Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ItsyBitsyWereWaffle

Zamieszcza historie od: 24 maja 2020 - 14:34
Ostatnio: 15 stycznia 2023 - 9:47
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 448
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 89
 

#73666

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponowna historia o pracy w "W" (dla zainteresowanych pierwsza tutaj: http://piekielni.pl/71711).

Mamy w pracy kolegę, nazwijmy go Staś. Stasiu jest ulubieńcem pani kierownik. Od samego początku ewidentnie go faworyzuje. Jednak w tej historii to pani kierownik (K) jest piekielna.

Przykłady:

1) Stasiu trochę pośmierduje. Chodzi w jednej koszuli cały tydzień, poza tym pije dużo kawy, je cebulę i ser. No, każdy ma swoje upodobania dietetyczne, ale fakt jest taki, że dłużej niż minutę to w pokoju Stasia wytrzymać się nie da. Dlatego też siedzi sobie sam. Nikomu by to bardzo nie przeszkadzało, bo w sumie z pokoju nie wychodzi zbyt często (chyba że na fajkę, ale o tym za chwilę), gdyby nie fakt, że pracujemy z ludźmi, którzy do nas przychodzą i załatwiają różne sprawy. Więc, powiedzmy szczerze, Stasiu nie jest najlepszą wizytówką firmy.

Zgłosiliśmy do pani K, żeby może porozmawiała z nim, że trzeba się myć... Owszem, powiedziała mu (raz!, a Stasiu pracuje 5 lat), że "klientom jest milej, kiedy wokół roznosi się przyjemny zapach" (mniej więcej coś takiego). Skutek: Stasiu kupił coś w stylu "Bond" i zużywa chyba jedno opakowanie dziennie. Wyobraźcie sobie, jaki fetor jest teraz. Pani K twierdzi, że przecież jest lepiej niż było.

2) Stasiu wychodzi na fajkę (liczyłam!) mniej więcej 6-9 razy dziennie. Według pani K "trzeba zrozumieć nałogowca". Miałam już kilka razy plan przyjść do pracy nawalona, ale nie wiem, czy ten nałóg też by zrozumiała... ;-)

3) (hit!) Dwa lata temu Stasiu poinformował panią K, że w zimie ma problem z dojazdem, ponieważ mieszka pod miastem i najwygodniej byłoby mu jeździć z kolegą samochodem, w związku z czym będzie przyjeżdżał przez zimę na 9 (pracujemy od 7.30). Pani K zgodziła się pod warunkiem, że będzie zostawał do 17 (pracujemy do 15.30). Ale że pani K wychodzi o 15.30, to nie wiedziała długo, że Stasiu nie dotrzymuje słowa i zmywa się zaraz po jej wyjściu. Tak tak, "zmywa się" - trwa to nadal. Minęły 2 lata, 3 zimy, ale te autobusy podmiejskie chyba nadal kiepsko jeżdżą, ponieważ Stasiu jest codziennie w pracy między 9 a 10 i wychodzi tuż po 15.30. Najpóźniej o 16 (wiem, bo czasem zdarza mi się zostać dłużej). Jakby nie patrzeć, jego dzień pracy to 6 godzin. Żyć, nie umierać! Pani K o tym już teraz wie, bo przecież pozostałych pracowników szlag jasny trafia. Ale według niej "dojazdowiczów trzeba zrozumieć".

Kolejne historie o Stasiu i pani K wrzucę innym razem. Koniec przerwy śniadaniowej ;-)

praca

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (315)

#15249

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia będzie o przysługach i skutkach bezstresowego wychowania. Mniej więcej 3-4 lata temu zrobiłam roczny kurs wizażu. Ot tak, dla własnej przyjemności, coby umieć ładnie twarz nałożyć.

W czwartek wieczorem proces prasowania przerywa mi telefon od (na potrzeby historii) [Z]osi. Zosia jest bardziej znajomą mojej mamy niż moją.

[J]: Tak?
[Z]: Cześć Carrie! Słuchaj, twoja mama mówiła, że Ty jakiś kurs makijażu robiłaś. Mam do Ciebie taką małą sprawę.
[J]: (nastawiona średnio entuzjastycznie) No, robiłam. A o co chodzi?
[Z]: Moja córka, wiesz, [K]asia, ma jutro osiemnastkę i tak pomyślałam, że mogłabyś ją umalować, bo wiesz, wszystkie okoliczne kosmetyczki nie mają czasu jutro, a tak, no wiesz, wstyd, żeby na taką OKOLICZNOŚĆ bez makijażu!

Przetrawiłam informację, no ale zgodziłam się, że Kasieńkę umaluję. Poprosiłam tylko, żeby wzięła własny podkład/puder, gdyż ponieważ z tego co pamiętam karnacja Kasi znacznie różni się od mojej. Umówiłyśmy się na 18:30 dnia następnego, zaznaczyłam wyraźnie, że dopiero o 18 kończę pracę i wcześniej nie dam rady, co spotkało się z wyraźnym niezadowoleniem.

Nadszedł piątek. Jak to w piątki, każdemu się przypomina o czymś cholernie-ważnym-na-wczoraj, więc od rana siedzę w robocie po łokcie. 16:45 dzwoni telefon.

[J]: Tak?
[Z]: Carrie, no gdzie Ty jesteś! My już czekamy!

Zaliczyłam w tym miejscu klasycznego zonka. Patrzę na zegarek, ale nie, jednak nie uciekła mi gdzieś ponad godzina.

[J]: No jak to gdzie? W pracy.
[Z]: Ahaa. A bo ja myślałam, że ty pozujesz na taką zapracowaną kobietę i tak naprawdę kończysz wcześniej. A nie możesz się urwać wcześniej?
[J]: Mam naprawdę dużo pracy, za rogiem jest kawiarnia, może pójdziecie sobie na kawę w międzyczasie?
[Z]: No doooobrze.

W końcu jednak udało mi się urwać chwilę wcześniej, tak że w domu byłam na 18:15.

Przed drzwiami domu czekała już Zosia i strasznie naburmuszona blondyneczka, wyglądająca jakby już na stałe zamieszkała na solarium, którą zidentyfikowałam jako córkę Zosi. Zamiast dzień dobry Kasieńka mruknęła coś co brzmiało mniej więcej jak ′no w końcu k*rwa′. Powstrzymałam cisnące się na ustach równie niecenzuralnie słowa i zaprosiłam je do domu, proponując kawę tudzież herbatę i wygrzebując z szafki coś słodkiego.

Przystąpiłam do Dzieła. Przez całą bitą godzinę Kasieńka marudziła, grymasiła, kompletnie nie słuchała moich poleceń (′a bo ja trzymam oczy otwarte, a bo ja trzymam głowę tak, a nie mogłabyś więcej tego podkładu, a cienia więcej, pomadki więcej′). Uparcie starałam się nie komentować, w końcu Zosia dobra znajoma mamy, nie wypada. Dziewczyna wstając strąciła ze stolika cholernie drogą paletę cieni do powiek (Sephora, 120 sztuk), nawarczała na mnie, że ′k*rwa nie uważasz gdzie kładziesz to masz!′, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła, mówiąc, że musi ′k*rwa zajarać szluga i poczeka przed drzwiami′.

Zosia wręczyła mi dużą bombonierkę i przeprosiła za zachowanie córki, bo ′ona taka nieśmiała jest′. Zrobiło mi się jej cholernie szkoda. I oto do czego prowadzi bezstresowe wychowanie. A od tej pory nie maluję już żadnych znajomych, poza moimi dwiema przyjaciółkami.

Bezstresowe Wychowanie

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 718 (814)

1