Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GreenEyes

Zamieszcza historie od: 30 grudnia 2012 - 13:26
Ostatnio: 28 marca 2020 - 11:36
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 210
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 20
 

#86279

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uczęszczałam na studia, na których szaleńczo się nudziłam i męczyłam. Każda godzina była dla mnie tam katorgą, więc z trudem przeżyłam 1 semestr. Źle wybrałam, no trudno.

Decyzja - rezygnuję.

W końcu się uwolnię od ciągłego stresu, nudnych i wymagających zajęć i od dość snobistycznych ludzi ot tak. Ale oczywiście nie mogło być tak łatwo. Choć nikt siłą nie zaciągnął mnie na zajęcia, to wszyscy w rodzinie reagowali negatywnie.

"Ale jak to? Takie dobre studia na takiej [pseudo]prestiżowej uczelni? Przecież po tym od razu miałabyś pracę!"
"Przecież już zdałaś jeden semestr. Jeszcze tylko drugi, dwa lata i koniec!"
"Przecież po tym mogłabyś od razu pracować w korporacji!"
"No i co teraz? Pójdziesz do pracy? Ty umiesz pracować?"
"No i teraz jesteś rok w plecy. Co ty teraz zrobisz?"
"A nie mówiłam ci, że nie dasz rady? To są trudne studia." etc.

Usilnie powtarzałam, że nie zamierzam wrócić i choć komentarze milkły, wymowne spojrzenia zostały.

Było w miarę dobrze dopóki nie okazało się, że nie zamierzam iść również na żadne studia w przyszłym roku, bo nie ma kierunku, który by mnie interesował.

I znowu, że jak mogę nie iść, bez papieru nic mi się nie uda w życiu, nie znajdę pracy itd. Do tego wszystkiego przy każdej możliwej okazji czy na urodziny, czy święta dostawałam jakże wspaniałe życzenia: "Żebyś ukończyła jakieś studia". Na moje odpowiedzi, że nie chcę iść, usłyszałam, że no może jeszcze mi się zmieni. Uśmiechałam się tylko dobrotliwie ani nawet nie myśląc o rozpoczęciu nowego kierunku.

Gdzieś w międzyczasie odkryłam w sobie nową pasję - rośliny. A konkretniej chcę zostać florystką. Ogłosiłam to przy pierwszej lepszej okazji, że zapisałam się do szkoły policealnej.

Reakcje - no przecież każdy głupi potrafi zrobić bukiet, więc na co mi to. Usilnie próbowano mnie też namówić na stomatologię. To, że nie znoszę grzebać w zębach było skutecznie ignorowane. "Przecież dentysta to taki świetny zawód".

W końcu udało mi się pójść na kompromis z rodzicami - poszłam na kierunek ogrodniczo-artystyczny na uczelni nie cieszącej się zachwytem takim jak tamta "prestiżowa" uczelnia. Ale jestem zadowolona znacznie bardziej.

Oczywiście dalej słucham o tym jak bez papieru sobie nie poradzę. Ale już rzadziej.

rodzina

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (140)

#85646

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobno wynajmowanie mieszkania ze swoim przyjacielem pokazuje czy wasza przyjaźń przetrwa wszystko. Przynajmniej tak słyszałam.

1 rok studiów. Wynajęłam mieszkanie wraz z moją przyjaciółką załóżmy, że Iloną i jej przyjaciółką Zosią, której nie znałam zbyt dobrze.

Już na początku w wyborze mieszkania był delikatny zgrzyt. Miałyśmy szukać go wspólnie, ale gdy pytałam, kiedy się za to zabieramy, było tylko "no poczekajmy jeszcze aż ceny spadną".

No to dobra. W międzyczasie na wakacjach wyjechałam na krótko, gdzie nie miałam po prostu wolnego czasu, bo się opiekowałam dziećmi.

Dziewczyny wtedy się obudziły, zaczęły szukać mieszkania i bombardować ilością ogłoszeń na wspólnej grupie. Z racji, że byłam zajęta cały dzień, zanim odczytałam wszystkie te wiadomości, dostałam informację od Ilonki, że "Zosia szukała ogłoszeń, ja dzwoniłam do właścicieli, więc jak coś to ty będziesz mieć najgorszy pokój np. przechodni, bo nic nie robiłaś".

Myślę sobie, że to chyba jakiś żart. Skończyło się na tym, że Ilonka powiedziała, że no będziemy oczywiście szukać 3 nieprzechodnich pokoi. Trochę się uspokoiłam, ufałam jej, chociaż już wtedy powinna była mi się zapalić jakaś lampka ostrzegawcza w głowie.

Ustaliłyśmy, że jedziemy zaraz jak wrócę z wyjazdu i w ogóle, że mama Zosi nas zabierze swoim autem i wszystko fajnie itd.

Oczywiście nie było. Te mieszkania, które dziewczyny wybrały były w 90% 2 pokoje nieprzechodnie, 1 przechodni i oczywiście miałam być w nim ja z racji mojego nicnierobienia. Mówię, że się nie zgadzam i szukamy dalej.

W końcu znalazłyśmy fajne mieszkanie 3 pokoje nieprzechodnie, tylko że jeden pokój był dosłownie gigantyczny z balkonem, drugi taki normalny (10-12m2), a trzeci no znacznie mniejszy. Ilona uparła się na największy, Zosia na średni. Ja już ze zmęczenia po całym dniu się zgodziłam, chciałam mieć po prostu zamykany pokój i święty spokój. Zresztą Ilona przekonywała że jej gigapokój będzie dla nas przez większość czasu otwarty jako taki też salon i w ogóle, że balkon też i ogólnie będzie superowo etc, a poza tym ona zapłaci załóżmy 900 za pokoj, Zosia 800, ja 700, a nie że równo po 800.

Nie było tak, ja głupia nie znałam się zbytnio na umowie, podpisałyśmy, że każda 800 i wierzyłam na słowo Ilonie, że po prostu będę płacił mniej. Wróciłyśmy do domu. Następnego dnia jej rodzice jednak w ryk, że to nie w porządku, że wynajmujemy razem, że jak ja jestem roszczeniowa taka, to niech ja idę do dużego pokoju i płacę 1000, a Ilonka 600, bo oni nie zapłacą więcej niż 800. Umowa jest podpisana na 800, więc koniec kropka płacimy tyle samo.

Nie mogłam nic zrobić, bo niestety podpisałam umowę na tę kwotę. Trudno, przeżyje, byleby żyć w zgodzie. Mnie nie przeszkadza jakoś rozmiar tego pokoju, no tylko kwota średnia, ale już trudno. Mój brak asertywności wygrał wtedy no i też głupota, którą popełniłam wcześniej.

Wprowadziłyśmy się, było ok na początku. Potem doszły zgrzyty...:

1) Notoryczne niewynoszenie śmieci przez I i Z.
2) Przy zwróceniu uwagi dawały je na balkon, gdzie potrafiły gnić miesiąc jak nie dłużej (Edit: był to czas listopad-styczeń, więc mróz neutralizował zapachy, a koło nas nikt nie mieszkał, w dodatku mieszkanie było na ostatnim 4. piętrze).
3) W kółko zostawianie syfu na blatach w kuchni.
4) Zapychanie całego zlewu naczyniami i zostawianie je na 2-3 dni.
Najgorsze w tym było, że miałyśmy 3-4 garnki i dwie patelnie i potrafiły być wszystkie w zlewie, a ja nie zamierzałam za nie myć, ale też chciałam coś ugotować (zwłaszcza, że była tam moja patelnia, która miała być wspólna). Bawiło mnie też ich zdziwienie gdy zostawiały mokrą drewnianą deskę na taki czas w zlewie i dziwiły się że się powyginała i spleśniała - dalej jej jednak używały.
5) Krytykowanie mojego chłopaka w niedorzeczny sposób: za głośno chodzi, "wszedł pod prysznic i się mył długo (15min maks.) a ja sobie zaplanowałam [w głowie], że teraz chcę iść pod prysznic" (Edit: Co do komentujących - 15 minut to naprawdę niedużo, zwłaszcza, że jak Ilonka weszła do łazienki, to wychodziła po 1,5-2h), " użył tostera, a ja właśnie chciałam go użyć" itd.
6) Miałam zapowiadać, kiedy przyjedzie chłopak (mieszkał 150km dalej wtedy). No ok, nie ma problemu. Jednakże czasem był akurat w mieście, bo miał załatwienia i został na noc - "Jak mogłam nie powiedzieć że będzie?!" (edit: chłopak przyjechał późno ok. 23:00 i tylko nocował, nie planował, że zostanie, a ja nie zamierzałam specjalnie ich budzić, żeby ich o tym powiedzieć, zwłaszcza że pojechał zaraz z rana i tylko przy wyjściu zobaczyła go Ilonka) lub jak był wyjątkowo 3 dni to za długo i Ilonka nie może swobodnie wychodzić z pokoju... Bo np. my jesteśmy w kuchni, a ona nam nie chce przeszkadzać, ale ona jest głodna i to nasza wina. Co z tego, że większość czasu spędzaliśmy poza mieszkaniem. Jak jej chłopak był to nie było takiego problemu...
7) Ilonka miała czasem fazy sprzątania wszystkiego przez jeden dzień, gdy wcześniej opierniczała się przez tydzień i nagle pretensje, że "tylko ona sprząta w tym mieszkaniu a ja nawet nie chcę zetrzeć blatu". Nieważne, że blat był brudny przez Zośkę. To moja wina
8) Ich wspólna koalicja. Trzymanie się razem, siedzenie wspólnie w pokoju i zamykanie drzwi, jak przyszłam do nich do kuchni, to milkły i nagle gadały o czymś innym. Wszystko było moją winą, one wzajemnie się chroniły.
9) Zapychanie całej zamrażarki przez rzeczy od ich rodziców, których i tak nie jadły poza filetem. Był straszny problem, żeby dostać tam choć kawałek miejsca.
10) Zostawianie owoców aż zaczną gnić, pleśnieć i latać nad nimi muszki.
11) Krytykowanie mojego zachowania, gdy ja zostawiłam talerz i kubek na pół dnia w zlewie od rana, bo spieszyłam się na uczelnię.
12) Mycie się 3 godzinne przez Ilonkę rano czy wieczorem. Na głupie siku nie chciała cię nawet wpuścić.
13) Pretensje do mnie, że o 9 rano w sobotę rozmawiam z chłopakiem w kuchni, bo to jest wcześnie rano i je budzę.
14) Mówienie mi w kółko, że jest moja kolej na kupienie czegoś np. papieru toaletowego już natychmiast, bo się skończył. Wczoraj było 6 rolek. "A bo zrobiliśmy imprezę i poszło tyle i co z tego, że jest niedziela niehandlowa, masz iść". Nie poszłam, więc się obraziła.
15) Błyskawiczne kończenie się papieru toaletowego - okazało się że Ilonka używa go jako chusteczek czy ręczników papierowych.
16) Gdy się skończyło coś i była ich kolej nie popędzały się i czasem nie było czegoś przez tydzień, ale jak była moja to już natychmiast mimo, że mówiłam że idę np. po uczelni do sklepu czyli za jakieś 2h i bez ręczników papierowych przeżyją.
17) Ciągłe zapychanie pralki swoimi brudnymi ubraniami i niepranie ich. Albo pranie i niewyciąganie ich przez cały dzień przez co się zaśmierdziały i pranie ich od nowa. Dodatkowo zajmowanie dwóch suszarek przez kilka dni jednym czy dwoma praniami i nie zdejmowanie go nawet jak wyschło tylko trzeba było w kółko o to prosić.
18) Kilkukrotne robienie nagle o 23-24 karaoke, gdzie Zośka i Ilonka wybudzały mnie często i musiałam chodzić prosić, żeby się uciszały, co robiły z kwaśną miną.
19) Raz sobie Ilonka ubzdurała, że tylko ona wynosi śmieci, mimo że głownie ja je wynosiłam i stwierdziła, że nagle jest moja kolej przy jej znajomych i wyciągnęła worek i dała mi je pod drzwi pokoju, mówiąc że mam je wynieść i dlaczego się buntuje, a jak tego nie zrobię to mi je rozsypie po pokoju. Wyszłam z mieszkania wściekła mówiąc wprost co o tym myślę i zamykając uprzednio pokój na klucz. Ilonka przestała się do mnie całkowicie odzywać.

Po ostatnim incydencie stwierdziłam, że nie daję rady i się wyprowadzam. Poinformowałam je o tym, że wypowiedziałam umowę i wróciłam na ferie do domu rodzinnego. Miałam tylko wrócić potem po rzeczy. Już Następnego dnia zaczęły mi grozić sądem, że w jakiej ja je stawiam sytuacji, że właściciel powiedział, że będą płacić teraz więcej czyli po 1200zł i że nie mam prawa wyprowadzić się nie znajdując osoby za mnie. W umowie tego nie było. One mówiły, że jakieś umowy słowne były gdzieś w lecie przy wynajmowaniu, że mają świadka w postaci mamy Zośki, i że pójdą z tym do sądu. Oczywiście zwyklinały mnie przy okazji. Starałam się nie przejmować, ale dość mocno to przeżyłam.

Na szczęście właściciel okazał się być bardzo spoko w stosunku do mnie i wyprowadziłam się bez problemu, ale grożącą mi "przyjaciółkę" i jej wspólniczkę musiałam zablokować, bo nie przestawały grozić. Z tego co wiem, finalnie nie został im podwyższony czynsz, bo wtedy nie wiem co by się wtedy działo.

Edit: Niektórzy w komentarzach zarzucają mi, że mój chłopak był co weekend(?) Nigdzie takiego czegoś nie wspomniałam, był zwykle raz na miesiąc na 2 dni, co zawsze było zapowiadane wcześniej i większość czasu spędzaliśmy nie w mieszkaniu tylko gdzieś na mieście. Ilonka nie przepadała za nim, więc go unikała, jej chłopak był znacznie częściej w mieszkaniu i nie było nigdy problemu z tym, że on nagle wpada. Zresztą potem mieszkałam z innymi dziewczynami, gdzie nie było problemu z tym, że ktoś przyjeżdża do mnie czy do nich i chyba że jest to faktycznie na 3 dni lub więcej, to wtedy mówimy o tym i nigdy nie było żadnych wątów.

Współlokatorki

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (149)

1