Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grim

Zamieszcza historie od: 2 kwietnia 2011 - 13:46
Ostatnio: 11 października 2012 - 15:47
  • Historii na głównej: 35 z 46
  • Punktów za historie: 19426
  • Komentarzy: 144
  • Punktów za komentarze: 1086
 

#25182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu pisałem o dziwacznej modzie wśród niektórych licealistów na przesiadywanie w czytelniach dużych bibliotek, najlepiej grupą i niekoniecznie w celu pracy (właściwie prawie nigdy), co sprawia, że większość miejsc jest zajęta, a stanie w kolejce, aż któreś się zwolni, wydłuża się niemiłosiernie.

W tym roku sprytni "biblio-lanserzy" wymyślili nowy sposób na zapewnienie sobie dobrego miejsca. Otóż przychodzą do czytelni zaraz po otwarciu, o ósmej rano, proszą o numerki i... idą do szkoły, na lekcje. Przychodzą po kilku godzinach i szczęśliwi zajmują swoje stoliki, odpalają laptopy i logują się na facebooku (i na tym aktywność, oczywiście poza plotkowaniem, się z reguły kończy, bo na książki nawet nie spojrzą), a kolejka chętnych do skorzystania z zasobów czytelni rośnie...

A pewnie później, w domu:
-Uczysz się do tej matury?
-No jasne, całymi dniami w bibliotece siedzę!

Biblioteka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (635)

#25173

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Brat szykuje się do bierzmowania.
Dziś usłyszał na kazaniu bardzo ciekawą opinię.
Ksiądz bowiem pożalił się:
- Bo to nie może być tak, że ludzie nie zauważają, jaki szatan jest inteligentny! Jak on zwodzi! Ja mówię ministrantom: przyjdźcie na wieczorne nabożeństwo, a tu jeden nie może, bo ma angielski, inny tańce, inny matematykę, trening... A gdzie Bóg? Trzeba umieć powiedzieć sobie "stop"!

Samorozwój jako dzieło Szatana.

Kościół

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (859)
zarchiwizowany

#25130

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W latach licealnych miałem nieprzyjemność poznać panią Pedagog.
Kobieta ta była najczęściej nieszkodliwa (z racji tego, że prawie nigdy nie zaglądała do swojego gabinetu, w którym powinna pracować), tylko całymi dniami siedziała na kawce i plotach w szkolnej bibliotece. Gdy któregoś dnia jeden z uczniów godziny pracy gabinetu zakleił kartką z napisem "Pedagog przyjmuje w bibliotece wtedy, kiedy jej się chce", główna zainteresowana zauważyła to dopiero po czterech dniach. Przez ten czas musiała ani razu nie wejść do gabinetu, a jedynie po zostawieniu płaszcza w pokoju nauczycielskim schodzić od razu na kawusię i w spokojnej, wolnej od uczniów ciszy biblioteki przesiadywać godziny pracy.
O wiele mniej ciekawie było, gdy jednak do pracy się zabierała.

Niestety od czasu do czasu zdarzały się zastępstwa z nią, spędzone na wysłuchiwaniu opowieści o tym, jak to kiedyś na jej osiedlu były dobre lody i jak bardzo nienawidziła ludzi ze swojej klasy maturalnej. Zabraniała zajmować się nauką do innych lekcji czy robieniem czegokolwiek pożytecznego, wymagała słuchania własnych, pozbawionych sensu i znaczenia, wspominek.
Nigdy nie przeprowadziła zajęć o tematyce wychowawczej, nie włączała się także w życie szkoły, organizując olimpiady, festiwale czy konkursy. Chyba żeby liczyć zwiększenie sklepikowi obrotu kawą rozpuszczalną i drożdżówkami.

Nasza klasa była któregoś dnia na wycieczce. W drodze powrotnej wychowawczyni odebrała telefon od jednej z nauczycielek. Pani pedagog, wiedząc o naszej notorycznie bardzo niskiej frekwencji (podobno wówczas rekord szkoły) stwierdziła, że nas zmobilizuje. Wykorzystując dzień, w którym nas nie było, obeszła wszystkie klasy, by w każdej wygłosić krótką pogadankę, jak bardzo jesteśmy godni pogardy, nie uczęszczając na zajęcia. Uznała bowiem, że to najlepsza metoda, byśmy wzięli się do roboty - narobić nam wstydu, aby inni uczniowie nas wytykali palcami jako tych
najgorszych, przynoszących wstyd szkole.
Na szczęście efekt był prosty do przewidzenia - postrzeganie naszej klasy się nie zmieniło, jedynie pedagog została wyśmiana.

Z tego, co wiem, kobieta niestety nadal pracuje w szkole. Niestety.

Liceum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (216)
zarchiwizowany

#25086

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik.

Po kilkumiesięcznej nieobecności w sklepach sieci wybrałem się do nowo otwartego przybytku w rodzinnym mieście, by zrealizować otrzymaną kartę prezentową. Doświadczenia z siecią mam nienajlepsze (wynikające głównie z ignorancji obsługi), jednak uznałem, że być może teraz, w dopiero co otwartym salonie będzie inaczej.

Tiaa.


Upatrzyłem sobie wcześniej zbiór opowiadań Edgara Allana Poe. Podszedłem do kasy spytać, czy znajduje się taki wolumin na półkach.
-Czy znajdę może "Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze" Poego?
-Czego? - spytała zdumiona 30-kilku letnia kasjerka.
-Edgara Allana Poe.
-Jak to się pisze?
Przeliterowałem.
-Poe, poe... no nie wiem, są jakieś angielskie.
Podszedłem do komputera i palcem wskazałem jej okładkę tego tytułu, o który pytałem.
-Aaa, to. No, to jest.
-W twardej oprawie?
-No tak. Dwa egzemplarze są.
-Świetnie. To jeden poproszę.
-To idź tam do tej półki po prawej i poszukaj sobie, ja potem przyjdę.

...

Zbyt mi zależało na szybkim wyjściu, by się wyzłośliwiać. Podszedłem do półki. Kryminały. Ok, fajnie, rzeczywiście Poe prekursorem gatunku jest, ale stojąc między Corbenem a Ludlumem wygląda... dziwnie.
Dwa egzemplarze były, owszem.
W miękkiej okładce.

Reakcją pani na kasie było zdanie: Jak Ci zależy, to mogę zamówić w twardej.

Nie mam wielkich wymagań co do sieciowych księgarni, a zwłaszcza Empiku. Nie czepiam się, że pani na kasie nie zna jednego z klasyków literatury, sprzedając książki. Nie mam jej za złe nawet tego, że zwraca się do mnie per "ty" (ok, jest starsza o ledwie dziesięć, może dwanaście lat, mam znajomych w jej wieku, może to taki wyraz solidarności pokoleniowej czy coś,poza tym ja w sumie młodo wyglądam). Odsyłanie do półki często się zdarza, w końcu kobieta zajęta.

Ale chyba mam prawo wymagać, by kasjer umiał odczytywać dane o towarze w katalogu firmy, w której pracuje, prawda?

Empik

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (203)

#24530

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dialog dwóch starszych pań na ulicy. Jednej z nich towarzyszy rozbrykany kilkulatek.

- O, a dzisiaj malutki bez szeleczek?
- A wie pani, że ja to nigdy mu nie zakładam. Tłumaczę jego matce, że to nie można, przecież dziecko nie jest psem, żeby go tak na smyczy ciągać.

Tak perorując, trzymała kurczowo w dłoni szalik, owinięty ciasno wokół szyi chłopca, by nie odchodził za daleko.

Ulica

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 771 (819)
zarchiwizowany

#24112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dworzec PKP.

Po peronie tupta w stronę za moment odjeżdżającego pociągu do Warszawy stareńka zakonnica. Z racji wieku i nieporęcznej walizki idzie wolno. Zaczepia przechodzącą obok niej panią konduktor.

-Czy ten pociąg do Warszawy jedzie?

Na co pani konduktor rzuciła okiem na wagon, przy którym stały (z wypisanymi farbą danymi technicznymi i miejscem złożenia), po czym, zlokalizowawszy nazwę miasta, wypaliła:

-Nie no, do Wrocławia.

I poszła. Zakonnica już miała biec na inny peron, szukając swojego pociągu do Warszawy, bo kretynka z PKP nie widzi różnicy między tabliczką z trasą a nazwą wypisaną pomiędzy danymi technicznymi.
Na szczęście siostrzyczka dała się przekonać, że pociąg, przy którym stoi, jest tym właściwym.

Dworzec

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (236)

#22829

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Biblioteka.
W grudniu, z okazji Świąt, pewna biblioteka (którą staram się omijać szerokim łukiem, jednak czasem muszę się ugiąć) ogłosiła "amnestię". By odzyskać woluminy, które czytelnicy przez roztargnienie przed laty zachomikowali w swoich mieszkaniach (a potem nie oddawali drżąc przed narastającą karą), wszystkie opłaty za przetrzymanie, zostają w grudniu zniesione.

Podczas przedświątecznej wizyty w wypożyczalni słyszę dialog:
- Chciałem zwrócić książkę.
- To będzie 45 złotych kary.
- Ale... przecież amnestia...
- Panie, ale nie na takie kwoty!

Po wyjściu zacząłem się zastanawiać, czy to rzeczywiście odgórne zarządzenie, by ściągać powyżej pewnych kwot, czy też pani z wypożyczalni miała niezaksięgowane 45 złotych więcej na prezenty.

Biblioteka

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 464 (522)

#21626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeden rok nauki w gimnazjum zmarnowałem przez decyzję o wybraniu pewnej prywatnej szkoły, rzekomo "nastawionej na humanistów" i zbierającej szalenie pochlebne opinie w mieście, jako najlepsza tego typu placówka. Ponieważ ja od najwcześniejszych lat szkolnych zadeklarowany human, stwierdziłem, że to może być to. Gimnazjum było katolickie, ale wówczas mi to nie przeszkadzało - zresztą nie było ani mundurków, ani obowiązkowych nabożeństw (poza mszą na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego), więc pod tym względem nie było źle. Czesne wysokie, ale tłumaczono to tym, że budynek nowiutki (prawda) i najwyższej klasy kadra nauczycielska (nieprawda).
Z faktu, iż szkołą zawiadywał ksiądz dobrodziej, wynikała jednak jeszcze jedna, ważna niedogodność - większość nauczycieli przedmiotów humanistycznych była duchowna. Nie robiłoby mi to większej różnicy, gdyby nie jedna persona - Siostra Barbara.

Siostra była całkowitą ignorantką, jeśli idzie o literaturę, a z gramatyką radziła sobie niewiele lepiej. Gdyby nie korki i samodzielna lektura, nie wiem, czy udałoby mi się nadrobić materiał. Siostra chętnie wybierała książki spoza obowiązkowego kanonu, na czele z jej ukochanym "Przeminęło z wiatrem", które omawialiśmy... trzy miesiące. Przez resztę roku zdążyliśmy przerobić parę romansów z wieku XIX i kilka wierszy miłosnych, w ogóle się nie zbliżając do wymaganego rozporządzeniem materiału.

"Omawianie" jej lektur natomiast polegało nie na ich analizie, rozbiorze na czynniki pierwsze, interpretacji, wyszukiwaniu motywów czy jakiejkolwiek pracy nad tekstem, tylko rozpoczynało się idiotycznie szczegółowym (z pytaniami o elementy odzieży i ich kolor np.) sprawdzianem z treści książki, a następnie czytaniu poszczególnych scen po kolei i pytaniach, czy "nam się to podoba, czy nie." Gdy się nie podobało, siostra stawiała jedynki lub wyrzucała za drzwi.

Było kilka skarg do dyrektora, jednak wszystkie puszczone mimo uszu - siostra miała bowiem opinię "wybitnej specjalistki i świetnego pedagoga", a rodzice szybko odpuszczali, postraszeni przez ojca dobrodzieja, że jak będą bruździć, to ich pociechy stracą swoje miejsce w tym cudownym przybytku oświaty i wylądują w hańbie i sromocie w najgłębszych czeluściach edukacyjnego piekła, czyli REJONIE.

Siostra postanowiła "wyjść nam naprzeciw" któregoś dnia i obiecała omawianie książki, którą my sami zaproponujemy. Wygrał "Władca Pierścieni" (nie wiem, czy wpływ na decyzję miał fakt, że tytuł rzucił syn jednej z nauczycielek) i zgodziliśmy się przeczytać całą trylogię. Gdy mieliśmy zacząć omawianie, siostra po trzydziestu minutach zajęć przyznała się z prostotą, że książki nie przeczytała, zaczęła pierwszy tom, ale ją znudził, resztę poznała ze streszczeń z internetu. Zresztą omawianie szybko się skończyło, bo trwało może dwie, trzy lekcje.

Kroplą dopełniającą czarę było wyrzucenie mnie za drzwi (nie pierwsze zresztą i nie ostatnie podczas tego roku) za to, że na przerwie czytałem "Folwark Zwierzęcy" Orwella. Dowiedziałem się, że regulamin szkoły (lub jego alternatywna wersja, obowiązująca w siostry głowie) ZABRANIA CZYTAĆ NA PRZERWACH, a co dopiero takich autorów.

W drugiej klasie przeniosłem się do gimnazjum rejonowego. Miałem olbrzymie braki i opóźnienia z niemal wszystkich przedmiotów (poza niemieckim, który jako jeden z niewielu stał na przyzwoitym poziomie). Nadrobienie materiału kosztowało mnie mnóstwo samodzielnej pracy i nieprzespanych nocy. Z wielu szkół, które z różnych powodów odwiedziłem w trakcie mojej edukacji, ten jeden rok u księdza dobrodzieja wspominam zdecydowanie najgorzej.

Katolickie Gimnazjum Humanistyczne

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 548 (642)

#21606

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilkanaście lat temu, gdy uczęszczałem do podstawówki, moja klasa w ramach WF-u miała załatwione wizyty na basenie raz na tydzień. Ponieważ pływalnia była od szkoły w centrum miasta daleko, a uczniów chętnych do pływania niewielu, szkoła dogadała się z sąsiednią PSP odnośnie wspólnego wynajmu autokaru. Ponieważ sąsiedzi mieli większy i lepiej usytuowany parking, obie placówki zgodziły się, żeby kierowca zabierał dzieci stamtąd, a nasza klasa po prostu będzie dochodzić tam chwilę później.

Któregoś dnia razem z kolegą właśnie przecinaliśmy przejście dla pieszych przed sąsiednią szkołą, gdy na ulicę wyjechał z dziką prędkością duży fiat. Kierowca zahamował z piskiem opon tuż przed nami, po czym wychylił się z wozu i zaczął ciskać epitetami, poczynając od "durnych gówniarzy", a kończąc w rejonach mocno wulgarnych. Zestresowani bylibyśmy mocno, bo maska fiata zatrzymała się właściwie kilka centymetrów od nas, a w dodatku (dzięki egzaminom na kartę rowerową) na tyle obeznani z podstawami ruchu drogowego, że zaczęliśmy krzyczeć na faceta, informując, że raz - tu jest ograniczenie prędkości (bo szkoła), dwa - już na przejściu byliśmy, więc powinien nas puścić. Kierowca jeszcze chwilę się pieklił, po czym odjechał, gdy zeszliśmy z pasów. Mój kolega krzyknął za nim jeszcze, ośmielony już nieco, "Kto panu dał prawo jazdy?" i... wtedy się zaczęło.

Facet zatrzymał gwałtownie auto na ulicy, po czym, rozjuszony, zaczął biec (zostawiając samochód otwarty na oścież) w naszą stronę. Nim kolega się zorientował, facet chwycił go za koszulkę na plecach, aż szwy zatrzeszczały, i wciąż biegnąc wpadł do szkoły. Poleciałem od razu za nimi, obserwując rozwój wypadków. Kierowca, krzycząc, wpadł do gabinetu dyrekcji i wrzasnął na dyrektorkę:
-ŚWIETNIE PANI UCZNIÓW WYCHOWUJE! CO ZA CHAMSTWO! ŻEBY MNIE GNÓJ OBRAŻAŁ!
Skołowana dyrektorka szybko odzyskała trzeźwość myślenia i kazała intruzowi się uspokoić lub wynosić, na co ten zareagował litanią "PANI NIE WIE, KIM JA JESTEM!" i "JUŻ TU NIE PRACUJESZ!"
Podczas gdy dyrektorka usiłowała przekrzyczeć mężczyznę, sekretarka spytała ledwie żywego (i wciąż trzymanego za fraki) chłopaka, o co chodzi i z której jest klasy. Widziałem tylko plecy kierowcy (zaglądałem przez otwarte drzwi do środka gabinetu), ale mogę sobie wyobrazić jego minę, gdy sekretarka wyjaśniła, że to nie jest uczeń ich szkoły, bo nagle ucichł, puścił go i wybiegł.

Gdy kolega złapał oddech, wyjaśniliśmy sytuację i ruszyliśmy na parking, do autokaru. Tuż przed odjazdem zauważyliśmy awanturującego się kierowcę, którego spisywała policja* za zostawienie auta na środku ulicy.

*wiem, że tak szybka reakcja stróżów prawa wydaje się niewiarygodna, ale komisariat znajduje się po drugiej stronie jezdni.

Szkoła

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 590 (660)

#21594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako wielbiciele kuchni włoskiej, ja i moja lepsza połowa namierzyliśmy już w pierwszych tygodniach naszego pobytu w Krakowie, kilka pizzerii w okolicy mieszkania. Po krótkiej selekcji wybraliśmy tę ulubioną i przez ponad pół roku gościliśmy, ze sporą częstotliwością, jej wyroby na naszym stole. Niestety, po paru miesiącach pizzeria, do tej pory niezawodna, zaczęła przysparzać problemów...

W pewnym momencie dostawcy zaczęli regularnie się spóźniać, przedłużając czas oczekiwania o 20, 30 czy 40 minut. Na pięć zamówień na przestrzeni grudnia i stycznia - pięć opóźnionych. Dodajmy, że czas oczekiwania wynosił już przy zamówieniu co najmniej 50 minut, a zazwyczaj półtorej godziny.

Pewnego dnia gościliśmy kilku znajomych z innego miasta - zadzwoniliśmy więc zaraz po śniadaniu po pizzę na obiad, znając standardowy czas realizacji zamówień. Tym razem jednak dowiedzieliśmy się, że trzeba czekać około dwóch godzin (!), ale ponieważ mieliśmy czas, a pizza była dobra, uznaliśmy, że poczekamy.
Po dwóch godzinach i trzydziestu minutach zadzwoniłem do pizzerii, gdzie jest zamówienie.
-A to jeszcze Państwo nie dostaliście?
-Nie. Miało być ponad pół godziny temu.
-To ja nie wiem. Spytam się kierowcy.

Cisza. Po upływie kwadransa dzwonię znowu.
-Gdzie jest zamówienie?
-Właśnie wyjechało.
-Pan żartuje?
- .....
-Halo? Słyszy mnie pan?
-Przepraszam, ale nasz kierowca miał...yyy... atak serca. Musieliśmy znaleźć innego. Już jedzie.

Dostaliśmy wtedy co prawda jedną z dwóch pizz gratis, jednak uznałem, że to chyba koniec przygody z tym lokalem.

Kilka tygodni później daliśmy im jednak jeszcze jedną szansę. Nie skorzystali.

Po 30 minutowym spóźnieniu dostawcy, uznaliśmy, że przed zajęciami przynajmniej zjemy coś szybkiego na mieście, skoro na pizzę nie ma już szans.
Minęliśmy się z dostawcą w windzie. Pytał sąsiada, czy nie wie, na którym piętrze jest nasze mieszkanie. Nie odezwaliśmy się słowem.

Pizzeria "Obłąkany Symbol Krakowa"

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (534)