Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Malina989

Zamieszcza historie od: 18 maja 2021 - 11:35
Ostatnio: 16 sierpnia 2022 - 15:21
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 100
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 3
 

#89576

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielni dziadkowie.

Z racji wyjazdu mojej matki i braku możliwości trzymania naszej schroniskowej suczki przeze mnie lub przez mojego ojca, postanowiliśmy dogadać się z babcią i dziadkiem o opiekę nad staruszką. Szczęśliwie kochają psy, chociaż bardzo się wahałam nad oddaniem jej do nich, gdyż z ich psami zawsze były problemy zdrowotne. Alergie, nagle choroby, problemy z jedzeniem. Moja babcia uwielbia chodzić do weterynarza z każdą duperelą i wydawać pieniądze na zupełnie bezsensowne rzeczy. Przykładowo co miesiąc kupuje żelki antykleszczowe dla psów za ponad 100 złotych, gdzie 50 złotych wydałaby na środek w płynie do użycia zewnętrznego na cały sezon.

Suka w chwili obecnej spokojnie ma około 13 lat. Jest dość spora i masywna, w typie owczarka belgijskiego. Pół życia niestety spędziła w schronisku. To kolejna piekielność, bo ponoć oddawano ją trzykrotnie. Pierwszy raz - pies nie jest już słodkim szczeniaczkiem. Drugi raz - pies pazurkami rozszarpuje legowiska. Trzeci raz - pies zapolował na kurę. U nas rzeczywiście legowiska były w strzępach, ale wystarczyło ulepszyć je grubym kocem i pies nic nie psuł. Kochana sunia, oddała naszej rodzinie serce, a przy tym dzielnie broniła domu.

Z racji, że dziadkowie mieszkają pół Polski dalej, przez ostatnie dwa lata byłam u psa tylko 2 razy. We wrześniu już widać było, że pies ma problemy z chodzeniem. Prosiłam, żeby zostawiali psa na parterze, bo na piętro po stromych schodach ledwo co wtaczała swoje masywne ciało. Stwierdzili że oszalałam, bo suka uwielbia przecież spędzać z nimi czas w kuchni i salonie, więc oni pomagają jej w szelkach wchodzić i schodzić. Świetny pomysł starszych ludzi, zwłaszcza dziadka po operacji przepukliny brzusznej...
Suka generalnie zaczęła być już słaba, ale dawała sobie jeszcze radę. Troszkę nawet pobiegała, chociaż spacer po parku przez pół godziny już był męczący, a po odrobinie większym wysiłku kulała. Niestety biodra zaczynały uginać się pod nią znacząco. Na dodatek Dziadkowie skarżyli się na jej częste biegunki, przez co średnio raz w miesiącu bywali u weta. Dostała od niego całą gamę leków na stawy i jelita, oraz zalecenie jedzenia jogurtów probiotycznych. Po paru miesiącach okazało się, że biegunki ma... po lekach na stawy. Ostrzegłam dziadków, że niedługo suka będzie miała takie problemy starcze, że humanitarnie będzie ją uspać. Udawali, że nic nie słyszą.

Pies zaczął mieć problemy z jedzeniem. Z jogurtem trochę jadła, obecnie jest już na takim etapie, że potrafi dwa dni niemal nic nie jeść. Dziadkowie siedzą ponoć z nią i średnio co pół godziny wciskają jedzenie. Przez ostatnie pół roku, a nawet i więcej.
W grudniu przestały trzymać zwieracze. Obecnie nie trzyma kału ani trochę. Najczęściej załatwia się kiedy śpi. W czerwcu podczas krótkiego pobytu u dziadków 3 kupy były niekontrolowane, jedna kontrolowana.

Ale to nie jest jeszcze piekielne. Na podwórku biedaczka ledwo człapała, a gdy przystawała na chwilę, tylne łapy załamywały się dosłownie pod nią. Owszem, pobiegała kawałek wzdłuż płotu za rowerzystą, ale potem musiała na długo się położyć. W domu leżała praktycznie cały czas, nawet w ten sposób, że leżąc na brzuchu obydwie tylne nogi trzymała po boku. Przez całe życie leżała z nogami po jednej stronie tułowia. Generalnie pies ledwo chodzi, ma przebłyski lepszego samopoczucia, ale widać, że cierpi i nie potrafi utrzymać się na czterech łapach, bo po kilku sekundach dupa leci bezwładnie ku ziemi.

Kolejna rozmowa z dziadkami o eutanazji nic nie przyniosła. Obrazili się, że pies ma przecież u nich dobrze. Nie dociera do nich, że się męczy, że z jakiegoś powodu nie chce jeść i że będzie cierpieć coraz gorzej. Według mnie przeżyła u nas w zdrowiu piękne chwile, dożyła długiej starości jak na ciężką rasę i powinna odejść godnie, a nie srając pod siebie i nie mogąc utrzymać się na łapach.

W lipcu babcia zafundowała psu 4 godzinny zabieg u kosmetyczki - mycie futra i suszenie. Oczywiście przedłużyło się, bo pies nie mógł ustać i trzeba było wszystko robić na leżąco.
A dwa tygodnie temu dziadkowie pojechali z psem na wakacje w Ciechocinku. Usłyszałam przez telefon, że pies już nie trzyma moczu, "chodzi" w pieluszkach i źle znosi upały. Je jeszcze mniej. Zapewne już wygląda jak kościotrup obleczony skórą z siwą sierścią.

Jakieś porady? Dziadkowie są zaślepieni miłością do psa, który od miesięcy się męczy. Liczę na to, że umrze spokojnie we śnie jak najszybciej i ta patologiczna sytuacja się rozwiąże. Zastanawiałam się, czy nie uda mi się zabrać po prostu psa i pojechać do weterynarza, jednak obawiam się, że może się to nie udać. Dziadkowie nie odstępują jej praktycznie na krok... Podejrzewam, że może nawet dojść do rękoczynów ze strony babci, która ma wybuchowy charakter...

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (143)
zarchiwizowany

#88071

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może śmieszne, może piekielne. Z której strony? Oceńcie sami.
Koleżanka ma konia w pensjonacie na wsi. W okolicy jest pełno łąk i niewielkie osiedle domków jednorodzinnych, do których doprowadzony jest dojazd płytami jumbo. Podczas spacerów konnych po okolicy zdarzyły się jej ostatnio dwie ciekawe sytuacje związane z odchodami konia.
Sytuacja 1.
Koń koleżanki załatwił się przy ostatnim domu. Dom niezamieszkały, ciągle w budowie, ale właściciele podobno niemal codziennie go odwiedzają z dzieckiem i sami tam dłubią. Kupa była zlokalizowana daleko od bramy wjazdowej. Pech chciał, że koleżanka po spacerze doznała urazu, w wyniku którego następnego dnia jechała do szpitala z powodu podejrzenia uszkodzenia kości. Kości miała jednak całe, dostała zalecenie chodzenia przez tydzień o kulach i oszczędzania się. Z tego powodu trzy dni nie było jej w stajni.
W tym czasie do stajni dwa razy przyjeżdżał właściciel budowanego domu, z (o dziwo uprzejmą) prośbą o uprzątnięcie odchodów konia. Koleżanka przekazała do stajni, żeby inne pensjonariuszki wyjaśniły facetowi, jaka jest sytuacja. Podobno Pan, chociaż wyprowadził się na wieś, gdzie chodzą różne zwierzęta, obawiał się, że jego kilkuletnie dziecko będzie bawiło się kupą konia :D Koleżanka więc, będąc o kulach, sprzątała już niemal nieistniejące po deszczach gówienko leżące na poboczu na końcu działki Pana.
Sytuacja 2.
Również rozchodzi się o gówno. Tym razem koń załatwił się na skraju drogi z płyt Jumbo. Koleżanka zgarnęła kupę na pobliską łąkę od razu, na płycie została tylko mokra plama. Sąsiad pracujący przy swoim domu uśmiechnął się tylko i nic nie powiedział. Koleżanka poszła z koniem dalej. Zza płotu odezwała się do niej sąsiadka (S) mieszkająca dwa domy dalej.
S: Dzień dobry!
K(ucieszona, że sąsiedzi są mili): Dzień dobry.
I tu sąsiadka zaczęła kazanie.
- Pani wie, że po koniach się sprząta?
Koleżanka mocno się zdziwiła.
- Przecież jest posprzątane.
- Nieprawda! Ja zadzwonię po straż miejską! Dostanie pani mandat 500 złotych! Za zanieczyszczenie drogi gminnej!
Koleżanka się zirytowała. Baba gadała głupoty, zwłaszcza wyleciała z tą strażą miejską na wsi, ale odpowiedzieć coś wypadało.
- Proszę sobie zobaczyć, kupę posprzątałam od razu. Lizać płyty nie będę. Niech pani sobie dzwoni gdzie chce. Do widzenia.
Baba się zapowietrzyła (może nie miała argumentów) i koleżanka poszła dalej. Po spacerze zasięgnęła języka w stajni i dowiedziała się, że baba z dużego miasta wyprowadziła się na wieś i zaczepia wszystkich, również najbliższych sąsiadów. Problemem dla niej jest między innymi to, że z pobliskich działek na jej idealny trawniczek przesiewają się niechciane roślinki. Do stajni miała pretensje, że nie może w każdej chwili wchodzić ze swoimi gośćmi do koników i ich karmić. W odwecie dzwoni w nocy do właścicieli stajni i skarży się na głośne zwierzęta i smród, chociaż wprowadziła się jak stajnia już była.
Ciekawa jestem, czy ta baba też się tak zapowietrza i ściga psiarzy, których w okolicy jest mnóstwo i też nie sprzątają kup z okolicznych dróżek. Koleżanka stwierdziła, że nie będzie więcej chodziła tam na spacery z koniem, bo nie ma ochoty na przepychanki z durnymi ludźmi.

Wieś i gówienka

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (59)

1