Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hemoglobina

Zamieszcza historie od: 12 kwietnia 2016 - 16:33
Ostatnio: 11 sierpnia 2023 - 13:20
  • Historii na głównej: 29 z 31
  • Punktów za historie: 4397
  • Komentarzy: 293
  • Punktów za komentarze: 1408
 

#83614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ktoś chyba nie lubi mojego psa, albo ogólnie zwierząt.

Hoduję z narzeczonym króliki. Mają swoje klatki, które stoją w zagrodzie. Ta jest na noc zamykana na blaszkę. Mała blaszka przytrzymuje furtkę przy drążku, żeby pies nie był w stanie tam się dostać.

Dwa dni temu byliśmy konkretnie zaskoczeni, gdy rano udaliśmy się do królikarni i zastaliśmy tam, otwartą klatkę, drugą wkopaną do środka, dwa martwe króliki i naszego psa, z zamkniętą furtką. Co się więc stało?

Otóż w nocy, ktoś wpuścił psa do zagrody i udostępnił mu króliki, w dodatku był to ktoś znajomy, bo obcych pies na podwórko nie wpuszcza.
Sam pies, nie miał fizycznej możliwości żeby tam się dostać. Zagroda nie jest w żaden sposób naruszona, nigdzie nie ma żadnej dziury, a płot jest wysoki i zakrzywiony, więc nie dałby rady przeskoczyć przy swoich gabarytach.
Wniosek z tego prosty. Albo ktoś miał straszny problem z naszymi królikami, które nawet nie hałasowały, albo miał coś do psa, który nie wszystkich dookoła darzy sympatią i liczył na fakt, że po takim numerze, pies zostanie usunięty.

(Dla tych, co zdążyli już się spienić, że pies był na dworze i wysnuć teorię, że pewnie na łańcuchu - nie. Pies po prostu jest wypuszczany w nocy, kiedy akurat chce wyjść. Przychodzi i budzi żeby go wypuścić).

życzliwi sąsiedzi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (150)

#83189

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przesiaduję sobie na różnych zwierzęcych grupach na Facebooku. Głównie w celach edukacyjnych.

Ostatnimi czasy wszędzie pojawia się coś, co mnie niebywale wk**wia.

Ogłoszenia o oddaniu zwierząt. Oddają, bo coś tam, alergia dziecka czy agresywny zwierz. Nie wnikam dlaczego, to już sprawa właścicieli.

Pod takimi ogłoszeniami pojawia się fala komentarzy typu: "bachora oddaj", "hehe, ale gówniaka nie odda, bo 500+!”, "ty potworze, dziecko też oddasz, jak ci się znudzi?!”.

I teraz moje pytanie. Jakim idiotą trzeba być, żeby sprowadzać dziecko tylko i wyłącznie do 500+ lub stawiać zwierzę wyżej od niego?

internety

Skomentuj (134) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (199)

#83379

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję sobie w firmie przeprowadzkowo-sprzątającej.
Ostatnio dostaliśmy zlecenie. Nieduży dom, ok 45m, ogólnie ogarnąć, umyć okna, podłogi, kuchnie itp. Nic nadzwyczajnego.

Wchodzimy, a na płycie piekarnika leży sobie karteczka o takiej oto treści "Jeśli piekarnik nie będzie idealnie doczyszczony, to nie zapłacę!" Patrzymy po sobie i otwieramy ów piekarnik.

Byłam już na wielu przeprowadzkach i sprzątałam wiele dziwnych rzeczy, jak i brudnych maszyn i sprzętów kuchennych, ale to, jak wyglądał ten piekarnik, trudno opisać słowami. Był czarny jak święta ziemia, oblepiony tłuszczem właściwie z każdej strony, aż ścierka przywierała i nie chciała się odkleić, a resztki przypalonego jedzenia radośnie tańcowały w jego wnętrzu, aż dziw że nie zalęgło się tam żadne robactwo. Robota, robotą - zrobić trzeba. W sumie wymiecionego zwęglonego żarcia i całego tego syfu, było około kilograma, a szorowanie trwało dobrą godzinę, jeśli nie dłużej...

A myślałam, że spleśniałe kości od kurczaka w kuchennej szufladzie, to najpaskudniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła.

sprzątanie po przeprowadzkach

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (182)

#82589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój telefon odszedł do krainy wiecznych telefonów.
Postanowiłam więc kupić sobie nowy. Po małym research'u, zdecydowałam się na Huawei'a. Udałam się więc do sklepu z planetą w nazwie, obejrzałam kilka modeli i koniec końców poprosiłam o przedstawienie mi konkretnego modelu. Sprzedawca przystanął i zmierzył mnie od góry do dołu i z uśmieszkiem, który sprowokowałby nawet tybetańskiego mnicha, oznajmił:
- Ten telefon kosztuje ponad 500pln. Nie stać cię.

Gdzie jest jakikolwiek szacunek do drugiej osoby?
Czy naprawdę ludzie są tak płytcy? Czy na prawdę muszę iść do sklepu odyebana jak szczur na otwarcie kanału, żeby coś normalnie kupić?

Najwyraźniej tak.

sprzedawcy

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (250)

#82549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dzisiaj poza byciem leniwym grubasem, jestem też chamką i wieśniaczką :)

Dlaczego?

Otóż po śmierci mojej babci dziadek został całkiem sam, jej dobra koleżanka (a teściowa mojej siostry) postanowiła na siłę próbować babcię zastąpić.

Non stop przychodziła i truła mojemu dziadkowi dupę, że jest taki i owaki, że burdel w domu, że dziadostwo, że łamaga itp. itd. (Mimo, że w domu jest porządek).

Wczoraj pierwszy raz spróbowała rzucić kilka epitetów przy mnie. Grzecznie więc jej odpowiedziałam, że jeśli jej coś nie pasuje, to może nie powinna więcej przychodzić, bo jej zachowanie jest nie na miejscu.

Odwróciła się napięcie i wyszła. Rewelacje przekazała mi siostra.

Jestem chamką i wieśniaczką? :)

ludzie bez wyczucia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (146)

#82414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie krótko.

Zmarła mi babcia.
Dlaczego? Błędna diagnoza, niewłaściwe leczenie.
O własnych nogach weszła do szpitala, wyszła nogami do przodu z sepsą.

Co najbardziej mnie uderzyło w całej sytuacji? Lekarka, która po śmierci babci pretensjonalnie oznajmiła (bo jakim prawem jesteśmy niezadowoleni?!), że nie podłączali respiratora, bo pacjentom w takim wieku się nie podłącza.

Babcia miała 77 lat.

szpital zakaźny

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (230)

#82330

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o głupocie ludzi.

Mam arachnofobię tzn. Lęk przed pająkami.
Kompletnie tego nie kontroluję i w obecności pająków wpadam w panikę, płaczę, drętwieje, często mam mdłości, a czasem nawet mdleję.
Teraz część właściwa.

Koleżanka zaprosiła mnie na małą, kameralną imprezkę do swoich znajomych. Zgodziłam się. Było nas tam 5 osób.
Było miło. W pewnym momencie zaproponowano oglądanie jakiegoś głupiego horroru, najlepiej klasy Z, żeby się pośmiać. Padło kilka propozycji, jak "Mordercza Opona" i wśród nich "Atak Pająków" Na co ja kategorycznie się nie zgodziłam, wyjaśniając przy okazji sprawę mojej fobii. Padło na "Atak tyrolskich zombie."

W tym czasie jeden z chłopaków powiedział, że idzie do łazienki, poszedł. Jak się później okazało, nie był w łazience.
Zakradł się do kanapy od tyłu, nikt nic nie usłyszał, bo film grał dość głośno. Nagle na moim ramieniu coś poczułam, zerknęłam tylko z uśmiechem, spodziewając się, że kolega chce mnie wystraszyć i że to jego dłoń. Bardzo bym chciała żeby to była jego dłoń.

Na swoim ramieniu zobaczyłam ogromnego włochatego pająka i... pustka.
Obudziłam się w szpitalu z opatrunkiem na głowie. Co się okazało? Po spotkaniu z paskudnym stawonogiem, zerwałam się z kanapy w panice a następnie zemdlałam, przy upadku uderzając głową o stół.
Przynajmniej prowodyr tego zdarzenia, przyszedł z czekoladą i przeprosinami.
Jeszcze w kwestii pająka... na szczęście nie był prawdziwy.

Doskonały żart milordzie.

arachnofobia

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (242)

#82229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hali http://piekielni.pl/81382 ciąg dalszy.

Po raz kolejny pojechałam na zastępstwo.

Męska szatnia.

Wchodzę i czuję, że coś mi śmierdzi. Z początku spodziewałam się, że to z toalety... ale jakież było moje zdziwienie, gdy za winklem zobaczyłam gówniane ślady butów na ścianie.

Druga męska szatnia.

Błoto. Wszędzie błoto. A najwięcej go było pod prysznicem. Tak się zastanawiam, czy w domu też wchodzą pod prysznic w uwalonych butach?

I w końcu na dokładkę…

Przychodzi [f]acet i wywiązuje się między nami taka rozmowa:

f - Dzień dobry, mój syn zostawił w szatni buty, ktoś widział?
[j]a - A kiedy to się stało? Wie pan, ja tu jestem na zastępstwie.
f - No 2 tygodnie temu.
I tu już sobie myślę "ahaaa, zaraz będzie”.
j - No dobrze, jeśli mają gdzieś być, to w rzeczach znalezionych, zaraz zobaczymy.

Prowadzę więc uśmiechniętego pana do pokoju z rzeczami znalezionymi, otwieram drzwi. Jest tam kilka worków z owymi znajdźkami, a czasem rzeczy leżą luzem.

j - Proszę.
f - No to szukaj.
j - Słucham?
f - No szukaj, nie będę grzebać w tych workach, bo jeszcze się ubrudzę.
j - To pana buty, nie moje.
f - Szukaj, bo nie mam czasu!

Facet zrobił się dość agresywny w tym momencie i poza tym, że się darł, zaczął też wymachiwać rękami.

j - Ja też nie mam czasu, albo pan szuka, albo zamykam.
f - Ja zadzwonię do twojego szefa i mu powiem, że nie wykonujesz swoich obowiązków!
j - Do moich obowiązków nie należy szukanie czyichś butów w biurze rzeczy znalezionych. Proszę dzwonić, szef powie panu to samo.

Po tej krótkiej wymianie zdań, naburmuszony zaczął grzebać w workach, ale butów nie znalazł. Wychodząc zażądał numeru szefa, który oczywiście mu podałam :), potem wściekły jak osa wyszedł, dzwoniąc.

Szef później zadzwonił i pytał, o co chodzi, więc wyjaśniłam mu sprawę, on natomiast westchnął i powiedział, że jak znów ktoś się będzie awanturować, to po prostu mam wezwać ochronę i się nie certolić.

Ot, wesoło.

norwegia hala sportowa

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (189)

#82166

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to się mówi - Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.

Historia działa się jakiś rok temu.
Mój znajomy(nazwijmy go Krzysiek) ma matkę, która ma dosłownie obsesję na punkcie ekologii, naturalnej medycyny itp. Do tego stopnia, że nie pójdzie do lekarza nawet z poważnym problemem.

I o to się właśnie rozchodzi. Krzysiek od paru dni bardzo źle się czuł, miał silne bóle brzucha, biegunki i wysoką gorączkę.
Jego matka oczywiście faszerowała go witaminkami, zapewniając, że niebawem mu się polepszy. Ale poprawy nie było.

Miał dość i poszedł do lekarza, bez jej wiedzy. Co się okazało? Jakiś stan zapalny jelit (dokładnie niestety nie przytoczę). Lekarz oczywiście przepisał mu leki i po dłuższym czasie męczarni, w końcu mu się poprawiło.

Ale na jego nieszczęście, matka znalazła te leki. Zrobiła mu taką awanturę, jakby co najmniej kogoś zabił. Była gadka o tym, że lekarze to szarlatani i tylko wyłudzają pieniądze, a w ogóle to jak to jest, że on własnej matce nie ufa?! I to na pewno jej witaminki mu pomogły, a nie jakiś tam szajs od złodzieja w kitlu. Zagroziła nawet, że wyrzuci go z domu.

Na odzew długo czekać nie musiała, bo Krzysiek spakował się i dom opuścił. Wtedy sporo czasu przemieszkał u znajomych, w tym też u mnie. Dziś już mieszka na swoim i ma się dobrze. A w całej tej historii najbardziej powala mnie to, że jego matka wciąż nie rozumie dlaczego syn się na nią gniewa.

"naturalnie"

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (194)

#82097

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś miałam współlokatora. Był to przyjaciel mojego chłopaka i mieszkał tak naprawdę po znajomości. Płacił bardzo mało, teoretycznie za pokój, a w praktyce miał całe mieszkanie. My tam bardziej pomieszkiwaliśmy. Ja głównie dojeżdżałam na zajęcia, a więc 2 dni w tygodniu.

Może niektóre z tych rzeczy nie wydadzą wam się piekielne, ale mnie doprowadzały do szewskiej pasji, szczególnie że powtarzały się co i rusz.

1. Nie można było SOBIE kupić dosłownie nic. Czy to mleko, szampon czy dezodorant (tak, babski dezodorant), bo wszystko znikało w niewyjaśnionych okolicznościach. Koleś brał sobie moje rzeczy bez pytania, a upomniany nic sobie z tego nie robił i coś się działo dopiero gdy mój chłopak zwrócił mu uwagę. Wtedy przez chwilę był spokój, a potem znów się zaczynało.

2. Nie jestem jakąś perfekcyjną panią domu, ale pewne granice są. Sterty misek po jedzeniu na półce pod stołem lub na parapecie. Wynoszenie ich do pokoju lokatora z początku przyniosło skutek, ale niestety na krótko.

3. Ściany i firanki pożółkłe od fajek, panele zajechane jak sandały Jezusa.

4. Pomazane po pijaku i nieudolnie odmalowane ściany. Na tyle nieudolnie, że całe mieszkanie było uwalone farbą, włącznie ze stołem i kanapą.

5. Lokator miał na coś uczulenie i nie mógł za nic dociec na co... Okazało się, że nie zmieniał pościeli blisko pół roku.

W końcu czara goryczy się przelała, bo lokator przestał płacić. Został więc przez lubego "wyproszony". Wyniósł się, i owszem, ale zostawił po sobie praktycznie wszystko - buty, ciuchy, brudy w koszu na pranie i stęchłe ręczniki w pralce... Sprzątałam 2 dni i jeszcze dużo przede mną.

lokatorzy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (123)