Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LupoMannaro

Zamieszcza historie od: 5 grudnia 2015 - 18:17
Ostatnio: 18 czerwca 2021 - 21:55
O sobie:

Zmienna, jak to się mówi o kobietach. Z pazurkami wyskakuje czasem (jak pozwoli im urosnąć). Uzależniona od czytania i grania.

  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 669
  • Komentarzy: 255
  • Punktów za komentarze: 1109
 

#16146

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w mieście uzdrowiskowym, z racji posiadania dość dużego domu moja mama postanowiła wynajmować pokoje. Chciałabym Wam opowiedzieć pewną piekielną historię, która przydarzyła się dość niedawno.

Przeważnie wynajmujemy górne, nieużywane przez nas piętro, lecz z racji tego, że dość dużo ludzi chętnych wynająć pokój dzwoniło tego lata, moja mama postanowiła wynająć jeszcze jeden pokój, który znajduje się na ′naszym′ piętrze. Dodam, że jest to sypialnia rodziców, którzy na ten okres przenieśli się do salonu. Do pokoju rodziców ′wprowadziła′ się na dwa tygodnie matka z synem (ok 7 lat). Dzieliłam razem z nimi ubikacje i łazienkę.

Przez pierwsze dni ich przyjazdu nie zdarzyło się nic ciekawego, dziwnego. Ot wstawali o 8, buszowali trochę w łazience i wychodzili. Piekielni stało się dopiero po paru dniach. Pewnego ranka obudziłam się rano i zobaczyłam chłopca siedzącego przy biurku, grającego na komputerze. Byłam w szoku. Spytałam się go co tu robi, on odpowiedział, że mama przyprowadziła go tutaj. Udałam się do owej pani w celu wyjaśnienia tego. Usłyszałam, że w ofercie na stronie napisane jest, że jest darmowy internet. Nie miała przy sobie laptopa a, że pewnego dnia zobaczyła u mnie komputer to pomyślała, że może go użyć. Odpowiedziałam, że oczywiście, mogłabym użyczyć komputera na parę chwil, lecz jak mogła wejść bez pytania do mojego pokoju, włączyć komputer sadzić dziecko i wyjść, gdy ja spałam na łóżku! Odpowiedziała mi, że miała takie prawo ponieważ jest klientem i może korzystać w tym domu z czego tylko chce. Nie powiem zamurowało mnie to kompletnie. Poszłam do mamy, która delikatnie wytłumaczyła pani jakie są zasady. Przez kolejne dni było coraz gorzej.

Już nie było cichych poranków. Synek codziennie o 7 rano wystawał przed drzwiami do mojego pokoju krzycząc, albo raczej wydając z siebie okropne odgłosy. Tupał, biegał, krzyczał. Matka, rzecz jasna na nic nie reagowała. Każde upomnienia ignorowała. Chłopiec robił dosłownie co chciał. Z racji tego, że w drzwiach nie mam zamka, wchodził do mnie bez przerwy, przeglądał moje rzeczy, zabierał je do siebie. Nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Pewnej nocy, około 3 wróciłam z imprezy. W moim pokoju zastałam panią siedzącą na fotelu! Zszokowało mnie to, spytałam co jest grane. Pani rzuciła na podłogę paczkę prezerwatyw... Zaniemówiłam. Prezerwatywy były moje, to fakt. Jestem dorosła, więc mam prawo posiadać takie rzeczy, nawet gdybym nie była, mogłabym. Paczkę schowałam głęboko za szufladą. Po chwili spytałam pani co ona sobie wyobraża, wchodzić i grzebać w moich rzeczach! Odpowiedziała, że widzi jak jest, matka sobie ze mną nie daje rady, więc ona jej pomoże! Moja mina musiała być wtedy cudowna... dowiedziałam się, że paniusia wiedziała od mojej mamy, że poszłam na imprezę, więc czekała w moim pokoju, aż wrócę, by zobaczyć w jakim stanie będę. Dowiedziałam się, że jestem kompletnie pijana (byłam kierowcą, więc nawet piwa nie powąchałam). W między czasie przeszukała mój pokój. I znalazła. Uznała, że jestem za młoda na seks. Że mam przy niej rozpakować i wyrzucić ′to coś′ jak to określiła, do kosza. I, że mam szlaban na wychodzenie z domu do końca jej pobytu. Z tą kobietą naprawdę było coś nie tak! Spytałam ją spokojnie czy w ogóle wie ile mam lat. Stwierdziła, że 14. Westchnęłam, wyciągnęłam dowód i podałam jej. Już, już myślałam, że zrozumie, że próg 18 przekroczyłam hen hen daleko, ale jednak nie! Uznała, że fałszywy, kazała mi iść spać i jutro stawić się u niej, to pogadamy o uczciwości i moich obowiązkach (?!). Wycieńczona poszłam spać, rano o wszystkim opowiedziałam mamie. Paniusia od tego momentu musiała szukać sobie nowego mieszkania.

Wiem, że historia dość nieprawdopodobna, do tej pory w nią nie mogę uwierzyć. Przepraszam za chaotyczność, ale jeszcze trzęsą mną emocje.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1230 (1306)

#16172

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy byłem bardziej piekielny czy żałosny...

Sobota wczesny ranek. Wypożyczalnia Rowerów Alfa Gdańsk Brzeźno. Godz: gdzieś koło dziewiątej. Rano.
Zostałem obudzony przez Beatę. Noc była ciężka; obok, „na budach” do wczesnych godzin rannych trwała gorąca impreza, która nie dawała szansy zasnąć - a pilnować rowerów trzeba...

Wstałem mocno zamroczony, myślami jeszcze w głębokim śnie. Zacząłem automatycznie wyprowadzać rowery oraz sprzątać nasz mały placyk rowerowy (tylko ciało pracowało, duch jeszcze łapał resztki snu). Zaczęli przychodzić pierwsi klienci, którzy zachęceni piękną pogodą postanowili wybrać się naszymi rowerami na wycieczkę do Sopotu. Beata się nimi zajęła. Ja wolałem zająć się sprzątaniem (nie musiałem przy tym myśleć). W pewnym momencie zaszedł mnie z boku dobrze zbudowany, poważny mężczyzna.
-Mamy problem, czy możemy prosić o pomoc?
Starałem się jak najszybciej obudzić, ale to nie było proste. Niemniej bez wahania zapytałem się w czym jest problem?
- Mamy problem z licznikiem – odpowiedział drugi poważny i również dobrze zbudowany mężczyzna siedzący na rowerze.
Wiecie, taki licznik, co bada ilość przejechanych kilometrów, szybkość, czas, poziom cukru, kalorie i inne różne parametry. Licznik znajdował się na rowerze trzeciego mężczyzny. Starszego Pana w białym kapeluszu. Licznik pokazywał zero zero zero.
Jeszcze jedna ważna rzecz a propos liczników, o której musicie wiedzieć; każdy jest inny. Każdego inaczej się ustawia, w każdym przyciski mają różne funkcje. Raz trzeba nacisnąć prawy, raz lewy, raz dwa jednocześnie, raz trzeba przytrzymać na dłużej, raz dwa razy krótko przycisnąć. Ten był francuski. Wprawdzie nieźle mówię w tym języku, ale niestety nie na tyle biegle, żeby zrozumieć to, co mi licznik pokazywał. Niemniej jestem osobą, która się nie poddaje i zacząłem naciskać różne przyciski. Mijały sekundy. Dwaj poważni panowie starali się mi pomagać, ale jakoś nie byliśmy w stanie sobie poradzić.
Pamiętajcie, że byłem straszliwie, potwornie niewyspany. Choć nie wiem czy mnie to tłumaczy :(

Klnąc w myślach na francuskie wynalazki, już nieco wkurzony, zapytałem się starszego Pana w kapeluszu, nie patrząc mu w oczy, czy ma instrukcje do tego licznika. Odpowiedział:
- No właśnie wyrzuciłem.
Zrobiłem charakterystyczną minę i sarkastycznie odpowiedziałem (prawdę mówiąc prawie wybuchłem):
- I co pan narobił?!? A nie trzeba było wyrzucać. I teraz mamy problem, bo każdy licznik jest inny! Jak ja to mam zrobić?
- To ja wydrukuję jak wrócę do domu. – odpowiedział spokojnie starszy Pan w kapeluszu.
Zaczynałem się poddawać nie mając pomysłu, jak sobie poradzić z tym strasznym francuskim licznikiem. Starszy Pan w kapeluszu również dawał za wygraną. Powiedział:
- Trudno, nie udało się, ale zróbmy sobie zdjęcie.
- Nie ma potrzeby. Przecież nic nie zrobiłem – odpowiedziałem z uśmiechem ale też i ze smutkiem. Niemniej starszy Pan w kapeluszu poprosił jednego z dwóch poważnych panów, żeby zrobili nam zdjęcie. W sumie chciałem protestować że nie rozdaję swoich zdjęć na prawo i lewo, ale trochę mi głupio było po tym jak go objechałem.
Trochę się też zdziwiłem, że co, że taki przystojny jestem? Czy co?
Wyciągnął taki wielki tablet, co był jednocześnie komputerem podręcznym, telefonem, aparatem i czymś tam jeszcze. Starszy Pan w kapeluszu podał mi rękę. Ja się uśmiechnąłem. Zdjęcie zostało zrobione. Dobrze zbudowany, poważny mężczyzna robiący nam zdjęcie pokazał nam zdjęcie na tablecie. No ładnie wyszło. Podaję uśmiechnięty rękę starszemu facetowi w czapce, któremu nie potrafiłem pomóc. Śmieszne. Dziwne. Smutne. I do tego dookoła kilka osób, co ze zdumieniem na nas patrzyło. W sumie nie bardzo wiedziałem o co im chodzi.
Panowie zaczęli zbierać się do dalszej jazdy. W tym momencie Starszy Pan w kapeluszu na do widzenia podał mi swoją wizytówkę. Podziękowałem. Spojrzałem na nią.
I... oniemiałem. Okazało się, że tym starszym Panem w kapeluszu był... Lech Wałęsa. Tak – ten Lech Wałęsa. Stałem przy Panu Prezydencie jakieś dobre 10min. Starałem się pomóc, opieprzyłem, że nie ma instrukcji do tego licznika, zrobiliśmy sobie zdjęcie, patrzyłem na to zdjęcie i nie rozpoznałem.
Śmieszne? Tragiczne!!!
Szanowny Panie Prezydencie, od tamtej pory umiem nastawić wszystkie liczniki. Nauczyłem się. Ze wstydu!!!!

ALFA rowery Gdańsk

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (1016)

#17658

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia bardziej zabawna niż piekielna.

Siedzę z córką w przychodni. Jest jakieś szczepienie więc przed nami około 15 dzieciaków. W pewnym momencie do poczekalni wpada facet około 40-tki, pod krawatem itp. Jego wzrok zatrzymuje się na mnie i się zaczyna.

[F]acet: O dzień dobry pani Agnieszko! Dawno pani nie widziałem.
[J]a: Ale chyba pan mnie z kimś pomylił.
[F]: Wygląda pani kwitnąco. Dalej pani pracuje w aptece XYZ?
[J]: Mówię panu, że nie jestem żadna Agnieszka i nie pracuje w żadnej aptece!
[F]: A ja myślałem, że pani to panienka, bo tak pani ze mną flirtowała, a pani taką dużą córę już ma!!

I tak przez około 15 minut. Kilka razy próbowałam wytłumaczyć, że to pomyłka. Ale do faceta mówić to jakby grochem o ścianę walić - żadnej reakcji. Dałam sobie spokój i czekałam na swoją kolej do lekarza. Facet przez cały czas nawijał, coś tam opowiadał, o coś się pytał.

Przyszła nasza kolej. Po wyjściu z gabinetu facet podszedł do mnie. Myślałam, że może w końcu załapał, że się pomylił. Ale nie!! Zaczął wyciągać ze swojego neseserka kredki, malowanki, maskotkę, jakieś lizaki, notesiki, ołówki... Wszystko z logo pewnej firmy farmaceutycznej. Podarował to córce i wchodząc do gabinetu rzucił, że zobaczymy się w poniedziałek bo zamierza znów zawitać do mojej apteki.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 603 (679)

#41307

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nekobaka przypomniała mi historie, która miała miejsce jakieś 10 lat temu.

Miasteczko takie ok 20. tys mieszkańców, większość się zna. Chodziłam do gimnazjum gdzie nienawiść jednych osób do drugich była na porządku dziennym. Miałam koleżankę, która przechodziła ciężki okres, ponieważ jej tato po długiej walce z rakiem zmarł. Dziewczyna ogólnie bardzo lubiana, ładna, powodzenie miała i właśnie te cechy sprawiły, ze przyczepiły się do niej te okropne dziewuchy.

Zaczepkom nie było końca, kiedyś nawet ja pobiły argumentując to tym, że "ukradła" prowodyrce bójki chłopaka. Któregoś dnia miarka się przebrała, a dokładnie wtedy, kiedy matka mojej koleżanki będąc na zakupach zobaczyła na słupie ogłoszeniowym... nekrolog dotyczący jej córki...

Dodam może tylko tyle, ze w czasie kiedy pojawiły się nekrologi (w całym mieście), nasza klasa była na 3 dniowej wycieczce w górach. Możecie sobie wyobrazić minę matki, która dopiero co pochowała męża, a teraz patrzy na nekrolog córki...

miasteczko

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 976 (1032)

1