Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Izim

Zamieszcza historie od: 5 sierpnia 2016 - 12:34
Ostatnio: 13 października 2017 - 12:29
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 496
  • Komentarzy: 48
  • Punktów za komentarze: 119
 

#76018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio głośno w mediach o porodzie pewnej Pani, podzielę się więc opowieścią jak to moja żona rodziła drugie dziecko.


Najpierw opowiem jak wyglądał pierwszy poród.
Skurcze zaczęły się gdzieś w okolicach godziny 17:30. Pojechaliśmy do małego szpitala z dobrą renomą. O 18:10 przybyliśmy, żona miała już pełne rozwarcie. Położne stwierdziły, poród do 30 minut. Wody nie chciały odejść, ale udało się o 22 z hakiem piękna córeczka. Pierwsze słowa żony po porodzie "przecież to w ogóle nie bolało, to ja mogę więcej dzieci rodzić". Położne były świetne, całość porodu oboje dobrze wspominamy.

Tyle tytułem wstępu.

2 lata i 10 dni później trzeba było znowu pojechać na porodówkę. Tym razem wybraliśmy duży szpital w mieście, w którym mieszkamy. Łatwiej będzie wszystko zorganizować logistycznie.
Rozdział 1
Przychodzimy do szpitala, dzień dobry, dzwonek, tak rodzę, proszę tutaj.
Żona weszła do izby przyjęć, drzwi się zamknęły, telefon mi zostawiła i tak o to 2 godziny czekałem sobie. Na pytania czy już rodzi, urodziła czy co otrzymuje odpowiedź "krzywda jej się nie dzieje"
No ok, mogę poczekać, spotkałem w między czasie koleżankę z podstawówki, rodziła trzecie dziecko. Ponoć to standard, jeśli coś się zacznie zawołają mnie.

Rozdział 2
Przyjechała na wózku wybranka mego serca, KTG podłączyli. Wszystko gra i buczy, wody pomału odchodzą. Pojechaliśmy do sali porodowej. Właściwie nic ciekawego się nie działo od godziny 12 do 19 lekkie skurcze. Wody pomału odchodzą, żona nie może chodzić bo KTG. Na oddziale 2 położne, powinny być 3, ale jakieś L4. W sąsiedniej sali ciężki poród wiec co ładnych parę godzin ktoś nas odwiedza. Nuda.

Rozdział 3
Około godziny 19:05 przychodzi nowa warta. Obchód, pytamy czy można odpiąć KTG i pochodzić. Przy pierwszym porodzie ciepły prysznic bardzo pomógł i przyspieszył poród. Skurcze co 5 minut, delikatne.
Żona poszła pod prysznic, stoję pod drzwiami łazienki i słyszę rozmowę położnych.
P1- zablokowałam komputer
P2- miałaś caps locka, wyłącz i wpisz
P1- tylko trzy razy już wpisałam, trzeba do administratora dzwonić

W miedzy czasie słyszę z kabiny krzyki żony, skurcze co 40 sekund. Decydujemy się wracać do pokoju. Przechodzimy przy wyspie położnych. Skurcze co 30 sekund. Musimy trasę robić na 2 raty. Dalej rozmowy o haśle, zebrało ich się tam z 5 + lekarz.

Jesteśmy w pokoju, żona już nie kontaktuje. Idę do położnych, że skurcze non stop. Zaraz się zacznie, niech ktoś przyjdzie. Dostaję odpowiedź, w porządku niedługo ktoś będzie.

Wracam do lubej, skurcze już praktycznie co moment. Luba mówi, kochanie nie podchodź chyba kupę zrobiłam. Patrzę a tam krew, wielka plama. Ponownie wracam i mówię, że żona urodzi w przeciągu kilku minut, niech ktoś będzie. Odpowiedź standardowa, grono siedzi przed komputerem.

Jestem w pokoju i nie wiem co robić, kontaktu z rodzącą żadnego, biała cała, stoi przy fotelu. Wrzask non stop.
Wybiegam z pokoju i z drzwi krzyczę "niech ktoś k..a przyjdzie"
Wpadło zacne pogotowie komputerowe, 4 stało i patrzyło bladych (w tym lekarz). Najstarsza położna podbiegła, sprawdziła. "Jest główka".
Następne 15 sekund wygląda jak w bajkach Disneya. Wszyscy biegają, po ręcznik, po pojemnik na dziecko. Generalnie nic nie było przygotowane. Rzeczy lecą na podłogę, ludzie się potykają w tym wszystkim.
Dziecko wyszło, udało się, zdrowe, ładne i całe.

Rozdział IV
Najstarszej położnej czy to ja i moje słowo na K się nie spodobało czy co innego nie wiem.
Wyszło łożysko, wygląda mniej więcej jak wielka wątróbka. Położna kładzie pół metra ode mnie i zaczyna gderać i sprawdzać czy ok, zerkając na mnie czy tatuś już zemdlał. Nie podziałało, ok to wymyślimy co innego.
Przy pierwszym porodzie żona była zszywana po miejscowym znieczuleniu, nawet tego faktu nie zanotowała.
Teraz położna kilka minut po porodzie z dzieckiem na piersi zaczyna swoje sadystyczne na żywca. Krzyk jakby drugie dziecko miało być, żona do dzisiaj twierdzi, że to zszywanie bardziej bolało od porodu.


Żeby nakreślić jak szybko to się działo, córeczka pojawiła się o 19:39.
Sam nie wiem, jakby mnie nie było, poszedłbym na papierosa czy po prostu siusiu. Dziecko walnęłoby głową w podłogę, nie wiem po jakimś czasie ktoś by przyszedł. Z pokoju rodzącej nie było słychać praktycznie nic na wyspie szefowych. Trzeba było wyjść i otworzyć drzwi.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.


Mam nadzieję, że nie wyszła z tego zbyt długa epopeja.
Obie córeczki zdrowe, wesołe i kochane :)

porodówka

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (427)
zarchiwizowany

#74422

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu prowadzę działalność gospodarczą, zajmuje się wykonywaniem pewnych rzeczy. A moją klientele stanowią w 70% hobbyści.
Chciałbym tylko zaznaczyć, że moje dzieła interesują hobbystów wszelakich zainteresowań. Od znaczków po minerały.

Chciałbym tutaj napisać o piekielności klientów. Jednak nie będę się skupiał na tych marudzących, czy płacących na raty "raz w roku 10zł".

Piekielne osoby to weseli faceci, gdzieś w okolicach 30 - 60 roku życia. Piekielnością są metody jakimi oszukują swoje żony / kochanki / dziewczyny
*niewłaściwe skreślić.

Typ klienta numer 1 - najczęstszy.
"Dzień dobry,
chciałbym u Pana coś zamówić tylko zależało by mi na fakturze, na której zamiast kwoty XXX jest XX. Wie Pan, zawsze muszę żonie pokazać, a na słowo już nie wierzy."

Klient 2) - kiedyś częściej się zdarzał, ostatnio jakoś ten sposób coraz mniej popularny

"Witam, chciałbym u Pana coś zamówić, tylko proszę wysłać na mojego brata / stryjka / ciocię / mamę.
Oni wiedzą o co chodzi."

Klient 3) - czyli konszachty z listonoszem
"Bardzo proszę o wysyłkę na adres: skrzynka przy transformatorze ul.xxxx xx-xxx piekielniowo listonosz wie o co chodzi"
Nie pamiętam wszystkich dziwacznych adresów, ale zapamiętałem "pod mostem" klient mówił, że to nie żadna ściema i na pewno dojdzie - doszło ;)

Kolejna grupa klientów, to Ci którzy odbierają osobiście.

Klient 4)
"Ja bym chciał takie i takie rzeczy. Tylko zrobimy tak, dam Panu dzisiaj 500zł. Jak już będzie gotowe przyjdę z żoną, wezmę towar i powie mi Pan 100zł."

Klient 5) nie chce ściemniać, tylko jeden taki przypadek był. Miałem facetowi zawieźć do domu co trza.
"Byłby Pan w stanie jakoś zakurzyć całość? tak, żeby wyglądało jakbym to z piwnicy wyciągnął. Chce żonie powiedzieć, że od lat to mam."

Podsumowując.
Najbardziej muszą kombinować ludzie, którzy jakoś mają pieniądze, a przynajmniej tak mi się zdaje.
Często klienci przychodzą z żoną i nie wymyślają, przewracanie oczami. Komentarze niby szeptem typu "jezu na taką pierdołe wydawać" są standardem.
Nie rozumiem płci pięknej, chyba lepiej jeśli facet zajmuje się czymś zamiast szukać kochanki czy szczęścia we flaszce.

Jeszcze dodam, czasem kupują niewiasty, jeszcze żadna nie musiała kombinować ;)

sklepy

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (117)

1