Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kacek3city

Zamieszcza historie od: 21 listopada 2014 - 22:07
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 13:50
  • Historii na głównej: 15 z 20
  • Punktów za historie: 1752
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 85
 

#91089

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś mnie wena złapała to napiszę więcej (szkoda, że licencjatu tak ochoczo nie pisałem)

Zmieniłem branżę i miejsce pracy i teraz pracuję w kantorze. Krótka historia o paniach zza wschodniej granicy.

Przychodzą dwie klientki i mieszanką angielskiego i niemieckiego mówią, że potrzebują tyle a tyle złotych i ile to wyjdzie euro? Przeliczyłem i mówię ile. W międzyczasie jedna z nich plecakiem wyłączyła mi jedno światło (włącznik jest na ścianie po stronie klientów). Poprosiłem po angielsku o włączenie z powrotem, reakcji brak. Pierwsza klientka odeszła na bok a druga wymienia pieniądze, gdy szukała portfela wyciągnęła też rosyjski paszport. Pierwsza się zebrała i poszła przypadkowo wyłączając mi drugie światło. Poprosiłem klientkę, która została (mniej więcej po rosyjsku) o włączenie światła i pokazałem włącznik. Zaczęła się na mnie wydzierać, że czemu udaje, że nie mówię po rosyjsku, ona tu się męczy etc. Odpowiedziałem, że po pierwsze nie mówię po rosyjsku jakoś szczególnie dobrze, a po drugie to, dopóki nie zobaczyłem paszportu to nie wiedziałem, że są z Rosji. Coś tam pogadała i poszła wkurzona. Jedno dobre, że włączyła mi to światło.

Teraz pytanie, skąd miałem wiedzieć, że to Rosjanki, skoro raz, że między sobą rozmawiały w innym języku, osobiście brzmiało mi to na jakiś język turkijski, ale nie na słowiański a dwa, do mnie mówiły po angielsku i niemiecku, a Rosjanie z automatu przyjmują, że w Polsce rozumiemy rosyjski. Dla odmiany Ukraińcy często mówią po angielsku albo pytają czy po ukraińsku rozumiem.

kantor rosjanki

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (120)

#91088

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodawałem jedną historię to w końcu dodam historię o piekielnej administratorce mieszkania.

Z różnych przyczyn moja mama nie opłacała czynszu na poprzednim mieszkaniu (żałuje, nie neguje swojej winy) w związku z czym dostaliśmy stamtąd kopa w odwłok lub jak to się ładnie mówi nakaz eksmisji. Otrzymaliśmy mieszkanie socjalne, ale najpierw zgodnie z procedurami musimy je obejrzeć, żeby móc zgłosić ewentualne zastrzeżenia i propozycję miasta przyjąć lub odrzucić.

Mieszkanie ładne, widać, że poprzedni lokatorzy o nie dbali (mieszkali tam od kilku dekad, zresztą jak wiele osób w tej okolicy a nawet jeden z członków kultowego polskiego zespołu, niedaleko jest plac ich imienia). Skoro ładne, ustawne, to bierzemy. Minusem były piece kaflowe, ale miasto prowadziło już wtedy akcję wymiany „kopciuchów” (spoiler alert: nadal mam kaflowe) „więc niedługo pewnie i nam wymienią”. Skoro bierzemy to pani administrator sobie to odnotowuje i „da nam znać, gdy Dział Techniczny zrobi przeglądy instalacji i będzie można podpisać umowę najmu”.

Był wtedy przełom czerwca i lipca. Cały lipiec i cały sierpień ponaglamy administratorkę co z tymi przeglądami, bo wypadałoby się przenieść a wcześniej podłączyć prąd, ogarnąć czy TV i Internet to kwestia zmiany adresu w systemie czy muszą od nowa ciągnąć kable na nowym mieszkaniu, załatwić transport mebli i innego dobytku… Cały ten czas albo pani administrator była w terenie albo była w budynku, ale poszła do innego pokoju i oddzwoni, gdy wróci albo była chora albo po prostu nie odbierała choć pani w recepcji (nie wiem, jak to nazwać, w tym pomieszczeniu składało się różne papiery, czekało na osobę, z którą się jest umówionym lub nie ażeby wpuściła dalej, tam też można było zadzwonić i być przełączonym do odpowiedniego człowieka) zarzekała się, że przed chwilą ją widziała. Gdy już łaskawie odbierała to za każdym razem słyszałem, że ona „śle monity do Technicznych i to wszystko co ona może i ona nie jest od poganiania Działu Technicznego”.

W końcu we wrześniu, a więc ponad 2 miesiące od zaakceptowania przez nas propozycji miasta dostaliśmy list z kancelarii prawnej obsługującej poprzedniego wynajmującego, że wiedzą, że dostaliśmy mieszkanie i, że je bierzemy i w związku z tym mamy się wyprowadzić do dnia tego a takiego, bo inaczej będzie komornik, eksmisja etc.

Zadzwoniłem do kancelarii rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Ja: Dzień dobry, nazywam się Kacek dzwonię w sprawie mieszkania tu a tu. Dostałem od was list, że mamy się wyprowadzić, bo komornik itd. Sęk w tym, że nie bardzo mamy, jak się wynieść, bo formalnie nie mamy żadnego tytułu do mieszkania, bo (tu streściłem jak się sytuacja ma i, że no chcemy się przenieść, ale nie ma jak)
Kancelaria: Dobrze. Próbował pan się dzisiaj do niej dodzwonić?
J: Tak. Dzisiaj znowu nie odbiera.
K: Dobrze, proszę mi podać jej nazwisko i numer i jeśli dzisiaj nadal nie będzie odbierać tak do 15 to proszę jeszcze raz do nas zadzwonić i my się tym zajmiemy.

Jak nietrudno się domyślić, nie odbierała więc zadzwoniłem do kancelarii. Następnego dnia, cud! Pani administrator sama zadzwoniła. Za tydzień Techniczni zrobią przeglądy i jeśli wszystko będzie ok to podpiszemy umowę. A tak w ogóle „To nie było miłe, że zgłosiłem to prawnikom. Ona nie jest od poganiania Działu Technicznego i robiła co mogła”. Gdy przeglądy były wykonane umówiła się ze mną i moimi rodzicami, żeby podpisać umowę najmu. Poszedłem tylko ja i mama, ponieważ ojciec nie chciał się przeprowadzić. Gdy administratorka zapytała o ojca powiedzieliśmy jej zgodnie z prawdą, że ojciec dalej nie chce się przeprowadzić, bo nie udało nam się go przekonać przez cały ten czas. Zszokowana odpowiedziała, że ona nie może z nami podpisać umowy ani wydać nam żadnych papierów, bo musimy całą trójką się podpisać. Nie wypierała się jednak tego, że od samego początku mówiła, że wystarczy do wszystkiego podpis jednej osoby z nas trojga. Poszła się skonsultować do Kierownik, ta rzekomo potwierdziła jej wersję. Umówiliśmy się na tydzień później z panią Kierownik by z nią uradzić co dalej z fantem zrobić.

Krótki zapis rozmowy:
Kierownik: I jak się państwu mieszka?
Ja: Tak samo jak przez ostatnie 25 lat, dalej na starym mieszkaniu.
K: Ale jak to? To państwo dalej się nie przeprowadziliście?
J: No nie, pani X tydzień temu powiedziała, że nie może podpisać umowy z nami dwojgiem bez ojca. Pytaliśmy czy może nam chociaż dać jakiś papier, że mamy tytuł prawny do mieszkania to prąd załatwimy i będzie argument w dyskusjach z ojcem, że już sprawa idzie dalej np. protokół zdawczo-odbiorczy czy coś.
K: No mogła. Czemu nie wydała?
J: Bo poszła do pani się skonsultować i rzekomo potwierdziła pani jej wersję. No chyba, że jest tu inna Kierownik?
K: Nie była u mnie. Tydzień temu byłam jeszcze na L4.

Na takie dictum nie miałem odpowiedzi. Pani Kierownik poszła do innego pokoju i przyniosła nam protokół zdawczo- odbiorczy i powiedziała, że umowę możemy podpisać we dwójkę a ojciec podpisze później. Kilka tygodni później, gdy wszystko było już załatwione i czekaliśmy na podłączenie TV i Internetu umówiłem się z panią Kierownik na rozmowę.
K: Słucham, w czym mogę pomóc? Rozumiem, że już tam państwo mieszkacie?
J: Tak, zwozimy ostatnie rzeczy. A chciałem z panią porozmawiać by zapytać, gdzie i jak mogę złożyć skargę na panią X?
K: Ale jak to skargę? Dlaczego?
J: Po pierwsze za to, że przez 2 miesiące nie zrobiła nic żebyśmy mogli się tam przenieść i albo nie było z nią kontaktu albo „ona nie jest od poganiania Działu Technicznego i może jedynie im wysłać monit”. Ja nie wiem, jak to wygląda u państwa, ale ja na miejscu Technicznych w końcu bym się tym zajął dla świętego spokoju, jeśli ktoś ciągle wysyła monity albo na miejscu Pani X zadzwoniłbym do kogoś wyżej w Dziale Technicznym albo poprosił panią o interwencję, skoro lokator czekający na mieszkanie mnie męczy. Pani X wzięła się do pracy dopiero gdy, mówiąc kolokwialnie, zaczęło jej się pod tyłkiem palić, bo sprawą zajęła się kancelaria prawna obsługująca XYZ. W dodatku od samego początku nas zapewniała, że ojciec może podpisać umowę później, a gdy przyszliśmy ją podpisać to nagle się okazało, że nie możemy, bo musimy być wszyscy co w końcu okazało się kłamstwem w żywe oczy tak samo jak to, że potwierdziła pani jej wersję a sama pani mówiła, że była pani na zwolnieniu. A przede wszystkim za to, że przez nią ponosimy niepotrzebne koszty, bo czynsz musieliśmy opłacać i do was i do XYZ, ponieważ nie mogliśmy się doprosić, żeby kominiarze sprawdzili i przeczyścili kominy więc dalej mieszkaliśmy na starym mieszkaniu, bo nie było, jak napalić w piecach.
K: Ale to nie jej wina. Mogliście państwo już we wrześniu tam zamieszkać!
J: Jak? Z dwójką starszych ludzi miałem zamieszkać w zimnym i ciemnym mieszkaniu, bo pani X się nie chciało wziąć do roboty?
K: Ja nie wiem co pan chce! Zresztą pani X już tu nie pracuje, odeszła z pracy więc nie ma na kogo się skarżyć.
Żałuję, że nie złożyłem skargi do Urzędu Miasta na to jak wyglądała cała ta procedura.

Ja rozumiem, że administrator nie jest od poganiania innego działu, ale jeśli faktycznie to Techniczni się obijali to, skoro petent mnie męczy tygodniami to próbowałbym działać innymi drogami, żeby się pozbyć problemu. Administratorka niby się zwolniła a po tygodniu jej nazwisko widniało na liście pracowników tego Biura Obsługi Mieszkańców, ale w innym dziale więc z tym odejściem to śmiem wątpić…

Administracja mieszkaniowa

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (133)

#90562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II :)

Jak Orange wali klienta w rogi, część III.

Poszedłem ze znajomym do Orange, żeby doradzić mu w wyborze telefonu. Gdy czekaliśmy w kolejce w salonie kolega zdecydował się na konkretny model, miał go wziąć na raty bez abonamentu. Gdy nadeszła nasza kolej obsługiwała nas konsultantka z plakietką „Szef Sali” lub coś w ten deseń, czyli można rozumieć, że coś w stylu kierownika. Pani zabiła nas tekstem, że niestety trzeba wziąć jakieś usługi, żeby wziąć telefon. Na moje pytanie czy nie ma już rat bez abonamentu dla klientów Orange odpowiedziała, że niestety już nie.

Pani próbowała namówić kolegę na TV, Internet lub przejście jego mamy (telefon jest zarejestrowany na kolegę) na abonament. Kolega tłumaczy, że Internet dopiero brał, bo się przeprowadzał a TV niepotrzebna, bo rodzicom wystarczą kanały naziemne a on siedzi więcej na Netflix czy innych Playerach. Pani w międzyczasie wychodziła na zaplecze 3 razy jakby na konsultacje (Z kim? Szef Sali ma nad sobą Nadszefa?) i w końcu jak wiedziała, że nic nie wskóra to sprzedała ten telefon na raty bez abonamentu, więc jednak się da.

Kilka tygodni później poszedłem do tego samego salonu z ojcem, żeby tym razem go przypilnować i żeby go nie oszukali. Plan był jeszcze prostszy niż w poprzedniej historii: Internet out, telefon przedłużyć. Niestety nie dane nam było tak łatwo to zrobić.
[Ja]: Dzień dobry, chcemy przedłużyć ojca numer i zrezygnować z Internetu.
[K]onsultantka potwierdziła dane, poklikała i do nas w te słowa
[K]: Niestety nie da się zrezygnować z samego Internetu, jest to pakiet i trzeba rezygnować z całości i wtedy dzwoni Utrzymanie Klienta i trzeba im powiedzieć co i jak. Oni wtedy proponują warunki i można przez telefon przedłużyć.
[J]: To ojcu naobiecują nie wiadomo co i znowu wcisną smartfony, Internety a on się zgodzi, bo się nie zna.
[K]: To można poprosić, żeby umowa przyszła do salonu to wtedy wyjaśnimy wszystko w umowie.
[J]: A można wtedy w razie W z panią zmienić warunki tej umowy, gdyby coś wcisnęli niepotrzebnie?
[K]: Niestety nie, bo to jest umowa między klientem a sprzedażą telefoniczną a salon jest tylko pośrednikiem.
[J]: Czyli wracamy do punktu wyjścia. No nic, to proszę złożyć tę rezygnację i będziemy liczyć, że będę w domu jak zadzwonią. Tak przy okazji to jakby ojciec chciał przedłużyć umowę a potrzebuje samo dzwonienie, bo SMS-ów nie wysyła a tym bardziej z Internetu nie korzysta to, ile wynosi taki abonament?
[K]: Najtańszy 55 zł
Poszliśmy jednak jeszcze do salonu Play w którym pracuje nasz sąsiad. Niestety był zajęty, ale obsługiwała nas konsultantka, która mnie kojarzy.
[J]: Dzień dobry, chcieliśmy dopytać jaki byłby abonament przy przeniesieniu numeru?
[KPlay]: Z Orange?
[J]: Tak, skąd pani wie?
[KP]: 90% przeniesień to z Orange. Ta pani przed wami też z Orange się przeniosła.

Nie będę przytaczał całego przeniesienia, ale taki abonament to 35 zł. W międzyczasie sąsiad był wolny to porozmawiałem z nim o tym co dalej z UPC, bo został mi rok umowy z nimi a Play ich kupił i o naszych psach.

Podsumowując 3 historie z Orange: ja rozumiem, że konsultanci często żyją z prowizji tak jak kelnerzy z napiwków, ale uważam, że są granice przyzwoitości i mi osobiście byłoby wstyd po prostu naciągać starych ludzi, którzy widać, że nie mają pojęcia o telefonach i Internecie.

telefonia komórkowa

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (135)

#90558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II :)

W poprzedniej historii opisałem jedno oszustwo pomarańczowych. Teraz opiszę ich kolejne przeboje.

Chronologicznie: 4 lata temu, gdy z bratem przenosiliśmy się do Play udało nam się po długich negocjacjach i pomocy mamy namówić ojca, żeby też się przeniósł to będzie taniej jako Grupa Rodzina. Potajemnie poszedł on jednak przedłużyć sobie umowę w Orange. Jako że karma jest zołzą to tego pożałował, bo poszedł sam, nikomu nic nie mówiąc i konsultant widząc 66 latka z klawiszowym telefonem wkręcił mu bajkę, że musi wziąć coś więcej, bo nie mają ofert na jeden numer a tylko pakiety i naciągnął ojca na drugi numer telefonu. Gdyby przyznał się do tego od razu to poszłaby reklamacja i gruba skarga, ale sprawa wyszła na jaw po paru miesiącach, gdy ciocia potrzebowała drugiego numeru telefonu i ojciec się zaoferował, że ma jeden nieużywany na abonament.

2 lata temu, ojciec mimo próśb, żeby umówił się ze mną, pójdziemy razem to go nie oszukają poszedł sam do Orange. Cytując klasyka „plan był prosty i niezbyt dopracowany”: przedłużyć ojca numer, zrezygnować z tego drugiego (ciocia, która go używała zmarła, lekarka, która się mocno do tego przyczyniła to inna piekielność, więc numer nie był potrzebny) i wziąć mamie telefon na raty bez abonamentu. Pierwsze dwie rzeczy się udały. Ojciec przyszedł do domu i powiedział, że dostał Internet za darmo. Nie do końca chciałem wierzyć, że za darmo choć w Play też dostałem kartę na sam Internet, bo pakiet na całym moim koncie jest ogromny i w razie W mógłbym sobie z niego korzystać na routerze, tablecie etc.

Trochę żałuję, że nie sprawdziłem papierów z tej ojca wizyty w Orange, ale dzięki temu się nauczył, że do takich rzeczy ma brać mnie. Miesiąc później ojciec wrócił do domu po opłaceniu rachunku i mówi, że jakąś aktywację mu doliczyli. No jak aktywacja to znaczy, że nowa usługa włączona, ale ojciec twierdzi, że nie. Sprawdziłem papiery z przedłużenia umowy: Internet 7 GB za 20 zł miesięcznie. Nakazałem ojcu się zbierać z powrotem do Orange ze mną i porozmawiamy sobie o tym co wyczyniają. Okazało się, że konsultantka, która go obsługiwała wtedy akurat jest wolna. Próbowała wmówić nam, że jest tak jak chciał, bo ma przedłużony swój telefon i telefon na raty.

[Konsultantka]: Jest tak jak pan chciał
[Ja]: Nie, nie jest. Miał być przedłużony numer i wzięty telefon bez abonamentu na raty.
[K]: Ale tak jest taniej, sam telefon kosztowałby 35 zł miesięcznie a tak kosztuje 13 zł plus Internet 20 to 33.
[J]: Czyli nie jest taniej, bo aktywacja to 60 zł, 2 zł miesięcznie taniej to nadal wychodzi 12 zł przez całą umowę stratnie.
[K]: Mogę jeszcze w czymś pomóc?
[J]: Jeśli nie poczuwa się pani do choćby słowa przepraszam za oszukanie starszego człowieka to nie mamy o czym rozmawiać.
[K]: Proszę mnie nie obrażać, żadne oszukanie.
[J]: A jak mam nazwać to, że prawie 70 letniemu facetowi z telefonem na klawisze wcisnęła pani pakiet Internetu, żeby mieć wyższą prowizję? To jest czyste oszustwo, w dodatku moralnie wątpliwe. Oby nie do widzenia.

telefonai komórkowa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (129)

#90555

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Naszło mnie dziś, to opiszę kilka historii z poprzednich prac.

Przez jakiś czas pracowałem jako kanar (pewnie posypią się minusy, ale trudno) i dziś właśnie z tego okresu historia.

Jechaliśmy z kolegą tramwajem i w momencie rozpoczęcia kontroli i komunikatu z głośników o tym i zablokowaniu kasowników, jeden z pasażerów poderwał się szybko do kasownika (standard, a nuż się uda pojechać bez kasowania biletu). Robię swoje i podchodzę do rzeczonego Pana. Pasażer pokazuje mi bilet skasowany dwukrotnie (chciał go kasować 3 raz, po co?)

Mówię więc, że bilet jest nieważny, bo nawet jakby zignorować drugie odbicie to stracił ważność rano. Okazuje się, że Pan jest z Filipin i umie tylko co nieco po angielsku, ale hiszpańskim włada biegle. Ja niestety wprost proporcjonalnie odwrotnie, ale młody chłopak obok zna kastylijską mowę więc zaoferował się z tłumaczeniem.

Wytłumaczyliśmy Panu w czym rzecz i, że niestety opłata dodatkowa, można opłacić na miejscu lub poproszę dokument i wtedy kredytowane. Pan nie ma dokumentów więc zostaje opłata na miejscu gotówką, kartą lub płatność łączona (dla dociekliwych, innych form nie przyjmowaliśmy, co nie zmienia faktu, że takie propozycje padały).

Udało się w końcu Panu przetłumaczyć co i jak, bo ewidentnie chciał przeciągnąć czynności do pętli co mu się ostatecznie udało. Gdy miało już dojść do płatności kartą, pasażer- gapowicz przypomniał sobie, że nie ma tyle na karcie i zabraknie 30 zł mniej więcej. To mówię, że wtedy te 30 może gotówką dopłacić, ale niestety Pan nie ma gotówki. W tym momencie mówię do „tłumacza”, że muszę zadzwonić po Straż Graniczną bo nie mam jak potwierdzić danych pasażera a policja ma dostęp do krajowej bazy danych a nie osób z zagranicy.

Pasażer- gapowicz na to „dobra!” piękną polszczyzną i przykłada kartę do terminala, płatność przeszła na całą kwotę a potwierdzenie płatności i „mandat” będący jednocześnie biletem na godzinę ładnie złożył i dał temu chłopakowi.
Mimo wszystko, brawa za wytrwałość dla gapowicza bo długo trzymał się roli.

Jeśli czyta to chłopak który pomógł jako tłumacz to jeszcze raz Muchas Gracias Amigo :)

komunikacja_miejska kontrola

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (174)

#90553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze jedna historia z czasów kanarskich. Tym razem bardziej o tym, że warto uważać na to co się mówi i w jakim języku.

Rozpoczynamy kontrolę w tramwaju. Widzę, że jedna pasażerka podchodzi do drzwi a w miarę mojego podchodzenia coraz bardziej idzie w kierunku tyłu pojazdu. Na jej nieszczęście tramwaj stał na światłach a pasażerowie mieli bilety i chętnie je okazywali więc poszło mi szybko.
[Ja] Dzień dobry, poproszę bilet do kontroli
[Pasażerka]: (po angielsku) Przepraszam , nie mówię po polsku.
Dalszy dialog już w języku Shakespeare’a
[J]: Poproszę bilet do kontroli
[P]: Nie mam, nie zdążyłam kupić.
[J]: W takim razie poproszę dokument lub opłatę na miejscu.
[P] okazała legitymację studencką
[P]: Tylko proszę żebyśmy dojechali do przystanku przy mojej uczelni to koleżanka mi da pieniądze i zapłacę na miejscu żebym nie musiała podawać danych (ma do tego prawo, jeśli opłaca na miejscu to może odmówić podania danych gdyż w tym momencie sprawa jest załatwiona, traci jedynie prawo do reklamacji bo nie może udowodnić, że to na nią nałożono karę skoro nie ma podanych żadnych danych)
[J]: Ok, ale proszę dla pewności zadzwonić do koleżanki żeby czekała na przystanku. Ja spiszę póki co dane bo jak koleżanki nie będzie to niestety wystawię kredytowana opłatę a do tego musze mieć dane.

Imię i nazwisko [P] wskazywało na pochodzenie z regionu którego język znam bardzo dobrze a jej rozmowa przez telefon tylko mnie w tym utwierdziła:
[P]: (w tym właśnie języku) Poczekaj na mnie na przystanku bo biletu nie mam. No jakiś pedał z wąsem się znalazł i muszę zapłacić żeby nie było jaj. Złożę skargę, że niby proponował sex zamiast opłaty to pożałuje. Co się będę martwić, powiem, że to dla mnie trauma i nie chcę do tego wracać i poudaję trochę.

Pomyślałem sobie: „O nie koleżanko, tak się bawić nie będziemy”
Po dojechaniu na przystanek na [P] czekała koleżanka z kolegą, Polacy. Kulturalnie acz stanowczo zapytali czy nie mogę odpuścić widząc, że dziewczyna z zagranicy. Zapłacili i gdy wystawiałem potwierdzenie powiedziałem do nich po polsku
[J]: Tam gdzie wsiadaliśmy a [P] z nami, są dwa biletomaty. [P]siedziała na przystanku kilka minut więc tekst, że nie zdążyła może sobie między bajki wsadzić. Poza tym od razu chciała uciekać jak się zaczęła kontrola.
Do [P] rozmawiającej z koleżanką w swoim języku zwróciłem się w tymże

[J]: Spójrz, tak wygląda biletomat. Na przystanku gdzie wsiadałaś są takie dwa. Miałaś dużo czasu by kupić bilet, więc nie gadaj, ze nie zdążyłaś. Tekst o pedale z wąsem Ci odpuszczę a ewentualną skargę możesz pisać nawet do ONZ, odmawiając podania danych straciłaś do niej prawo a poza tym monitoring nagrywa tez dźwięk. Tymczasem miłego dnia.

[P] i jej koleżance opadły szczęki a Ja poszedłem zapalić bo trochę się zdenerwowałem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (205)

#90557

przez (PW) ·
| Do ulubionych
KaCek pisze na piekielnych dzień II

Dziś dla odmiany historia o jednej z sieci komórkowych a konkretnie tej pomarańczowej.

Jakieś 10 lat temu mój ojciec dał się przez telefon naciągnąć na przedłużenie umowy przez telefon. Jest to człowiek, który przez ponad 10 lat używał jednego telefonu (Sony cmd j70 konkretnie). Mała dygresja kiedyś faktycznie robili telefony wytrzymałe: ten egzemplarz: spadł z 2 piętra na beton - złożony z powrotem, wpadł do jeziora – wysuszony i po obu sytuacjach działał. Po tym jak ojcu wpadła do kieszeni iskra w trakcie spawania i ekran się lekko stopił a w sumie „szkło” bo wszystko działało tylko mało to wygodne i estetyczne, ojciec niemal z płaczem zmienił telefon na jakąś Nokię już z kolorowym ekranem.

Biorąc pod uwagę przyzwyczajenie i wiek, wówczas koło 60 lat, ojciec zaznaczył, że jeśli ma wziąć jakiś telefon to normalny z klawiszami. Był zapewniony, że tak, jak najbardziej, klawisze i duży ekran. Ekran owszem okazał się duży, bo jakieś 5 cali, tylko klawiszy niewiele: dwa od głośności a jeden od odblokowania, bo to smartfon był. Nikomu nie chciało się wtedy składać reklamacji.

Stwierdziliśmy, że telefon sprzedamy i w tym celu dobrze byłoby znać jego parametry. Gdy sprawdzaliśmy telefon okazało się, że był używany, gdyż miał sporo nabitych rozmów. Nie był to telefon pokazowy z salonu i dzwonienie na zasadzie „jak słychać? jak się układa w dłoni?” bo nabitych było ponad 2 godziny rozmów w obie strony i najkrótsza trwała 2 minuty a niektóre ponad 20. Nie dość, że sprzedali smartfon pomimo próśb o telefon z klawiszami to jeszcze używany.

Rodzice mieli składać reklamację, ale brakowało czasu i minął okres na jej złożenie.

telefonia komórkowa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (109)

#90531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w kilku aktach o tym jak dostawca energii robi klientów w pewną część ciała którą zazwyczaj mają mężczyźni.

AKT I:
Nieco ponad pół roku temu poszedłem z rodzicielką swoją do punktu Energi, żeby przedłużyć umowę na ich usługi i żeby ceny były znośne. W salonie pracownica przedstawiła ofertę, powiedziała o Tarczy Solidarnościowej (dla niewtajemniczonych, pierwsze 2000 KWh zużyte od stycznia miało być liczone po niższej, ustawowo ustalonej cenie). Zapytaliśmy przy okazji, ile zużyliśmy w zeszłym roku i wyszło, że około 4400 KWh, więc jest porównanie. Papiery podpisane, wszystko spoko.

W styczniu przychodzi rachunek opiewający na zawrotne kwoty, a rzekome zużycie wyniosło ponad 2000 KWh za okres grudzień – styczeń. Przypominam, że cały zeszły rok to było 4400 KWh, a w te święta mało co gotowaliśmy i piekliśmy, zima była łagodna, a mam piece kaflowe i rzadko używam elektrycznego grzejnika. Na zgłoszenie o możliwej awarii licznika lub możliwości podpięcia się przez kogoś do licznika Energa jest głucha.
Kolejny okres rozliczeniowy i rachunek trochę niższy, ale zużycie na tych dwóch rachunkach razem jest niemal takie jak cały zeszły rok. Wkurzeni idziemy do salonu Energi i tu następuje

AKT II:
Od samego początku ta sama pracownica co ostatnio już na starcie próbuje nas zbyć, a jak ją zapytałem, w grzeczny i spokojny sposób czy to nie dziwne, że zużycie za 4 miesiące jest takie jak za ostatni rok to się oburzyła, i powiedziała, że mam być grzeczniejszy (wtf). Pani nie wie z jakiego okresu podawała nam dane a na moją odpowiedź, że ja pamiętam, że z 12 ostatnich miesięcy ona dalej swoje, że nie wie. Na moje pytanie czy to nie dziwne, że wg nich zużyliśmy tyle prądu w 4 miesiące co przez rok odpowiedziała, że nie. Krótki fragment dialogu z panią:

[Ja]: Co możemy w takim razie z tym zrobić? Bo to jest w takim razie albo awaria licznika albo ktoś się podpiął pod nas.
[Pracownica Energi]: Trzeba to zgłosić do Energi i wtedy przyjadą i sprawdzą.
[J]: To możemy to u Pani zgłosić?
[PE]: Nie, Ja nie jestem od tego. Tym się zajmuje Energa Operatora, tu jest Energa Obrót.
[J]: Czyli gdzie mam to zgłosić?
[PE]: Pan sobie poszuka w Internecie.
[J]: A jaki jest koszt sprawdzenia licznika?
[PE]: Nie wiem, tym się zajmuje Energa Operator. Zależy od sposobu sprawdzenia jaki będzie odpowiedni.
[J]: A orientacyjnie?
[PE]: NIE WIEM!
[J]: Może trochę grzeczniej? Ja na panią nie krzyczę.

Po tej fascynującej wymianie zdań przeszliśmy na Rozliczenie Rzeczywiste, czyli, że sami podajemy stan licznika. Był z Nami mój wujek, który też miał za wysokie rachunki. Okazało się, że rachunki mogą być 3 razy niższe, nie miał liczonej tej Tarczy, więc pani podpisała z nim papiery, żeby miał ją włączoną. BTW niższy czy wyższy rachunek, pani nie była w stanie powiedzieć czemu na rachunkach niektóre opłaty przesyłowe się dublują lub są policzone po 3 razy i skąd te wyliczenia nie pasujące ani do ilości dni ani ilości KWh.

Po wyjściu z salonu starszyzna zapaliła papierosy i rozmawiamy o poziomie jaki ta pracownica prezentowała. Wujek przypomniał sobie, że o coś nie zapytał i wyciągnął papiery z plecaka, a tam nieotwarty list z Energi. W liście czytamy, że Rząd wprowadza Tarczę by ulżyć obywatelom i uwaga uwaga TARCZA BĘDZIE WŁĄCZONA Z AUTOMATU, nie trzeba nic podpisywać. Przed chwilą wujek podpisywał papiery, żeby mu tę Tarczę włączyli...

AKT III:
Chcę podać stan licznika poprzez portal Energi. Cały czas „wystąpił błąd” kolejnego dnia to samo, następnego dnia, czyli wczoraj w poniedziałek po kolejnej nieudanej próbie i zauważeniu nagle salda zwiększonego o ponad 1500 zł sprawdziłem rachunki i wpłaty, bo myślałem, że sami wyliczyli rachunek i doliczyli coś za niepodanie licznika w terminie. Okazało się, że dopiero teraz wystawili rachunek za okres kwiecień - maj (mamy lipiec).

Zadzwoniłem do Energi i po odczekaniu na infolinii dowiedziałem się, że mieli problemy z systemem, więc dopiero wystawili rachunek. Zgłosiłem przy okazji, że nie odliczyli z salda do zapłaty wpłaty z 19 czerwca, jest w zakładce wpłaty, mam maila z podziękowaniem za wpłatę i powinna być nawet nadpłata jakieś parę groszy. Dowiedziałem się, że wszystko jest ok, wpłata zaliczona, ale to jest KOREKTA POPRZEDNIEJ FAKTURY, bo źle policzyli cenę za prąd po przekroczeniu wartości z Tarczy. Po 4 miesiącach sobie przypomnieli, że coś za mało policzyli i zrobili korektę na 1/3 oryginalnej faktury... Na pytanie jak mam podać liczniki, skoro ich strona nie pozwala na to, dowiedziałem się, że mam próbować i żadna kara za to nie grozi (już w to wierzę).

Coś mi nie dawało spokoju i zadzwoniłem ponownie, ale tym razem do działu windykacji, a nie rachunków. Tu zwracam honor, ten konsultant powiedział, że mogę licznik podać w Żabce, a nie tylko na stronie, strona ma problemy z Rozliczeniem Rzeczywistym i stąd błąd, ale jest zgłoszone i naprawiają (faktycznie, strona okresowo długo mieliła, a nawet raz podczas tej rozmowy się wyłączyła), więc jednak się da poinformować klienta. Kilka razy Pan się wyłączał, puszczał muzyczkę by się konsultować i niestety nic się nie da zrobić, ale powiedział, gdzie złożyć ewentualną reklamację. Na pytanie czemu musieliśmy podpisać papier, że chcemy Tarczę, która powinna być z automatu usłyszeliśmy, że to dlatego, że Tarcza nie mogła być włączona do oferty, którą mieliśmy wcześniej, więc potrzebna była zmiana tejże. Tego już obrotna pracownica z aktów poprzednich ani mi ani wujkowi nie powiedziała...

Podsumowując:
- Energa ma kilka spółek jak widać niezależnych od siebie i klient ma się z każdą sprawą zgłaszać gdzie indziej.
- Pracownicy w punktach obsługi mają tylko wyrabiać targety, najlepiej na nic nie rozumiejących starszych ludziach, a jak ktoś się trafi kumaty to oznacza, że jest niegrzeczny i na wszelki słuczaj nie powiemy mu kilku ważnych kwestii.
- To niedziwne, że ktoś zużył kilka razy więcej prądu niż w analogicznym okresie rok wcześniej, najwidoczniej prowadzi firmę, a prąd ciągnie jako indywidualny klient.
- Jeśli klient czegoś nie dopłaci to nalicza się wtedy odsetki, opłatę za wystawienie noty odsetkowej etc., a jak Energa policzy za mało to po kilku miesiącach może obciążyć klienta i przecież nic się nie stało.

uslugi Energa

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (97)

#88111

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno spotkałem znajomego z którym pracowałem kilka razy w tej samej obwodowej komisji wyborczej i wymieniliśmy się wrażeniami z ostatnich kilku lat, gdyż od tamtego czasu pracowałem w innych OKW. Wszystkie imiona w historii są zmienione.

Jeśli ktoś pracował w składzie takiej komisji to wie jak to wygląda, dla niewtajemniczonych: w składzie komisji są: przewodniczący, jego zastępca a reszta to, mówiąc kolokwialnie, zwykli członkowie. Uprawnienia „władz komisji” to między innymi rozwiązywanie problemów wyborców np. gdy wyborcy nie ma w spisie wyborców, ale przede wszystkim pilnowanie członków by nie robili machlojek, nie łamali przepisów i by wybory w lokalu przebiegały spokojnie. Przewodniczącego i zastępcę wybiera się na pierwszym zebraniu tejże, które odbywa się kilka tygodni przed wyborami.

Podczas wyborów parlamentarnych byłem członkiem komisji. Opiszę problemy z zastępcą przewodniczącej. Problemy zaczęły się już na zebraniu i wyborze „władz”, Pani miała mocny ból pewnej części ciała związany z tym, że nie została wybrana przewodniczącą a jedynie zastępcą. Była to najwyraźniej duża zniewaga dla radnej dzielnicy, w której była OKW.

No trudno, jakoś się żyje, Pani radna odniosła częściowy sukces, bo była zastępcą przewodniczącego. Została nim tylko dlatego, że koleżanka przewodniczącej, z którą niejednokrotnie razem były w komisjach i świetnie razem współpracują (takie pary polecam, z doświadczenia wiem, że taką parę jest nierzadko lepiej wybrać, bo praca idzie sprawnie) zrezygnowała z kandydowania, żeby wszystko poszło szybciej a Pani radna mogła pójść z wnuczką do domu (o co sama głośno prosiła, jednakowoż dalej tracąc czas na „kampanię wyborczą” ażeby zostać wybraną).

Każda osoba ze składu komisji musi stawić się na obowiązkowym szkoleniu dla członków OKW a już szczególnie wypada, żeby przewodniczący i zastępca na nim byli. Pani zastępca nie odbierała telefonów, gdy przewodnicząca próbowała się z Nią skontaktować i nie zjawiła się w ogóle na naszym terminie szkolenia. Musiała być na innym choć obstawiam, że Okręgowa Komisja czasem dopuszcza przypadki, jeśli kogoś nie było a ma doświadczenie. Potem tłumaczyła się, że nie mogła znaleźć miejsca w którym było szkolenie (Serio? Miejsca będącego atrakcją turystyczną znaną w Polsce a pewnie i za granicą związanego z obaleniem komunizmu? Miejsca, w którym od lat te szkolenia się odbywają a pani radna twierdzi, że jest na każdych wyborach w komisji).

W dniu wyborów pani zastępca myślała, chyba że to ona jest przewodniczącą i w czasie, gdy obie były jednocześnie w lokalu wydawała polecenia wszystkim a nawet przewodniczącej, nikt się z nią nie kłócił o takie drobnostki. Gdy przewodnicząca skończyła swoją zmianę i miała czas wolny, władzę formalnie przejmuje zastępca.

Pani radna jest też mieszkańcem tego obwodu, więc większość mieszkańców ją zna. Gdy przychodził ktoś z jej znajomych zawsze sobie porozmawiali, to nie problem, spokojna okolica, nie ma tłoku w lokalu to niech gadają. Problemem było to, że w tych rozmowach głośno i wyraźnie mówiła kto głosował a kto nie czym łamała tajemnicę danych osobowych. Mało tego, jak dana osoba podchodziła do nas by się wylegitymować i dostać karty do głosowania głośno mówiła nazwisko tej osoby i adres i wskazywała która osoba ma spis z tej ulicy (mi to nie robi, ale jak jakiś złodziej zobaczy, że Pani Iksińska mieszkająca na Piekielnej 6/66 to staruszka raczej nie wyglądająca na groźną to może to wykorzystać do różnych celów).

Zwracaliśmy jej uwagę, że obowiązuje RODO, ale ja i członek komisji oddelegowany z ramienia szkoły, w której mieściła się OKW już przez zęby jej to mówiliśmy. Szczytem dla mnie była sytuacja, gdy jakaś [K]obieta zapytała po oddaniu głosu czy jej mąż Xxx Yyy jest w spisie. Zgodnie z przepisami mówię:

Ja: Nie mogę Pani takiej informacji udzielić, gdyż obowiązują mnie przepisy o ochronie danych osobowych.
K: Ale jak męża nie ma w spisie to on nie zdąży zagłosować, bo z pracy prosto jedzie.
J: Niestety, ale nie mogę takich informacji udzielać. Jeśli nie będzie go w spisie to dzwonimy do urzędu miasta i umożliwimy Mu zagłosowanie, jeśli przyjdzie przed 21:00.
K: Ale co Panu szkodzi?!
Tu włącza się [Z]astępca
Z: Już spokojnie, powiem Ci czy jest.
W tym momencie zasłaniam dodatkowo spis rękoma i mówię do niej:
J: Pani Mario, to, że Pani łamie RODO na każdym kroku to Pani sprawa o ile ktoś tego nie zgłosi wyżej, ale mi jeszcze niespieszno do płacenia grzywien i siedzenia w areszcie za złamanie tajemnic. Jeśli ten Pan przyjdzie to wtedy przekona się sam czy jest w spisie czy nie. Ja tę Panią widzę w życiu pierwszy raz, nie wiem czy to żona, siostra, matka czy zbieżność nazwisk więc nie wiem czy te osoby się znają.
Pani niepocieszona poszła a zastępca przez jakiś czas patrzyła na mnie wzrokiem jakbym jej całą rodzinę muchozolem wytruł.

Zastępca ani razu nie skorzystała z nakładki na spis (zalaminowany karton, z okienkiem który kładzie się na spis mający chronić przed odczytaniem przez wyborców czy ktoś głosował czy nie). Może błahostka, ale o paru przypadkach skargi na komisję za jej nieużywanie słyszałem.
W pewnym momencie przyszedł koniec mojej zmiany więc poszedłem do domu by wrócić do komisji wieczorem na liczenie głosów. Gdy wróciłem przed lokalem spotkałem jedną z członkiń która powiedziała, że mamy gości „chyba obserwatorzy międzynarodowi, bo tylko jeden po polsku mówi”.

Wchodzę do szkoły, mówię kulturalnie dobry wieczór i idę się rozebrać do pokoiku służącego nam za szatnię i kuchnię. Zanim zdjąłem kurtkę zastępca niemal wiesza się na mnie i konspiracyjnym tonem mówi:

Z: Obserwatorzy międzynarodowi.
J: Wiem, widziałem identyfikatory a Pani Ola przed szkołą mówiła, że mamy chyba obserwatorów.
Gdy przyszła przewodnicząca była niemiło zaskoczona obecnością gości a raczej tym, że zastępca choćby SMS-a Jej nie napisała o tym przez kilka godzin.

Liczymy karty które zostały, podpisy, liczbę osób uprawnionych, dopisanych… Matematyka się zgadza, zarówno na kalkulatorze, w mojej pamięci (sprawnie liczę, czasem mimowolnie zaczynam liczyć usłyszane czy zobaczone liczby) jak i na kartce pani zastępcy, otwieramy więc urnę.

Po podliczeniu głosów wychodzi Nam, że liczba głosów do Sejmu się zgadza a do Senatu brakuje jednego głosu. Zgodnie z przepisami opisujemy to w protokole. W punkcie „prawdopodobna przyczyna różnicy między sumą z punktów Xa do Xe a liczbą wyjętych kart z urny” wpisujemy zgodnie z instrukcją i szkoleniem „wyborca wyniósł kartę do głosowania czego komisja nie zauważyła”. Pani zastępca podnosi raban, że trzeba wzywać Policję, bo doszło do przestępstwa wyborczego i będą kłopoty.

Mówimy jej, że tu Policja nie jest potrzebna i, że musimy tak właśnie wpisać w protokół. Ta dalej swoje, My jej dalej spokojnie, że nie ma racji. W końcu wkurzony wyciągam z torby slajdy ze szkolenia (ponoć nikt ich nie bierze a Mi się przydają zawsze :) i czytam jej już nerwowym głosem, ale nie krzykiem, bo kulturę mimo wszystko zachowuję, konkretny slajd, w którym jest napisane:

J: „…komisja opisuje taką różnicę w protokole np. ”. Dalej się chce pani wykłócać jak nie ma pani racji? Gdyby była pani na szkoleniu to by pani wiedziała, kiedy wzywamy Policję.
Zastępca ucichła i już nie optowała za wzywaniem służb, które w taki dzień i tak mają co robić. Później na boku obserwatorka międzynarodowa zapytała mnie, dlaczego się na nią wkurzyłem więc jej powiedziałem, że każdy z nas ma jej po dziurki w nosie dzisiaj, ale tylko ja nie wytrzymałem i opisałem jej pokrótce co się działo.

Swoją drogą o rozmowy z tą obserwatorką zastępca miała do mnie pretensje, ponieważ rozmawiamy w języku obcym którego nikt tu nie rozumie w dodatku o sporcie (tego dnia był mecz Polska vs ojczyzna obserwatorki). Zwróciłem jej uwagę, że przecież angielskiego też nie rozumie, więc i tak by nie rozumiała rozmów a ja korzystam bo mogę podszlifować język który studiuję a obserwatorka porozmawiać w języku zbliżonym do ojczystego i przypomnieć sobie ten język gdyż miała go w szkole jako drugi język.

Na szczęście dalsza część procedur przebiegła na spokojnie, ale do wpisywania w system i drukowania protokołu wzięliśmy przewodniczącą, bo jej nerwy były już też na granicy.
Niby drobne piekielności, ale jak się je znosi cały dzień, bo ktoś myśli, że ze względu na wiek może wszystko to zaczynają naprawdę wkurzać. Tym bardziej gdy grożą konsekwencjami prawnymi.

Na szczęście, gdy byłem w tej OKW na każdych kolejnych wyborach to ta pani nie zgłaszała się do pracy w komisji a jedynie przychodziła zagłosować i zawsze zagadała co słychać, czy spokojnie idzie. Lubię ją, ale jak kiedyś będę z nią znowu w komisji to kupię hurtowo relanium.

wybory

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 79 (101)

#87563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam do pisania historii po długiej przerwie.

Nadal pracuję przy obsługiwaniu parkingu w galerii handlowej, firma ta sama, ale już inna galeria, a w międzyczasie zdarzyło mi się przenieść się na inny obiekt, zostać zwolnionym (nie wiadomo za co), przywróconym, przeniesionym na obecny obiekt i zaliczyć kilka razy po kilka dni na innym naszym parkingu, gdy kolega był chory, a później został zwolniony.

Opiszę kilka rzeczy z parkingu, na którym pracuję obecnie.

Inna galeria handlowa niż w historiach sprzed 3 lat, parking na podobnych zasadach, ale tutaj na wjeździe kamera odczytuje numery rejestracyjne, drukuje je na bilecie i przypisuje w systemie do niego. W ten sposób, gdy zgubisz bilet to nie płacisz dodatkowej kary tylko wybierasz w kasie opcję „zgubiony bilet” i podajesz numery rejestracyjne. Płacisz tak jakbyś biletu nie zgubił, czyli za tyle ile stałeś i dostajesz kopię biletu. Wiele osób się cieszy z takiej opcji choć kilka razy w oczach widziałem myśl „kurde, myślałem, że mnie wypuści bez płacenia” (jestem ciekaw ilu takich cwaniaków zaskoczonych było).

Typowa sytuacja jak w poprzedniej galerii:
Dzwoni interkom z kasy:
Klient: Kasa nie oddała mi biletu.
Ja: Nie ma takiej fizycznej możliwości, gdyż maszyna nie może połknąć biletu. (Kasy są tak skonstruowane, że bilet wchodzi do połowy i można go od razu zabrać)
K: ALE JA TEGO BILETU NIE MAM!
J: Proszę jeszcze raz sprawdzić kieszenie i portfel, ponieważ kasa naprawdę tego biletu nie mogła wciągnąć.

Jeśli klient nadal się upiera, że biletu nie ma to mówię, że na ekranie jest opcja zgubiony bilet i klient drukuje go sobie sam. Zdarza się jednak, że klient jednak bilet znajduje, niejednokrotnie najpierw mówiąc magiczne zdanie "ale tu państwo za mną stali i widzieli, że wciągnęło", a ja słyszę potakiwania ludzi za klientem/klientką. Co ci ludzie sobie myślą, gdy bilecik się jednak znajduje, bo kasa go nie wciąga tylko jest w kieszeni, choć potwierdzali, że wciągnęło? Nie wiem.

Często też klienci przychodzą do biura i mówią, że zgubili bilet. Rozmowa jak wyżej z tym, że twarzą w twarz klienci sami się z siebie śmieją i mówią przepraszam.

Podobnie jak w poprzedniej galerii klienci mylą też wyraźnie oznaczone guziki „pobierz bilet” i „połącz z obsługą”, twierdząc, że jest tylko jeden guzik (ten prawidłowy ma niebieską diodę na środku i jest oznaczony dodatkowo jasnozieloną strzałką).

Rozpoznawanie tablic ma też swoje minusy - klienci nierzadko wyrzucają bilet „bo przecież odczytuje rejestracje”. No, czasem źle odczyta na wjeździe lub wyjeździe albo, tak jak teraz jesienno-zimową porą, tablice są brudne i system nie odczytuje nic albo tylko fragment, czasem klient podjedzie za blisko kamery i ta widzi fragment lub nic. Podobnie robią klienci abonamentowi, choć uczulamy ich przy podpisywaniu umowy, że podstawą wjazdu i wyjazdu jest karta abonamentowa, a rejestracje to usprawnienie, które zawsze może nie zadziałać.

Hitem jest klient, któremu notorycznie się to dzieje, każdy z nas go uczulał, że karta to podstawa, a i tak zawsze twierdzi, że nikt mu nic nie mówił.

parking galeria handlowa

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (145)