Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Iceman1973

Użytkownik otrzymał bana za: Konto powiązane z TuTuTu. Do czasu wygaśnięcia bana pierwotnego wszystkie poprzednie i kolejne konta będą zablokowane
Ban wygasa: 2118-10-23 15:44:23
Zamieszcza historie od: 13 sierpnia 2014 - 9:10
Ostatnio: 4 listopada 2019 - 12:15
  • Historii na głównej: 5 z 13
  • Punktów za historie: 3150
  • Komentarzy: 1914
  • Punktów za komentarze: 12134
 

#82769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałem właśnie historię http://piekielni.pl/82765 o ulotkach na cmentarzu wciskanych w znicze.

Moja historia też będzie o ulotkach i panu ulotkarzu/domokrążcy, tyle że w nieco innej scenerii.

Było to już jakiś czas temu, bo w okresie wymiany skrzynek pocztowych na nowe, zgodne z normami UE. Fakt, że stare były lepsze już pominę, ale jednak były.

Na klatce schodowej w naszej kamienicy (6 mieszkań) zamontowaliśmy tablicę korkową na ogłoszenia i ulotki, dodatkowo przy samym wejściu zamontowaliśmy taki koszyczek na ulotki.
Reasumując... Są aż dwa miejsca, gdzie można te ulotki zostawić.

Pomijam fakt, że i tak skrzynki mamy zapchane makulaturą ulotkową, bo już przywykłem.

Sprawa dotyczy pewnego Pana Roznosiciela, który postanowił przykleić ulotkę do naszej nowej skrzynki pocztowej za pomocą kleju polimerowego. Jeśli ktoś nie kojarzy, to podpowiem, że jest to ten klej, którym m.in. można kleić kasetony do sufitu. Taki przeźroczysty gęsty, lepki klej.
Koleś wysmarował cały bok skrzynki i przywalił na to ulotkę...

Zrobił to, jak mniemam, na chwilę przed tym, jak wychodziłem z domu, bo woń kleju dosięgnęła mnie od razu. Ulotkę zerwałem, bo klej był jeszcze na tyle świeży, ale i na tyle złapał, że na samej skrzynce nie dało się go tak łatwo usunąć.

Co zrobić... Zadzwoniłem na numer telefonu z ulotki i bardzo konkretnie i stanowczo kazałem Panu z drugiej strony słuchawki przysłać kogoś do wyczyszczenia skrzynki.

W pierwszej chwili nie widział problemu, ale mu wyjaśniłem, że zanim jego as reklamy dotarł do skrzynki pocztowej, minął dwa miejsca przeznaczone na ten cel i to miejsca bardzo dobrze widoczne, a w związku z tym, celowo dokonał czynu o znamionach wandalizmu.

Następnego dnia, gdy wracałem z pracy, skrzynka była wyczyszczona, aczkolwiek pozostał jaśniejszy, widoczny do dziś ślad, bo facet pewnie użył jakiegoś acetonu czy innego paskudztwa.

ulotkarz kontra skrzynka na listy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (193)

#78925

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawiło się tutaj kilka historii o sąsiadach i ich wiertarkach, więc postanowiłem dodać coś podobnego, choć nieco innego.

Będzie to powiązanie dwóch spraw. Uciążliwości sąsiedzkiej, ale też kosztów z nią związanych.

Kilka dobrych lat temu, rok w rok, gdy przyszło rozliczać naszą wspólnotę mieszkaniową, za każdym razem mieliśmy dopłatę do prądu za oświetlenie części wspólnej, w skład której wchodzi korytarz, piwnica i strych.

Nie były to kwoty astronomiczne w kwestii dopłaty każdego z lokatorów, ale całość już była całkiem fajną sumą. W tym samym czasie jeden ze starszych sąsiadów ciągle coś spawał w swojej piwnicy. Oczywiście twierdził za każdym razem, że prąd ma pociągnięty z domu, w co oczywiście nigdy nie wierzyłem, ale nawet dwie kontrole nic nie wykazały. Zwijał kable i tyle…

Po co tyle spawał? Do dziś nie wiemy. Zawsze jakieś kraty okienne do piwnic itp. itd., zapewne tak dorabiał.

Ok, niech sobie dorabia, ale właściwie on dorabiał, a reszta lokatorów płaciła za jego spawanie w dopłatach corocznych.

Teraz z kosztów przejdźmy do uciążliwości. Smród i dym z piwnicy wychodził na klatkę i czasem aż w oczy szczypało.

Nie robiliśmy problemów, bo wszyscy jako tako się znamy w kamienicy, ale pewnego dnia postanowiliśmy, że przerobimy instalację tak, by była na 24 V.

I wiecie co? Skończyło się spawanie, a i dopłat więcej nie było.

wspólnota mieszkaniowa

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (216)

#64868

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię Dorci: http://piekielni.pl/64633
przypomniała mi się podobna z moim udziałem.

Historia stara, bo około 30-letnia.
Miałem wtedy może z 12 lat. Nie pamiętam już skąd wracaliśmy, ale to mało ważne.
Był grudzień, śniegu mało i mocno pomarznięty
Tata zaparkował, wysiadamy z samochodu, robię krok w przód i nagle ból, czuję że padam, dosłownie zmiotło mnie z nóg. Dostałem jak się potem okazało kulką bardziej lodu niż śniegu prosto w twarz.

Ojciec jak tylko się zorientował, że mam świadomość puścił się za dwoma pajacami, których to w pierwszej chwili bardzo bawiło.
Dorwał tego, który rzucił, a że niezłą parę w rękach miał, to podniósł jak się potem okazało facecika 20 letniego prawie jedną ręką do góry (taki był wściekły), a drugą trzepnął w mordę dodając w kilku zdaniach i nie przebierając w słowach, że mógł mnie nawet zabić.
Potem idiotę puścił, bo ja się pozbierałem. Co prawda twarz sina jak dojrzała śliwka ale doszedłem do siebie.

Tu mogło by się skończyć ale nie...
Po jakimś czasie pukanie, a wręcz walenie w drzwi.
Tata otwiera, a tu jego kolega z pracy (idiota okazał się być jego synem) z awanturą, że mój ojciec pobił mu syna i on to na milicję zgłosi, że jak tak można dziecko pobić (jak już pisałem gościu miał 20 lat, więc niezłe dziecko, a druga sprawa dostał tylko jednego porządnego liścia).

Ojciec mnie zawołał. Przyszedłem. Pokazałem się z niebiesko-fioletową połową twarzy.
I wtedy ojciec spytał się kolegi czy jego syn imbecyl (tak go nazwał) powiedział za co oberwał. Jeśli nie to ma to sobie z nim wyjaśnić, a jeśli powiedział, a on mimo to przyszedł się awanturować, to może zaraz mieć taką siną twarz jak ja.

Facet poszedł i chyba przemyślał, bo na drugi dzień w pracy przeprosił ojca. Jego syn przyszedł przeprosić tego samego dnia wieczorem.

Dodam jeszcze, że zaraz rano poszedłem z mamą do lekarza i się dowiedzieliśmy, że gdyby trafił nieco inaczej, jakieś 1-2 cm w lewo mógłbym nawet stracić oko.

P.S. wtedy jeszcze była milicja zamiast policji.

idiota z lodową kulką

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 528 (648)

#62671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Natrafiłem na kilka historii o idiotach rzucających w pociągi, autobusy czy tramwaje i przypomniała mi się historia sprzed kilku lat.

Nie posiadając wtedy wozidła zwanego samochodem, wracaliśmy z żoną do domu jadąc autobusem.
Jako, że autobus był bardziej pusty niż pełny, zajęliśmy miejsca naprzeciw tylnego wejścia. Były to miejsca na kole. Siedzenia były nieco wyżej od pozostałych i chyba coś się popsuło, bo były nieco pochylone do przodu. Źle się siedziało więc postanowiliśmy przesiąść się o jeden rząd siedzeń w przód.

Na kolejnym przystanku wsiadła kobieta z córką tak na oko 7-letnią. Zajęły te "nasze stare" miejsca. Pani podeszła do kasownika, a tu nagle słychać okropny huk i płacz dziecka. Odwracamy się, a tu w szybie dziura, dziecko płacze, a na podłodze stalowa kulka taka łożyskowa.
Ten pocisk musiał być wystrzelony z ogromną siłą, bo nie rozbił całej szyby a wybił w niej dziurę.

Szczęście w tym nieszczęściu jest takie, że dziura znajdowała się na wysokości głowy dorosłego. Dziecko było niższe więc najadło się tylko wielkiego strachu ale co by było gdybyśmy się nie przesiedli? Albo gdyby Pani usiadła, a nie poszła kasować bilet?

Idiota który to zrobił, nawet nie pomyślał, ze mógł kogoś zabić. W tym konkretnym wypadku mnie lub tą Panią. I tylko dziwnym zrządzeniem losu do tego nie doszło.

komunikacja_miejska

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (793)

#61603

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając różne historie o sprzedawcach i klientach przypomniała mi się historia, gdy jeszcze jako młody chłopaczyna próbowałem zahaczyć się o jakąkolwiek pracę.

Zdaję sobie sprawę, że dziś panują takie nazwijmy to "STANDARDY", że klient może sprzedawcę opluć, zbluzgać, obrazić rodzinę do 5-tego pokolenia wstecz, a sprzedawca ma mu nadal bez wazeliny wpełzać tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Kiedyś też było tak, że klient nasz Pan ale jednak cierpliwość ma się jedną...

Pracę znalazłem w sklepie RTV i tak sobie pracowałem, szło mi chyba dobrze bo szefostwo zawsze zadowolone.
Żółć mnie nigdy nie zalewała i szef niejednokrotnie się pytał, jak ja to robię, że nie wybucham gdy trafia się klient, któremu ewidentnie wymieszało się DNA chama z idiotą.
W końcu jednak nadszedł ten dzień...

Przyszedł [K]klient którego sama postawa sugerowała, że będą kłopoty.
Rzucił mi na ladę joystick i tak oto do mnie rzecze:

K: Wymieniaj kur%* to je%#ne chu*stwo bo się kur%* zje%#ło.
Ja: Słucham?
K: No wymieniaj kur%*.

Ciśnienie mi podskoczyło ale nie daję po sobie poznać, a dodam że joystick z którym facet przyszedł, nie był u nas sprzedawany już od ponad roku.

J: Kiedy Pan nabył ten joystick?
K: Tydzień temu. Szajs kur%* sprzedajecie, gówno totalne. Wymieniaj!
J: Przepraszam ale zapewne kupił Pan ten sprzęt gdzie indziej, bo my od ponad roku sprzedajemy joysticki innego producenta.
K: Wymieniaj kur%*!!
J: To poproszę paragon.
K: Nie mam bo wyje%$łem. Dawaj nowy joystick!
J: Nie ma paragonu nie ma wymiany. A paragonu nie ma, bo albo kupił Pan to gdzie indziej albo przynosi Pan roczny zepsuty joystick co sugeruje jego wygląd i próbuje w chamski sposób uzyskać nowy.
K: Dawaj nowy bo Ci kur%* ten sklep rozj#$%^ Ty ch$%^ pier$%$$ny!!

I wtedy właśnie pierwszy raz w życiu nie wyrobiłem i wyszło to mniej więcej tak:

J: A spie$^#laj mi z tego sklepu chamie jeden, bo jak przejdę zza lady to Cię za kudły wywlokę z tego sklepu.

I zrobiłem taki ruch jakbym chciał przeskoczyć ladę.
Szybkość gościa mnie wtedy zadziwiła.
Złapał joystick i wio ze sklepu.

Po wszystkim jak szef doszedł do siebie (wcześniej nie reagował) podszedł i mówi:
- Sam bym nie wytrzymał i sumie nie mam pretensji. Poza tym udowodniło mi to, że potrafi Pan tupnąć nóżką, ale następnym razem prosiłbym tak nieco ciszej, bo wie Pan... są inni klienci w sklepie.

Obiecałem że "następnym razem" będę to załatwiał ciszej.

Może nie powinienem reagować aż tak ostro, ale w końcu ile można znosić... Nikt nie jest wielbłądem w karawanie.

sklepy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 888 (1014)

1