Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mare

Zamieszcza historie od: 11 sierpnia 2018 - 23:18
Ostatnio: 5 października 2019 - 13:13
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 121
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#82906

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o przedmiotowym traktowaniu zwierząt.

Wakacje trwają w najlepsze i jak co roku możemy usłyszeć masę historii o porzucaniu naszych puchatych pupili. To naprawdę przerażające, jak wielu ludzi uważa, że zwierzęta są głupie, nic nie czują i można je wyrzucić, gdy się znudzą, albo zaczną zawadzać.

Mieszkam na obrzeżach małego miasta. Miasta posiadającego schronisko dla zwierząt. Może nie jest ono jakieś super, ale zwierzęta mają tam zapewniony suchy kąt i coś do jedzenia. Mimo to niektórzy ludzie dalej wolą komuś podrzucić niechcianego zwierzaka. Bo przecież łatwiej wrzucić komuś za płot małego kociaka i pozbyć się problemu, niż samemu się nim zająć, prawda?

Kota znalazłam rano. Burza, pada, grzmi, a między tym da się usłyszeć rozpaczliwe miauczenie. Z małą pomocą mojej rodzicielki, futrzak został złapany, wysuszony i nakarmiony oraz umieszczony w bezpiecznym miejscu, tak, by nie miał kontaktu z pozostałymi kocimi rezydentami.

Zanim ktoś napisze, że zostawiła mi go pod drzwiami jego kocia matka. Mam w domu dwa koty, oba mają już swoje lata, ale nadal trzymają się dobrze i tworzą zgrany duet, dobrze broniący swoich włości, nie ma więc mowy, by kocia mama wybrała mój ogród na swój tymczasowy dom. Druga sprawa, kotek został umieszczony w pomieszczeniu nad miejscem, gdzie został znaleziony i przez cały dzień głośno obwieszczał swoją obecność przy otwartym na oścież oknie. Miałam kiedyś małe koty i wiem, że gdy matka zostawi gdzieś młode, niedługo potem po nie wraca, a gdy nie może ich znaleźć, miauczy równie głośno, co one. Po prostu chodzi i nawołuje do skutku.

Już na pierwszy rzut oka mogłam zauważyć, że z kotem jest coś nie tak. Zdecydowanie za chudy, miał problemy z zachowaniem równowagi, zwaliłam to jednak na to, że pewnie od jakiegoś czasu nie jadł. Mimo że jest wystarczająco duży, by przyjmować stały pokarm, nie chciał nic zjeść ani wypić. Została podjęta decyzja o podaniu mu specjalnego mleka dla małych kotów w strzykawce, oraz o zawiezieniu w poniedziałek do weta.

W międzyczasie zwierzak postanowił się załatwić i cóż, krótko mówiąc, nieźle się upaprał. No nic, kot brudny, to trzeba go umyć, dorosła jestem, zwierzaka przyniosłam, to teraz wypada się nim zająć. Kot do łazienki i zabieram się do roboty.

[Teraz uwaga bo będzie obrzydliwie, osoby o słabszych żołądkach proszę o ominięcie akapitu].

Gdy przyniosłam kota do domu, został pobieżnie obejrzany. Był w miarę czysty, nie miał pcheł czy kleszczy i poza trochę skołtunioną sierścią na brzuchu i niską wagą, wydawał się w miarę zadbany. W trakcie mycia okazało się jednak, że to tylko pozory. Pod skołtunioną sierścią kotek miał ranę oraz stadko pasących się na niej larw. Naprawdę nie mam pojęcia, kim trzeba być, by doprowadzić zwierzaka do takiego stanu, bo takie coś nie robi się z dnia na dzień.

Szybka decyzja, usuwamy to, co możemy, tak by nie zrobić mu krzywdy, suszymy, żeby się nie wyziębił i dzwonimy do weta. I tu pierwszy problem. Godzina późna, sobota, wszystko pozamykane, ale jest! Numer alarmowy, opisany jako całodobowy, więc dzwonię. Opisuję sytuację, odpowiadam na pytania. Jestem mile zaskoczona, nie zostałam po prostu zbyta.

Niestety osoba w słuchawce informuje mnie, że mimo iż z mojego opisu wynika, że to ciężki przypadek, oni obecnie nie są w stanie pomóc i żebym dzwoniła na straż miejską, bo oni mają podpisane umowy i mają obowiązek takiego podrzutka zabrać i zawieźć w odpowiednie miejsce.

No nic, podziękowałam, rozłączam się i szukam w internecie odpowiedniego numeru. W międzyczasie moja mama dzwoni do znajomego weterynarza, próbując dowiedzieć się, co jeszcze możemy zrobić. No nic nie możemy zrobić.

Dzwonimy na straż miejską, a tam dostajemy informację, że tak, oni mają obowiązek, tak oni mają podpisane umowy, ale weterynarz o tej godzinie nie odbiera telefonu. Człowiek, który ma płacone pieniądze za to, by przyjmować ciężko chore zwierzęta o każdej porze dnia czy nocy, nie odbiera, bo jest późno. I to nie tak, że to jakiś odosobniony przypadek braku komunikacji. Dyspozytor już na wstępie powiedział, że on może spróbować, ale żebyśmy się nie nastawiały, bo raczej o tej porze nikt nie odbierze.

I teraz pytam, co miałabym zrobić, gdyby ten zwierzak został na przykład potrącony, miał połamane kości czy cokolwiek innego sprawiającego okropny ból i zagrażającego jego życiu. Czy to zwierzę nie powinno mieć chociażby prawa do szybszej i bezbolesnej śmierci? Zdaję sobie sprawę, że nie każdego zwierzaka można uratować, ale czy miałabym go skazać na konanie w męczarniach przez bliżej nieokreślony czas, czy może sama powinnam mu skrócić cierpienia w mniej humanitarny sposób? I to tylko dlatego, że komuś nie chce się pracować, bo jest późno, a to tylko głupi zwierzak? Jak dla mnie tacy weterynarze powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności prawnej za niewywiązywanie się z podpisanych umów. Bo jeśli mu się nie chce pracować o tej godzinie, to proszę bardzo, nie musi, na pewno znajdzie się inny, który podejdzie do swojej pracy poważnie.

A co do tych, którzy porzucają zwierzęta, naprawdę nie wiem, co macie w głowach, ale coraz bardziej skłaniam się ku temu, by wprowadzić jakieś testy psychologiczne przed adopcją/kupnem pupila.

Co do kota, jestem pewna, że przebywał wcześniej u kogoś w domu. Jak wspomniałam, był w miarę czysty, nie miał pcheł ani kleszczy i, co najważniejsze, ktoś nauczył go korzystać z kuwety.

I na koniec mały apel do obrońców zwierząt, o których ostatnio tak głośno. Wiem, że zapewne posypią się za to minusy, ale proszę was, zamiast toczyć wielką batalię z hodowcami zwierząt futerkowych, zajmijcie się bliższymi nam problemami, jak uświadamianie ludzi o konieczności sterylizacji zwierzaków. Nie tylko samic, ale i samców. Kampaniami informacyjnymi, adopcjami i domami tymczasowymi.

ludzka_głupota zwierzaki

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (135)

1