Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hedwiga

Zamieszcza historie od: 8 maja 2017 - 14:55
Ostatnio: 27 września 2017 - 20:15
  • Historii na głównej: 24 z 26
  • Punktów za historie: 4475
  • Komentarzy: 280
  • Punktów za komentarze: 2090
 

#79074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Normalnie jak w dowcipie o zajączku, niedźwiedziu i kolejce do sklepu. Historia zasłyszana od pana od serwisowania drukarek.

Pewnego dnia pan serwisant został wezwany do kancelarii komornika sądowego celem naprawy działającej tam kserokopiarki. Przyszedł, zapukał do drzwi. Ubrany był normalnie, skromnie, bez żadnego służbowego uniformu.

Zza drzwi wychyliła się sekretarka i, nawet nie dając mu powiedzieć "dzień dobry”, wygłosiła tyradę, że interesantów o tej godzinie Pan Komornik nie przyjmuje, że długi trzeba było płacić zanim sprawa trafiła do komornika, żeby grzecznie przyjść o godzinie wyznaczonej, a teraz zjeżdżać jej z oczu.

Wzruszył ramionami, powiedział:
- Zjeżdżać, to zjeżdżam. To w końcu wasz problem, że wam ksero nie działa.

I poszedł. Ignorując przeprosiny i próby zatrzymania go przez sekretarkę.

komornik

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (220)

#78246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam dwa samochody. Jeden dość nowy, z 2014 roku, i drugi, dokładnie ten sam model, ale dwie generacje starszy, z 1998 roku. Nowszym jeżdżę ja, a starszy po kupnie nowego zostawiłam dla męża, który wychował się na starówce dużego miasta, u niego w rodzinie nigdy nie było samochodu, więc dopiero niedawno zrobił prawo jazdy, bo dopiero teraz mu jest potrzebne. Sam chciał, żeby zacząć jeżdżenie od starszego wozu, którego mniej szkoda.

Mam też wąsatego wujka, mogącego służyć za archetyp Wujka Janusza. Jest to zasadniczo człowiek niezwykle przyjacielski, wielkoduszny i o dobrym sercu. Z drugiej strony jednak jest też uparty, ma swoje mądrości i zawsze czuje się w obowiązku wygłosić porady i uwagi, o które nikt nie prosił. Szybciej mówi, niż myśli.

Ostatnio, przy wielkanocnym śniadaniu, zapytał czemu przyjechaliśmy starym samochodem, a nie nowym. Mąż na to, że on chciał prowadzić, by zdobywać jak najwięcej doświadczenia, a nowym się jeszcze boi.
Wuj Janusz spurpurowiał i nawrzeszczał na mnie, że jak to możliwe, że terroryzuję męża, bo w "prawdziwej polskiej rodzinie nie może być tak, że mąż ma gorszy samochód od żony". Według Wuja "samochód jest wyznacznikiem statusu społecznego i głowa rodziny powinna mieć samochód lepszy od żony". I następnie ochrzanił mnie, że wydaję wspólne pieniądze na samochód dla siebie, a mężowi każę jeździć gruchotem.

Patrzcie jak fajnie i łatwo skomentować i przeprojektować życie innych osób, mimo, że nic się o tym nie wie. Już odpuściłam tłumaczenie, że samochód kupiłam na moją osobistą firmę, więc nie był za wspólne pieniądze, bo pewnie bym się nasłuchała jak jest możliwe, że małżonkowie mają coś osobnego...

rodzinka

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (168)

#79644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zwięźle: mimo tego, że niektóre stacje benzynowe są połączone z barami lub restauracjami w jednym budynku, dzięki czemu można za jednym zamachem zjeść i zatankować w trakcie tego samego postoju, to zostawianie samochodu pod dystrybutorem na czas spożycia całego zestawu obiadowego nie jest najlepszym pomysłem.
Szczególnie wtedy, gdy jest to jedyny działający dystrybutor z dieslem "po dobrej stronie".

stacja

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (173)

#79756

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tegoroczne wrześniowe wakacje postanowiliśmy spędzić w sposób inny niż dotychczas. Zdecydowaliśmy się wyruszyć w trasę kamperem.

Skorzystaliśmy z okazji, że przyjaciele rodziców czasem wynajmują swojego prywatnego kampera. Dbają o niego jak o oczko w głowie, więc udostępniają go taniej niż profesjonalne wypożyczalnie, ale tylko zaufanym krewnym i znajomym. Nie po to, by zarobić, ale żeby chociaż zwrócił im się przegląd i OC.

Postanowiliśmy skorzystać z tej opcji, bo normalnie wynajem takiego sprzętu to dość droga zabawa. Właściciel się zgodził, bo jest przyjacielem mojego ojca, więc zaufał jego zapewnieniom, że umiem jeździć dużym wozem.

Niestety, dzisiaj dostałam telefon, że nie wiadomo, czy nasz wyjazd dojdzie do skutku (tzn. dojdzie, ale możliwe że będzie trzeba jechać moim zwykłym autem i szukać hoteli), bo camper pożyczony zięciowi właściciela wrócił z Chorwacji na lawecie…

Piekielny użytkownik zapierał się, że zna zasady użytkowania pojazdu i będzie o niego dbał. Niestety, na campingu przydzwonił przodem w jakieś takie niskie pieńki, słupki czy coś takiego. Trudno, zdarza się.

Połamał dolną część zderzaka, co jest problemem wyłącznie estetycznym. Niestety, przedziurawił też chłodnicę.

Camper jest zbudowany na Fiacie Ducato, więc popularnym dostawczaku, do którego części są wszędzie. Wymiana chłodnicy możliwa by była od ręki nawet w Chorwacji i nawet nie zrujnowałaby pewnie totalnie portfela.

Niestety, ów piekielny zięć nie przejął się borygo wyciekającym z chłodnicy. Normalnie ruszył w trasę. Zignorował wskaźnik temperatury na desce rozdzielczej. Po krótkiej jeździe silnik zagotował się. I to poważnie.

Nie tylko uszkodzona uszczelka pod głowicą, ale pokrzywiona głowica i pęknięty blok silnika.

Cały silnik do wymiany. Piekielny zięć zapłaci, ale nie wiadomo, czy auto będzie gotowe za 2,5 tygodnia, kiedy my mamy wyjeżdżać. Mój tato się zaangażował i pomógł znaleźć przyjacielowi-właścicielowi używany kompletny silnik w dobrym stanie, ale wszyscy zaufani mechanicy na urlopach i póki co nie ma kto robić.

kamper

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (204)

#79677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się zachorować na X. Nieważne, co to jest X, nic bardzo groźnego, na pewno na to nie umrę.

Spotykam przypadkiem na mieście ciotkę. Siostrę mojej matki. Ta się mnie pyta, jak się czuję i czy dolegliwości z powodu X są dotkliwe. Stanęłam jak wmurowana i zapytałam, skąd o tym wie. Powiedziała, że od mojej matki.

Matka zdziwiła się mocno, że jeżeli jej coś mówię, to nie po to, by wiedziała cała rodzina, a szczególnie taka, którą widuję raz w roku i właściwie to dla mnie obce osoby.

Uznała zastrzeżenia za śmieszne i jest obrażona, że gdy pyta, jak moje zdrowie, to już teraz jej odpowiadam tylko, że jest to przedmiot tajemnicy lekarskiej i zmieniam temat...

rodzina

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (193)

#79708

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Buduję dom. Nie robię tego systemem gospodarczym (tzn. własnymi rękami, z pomocą szwagra), tylko mam sprawdzoną przez znajomych firmę, która jest generalnym wykonawcą, ale wiadomo, że dobre przedsiębiorstwo ogólnobudowlane nie udaje, że zna się na wszystkim, tylko do pewnych działek specjalistycznych bierze sobie podwykonawców.
Współpraca z głównym wykonawcą układa się bardzo dobrze. Ja mam pewne wykształcenie w kierunku budowlanym, więc mimo że nie pracuję w branży, to rozumiem, co do mnie majster mówi, a on widząc to, zanim podejmie jakąś decyzję, pyta co uważam i proponuje różne rozwiązania.

Z niektórymi podwykonawcami jest gorzej. Postawiliśmy ściany, przyjechali dekarze. Omawiamy co i jak ma być zrobione. Tutaj muszę wyjaśnić, że Polska dzieli się na kilka tzw. stref wiatrowych. W tych, w których wieje mocniej (np. nad morzem, w górach), sztuka budowlana nakazuje lepiej zabezpieczać dachy przed wichurami.
Mój dom jest akurat w strefie, w której teoretycznie nie ma dużych wiatrów, więc nie trzeba dodatkowych zabezpieczeń. Powiedziałam jednak dekarzom, że widząc nasilające się w ostatnich latach wichury, chcę żeby dach był zrobiony tak, jak w górach. Czyli klamrowanie (dodatkowe mocowanie do więźby) nie co trzeciej dachówki, tylko każdej lub przynajmniej co drugiej.
Dekarz na to, ze nie potrzebne i baba się nie będzie wtrącać, bo się nie zna.

Ja odpowiadam, że mam papiery na technika budownictwa, więc jednak trochę się znam. A poza tym, jaka to dla niego różnica, skoro to i tak ja płacę. Powinien się cieszyć, bo więcej zarobi. A że ja mam taką fanaberię, by trochę uczciwie zarobionych pieniędzy wydać na dodatkowe zabezpieczenie dachu zamiast na jacuzzi, to jest wyłącznie moja sprawa. Nawet jeżeli jest to generalnie niepotrzebne, wolę spać spokojnie i wiedzieć, że jak przyjdzie wichura stulecia, to mojemu dachowi się nic nie stanie.

Dekarz powiedział, że na robocie się zna i nikt mu nie będzie mówił, co ma robić. Spakował się i pojechał.
Dopiero telefon z żołnierskimi słowami od mojego majstra-głównego wykonawcy go naprostował. Dekarze uświadomieni, że podpisali wstępną umowę na wykonanie mojego dachu i jak pojadą, to będą musieli płacić karę, przyjechali i dach kładą. Z klamrowaniem takim jak chciałam.

PS: Wymagany przepisami kierownik budowy oczywiście jest i mnie popiera - tzn. też uważa, że dodatkowe klamrowanie nie jest konieczne, ale jak inwestor chce zapłacić i będzie dzięki temu spokojniejszy, to dlaczego nie.

budowa

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (184)

#79456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprzedaję BMW 530 E39.

Samochód stosunkowo tani, z napędem na tył oraz całkiem mocnym silnikiem, więc do zakupu garną się najbardziej młodzi i gniewni kierowcy z niewielkim stażem.

Standardowym pytaniem jest pytanie o realną prędkość maksymalną.

Wszyscy są zszokowani jak odpowiadam, że nie wiem. Bo nie wiem. Na niemieckiej autostradzie jechałam 180 km/h, pod butem było jeszcze całkiem sporo, ale zwyczajnie więcej się bałam.

"Najlepszy" był potencjalny kupiec, na oko max. 21 lat, który powiedział, że on chętnie weźmie auto na jazdę próbną na autostradę i "zbada".

Powiedziałam, że nie ma sprawy, pod warunkiem, że zostawi mi kaucję w wysokości 100% wartości pojazdu. Zrezygnował z zakupu.

Kolejni młodzi gniewni bez zniżek na OC chcą robić numer z zakupem, ale nieprzerejestrowywaniem auta na siebie, żeby nie musieli płacić wysokiego OC za dużą pojemność.

Inni pytają "czy da się palić gumy" i "czy da się driftować”.

Aż szkoda oddawać zadbany samochód w ręce takiego kogoś...

I niestety przez takich kierowców wspaniała marka samochodowa, której jestem miłośniczką od lat, ma w Polsce opinię jaką ma...

kierowcy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (160)

#79466

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O natrętnych sprzedawcach.

Dekady doświadczeń moich, moich rodziców i moich teściów dowodzą, że zmywarka do naczyń jest urządzeniem, które działa parę lat, a potem cholera ją bierze w sposób, który nie pozostawia szans na naprawę i stawia przed koniecznością zakupu nowej.

I nie ma znaczenia, czy to jest najtańsza za 1200 zł czy jakaś wypasiona za 3 tysiące. Wszystkie psują się tak samo i tak samo szybko.

Dlatego jak nasza wyzionęła ducha, zrobiłam rozeznanie w cenach, wyszło mi, że, doliczając koszta kuriera i wywozu starej, w Internecie nie wychodzi taniej niż w pobliskim elektromarkecie, więc udaliśmy się do tegoż i jasno wskazaliśmy sprzedawcy, że prosimy "o tę, najtańszą zmywarkę".

Niestety, sprzedawca zamiast wypisać papiery na właśnie tę zmywarkę, zaczął tłumaczyć i przekonywać, dlaczego poszczególne droższe modele są lepsze.

Nie docierały nasze protesty, że wiemy, co chcemy kupić, i że proszę nam to sprzedać. Niestety dopiero mniej grzeczny komunikat nieco podniesionym głosem skłonił go wypisania faktury i dokumentu dostawy na wybranego przez nas najtańszego BOSCH-a…

Ja rozumiem walkę o premie za wciskanie modeli, które nie schodzą, ale czy oni nie widzą, że jak klient jest zdecydowany na 100%, to się go nie przekona?

elektromarket

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (164)

#79340

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój Mąż (zwany dalej MM) jest radcą prawnym. Niestety ta profesja czasem powoduje nieprzyjemne sytuacje w rodzinie.

Jedna z jego kuzynek rozwodzi się. Przyszła do MM z prośbą, by zajął się jej sprawą (rozwód, opieka nad dziećmi, alimenty, podział majątku itd.) w przed sądem. Odmówił. Cała rodzina obrażona.

Nie byli w stanie zrozumieć, że reprezentowanie kuzynki w tej sprawie jest niezgodne z zasadami etyki, bo drugą stronę, czyli jej póki co, jeszcze męża też zna od lat.

W związku z tym, przedstawił prostszy powód odmowy - bardzo małe doświadczenie z prawem rodzinnym. Oczywiście zaliczał je zarówno na studiach, jak i na aplikacji, ale od lat zajmuje się wyłącznie obsługą prawną pewnych firm budowlanych i deweloperskich. A spraw z prawa rodzinnego nie robi, bo jest to dużo więcej nerwów i dużo mniej pieniędzy niż obsługa firm.
Dlatego nie czuje się pewnie w tej materii.


Dlatego tym bardziej poleca jakiegoś innego znajomego prawnika. Z tym, że inny prawnik to już policzy normalnie, a ona chyba liczyła, że MM zrobi wszystko za darmo lub półdarmo...

Po całej bliskiej i dalekiej rodzinie rozpuszczono wieść, że jako członek rodziny MM jest nieużyty, a jako prawnik sam przyznaje że się nie zna na prawie.

Przynajmniej mamy spokój.

rodzina

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (291)

#79377

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspomnienie z urlopu parę lat temu.

Wakacje "zwiedzaniowe". Po kilku dniach w stolicy inne punkty programu postanowiliśmy zaliczyć wynajętym samochodem. Najszybciej, a przy 4 osobach niewiele drożej niż komunikacja publiczna.

Samochód zarezerwowany przez Internet. Jakieś małe autko z dołu cennika, $30 za dobę. Pracownik wypożyczalni daje papiery do podpisania, chce tylko wziąć pieniądze i szybko życzyć nam szerokiej drogi.

Bardzo krzywi się, jak chcę obejść auto dookoła i dokładnie zanotować w protokole wszystkie rysy i obtarcia (których było sporo, mimo że auto miało 2 czy 3 lata). Zapewnia, że nie ma sensu, że oni nie patrzą na takie drobnostki przy zwrocie. Praktycznie wyśmiewa mnie, jak robię dokładne zdjęcia samochodu przy odbiorze.

Kilka dni później oddajemy wóz (to chyba była Fiesta) w stanie niepogorszonym, a pracownik (ten sam!) ze smutną miną mówi, że będzie trzeba potrącić z kaucji, bo porysowany błotnik.

Dość mocno zdziwił się, jak mu pokazałam swoją kopię protokołu i powiedziałam, że mam też zdjęcia, że ta rysa dokładnie tutaj była. Chyba był przyzwyczajony, że większość turystów tego protokołu nie wypełnia dokładnie...

wypożyczalniasamochodów

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (255)