Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KurkaRurka

Zamieszcza historie od: 25 marca 2016 - 9:59
Ostatnio: 19 kwietnia 2018 - 21:57
O sobie:

Mała wredna zołza ;)

  • Historii na głównej: 7 z 9
  • Punktów za historie: 1500
  • Komentarzy: 181
  • Punktów za komentarze: 659
 
zarchiwizowany

#76800

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To i ja sobie ponarzekam, nieco zainspirowana innymi opowieściami, głównie z Oceanarium. Przedstawię kilka wniosków jakie wysnułam, na podstawie obserwacji społeczeństwa.

Słowem wstępu: mieszkam w jednym z większych miast naszego kraju, przemieszczam się w większości komunikacją miejską, lub na piechotę.

1. Ludzie lubią się przytulać do obcych.
Jeden z środków transportu miejskiego, mało jeszcze ludzi, bo to w godzinach przed-szczytowych. Stoję sobie spokojnie przy oknie, naprzeciwko drzwi, pogrążyłam się w lekturze. Na jednym z przystanków wsiadło kilka osób i trafiła się ONA. Stanęła do mnie plecami i chyba chciała sobie pomasować plecy wierzchołkiem grzbietu mojej książki. Napierała, a ja twardo książkę trzymałam. Krząkanie nie pomogło, więc odpuściłam i się przesunęłam, żeby mnie kapturem nie udusiła.
Miejsca było co najmniej ze dwa metry kwadratowe wokoło, wystarczyło zrobić krok do przodu.
Wywnioskowałam, że to chyba przyzwyczajenie do tłumu, trzeba się zbić w zwartą grypkę, najlepiej przy drzwiach.

2. Wsiadanie i wysiadanie z komunikacji jest horrorem. Gdy podjeżdża mój dyliżans, staje przy drzwiach, nie zastawiając przejścia wychodzącym. Za to, za każdym razem, wokoło drzwi skupia się grupka ludzi, którzy najchętniej wsiedli by od razu po otworzeniu. Niekiedy zostawia się wysiadającym tyle miejsca, że wychodzą gęsiego bokiem. Każdy zdąży wsiąść, bo kierowcy, motorniczy mają lusterka i widzą, że ktoś chce wejść, a kierownik pociągu wsiada ostatni, także nie grozi Wam zamkniecie drzwi przed nosem.

3. Chodzenie „pod prąd”. Duże miasto to nie pole, i chodzenie wszędzie jak nam się podoba, stwarza sytuacje, że obijamy się o siebie, potrącamy, szturchamy. Starajcie się chodzić prawą stroną.
Przejście podziemne, pośrodku barierka. Normalnie rozumujący człowiek idzie, mając barierkę po swojej lewej, ale pełno spragnionych kontaktu fizycznego, gna „pod prąd”, bo to takie fajne, wpadać co chwilę na innych.
Moi drodzy, nie zejdę w klomb, krzaki, kwiatki, trawę, nie wtopię się w ścianę, bo idziecie tłumnie z autobusu, całą szerokością chodnika.
Sorry kobieto, że obiłaś się o moją twardą, wypchaną torbę, ale Twoi pozostali współtowarzysze podróży, nie mieli problemu zrobić miejsce po swojej lewej stronie, bym mogła przejść.

Jestem introwertyczką, nie lubię tłumów, uwielbiam przestrzeń. Jednak, nie czuję dyskomfortu, gdy trafiam na godziny szczytu i po prostu jest tłok. Nie mogę tylko zdzierżyć, gdy ktoś stanie za blisko i się ociera, gdy wkoło jest dużo miejsca.
Inni "nie wyprzytulani", stają w drzwiach i dzielnie znoszą, walenie z bara, przy wymianie ludzi w pojeździe.

4. Łazienki publiczne (tj. toalety w centrach handlowych, prysznice basenowe i na siłowniach)
No cóż, czasem obraz i zapach jaki można uświadczyć, wywołuje natychmiastowe torsje. W toaletach mogłam podziwiać różne wydzieliny ludzkiego ciała. Standard to oczywiście mocz i tzw. „dwójka”. W z damskich toaletach, dochodzą plamy i rozmazy palcem w kolorze czerwonym. Raz nawet trafiłam na malowidła z wydzielin z nosa.
Mówię tu o miejscach gdzie panie sprzątające, są i wykonują swoje obowiązki. Nie oszukujmy się, bo nawet Supermen nie dał by rady wejść do każdej z 15 kabin po każdym kliencie. Serwis sprzątający ma też, inne obowiązki np. latanie z mopem w części z umywalkami, bo ręce się osusza, strzepując wodę na podłogę, ewentualnie jak wytrze się ręczniczkiem i nie trafi do kosza, to schylić się za ciężko. (Pani sprzątająca, ma lżej, bo wprawiona, robi to kilkadziesiąt razy dziennie.
W basenowych i siłownianych prysznicach, można znaleźć DODATKOWO (tak, brąz i czerwień się pojawiają, co do żółtego, to nie widać ale czuć) zwinięte kłębki włosów przyklejone do ścian i zasłon

5. „Młody jak nie będziesz się uczył, to tak wylądujesz”
Historie wszystkim znane, ale pozwolę sobie dołożyć swoją.
Obowiązkiem gospodarza budynku jest utrzymanie czystości i używalności terenu wokoło. W pewien niedzielny wieczór spadł śnieg, więc w samochód i jedziemy na akcję. Łapiemy za łopaty i latamy koło bloku. Akurat odśnieżałam przed klatką, gdy wyszedł z niej ojciec z dzieckiem. Tak… uraczył potomka tym mądrym, życiowym przesłaniem. Podchodzę do pana, zdejmuję rękawiczkę i mówię „Witam inżynier KurkRurka, specjalista do spraw takich a takich, w takiej a takiej firmie. Wie pan, siedzę za biurkiem, po te 8 godzin dziennie, więc ruch na świeżym powietrzu wskazany dla równowagi, po za tym dokarmiam swój egoizm, bo czuję się fajniejsza jak komuś pomogę.” Pan coś fuknął pod nosem, i szybko uciekł. Gospodarzem na tym budynku jest mama mojego chłopaka, pomagamy jej, w kilka osób, na ile czas pozwala, bo wystarczająco się kobiecina namacha w tygodniu. Jeśli chodzi o jej pracę, to piekielności jest wiele, opowiem jak będziecie chcieli. (Perfekcyjna Pani Domu, może się schować, z testem białej rękawiczki ;))

6. Kolejki do kas.
Tak wiem, klasyk. Do tej pory nie rozgryzłam tego zjawiska. Jedyne wytłumaczenie jakie wymyśliłam, to strefa kas, jako że naładowana elektroniką, wytwarza jakieś pole magnetyczne. Komputery, skanery, bramki antykradzieżowe itd. promieniują i widocznie wysysają pokłady cierpliwości w niektórych osobnikach.
Moja ulubiona, nieodporna bohaterka, to Pani, która chodziła po całym sklepie, z telefonem przy uchu, głośno komentując. Także wszyscy wokoło wiedzieli, że sama nie wie po co pszyszła. Coś tam jej się przypomni, to akurat jest w drugim końcu sklepu, po drodze zapomina po co szła, to znowu wraca, bo coś innego jej się przypomniało i tak czas mijał na hasaniu z jednego końca na drugi. Mijała mnie z 5 razy, nie widziałam, ale słyszałam. W końcu, dotarła do kasy, stanęła w tym samym ogonku co ja, więc się nasłuchaliśmy, o braku czasu, że się spieszy, że wolno idzie, tyle ludzi itd.

7. Temat śliski - Matki karmiące.
Dyskusje na ten temat, są bardzo burzliwe, a ja uważam, że do niektórych karmiących po prostu nie dociera, że prosi się tylko o trochę kultury, na poziomie: jak jesz to nie mlaskaj.
Można się zachowywać jak świnia, a można kulturalnie jak na cywilizowanych ludzi przystało. Także, drogie panie, nie zdziwcie się, że jak ujrzę Waszą nagą pierś, zacznę się zajadać, czymś co mam pod ręką, tak byście mogły w pełnej okazałości podziwiać, zawartość mojej buzi.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby chować się z dzieckiem po toaletach, ale czemu trzeba wywalać wszystko na widok. Gdzie szacunek, dla malucha, żeby sobie w spokoju zjadł? Czy trzeba tego niewinnego człowieczka używać, do tego by pokazać, że ma się prawo.
Tak odnośnie aury pogodowej. W lato, jest ciepło, jesteście w parku, nagle dziecko płacze, bo głodne, to siup pierś na wierzch i już mały ciumka. Zastanawia mnie jak karmicie, na mrozie, czy deszczu? Dziecko w płacz, to też, siup pierś na wierzch i karmienie, czy jednak może dziecko chwilkę poczekać, żeby znaleźć dogodne warunki?
To na tyle. Dziękuję tym, co dotrwali. Lżej mi, że mogłam to z siebie wyrzucić!

komunikacja_miejska kultura basen siłownia ulica sklep klient karmienie_piersią publiczna_toaleta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 26 (136)
zarchiwizowany

#72077

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardziej śmieszna niż piekielna.
Cukiernia.
Wchodzi duża kobieta o kuli z dwoma dorosłymi synami. Ogląda, dopytuje, wybiera. W pewnym momencie następuje taka wymiana zdań.
(E)kspedientka, (K)obieta

(E) Polecam świeżutkią struclę z jabłuszkiem
(K) Nie nie nie...dziękuję nic z jabłkiem, poproszę...szarlotkę!

We trzy byłyśmy w takim szoku, że jak wyszła to zaczęłyśmy się pytać nawzajem czy dobrze słyszałyśmy, bo żadna własnym uszom nie wierzyła

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (117)

1