Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Litterka

Zamieszcza historie od: 18 lutego 2011 - 22:44
Ostatnio: 8 marca 2023 - 16:26
O sobie:

Wiem, że nie ma Wielkiego Zła. Jest tylko to zwykłe, powszednie. No i jeszcze zwykła głupota.

  • Historii na głównej: 33 z 34
  • Punktów za historie: 8018
  • Komentarzy: 1382
  • Punktów za komentarze: 12523
 

#81300

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w obsłudze klienta pewnej anglojęzycznej firmy energetycznej. ;)

Zadzwoniła do mnie klientka. Generalnie zasada jest taka, że mamy obowiązek potwierdzenia danych kontaktowych klienta, więc zapytałam panią o adres e-mail. Pani powiedziała, że ten w systemie jest stary i już go nie używa. OK, spoko, zapytałam o nowy adres. Dowiedziałam się, że nie ma powodu, dla którego powinnam ten adres znać. No cóż, nie ma sprawy, w takim razie zmienię dostarczanie korespondencji na drogę pocztową. Nie, nie, nie, bo wtedy traci się zniżkę za e-rachunki! Eee... No okej, klient nasz pan, nie chce podać danych, to trudno...

Zapytałam panią, z jaką sprawą do nas dzwoni. Bo ona nie dostaje na e-mail rachunków! Wytłumaczyłam, że dostaje, ale na stary adres e-mail, którego nie zmieniłam... Ręce opadły mi po raz pierwszy.

Ale to nie koniec, to by było zbyt łatwe! No i co z tego, że adres niezmieniony, z krzyku klientki dowiedziałam się, że to nic, że w systemie nie mamy informacji, że korespondencja jest nieodebrana! Otóż po wysłaniu korespondencji (przypominam, że jej lwią część system generuje sam, bez udziału człowieka!), mamy obowiązek zadzwonić i upewnić się, że korespondencja dotarła!

Chciałam pani wytłumaczyć, że przy kilku tysiącach klientów trzeba by było mieć cały zespół ludzi, którzy by dzwonili do ludzi się upewniać, ale pani w swej wspaniałości zdecydowała się rzucić słuchawką.

A ja od trzech dni nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z klientką...

call_center

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (237)

#79958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiadka z historii #76159 i #78769 uderza znowu...

No i niestety się babsko nie obraziło. Wczoraj wieczorem czyściłam klatkę chomika. Jest z tym trochę roboty, bo są rurki, podesty, karmnik, poidło, wieża z trocinami i kąpiel piaskowa, a rozebranie wszystkiego, wyszorowanie, wydezynfekowanie i złożenie ponownie trochę czasu zabiera. Tak więc - Paskud na wybiegu, z którego teoretycznie nie ucieknie, a ja rozebrałam i opróżniłam klatkę. Zadzwoniła sąsiadka z zaproszeniem na wieczorne pogaduchy i piwo. Odpowiedziałam, że jeśli miałabym przyjść, to za godzinkę, bo klatka w czyszczeniu. Odpowiedź była mniej więcej taka:

[S] - A to nadal masz tą gryzącą bestię? Ja bym się już dawno pozbyła, zróbcie se dziecko, bla, bla, bla... Najwyżej zwieje, no i co z tego?
[J] - Trzeba było mu rąk do klatki nie pchać, jakby ci ktoś do domu wszedł, też byś się wkurzyła, przestraszył się to i dziabnął. Poza tym, chomika bez dozoru na wybiegu nie zostawię, a ogarnięcie klatki zajmie mi z godzinkę, połóż syna spać, to ja zrobię klatkę i może wpadnę.


Z wielkim fochem przystała na moje warunki. Czyszczenie okazało się długie i żmudne, a poza tym, nie miałam ochoty na spotkanie, więc około 22 zadzwoniłam, że przepraszam, ale jest późno, jestem zmęczona i nie przyjdę. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg:

[S] - No tak, znowu chomik ważniejszy ode mnie. A wiesz, bo ja chciałam zapytać, czy nie wpadłabyś jutro rano do nas, tak koło 8, ubierzesz i nakarmisz nam syna, to sobie z mężem pośpimy? Nie masz dziecka, to możesz se pospać później!
[J] - Nie mogę, mam inne plany, rano jestem zajęta.
[S] - Ale jak to? Ja chcę się wyspać, no weź...
[J] - Przykro mi, nie dam rady, dobranoc.

Rozłączyłam się, poszłam po chwili pod prysznic. Po wyjściu z łazienki usłyszałam pukanie do drzwi. Otwieram, bo może jakiś pożar, pomór, albo inne nieszczęście (przypominam, było ok. 22:30), a tu... No jakżeby inaczej, sąsiadka.

[S] - No to jak, jutro się widzimy, nie? Przecież muszę się wyspać!
[J] - Nie, jutro nie mogę, nie przyjdę.
[S] - Masz być!

Z gromkim śmiechem zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem, przewidująco ściszyłam telefon, założyłam zatyczki do uszu i poszłam spać. Rano spojrzałam na ekran Cegły, a tam od 8 do 8:30 - 10 nieodebranych połączeń od Sami Wiecie Kogo. Nie oddzwaniałam, mam prawo do swoich spraw i odrobiny spokoju.

Przed chwilą wracałam z zakupów. Spotkałam Sąsiadkę z mężem i dzieckiem i zebrałam od obojga solidne opr, bo nie mam dziecka, nie chcę im pomóc, jestem nieczuła, a w ogóle to oni też mi nigdy nie pomogą. Łaski bez!

sąsiedzi

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (200)

#79634

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię #79630, przypomniałam sobie wizytę na pokazie wojskowym. W sumie było to takie pomieszanie z poplątaniem, na środku placyk, gdzie prezentowano różne historyczne bronie i formacje wojskowe, a dookoła trochę stoisk z wystawami lub kramów z demobilem.

Było tam też stoisko, gdzie na kawałku ogrodzonego placu można było strzelić parę razy z łuku. Zrobiłam swoje, Chłop pstryknął parę fotek dla potomności i też poszedł postrzelać. Stoję z boku obok stojaka z łukami, poza zasięgiem strzał i pstrykam.

Nagle na chama przepchnął się obok mnie jakiś burak, porwał odłożony do stojaka łuk, przelazł mi przed aparatem, wyjął instruktorowi strzałę z kołczanu i zaczął się wydurniać. Machnął strzałą parę razy, włażąc mi w kadr i omal nie wydłubując oka, po czym próbował strzelać przed siebie. Na szczęście udało się debila powstrzymać, ale co się strachu i nerwów najadłam, to moje.

A chama widziałam potem jeszcze dwa razy - najpierw wyrzucił tackę po jedzeniu obok kosza (trafić do środka to trudne zadanie ;)), a potem oddającego mocz obok toi toi'a...

P.S. Instruktor nie był sam, inni członkowie drużyny natychmiast zerwali się, żeby chama uspokajać, ale troszkę im zeszło.

Festyny i debile

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (109)

#79578

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No i mi się zachciało frywolności...

Poczułam dziś potrzebę zakupu majtek damskich, sztuk kilka. Znalazłam je w pewnym irlandzkim supermarkecie, wzięłam pięciopak do ręki i poszłam zapłacić do kasy. Niestety, nie dane było mi dojść w spokoju. Zostałam wyzwana od ladacznic, rozpustnic i uświadomiona przez pewnego starszego Irola, że z TAKIMI rzeczami nie mam prawa chodzić publicznie. Zignorowałam, co się będę z durniem awanturować? Ale nadal nie ogarniam, co się właściwie stało.

sklepy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (139)

#78769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprzed chwili:

Posiadam chomika syryjskiego. Jak powszechnie wiadomo, zwierzęta te prowadzą nocny tryb życia, a w dzień śpią.

Gotuję w szybkowarze gulasz. Okap - szumi, szybkowar - gwiżdże, a ja jeszcze 10 minut temu odpoczywałam przed ekranem komputera. Tę sielankę przerwało walenie do drzwi. Podchodzę, otwieram, wpuszczam sąsiadkę z 1,5 rocznym synem w celu pożyczenia ode mnie cebuli. I to chyba był błąd. Weszli za mną do dużego pokoju, gdzie stoi klatka chomika.

Sąsiadka: Ooo, ale fajnie, masz chomika? Ej, otwórz, niech się synek z nim pobawi!
Ja: Nie, bo po pierwsze twój syn mógłby go niechcący uszkodzić, a po drugie, chomik teraz śpi, obudzi się pewnie wieczorem.
[S]: Ej, no, obudź, Syn chce!
[J]: To jest zwierzę nocne, nie budzę go w dzień bez ważnego powodu.
[S]: A to mój syn nie jest ważny?
[J]: Nie na tyle, by budzić chomika. Czekaj, podam ci cebulę.

Poszłam do kuchni, przez hałas okapu i szybkowaru nie usłyszałam otwierania klatki ani zdejmowania dachu domku - kryjówki chomika. Za to usłyszałam pisk sąsiadki i jej krzyk:

[S]: To bydlę mnie ugryzło! Jesteś chamska, wiesz? Udław się tą cebulą! Synu, wychodzimy!
[J]: Ok, jak chcesz, mówiłam, że chomik śpi, więc ugryzł, jak mu przeszkodziłaś.

Wyszli, a ja słyszę, jak zdenerwowany chomik biega w klatce i próbuje się uspokoić. Eh...

sąsiedzi zwierzęta dzieci

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (265)

#77979

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu którejś historii akademikowej, przypomniało mi się zdarzenie kolegi.

Przyjechał on do pracy do UK dość dla siebie nieoczekiwanie. Pilnie poszukiwał więc pokoju do wynajęcia i dość szybko się udało. Co działo się w jego domu to historia na co najmniej kilka grubych tomów. Dzisiaj tylko jedno zdarzenie.

Kolega wieczorem ugotował sobie zupę na następny dzień po pracy. Wrócił głodny z porannej zmiany, zasypał pomidorówkę makaronem, żeby się ugotował i poszedł pod prysznic. Wrócił, a tu pomidorowej brak. Za to z "salonu" zawołał go współlokator pijaczek i narkoman, ochrzanił za brak soli w potrawie i wręczył garnek do mycia. Kolega się wkurzył i wymierzył porządnego prawego sierpowego prosto w szczękę żarłoka.

Następnego dnia pijaczek już trzeźwy przyszedł przeprosić kolegę.

pokoje do wynajęcia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (211)

#77528

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdyby ktoś sądził, że piekielne sklepy to tylko w Polsce:

Mieszkam w Irlandii, w mieście Cork. Jedyna w tym kraju Ikea znajduje się w Dublinie, ok. 270 km od "nas". Ponieważ zebrało się nam zamówienie od 3 osób, uradziliśmy, że najlepiej będzie pewnej niedzieli tam pojechać. Wycieczka jak wycieczka, nic szczególnego się nie działo. Wesoło zrobiło się później.

Złożyliśmy zamówienie na sumę powyżej 1000 euro. Dostawę umówiono na czwartek. D-Day nastał, siedzimy, czekamy na telefon od dostawcy.

- wersja nr 1: będziemy o 11;
- wersja nr 2: jest 14:00, przyjechaliśmy pod blok, możemy wnosić meble;
- wersja nr 3: jest 14:02, w dostawczaku nie ma całego zamówienia...

No cóż, lekki nerw nas złapał, ale zdarza się, ktoś pewnie zgubił wydruk, po kontakcie z obsługą klienta umówiliśmy zwrot kosztów transportu i następną dostawę na niedzielę.

Niedziela, D-Day numer 2. Podobno meble mają być rano, więc zrywamy się jak na dzień wolny dość wcześnie. Rano przeciąga się do 13. Dostajemy telefon, że... (pauza budująca napięcie...) ktoś nie zapakował naszego transportu do ciężarówki! Nosz kur..., kur... i jeszcze raz kur... Tu już się jednak zdenerwowaliśmy dość mocno. Po awanturze z managerem obsługi klienta (a co pani "na słuchawce" może zrobić poza przeprosinami?), udało się uzyskać dodatkowy rabat i oczywisty zwrot kosztów transportu.

Poniedziałek: meble mają być po południu, zjawiają się ok. 19. Uszkodzone. Batalia z Ikeą trwa.

sklepy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (223)

#77194

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Złamałam rękę. Cóż, mało przyjemne, trochę problematyczne, ale niezbyt piekielne. Dlaczego więc o tym wspominam? Bo irlandzkie dzieciaki...

Z zagipsowaną ręką udałam się zgłosić wypadek do tutejszego "ZUSu". Przed wejściem do budynku stała matka - Irlandka z rozbrykanym ośmiolatkiem. Gips nie jest duży, więc częściowo ukrywam go pod płaszczem, ale dłoń w opatrunku widać. Co wiec zrobił chłopak? Z wrzaskiem podbiegł do mnie i uwiesił się mi na na ręce.

Krzyknęłam, przestraszona niespodziewanym atakiem i odepchnęłam urwisa, aż upadł na tylną część ciała. Mamuśka wrzasnęła na mnie, na co pojawił się ochroniarz i spytał, co się dzieje. Matka zaczęła lamentować, że się znęcam nad jej synem. Na szczęście ochroniarz był w porządku i zapytał mnie, o co chodzi, wiec wyjaśniłam. Okazało się, ze ten duet jest tam znany, a ochroniarz obserwował piekielną rodzinkę od dłuższej chwili. Dostali wiec uczciwy opr, zabrano nas do biura, nakazano matce podać dane i poinformowano Gardai (tutejsza policja).

Na wszelki wypadek wszyscy złożyli zeznania, więc w razie co, mamiszon będzie miał problem, jeśli coś mi bachor uszkodził. Tyle dobrego...

zagranica dzieci i mamuśki

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (252)

#76483

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota ludzka znowu mnie zaskoczyła.

Parę dni temu wybrałam się z moim Nieszczęściem na koncert tribute'owy dla Metalliki. Jak się ubierają fani tego zespołu tłumaczyć chyba nie muszę - czerń i glany obowiązkowe.

Poguję sobie radośnie, miło, fajnie i głośno. Nagle za moimi plecami wybuchł wrzask, pisk i rozpętało się Pandemonium. Ponieważ wyłowiłam głos Chłopa mego, oglądam się i oczom nie wierzę - do szaleństw fanów dołączyły trzy cizie w sandałkach letnich, oczywiście z odsłoniętymi palcami. Cóż, Chłop mój jedyny pogując jednej z nich niechcący nadepnął na stopę. Efektów chyba nie muszę opisywać. Oczywiście zjawił się ochroniarz, kobiety wyprowadził, chociaż wytłumaczenie mu sytuacji trochę nam zajęło. Na szczęście uznał, że to nie nasza wina, o koncercie było wcześniej dość głośno, więc panie same wiedziały, gdzie idą. A i same dołączyły do "tańca". Ręce opadają.

koncert

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (280)

#76159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam sąsiadkę, niech będzie M. Do dzisiaj wydawała mi się normalna.

Wychodziłam dzisiaj z domu na ważne spotkanie, więc chciałam być punktualnie. Przechodząc przez podwórko natknęłam się na M., idącą na spacer ze swoim zawózkowanym potomkiem. Po standardowej wymianie grzeczności, zapytała, czy nie postałabym chwilkę z dzieckiem, bo jej się bardzo chce do ubikacji i nie ma sensu taszczyć na 4 piętro Młodego. Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jeśli się pospieszy, to mam dosłownie 5 minut, ale się spieszę. Pobiegła na górę. Czekam 5 minut, 10... No, może dwójka się trafiła? 15 minut... Ja już mocno zdenerwowana, bo mi się zapas czasu bardzo skurczył. Po 20! minutach zadzwoniłam do M. i powiedziałam, że przykro mi, ale idę i wózek zostawiam pod klatką. Po 1 minucie była na dole, roztaczając woń świeżo pomalowanych paznokci! Zwróciłam jej szorstko uwagę, że mam swoje sprawy i mówiłam, że się spieszę. Odpowiedź:
- A kiedy mam sobie malować paznokcie? Przecież ja mam dziecko!

Właśnie dzwoniła i pytała, dlaczego jestem egoistką i nie chcę pilnować jej dziecka. Nie dała mi dojść do słowa, pokrzyczała i się rozłączyła. To chyba koniec tej dobrze zapowiadającej się znajomości.

sąsiedzi

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (345)