Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Iksowate

Zamieszcza historie od: 28 maja 2017 - 10:34
Ostatnio: 29 czerwca 2018 - 1:42
  • Historii na głównej: 15 z 27
  • Punktów za historie: 1795
  • Komentarzy: 76
  • Punktów za komentarze: 223
 
zarchiwizowany

#82530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zostałam dziś w pracy poniżona przez zwykłego goryla i to konkretnie. Po półtorej godziny, lwiej części paczki fajek i prysznicu nadal nie mogę się uspokoić i trochę uderzam w płacz.
Ale powiedzcie mi jak tępym trzeba być, żeby nadal po zwróceniu uwagi na obecność kamer z nagrywaną fonią dalej napierniczać do 'koleżanki'*, że jest nic nie wartą p.. yhym waginą i ciągle liczyć, że sprawa nie pójdzie dalej?
A ja naprawdę nie o fochach ochroniarza z kierownikiem chciałam rozmawiać...

*w znaczeniu - na razie - współpracownica

Ps: geneza konfliktu nie jest istotna,a finał na pewno będzie miał miejscu jutro (dziś?) u dyrektora, do którego od dawna docierały różne sygnały, aczkolwiek to piererwsza taka sytuacja - reszta ochrony to naprawdę fajne chłopaki, ciut niesforne, ale fajne.

praca

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (33)
zarchiwizowany

#82002

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem recepcjonistką w pewnym bardzo ciekawym miejscu (przybytku pewnego rodzaju rozpusty;p). Klientów mamy różnych, od obrzydliwie bogatych 'vipów' ('jestem John Smith! TEN John Smith. jak to mnie nie znasz?'), poprzez jednorazowych turystów i gówniarzerię rzucającą we mnie dokumentami (wtedy stosuję mój ulubiony strajk włoski;p) na różnych lumpach i niepiśmiennych cyganach kończąc. Mamy też szatnię z 'numerkami'. Jest to jedyne miejsce bez monitoringu. Goście często zostawiają w kurtkach portfele, telefonu itd., a my jako recepcjonistki za to odpowiadamy. Dlatego też NIGDY nikogo tam nie wpuszczamy.
Aktualnie po lokalu kręci się wielu robotników, bo nie wszystko jest jeszcze tak jak trzeba. Rano są też ale są też ekipy sprzątające. Ah. I mamy też ochronę 'wynajętą' z innej firmy. Generalnie kojarzę chłopaków, bo jest ich może i co ważne są ubrani lepiej niż niejeden klient (zdarza mi się notorycznie mylić ich z gośćmi;) ).
Historia właściwa.
Siedzę około 7 rano przy biurku półprzytomna, wpuszczam panie i panów sprzątających, trochę czytam wszak ludzi o tej porze nie ma wcale. Generalnie luz blues tylko spać się chce. W sumie to jedynym człowiekiem, którego widziałam na recepcji był pan, który drabine dla techników zostawił, z braku lepszego miejsca, w szatni. Co ważne weszłam tam z nim i znalazłam na wieszaku garnitur, zdziwiło mnie to, ale goście zostawiają różne rzeczy, np chleb.
Jakiś czas później wszedł głównym wejściem ON. Pierwszy raz na oczy widzę. Taki gruby, szpakowayy facet w dresie. Na wejściu rzucił tylko 'ja do pracy'. Spoko, muszę powiadomić nadzór, że sprzątacz przyszedł. Zanim zdążyłam zadzwonić koleś wpakował mi się do szatni. Na moje protesty stwierdził, że jest z ochrony i że w naszej szatni trzyma swoje rzeczy, bo nie ma gdzie*. I że inne panie wczoraj mu pozwoliły**, a on z każdą jedną nie będzie negocjował (tak mi powiedział!). Sprawa zakończyła się u kierownika, który faktycznie potwierdził, że koleś jest ochroniarzem, ale kategoryczni8e zabronił mu wchodzić samemu do szatni, no i nakazał dawać panu numerek. Dodatkowo wysłał go do wyżej wspomnianego nadzoru w celu zapoznania się z procedurami obowiązującymi w naszej firmie***.
No i w sumie ok. Gość sobie trochę pomarudził o dzieciakach, które myślą, że są niewiadomo kim (chociaż trafił - z powodu mojego, podobno, młodego wyglądu zyskałam właśnie taką ksywke a pracy), ale usiadł vi w drogę mi nie wchodził. Do czasu aż przyszedł chłopak, który miał kłaść tapetę. Ochroniarz miał wreszcie komu się wyżalić! Słyszałam jak mówi, że ja taka ostra, taka zasadnicza i inne twgo typu rzeczy. Wkręcił biedaka tak, że ten z autentycznym przerażeniem w oczach pytał mnie o pozwolenie na wniesienie narzędzi czy skorzystanie z toalety...

Kurde mole. Obiekt faktycznie poważny i mocno restrykcyjny, dla niektórych Kowalskich pewnie nieco luksusowy (a przynajmniej taki się wydaje), ale bez przesady.
A co do samego ochroniarza... kamery są przy wejściu do szatni, ale w środku już nie. Recepcjonistki często tam bywają ze względu na pracę. Normalna rzecz. A teraz sytuacja taka: komuś ginie coś z kurtki. Kto mi udowodni, że nie ja 'przytuliłam' taki portfel na przykład?

*chłopaki poza częścią typowo dla personelu obiektu mają wydzielone pomieszczenie, gdzie mogą się przebrać, trzymać rzeczy typu woda itp.

** żadna z koleżanek nie potwierdziła, a pytałam tych, które były dzień wcześniej na zmianie. A kierowniczka mnie pochwaliła nawet.

*** korzystamy z usług firmy zewnętrznej. Czasem się zdarza, że klienci przychodzą i żartują, że takie miejsce a mamy ochronę z Tesco. Tak więc pracują oni w różnych miejscach i nie każdy z nich widzi różnicę między knajpą, a obiektem, w którym wszystko ma ściśle określone reguły. Ja mam nawet wytyczne co do koloru szminki i paznokci ;).

Przybytek rozpusty.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (39)
zarchiwizowany

#81857

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mamy święta, tak się przypadkiem złożyło, że muszę zabrać dokumenty potrzebne do pracy - inaczej zamiast w domu rodzinnym spędziłabym je jak kazdy inny weekend, gdyż nie jestem osobą wierzącą. Wczoraj minęłam się, na szczęście, w drzwiach z X, koleżanką mojej pierworodnej 'siostry' piekielnej Anki. Przypomniało mi się to i owo. X i Anka prezentują podobny poziom intelektualny: 12-latki uwięzione w ciałach po 30. Gorzej, że X zdążyła się podwójnie rozmnożyć. Matką nie jestem i nie planuję być (chyba, że kocią;p), doświadczenia dużego z dziećmi nie Mam, ale pewne rzeczy nie mieszczą mi się w glowie, chociaż wiele z nich X pokazała przy poprzednim dziecku.
Ktoregoś pięknego dnia X z rodzinka (dwoje dzieci i pies) postanowiła złożyć Ance wizytę. Już pominę jazgot stworzenia psopodobnego, który przeraził mojego kota i zdenerwował i tak już agresywnego psa Anki(przysiegam, że niewiele brakowało a York zostałby polkniety:p), nie będę narzekać na 8latke meczącą zwierzaki, latająca bez nadzoru po mieszkaniu i kontrolującą zamknięte pokoje, żeby ewentualnie przeszkodzić mi w pizzowaniu i piwkowaniu przy serialu... A właśnie. Piwkowaniu. Wypiłam 2,5 piwa (No sorki lubię dobre piwo!), więc pijana nie byłam, ale trzeźwa też nie. 

Z braku lepszego pomyslu wzięłam dzieciaka (oczywiście X później Powiedziałam, że nie życzę sobie takiego zachowania że strony jej dziecka, bo sorry ale moimi gośćmi nie są, a jej córka do grzecznych nie należy) zaprowadziłam młodą do reszty towarzystwa. A tam... mimo moich protestów (byłam nietrzeźwa) zostalo mi posadzone na kolanach niemowlę! Nikt dziecka przejąć ode mnie nie chciał dopóki nie zglodniało. Co zrobiła X? Wyszła do łazienki? Gdziekolwiek? Nie! NA oczach mojego zażenowanego ojczyma postanowiła wywalić cyca... A małą przewinęła na kocu narzuconym na kanapę i stanowczo odmówiła mi, kiedy zaproponowałam ręcznik.

Nie wiem czy ktoś jej coś powiedział później na ten temat, bo nie wytrzymałam i poszłam na dłuuuugi spacer.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (29)
zarchiwizowany

#81755

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bedzie o mojej eks dziewczynie X (lat 26) i jej przyjaciółce Y (27).
X poznałam w bardzo kiepskim momencie życia - to ona mnie 'naprostowała' na w miare ambitnego czlowieka. Dlatego po rozstaniu starałam się żyć z nią w zgodzie z widokami na tzw. Przyjaźń. Jednakże kiedyś przeszła samą siebie.
Zdarzyło mi się wyjechać do pracy za granicę, gdzie nie miałam Internetu, więc nie mogłam zweryfikować otrzymanych informacji (Jestem pewna, że byłaby wzmianka w mediach lokalnych)
Pewnego ranka obudził mnie telefon od Y: X miała wypadek - jest źle.
Popołudniu kolejna wiadomość: X nie żyje.
Pamiętam, że nie mogłam uwierzyć i próbowałam bezskutecznie dodzwonić się do eks dziewczyny. Załamałam się, odezwały się stare problemy z sercem... ogólnie rzecz biorąc miałam wszystkie te dziwne fajerwerki towarzyszące czarnej rozpaczy.

W środku nocy dostałam smsa zza światów od X. Chciala sprawdzić czy naprawdę ją kocham.
Najbardziej piekielny jest fakt, że taki numer zrobiły mi dorosłe kobiety - przypomnę: 26 i 27 lat.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (44)
zarchiwizowany

#81744

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w czymś w rodzaju malego call center. Do zadań moich i koleżanek poza telefonami do potencjalnych klientów należy załatwianie spraw kurierskich. Kilka dni temu zaginęła przesyłka zwrotna z dokumentami. Okazało się, że kurier z Ukrainy nie potrafi wypełnić listu przewozowego. Przed chwilą byłam nausznym świadkiem jak dziewczyna obok próbowała mu wyjaśnić co i jak ma zrobić. BA! Tłumaczyła mu czym jest kod kreskowy... Pan był mocno odporny na tłumaczenia i chyba poczuł się urażony,Bo się rozłączył i kolejnych telefonów nie odbierał.
Także pozdrawiam trzyliterową firmę kurierską zatrudniającą wyjątkowo niekomepetentnych pracowników.

Kurierzy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (30)
zarchiwizowany

#81743

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed kilku godzin. I w sobie widzę trochę piekielności po czasie - może powinnam zrobić jakąś tam aferę, tyle się teraz słyszy o pedofilii, choć nie sądzę, żeby pan, o którym będzie mowa w ogóle widział również wspomniane niżej dzieci. Niemniej jednak był obrzydliwy.

W ramach uczczenia nowej pracy postanowiłam iść do kina w galerii, W której jeszcze nie byłam. Z mapy wyczytałam,że kino jest na drugim piętrze. Więc idę. Na drugim pusto - tylk wyjście na parking. Przy okazji zauważyłam gościa walącego konia. Nie zwróciłam wiekszej uwagi, bo 1. To częsty widok w mieście 2.bylam bardzo zmęczona po pracy - poszłam dalej w kierunku wcześniej wspomnianych schodów, które jak się okazało prowadziły na kolejny poziom parkingu. Na górze zostałam grupkę może dziesięcioletnich dzieci ubiegających w tę i wewte. Olałabym to, bo żaden ze mnie strażnik Teksasu, ale kiedy zjeżdżała po schodach zostałam potrącona tak mocno, że prawie stracilam równowagę (a ważę ciut duzo), no i dostałam 'przypadkowego' kuksańca.
Po drodze do recepcji (nadal szukałam kina:p) zaczepiłam przy okazji spacerującego po galerii ochroniarza. Powiedziałam mu o sprawiajacych zagrożenie dzieciach i gościu na ławce. Odpowiedź mnie zabiła. Zapytał się mnie co to to obchodzi...

Galeria handlowa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (17)
zarchiwizowany

#81241

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia na głównej o tym,jak pani z poczty nie mogła uwierzyć w metrykę z dowodu.
Tutaj ja byłam zdecydowanie piekielna i nie żałuję :)

Ja mam dosyć podobny 'problem' co autorka tamtego tekstu - w najlepszym wypadku wyglądam jakbym się urwała z później podstawówki, oczywiście biorąc pod uwagę nową formę szkolnictwa;p.
Chwilowo pracuje też w branży 'zdominowanej' przez kobiety w wieku 50+, ja sama za kilka miesięcy skończę 21 lat.

Na początku tygodnia jechałam na nowy kontrakt i, co jest normą w moim przypadku, wzbudziłam małą sensacje spośród pań w firmowym busie. Jedna spośród współpasażerek, wyjątkowo wiekowa, zareagowała w dosyć ciekawy sposób:
- 21 lat?! Gdzie ojciec z matką?! Ja bym ma ich miejscu nigdy córki w tym wieku za granicę nie puściła! Na studia a nie do roboty!

W odpowiedzi niewiele myśląc stwierdziłam, że na miejscu jej dzieci wybierałabym już trumnę dla matki.

Wiem, chamskie i postackie, ale dla nikt nie wyjeżdża do pracy za granicą dla przyjemności. I ja rozumiem, że kobita starsza, prosta i tak dalej. No ale sorry.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (27)
zarchiwizowany

#81187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poniekąd odnośnie historii

http://piekielni.pl/80769

Trochę poprawiłam historię, żeby lepiej wszystko naświetlić.
Moja współlokatorka, potocznie zwana siostrą lub obleśna Anką ma wielkiego, agresywnego psa, który zupełnie nie jest nauczony chodzić na smyczy. Anka przeprowadza się i planuje go na pewien blizej nieokreślony czas Zostawić go pod opieką matki. 60-letniej kobiety, która:
- jeśli nie weźmie silnych leków przeciwbólowych nie jest w stanie się poruszać
- jest w trakcie rekonwalescencji po zabiegu, jeszcze nawet nie może wrócić do swojej stosunkowo lekkiej dodatkowej pracy (jest już na szczęście na emeryturze)
- została wcześniej mocno przez rzeczonego psa pogryziona, ale ma zbyt miękkie serce, żeby się postawić.
Pies jest agresywny i bardzo silny. Ze względu na bezpieczeństwo domowników jest zamykany w pokoju Anki albo nosi kaganiec. Ja w tej chwili pracuje za granicą, w domu spędzam parę tygodni między dwumiesięcznymi wyjazdami.
Moja chora Mama nie jest w stanie mu zapewnić odpowiedniej ilości ruchu. Pies się męczy, plus ostatnio mam podstawy, żeby myśleć, że jest bity przez właścicielkę.
Moja Mama fizycznie nie może psem się odpowiednio zająć, a ja psychicznie przez jego zachowanie i moją fobie związaną z pewnym incydentem z dzieciństwa.

Jako że moja sytuacja się poprawiła ostatnio i dodatkowo kwestia zdrowia Mamy jest dla mnie ważna pytanie brzmi czy i jak można coś z tą sprawą zrobić? Jakieś organizacje prozwierzęce? Straż miejska? Wolałabym się w tej sprawie nie wychylać, bo moja sytuacja mieszkaniowa jest trochę związana z widzimisię mojej siostry.

Home sweet

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (24)
zarchiwizowany

#81142

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś podczas popołudniowej przebieżki miałam to wątpliwe szczęście, że wpadłam na grupę śniadych nastolatków z wolna kroczących całą szerokością chodnika, rzecz jasna gluchych na 'przepraszam' w dwóch językach (nie jestem ksenofobem, ale nawet niemieccy turyści w Polsce mniej się panoszą;p).
Przypomniało mi się przedziwne zdarzenie, być może wynikajace z różnic kulturowych.

Mianowicie kilka lat temu, mieszkalam w pewnym większym mieście za zachodnią granic. Było to na długo przed tzw 'kryzysem migracyjnym' niemniej widok 'egzotycznych Niemców' do rzadkości nie należał, aczkolwiek wtedy mniej się słyszało o tych wszystkich skandalicznych zachowaniach. Jedna sytuacja do dziś mnie bawi.
Tłoczny deptak, upał wybitny, ławek wolnych brak. Taka sytuacja. Spożywamy więc z Mamą lody na stojąco. Pewien pan o bliskowschodnich rysach twarzy postanowił się nad nami zlitować i ustąpić miejsca. Wstał? Nieeee... Żonie kazał ;).

Z uprzejmości nie skorzystałyśmy.

Rodowici Niemcy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (27)
zarchiwizowany

#80859

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Iksowate i te jej pieski. Eh...


Ledwo zdążyłam się uspokoić po dzisiejszym spacerze, a już zaczęłam dostawać smsy w tonie, że jestem chędorzoną panienką lekkich obyczajów, że jetem złośliwa i zawistna tylko szkodzę ludziom itp. itd.

Hmm... 2 lata temu pies współlokatorki-będącej-moją-siostrą został pogryziony przez łańcuchowego psa z sąsiedniej posesji. Od tej pory jeśli widzę, że któryś się zerwał (są tam 3 albo 4 wielkie psy) dzwonię na policję i po takim telefonie informuję na fb żone właściciela, że zwierzaki trzeba złapać. Ostatni telefon wykonałam dobrych kilka miesięcy temu. Wszystko się odbywało bez złośliwości. Do dzisiaj.
Jako, że poza domem się lubimy, wyszłam na, planowo, kilkukilometrowy spacer z Tośkiem, kiedy doskoczyło do nas większe psisko ze wspomnianej posesji, najłagodniejszy na szczęście, no ale... Ja przerażona (przez kilka lat zmagałam się z poważną dogofobią), chłopaki krążą wokół siebie jak bokserzy na ringu. Drugiego psa nijak nie da się wyminąć. Na szczęście mój idiota okazał uległość i do niczego nie doszło. Jakoś się wycofaliśmy i w domu standardowo telefon na komisariat* i wiadomość do właścicieli, przy czym mam nowego fejsa i nie mam już kontaktu do kobiety, do której zawsze pisałam (w interenecie legitymowała się czymś w stylu Kasieńka Xoxo), napisałam do jej córki, którą znałam w dzieciństwie. Podejrzewam, że smsy są od niej bądź jej chłopaka. Mamy wielu wspólnych znajomych,ja nie zmieniałam numeru od 10 lat, więc łatwo mogła zdobyć.
I tylko się zastanawiam... o co chodzi? Nie nasyłam na nikogo policji z własnej złośliwości, mój strach jest uzasadniony (dziś pies, jutro małe dziecko), jej rodzice to rozumieją i nie mają pretenji. Dziewczyna zbliża się do ćwierćwiecza, wiec wydawałoby się, że też mogłaby zrozumieć. Coż... Smsy są kasowane:).

*Za pierwszym razem dodzwoniłam się na alarmowy w mieście powiatowym i tam miły pan kazał mi zapisać numer telefonu lokalnego komisariatu, żeby nie blokować linii.

wioska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (75)