Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grim

Zamieszcza historie od: 2 kwietnia 2011 - 13:46
Ostatnio: 11 października 2012 - 15:47
  • Historii na głównej: 35 z 46
  • Punktów za historie: 19426
  • Komentarzy: 144
  • Punktów za komentarze: 1086
 
zarchiwizowany

#32998

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadę dość wąską ścieżką rowerową. W odległości kilkudziesięciu metrów przede mną wchodzi na nią pan, kontrolujący strefy płatnego parkowania, robiąc zdjęcie samochodowi bez biletu za szybą. Słysząc mój nadjeżdżający rower, odwrócił głowę, popatrzył w moją stronę, po czym wrócił do fotografowania. Ok, miejsce na ścieżce jeszcze jest, wyminę go.

Gdy byłem jakieś dwa metry od niego i skręciłem kierownicą, by przejechać obok, znienacka (nie odrywając wzroku od wyświetlacza aparatu) zrobił krok w tył.

Bardzo się zdziwił, widząc, jak prawie przeleciałem przez kierownicę, usiłując wyhamować.

Ścieżka rowerowa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (167)
zarchiwizowany

#32887

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W podstawówce (bodaj czwartej klasie) brałem udział w Konkursie Ortograficznym. Po etapie szkolnym i miejskim przyszła pora na finał "powiatowy". Udało mi się zająć miejsce.
Podczas uroczystego ogłoszenia wyników, dobre dziesięć minut trwało odczytywanie wszystkich sponsorów konkursu, którzy ufundowali dla "naszej bezbłędnej, ha ha, młodzieży" nagrody. Po odczytaniu protokołu, na salę wjechał stolik z książkami.
W zależności od kategorii (podstawówka, gimnazjum, liceum), nagrodzeni otrzymywali odpowiadające stopniom edukacji tomy: w większości wydania lektur z "Grega" (po trzy, cztery złote sztuka). Nikt jednak nie sprawdził, w jakim wieku jest większość finalistów. W ten sposób dzieciaki z piątej podstawówki otrzymały "Anaruka, chłopca z Grenlandii" (wyjątkowo nie z Grega), maturzyści dawno już omówione książki z klasy pierwszej (chociaż niektórzy, dla których zabrakło "licealnych", dostali też lektury z gimnazjum, jakie były w zapasie) itd.

Dla laureatów pierwszych miejsc były jednak wyjątkowe nagrody. Każdy otrzymał, jako "Mistrz Ortografii"... słownik ortograficzny. Logiczne, prawda?

Konkurs

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (195)
zarchiwizowany

#25130

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W latach licealnych miałem nieprzyjemność poznać panią Pedagog.
Kobieta ta była najczęściej nieszkodliwa (z racji tego, że prawie nigdy nie zaglądała do swojego gabinetu, w którym powinna pracować), tylko całymi dniami siedziała na kawce i plotach w szkolnej bibliotece. Gdy któregoś dnia jeden z uczniów godziny pracy gabinetu zakleił kartką z napisem "Pedagog przyjmuje w bibliotece wtedy, kiedy jej się chce", główna zainteresowana zauważyła to dopiero po czterech dniach. Przez ten czas musiała ani razu nie wejść do gabinetu, a jedynie po zostawieniu płaszcza w pokoju nauczycielskim schodzić od razu na kawusię i w spokojnej, wolnej od uczniów ciszy biblioteki przesiadywać godziny pracy.
O wiele mniej ciekawie było, gdy jednak do pracy się zabierała.

Niestety od czasu do czasu zdarzały się zastępstwa z nią, spędzone na wysłuchiwaniu opowieści o tym, jak to kiedyś na jej osiedlu były dobre lody i jak bardzo nienawidziła ludzi ze swojej klasy maturalnej. Zabraniała zajmować się nauką do innych lekcji czy robieniem czegokolwiek pożytecznego, wymagała słuchania własnych, pozbawionych sensu i znaczenia, wspominek.
Nigdy nie przeprowadziła zajęć o tematyce wychowawczej, nie włączała się także w życie szkoły, organizując olimpiady, festiwale czy konkursy. Chyba żeby liczyć zwiększenie sklepikowi obrotu kawą rozpuszczalną i drożdżówkami.

Nasza klasa była któregoś dnia na wycieczce. W drodze powrotnej wychowawczyni odebrała telefon od jednej z nauczycielek. Pani pedagog, wiedząc o naszej notorycznie bardzo niskiej frekwencji (podobno wówczas rekord szkoły) stwierdziła, że nas zmobilizuje. Wykorzystując dzień, w którym nas nie było, obeszła wszystkie klasy, by w każdej wygłosić krótką pogadankę, jak bardzo jesteśmy godni pogardy, nie uczęszczając na zajęcia. Uznała bowiem, że to najlepsza metoda, byśmy wzięli się do roboty - narobić nam wstydu, aby inni uczniowie nas wytykali palcami jako tych
najgorszych, przynoszących wstyd szkole.
Na szczęście efekt był prosty do przewidzenia - postrzeganie naszej klasy się nie zmieniło, jedynie pedagog została wyśmiana.

Z tego, co wiem, kobieta niestety nadal pracuje w szkole. Niestety.

Liceum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (216)
zarchiwizowany

#25086

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik.

Po kilkumiesięcznej nieobecności w sklepach sieci wybrałem się do nowo otwartego przybytku w rodzinnym mieście, by zrealizować otrzymaną kartę prezentową. Doświadczenia z siecią mam nienajlepsze (wynikające głównie z ignorancji obsługi), jednak uznałem, że być może teraz, w dopiero co otwartym salonie będzie inaczej.

Tiaa.


Upatrzyłem sobie wcześniej zbiór opowiadań Edgara Allana Poe. Podszedłem do kasy spytać, czy znajduje się taki wolumin na półkach.
-Czy znajdę może "Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze" Poego?
-Czego? - spytała zdumiona 30-kilku letnia kasjerka.
-Edgara Allana Poe.
-Jak to się pisze?
Przeliterowałem.
-Poe, poe... no nie wiem, są jakieś angielskie.
Podszedłem do komputera i palcem wskazałem jej okładkę tego tytułu, o który pytałem.
-Aaa, to. No, to jest.
-W twardej oprawie?
-No tak. Dwa egzemplarze są.
-Świetnie. To jeden poproszę.
-To idź tam do tej półki po prawej i poszukaj sobie, ja potem przyjdę.

...

Zbyt mi zależało na szybkim wyjściu, by się wyzłośliwiać. Podszedłem do półki. Kryminały. Ok, fajnie, rzeczywiście Poe prekursorem gatunku jest, ale stojąc między Corbenem a Ludlumem wygląda... dziwnie.
Dwa egzemplarze były, owszem.
W miękkiej okładce.

Reakcją pani na kasie było zdanie: Jak Ci zależy, to mogę zamówić w twardej.

Nie mam wielkich wymagań co do sieciowych księgarni, a zwłaszcza Empiku. Nie czepiam się, że pani na kasie nie zna jednego z klasyków literatury, sprzedając książki. Nie mam jej za złe nawet tego, że zwraca się do mnie per "ty" (ok, jest starsza o ledwie dziesięć, może dwanaście lat, mam znajomych w jej wieku, może to taki wyraz solidarności pokoleniowej czy coś,poza tym ja w sumie młodo wyglądam). Odsyłanie do półki często się zdarza, w końcu kobieta zajęta.

Ale chyba mam prawo wymagać, by kasjer umiał odczytywać dane o towarze w katalogu firmy, w której pracuje, prawda?

Empik

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (203)
zarchiwizowany

#24112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dworzec PKP.

Po peronie tupta w stronę za moment odjeżdżającego pociągu do Warszawy stareńka zakonnica. Z racji wieku i nieporęcznej walizki idzie wolno. Zaczepia przechodzącą obok niej panią konduktor.

-Czy ten pociąg do Warszawy jedzie?

Na co pani konduktor rzuciła okiem na wagon, przy którym stały (z wypisanymi farbą danymi technicznymi i miejscem złożenia), po czym, zlokalizowawszy nazwę miasta, wypaliła:

-Nie no, do Wrocławia.

I poszła. Zakonnica już miała biec na inny peron, szukając swojego pociągu do Warszawy, bo kretynka z PKP nie widzi różnicy między tabliczką z trasą a nazwą wypisaną pomiędzy danymi technicznymi.
Na szczęście siostrzyczka dała się przekonać, że pociąg, przy którym stoi, jest tym właściwym.

Dworzec

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (236)
zarchiwizowany

#21679

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdy byłem w drugiej klasie gimnazjum*, prawie wyrzucono z równoległej klasy pewną dziewczynę. Powód: wulgarne epitety pod adresem jednej z nauczycielek.

Problem polegał na tym, że wypowiedź znajdowała się na popularnym wówczas grono.net, co więcej - w wątku niepublicznym, do którego dostęp miała wyłącznie klasa tej dziewczyny. Na trop całej "afery" wpadła w dodatku nauczycielka informatyki, momentalnie zrodziło się więc podejrzenie o hacking i włamanie (no i nie niedowierzanie, że byłaby do tego zdolna).

Wyjaśnienie było proste - nauczycielka czytała posty, posługując się... kontem córki, która miała zapamiętane na domowym komputerze hasło. Nikt z grona pedagogicznego nie uznał tego (a przynajmniej nie głośno)za oburzające.

Dziewczyna ostatecznie przeprosiła i została w szkole.

*już nie katolickie

Gimnazjum

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (257)
zarchiwizowany

#19535

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdy jeszcze uczęszczałem do liceum, cała nasza szkoła zaangażowała się w organizację Festiwalu Kultury Żydowskiej, który z czasem został rozciągnięty do ogólnie Festiwalu Kulturowego. Gdy już zostałem absolwentem placówki, moja była polonistka poprosiła mnie i moją lepszą połowę (także absolwentkę tegoż przybytku), byśmy gościnnie poprowadzili jedną z edycji imprezy. Zgodziliśmy się chętnie.
Niestety, w trakcie zaczęły się problemy. Festiwal odbywał się w piątek, a ponieważ niektórzy uczniowie, biorący udział w części artystycznej, czuli się rozgoryczeni, że mimo "wolnego dnia" muszą tutaj siedzieć, domagali się jak najszybszego wpuszczenia na scenę, by "odfajkować i do domu". Gdy po n-tej próbie marudzenia i wygłaszania, jak to oni są przez tę szkołę "wyzyskiwani" dostali od nas solidny opieprz, że może przydałoby się trochę pokory, nim zaczną gwiazdorzyć, obrazili się i rozeszli. Skutek? Przesunęliśmy ich występ na sam koniec listy, bo o godzinie, o której mieli zaczynać, żadnego nie było pod sceną. Poczekali jeszcze kilka godzin.
W międzyczasie zaniosło się na deszcz i chwilę później rzeczywiście lunęło, a ponieważ na miejscu nie było ŻADNEGO organizatora (wszyscy pojechali witać gości), zawyrokowaliśmy, że przenosimy imprezę do sali gimnastycznej. Udało się dość szybko zwinąć sprzęt i ludzi do środka, po czym potoczyło się dalej.
Po jakimś czasie przylatuje wściekła pani wicedyrektor (jedna z organizatorek) z pytaniem "Kto jest za to odpowiedzialny? Kto pozwolił imprezę przenieść?". Otóż pani wicedyrektor, która tego dnia miała za zadanie wszystkiego pilnować na miejscu pod nieobecność głównej organizatorki, czyli dyrektorki, usłyszała od niej parę cierpkich słów, gdy wreszcie obie wróciły do szkoły i zastały pusty plac.

Na jej nieszczęście, nie mogła ani mnie, ani mojej dziewczyny w żaden sposób ukarać za tę samowolkę.

Szkoła

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (184)
zarchiwizowany

#18089

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rejestracja na zajęcia w osławionym systemie USOS jest rokrocznie przyczyną wielu chorób nerwowych, fali depresji, a gdy się poszczęści - wyłącznie białej gorączki. Ale czary dopełnia fachowość sekretariatów, które najczęściej przestają reagować na telefony z kolejnymi skargami i uwagami, albo też odsyłają dzwoniących studentów z kwitkiem, tłumacząc, że "Ja nie wiem, może jutro będzie działać, jak Bóg, Cthulhu czy inne siły pozaziemskie interweniują, bo ja przecież nic zrobić nie mogę i technikowi też nie przekażę, bo nie zapamiętam".
Tegoroczna rejestracja na lektoraty z języka obcego.
Jak się okazuje, chociaż grupa jest dedykowana dla mojego kierunku, ani ja, ani nikt z roku nie może się zarejestrować. No to pierwsza myśl - indeksy nierozliczone. Dzwonię do sekretariatu wydziałowego: rozliczone, nie tutaj tkwi problem. Może żetonów nie ma? Są. I nagle coś mnie tknęło.
Dzwonię do Piekielnego Centrum Językowego, które prowadzi tę rejestrację.
-Halo, dzień dobry, Grim z III roku Wiedzy o Teatrze z tej strony, chciałem zgłosić problem.
-INDEKS MA PAN NIE ROZLICZONY.
-Nie, tutaj nie ma żadnych problemów. Żetony też są. Chodzi mi...
-ŻETONÓW PAN NIE MA.
-Nie, mówiłem, że są. Myślę, że problem tkwi w dedykacji grupy.
-PROSZĘ MI PODAĆ NUMER INDEKSU.
-Ale jest rozliczony, na pewno.
-NIE MOŻE BYĆ, TO JEST PROBLEM. POPROSZĘ NUMER.
Podałem. Czekam chwilę. Pani ze zdumieniem odzywa się w słuchawce.
-Rzeczywiście rozliczony. To ja już nie wiem.
-Myślę, że problem wynika z tego, że zamiast "WIEDZA O TEATRZE" w dedykacjach grupy ktoś wpisał w system inną nazwę. Zgadza się?
-... tak. Tutaj jest wpisane TEATROLOGIA.
-No właśnie. Myślę, że to był problem.
-Ja nie wiem, ja powiem potem informatykom.

I na drugi dzień rejestracja ruszyła. Problem leżał właśnie tutaj.

USOS

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (183)
zarchiwizowany

#17689

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ciąg dalszy historii Piekielnego Kuriera (http://piekielni.pl/17664#comments)

Parę minut po 16 wróciłem do domu z miasta i zacząłem robić sobie obiad w kuchni (w której wisi feralny domofon, niesłyszalny co prawda na piętrze, ale na parterze jego dźwięk niesie się doskonale). Po obiedzie, jakąś godzinę później słyszę dźwięk dzwonka. Myślę "Oho! Wrócił." I, miałem rację. Połowicznie.
Dzwoniła sąsiadka. Powiedziała, że kurier był u niej wpół do piątej (czyli wtedy, gdy ja siedziałem w kuchni) i zostawił paczkę dla nas (sąsiadka pokwitowała), tłumacząc, że on nie będzie dzwonił, bo nikt mu nie otwiera.

Nie otrzymałem póki co odpowiedzi na maila z firmy.

Kurier

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (193)
zarchiwizowany

#17495

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiele lat temu, gdy jeździłem w lecie na kolonie i obozy, zdarzało mi się brać udział w tzw. rajdach tematycznych. Organizowane najczęściej przez kolonistów (przy wsparciu kadry wychowawczej, oczywiście)w zależności od wyobraźni i zainteresowań pomysłodawców były mniej lub bardziej zróżnicowane: od wędrówki w oparciu o trylogię Tolkiena po rajd muzyczny, gdzie do zaliczenia kolejnych zadań należało śpiewać, grać i wystukiwać rytmy na zaimprowizowanych instrumentach. Miejsce akcji zawsze to samo - las w okolicy ośrodka, najlepiej mało uczęszczany przez osoby postronne. Wówczas lepszych dekoracji nie mogliśmy sobie wyobrazić, Fort Boyard to były jakieś marne popłuczyny.
Na jednym z wyjazdów postanowiłem sam spróbować swoich sił w organizacji rajdu - tym razem z dreszczykiem. Opracowałem 10 zadań na podstawie kilku książek i filmów grozy (Pułapka Wielkiej Pajęczycy, Zwierciadło Ctulhu itp) i poszedłem przedstawić pomysł kierownikowi kolonii.
Ponieważ na wyjazdach przez niego organizowanych rajd był kompletnym novum, przystał na niego chętnie, wpierw jednak każąc mi... napisać oficjalnie PODANIE o zgodę przeprowadzenie rajdu. Tak, wymagał od 13-latka pisma na zorganizowanie zabawy w lesie. Zdębiałem, ale uznałem, że to widocznie taki fetysz. Dostał podanie jeszcze tego samego dnia, ale odpowiedział na nie dopiero tydzień później (chociaż chodziłem do niego codziennie i siedziałem jak na szpilkach), na całe szczęście rozpatrzył podanie pozytywnie.
Od razu zabrałem się do roboty (większość przebrań i akcesoriów już miałem gotowe), ale następne problemy zaczęły się podczas instruowania...opiekunów, jak będzie wyglądać ich rola. Opiekunowie, którym sam pomysł się absolutnie nie podobał, podeszli do organizacji rajdu jak pies do jeża, co zaowocowało tym, że sam przygotowałem wszystkie zadania w lesie i wytłumaczyłem kilku wtajemniczonym kolonistom, na czym będzie polegało ich zadanie jako Strażników poszczególnych przeszkód, a wychowawcy mieli wyłącznie doprowadzać kolejne grupy na skraj lasu,w umówione miejsce, skąd ja je odbierałem i zabierałem na rajd, a następnie odbierać je ode mnie i prowadzić do ośrodka.
Jak się okazało, tylko i wyłącznie jedna opiekunka zastosowała się do grafika (rozpisałem wszystkim godziny, w których kolejne grupy powinny zostać przyprowadzone, by udało się ze wszystkim wyrobić) i tylko dwóch z pięciu wychowawców doprowadziło swoje grupy do miejsca, które wskazałem jako start. Zaowocowało to sytuacją, w której na początek rajdu miałem naraz dwie grupy (bo mecz się zaczyna za 40 minut i nie ma czasu tego rozbijać, jakoś sobie poradzimy), a po resztę musiałem biegać, bo np. zamiast na start, byli doprowadzeni na metę lub zupełnie z drugiej strony lasu.
Kolonistom i sam pomysł, i rajd bardzo się podobały. Dwie grupy chciały zrobić własne rajdy, ale nie dostali zgody od wychowawców.
Ja zaś zostałem już po wszystkim pouczony przez kierownika, że następnym razem powinienem pamiętać, by absolutnie wszystko dostarczyć na piśmie, a wtedy wykluczone są wszelkie pomyłki opiekunów.

Kolonia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (180)