Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MaxStone

Zamieszcza historie od: 11 lipca 2018 - 1:09
Ostatnio: 3 czerwca 2019 - 14:56
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 334
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 5
 

#84620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejne absurdy z walki o nogę. Całe szczęście z happy endem. Jak już pisałem, szpital w dużym mieście, do którego się zgłosiłem, spuścił mnie na drzewo, więc zostało mi szukanie ratunku w "szpitalu pierwotnie zaopatrującym". Ropna przetoka z miejsca wkręcenia śruby stabilizującej gwóźdź śródszpikowy.

Przyjęli, bo są od tego jak doopa od srania. Po dwóch dobach leżenia w starym, szpitalnym koju, zostałem przewieziony do sali operacyjnej (notabene przypominającej ubojnię z lat 60') i poinformowany, że wykręcą mi śrubę w znieczuleniu miejscowym.

No ok, oni się znają, niech robią co muszą. Podobno nie było wolnego anestezjologa. Wstrzyknęli mi coś w okolice miejsca zabiegu i dawaj, kręcić śrubę, nacinać itp... Teraz już wiem, że miejsca zainfekowanego ropnie nie da się znieczulić miejscowo, tak samo jak kości. Śruba się nie chce wykręcić, bo kość obgniła i kręci się w miejscu. To natnijmy jeszcze bardziej i podważmy jakimś ustrojstwem. Pacjent się wierci i syczy z bólu?

Przypomnijmy pasami i dłubmy dalej. Po około 30-40 minutach takiej rzeźni, kiedy byłem wsparty jedynie na potylicy i pięcie zdrowej nogi, bo całe ciało miałem napięte z bólu jak struna, jakaś młoda lekarka (studentka medycyny?) stwierdziła, że tak nie można, że pacjent cierpi i trzeba przerwać. Do dzisiaj jestem w niej zakochany... W międzyczasie zdążyłem zrzucić wszystkie narzędzia tortur na podłogę, kiedy podczas kolejnego nacinania skalpelem wierzgnąłem nogą.

To co usłyszałem nie nadaje się do publikacji. Nawet nie zaszywali tego, co rozgrzebali, nakleili jakiś plaster (?) o strukturze plastra miodu i zawieźli na salę. Wieczorem przeszedłem operację w znieczuleniu ogólnym, gdzie wyjęli tę cholerną śrubę i wyczyścili oraz zaszyli przetokę ropną. Super, myślałem. A taki siur jak słonia nos. Po 3 tygodniach utworzyły się dwie nowe przetoki, a po kolejnym tygodniu rozlazło się to ich szycie. Kur... mać. Trzy dziury, z których leje się ropa.

Jadę do tych pieprzonych rzeźników, coby naprawili, co spieprzyli. I tu kubeł zimnej wody na pacjenta. Oni nic nie spieprzyli, to jest ropnie zapalenie kości i szpiku na tle bakteryjnym (gronkowiec). Oni mogą "odjąć nogę". Tego, co im powiedziałem, na tyle głośno, aby pół szpitala słyszało, nie zacytuję. Ok, ale obie nogi by się przydały.

Dzięki znajomemu trafiłem do pewnego profesora, który prywatnie przyjął mnie bez zająknięcia. Wycisnął to, co leci z przetok, dał do laboratorium, gdzie stwierdzono zwykłego gronkowca i po serii "wizyt prywatnych" czyli około 1200 PLN wyznaczył termin operacji i bardzo inwazyjnego leczenia antybiotykowego.

Takim sposobem trafiłem na oddział specjalistów, którzy wprawdzie doprowadzili do rumienia wielopostaciowego z powodu antybiotyków (bardzo nieprzyjemne schorzenie autoimmunologiczne) ale uratowali mi nogę i dzisiaj chodzę nawet po schodach bez kul czy laski.

Qrwa, po dwóch latach od wypadku. Owszem, noga jest krótsza, krzywa, pełna blizn, ale jest. Czasem też boli na zmianę pogody, ale JEST! Pozdrawiam piekielnych i mam radę dla ludzi w podobnym położeniu do mojego: nigdy się nie poddawajcie. NIGDY!

Środek Polski

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (201)

#82648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie to pierwsza moja historia na tym portalu, a czytam Was od dawna. Jestem po wypadku komunikacyjnym, który opiszę kiedy indziej. Minął ponad rok, powinno być lepiej, ale... Zgłosiłem się do pogotowia (na pogotowie?) ze względu na ból i obrzęk w miejscu wkręcenia jednej ze śrub. Lekarz nie stwierdził nic złego, żadnej infekcji, stan zapalny, antybiotyk, do widzenia. Po jakimś, krótkim, czasie "stan zapalny" pękł i zaczęła lać się ropa.

Dzięki dobrym ludziom z tzw. koneksjami udało mi się szybko dostać do lekarza specjalisty. Ten stwierdził infekcje bakteryjną kości i początek procesów gnilnych wokół śruby oraz zalecił natychmiastową ekstrakcję tejże wraz z czyszczeniem miejsca przetoki ropnej. Fajnie, mam leki, skierowanie, diagnozę... Otóż nie. Z racji, że wypadek miał miejsce w dziurze pod miastem zamieszkania, to skręcał mnie do kupy rzeźnik w tejże właśnie dziurze. Nie chciałem tam wracać, więc wybrałem dobry szpital w miejscu zamieszkania. Zostałem obejrzany, prześwietlony, przepytany i... Dostałem termin zabiegu. Zostałem przyjęty. A taki wuj jak ciotki cycek... W dniu przyjęcia, po przejściu kolejki w izbie przyjęć, dostaniu opaski na rękę z numerem pacjenta, zostałem wydalony przez ordynatora oddziału do domu z powodu "możliwości wystąpienia niezgodności instrumentarium".

O co chodzi? Chyba nie mamy śrubokręta do śrubki w pańskiej kości... Kurlalala mać. Nie wiedzieli tego przez prawie trzy tygodnie? Tyle właśnie czekałem na zabieg. Mają maila, telefon. Nic. Musiałem wrócić to podmiejskiej dziury, tam gdzie mnie skręcali. Bo "każdy szpital pana wpuści, tam jest ropa w kości, nikt nie będzie się dłubał" tylko szpital pierwotnie zaopatrujący MUSI coś z tym zrobić. Wypadek, jak i szpital na peryferiach płaskiej ziemi opiszę kiedy indziej. A kto jest piekielny? Oczywiście pacjent, bo chce być wyleczony.

Środek Polski

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (211)

1