Profil użytkownika
JerseyMac
Zamieszcza historie od: | 20 kwietnia 2012 - 22:30 |
Ostatnio: | 5 października 2019 - 18:41 |
- Historii na głównej: 8 z 15
- Punktów za historie: 7932
- Komentarzy: 37
- Punktów za komentarze: 120
zarchiwizowany
Skomentuj
(61)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W piątek około 15.00 w 45 minut przejechałem 4 km. Korek, wypadek na DK.... tak myślałem. Spodziewałem się widzieć policje, ambulansy, worki na ciała itd ale nie - szła pielgrzymka całować relikwie blokując drogę krajową.
Ocena:
160
(574)
zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Może nie piekielność ale brak empatii.
Mama miała operację na wymianę stawu biodrowego - jadę do niej z kulami, nie jestem pewien czy dobrze trafiłem - wychodząc z windy pytam grupę młodych kobiet (studentek?)
"czy to 4 piętro? ortopedia?"
hihihihihihi
"jak pan z kulami to pan dobrze trafił"
hihihihihihi
Obok mamy leżała kobieta, 90 lat, też po wymianie biodra i z chorą trzustką.
Rano na śniadanie:
"czy pani chce zupę mleczną?"
"tak"
Mleko i chora trzustka to zła kombinacja - pani miała wymioty i biegunkę w tym samym czasie....
Drugi dzień to samo...
Powiedziałem pielęgniarce żeby tej pani nie dawać mlecznych potraw ale dowiedziałem się:
"ale ta pani chce zupę mleczną"...
Ona również bardzo cierpiała na ból - wieczorem jestem u mamy - pani zaczyna wyć z bólu, przychodzi pielegniarka:
"czy pani chce zastrzyczek?"
pani wije się i krzyczy i miota na łóżku
"to co? pani chce zastrzyczek?"
pani półprzytomna coś mamrocze
"więc pani nie chce zastrzyczka?" - i pielęgniarka wychodzi...
wtedy pani zaczyna tak strzsznie wyć z bólu i pielęgniarka wraca:
"no to czy pani chce zastrzyczek czy nie?"
ja mówie:
"tak, ta pani chce zastrzyk przeciwbólowy, czy pani tego nie widzi?"
"ale ja ją pytam i ja nie wiem czy tak czy nie"
"ale ona krzyczy z bólu"
"ale wszystkie czegoś krzyczą"
ale dała zastrzyk, pani przestała krzyczeć
Mama miała operację na wymianę stawu biodrowego - jadę do niej z kulami, nie jestem pewien czy dobrze trafiłem - wychodząc z windy pytam grupę młodych kobiet (studentek?)
"czy to 4 piętro? ortopedia?"
hihihihihihi
"jak pan z kulami to pan dobrze trafił"
hihihihihihi
Obok mamy leżała kobieta, 90 lat, też po wymianie biodra i z chorą trzustką.
Rano na śniadanie:
"czy pani chce zupę mleczną?"
"tak"
Mleko i chora trzustka to zła kombinacja - pani miała wymioty i biegunkę w tym samym czasie....
Drugi dzień to samo...
Powiedziałem pielęgniarce żeby tej pani nie dawać mlecznych potraw ale dowiedziałem się:
"ale ta pani chce zupę mleczną"...
Ona również bardzo cierpiała na ból - wieczorem jestem u mamy - pani zaczyna wyć z bólu, przychodzi pielegniarka:
"czy pani chce zastrzyczek?"
pani wije się i krzyczy i miota na łóżku
"to co? pani chce zastrzyczek?"
pani półprzytomna coś mamrocze
"więc pani nie chce zastrzyczka?" - i pielęgniarka wychodzi...
wtedy pani zaczyna tak strzsznie wyć z bólu i pielęgniarka wraca:
"no to czy pani chce zastrzyczek czy nie?"
ja mówie:
"tak, ta pani chce zastrzyk przeciwbólowy, czy pani tego nie widzi?"
"ale ja ją pytam i ja nie wiem czy tak czy nie"
"ale ona krzyczy z bólu"
"ale wszystkie czegoś krzyczą"
ale dała zastrzyk, pani przestała krzyczeć
szpital
Ocena:
180
(242)
zarchiwizowany
Skomentuj
(42)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia z czasów młodości kiedy mieszkałem w Stanach. Pracowałem na noce w supermarkecie około 20 km od miejsca zamieszkania, najlepszy dojazd był autostradą NYS Thruway, która była patrolowana przez NYS Troopers i właśnie któregoś wieczoru miałem okazje jednego z nich poznać:
Jadę jak co wieczór, nagle widzę migające światła za mną. Zjechałem na pobocze, on podchodzi, prosi o dokumenty, wraca do samochodu, sprawdza, po chwili mi je odnosi i pyta:
- gdzie jedziesz?
- do Hudson, tam pracuje w sklepie na noce
- gdzie?
- Hudson, to miasto kilka mil stąd.
- gdzie? nie wiem o czym ty mowisz.
- Hudson.
- gdzie? powiedz mi gdzie jedziesz i ja ciebie puszcze.
- jadę do Hudson.
- gdzie?
i to się powtarza przez kilka minut... po angielsku mówiłem dobrze, na co dzień używałem języka w pracy, studiowałem w lokalnym college, ale zacząlem się denerwować - może ja coś mówie nie tak, może robie z siebie idiotę, więc wyjaśniam jeszcze raz:
- mam zjechać na następnym zjeździe na Catskill i (chciałem dodać że mam jechać drogą 9G do Hudson) ale nie skończyłem bo on aż podskoczył:
- co??? teraz mówisz że jedziesz do Catskill a mówiłeś że jedzisz do Hudson? (on wszystko rozumiał....)
- nie, ja tylko..
- dlaczego kłamiesz? ja nie lubie jak ktoś mi kłamie, wysiadaj, ręce na maske.
Przeszukał mnie, założył kajdanki i kazał siedziec na poboczu.
Po chwili podszedł do mnie i mówi że mam dwie opcje - pozwolę mu na przeszukanie samochodu, albo on wezwie jednostke z psami które obwąchają samochód, ale to może zabrać kilka godzin - mówie mu niech przeszukuje...
On to robi, zagląda wszędzie - wyciąga wszystko z bagażnika, ale w końcu mówi:
- Ok
zdejmuje kajdanki, ja wszystko wrzucam z powrotem do bagażnika i chyba jeszcze zdąże do pracy!
Wtedy słysze:
- a co to jest.
on pokazuje na jakąś starą, mokrą reklamówkę na poboczu
- to też twoje
nie chcę argumentować więc też to wrzucam bo bagażnika.
- a to?
pokazuje na zardzewiałą puszkę...
i przez następnch kilka minut on mi pokazuje śmieci na poboczu a ja biegam i zbieram wszystko do bagażnika. Ale w końcu on mówi:
- jedź
Więc pojechałem, on jedzie za mną, zjechał z autostrady i cały czas jedzie za mną. Ja wiem że on tylko czeka żebym popełnił jakiś błąd, więc jade bardzo ostrożnie. Dojechałem do sklepu gdzie pracuje - nadal pali się światło i widzę samochód szefa więc jeszcze jestem na czas!
Parkuje, podchodzę do drzwi, stukam. Policjant podchodzi za mną i mówi:
- co ty robisz?
- ja tu pracuje, stukam żeby szef mi otworzył
- SKLEP JEST ZAMKNIĘTY! TY CHCESZ SIĘ WŁAMAĆ!
- nie, ja tu pracuje.
Wychodzi mój szef - widzi tą sytuację i mówi:
- to jest mój pracownik, on tu pracuje
- TY! (do szefa) - ŚIĘ NIE ODZYWAJ!
- TY! (do mnie) - DO SAMOCHODU! SKLEP JEST ZAMKNIĘTY! ZARAZ CIEBIE ZAARESZTUJE ZA PRÓBĘ WŁAMANIA!
Ja potulnie wracam do samochodu i jadę do domu - jadę jak sparaliżowany w szoku co się dzieje.
Policjant jedzie za mną, wjeżdżam na autostradę - on mnie mnie wyprzedza i znika.
Za minutę widzę samochód policyjny na poboczu - tak to jest on, wjeżdża za mną i po chwili mnie wyprzedza i znika. Ale po minucie ja znowu widzę jego na poboczu! i on znowu za mną wjeżdża i .....
wtedy zacząlem płakać, a właściwie ryczeć....
myślałem że jestem kimś, jestem facetem ale ja byłem tylko śmieciem, zabawką do jakiejś perwersyjnej gry tego policjanta.
Jechał za mną do samego domu. Zaparkowałem, on wyszedł i obszedł mój samochód sprawdzając czy zrobiłem to dobrze - i pojechał.
Ja spędziłem noc przy zgaszonych światłach, co kilka minut wyglądając zza zasłony czy przypadkiem nie wrócił...
Od tamtej chwili mam irracjonalny strach slużb mundurowych.
Jadę jak co wieczór, nagle widzę migające światła za mną. Zjechałem na pobocze, on podchodzi, prosi o dokumenty, wraca do samochodu, sprawdza, po chwili mi je odnosi i pyta:
- gdzie jedziesz?
- do Hudson, tam pracuje w sklepie na noce
- gdzie?
- Hudson, to miasto kilka mil stąd.
- gdzie? nie wiem o czym ty mowisz.
- Hudson.
- gdzie? powiedz mi gdzie jedziesz i ja ciebie puszcze.
- jadę do Hudson.
- gdzie?
i to się powtarza przez kilka minut... po angielsku mówiłem dobrze, na co dzień używałem języka w pracy, studiowałem w lokalnym college, ale zacząlem się denerwować - może ja coś mówie nie tak, może robie z siebie idiotę, więc wyjaśniam jeszcze raz:
- mam zjechać na następnym zjeździe na Catskill i (chciałem dodać że mam jechać drogą 9G do Hudson) ale nie skończyłem bo on aż podskoczył:
- co??? teraz mówisz że jedziesz do Catskill a mówiłeś że jedzisz do Hudson? (on wszystko rozumiał....)
- nie, ja tylko..
- dlaczego kłamiesz? ja nie lubie jak ktoś mi kłamie, wysiadaj, ręce na maske.
Przeszukał mnie, założył kajdanki i kazał siedziec na poboczu.
Po chwili podszedł do mnie i mówi że mam dwie opcje - pozwolę mu na przeszukanie samochodu, albo on wezwie jednostke z psami które obwąchają samochód, ale to może zabrać kilka godzin - mówie mu niech przeszukuje...
On to robi, zagląda wszędzie - wyciąga wszystko z bagażnika, ale w końcu mówi:
- Ok
zdejmuje kajdanki, ja wszystko wrzucam z powrotem do bagażnika i chyba jeszcze zdąże do pracy!
Wtedy słysze:
- a co to jest.
on pokazuje na jakąś starą, mokrą reklamówkę na poboczu
- to też twoje
nie chcę argumentować więc też to wrzucam bo bagażnika.
- a to?
pokazuje na zardzewiałą puszkę...
i przez następnch kilka minut on mi pokazuje śmieci na poboczu a ja biegam i zbieram wszystko do bagażnika. Ale w końcu on mówi:
- jedź
Więc pojechałem, on jedzie za mną, zjechał z autostrady i cały czas jedzie za mną. Ja wiem że on tylko czeka żebym popełnił jakiś błąd, więc jade bardzo ostrożnie. Dojechałem do sklepu gdzie pracuje - nadal pali się światło i widzę samochód szefa więc jeszcze jestem na czas!
Parkuje, podchodzę do drzwi, stukam. Policjant podchodzi za mną i mówi:
- co ty robisz?
- ja tu pracuje, stukam żeby szef mi otworzył
- SKLEP JEST ZAMKNIĘTY! TY CHCESZ SIĘ WŁAMAĆ!
- nie, ja tu pracuje.
Wychodzi mój szef - widzi tą sytuację i mówi:
- to jest mój pracownik, on tu pracuje
- TY! (do szefa) - ŚIĘ NIE ODZYWAJ!
- TY! (do mnie) - DO SAMOCHODU! SKLEP JEST ZAMKNIĘTY! ZARAZ CIEBIE ZAARESZTUJE ZA PRÓBĘ WŁAMANIA!
Ja potulnie wracam do samochodu i jadę do domu - jadę jak sparaliżowany w szoku co się dzieje.
Policjant jedzie za mną, wjeżdżam na autostradę - on mnie mnie wyprzedza i znika.
Za minutę widzę samochód policyjny na poboczu - tak to jest on, wjeżdża za mną i po chwili mnie wyprzedza i znika. Ale po minucie ja znowu widzę jego na poboczu! i on znowu za mną wjeżdża i .....
wtedy zacząlem płakać, a właściwie ryczeć....
myślałem że jestem kimś, jestem facetem ale ja byłem tylko śmieciem, zabawką do jakiejś perwersyjnej gry tego policjanta.
Jechał za mną do samego domu. Zaparkowałem, on wyszedł i obszedł mój samochód sprawdzając czy zrobiłem to dobrze - i pojechał.
Ja spędziłem noc przy zgaszonych światłach, co kilka minut wyglądając zza zasłony czy przypadkiem nie wrócił...
Od tamtej chwili mam irracjonalny strach slużb mundurowych.
policja
Ocena:
328
(476)
zarchiwizowany
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Odwiedziłem dzisiaj rodzinne miasto - spotkałem się z mamą i ciotką u babci... miłe spotkanie - rozmowa, herbata i ciasto - bardzo typowe. Podczas rozmowy ciotka mówi do mojej mamy
"a mówiłaś jak kilka dni temu uratowałaś życie?"
ja w szoku, co się stało? rozmawiam telefonicznie z mamą codziennie ale nic takiego nie słyszałem. Mama nie chciała nic mówić ale w końcu opowiedziała co się stało:
Kilka dni temu była właśnie u babci, pracowała w ogrodzie, grabiła liście kiedy coś usłyszała - skowyt i szczekanie psa. Podeszła do bramki przy ulicy - na przeciw domu jest przystanek autobusowy - na przystanku około 15 ludzi i oni stoją bardzo spokojnie - tak jakby nic się nie działo... ale ten skowyt i zamieszanie nadal słychać. Mama nie wiedziała co robić - niby nic się nie dzieje, ludzie stoją spokojnie ale coś słychać! Wyszła na drugą stronę ulicy i słyszy to bardziej intensywniej, podeszła kilka metrów od przystanku i zobaczyła na podwórku przylegającym do ulicy kobietę leżącą na ziemi, wzywającą pomocy i bedącą atakowaną przez dwa psy!
Tam jest bramka od ulicy, mama chciała tam wejść ale bramka była zamknięta. Mama więc pobiegła przy przystanku aby dostać się tam od głównego wejścia - zatrzymała się na przystanku prosząc ludzi tam stojących:
"Kobieta potrzebuje pomocy! Atakują ją psy! Proszę niech ktoś pomoże! Proszę niech ktoś coś zrobi!"
Nikt się nie ruszył, wszystcy patrzyli gdzieś w dal mimo że musieli słyszeć ten skowyt i krzyki kobiety.
Mama pobiegła sama, wbiegła na podwórko, złapała jakiś patyk leżącay na ziemi i zaczeła nim machać i krzyczeć i jeden z atakujących psów uciekł a drugi na chwile odskoczył.
Mama pomogła sąsiadce wstać i wtedy zobaczyła - pod nią były jej dwa małe pieski - ona je osłaniała swojm ciałem!!!
Złapały te pieski i pobiegły w stronę domu, po drodze mama zobaczyła leżące jabłka i zaczeła nimi rzucać w stronę psa który nadal chciał atakować i w końcu on też uciekł przez luźną sztachetę w płocie.
Kobieta była w szoku, ale cała i zdrowa, jej psy też, sztacheta została dobita, do tego ona ma dwa inne psy - duże i groźne (ale właśnie wtedy były zamknięte w domu) więc ta sytuacja się nie powtórzy.
Moja mama ma 63 lata, rozrusznik serca i 1,60m w obcasach - ale się nie zawachała zaryzykowć aby pomóc osobie w potrzebie - a na przystanku było kilku mężczyzn w sile wieku i kilku w wieku studenckim i nikt się nie ruszył... wszyscy udawali że nic nie słyszą i nic nie widzą.
.
.
.
to się stało w Białymstoku, osiedle Piecz.rki, ulica Włoś..ańska, przystanek "Sk.ep", w środę 17.10. około 9 rano......
"a mówiłaś jak kilka dni temu uratowałaś życie?"
ja w szoku, co się stało? rozmawiam telefonicznie z mamą codziennie ale nic takiego nie słyszałem. Mama nie chciała nic mówić ale w końcu opowiedziała co się stało:
Kilka dni temu była właśnie u babci, pracowała w ogrodzie, grabiła liście kiedy coś usłyszała - skowyt i szczekanie psa. Podeszła do bramki przy ulicy - na przeciw domu jest przystanek autobusowy - na przystanku około 15 ludzi i oni stoją bardzo spokojnie - tak jakby nic się nie działo... ale ten skowyt i zamieszanie nadal słychać. Mama nie wiedziała co robić - niby nic się nie dzieje, ludzie stoją spokojnie ale coś słychać! Wyszła na drugą stronę ulicy i słyszy to bardziej intensywniej, podeszła kilka metrów od przystanku i zobaczyła na podwórku przylegającym do ulicy kobietę leżącą na ziemi, wzywającą pomocy i bedącą atakowaną przez dwa psy!
Tam jest bramka od ulicy, mama chciała tam wejść ale bramka była zamknięta. Mama więc pobiegła przy przystanku aby dostać się tam od głównego wejścia - zatrzymała się na przystanku prosząc ludzi tam stojących:
"Kobieta potrzebuje pomocy! Atakują ją psy! Proszę niech ktoś pomoże! Proszę niech ktoś coś zrobi!"
Nikt się nie ruszył, wszystcy patrzyli gdzieś w dal mimo że musieli słyszeć ten skowyt i krzyki kobiety.
Mama pobiegła sama, wbiegła na podwórko, złapała jakiś patyk leżącay na ziemi i zaczeła nim machać i krzyczeć i jeden z atakujących psów uciekł a drugi na chwile odskoczył.
Mama pomogła sąsiadce wstać i wtedy zobaczyła - pod nią były jej dwa małe pieski - ona je osłaniała swojm ciałem!!!
Złapały te pieski i pobiegły w stronę domu, po drodze mama zobaczyła leżące jabłka i zaczeła nimi rzucać w stronę psa który nadal chciał atakować i w końcu on też uciekł przez luźną sztachetę w płocie.
Kobieta była w szoku, ale cała i zdrowa, jej psy też, sztacheta została dobita, do tego ona ma dwa inne psy - duże i groźne (ale właśnie wtedy były zamknięte w domu) więc ta sytuacja się nie powtórzy.
Moja mama ma 63 lata, rozrusznik serca i 1,60m w obcasach - ale się nie zawachała zaryzykowć aby pomóc osobie w potrzebie - a na przystanku było kilku mężczyzn w sile wieku i kilku w wieku studenckim i nikt się nie ruszył... wszyscy udawali że nic nie słyszą i nic nie widzą.
.
.
.
to się stało w Białymstoku, osiedle Piecz.rki, ulica Włoś..ańska, przystanek "Sk.ep", w środę 17.10. około 9 rano......
Ocena:
259
(293)
zarchiwizowany
Skomentuj
(21)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielnoś na ulicach:
Stoje przy przejściu dla pieszych, zapala się zielone światło więc ruszam razem z tłumem przechodniów. Nagle słysze warkot silnika a zaraz potem pisk opon... samochód przy zielonej strzałce skręcał w prawo i prawie wjechał w tych właśnie przechodniów, ale na czas zahamował (tym razem). Kierowca zaczął trąbić - wychylił się z samochodu i krzyczał:
- Ku*waaaaaaaaaaa! Co to jest?!
na to pani przechodząca obok mnie powiedziała jednoczesnie wskazujac:
- my mamy zielone światło.
kierowca:
- nie, ku*wa, JA mam zielone światło!
na to ja odpowiedziałem:
- pan nie ma zielonego światła, ma ma zieloną strzałkę.
.
.
.
(milczenie, widać że zębatki w mózgu ruszyły)
.
.
.
- toż to jest to samo! Ku*wa!
wszyscy przeszli przez przejście, pan coś tam jeszcze mamrotał i nic się nie stało... tym razem.
Ja mam już dosyć czytania o przechodniach lub rowerzystach potrąconych (lub gorzej) na pasach.
Piekielni kierowcy - zielona strzałka to NIE TO SAMO co zielone światło! Prosze uważajcie!
Stoje przy przejściu dla pieszych, zapala się zielone światło więc ruszam razem z tłumem przechodniów. Nagle słysze warkot silnika a zaraz potem pisk opon... samochód przy zielonej strzałce skręcał w prawo i prawie wjechał w tych właśnie przechodniów, ale na czas zahamował (tym razem). Kierowca zaczął trąbić - wychylił się z samochodu i krzyczał:
- Ku*waaaaaaaaaaa! Co to jest?!
na to pani przechodząca obok mnie powiedziała jednoczesnie wskazujac:
- my mamy zielone światło.
kierowca:
- nie, ku*wa, JA mam zielone światło!
na to ja odpowiedziałem:
- pan nie ma zielonego światła, ma ma zieloną strzałkę.
.
.
.
(milczenie, widać że zębatki w mózgu ruszyły)
.
.
.
- toż to jest to samo! Ku*wa!
wszyscy przeszli przez przejście, pan coś tam jeszcze mamrotał i nic się nie stało... tym razem.
Ja mam już dosyć czytania o przechodniach lub rowerzystach potrąconych (lub gorzej) na pasach.
Piekielni kierowcy - zielona strzałka to NIE TO SAMO co zielone światło! Prosze uważajcie!
ulice
Ocena:
156
(192)
zarchiwizowany
Skomentuj
(25)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielność kontrolerów biletów. Dzieje sie to w Białymstoku gdzie od roku zamiast biletów miesięcznych trzeba używać kartę miejską - po wyrobieniu imiennej karty co miesiąc trzeba ją doładować (jak normalny bilet miesięczny) ale do tego przy każdym przejeździe komunikacją miejską trzeba kartą "kliknąć" przy kasowniku - czytniku aby zarejestrować przejazd...(to samo w sobie jest piekielne ale tu chodzi o coś innego).
Wsiadam do autobusu, przykładam kartę, wyświetla się czerwone światełko i komunikat "karta odrzucona", hmmmm.....
Na szczęście po drugiej stronie drzwi jest drugi czytnik i przy nim moja karta "klika".
Za mną wsiada pani i sytuacja się powtarza - pierwszy czytnik odrzuca kartę i wtedy słyszę głośne komentarze:
- nie działa, nie działa, klikać nie trzeba...
- a po co w ogóle klikać?
- no właśnie, jak nie działa to po co klikać?
patrzę - siedzi dwóch facetów - niechlujne ubrania, kilkudniowy zarost, jeden trzyma jakąś starą reklamówkę - po prostu typowi menele.
Pani jednak robi to co ja i "klika" przy drugim czytniku. Za panią wchodziła dziewczyna, trzymała w ręku karte ale widząc tą sytuacje - nieczynny czytnik plus komentarze tych panów schowała kartę do kieszeni bez "klikania" i usiadła.
W tym momencie "menele" się zerwali na nogi, wyciągneli na wierzch identyfikatory które mieli schowane do tej pory i...
- kontrola biletów!
Dziewczyna była w kompletnym szoku! Tak jak wszyscy którzy to widzieli... (kara za brak "kliknięcia" to tylko 10zł - ale zawsze coś.
Więc uwaga - w Białymstoku "menel" w autobusie może być tajnym, piekielnym kontrolerem biletów.
Wsiadam do autobusu, przykładam kartę, wyświetla się czerwone światełko i komunikat "karta odrzucona", hmmmm.....
Na szczęście po drugiej stronie drzwi jest drugi czytnik i przy nim moja karta "klika".
Za mną wsiada pani i sytuacja się powtarza - pierwszy czytnik odrzuca kartę i wtedy słyszę głośne komentarze:
- nie działa, nie działa, klikać nie trzeba...
- a po co w ogóle klikać?
- no właśnie, jak nie działa to po co klikać?
patrzę - siedzi dwóch facetów - niechlujne ubrania, kilkudniowy zarost, jeden trzyma jakąś starą reklamówkę - po prostu typowi menele.
Pani jednak robi to co ja i "klika" przy drugim czytniku. Za panią wchodziła dziewczyna, trzymała w ręku karte ale widząc tą sytuacje - nieczynny czytnik plus komentarze tych panów schowała kartę do kieszeni bez "klikania" i usiadła.
W tym momencie "menele" się zerwali na nogi, wyciągneli na wierzch identyfikatory które mieli schowane do tej pory i...
- kontrola biletów!
Dziewczyna była w kompletnym szoku! Tak jak wszyscy którzy to widzieli... (kara za brak "kliknięcia" to tylko 10zł - ale zawsze coś.
Więc uwaga - w Białymstoku "menel" w autobusie może być tajnym, piekielnym kontrolerem biletów.
komunikacja_miejska
Ocena:
213
(235)
zarchiwizowany
Skomentuj
(1)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Łatwo narzekac na urzędników (często te narzekanie jest usprawiedliwione ) ale dzisiaj byłem swiadkiem ciekawego wydarzenia w Urzędzie Miejskim. Moja sprawa już prawie załatwiona kiedy pojawia się petentka (P) i siada przy biurku obok. Bez słowa kładzie na biurku awizo, pani urzedniczka (PU) pyta
PU "w czym mogę pomóc?"
P "Awizo dostała"
PU "ale pani powinna odebrać je na poczcie"
P "niech powie o co chodzi, ja już wszystko zapłaciła"
PU "ale ja nie wiem czy to nawet od nas coś było wysłane, to może być od kogos innego"
P "od was, od was"
PU "nazwisko itd"
sprawdza w komputerze
PU "proszę pani, my do pani nic nie wysyłaliśmy"
P "no ale ja awizo dostała!"
PU "ale to może być od kogos innego, proszę udać się na poczte..."
P (głośno) "ja dwa razy tu chodzić nie będe! powie mi o co chodzi"
PU "my nie mamy do pani żadnej sprawy"
P (głośniej) "to po co to wysyłać!" macha awizo "po co tu mnie wzywać!"
PU "my pani nie wzywałyśmy, proszę sprawdzić na poczcie od kogo..."
P (krzyczy) "a to co jest" nadal macha awizo
PU "to jest dokument pocztowy, proszę sprawdzić..."
P (nadal krzyczy) "ja nigdzie chodzić nie będe, co za burdel to jest, człowieka wzywajo a potem każo na poczte! co za ludzie! ja emerytka jest, ja chodzić nie moge!"
PU "ja na prawdę nie mogę pani pomóc"
P (krzyczy ale wychodzi)"burdel, siedzo takie i nic nie wiedzo!"
PU "w czym mogę pomóc?"
P "Awizo dostała"
PU "ale pani powinna odebrać je na poczcie"
P "niech powie o co chodzi, ja już wszystko zapłaciła"
PU "ale ja nie wiem czy to nawet od nas coś było wysłane, to może być od kogos innego"
P "od was, od was"
PU "nazwisko itd"
sprawdza w komputerze
PU "proszę pani, my do pani nic nie wysyłaliśmy"
P "no ale ja awizo dostała!"
PU "ale to może być od kogos innego, proszę udać się na poczte..."
P (głośno) "ja dwa razy tu chodzić nie będe! powie mi o co chodzi"
PU "my nie mamy do pani żadnej sprawy"
P (głośniej) "to po co to wysyłać!" macha awizo "po co tu mnie wzywać!"
PU "my pani nie wzywałyśmy, proszę sprawdzić na poczcie od kogo..."
P (krzyczy) "a to co jest" nadal macha awizo
PU "to jest dokument pocztowy, proszę sprawdzić..."
P (nadal krzyczy) "ja nigdzie chodzić nie będe, co za burdel to jest, człowieka wzywajo a potem każo na poczte! co za ludzie! ja emerytka jest, ja chodzić nie moge!"
PU "ja na prawdę nie mogę pani pomóc"
P (krzyczy ale wychodzi)"burdel, siedzo takie i nic nie wiedzo!"
Urząd Miejski
Ocena:
216
(244)
1
« poprzednia 1 następna »