Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KoparkaApokalipsy

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2011 - 19:25
Ostatnio: 26 października 2022 - 14:35
  • Historii na głównej: 98 z 148
  • Punktów za historie: 55885
  • Komentarzy: 1844
  • Punktów za komentarze: 13305
 

#75761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Babeczka wrzuciła na FB zdjęcie papugi ze spalonym ogonem. Okazało się, że pióra zajęły się od świeczki.

Reakcja autorki na sugestie, by na przyszłość uważała?

"Ja jestem odpowiedzialna, zawsze uważam, do tej pory nigdy nic się nie stało, nie zarzucajcie mi braku wyobraźni, bo zostawiłam świeczkę bez nadzoru tylko na chwilę, poza tym przecież ptak przeżył".

"Nie słuchaj tych trolli, to hejterzy i sitwa!" - pocieszyła ją inna, mająca w profilu zdjęcie siebie z papugą jedzącą pizzę.

Ciekawe, co by było, gdyby kierowca się tłumaczył "no tak, rozjechałem dziecko, ale przecież zawsze uważam, tylko przez chwilę nie patrzyłem na drogę, bo pisałem SMSa".

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (344)

#75758

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się składa, że połowa obsady naszego obecnego studenckiego lokum (w tym ja) to zwierzęta zimnolubne, a połowa to zmarzluchy.

W swoim pokoju każdy sobie grzeje, jak lubi (choć to trochę słabe, że rachunki płacimy po połowie), ale jest jeszcze teren sporny.

O ile grzanie w łazience nawet mi odpowiada, to nie rozumiem grzania przy obecnej aurze na maksa w malutkim pomieszczonku, jakim jest kuchnia, na dodatek dogrzewana często przez piekarnik i kuchenkę. Dodam, że blok jest nowy, świetnie ocieplony. Dodam też, że kuchnia jest tak mała, a ogrzewanie tak sprawne, że od włączenia kaloryfera do osiągnięcia tropikalnych temperatur mija może 10 minut.

Ustaliłyśmy zatem krakowskim targiem, że kaloryfer w kuchni ustawiamy na połowę mocy. Teoretycznie wszyscy się zgodzili.

Otóż nie. Prawie codziennie przyłażę do kuchni i zastaję grzanie na maksa. Nawet w nocy. Nawet, gdy nikogo poza mną nie ma w domu. Nawet, gdy na zewnątrz jest 15 stopni.

Do tej pory grzecznie przywracałam kaloryfer do ustalonej połówki mocy. Nie pomagało. Nie pomagało też przypominanie o umowie, na którą przecież zmarzluchy się zgodziły. Wystarczyło na moment spuścić kaloryfer z oka i para buch, grzanie w ruch... uch, jak gorąco!

Coś we mnie pękło przed chwilą. Pogoda jest jaką jest, jak na jesień jest dość słonecznie i ciepło. Zmarzluchy prawie cały dzień poza domem. Wchodzę do kuchni, zaczynam zmywać i po chwili zaczyna mi się robić słabo z gorącą. Pod ścianą rozgrzany do białości kaloryfer wydziela zabójcze promieniowanie.

Zakręciłam do zera. Otwarłam okno. Piszę to, czekając, aż kuchnia się schłodzi do akceptowalnego poziomu, a zmarzluchy jak wrócą, będą biegać w swetrach po domu. Guzik mnie to obchodzi. Z zimna się nie mdleje.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (344)

#75300

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaspamowali mnie znajomi z fejsbuka stronką jakiejś akcji dobroczynnej. Stronka proponuje bardzo proste działanie: Nie chcesz, by ludzie porzucali zwierzątka jak śmieci? Wpłać piniondz.

Zaczęłam się zastanawiać, jak mój piniondz mógłby się przełożyć na zmniejszenie ilości zwierzątek porzuconych jak śmieci oraz wywołać uśmiech na twarzy firmujacego akcję biednego szczeniaczka. Może to na billboardy, akcje uświadamiania, może na łapówkę dla posłów mogących przegłosować ustawę zaostrzającą kary dla porzucających zwierzęta właścicieli? Może na jakieś schronisko?

Okazało się, że organizacja za otrzymane bakszysze chce zabawić się w kopiuj-wklej i zebrać adresy istniejących hoteli dla zwierząt na jednej stronce. Po to, żeby osoba i tak planująca oddać zwierzaka do hotelu, nie musiała adresu tegoż hotelu szukać przez 90 sekund, a znalazła go dajmy na to w minutę.

Osobiście nie jestem sobie w stanie wyobrazić sytuacji, w której ktoś planuje hotelowanie zwierzaka, ale nie znalazłszy hotelu w pierwszych dwóch trafieniach z Google, postanawia pupila zamiast tego spuścić w toalecie albo przywiązać do drzewa w lesie. Nie umiem też sobie wyobrazić człowieka, który planuje przywiązać psa do drzewa w lesie, ale po drodze z nudów przegląda internet i trafiwszy przypadkiem na listę hoteli zmienia zdanie. Dla mnie zatem jest to zwykle wyłudzenie i żerowanie na emocjach (czyt. skretynieniu) fejsbuczkowych kocich i psich mam.

Parę dalekich znajomych jednak wpłaciło piniondz. Czemu? To proste. Bo nie chcą, żeby szczeniaczki cierpiały i były smutne.

Twarzoczaszka

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (274)
zarchiwizowany
Jakiś czas temu wywiązała się dyskusja o obyczajach w publicznych toaletach, a konkretnie o pukaniu oraz zamykaniu drzwi. Ku mojemu zdumieniu pojawiły się głosy, że pukanie jest bez sensu; że trzeba od razu szarpać za klamkę - jeśli ktoś się zamknął, to się zamknął, a jeśli nie, to jego strata (i szarpiącego w sumie też, ale wina na pewno tylko i wyłącznie aktualnego użytkownika przybytku).

Dzisiaj mimo złotych rad użytkowników tego portalu postanowiłam zapukać, albowiem jak to zwykle bywa w starszych tego typu przybytkach czerwone oznaczenie "zajętości" przy klamce było już wytarte i z zewnątrz nie dało się określić, czy budka jest zajęta. Usłyszałam głos pełen oburzenia:

"No już, już! Co się tak dobija?!"

Babeczka jeszcze przy wyjściu spojrzała na mnie wilkiem, jakbym co najmniej bluźniła w jej obecności przciwko Świętemu Szymonowi Słupnikowi.

Przy okazji przypomniało mi się, że często zapukawszy i nie usłyszawszy odpowiedzi zabieram się dziarsko za klamkę i zastaję drzwi zaryglowane, a po chwili z kabiny wyłazi użytkowniczka, która na moje pukanie nawet nie pisnęła, że zajęte. Zaczynam się zatem wahać... całe życie wydawało mi się, że nie ma nic sensowniejszego nad pukanie do kibelka, a tu proszę. Może faktycznie coś robię nie tak?

ludzie

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (139)

#72277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W pracy pracujemy na różnych wspólnych sprzętach (wirówki, cieplarki itp.). Na wiele z nich obowiązuje zeszycik rezerwacji bądź kalendarz on-line, a karteczka z informacją o tym, jak i gdzie można się zapisywać jest przyklejona do każdego urządzenia. Ogólnie jest też zwyczaj, by wszystko, co wkłada się do wspólnych przestrzeni/sprzętów/szafek podpisywać.

Niedawno jednak zaczęły nam się pojawiać w cieplarce tajemnicze kolby i probówki: w żaden sposób nie opisane (tzn. opisane tak, że właściciel wiedział, co w nich ma, ale nie szło dojść, kto jest właścicielem) i pozostawione przez kogoś, kto nie miał rezerwacji. Czasami hodowle w tych kolbach przerastały, zdychały, zaczynały śmierdzieć, żyć na nowo, ewoluować i przysyłać emisariuszy negocjujących warunki rozejmu.

Wywiesiliśmy na drzwiczkach cieplarki kartkę A5 z ładnie i uprzejmie sformułowaną prośbą, by tego nie robić. Nie pomogło.

Po jakimś czasie przykleiliśmy na drzwiach obok starej kartki nową, A4, z wielkimi czerwonymi wołami oraz zdecydowanie mniej uprzejmie sformułowaną prośbą. Kartka była usytuowana strategicznie, czyli tak, że otwierając drzwiczki trzeba było jej dotknąć, a ustawiając temperaturę trzeba było na nią zerknąć.

Kilka dni temu, gdy chciałam (zgodnie z rezerwacją) zacząć korzystać z cieplarki, znów znalazłam w niej całe góry niepodpisanej w żaden sposób bujnej wegetacji. Po karczemnej awanturze właściciel się znalazł. Tłumaczył, że nie zauważył kartek.

No i teraz już sama nie wiem... Jeśli kłamał, to jest to niepojęte chamstwo. Mam jednak dziwne wrażenie, że mógł mówić prawdę, a jeśli tak, to od teraz już chyba naprawdę nic mnie nie zdziwi w kwestii ludzkiego nieogaru.

nieogar

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (275)

#71920

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do średnio zatłoczonego autobusu wchodzi stareńka babuleńka (a może nawet prababuleńka?) z wnukiem w wieku późnopodstawówkowo-gimnazjalnym. Oczywiście na ten widok zrywa się pierwszy z brzegu dżentelmen. Babuleńka z miłym uśmiechem wskazuje zwolnione miejsce wnusiowi, żeby sobie usiadł.

Wnusio siada z bananem na twarzy.

Ja wiem - jej wybór. Sama pewnie wychowała swoje dziecko, które tak z kolei wychowało wnusia. Tylko, że jakoś tak, no, kurde no...

P.S.
Wnusio nie miał żadnych gipsów, kul ani nawet smutnej minki, która mogłaby wskazywać, że kiepsko się czuł.
Gdy otrząsnęliśmy się z szoku, miejsce dla babulinki też się znalazło.

takie będą rzeczypospolite

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (251)

#71958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co jakiś czas kolejna osoba chwali się w Internetach tym, jak to się fajnie bawi z papugą, ilustrując swoje wypowiedzi zdjęciami, od których włos się jeży na głowie. Nie będę już pisać dokładnie, co to za przypadki. Dość, że mniej więcej raz na kilka dni jakiś pacan wrzuca zdjęcie ptaka jedzącego trującą roślinkę lub fast food, względnie bawiącego się czymś, czym łatwo może się skaleczyć/zadławić (skaleczenie języka oznacza dla większości ptaków śmierć głodową, a że dzioba używają jak ręki, to o skaleczenie nietrudno).

Po zwróceniu uwagi, mniej więcej w 1/3 przypadków właściciel reflektuje się, dziękuje za radę i zmienia postępowanie. Pozostali? No cóż.

"Bo wyście wszyscy są hejterzy i trolle". No tak. Teraz każde złe słowo w internecie to hejt i trolling. Trochę taka internetowa wersja poprawności politycznej.

"Mojej papudze się jeszcze nigdy nic nie stało". To znaczy, że jeśli zagram w rosyjską ruletkę i za pierwszym razem się nie zastrzelę, rosyjska ruletka staje się dla mnie całkowicie bezpieczną zabawą?

I hit:

"Ja jestem dorosły! Dorosłej osobie nie trzeba mówić, co ma robić!"
I tu następuje zwarcie w moim mózgu. Jeśli nieletni z głupoty zabije zwierzę, to znaczy, że nieletni z głupoty zabił zwierzę. Jeśli dorosły z głupoty zabije zwierzę, to znaczy... że zrobił to nie z głupoty, tylko specjalnie?
Może Wy pomożecie zrozumieć ten argument?

właściciele zwierząt

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (305)

#71824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Grupa koleżanek ze studiów pojechała na wakacje do leśnego domku należącego do rodziców jednej z dziewczyn. W ramach opieki i nadzoru znalazł się tam też jej starszy brat.

Inna z dziewczyn była wojującą feministko-pro-wszystko. Bardzo szybko zaczęła buntować się przeciwko temu, że dziewczyny przygotowywały śniadanie, gdy "rodzynek" odpoczywał. Nie, nikt jej nie zmuszał do gotowania. Po prostu nie podobało jej się, że koleżanki z własnej woli uległy opresyjnemu patriarchatowi oraz szowinistycznej kulturze gwałtu.

Zaproponowano jej, żeby w ramach egalitarnego podziału obowiązków wzięła drugi rower, drugi plecak i następnego dnia na wzór owego chłopaka zwlekła się z łóżka o siódmej, by razem z tą opresyjną seksistowską świnią popedałować do marketu oddalonego o kilkanaście kilometrów oraz przypedałować z powrotem pod górkę z produktami, z których uciśnione kury domowe mogłyby zrobić kolejne śniadanie.

Nie skorzystała z propozycji, ale nadal wojuje.

Hipoministki

Skomentuj (89) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 372 (438)

#71429

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam kiedyś na pokazie walk bronią białą. Scena była oddzielona od widowni sznurkiem na palikach - oczywiste więc było, że granica nie stanowi żadnej fizycznej ochrony, a jedynie wyznacza linię, poza którą widzowie będą poza zasięgiem zamierzonych i niezamierzonych ciosów. Między sznurkiem a pierwszym rzędem krzeseł było jeszcze ok. 1,5 m wolnego miejsca "na wszelki wypadek".

Rola sznurków na palikach umknęła grupce kilku chłopczyków w wieku przedszkolnym, którzy - jak to dzieci - od razu zaczęli naśladować sportowców (aktorów? no, pokazywaczy) i biegać po tym nawszelkowypadkowym pasie sali, niebezpiecznie grawitować w stronę sceny, a w końcu przełazić pod sznurkiem.

Dziwne, że nic nie dotarło też do rodziców ani do organizatorów imprezy nawet w momencie, gdy dwa razy w ciągu kilku minut chłopczyk wbiegł za sznurek i prawie spotkał się z przeznaczeniem każdego śmiertelnika. Aktorzy, mimo że byli wyraźnie zażenowani, kontynuowali pokaz (była to grupa z Japonii - może liczyli na to, że organizatorzy w końcu zainterweniują, może u nich zwracanie uwagi i stawianie wymagań organizatorom nie jest przyjęte, może pomyśleli "a kij, jedno gaidzińskie dziecko w tę czy w tamtą...").

W końcu ja postanowiłam zwrócić uwagę matce jednego z chłopców (chociaż nie powiem, żeby nie pojawiły się w mojej głowie myśli o nagrodzie Darwina i o tym, że latorośl takiej kretynki pewnie sama też rozumem nie będzie grzeszyć). Nie liczyłam, że kierowca autobusu zaklaszcze. Nie liczyłam, że gromadka dzieci w strojach ludowych przyniesie mi czekoladę na aksamitnej poduszce, ale miałam nadzieję, że chociaż matka chłopczyka zrozumie zagrożenie i jakoś zapanuje nad synem.

Oburzyła się.
Oburzyła się "sąsiednia" matka.
Oburzył się cały pierwszy rząd widzów.

Może ja czegoś nie ogarnęłam? Może szatkowanie pięciolatka naginatą miało być częścią pokazu?

matka roku

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (354)

#71182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałam kiedyś z uczelni zaproszenie na dwudniowe warsztaty w ramach programu walki z seksizmem, promowania równouprawnienia i takich tam.

Sobota - temat 1. Jak bronić się przed przemocą, jak reagować na ataki na siebie.

Niedziela - temat 2. Jak ograniczyć w sobie potrzebę złego traktowania innych i stłumić instynkty wywołujące agresję.



W sobotę zajęcia przeznaczone wyłącznie dla kobiet, a w niedzielę zajęcia przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn.

Ba dum tss

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (335)