Profil użytkownika
Grim
Zamieszcza historie od: | 2 kwietnia 2011 - 13:46 |
Ostatnio: | 11 października 2012 - 15:47 |
- Historii na głównej: 35 z 46
- Punktów za historie: 19426
- Komentarzy: 144
- Punktów za komentarze: 1086
Zamieszcza historie od: | 2 kwietnia 2011 - 13:46 |
Ostatnio: | 11 października 2012 - 15:47 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Póki co, to jest najlepsze wyjście :D
Personel wiedział - w muzeum wszyscy oprowadzający wiedzieli, kim jesteśmy, mieliśmy wydane plakietki z napisem "GOŚĆ", ogólnie załoga została uprzedzona, że się pojawimy. No fakt, to wina dyrekcji, że nikt nie poinformował Pani Sprzątającej. Parkingowy z kolei miał zapisaną na oficjalnej karcie gości planową godzinę przyjazdu ekipy, co pokazywali mu przeor i szefowa, ale ten nie uwierzył.
Parking był nieduży, zabezpieczony szlabanem, tuż obok ogólnodostępnego parkingu dla autokarów. Możliwe, że teraz coś się zmieniło, minęło parę lat od tej wizyty.
Szkoda, że wcześniej może jechać karetka do kogoś innego.
"Posmarowanie" miejscowym odpada - oni dzieciakami byli, gdy on już tam od lat mieszkał, więc czują respekt i lojalni są. Tak łatwo się ich przekupić nie da. Zwłaszcza, że staruszek bardzo hojny i serdeczny się staje przed każdą kolejną akcją...
Dostanie kamieniem w okno, to następnego dnia kiosk będzie miał szyby powybijane - już kiedyś się tak mścił za zgłoszenie sprawy.
Prawnik z Urzędu Miasta już był - po incydencie z karetką. Udowodnił wtedy staruszkowi, że gazony stoją nielegalnie na terenie MIEJSKIM, a nie PRYWATNYM. Te pachołki miały być właśnie kompromisem.
Chodnik, a właściwie sam wjazd "przynależy" teoretycznie do kamienicy, więc on, jako "właściciel" czuje się zań odpowiedzialny, ale prawnie własność chodnika jest urojona. Służby to już nie reagują, mają dosyć, bo on i tak nie zapłaci.
Zapisywałem. Żeby było zabawniej, w przychodni jest jeszcze - poza tą przed gabinetami - druga kolejka do rejestracji. Ludzie zapisują się w niej na konkretne godziny, po czym, i tak nie wierząc w taki system ufają wyłącznie własnej cierpliwości i wytrwałemu staniu, bo to chyba Pan Doktor bardziej doceni i nie wiem, ich wyleczy lepiej niż tę idącą na skróty wygodnicką resztę, która przychodzi na umówioną godzinę.
Bo ogonek się rozdzielał, myślałem, że większość czeka do zabiegowego, chciałem się zorientować, czy na przykład obsuwy nie ma, pamiętając, że doktor wywołuje na konkretną godzinę.
W Prawie Ogonka nie ma NIC ŚMIESZNEGO. To jest sacrum.
Prawda jest taka, @Klusek, że nie zapewniłaś zwierzakowi należytego bezpieczeństwa,zignorowałaś ewidentne zagrożenie dla niego na rzecz pogawędki, a potem, gdy już było za późno, wyżyłaś się na dziewczynie. Psu, głównego poszkodowanemu, Twoje miażdżenie koleżance śródstopia w ogóle nie przyniosło ulgi w bólu.
Jest jeszcze praktyka organizowania konkursów "dla wtajemniczonych" - wtedy nie ma ryzyka żadnego, że ktoś, kto nie powinien, dostanie nagrodę, a poza tym są dodatkowe punkty do stypendiów i świadectw do szkoły. Niemniej można by się spodziewać, że jednak ogólnopolski konkurs, organizowany przez krajowe stowarzyszenie, będzie bardziej uczciwie przeprowadzany...
Zemsta dość idiotyczna. Tak samo jak kontynuowanie rozmowy z koleżanką, która otwarcie ignoruje,co do niej mówisz i jeszcze ubliża, jak sama twierdzisz, Twojemu przyjacielowi. A skoro smycz za długa i pies mógł zbliżyć się na odległość kopnięcia, to trzeba było odejść kawałek dalej, skoro po czymś taki nadal miałaś ochotę kontynuować pogawędkę.
Nie pamiętam, chyba był radiomagnetofon, na pewno walkmany i książki, wydane przez PTTK. Poza tym, zdziwiłabyś się, jak mało uczestniczących w takich konkursach patrzy na nagrody (które nie są znane właściwie do momentu rozdania, no chyba, że się wcześniej wujka spyta), a jak wielu na właśnie tę "samą sławę" - wywiad dla lokalnej gazety, czasem i zdjęcie dziecka, które zwyciężyło, a jak konkurs duży, to kto wie - może nawet wzmianka w telewizji powiatowej! Niektórzy rodzice, których obserwowałem na konkursach recytatorskich i na tym (bywałem na takich często, bo lubiłem bardzo od małego), gotowi byli innym włosy z głów wyrywać, byle tylko obcy dzieciak nie został przez pana fotoreportera sfotografowany czy przepytany, dopóki ich pociecha nie znajdzie się w blasku fleszy.
W sumie to chyba rzeczywiście norma jest. Na konkursie historycznym, w którym podstawową lekturą, niezbędną na wszystkich etapach była pewna książka, nagrodami były... właśnie egzemplarze tej książki. Dla pierwszego miejsca przygotowane były nawet dwie sztuki.
A ja żadne miejsce. Ani wyróżnienia, ani nagrody publiczności.
Zapewne. Problem został w ten sposób rozwiązany na wieki wieków. Jeszcze najśmieszniejsze jest to, że komiks został wydany przez wydawnictwo, które jest jednym z oszukanych przez Empik (była głośna sprawa w zeszłym roku), więc wydawca nie przyjmuje już wymiędlonych, uszkodzonych egzemplarzy. Toteż trzeba znaleźć inny sposób, by się ich pozbyć za wszelką cenę, by w magazynie nie brakło miejsca.
Prowizji dla sprzedawców w Empiku chyba nie ma, pensje są stałe (jest na sali ktoś z Empiku?), więc żadnego interesu pracownica w tym nie miała. No, poza jednym - o ile dobrze rozumiem jej zachowanie, bycie uczciwym w stosunku do klienta to narażenie się szefostwu, za co się w najlepszym wypadku z pracy wylatuje. Widocznie naklejenie informacji bez zgody tajemniczych "ludzi z magazynu", którzy "wyceniają" ściągnęłyby na nią plagi egipskie.
Bardzo dojrzałe podejście. Wyłączyć pielęgniarce komputer. Dobrze, że nie miała tam poza pasjansem np. uruchomionej rozgrzebanej bazy danych pacjentów.
Chyba była to jej ostatnia wizyta w tym przybytku "wariatów". Jeszcze, nie daj Bóg, komornika jej na kark wsadzą. Lepiej nie czytać i dmuchać na zimne.
Proboszcz po prostu nie zauważył, że w ciągu jego posługi w parafii granice administracyjne miasta przesunęły się (a i pokoleniowo się trochę ludzi wymieniło) i już nie jest duszpasterzem wiejskiej parafii, gdzie każdy na ciasto zaprosi i kiszkę po świniobiciu na święta przyniesie, jak kiedyś...
@TooLittle - salon jest tak mały, że nie ma takiego stoiska w głębi. Kasa jest informacją równocześnie.
Czasem jeszcze focię wrzucić na tablicę, jakie to krejzole z nich, tak w bibliotece cały czas, nie to, co te nieuczone tłumoki.
Tak właśnie robię - chadzam do księgarni, które prowadzą ludzie znający i kochający książki. W Empiku bywam tak rzadko, jak to możliwe. Wiem, czego chciałem, ale nie mogłem znaleźć na półce (i nic dziwnego, nie spodziewałem się Poego w kryminałach), więc zapytałem - to chyba, nawet w samoobsługowym, nie jest grzech, prawda? Co do nieznajomości autorów - tutaj idzie się przyzwyczaić, taka specyfika sklepu widocznie. Nie mam naprawdę o to już pretensji i nie każę dyktować kasjerce bibliografii literatury norweskiej od 1923-1989. Chciałbym tylko, by pani umiała przeczytać prawidłowo informacje, nim mnie odeśle do półki. Ludzie są przyzwyczajeni, że sprzedający wie o tym, co ma w sklepie, no bo skoro pani w warzywniaku umie powiedzieć, które kartofle dobre, to tym bardziej ta w księgarni powinna pomóc. Zwłaszcza osobom, które z książkami mają nie po drodze i chiałyby coś dobrego do poczytania, a nie wiedzą, czego szukać. Wiem, że to stwierdzenie to nieprawda, ale myślę, że stąd właśnie pochodzi podejście. A gdyby pani znała dużo książek i filmów, rzeczywiście nie pracowałaby w Empiku, ale np. w Matrasie :D