Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Leme

Zamieszcza historie od: 24 kwietnia 2012 - 16:22
Ostatnio: 2 lutego 2024 - 17:35
O sobie:

Jestem uzależniona od czekolady, butów na obcasie i dobrych książek, jeśli chcesz pogadać to zapraszam :)

  • Historii na głównej: 25 z 30
  • Punktów za historie: 8946
  • Komentarzy: 445
  • Punktów za komentarze: 1534
 
zarchiwizowany

#71892

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Konto na Piekielnych zakładałam jeszcze w gimnazjum. W opisie użytkownika wpisałam "Jestem uzależniona od czekolady, butów na obcasie i dobrych książek, jeśli chcesz pogadać to zapraszam :)" – ot tak, bez podtekstów, po prostu lubię rozmawiać z ludźmi. Od tego czasu minęły lata, a ja chociaż historie czytałam regularnie, to rzadko wrzucałam coś od siebie, a wiadomości z innymi użytkownikami wymieniłam zaledwie kilka, wszystkie dotyczące jakiś szczegółów odnośnie któregoś z moich tekstów.

W marcu zeszłego roku z nudów przeglądałam własny profil. Natrafiłam na wiadomość od nieznanego użytkownika z pytaniem, czy nie miałabym może ochoty popisać. W sumie miałabym.
Odpisałam. On też. Wiecie już, gdzie to zmierza? ;)

Początkowo gadaliśmy co parę dni, z czasem zaczęliśmy pisać codziennie, dodaliśmy się do znajomych na Facebooku. Przerzucenie się na tematy poważniejsze niż ulubione zespoły czy książki trochę nam zajęło, umówienie się na pierwsze spotkanie w realu zajęło jeszcze więcej. Nie mówię, że było lekko – bo jednak trudno ot tak zaufać komuś, kogo poznało się w Internecie - ale gadało nam się niesamowicie i po paru miesiącach faktycznie się spotkaliśmy. Raz, potem drugi, trzeci i czwarty…

Dzisiaj mija rok odkąd pierwszy raz do mnie napisał, a ja wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Tak, jesteśmy parą i śmiem twierdzić, że idealną. Mieszkamy w różnych miastach i gdyby nie ta jedna wiadomość, prawdopodobnie nigdy byśmy się nie poznali. Więc dzisiaj nie będzie piekielności, przepraszam. Ale napisałam ten tekst, żeby podziękować Wam – całej społeczności Piekielnych. Gdyby nie ta strona i tworzący ją ludzie nie byłabym teraz z najcudowniejszym facetem, jaki chodzi po tym świecie.

Wiem, że to wszystko brzmi nieprawdopodobnie. Uwierzcie – dla nas też. Poznawanie ludzi w Internecie wymaga zdrowego rozsądku i ostrożności, ale możliwości są nieograniczone. Nasz przypadek jest dowodem, że jeśli skreślicie człowieka na samym początku, możecie stracić więcej niż przypuszczacie. Nie namawiam do rozmów z obcymi ani ufania ludziom, których zna się tylko z Internetu, ale mogę szczerze powiedzieć, że jeśli tylko używa się przy tym mózgu to warto próbować – nigdy nie wiecie, czy obcy człowiek nie stanie się kiedyś osobą Wam bliższą niż ktokolwiek inny.
Więc jeszcze raz: dziękuję. Za rozwijanie tej strony, za utrzymywanie jej kipiącej energią i za szansę, bez której nigdy nie poznałabym mojego prywatnego ideału.

piekielni.pl

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (60)
zarchiwizowany

#56498

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak się złożyło, że mojemu koledze zamarzył się ostatnio nowy aparat fotograficzny - chłopak interesuje się tematem od dawna, zna się na tym nieźle, sprzęt nowy się przyda. Dziadkowie zaoferowali, że z okazji zbliżających się Świąt mogą coś fajnego mu sprezentować, ale ponieważ oni nie do końca wiedzą, co mu by pasowało, poprosili o pomoc w wyborze. W efekcie wylądowaliśmy oboje w jednym z dużych sklepów z elektroniką w jednej z galerii (ja tylko jako towarzystwo, na fotografii nie znam się ani trochę). Brzmi fajnie, prawda?

Kolega miał już wybrane kilka modeli, chciał pooglądać i zdecydować. Znalazł co chciał, ale potrzebował jeszcze kilku informacji, więc z miłym uśmiechem poprosił o pomoc pana z obsługi. Pan sympatyczny, podszedł pooglądać co wybraliśmy, udzielił potrzebnych informacji. Sielanka. Zabawnie zrobiło się dopiero później.

Przed wami skrócona wersja dialogu. W rolach głównych:
- mój kolega (nazwijmy go Andrzej) - A
- sprzedawca - S

S: Tak, tak, faktycznie popularny model... Ale może mógłbym zaproponować jeszcze coś innego? Tu mamy ciekawą ofertę, może to pana zainteresuje, pan sobie obejrzy... Aparat X, bardzo chwalony, doskonale utrwala kolor, pozwala na ustawienie wysokiego czasu naświetlania... [wybaczcie brak szczegółów, ja się naprawdę nie znam]. Cena obniżona, nigdzie pan takiej nie znajdzie [może i obniżona była, ale wciąż wyższa o jakieś 200 zł od cen najdroższych aparatów oglądanych przez Andrzeja]
A: No tak, znam ten model, ale naczytałem się trochę negatywnych opinii. Wie pan, podobno traci na ostrości przy dużym naświetleniu i ma tendencje do psucia się, dużo bardziej interesują mnie aparaty A, B i C...
S: Naprawdę znalazł pan jakieś negatywne opinie? To dziwne, klienci bardzo sobie chwalą...
A: Rozumiem, ale jednak dziękuję. Poza tym cena trochę przerasta jego wartość.
S: Ale wiem pan, ja sam mam taki aparat. Używam go od dwóch lat i nigdy żadnych problemów nie miałem, sprawuje się świetnie, a tych funkcji nie znajdzie pan nigdzie indziej, to nowy pomysł...
A: O, pan już dwa lata używa tego aparatu? Jest pan pewien, że tak długo?
S: Tak, pamiętam, kupiłem go w okolicy sylwestra, a nic się nie psuje, aparat idealny!
A: A to ciekawe... Bo wie pan, ja na ten model natknąłem się pod nagłówkiem "premiery roku 2013"...
S: ...

Kurtyna.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (333)
zarchiwizowany

#38791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed dodaniem tego tekstu wahałam się długo ze względu na to, że większość z was i tak pewnie nie uwierzy, że naprawdę spotkałam takiego człowieka. Ale znam go osobiście, chodziłam z nim do klasy przez 3 lata i gdyby nie to, też miałabym problemy z uwierzeniem w to co piszę.

Otóż mój kolega jest młodszy ode mnie o rok. Wcześniej poszedł do szkoły - nic dziwnego. Czyta w tempie ekspresowym, ale książek bestsellerowych się się nie tyka. Encyklopedie, słowniki, historia Polski itp - zna to na pamięć. Sam edytuje wikipedię. No ok, skoro lubi... Muzyka? Poważna, owszem. Żadna inna nie. Sport? A skąd, on jest przewlekle chory (nic dziwnego skoro ciągle siedzi w domu) - na wf nie chodzi, w piłkę nie gra, nie pływa, nie robi kompletnie nic. Byle dziecko może tknąć go palcem, on się od razu uchyla i dosłownie zaczyna jęczeć jak ktoś go mocniej klepnie po plecach. W pierwszej klasie gimnazjum na każdej przerwie dzwonił do mamy (która sama jest nauczycielką, ale w innej szkole - akurat im się przerwy pokrywały). W trzeciej trochę z tym wyhamował, ale cały czas pytał się rodziców o najprostsze rzeczy. Nie mógł chodzić na imprezy, urodziny, zajęcia dodatkowe, do domu do kolegi czy koleżanki, a osoby, z którymi mógł się zadawać, wyznaczali mu rodzice. Serio - przeglądali na facebooku zdjęcia znajomych z klasy i mówili, że te cztery dziewczynki są grzeczne, a te skończą pod latarnią, nie zadawaj się z nimi. Oczywiście wszystko to bzdury, ale ile się można dowiedzieć na podstawie profilu na fejsie? Innymi słowy: pełna kontrola. Co więc mój szanowny kolega robił w domu? Uczył się - cały dzień. Musiał mieć zawsze najlepsze oceny (i miał... z tych przedmiotów, które da się wykuć na pamięć - majca, fizyka itp sprawiały mu trudności). Nie miał żadnych obowiązków domowych, ale kompletnie żadnych, nie musiał nawet sprzątać własnego pokoju: tylko zakuwać. Ale to dopiero początek.

Otóż mój kolega twierdził, że pochodzi ze szlachty (!). Ma takie korzenie, ok - nam nic do tego. Ale on uważał się za lepszego od nas, bo miał herb szlachecki! Wśród gimnazjalistów takie poglądy nie są zbyt popularne i nikt nie traktował go na poważnie, ale na serio wkurzał się i darł na nas, że go nie szanujemy i co to z nami będzie (wszystko bez grama przekleństw).

Następna sprawa: religia. Otóż kolega czapki w kościele nie zdejmował (bo jest chory) ale Boga bronił gorliwie o każdej porze dnia i nocy. Nie ukrywajmy, większość mojej klasy wyznawała ateizm albo agnostycyzm, ale nikogo nie tępiliśmy ze względu na to, że wierzy, bo to nie nasza sprawa. Problem w tym, że on tępił nas. Wyzywał od heretyków, wysyłał na stos, wyrzekał się kontaktów, groził wyrzuceniem ze znajomych na facebooku (!). To była wojna w czystej postaci.

Next: polityka. Monarchia, Korwin Mikke i PiS. No oczywiście. Kaczyński był świętym męczennikiem, który zginął w zamachu zorganizowanym przez Tuska i Putina. Byli świadkowie, ale zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Sztuczna mgła. Zdalnie sterowane brzozy. Itp. Ktoś się nie zgadza? Podważa wiarygodność Prezesa Jarosława? Na stos z nim! (przypominam, że to poglądy 12 - latka)

No i ostatni temat, czyli stosunek do świata. Otóż to, że kolega nigdy nie przepuszczał dziewczyn w drzwiach, zawsze musiał być pierwszy, najlepszy itd - ok. Poglądy miał trudne do zaakceptowania, bo uważał m.in, że:
- Polska powinna zaatakować państwa sąsiednie (np. Litwę), żeby odzyskać terytoria, które kiedyś posiadała - a skoro Śląsk nie był kiedyś polski, to Niemcy go sobie mogą wziąć, to i tak oni tam rządzą
- Kobiety są od prania, gotowania, sprzątania, rodzenia dzieci i opiekowania się nimi: nic poza tym
- Kościół zawsze ma pierwsze miejsce, bo przecież wszyscy powinni wierzyć w Boga Jedynego, a jak ktoś nie wierzy, to nie powinien żyć
- Homoseksualizm jest nieuleczalną chorobą psychiczną i powinien być karany śmiercią
- Do szkoły obowiązuje stonowany strój. Jeżeli któraś dziewczyna ośmieliła się założyć krótką spódniczkę (np. kawałek za kolano), było to niestosowne, a wszelkie inne 'przejawy bycia prostytutką' powinno się tępić - to nic, że nauczyciele tolerują kolorowe ciuchy i lekki makijaż, on zabrania
- Spodobała mu się koleżanka z klasy niżej, ale nasłuchała się trochę o nim i odmówiła spotkania - w związku z tym nałożył na nią KLĄTWĘ i pisał że jej nienawidzi i żeby zdechła
- Tak się składa, że wybieram się do liceum stojącego najwyżej w rankingach mojego miasta. On trafił do szkoły też górnej półki (do mojej nie chciał iść), do której miałam iść także ja, ale zmieniłam wybór i się przeniosłam - wobec tego moje przyszłe i wymarzone liceum nazwał "socjalistycznym, zaplutym karłem rekacji", a mnie " zwykłą bezmózgownicą, zapatrzoną w swoją młodą rodzinę bez historycznych, patriotyczno-narodowych tradycji": twierdzi, że jeszcze pożałuję
- Ponieważ on co roku spędza 3 tygodnie wakacji w miejscowości nad Bałtykiem, gdzie się nudzi, a ja miałam w planach Bałtyk, obóz i zagraniczne wyjazd, ja powinnam odwołać swoje wakacje (stracić zaliczkę za obóz i przekonać rodziców, żeby mnie zostawili samą w domu na dwa tygodnie, co jest nierealne). Bo tak.
Ale najgorsze było to, że do swoich poglądów starał się przekonać wszystkich dookoła i nie słuchał żadnych argumentów ani chociażby próśb o zostawienie nas w spokoju. Wiadomo, ze afery były, sprawa lądowała niejednokrotnie u wychowawczyni, ale co ona mogła zrobić poza poradzeniem nam, żebyśmy z nim nie gadali o polityce skoro się nie da?

I jestem doskonale świadoma tego, że to nie jego wina, ale nie jestem w stanie utrzymywać z nim kontaktów. Po wyzwiskach i obrażaniu mnie, mojej szkoły, znajomych, rodziców itd (od pierwszej klasy nauczył się odrobinę przeklinać) po raz pierwszy użyłam na facebooku opcji "zablokuj tą osobę", na sms'y nie reaguję, telefonu nie odbieram. Ale straszne jest dla mnie to, że rodzina (głównie ojciec i dziadek) może zrobić dziecku takie pranie mózgu.

To jest autentyczna historia. Mój kolega idzie po wakacjach do nowej szkoły i szykuje się na nową wojnę. Ale jeżeli po tym świecie chodzi więcej osób z takim podejściem do ludzi, to moje optymistyczne wizje przyszłości już wkrótce rozbiją się w drzazgi o mur ich ograniczonego myślenia.

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (262)
zarchiwizowany

#31605

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu - przed oknami mam wiejską drogę, która służy jako dojazd do 3 domów; w tym mojego. Jest to droga prywatna, o czym informują znaki zakazu wjazdu. Można nią jednak przejechać na drugą stronę, omijając w ten sposób korek na nieco główniejszej ulicy.

Mieszkańcy, w tym moi rodzice, regularnie zastawiają drogę samochodem, żeby ludzie nie przejeżdżali i nie dziurawili nam nawierzchni. Zawsze się trafi paru takich, którzy koniecznie muszą przejechać tędy, bo tam jest korek. Zazwyczaj wystarcza parę słów wyjaśnienia - droga prywatna, brak przejazdu, do widzenia (kiedyś mój tata odprawił nawet policję, która na dobrą sprawę i tak mogła ominąć korek z kogutem). Ale dzisiaj trafili się tacy, którym to nie wystarczyło.

Pierwsza była urocza para państwa Piekielnych - młode małżeństwo, dziecko w aucie. Oboje bardzo rozmowni i znający wiele ciekawych pojęć - szkoda, że większość musiałabym ocenzurować. Rekord wciskania klaksonu - około 3 minuty. Bez przerwy. Współczuję dziecku. Mój szanowny tata w krótkich, prostych słowach wyjaśnił, że nie przestawi samochodu, mają zawrócić, bo są na terenie prywatnym. Dowiedział się (on i wszyscy sąsiedzi, którzy z zadziwiającą solidarnością próbowali mu pomóc w tłuczeniu parce do głowy, czemu nie wolno im tędy jechać) całkiem sporo o swoim zdrowiu psychicznym, przodkach i charakterze. Przy okazji usłyszał też, że Piekielni lada moment zadzwonią po policję, ale była to taka sama bzdura jak reszta ich wypowiedzi. Skończyło się na groźbach. Pojechali.

I szczerze mówiąc myślałam, że na tym akcja się zakończy - w końcu dwóch wariatów jednego dnia? Niemożliwe? A jednak.

Następni Piekielni objawili się w postaci dwóch panów z Warszawy. Co ciekawe, przyjechali oni od drugiej strony, czyli gdyby tylko zechcieli skorzystać z lepszej, wyasfaltowanej ulicy parę metrów dalej, nie natknęli by się ani na nasze auto, ani na korek (bo tworzy się on przy wyjeździe, a panowie wjeżdżali). Ale Piekielni wiedzą lepiej, a w ogóle najlepiej wie ich GPS, który ich tu doprowadził. Droga jest, można jeździć. Proste, prawda?

Z racji tego, że rodzice odmówili przestawienia samochodu, panowie zgodnie ze swoimi groźbami zadzwonili po policję. Niebiescy akurat mieli pilniejsze wezwanie, więc zjawili się po godzinie. W tym czasie mój tata też do nich zadzwonił (bo nie mieliśmy pewności, czy Piekielni nie blefują). Patrol już jedzie, świetnie.

Jak się skończyło? Panowie zyskali dwie godziny dłuższą delegację, ale wyjechać i tak musieli tyłem, bo policja przyznała rację mieszkańcom. Zrobić nic nie mogli (bo to teren prywatny), ale Piekielnym nie chciało się najwidoczniej dłużej kłócić.

Plusy? Były, jak zwykle. Przede wszystkim sąsiedzi zyskali wspólnego wroga i po spędzeniu tych kilku godzin na staniu na drodze i awanturowaniu się, wreszcie poruszony został temat zainwestowania w szlaban.
A poza tym od miłego pana policjanta mój tata dowiedział się, że od pół roku ma nieważny przegląd ;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (197)

1