Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GythaOgg

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2010 - 23:57
Ostatnio: 11 listopada 2019 - 0:29
  • Historii na głównej: 13 z 19
  • Punktów za historie: 5725
  • Komentarzy: 718
  • Punktów za komentarze: 4573
 

#85281

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę autobusem miejskim. Są godziny szczytu, jedziemy wolno. Gapię się przez okno i w pewnym momencie zauważam faceta, który leży koło śmietnika, próbuje się podnieść ale nie daje rady. Akurat zapaliło się zielone światło i odjechaliśmy trochę szybciej, ja się zastanawiam co zrobić. Nie zatrzymam autobusu przecież, a do następnego przystanku dość daleko. Mogłabym zadzwonić po karetkę, ale w sumie nie wiem, czy facet potrzebuje pomocy.

Wymóżdżyłam, że zadzwonię na straż miejską i poproszę, aby tam posłali patrol. Od tego chyba są, nie? Dzwonię, najpierw wisiałam kilka minut na sekretarce, rozłączyło mnie. Za drugim razem odbiera facet.

- Dzień dobry, nazywam się Gytha Ogg, w okolicach Biedronki na Konopnickiej leży facet i nie wstaje, a ja jestem w autobusie, (bla bla znacie sytuację), czy może mógłby jakiś patrol sprawdzić, czy ten pan nie potrzebuje pomocy?
- Dzień dobry, ale to może się przewrócił i zaraz wstał?
- No nie wiem, jak mówiłam, jestem w jadącym autobusie, nie mogłam podejść, ale raczej wyglądał jakby nie mógł się podnieść. Czy mógłby tam podjechać patrol?
- No ale jak ktoś leży, to trzeba podejść i sprawdzić co z nim...
- Jak mówiłam jestem w jadącym autobusie, nie mam możliwości podejść, czy mógłby tam podjechać patrol, proszę?
- Ale może to nic takiego...
- Mi wyglądało jednak jakby coś poważnego się działo, ale nie wiem, może pijany, możecie pojechać?
- Ale to pani jest pewna, że coś się stało?
- Nie, nie jestem pewna, dlatego nie dzwonię po karetkę, tylko do was, da radę to sprawdzić, jest jakiś wóz na mieście?
- No ja nie wiem...
- J**ał was pies. Sama się wrócę, a potem naskarżę na waszą opieszałość. Nazwisko pańskie proszę.
- Przyjąłem, patrol jest w drodze.

Sprawdziłam u znajomego policjanta (głupia jestem, bo mogłam od razu do niego zadzwonić, ale wyleciało mi z głowy) straż miejska pojechała i zgarnęła gostka, nawalony był. I ok, ale mógł mieć zawał albo wylew.
Po kiego diabła my utrzymujemy jeszcze tę straż miejską?

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (179)

#83566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Basen. Pływam w jednym w torze z jakimś facetem. Gość co mnie mijał, to zawadził o mnie ręką. Najpierw nogę szurnął, potem cycek posmyrał. Nieprzyjemne to było, no ale normalne, że się ludzie zawadzają pływając, niewiele się widzi wówczas. Widocznie facet długie łapy ma. Przesunęłam się bliżej krawędzi toru.

Mijam go znowu, a gość nie tyle mnie dotknął, co po prostu złapał za pośladek i ścisnął. Zmroziło mnie, bo nie wiem, co się w takiej sytuacji robi, no nie będę człowieka bić, nikt tego nie widział pod wodą przecież, ale gość wyraźnie mnie zmacał. Wyszłam z basenu, poszłam do ratownika i mówię mu, że tu jakiś zboczeniec pływa. A pan ratownik na to, że mam w takim razie się przenieść na inny tor...

Także wiecie, jeśli zbok pojawia się w jakimkolwiek miejscu, to to miejsce należy od tej pory do niego, to ty masz się wynieść, nie on.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (225)

#77709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej i straciłam resztkę wiary w ludzkość.

Pomysł nr 1 - do naszego bloku należy kawałek ziemi, posiejmy tam trawę i postawmy ławkę. Trawę, bo miło i ładnie, ławkę, bo blok bez windy, mieszkają starsze osoby, jak wracają z zakupami to potrzebują sobie odpocząć przed wdrapaniem się na swoje piętro. W głosowaniu wielkie NIE. Bo na trawie i ławce będą się bawić dzieci. Pytam co w tym złego? "No wszystko pani, dzieciarnia się zlezie, będą tu przesiadywać". No dobrze, od tego jest trawa i ławki, aby na nich siedzieć, w czym problem? "NIE".

Odzywa się starszy pan: "A bo pani spod ósemki to wózek dziecięcy stawia na klatce". Klatka duża, dwa wózki by weszły i jeszcze bym szafę przeniosła, w czym problem? "Bo wózek do domu trzeba brać". No ale w czym panu przeszkadza? Dla młodej matki wtachać wózek na 2 piętro z dzieciakiem na ręku jest trudno, a panu to w niczym nie szkodzi, o co kaman? "Bo jej kto zniszczy". Na to dziewczyna nie wytrzymała i spytała pana, czy to groźba. Odpowiedział, że nie wie, czy mu się laska nie zawinie tak, że jej kółka w tym wózku poprzetrąca.

Ludzie, co się z wami porobiło? Na złość drugiemu zrobić, to wasza cała przyjemność?

adult

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 247 (323)
zarchiwizowany

#77560

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wynajmowałam swego czasu pokój w takim dziwnym mieszkaniu. Z mojego pokoju był widok na balkon, ale nie było wyjścia.

Wyjście na balkon miała współlokatorka, a więc wyszedłszy na balkon mogła także zajrzeć do mnie. Nigdy tego nie robiła, wchodziła na dymka od czasu do czasu ale nie przeszkadzała mi. Do czasu, kiedy to na weekend przyjechał jej chłopak.

Mam zwyczaj badać sobie piersi, wszystkie powinnyśmy to robić. No i owego dnia badam, badam, patrzę w lusterko powieszone obok okna i badam. A tu nagle w oknie pojawia się chłopak współlokatorki i patrzy wprost na mnie. Stropiłam się ogromnie, zakryłam, myślę sobie, że gościu przemilczy tę krępującą sytuację. Ale nie. Facet krzyczy do swojej dziewczyny "Ty! Nie uwierzysz! Ta laska się maca normalnie!" itd.

No było mi cholernie wstyd, ale też byłam trochę zła. Nie byłaby to jednakowoż piekielność, gdyby nie współlokatorka, która kiedy jej chłopak wyjechał przyszła do mnie z pretensjami, czy ja aby świadomie go nie uwodziłam.

Jej pretensje trwały długo, przerodziły się w uciążliwe dokuczanie mi typu wstawianie gwiżdżącego czajnika o 5 rano, odłączanie internetu itp.

Całe szczęście wyprowadziłam się do obecnego męża, ale na miłość boską - krępujące sytuacje się zdarzają, czy trzeba z tego robić wojnę podjazdową?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (39)

#76369

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historie o szukaniu pracy, przypomniałam sobie swoją własną sprzed jakichś dwóch lat.
Byłam już dość zdesperowana i nie szukałam już wymarzonej pracy, chciałam tylko robić coś, co ma sens.

Znalazłam ofertę stażu - "marketing, kształtowanie i budowanie wizerunku nowo powstałej firmy. Pod opieką doświadczonego marketingowca."

Poszłam na rozmowę. Facet mnie o zbyt wiele nie pytał, rozpływał się raczej nad tym jaki sukces wielki odniesie jego firma. W końcu przyszło do opisania moich obowiązków. Otóż miało to być pisanie na forach internetowych, w komentarzach pod artykułami itp. zachęt do skorzystania z usług tejże firmy. Płaca w okolicach 500zł. Pytam o to, kto miałby być moim "nauczycielem", kim jest rzeczony doświadczony marketingowiec. Facet patrzy na mnie jak na UFO i mówi, że "no tu mamy innych stażystów, doświadczonych bardziej, oni cię wprowadzą". Hm. Stażystów, czyli raczej nie doświadczonych marketingowców. Pytam, czego się w takim razie nauczę w tej pracy, bo pisać to ja umiem bardzo dobrze, ale nie wiem, czy akurat spełnia to standardy "sztuki marketingu".
Facet już z lekkim obrzydzeniem na mnie patrzy i mówi:

- Jak to, czego się nauczysz? To ty nie umiesz takich rzeczy robić?
- No nie umiem, dlatego chciałam iść na staż, od tego są staże, aby się uczyć.
- No żartujesz chyba - odparł facet - ja cię zatrudniam żebyś pracowała, a nie żeby cię uczyć!
- Nikogo pan nie zatrudnia, tylko proponuje staż, więc chcę wiedzieć, czego się na tym stażu nauczę. Będę pracować u pana za marne wynagrodzenie ORAZ za doświadczenie zdobyte u specjalistów. A pan chce, żebym pracowała za 500zł i nic więcej z tego nie miała.

Po tym facet mi podziękował za rozmowę i byłoby na tyle, gdybym następnego poranka nie dostała od niego smsa, że z takim nastawieniem skończę w Biedronce na kasie.

Nie dość, że wyzyskiwacz, to jeszcze bez krzty szacunku dla ludzi pracy.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (298)
zarchiwizowany

#74998

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś jeden pan chciał wobec mnie okazać kindersztubę. Szedł pół metra przede mną i kiedy doszliśmy do drzwi, otwieranych do zewnątrz, a więc w naszą stronę, otworzył je i stojąc naprzeciwko nich przytrzymał dłonią najwyżej jak zdołał, dając mi tym samym zaszczyt przejścia... pod jego pachą. Patrzył wyczekująco na mnie kiedy lustrowałam ten gest niby ze studniówkowego poloneza, wreszcie zniecierpliwiony wskazał mi ruchem głowy, że tak, mam przejść pod jego pachą, bo inaczej tak będziemy tu sterczeć aż uświerkniemy. Jestem niska, pan był wysoki, pod jego pachą przeszłam wreszcie, tak czule zachęcona, niemal wyprostowana... Ale panowie... Po pierwsze, nie musicie przepuszczać pań w drzwiach. Po drugie, jeśli chcecie, to pięknie, ale nie zmuszajcie nas do przechodzenia pod waszymi pachami. Nawet jeśli pachną old spajsem, świeżo wygolone i suche jak żarty Strasburgera - to nie jest ani miłe, ani higieniczne.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (26)

#72851

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem serio nie wiem, kto był piekielny, ale chyba to ja głupio postąpiłam.

Stoję w kolejce w markecie, za mną pani z chłopcem z zespołem downa. Pani przeszła za linię kas, chłopiec stoi z bochenkiem chleba na taśmie. Bardzo się niecierpliwił i kiedy został skasowany klient przede mną, przełożył ten swój chlebek przed moje zakupy. Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam, że "ooo, panu się chyba spieszy, to proszę wejść przede mnie".
Pani opiekunka zrugała mnie, że ja może byłam miła, ale mało kto będzie i ona chciała nauczyć chłopca, jak robić zakupy, a ja to zmarnowałam.

I wiecie co? Miała racje. Ten chłopiec nie był na równi pełnosprawny jak ja, ale miał prawo być traktowany jak każdy inny klient. A ja chyba trochę zepsułam tę lekcję.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (250)
zarchiwizowany

#72059

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym wam opisać dwie rodziny z mojej rodzinnej wsi.
Rodzina 1: Ona, on, czworo dzieci. Dwoje to dzieci zmarłego męża pani, dwoje obecnego. Oboje pracują, dwójka starszych otrzymuje rentę po zmarłym rodzicu. Oboje dorosłych po zawodówkach, więc ta ich praca jakaś szałowa nie jest, ale spokojnie dają radę. Aż pewnego lata jego zakład pracy upada,ją zwalniają. Ona znajduje pracę w wiejskim sklepiku, on nie może znaleźć legalnej pracy, tuła się na czarno. Jakoś żyją, dopóki przedsiębiorca sklepikarz nie postanawia jej zacząć płacić w towarze. A co jest w wiejskim sklepiku? Wóda, pasta do zębów i czipsy. On ma wypadek w pracy. W pracy na czarno. Są więc w czarnej d***.
Rodzina 2: Ona, on, czwórka dzieci, piąte w drodze. On chleje od rana do nocy, ona co rok prorok (bo jak mąż chce pochędożyć to nie ma zmiłuj - kwestia braku antykoncepcji ma wiele przyczyn, nie ma tu na to miejsca), zatem ona ciągle w ciąży albo z dzieckiem przy piersi, nijak pracować.
Obie rodziny dostają pomoc socjalną. Chciałoby się zlikwidować pomoc państwa jak się takie historie jak rodziny 2 słyszy. Tylko musimy sobie zadać pytanie - czy jako społeczeństwo wolimy wydać na śmierć głodową ludzi typu rodzina 1, którzy się starają ale im nie wychodzi, tylko dlatego, że musimy zmarnować trochę pieniędzy na takich skur*** jak ojciec rodziny 2?

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 93 (149)

#66392

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie kupię już nigdy nic w Black Red White.
Zamówiłam zestaw wypoczynkowy. Pani podczas sprzedaży dwoiła się i troiła, cudowała jakby mi tu najniższe raty załatwić, uśmiechała się i piała niemal na mój widok. Po podpisaniu umowy obiecała, że zestaw będzie w ciągu czterech tygodni, no góra sześciu. Trochę długo, ale spoko. Po upływie sześciu tygodni idę do salonu zapytać, co z moim zamówieniem. Pani w informacji spojrzała na mniej znad monitora, wklepała moje nazwisko i powiedziała "jeszcze nie ma". No że nie ma to ja wiem. Pytam, kiedy będzie. Ona nie wie. I patrzy sobie dalej w monitor, ignorując mnie kompletnie. Hm, nawiązuję kontakt ponownie.

- Jakie zadośćuczynienie państwo proponują za spóźnienie, bo dziś zaczyna się siódmy tydzień jak czekam, a miało być sześć.
Babka patrzy na mnie i mówi:
- Ja? żadne.

No kurde, tak, właśnie chcę od niej zadośćuczynienie, żeby dzieciom swoim od ust odjęła i mi dała. Tłumaczę, że chcę od sklepu, nie od niej. No to ona woła kierownika. Takiego pokazu impertynencji i bezczelności dawno nie widziałam. Facet nie dość, że powiedział, że nie wie, kiedy mój zestaw będzie i nie uzgodnił ze mną żadnego terminu, kiedy będzie to wiedział, ale jeszcze stwierdził, że on "za słuchanie moich sarkastycznych komentarzy premii nie dostaje" i że "mogę go pozwać jak sobie życzę, ale nic na tym nie ugram". Czyli - nie tylko kompletna olewka ale jeszcze chamstwo.

Pracowałam w obsłudze klienta. Gdyby ci ludzie powiedzieli "przepraszamy za spóźnienie, niestety nie wiemy, kiedy będzie dostarczony pani zestaw, ale jutro się tego dowiemy i do pani oddzwonimy", dałabym spokój. Idealną sytuacją byłoby gdyby zaproponowali coś na przeprosiny - drobiazg - pachnącą świeczkę, szklany wazonik... to firmy nic nie kosztuje. A tak mają bardzo, bardzo upierdliwego klienta na głowie, który złożył skargę, a do salonu ma 15 minut piechotą i będzie zatruwał im życie aż nie dostanie swojego zadośćuczynienia.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 628 (752)
zarchiwizowany

#63520

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się głupia historyjka. W czasach kiedy byłam dzieckiem, komputery były drogą zabawką. Nam udało się jednak jakiś składak zdobyć. Nie wiedzieliśmy na ten temat absolutnie nic, ale powoli, powoli, uczyliśmy się obsługi. Ja zakochałam się w Wordzie, zawsze lubiłam pisać, a pisanie na komputerze było takie profesjonalne! Wszystko szło świetnie, aż pewnego dnia Word zaczął pisać tylko wielkimi literami! Co robić?! Tak, wezwaliśmy fachowca, aby wyłączył CapsLock... :D
PS. Nie, nie mogłam zapytać google, bo nie mieliśmy wtedy Internetu, chyba nikt w naszej okolicy nie miał.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (46)