Profil użytkownika
Hasdiel
Zamieszcza historie od: | 22 czerwca 2017 - 14:41 |
Ostatnio: | 10 listopada 2017 - 17:13 |
- Historii na głównej: 1 z 1
- Punktów za historie: 109
- Komentarzy: 1
- Punktów za komentarze: 27
Zdarzyło się tak, że w tym roku mam bierzmowanie. Niesie to za sobą taką ilość piekielnych spraw - nie tylko ze strony kościoła, ale także moich rodziców - że postanowiłam się tutaj odezwać.
Nie chcę tego sakramentu. Od dłuższego czasu zwyczajnie nie czuję wiary, uważam, że nie jest mi to do szczęścia potrzebne i ten czas, który poświęcam na przygotowania mogłabym wykorzystać w jakiś lepszy sposób. Moi rodzice się jednak uparli, że bierzmowanie MUSZĘ mieć - nie wiem nawet czemu. Oni sami od wielu lat do kościoła nie chodzą, nie modlą się... A jak mam nakaz robienia każdej z tych rzeczy. Wszyscy mówili, że wiara jest osobistą sprawą i trzeba ją czuć. Widocznie jednak nie.
Szczególnie, że w rodzinie mamy już kilka osób bez bierzmowania właśnie i oni nie wydają się tym faktem jakoś zażenowani, nie żałują też (jak twierdzą moi rodzice).
Lubię mojego księdza i rozumiem, że niektórych rzeczy naprawdę nie idzie obejść. Ale co za wybitny człowiek wymyślił sobie, że mamy w ciągu roku kilka OBOWIĄZKOWYCH wycieczek? W dodatku płatnych? W ich skład wchodzą m.in. kilka pielgrzymek (jedna już się odbyła) i trzydniowe rekolekcje w innym mieście. Większość oczywiście w wolne dni, tj. weekendy i inne majówki.
Dodatkowo musimy mieć udział w przynajmniej pięciu różańcach plus po nich iść jeszcze na mszę. Różańce zaczynają się około 16-17 i wraz z mszą wszystko trwają półtorej godziny. W normalny dzień kończę szkołę po 15. Potrzebuję jeszcze czasu na odrobienie lekcji, nauczenie się tematów, a i chciałabym mieć trochę czasu dla siebie. W niektóre dni też zwyczajnie na ten różaniec iść nie mogę; o szesnastej chodzę na korepetycje i nie mogę się urwać. Niestety, jak będę chodzić na nie tylko w niedziele, to nie ma szans, żebym uzbierała te pięć obecności.
Teraz głupota związana z religią w szkole. Jak wszyscy wiedzą, z tego przedmiotu egzaminu gimnazjalnego się nie pisze. Dlatego właśnie nie rozumiem, czemu mamy dwie godziny lekcyjne w tygodniu, natomiast biologii (którą pisać będę i naprawdę, przydałaby mi się ta dodatkowa lekcja) już jedną.
Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie nie wymaga się od nas znajomości pacierza, tylko wykucia się go na pamięć, byle było tylko w kolejności. I ponownie - tę godzinę, przez którą musiałam się go uczyć, mogłam poświęcić na próbę zrozumienia matematyki, z którą mam większe problemy. A ona będzie mi potrzebna też w dalszej nauce.
Rodzice zwyczajnie nie chcą mnie słuchać. Nie dają przemówić sobie do rozumu żadnymi argumentami, a ja zwyczajnie nie potrzebuję tego sakramentu. Da się coś z tym zrobić, dopóki nie mam jeszcze tego progu osiemnastu lat?
Nie chcę tego sakramentu. Od dłuższego czasu zwyczajnie nie czuję wiary, uważam, że nie jest mi to do szczęścia potrzebne i ten czas, który poświęcam na przygotowania mogłabym wykorzystać w jakiś lepszy sposób. Moi rodzice się jednak uparli, że bierzmowanie MUSZĘ mieć - nie wiem nawet czemu. Oni sami od wielu lat do kościoła nie chodzą, nie modlą się... A jak mam nakaz robienia każdej z tych rzeczy. Wszyscy mówili, że wiara jest osobistą sprawą i trzeba ją czuć. Widocznie jednak nie.
Szczególnie, że w rodzinie mamy już kilka osób bez bierzmowania właśnie i oni nie wydają się tym faktem jakoś zażenowani, nie żałują też (jak twierdzą moi rodzice).
Lubię mojego księdza i rozumiem, że niektórych rzeczy naprawdę nie idzie obejść. Ale co za wybitny człowiek wymyślił sobie, że mamy w ciągu roku kilka OBOWIĄZKOWYCH wycieczek? W dodatku płatnych? W ich skład wchodzą m.in. kilka pielgrzymek (jedna już się odbyła) i trzydniowe rekolekcje w innym mieście. Większość oczywiście w wolne dni, tj. weekendy i inne majówki.
Dodatkowo musimy mieć udział w przynajmniej pięciu różańcach plus po nich iść jeszcze na mszę. Różańce zaczynają się około 16-17 i wraz z mszą wszystko trwają półtorej godziny. W normalny dzień kończę szkołę po 15. Potrzebuję jeszcze czasu na odrobienie lekcji, nauczenie się tematów, a i chciałabym mieć trochę czasu dla siebie. W niektóre dni też zwyczajnie na ten różaniec iść nie mogę; o szesnastej chodzę na korepetycje i nie mogę się urwać. Niestety, jak będę chodzić na nie tylko w niedziele, to nie ma szans, żebym uzbierała te pięć obecności.
Teraz głupota związana z religią w szkole. Jak wszyscy wiedzą, z tego przedmiotu egzaminu gimnazjalnego się nie pisze. Dlatego właśnie nie rozumiem, czemu mamy dwie godziny lekcyjne w tygodniu, natomiast biologii (którą pisać będę i naprawdę, przydałaby mi się ta dodatkowa lekcja) już jedną.
Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie nie wymaga się od nas znajomości pacierza, tylko wykucia się go na pamięć, byle było tylko w kolejności. I ponownie - tę godzinę, przez którą musiałam się go uczyć, mogłam poświęcić na próbę zrozumienia matematyki, z którą mam większe problemy. A ona będzie mi potrzebna też w dalszej nauce.
Rodzice zwyczajnie nie chcą mnie słuchać. Nie dają przemówić sobie do rozumu żadnymi argumentami, a ja zwyczajnie nie potrzebuję tego sakramentu. Da się coś z tym zrobić, dopóki nie mam jeszcze tego progu osiemnastu lat?
Ocena:
142
(202)
1
« poprzednia 1 następna »