodnienie, więc lekarz skierował ją do szpitala, a tam tego samego wieczoru zrobiono prześwietlenie brzucha. Diagnoza tragiczna: zaawansowany nowotwór. Nie ma sensu operować; tylko żeby przedłużyć życie, zaproponowano babci założenie takiego worka podpiętego do pęcherza. Babcia się jednak nie zgodziła („Jak umierać, to umierać, ale nie będą mnie tu kroić!”). Cała rodzina ją przekonywała, babcia nie i nie. Lekarz kazał jej więc podpisać dokument, że rezygnuje z terapii i odesłał pacjentkę do domu.
Babcia miała pożyć jeszcze około tygodnia, więc ja zrezygnowałam z zajęć na uczelni, brat wziął w pracy urlop, przyjechała bliższa i dalsza rodzina, mama po cichu kupowała już żałobne ubrania i opłakiwała razem z wujkiem babcię jeszcze za życia. Babcia zaś, świadoma, że już wkrótce odejdzie, ze wszystkimi się pogodziła, ba, nawet kazała wezwać sobie księdza, ona, która do kościoła uczęszczała mniej niż rzadko.
Ale oto minął tydzień i drugi, babcia żyje. Minął trzeci, babcia wstała z łóżka i raźnie oznajmiła, że czuje się jakoś lepiej i że ma dość diety, i chce jeść normalnie. Minął miesiąc, babcia znów zaczęła konsumować mięso, wbrew surowym zaleceniom lekarzy (babcia nie wierzy w cholesterol, bo „Ruscy zawsze słoninę jedli, a po sto lat żyli”). Minęły cztery lata, a babcia wciąż ma się świetnie. Od czasu do czasu tylko, wymachując laską, twierdzi, że chce pojechać do szpitala i pokazać się lekarzowi, żeby „na drugi raz nie był taki skory porządnych ludzi do grobu wysyłać”.
Nie mam pojęcia – czy zamieniono wyniki? Czy ktoś popełnił błąd w interpretacji?

pewien szpital w Lublinie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 709 (745)
zarchiwizowany

#11732

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Malownicza opowieść kierowcy kursującego na trasie Zamość-Biłgoraj: otóż pan miał jakiś czas temu przyjemność wieźć pasażera, który, delikatnie mówiąc, chyba nie nadużywał wody i rzadko zmieniał ubrania. Co gorsza, usadowił się on tuż za kierowcą, co w panującym upale z pewnością nie należało do przyjemności.
Kiedy zaś pasażer miał już wysiadać, kierowca nie wytrzymał. Panie, powiedział, kiedy się idzie między ludzi, trzeba się umyć. Na co pasażer obejrzał sobie twarz w lustrze i spytał: a co? Brudny jestem?

autobus Zamość - Biłgoraj

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (180)