Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Jerry

Zamieszcza historie od: 20 lipca 2011 - 0:32
Ostatnio: 3 stycznia 2017 - 18:09
  • Historii na głównej: 3 z 9
  • Punktów za historie: 2633
  • Komentarzy: 32
  • Punktów za komentarze: 137
 
zarchiwizowany

#76530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nowy Rok 2017, strzelają korki szampana, Polska budzi się w nowej rzeczywistości, z promilami we krwi. Wygląda na to iż nie wszyscy jeszcze doszli do siebie po ostrzej imprezie, a inni - mieli lub tez mają po prostu pecha trafiając na takich jegomości. Albo też ..... trzeba po prostu uważać w jakiej korporacji ubezpiecza się samochód, niezależnie od wariantu ubezpieczenia. Żaden wariant nie pomoże jeśli po prostu - firma ma klienta tam gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Dziś się w każdym razie przekonałem iż ubezpieczenie samochodu w firmie ubezpieczeniowej "W***a" - mija się z celem. Wybór nawet najlepszego wariantu oznacza iż ..... w przypadku awarii fura idzie na podnośnik a ty udajesz się do wypożyczalni samochodów i bulisz z własnej krwawicy za możliwość przemieszczania się. Oceńcie to zresztą sami.

Ostatnie dni 2016 roku. Jadę najlepszą furą - czyli służbowym samochodem w kierunku miejsca zamieszkania. Kilka kilometrów przed celem - kontrolki na tablicy rozdzielczej zabłysnęły kolorami tęczy niczym na dyskotece w studenckim klubie. Brakowało tylko drinków podawanych przez blond kelnerki w kusym stroju. Zjazd na pobocze, szybki rekonesans pod maską. Wygląda na awarie pompy płynu chłodzącego. Standardowa procedura - telefon do zaprzyjaźnionego mechanika który samochodem opiekuje się od zawsze, znając w nim praktycznie każdą śrubkę. Diagnoza - fura na warsztat. Ale wcześniej - zalać zbiorniczek wyrównawczy płynem chłodzącym i spróbować dojechać. Tylko 7 km, powinno się udać. Po przybyciu na miejsce - mechanik potwierdza diagnozę. Telefon do serwisu Volkswagena - pompę mogą sprowadzić, niestety - zbliża się nowy rok, wszystko chodzi na zwolnionych obrotach. Czas oczekiwania - 10 dni roboczych. Cóż było robić, machnąłem ręką, znajomy podrzucił mnie pod miejsce zakwaterowania. W błogim lenistwie minęło kilka dni, Sylwester, Nowy rok.... jutro do pracy ..... OOOPPPPSSSSS.... Fura na warsztacie !!!!! Spokojnie, cała flota samochodów ma jedne z najwyższych opcji i wariantów ubezpieczenia obejmujących m. in. auto zastępcze na czas naprawy. Nie ma więc problemu. Telefon na infolinie, wyłuszczenie sprawy i ..... A TAKI **** JAK KOMIN BATOREGO !!!! żadnej fury zastępczej nie dostaniesz. Co z tego że masz wariant "Złoty plus". Ogólne warunki ubezpieczenia mówią wyraźnie - samochód zastępczy należy się jeśli fura będzie holowana do warsztatu przez assistance !!!!. Dojechałeś do warsztatu sam - to się bujaj !!!! a nam nie zawracaj d**y !!!
Szczęka na podłodze. Niemożliwe, matrix, dzwonie jeszcze raz. Wyłuszczam sprawę, chyba doszło do jakiejś pomyłki. Miły głos z drugiej strony linii uprzejmie informuje iż takie są ogólne warunki ubezpieczenia. Pewnie można Panu pomóc ale decyzję musi podjąć "dział decyzyjny" który to decyduje i podejmuje decyzje. Decyzja będzie podjęta przez "dział decyzyjny" w najbliższy dzień roboczy decyzyjny - czyli w poniedziałek 2 stycznia 2017.
Przecieram ucho, czyżbym miał problemy ze słuchem? Fura na warsztacie, mam wyjechać w niedziele, decyzja będzie - jeśli będzie w poniedziałek. Co jest grane? Spychologia? Klient twój wróg? No urwał nać !!!!
Miałem podobna sytuacje rok temu i po wszystkich jarmarkach i odpustach będę głosił iż "Ergo Hestia" działa diametralnie odmiennie. Tam papier z podpisem działa niczym czarodziejska różdżka. Czemu prezes zmienił firmę ubezpieczającą? Nie wiem. Jedno jest pewne - drugi raz tego błędu nie popełni.
Reasumując: kilka osób będzie na pewno niezadowolonych widząc rachunek z wypożyczalni samochodów. Kilka osób na pewno będzie niezadowolonych wiedząc iż prowizja z tytułu polis idzie do innego brokera. Kilka osób będzie na pewno niezadowolonych gdy się okaże iż oprócz ubezpieczenia samochodów, odejdzie jeszcze polisa na budynki produkcyjne i maszyny.

A wystarczyło stosować się do starej rzymskiej maksymy:

"Pacta sunt servanda"

okolice Częstochowy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (54)
zarchiwizowany

#59887

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany."

... Franz Kafka "Proces"

Absurdy opisane w tej powiesci najlepiej oddaja sytuacej w ktorej sie dzis znalazlem. Roznica polega na tym, iz w przeciwienstwie do urzednikow opisanych w powiesci, trafilem - o ironia - na policjantow ktorzy maja glowy nie tylko od noszenia sluzbowych nakryc. Dlatego miedzy innymi moge obecnie pisac te slowa z biurka w miejscu zakwaterowania, a nie obserwowac niebo przez metalowa firanke. Ale do rzeczy. Streszczajac sie - zostalem kryminalista, konkretnie zlodziejem. Najgorsze iz dowiedzialem sie o tym jako ostatni z zainteresowanych.
Sobota, upalny majowy dzien. Wybieram sie z najstarszym synem i Szanowną Malżonką na zakupy. Zakupy zrobione, lzejszy o kilkadziesiat złotych na koncie udajemy sie na stacje benzynową. Powód - mozna sie domyslic. Co jest ważne - pojazd jezdzi na benzyne i gaz. Tankowanie jednego i drugiego paliwa, do kompletu plyn do chlodnicy, baniak oleju i napoj orzeźwiajacy. Sprzedawca - jak mniemałem - wszystko podliczył, zwlaszcza iz towar mial na ladzie a gaz sam pomagal tankowac, po wcześniejszym zatankowaniu benzyny. Zaplacone kartą, wstukuje pin, potwierdzenie. Wszystko OK. Cale szczesce iz zaplacilem wtedy kartą, mając zaznaczoną transakcje na koncie w banku.
Dzien mija spokojnie, wyjezdzamy na basen. Wracajac otrzymuje tefefon od Malzonki - byla u mnie policja, szukają mnie, nie zaplacilem za zakupy na stacji benzynowej. Gdyby nie to ze znam swoją połowice ponad 20 lat i dotychczas nie zdradzala objawow mogacych zostac zinterepretowane jako anormalne, pomyślalbym iz zwariowała. Prima aprilis tez minal kilka tygodni temu. W kazdym razie raczej zasmucony faktem ogladania swiata zza krat, przeszukalem odzież znajdujac na szczęście rzeczony paragon bedacy dowodem zakupu wraz z potwierdzeniem płatnosci. Ze strony banku sciagnalem dodatkowo potwierdzenie dokonania platnosci imienną kartą. Zaopatrzony w dowody niewinnosci, z dusza na ramieniu udalem sie na komisariat. Zareczam - od dziś zmieniłem biegunowo zdanie o poziomie inteligencji slużb mundurowych. Przedstawiając sytuację z mojej strony popartą dokumentami, policjant nieco sie zmieszał, gdyż zgloszenie dotyczylo nieuiszczenia opłaty za zatankowane paliwo !!! i ucieczke z miejsca kradzieży. Czyli - co najmniej afera. Zwlaszcza iz namierzyli mnie przez tablice rejestracyjne. Co najgorsze - na rzeczonej stacji pracuje moja znajoma. Czyli łatka zlodzieja - przyklejona do smierci. W tym momencie, spojrzalem jeszcze raz na paragon i ..... wszystko jasne - inteligenci na stacji benzynowej nie wklepali do rachunku razem z innymi zakupami pozycji - benzyna 95, na - jak sie pozniej okazało - zawrotną kwote 40 zl. Czemu tego nie zrobili - nie dowiedziałem sie do tej pory. Pozostanie to najpewniej ich sciśle strzeżoną tajemnicą. W kazdym razie - za radą policjanta - udalem sie na stacje celem wyjasnienia tej co najmniej niesmacznej sytuacji, gdzie .... zonk!!!! kierownika nie ma, a aktualna zmiana nie ma pojecia o co chodzi. Przyznam iz cisnienie mi podniesli, co tez wyartykulowalem. Konczac wywod stwierdzeniem iz czekam na kierownika na komisariacie.
Nieco zdegustowany faktem udalem sie z powrotem na komisariat, gdzie naswietlilem sytuacje. Slowotok ktory wyplynal od dyzurnego nie nadaje sie do powtorzenia. W kazdym razie "barany" i "idioci" bylo najlagodniejszymi eufemizmami ktore uslyszalem. Puenta wskazywala jednoznacznie o poziomie inteligencji załogi pracujacej na w/w stacji, a sprowadzala sie do stwierdzenia cyt: "jesli jeszcze raz przyjdą i będą mi pier****c to ich wykopie". Odnioslem tym samym subiektywne wrazenie iz nie byl to ich pierwszy numer.
Rad nie rad, jeden z dyzurujacych uruchomił radiowóz, udalismy sie na stacje. Bedac juz na stacji - policjant odebral telefon. Na komisariacie pojawil sie kierownik calego interesu. Z tego co zrozumialem uslyszal on kilka gorzkich slow od szefa zmiany komisariatu na temat poziomu oleju w glowach osob ktorych zatrudnia. Czarno na bialym - potwierdzenie zaplaty i paragon jest. Wiec czemu sklada zawiadomienie o przestepstwie ktorego nie bylo !!! Stanelo na tym iz komisyjnie przy policjantach uiscilem brakujaca w kasie kwote. Od pracownika stacji uslyszalem - to ja wyrzucam paragon. Pytanie zasadnicze - skad sie tam wzial skoro za wszystkie zakupy placiłem razem? Nic ponadto, nawet: pocaluj mnie w d**e.
Reasumujac - sytuacja absurdalna - pracownik kasuje zakupy, podaje ci kwote do zaplaty, placisz, masz potwierdzenie. W rzeczywistosci - jestes zlodziejem - nie zaplaciles za zakupy. Sciga cie policja. O co tu chodzi?

Kłomnice k/Czestochowy

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 347 (447)
zarchiwizowany

#54095

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka tygodni temu głośno było o internaucie który calkowicie subiektywnie ocenil produkty jednej z wiodacych firm z branzy wedliniarkiej. Firma ta w ramach wdziecznosci wystawila mu rachunek, nie wchodzacy w standardowe ramy podatkowe VAT, opiewajacy na cos okolo 150 000 zl. Sczerze mowiac moglbym tez co nieco dorzucic w tej sprawie, ale biarac pod uwage szum jaki zrobili tym niefortunnym krokiem, sami sobie zafundowali czarny PR. A ze lezacego sie nie kopie a po drugie bylo to kilka lat temu, po trzecie nie mam zadnych twardych dowodow (przykryla je farba), odpuszcze ten temat.
Sprawa ktora chcialbym przedstawic odnosi sie rowniez do wiadacej firmy, ale z branzy telefonii GSM. Firma z "duzym pozytywem" w swoim logo, nadaje po wszystkich jarmarkach i odpustach iz jest co najmniej super - hiper - ekstra. Tak tez myslalem, kupujac jesze w zeszlym wieku telefon od nich i wiazac sie - mialem nadzieje iz na stale. Regularnie - niczym u kobiety - co miesiac kasowali mnie (i - paradoks) na kilka setek za mozliwosc korzystania z ich nadajnikow i aparatow. Na uslugodawce nie moglem narzekac, przez co - i to byl blad - zrezygnowalem z telefonu stacjonarnego, a siebie i familie w osobach Małżonki Szanownej oraz gromadke latorosli wyposazylem w sprzety nadajaco-odbierajace z owej korporacji. Rachunki wzrosly, ale swiety spokoj i pewnosc - sa bezcenne. Pierwszy zgrzyt pojawil sie gdy wzroslo zapotrzebowanie o dodatkowy aparat. Oferta byla ... co najmniej odlegla od oferty konkurencji. Czerwona lampka zamigotała. Tlumaczylem to sobie wypadkiem przy pracy. Aparatu wraz z usluga uzyczyla firma majaca w logo jedna z liter alfabetu. Z blogostanu wyrwal mnie pod koniec wakacji glos Szanownej Malzonki, obwieszczajacy wiesc hiobowa - telefon nie dziala. Istotnie - na wspanialym produkcie wytwarzanym w najliczniejszym kraju swiata migotala .... a wlasciwie nie migotalo nic potwierdzajacego polaczenie z siecia GSM. Oznaczalo to ni mniej ni wiecej - z tego aparatu nigdzie nie przedwonisz. Niczym rycerz - oznajmnilem swej bogdance iz bedzie zaszczytem podzielenie sie z nią moim prywatnym sprzetem nadajaco-odbierajacym. Jakie bylo zdziwienie gdy Luba oswiadczyla - Twoj tez nie działa. Wlaczył sie czerwony alarm. Niczym żbik doskoczylem do syna, wyrwalem mu z reki aparat i ..... tak.... jego maszyna rowniez ukazywala puste pola odbieranego/emitowanego sygnalu. Sytuacja zaczela sie robic dramatyczna. Z czelusci plaszcza wydobylem markowy jeszcze przed paru laty sprzet od uslugodawcy pomaranczowego. Rzut oka na ekran uswiadomil iz okaz pomimo wieku dziala bez zarzutu. Podobnie jak rezerwa strategiczna, muzelany egzemplarz nokii 5800 od operatora z litera alfabetu w logo. Intensywne procesy myslowe nasunely jeden wniosek - sprawa sie rypła u "pozytywnego operatora". Pierwszy ruch - telefon na biuro obslugi. Ale jak - telefony w tej sieci nie dzialaja - brak sygnalu. Pozostaje wyszukanie w internecie numerow do operatora. Po kilku minutach gdy przeszedlem przez wszystkie opcje menu glownego i udalo mi sie polaczyc z konsultantka, zostalem cieplym glosem poinformowany iz .... zgloszenie zostalo przyjete.
Minely dwa dni. Weekend, niedziela 1 wrzesnia. Telefony dalej zimne. Nieco zdegustowany faktem iz Szanowna Firma nic z faktem braku sygnalu nie robi, postanowilem - o naiwny - zasiegnac jezyka u zródla. Telefon na biuro obslugi. Kilka minut klikania w klawisze i zagryzania warg. Mila konsultantka swoim slodkim glosem - po sprawdzeniu problemu u madrej głowy - uswiadomila mnie iz .... mieli juz takie sygnaly. Ukontentowany jej wywodem, sprawdzajac czy nie jestem w matrixie poprzez przelkniecie podwojnej szkockiej, dalem na razie za wygrana. Moze rzeczywiscie jakas grubsza awaria. Ale w mediach cisza, zadna informacja nie przeslizgmela si eprzez sito cenzury. Na stronie operatora - tez nic nie widac.
4 wrzesnia 2013 - czyli wczoraj. Lekko zdegustowany faktem iz korzystanie z uslug "pozytywnego operatora" jest co najmniej problematyczne, wykonalem kojeny telefon do biura obslugi. Nie przebierajac w slowach zapytalem wprost - co jest k***a grane. Mila konsultantka (trzeba przyznac iz zawsze sa bardzo mile) po sprawdzeniu (kilkuminutowym) poinformowala mnie iz ..... trwa modernizacja sieci, skutkiem czego modernizuja siec. Poniewaz modernizuja siec - nie ma gadania przez telefon. Moge Pana przeprosic i jeszcze raz przeprosic. A telefony dalej nie działają. Wq*****y na maksa, obstorcowalem niewinne dziewcze, wyrzucajac z siebie wszelkie zale na jej pracodawce. Faktycznie sytuacja nie wygladala zbyt dobrze. Mam 4 telefony w sieci "pozytywnej" i wszystkie moga sluzyc co najwyzej jako platformy do gier. Krotki rekonesans, telefon do sieci z "litera alfabetu w nazwie". 5 minutowa rozmowa - wszystko jasne. Moga przeniesc numery, telefony juz wysylaja, nowe umowy, lepsze taryfy itp. Ostatni telefon do "pozytywnej sieci" i .... zonk!!!!. Umowa obowiazuje!!!! g***o ich obchodzi ze telefony nie dzialaja, umowa jest na papierze. Chcesz przejsc do innej sieci - bulisz po 950 zl za przerwanie umowy. Kurtyna.
Resumujac - mamy 4 wrzesnia. Telefony dalej nie dzialaja, "pozytywna siec" ma to ... w miejscu gdzie plecy koncza swa szlachetna nazwe. Sami nie wiedza kiedy bedzie dzialac, w kazdym razie nikt nie potrafil mi odpowiedziec na to pytanie. Smaczku calej sprawie dodaje fakt iz .... o klopotach z polaczeniem spowodowanym modernizacja (jesli to oczywiscie prawda) dowiedzialem sie .... gdy telefon przestal dzialac. A wystarczylo przeslac nawet SMS z ta informacja. Jak widac zasadniczym problemem nawet w tak szcownej firmie jest ..... czynnik ludzki. Trzeba jeszcze chciec to zrobic. W kazdym razie - skonczy sie umowa - wszystkie numery telefonow przenosze. Z "z pozytywna siecia" GSM sie rozstaje, bez zalu. Takich numerow sie po prostu nie robi.

Okolice Częstochowy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (36)
zarchiwizowany

#54094

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka tygodni temu głośno było o internaucie który calkowicie subiektywnie ocenil produkty jednej z wiodacych firm z branzy wedliniarkiej. Firma ta w ramach wdziecznosci wystawila mu rachunek, nie wchodzacy w standardowe ramy podatkowe VAT, opiewajacy na cos okolo 150 000 zl. Sczerze mowiac moglbym tez co nieco dorzucic w tej sprawie, ale biarac pod uwage szum jaki zrobili tym niefortunnym krokiem, sami sobie zafundowali czarny PR. A ze lezacego sie nie kopie a po drugie bylo to kilka lat temu, po trzecie nie mam zadnych twardych dowodow (przykryla je farba), odpuszcze ten temat.
Sprawa ktora chcialbym przedstawic odnosi sie rowniez do wiadacej firmy, ale z branzy telefonii GSM. Firma z "duzym pozytywem" w swoim logo, nadaje po wszystkich jarmarkach i odpustach iz jest co najmniej super - hiper - ekstra. Tak tez myslalem, kupujac jesze w zeszlym wieku telefon od nich i wiazac sie - mialem nadzieje iz na stale. Regularnie - niczym u kobiety - co miesiac kasowali mnie (i - paradoks) na kilka setek za mozliwosc korzystania z ich nadajnikow i aparatow. Na uslugodawce nie moglem narzekac, przez co - i to byl blad - zrezygnowalem z telefonu stacjonarnego, a siebie i familie w osobach Małżonki Szanownej oraz gromadke latorosli wyposazylem w sprzety nadajaco-odbierajace z owej korporacji. Rachunki wzrosly, ale swiety spokoj i pewnosc - sa bezcenne. Pierwszy zgrzyt pojawil sie gdy wzroslo zapotrzebowanie o dodatkowy aparat. Oferta byla ... co najmniej odlegla od oferty konkurencji. Czerwona lampka zamigotała. Tlumaczylem to sobie wypadkiem przy pracy. Aparatu wraz z usluga uzyczyla firma majaca w logo jedna z liter alfabetu. Z blogostanu wyrwal mnie pod koniec wakacji glos Szanownej Malzonki, obwieszczajacy wiesc hiobowa - telefon nie dziala. Istotnie - na wspanialym produkcie wytwarzanym w najliczniejszym kraju swiata migotala .... a wlasciwie nie migotalo nic potwierdzajacego polaczenie z siecia GSM. Oznaczalo to ni mniej ni wiecej - z tego aparatu nigdzie nie przedwonisz. Niczym rycerz - oznajmnilem swej bogdance iz bedzie zaszczytem podzielenie sie z nią moim prywatnym sprzetem nadajaco-odbierajacym. Jakie bylo zdziwienie gdy Luba oswiadczyla - Twoj tez nie działa. Wlaczył sie czerwony alarm. Niczym żbik doskoczylem do syna, wyrwalem mu z reki aparat i ..... tak.... jego maszyna rowniez ukazywala puste pola odbieranego/emitowanego sygnalu. Sytuacja zaczela sie robic dramatyczna. Z czelusci plaszcza wydobylem markowy jeszcze przed paru laty sprzet od uslugodawcy pomaranczowego. Rzut oka na ekran uswiadomil iz okaz pomimo wieku dziala bez zarzutu. Podobnie jak rezerwa strategiczna, muzelany egzemplarz nokii 5800 od operatora z litera alfabetu w logo. Intensywne procesy myslowe nasunely jeden wniosek - sprawa sie rypła u "pozytywnego operatora". Pierwszy ruch - telefon na biuro obslugi. Ale jak - telefony w tej sieci nie dzialaja - brak sygnalu. Pozostaje wyszukanie w internecie numerow do operatora. Po kilku minutach gdy przeszedlem przez wszystkie opcje menu glownego i udalo mi sie polaczyc z konsultantka, zostalem cieplym glosem poinformowany iz .... zgloszenie zostalo przyjete.
Minely dwa dni. Weekend, niedziela 1 wrzesnia. Telefony dalej zimne. Nieco zdegustowany faktem iz Szanowna Firma nic z faktem braku sygnalu nie robi, postanowilem - o naiwny - zasiegnac jezyka u zródla. Telefon na biuro obslugi. Kilka minut klikania w klawisze i zagryzania warg. Mila konsultantka swoim slodkim glosem - po sprawdzeniu problemu u madrej głowy - uswiadomila mnie iz .... mieli juz takie sygnaly. Ukontentowany jej wywodem, sprawdzajac czy nie jestem w matrixie poprzez przelkniecie podwojnej szkockiej, dalem na razie za wygrana. Moze rzeczywiscie jakas grubsza awaria. Ale w mediach cisza, zadna informacja nie przeslizgmela si eprzez sito cenzury. Na stronie operatora - tez nic nie widac.
4 wrzesnia 2013 - czyli wczoraj. Lekko zdegustowany faktem iz korzystanie z uslug "pozytywnego operatora" jest co najmniej problematyczne, wykonalem kojeny telefon do biura obslugi. Nie przebierajac w slowach zapytalem wprost - co jest k***a grane. Mila konsultantka (trzeba przyznac iz zawsze sa bardzo mile) po sprawdzeniu (kilkuminutowym) poinformowala mnie iz ..... trwa modernizacja sieci, skutkiem czego modernizuja siec. Poniewaz modernizuja siec - nie ma gadania przez telefon. Moge Pana przeprosic i jeszcze raz przeprosic. A telefony dalej nie działają. Wq*****y na maksa, obstorcowalem niewinne dziewcze, wyrzucajac z siebie wszelkie zale na jej pracodawce. Faktycznie sytuacja nie wygladala zbyt dobrze. Mam 4 telefony w sieci "pozytywnej" i wszystkie moga sluzyc co najwyzej jako platformy do gier. Krotki rekonesans, telefon do sieci z "litera alfabetu w nazwie". 5 minutowa rozmowa - wszystko jasne. Moga przeniesc numery, telefony juz wysylaja, nowe umowy, lepsze taryfy itp. Ostatni telefon do "pozytywnej sieci" i .... zonk!!!!. Umowa obowiazuje!!!! g***o ich obchodzi ze telefony nie dzialaja, umowa jest na papierze. Chcesz przejsc do innej sieci - bulisz po 950 zl za przerwanie umowy. Kurtyna.
Resumujac - mamy 4 wrzesnia. Telefony dalej nie dzialaja, "pozytywna siec" ma to ... w miejscu gdzie plecy koncza swa szlachetna nazwe. Sami nie wiedza kiedy bedzie dzialac, w kazdym razie nikt nie potrafil mi odpowiedziec na to pytanie. Smaczku calej sprawie dodaje fakt iz .... o klopotach z polaczeniem spowodowanym modernizacja (jesli to oczywiscie prawda) dowiedzialem sie .... gdy telefon przestal dzialac. A wystarczylo przeslac nawet SMS z ta informacja. Jak widac zasadniczym problemem nawet w tak szcownej firmie jest ..... czynnik ludzki. Trzeba jeszcze chciec to zrobic. W kazdym razie - skonczy sie umowa - wszystkie numery telefonow przenosze. Z "z pozytywna siecia" GSM sie rozstaje, bez zalu. Takich numerow sie po prostu nie robi.

Okolice Częstochowy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (24)

#32722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia aż nieprawdopodobna. Jak mawiał Einstein - dwie są tylko rzeczy nieskończone...

Od parunastu lat noszę kaganek oświaty. Są jednak momenty gdy zastanawiam się czy jest sens dalej to robić.
Miejsce akcji: - uczelnia.
Czas: - wiosenny.
Studentka, próbuje kolejny raz zaliczyć kolokwium.
Temat: - fale elektromagnetyczne i ich oddziaływanie na materie.

Po dużych perypetiach aby wydobyć od studentki minimum wiedzy, aby mieć jakąkolwiek podstawę do wystawienia pozytywnej oceny, doszliśmy do tego iż fale elektromagnetyczne o długości odpowiadającej zakresowi X - czyli Roentgena, są pochłaniane m. in przez metale. Zjawisko to zaobserwował po raz pierwszy Roentgen prześwietlając sobie dłoń. Pytanie do studentki:
- W związku z tym co ustaliliśmy, proszę mi powiedzieć jaki pierwiastek - metal znajduje się w kościach, który pochłania promieniowanie X, dzięki czemu możemy uzyskiwać zdjęcia naszego układu kostnego
Odpowiedź:
- OŁÓW.

Szczękę zbierałem kilka minut. Z drugiej strony, może ma w rodzinie Robocop′a.

Studentka biotechnologii

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 565 (649)
zarchiwizowany

#31936

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pozdrawiam Panią Kierownice, chociaż bardziej pasuje SAMOBÓJCZYNIE !!! która dziś rano około 8.45 w miejscowości Wojkowice Kościelne, była tak zaaferowana uskutecznianiem analiz społeczno - politycznych z siedzacą obok przyjaciółką, iż nie bacząc na innych uczestników ruchu, postanowiła na 3 pasmowej drodze przejechac na odcinku 10 metrow z lewego skrajnego pasa na prawy. Przy okazji gwałtownie hamując, stając pomiędzy pasami ruchu i przyjamniej paru osobom podnieść cisnienie do wartości graniczacych z obłędem. Kobieto, jeśli juz chcesz koniecznie pakować się pod rozpędzonego TIR′a, to nie zabieraj ze soba innych !!!. To że udało ci się bez szwanku wyjść z tej sytuacji zawdzięczasz tylko temu iz jechałem 80 km/h i zdązyłem wyhamować - do tej pory zastanawiam się jakim cudem. TIR za tobą zjechał na pas zieleni. Ten sygnał który było bardzo dobrze słychać w promieniu co najmniej 10 km to wbrew pozorom nie był koncert hejnalistów krakowskich po imprezie okolicznościowej; a kilkanaście klaksonów których dzwięk nałożył się na siebie. Nie przytoczę tu słownictwa którymi uraczyli cie pozostali kierowcy na CB. W kazdym razie najdelikatniejsze z nich to p********a p***a. Jedno wiem, i nie muszę być tu prorokiem - z takim podejściem do siadania za kierownicą nie wróże ci długiego zywota. Jeśli następnym razem wykonasz taki manewr a obok bedziesz miała kierowce twojego pokroju, to raczej kiepsko widze twoją kariere za kółkiem. Wierz mi - nawet ta fura w ktorej siedzialaś w konfrontacji z TIR′em zamieni sie w coś co może słuzyc wyłącznie jako surowiec wtórny. Huta Katowice leży niedaleko. Z tego co wiem - skupują takowe sprzęty do utylizacji w piecu. Nawet nieźle płacą.
Swoją drogą, badacze od mózgów, parapsychologii i tym podobnych dziwactw mieli racje. W chwilach stresu, gdy żegnasz sie z tym swiatem - cale życie przebiega przed oczami.

Wojkowice Kościelne Gierkówka wjazd na S1 akcja pod wiaduktem

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (252)
zarchiwizowany

#31778

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Długi czas minął od mojej ostatniej historii. Nieczęsto trafiam na piekielnych. Może mam to szczęście, ale jak się okazuje od czasu do czasu trafi się na przedstawiciela tego gatunku Homo ledwo Sapiens.
Tytułem wstępu - ma ci ja latorośle w liczbie trzech. Specyficzny charakter u każdego bierze się najprawdopodobniej jako następstwo obciążeń genetycznych. Pomińmy tu wiek i płeć skrajnych, gdyż nie o nich bedzie mowa. Historia będzie o średnim, w wieku lat 14, który z pełnym szacunkiem zasłużył sobie na ksywę Balcerowicz.
Kazdy ojciec wychwala swoje dzieci, aczkolwiek swój przydomek chłopak ten otrzymał zasłużenie - jak wykazuje codzienna praktyka rodzicielska zwana szumnie "wychowaniem". Od najmłodszych lat dzieciak osczędzał. Źródła dochodu miał różne - ciotki, babcia, dziadek, wujki, skosił trawe, umył samochód, sprzedał puszki, komunia, urodziny, imieniny, święto państowe .... jednym słowem w wieku lat 10 dysponował już na tyle duzym kapitałem obrotowym iż była w stanie sam finansować sobie wyjazdy na wycieczki klasowe czy też szkolne ekapady turystyczno - krajoznawcze. Czasami dopiero po fakcie dowiadywałem się iz takowe były. W każdym razie, pewnego pięknego dnia, przyszedło do mnie ze sprawą:

[S] - syn
[O] - ojciec czyli moja osoba

[S] Tata, czy mogę kupić sobie motor, znaczy się motorower

[O]- OOOO ...oooo

[O] Synku, ale motorower kosztuje przecież mase pieniedzy, co najmniej kilka tysięcy zlotych !!!

[S] Wiem, uzbierałem sobie, powinno wystarczyć

[O] Niemożliwe, masz tyle pieniążków?

[S] Tak, mozemy przeliczyc

Tak tez zrobiliśmy. Musze przyznać iż byłem pod wrażeniem. Chłopak miał uzbierane średnią krajową brutto z ogonkiem.
Wyjasniłem mu oczywiście iż zakup pojazdu o nie tylko przyjemność z jeżdzenia, ale też koszty rejestracji, paliwa, serwisu - co jak się okazuje miało juz wkrótce dać o sobie znać.

[O] Pieniążków na motorower Ci wystarczy. Ale co potem? jeśli bedziesz chciał jechać na wycieczke z klasą, albo obóz sportowy, bedziesz bez grosza. Moja prpozycja jest taka: ponieważ dobre jest z Ciebie dziecko, dołoże połowe ceny motoroweru a w zamian Ty bedziesz sprzątał mi samochód. Zgadzasz sie?
Męski uścisk dłoni parafował umowe. Kilka dni póżniej udaliśmy się do przedstawiciela handlowego oferującego roznego typu motocykle, motorowery, quady i tym podobne pojazdy w byłym mieście wojewódzkim ze świętym klasztorem na nie ciemnej górze. Firma sprawdzona w internecie. Kilku przedstawicieli w różnych miastach. Na Allegro oferuja pojazdy, opinie użytkowników serwisu w większości pozytywne. Przy okazji chciałem rozejrzeć się za pojazdem wielozadaniowym typu quad z przyczepą. Trafilismy na szefową tego interesu. Zachwala towar w niebogłosy, cena przystępna, sprzet na licencji Hondy czy Yamahy, gwarancja. Jednym słowem cud i miód. Gdy wypowiedziałem słowa iż do kompletu zakupilibysmy jeszce quada - do uszu mych dotarły peany jaki to wspaniały sprzet oferują za tak rewelacyjne ceny. Troszke mnie tylko zaniepokoiło iz towar jest made in China. Miałem tyle tylko zdrowego rozsadku iż zakup quada odłożyłem na dalszy czas. Zobaczymy jak bedzie się sprawował motorower - pomyślałem.
Chyba bliskość świętego klasztoru wpłynęła na tę decyzję. W przeciwnym wypadku byłbym pewnie kilka tysięcy złotych w plecy. W każdym razie - motorower kupiony, dzieciak zadowolony. Codzienna diagnostyka, szmatka bawełniana, wysoki połysk. Jednym słowem - wydaje się iż lepiej nie mogliśmy trafić. Jak instrukcja nakazuje - po 300 km - do serwisu trzeba się udać aby podregulowac to i owo i gwarancji nie stracic. Oczywście - wszystko jak najbardziej płatne - 150 zł. Sprzęt zawieziony (październikowe deszczowe dni) - jazda bez dachu nad głową nie uśmiechała mi się. Dwa dni później - sprzęt do odebrania. Ta sama trasa, sprzet przywieziony. Za dwa tygodnie, dzieciak przychodzi wieczorwą porą z informacją:

[S] Tata, łańcuch mi spadł
[O] To go załóż
[S] Ale się nie da

Ki diabeł, co jest grane - myśle. Wychodze przed dom i ..... oczom nie wierze. Ci którzy się znaja co nieco na motorach wiedzą jak tylna zebatka jest mocowana do koła. Otóż wszystkie, ale to wszystkie śruby mocujące żebatkę były .... ścięte. Przy okazji wyłamany kawałek piasty i łożysko na wierzchu. Jak powiedział później znajomy mechanik - jest to możliwe w motocyklach jeśli ktoś szarzuje na jednym kółku, ale w motorowerkach - nie ma prawa sie stać. Jednym słowem - wada fabryczna. Gwarancja jest, nie ma co sie martwic. Motorower do samochodu, zawozimy do serwisu - tego samego gdzie był przegląd. Po kilku dniach informacja - gwarancja nie jest uznana gdyż cyt:

- nie podlegają gwarancji wszelkie uszkodzenia mechaniczne

Tak dokładnie - słowo w słowo - jest napisane w odmowie wykonania naprawy w ramach gwarancji. Przyznam iż mnie zamurowało. Syna bardziej. Ale pocieszałem się tym iz jest zima, więc nie bedzie poki co jeździł.
Pod koniec marca sprzęt naprawiony (teoretycznie) trafił z powrotem do nas. Transport - oczywiście znów trzeba otworzyć portfel. Wszystko niby pięknie ale, dwa tygodnie temu telefon:

[S] Tata, łańcuch mi spadł
[O] to go załóż
[S] nie da się, koło zablokowane
[O] Trudno, przyjadę z pracy i zobaczymy co jest.

Przyjechalem, zobaczyłem i ..... się załamałem. Zębatka wogóle nie ma połączenia z kołem. Szybki telefon do serwisu, gdzie wytłumaczono mi w dosadnyc słowach iz jest sobota, nie pracuja a tak wogóle to mój problem - czyli spadaj chłopie na drzewo. Zgadza się - moj problem, ale tym razem chocbym miał stnąc na głowie, sprawdze jakim cudem po niby naprawie i zrobieniu zgodnie ze stanem licznika 14 km rozlecialo się całe koło !!! Całe szczęście iż nic się nie stało poza wystraszeniem pewnej przedstawicielki moher commando, której to chrzęst spadajacego łańcucha obracającego w sieczkę plastikową osłonę uświadomił iż ... nie znamy dnia ani godziny. W każdym razie kolejny krok to telefon do zaprzyjaźnionego mechanika z prosbą o naprawe i sprawdzenie - co jest grane.
Motorower był na warsztacie 4 dni. Co sie okazało. Przy poprzedniej naprawie - tej w ramach gwarancji której nie uznali, a która to była skutkiem awarii 2 tygodnie po wymaganym warunkami gwarancji przeglądzie - otóż Pan Mechanik zapomniał..... założyć tulei dystansowej od łożyska na którym osadzona była zębatka. To jeszcze nic, oś na której całe koło jest umocowane, a która - jak się okazalo - była skrzywiona przy poprzedniej awarii - nie została wymieniona. Skutek był taki iż
- łożyska tylniego koła do wymiany,
- oś - pęknięta, do wymiany,
- tuleja dystansowa - brak - trzeba założyć nową
- osłona łańcucha - pokiereszowana, do wymiany

Motorower jest juz naprawiony. Trzeba niestety było otworzyć znów portfel. Ocenę postępowania firmy B. ze świętego miasta, a ktora to firma ma swój salon firmowy przy ulicy Jagiellońskiej - pozostawiam już czytelnikom. Z czystej ciekawości, zasięgnąłem języka i opinii o tej firmie od kilku klientów którzy robili tam zakupy. Można to skwitować jednym zdaniem - nie uznaja żadnej gwarancji. Im częściej sprzęt jest na serwisie, tym częściej się psuje. Paradoks? Cuda? Czary? Pierwszy z brzegu przykład - motorower, przebieg 450 km, urwana linka od sprzęgła. Gwarancja nie uznana gdyż .... linki nie podlegają gwarancji. Nie podlegją gwarancji równiez łańcuchy, łozyska, zębatki, rozruszniki itd.
Reasumując - uważajcie gdzie kupujecie. Pozytywne komentarze na Allegro to nie wszystko. Firma dostarcza sprzet w miarę szybko, dostaje pozytywny komentarz i ..... do pierwszej naprawy jest OK. Za naprawy trzeba niestety płacić i to niestety słono. Sam przegląd - regulacja zaworów i linek, wymiana oleju - to wydatek od 120 do 150 zł. Pierwszy z brzegu mechanik wycenił te prace na maksymalnie 50 zł, przy czym zajmuje mu to 30 min.
Rzetelną firmę poznaje się z tego - jak podchodzi do klienta gdy ma kłopoty ze sprzętem kupionym w tej firmie. Firma B. Dała się poznać po tym iż ten egzamin totalnie oblała. W każdym razie to był pierwszy i ostatni zakup u nich. Każdemu potencjalnemu klientowi będę sugerował zukupy wszędzie, tylko nie tam. Zakup u nich to murowane wydatki i problemy.

ul. Jagiellońska Święte miasto z klasztorem Firma B

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (224)

#17334

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Król polskiej komedii - niestety nieżyjący już Stanisław Bareja miałby w obecnych czasach kopalnie tematów do swoich filmów.

Pracuję na jednej z uczelni wyższych we wspaniałym świętym mieście między Łodzią a Katowicami. Miałem dobrych nauczycieli, dzięki którym swoją pasje mogę realizować nie tylko w laboratorium. Wyniki badań i opracowane technologie bardzo często znajdują zastosowanie w przemyśle. W związku z tym laboratorium pracuje praktycznie na okrągło. Synteza, odparowanie, rozdzielanie mieszanin, suszenie - normalna laboratoryjna praca. Ponieważ laboratorium nie jest duże, jest tam raczej ciasno. Odczynniki i materiały do syntezy stawiam w miejscach najbardziej dostępnych - czyli "pod ręką", wiedząc iż więcej niż dwie osoby raczej się nie zmieszczą, aby sobie nawzajem nie przeszkadzać. Z reguły pracuje sam, wyjątki to studenci pragnący pogłębić swoja wiedzę.
Z uwagi na to iż w pomieszczeniu zawsze coś się dzieje, jest tam tzw. "bałagan twórczy". Nie ma sensu tego sprzątać po każdej reakcji gdyż za 5 minut będzie stan przed sprzątaniem, a sprzęt i odczynniki są w ciągłym ruchu.

Kilka miesięcy temu zgłosiłem administracji obiektu iż wyciąg - delikatnie mówiąc odmówił posłuszeństwa. Generuje przy tym taki hałas iż budynek cały drży. Generalnie - przy włączeniu - nie da się pracować, nie wspominając o innych użytkownikach obiektu. Reakcja administracji - zero. Cóż, z koniem kopać się nie da. Z racji tego iż z konserwatorami jestem raczej w dobrych stosunkach, więc wypytałem czy w ogóle jest możliwe naprawienie. Okazało się że teoretycznie tak, aczkolwiek nie mają potrzebnych części a tak naprawdę to pewnie trzeba będzie rozpisać przetarg.

Przyjąłem to do wiadomości, mając na uwadze oświadczenie osoby zajmującej się przetargami, która na moją prośbę o zakup złączy nietrwały wartości złotych polskich 6 PLN (sześć złotych) oświadczyła iż będzie to rozpatrzone przy najbliższym przetargu. Czas realizacji 8 miesięcy. Bez komentarza.

Laboratorium pracuje, powstało tam kilka opracowań skierowanych do opatentowania. Sprzątaczki wiedziały jak laboratorium funkcjonuje (brak wyciągu i praca na okrągło). Wierzcie mi lub nie, ale po 14 - 16 godzinach pracy tam, nie miałem czasami nawet siły pozmywać brudnego szkła laboratoryjnego. Z uwagi na niedziałający wyciąg, wszelki kurz osadzał się na sprzętach. Pani która zawsze sprzątała - jeśli można tak to szumnie nazwać - ograniczała się do przetarcia podłogi. Z tego co zauważyłem - bardzo się ograniczała, maksymalnie 2x na tydzień. Coś takiego jak szczotka i szufelka - odniosłem wrażenie, że te wyrazy nie funkcjonują w ich słownikach. Ale dzisiejszy dzień - to była poezja i majstersztyk:

Wchodzę na portiernię aby pobrać klucz - ZONK!!!! Klucza mi nie wydadzą, póki nie przedzwonię do kierownika obiektu. Wiec dzwonię - i dowiaduje się iż: z powodu tego, że w laboratorium jest bałagan i pył, panie sprzątające nie będą tam sprzątać póki - uwaga - sam nie posprzątam. Na moją delikatna sugestię iż tamtejsza podłoga nie widziała się z detergentem (jeśli przez przypadek któryś mnie się niechcący nie wyleje) co najmniej od kilku tygodni, usłyszałem następującą odpowiedz:
[Ja]
[K] - kierowniczka obiektu

[Ja] Przecież tam w ogóle od paru tygodni nie było sprzątane.
[K] Dzisiaj jedna z pań mnie tam zawołała (wreszcie ktoś zajrzał) i to co zobaczyłam mnie załamało.
[Ja] Przecież to jest laboratorium, tam się pracuje. To jest normalny bałagan twórczy.
[K] Nie będę swoich pracowników narażać na to, dostaną jeszcze jakiejś wysypki albo coś innego od tego kurzu i pyłu.
[Ja] Dziwne, mnie jakoś te przypadłości omijają, studentów też, ba nawet dyrektor instytutu od czasu do czasu zagląda z pytaniem nad czym pracuje. Ale przecież to oczywiście jasne, ze sprzątać trzeba samemu (więc po jaką cholerę jest utrzymywana armia sprzątaczek). Tylko jedna drobna prośba, od miesiąca marca próbuje się doprosić o odkurzacz. Czemu żadna z pań nie może przyjść i sprzątnąć nawet odkurzaczem?
[K] No jeszcze czego, niby dlaczego miałyby to robić?
[Ja] Fakt to nie jest ich obowiązek, w końcu to tylko sprzątaczki. Ale czemu osobiście nie mogę się o niego doprosić, w ostateczności sam posprzątam.
[K] Nie, nie dam panu odkurzacza.
[Ja] Niech mi Pani wyjaśni czemu?
[K] A co będzie jak odkurzacz się zapcha?

........... zbierając szczękę z podłogi usłyszałem jeszcze następujący tekst:

[K] Jutro pisze oficjalne pismo do dyrektora instytutu z informacja jak wygląda pańskie laboratorium. Coś z tym trzeba zrobić.

Suma summarum - jutro jestem u szefa na dywaniku. Znając życie dostane ochrzan. Najlepiej te sytuacje spuentował mój kolega, dyrektor jednej z największych firm z branży nano-tech na śląsku:

- Czego się spodziewałeś, to państwowa firma. Ty jesteś tylko doktorem nauk chemicznych, ona jest kierowniczką. To kto jest mądrzejszy? Miejsce u nas czeka na ciebie od dawna. Masz jeszcze wątpliwości gdzie powinieneś pracować?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (670)

#14534

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny Sierżant

Historia jeszcze z poprzedniego wieku. Dla niewtajemniczonych w realia PRL'u , jednym ze sztandarowych haseł wtedy obowiązujących była obrona ojczyzny przed niemieckimi rewizjonistami, amerykańskim imperializmem i brytyjskim postkolonializmem itd. Czyli w skrócie – każdy obywatel miał zaszczytny obowiązek oddania - od kilku miesięcy do 3 lat – swojego życia idąc w tzw. kamasze. Po roku przełomu czyli 1990 teoretycznie powinno nastąpić odejście namolnej propagandy informującej durnych obywateli jaką to wspaniałą rzeczą jest służba ojczyźnie. Zwłaszcza przy obieraniu ziemniaków poza kolejnością. Mniejsza o przyczynę tego zaszczytu. Zasługuje to na osobną historie.

Nasza wspaniała armia miała w każdym województwie - a było ich wtedy 49 - wojewódzki sztab wojskowy (WSW). Aby zasilić szeregi tej wspanialej organizacji powoływano kolejne roczniki poborowych w tzw. wojskowych komendach uzupełnień (WKU). Generalnie - WKU przysłało zawiadomienie na papierze urzędowym iż trzeba się stawić w dniu tym i tym o danej godzinie. Takie zawiadomienie to dla adresata wyrok - na WKU czekał na niego już bilet w jedna stronę uprawniający do bezpłatnego przejazdu pociągiem klasy 2 lub autobusem PKS .... do jednostki wojskowej. Tylko nieliczni trafiający to tego przybytku wychodzili bez dokumentu uprawniającego do przejazdu. Farciarze, szczęśliwcy lub ...... tacy jak ja – żonaty albo student.

Pochodzę ze świętego miasta gdzie w sezonie urlopowym - kto żyw - ucieka gdzie pieprz rośnie. Szarańcza, plagi egipskie ..... nie - tylko pielgrzymi. Średnio co 30 min przez środek miasta maszeruje rozśpiewana grupa z odpowiednim nagłośnieniem, przy którym islamscy muezini w minaretach zielenieją z zazdrości. Druga połowa sierpnia już jest w miarę normalna.
Tak tytułem wstępu. Historia właściwa.

Rok 1990 - WKU. Badanie lekarskie, komisja poborowa. Skończył szkole średnią, zdrowy - materiał na żołnierza jest. Zmartwiłem niestety szanowna komisje swoja anty-obywatelską postawą, informując iż zamierzam kontynuować naukę - czyli studia. Nie byli zadowoleni, ale w książeczkę wojskowa wbili - odroczony na rok. Do marca następnego roku przynieść kwitek ze jest studentem. W przeciwnym wypadku - do wyboru - Ustka albo Żagań. Z opowiadań kolegów dowiedziałem się ze był to wybór miedzy dżumą a cholerą. Ustka – piechota morska, szumnie nazwana wojskami obrony wybrzeża, Żagań, Żary, Gubin – w terminologii rezerwistów nazywany pieszczotliwie – trójkątem bermudzkim. W każdym razie, po kilku miesiącach z uczelni poszedł do WKU kwitek ze jestem student. Tym sposobem stałem się szczęśliwym posiadaczem pieczątki w książeczce woskowej - odroczony do czasu ukończenia studiów. Czyli lekko licząc - miałem przerwę do 1995 roku.
W międzyczasie ożeniłem się, dochowałem się syna, obroniłem dyplom i spokojnie rozejrzałem za pracą. Dosłownie kilka dni po obronie dyplomu, w mój spokojny życiorys wkradła się rysa – papier z WKU zapraszający moją szacowną osobę na pokoje. Jeśli proszą to nie wypada odmawiać. Pełen nadziei iż jest to tylko formalność, udałem się do szacownej instytucji, gdzie bardzo niemiły podoficer pokroju prawdziwego trepa poinformował mnie iż przygotował - jakże by inaczej - bilecik do Ustki. Człowiek ten chyba zakończył swoją karierę na stopniu sierżanta. Podczas mojej nauki w technikum, próbował agitować za wstąpieniem do szkół oficerskich, a robił to tak iż najbardziej zagorzały orędownik ustroju socjalistycznego i świetlanej przyszłości w wojsku zostawał pacyfistą.

Wracając do głównego wątku, bilet wypisany, wszystko przygotowane, pozostawała jeszcze tylko drobna formalność - weryfikacja danych:
(J) ja
(S) Sierżant

(S) Nazwisko?
(J) Adam Piekielny.
(S) Imiona rodziców i data urodzenia?
Podałem wszelkie dane osobowe. Po czym nastąpiła kulminacja:
(S) Stan cywilny?
(J) Zgodnie z moją wiedzą - żonaty.
(S) (lekka konsternacja) - Czemu w dokumentach tego nie ma?
(J) Zgodnie z moją wiedzą - nie mam pojęcia, ale pewnie można to w racjonalny sposób wyjaśnić.
(S) (drapiąc się po głowie) - Dzieci są?
(J) Zgodnie z moją aktualną wiedzą - syn, sztuk jeden. O nieślubnych mnie dotychczas nie poinformowano.
(S) (coraz większa konsternacja) - W takim razie damy na razie odroczenie. W przeciągu 1.5 roku, proszę czekać na bilet.

Zostałem więc prawie rezerwistą, podjąłem ustatkowane życie cywila. Pierwsza praca – nie były to kokosy, więc spokojnie rozglądałem się za bardziej popłatną posadą.
Historia mogłaby się w tym miejscu zakończyć, ale... jak to w życiu bywa - miała swój ciąg.

Kilka tygodni później spotkałem mojego dawnego wykładowcę od dydaktyki chemii. Od słowa do słowa, poinformował mnie iż w naszym wspaniałym mieście powstanie centralna szkoła pożarnicza. Kompletują właśnie kadrę i... brakuje im wykładowcy chemika. Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Szkoła powstawała praktycznie od zera na terenie dawnych koszar wojskowych. Przyjęła mnie osobiście wtedy Pani Komendant. Bardzo sympatyczna osoba. CV, list motywacyjny i cała reszta dokumentów były bez zarzutu. Brakowało tylko jednego - w książeczce woskowej, w rubryce "stosunek do służby wojskowej" - zamiast "stosunek odbyłem" było tylko napisane "odroczony do ....". Niestety - bez pieczątki o odbyciu stosunku z wojskiem – wykładanie chemii dla strażaków nie wchodzi w grę.

Nie ma rady, trzeba sprawę załatwić. Instytucje te leżały dokładnie na przeciwnych krańcach miasta. Zmarnowałem więc godzinę zanim dotarłem do WKU. Po zaanonsowaniu, łaskawie zezwolono mi wejść na pokoje do... tego samego sierżanta.

Po naświetleniu sprawy, udał się - chyba do archiwum, skąd przytaszczył moja teczkę z... podpiętym jeszcze biletem. Wywiązał się taki dialog.

(S) Ale przecież informowałem iż w przeciągu 1.5 roku czekać na bilet.
(J) Zgadza się, ale proszę mi powiedzieć - czy weźmiecie mnie do wojska w tym czasie?
(S) Żonaty i dzieciaty?
(J) Zgadza się.
(S) Wojsko by to za dużo kosztowało - rozłąkowe i zasiłek - nie ma szans.
(J) To w takim razie - proszę mi wbić pieczątkę w książeczkę wojskową. Tylko tego mi do szczęścia brakuje. Pójdę pracować do strażaków, pokrewna firma, tym sposobem przysłużę się naszej kochanej ojczyźnie.
(S) Ustawa o powszechnym obowiązku obrony ojczyzny, paragraf... XXX mówi wyraźnie - w przeciągu 1,5 roku - czekać na bilet.
(J) (lekko wkurzony) - Panie, to niech mi pan da ten bilet. Obecna praca to nie jest mój szczyt marzeń. Odsłużę swoje i będę miał święty spokój.
(S) Żonaty i dzieciaty?
(J) Zgodnie z prawda, jak w papierach na pana biurku.
(S) Wojsko by to za drogo kosztowało, nie da rady.
(J) To niech mi pan da pieczątkę że przeszedłem do rezerwy, zacznę pracę u strażaków.
(S) Ustawa o powszechnym obowiązku obrony ojczyzny mówi wyraźnie, w przeciągu 1.5 roku – czekać na bilet.....
(J) To niech mi pan da bilet.
(S) Nie mogę, za drogo by to wojsko kosztowało.
(J) To niech mi Pan wbije pieczątkę ze jestem rezerwistą.
(S) Też nie mogę, ustawa o powszechnym obowiązku obrony...

Nasz dialog trwał około godziny. Kompletnie nic do niego nie docierało. Doszedłem do wniosku, że z koniem nie ma sensu się kopać. Skończyło się tym iż etat w szkole pożarniczej przeszedł mi koło nosa.

Od tamtej pory mam alergie na wszelkie objawy głupoty, nie tylko w wojsku. Koniec końców, pracuje na innej uczelni, cywilnej. Co oznacza ze trafiają się tam też ..... intelektualnie sprawni inaczej. Ale to już osobne historie.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (623)

1