Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ichigo1221

Zamieszcza historie od: 30 grudnia 2016 - 18:39
Ostatnio: 3 listopada 2023 - 14:06
  • Historii na głównej: 13 z 15
  • Punktów za historie: 1952
  • Komentarzy: 93
  • Punktów za komentarze: 440
 

#88854

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się trzykrotnie pracować w Niemczech na różnych stanowiskach. Było to w czasach studenckich, kiedy za granicę wyjeżdżałem na wakacje, by sobie trochę dorobić. Każdy z tych wyjazdów niósł ze sobą masę piekielności.

Pierwszym miejscem do którego trafiłem była wielka piekarnia. Żyjąc w Niemczech każdorazowo dziwiłem się, że nie mogę znaleźć w żadnym supermarkecie zwyczajnego chleba. Graham, albo nieforemne coś na zakwasie? Jak najbardziej. Białe pieczywo? Tylko bułki.

W mojej pracy, poza wieloma innymi wypiekami produkowano na masową skalę także piękne bochenki, które, jak się okazało, jechały wszystkie bez wyjątku za granicę. Nawet w przyzakładowym sklepiku nie mieli ich w ofercie.

Ja jednak nie wylądowałem przy obsłudze chlebów, ale po sąsiedzku, u wylotu pieca do ciastek. Piec ten był kilkudziesięciometrowym taśmociągiem otoczonym grzałkami. Tace z surowym ciastem kładziono na jednym końcu, aby powoli przejechały całą długość i pojawiły się kilkanaście minut później upieczone, po drugiej stronie.

Z jednej strony dwóch Niemców nakładało tace z surowymi wyrobami, z drugiej kolejni dwaj odbierali... chyba, że przyszedł polaczek. Wylądowałem na wylocie pieca sam i musiałem odbierać rozgrzane do 200*C tace w tempie, w jakim po drugiej stronie nakładały je dwie osoby. Jeśli pracowałbym za wolno, albo zrobił 10 sekund (dosłownie) przerwy, jadące tace pospychałyby się wzajemnie na ziemię.

Zdejmowane tace z ciastkami miałem układać na specjalnych stelażach na kółkach, aby tam stygły. Tyle w teorii, bo w praktyce miałem tylko czas na to, żeby złapać tacę, wrzucić ją na podstawiony stelaż i, jeśli akurat się zapełnił, to odepchnąć go i przyciągnąć drugi, stojący metr dalej. Dopiero gdy po drugiej stronie jeden przerywał pracę, by dowieźć mi opróżnione stelaże (a drugi się obijał czekając) miałem chwilę, by pobiec z pełnymi pod ścianę i ustawić je jakoś, a nowe poustawiać jak najbliżej, bo gdy ciastka jechały, nie mogłem sobie pozwolić nawet na zrobienie paru kroków po pusty stelaż.

Stojące byle jak stelaże bardzo denerwowały pewnego Niemca. Wiejski dziad burczał gwarą tak ciężką, że Niemka, pracująca obok przy lukrowaniu, nie potrafiła zrozumieć jego bełkotu. Zadaniem dziada było stać 8 godzin dziennie i patrzeć jak jadą chleby. Dosłownie. Zjeżdżały one z jednego taśmociągu i lądowały na drugim, jadącym prostopadle na sąsiednią halę, do krojenia i pakowania. Problem pojawiał się na łączeniu taśmociągów, gdzie czasem jeden bochenek się zaklinował i blokował kolejne. W ciągu kilku minut powstawał tam spory stos pieczywa. Najtańszym rozwiązaniem okazało się kilku emerytów i niepełnosprawnych, którzy po kosztach stali i pilnowali, by się nie blokowało.

Wiejski dziad jednak nudził się na swoim stanowisku, szedł więc do sąsiedniej hali, gdzie chleby krojono i pakowano, aby zagadywać tam pracujących i przybiegać w panice, gdy te przestawały dojeżdżać (a drogę miały długą, więc z reguły szybciej ktoś u nas orientował się, że jest blokada i krzyczał "korek!")

Jako, że ja stałem najbliżej, dziad wielokrotnie przybiegał do mnie z pretensjami i krzyczał, że mam stać i patrzeć, czy chleby się nie blokują. (Ze swojego stanowiska i tak nie byłem w stanie ich zobaczyć, co najwyżej, gdy raz na kwadrans biegłem z pełnymi stelażami). Ubzdurał sobie też, że za każdy chleb jest mu potrącane z pensji (co nie przeszkadzało wyrzucać kilkudziesięciu dobrych bochenków, gdy zgniecionych było tylko parę), więc awanturował się średnio raz dziennie z kierowniczką, że to moja wina i ja będę za to płacić, bo mam pilnować.

Pewnego dnia jednak przegiął i zaczął mnie szarpać wrzeszcząc coś, i plując na mnie. Nie wytrzymałem i poczęstowałem dziada sierpowym prosto w pysk, a potem poszedłem na spokojnie szukać kierowniczki. Wróciliśmy po dziesięciu minutach, gdy przerażony dziad walczył z udarem cieplnym, próbując robić moją pracę, aby choć trochę opóźnić zasypanie podłogi rozgrzanymi blachami pełnymi ciastek. W rogu była kamera, do tego miałem świadków, więc z miejsca uznano moją rację. Zostałem na tydzień przeniesiony na stanowisko dziada (plus pakowanie na sąsiedniej hali, w końcu nie oddamy najlżejszej fuchy podludziowi ze wschodu), on zaś z jeszcze jednym Niemcem wylądował przy ciastkach. Po tygodniu, gdy wróciłem, przydzielono do pomocy jeszcze jednego Polaka i dopiero wtedy tempo pracy stało się tylko szybkie, zamiast chore.

Drugi mój wyjazd w kolejne wakacje zaprowadził mnie do komisjonowania książek. Komisjonowanie to praca polegająca na zbieraniu z magazynu potrzebnych rzeczy i kompletowaniu z nich indywidualnego zamówienia dla klienta. Komisjonowanie książek, było więc pracą dla internetowej księgarni, gdzie dziesiątki osób biegały z wózkami sklepowymi i zbierały z regałów na przydzielonym sobie obszarze książki, ulotki i broszury, aby układać je w plastikowych kuwetach i posyłać dalej taśmociągiem, wijącym się przez całą halę. Sama praca była nawet ciekawa i nie przesadnie ciężka... Była też bardzo krótka, bo po miesiącu podziękowano mi i 4/5 zatrudnionych razem ze mną, zostawiając tylko grupę, która biegała najszybciej i rzucała książkami do kuwet najcelniej, aby nabić jeszcze jedną więcej, nim zmiana dobiegnie końca.
Firma od początku zatrudniła dużo nowych osób, z zamiarem zwolnienia większości, tak że, po opłaceniu przejazdu w obie strony i wyżywieniu za miesiąc zarobiłem tyle, ile zarobiłbym w Polsce bez wyjeżdżania.

Trzecie wakacje spędziłem nad jeziorem Bodeńskim, pracując na kuchni w ni to barze, ni hotelu. Bardziej przypominało to średniowieczną karczmę, gdzie oferowano noclegi i restaurację. Miałem w życiu okazję poznać wielu dupków, ale właściciel tego przybytku to jedna z najgorszych kanalii jakie spotkałem. W pokojach dla pracowników mieszkało kilku stałych bywalców, którzy wracali do tej pracy rokrocznie co wakacje. Jednym z nich był chamski i wiecznie szukający bójki typ pracujący na zmywaku.

Pracownice, które musiały dzielić z nim pokój, zawsze zgłaszały właścicielowi molestowanie i próby gwałtu po pijaku. Co zrobił z tym właściciel? Pracujące tam kobiety karał za różne przewinienia, przydzielając z gnidą do dwuosobowego pokoju.
Gdy jedna domagała się zmiany pokoju, wypchnął ją przez drzwi, a jej rzeczy wyrzucił oknem. Zlitował się nad nią dopiero jeden z gości i przenocował w swoim pokoju (za dopłatą oczywiście).

Pracownicy w przerwie obiadowej jedli serwowane tam na szwedzkim stole potrawy... aleee, gdzie z tym kotletem?! to dla gości! Pracownicy mają żreć to, co nie schodzi, grubasy pazerne! Na każdej przerwie obiadowej wpadał on skontrolować, kto co ma i komentować, gdy ktoś ośmielił się poczęstować choćby plasterkiem mozarelli, której resztka wróciła na kuchnię.

Godziny pracy? Pracownik jest od tego, żeby pracować! Pracowników jest mało, więc jak ktoś zszedł właśnie z porannej zmiany, to ma wracać i stać do nocy.
Gdy przyszło do zapłaty, pogubił się w tym, ile kto pracował, bo nigdzie nie zapisywał. Gdy uznał, że próbuję go naciągnąć i wymyśliłem sobie godziny, wpadł na genialny pomysł, że mi nie zapłaci. Zapłacił dopiero gdy zmusił go do tego wyrok sądu, ale to już wiele miesięcy później.
Najpewniej odkuł sobie na Ukraińskich kelnerkach. Cztery biedne dziewczyny trafiły w to miejsce zaraz przed tym, jak ja z niego wyjechałem, nie mając nawet pieniędzy na powrót. Aby nie "pyskowały mu jak te polki" z radością stwierdził, że je "wytresuje" (cytat). Na czym polegała tresura? Na podziale na 2 pokoje i przydzieleniu wspomnianego typa ze zmywaka na tydzień do jednych, a potem do drugich. ( o tym dowiedziałem się już od ogrodnika, który tam został i z którym utrzymałem potem kontakt).

Tak że moi drodzy, jadąc gdziekolwiek za granicę pamiętajcie o najważniejszej bodajże zasadzie. Kto jedzie w jedną stronę, musi mieć pieniądze na przeżycie tam miesiąca lub dwóch i powrót z powrotem. Bo nie ma nic gorszego niż utknąć bez pieniędzy na łasce takich pracodawców.

Niemcy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (149)

1