Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Michik

Zamieszcza historie od: 4 września 2011 - 20:55
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 21:11
  • Historii na głównej: 1 z 6
  • Punktów za historie: 1075
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 26
 

#6644

przez ~seba ·
| Do ulubionych
Stoję w kasie na basenie. Przede mną ojciec z dwoma synami. Jeden tak 8-9 lat, a drugi wyglądał na 13-14. Bilet ulgowy 15zł, a od 14 lat - normalny 30zł.
Ojciec: - Jeden normalny i dwa ulgowe.
Kasjerka: - A ile ten starszy ma lat?
Ojciec: - 13skończone.
Kasjerka krzywo popatrzyła, na co młodszy syn:
- Tato! Przecież Mateusz chodzi do 2 gimnazjum, nie bądź skąpy, a papierosy i tak ci mama kupuje!

na basenie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 658 (858)

#16082

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z allegro. Jestem bardzo cierpliwym, spokojnym człowiekiem, acz nie do końca miłym i zdarza mi się mieć specyficzne poczucie humoru.

Opisywałem tu kiedyś, że moja dziewczyna w pewnym czasie bardzo schudła, wtedy też uprosiła mnie żeby za duże ciuchy sprzedać na allegro. Pomyślałem: "Dlaczego nie? Dołoży sobie do nowych ciuchów". I pomysł w sumie byłby bomba, gdyby nie spotkanie z jedną z klientek. Ponieważ ani ja ani moja dziewczyna nie mamy czasu latać na pocztę to jedyny odbiór jaki proponowaliśmy to odbiór osobisty. Znalazła się pani, która się zdecydowała, a nawet była zachwycona pomysłem.

Klientka ta kupiła cały karton ciuchów, zachwalała przez maila do mojej dziewczyny, że piękne, że niezniszczone, że tanio itp. Generalnie to było kilka wiadomości dziennie. Na końcu każdego było przypomnienie: "Proszę pamiętać, ja w piątek będę w pani mieście i przyjadę po nie! Niech pani ich nie sprzedaje komu innemu!". Dzień kiedy klientka kupiła te ciuchy to była sobota, a tak się złożyło, że w czwartek moja dziewczyna musiała wracać do Wrocławia (jakieś tam sprawy z uczelnią), a wrócić miała w niedzielę. Chcąc nie chcąc zostałem z misją specjalną obsłużenia klientki, a że w czwartek miałem służbę (kończącą się w piątek ok 8) moja dziewczyna zadzwoniła do klientki żeby nie przyjeżdżała wcześniej niż o 9 bo może nikogo nie zastać. Na to pani stwierdziła, że o 9 będzie idealnie i będzie punktualnie.

Piątek.
Pomijając, że do piątku moja luba otrzymała XX wiadomości na temat tego, że się pani nie może doczekać odbioru bo ciuszki takie niezniszczone/ładne/ma nadzieje, że pachnące(!?), to leciałem z pracy szybko żeby być przed 9.
8:45 jestem w domu. W pełnym mundurze, zmęczony po nieprzespanej nocy (dużo wyjazdów), ale pomyślałem, że nie będę się kładł ani przebierał bo nie chciałbym żeby klientka zastała mnie w takim stanie, ile to w końcu mogło trwać? 30 minut? Przemęczę się.
Usiadłem na kanapie i czekam pstrykając kanały w TV. 9, 9:30, 10... W pewnym momencie mimowolnie zasnąłem. Obudził mnie dzwonek do drzwi, na który ktoś namiętnie naciskał.
Otwieram, za drzwiami klientka zamiast "dzień dobry" rzuca:

-Miał być pan kobietą!
Pierwsze co mi przyszło do głowy:
-Przepraszam, wcisnęła się pani akurat w takie dni, że w sobotę jeszcze byłem kobietą, a teraz już jestem po operacji i jak widać, jestem mężczyzną.

Myślałem, że pani zwyzywa mnie za naigrywanie się z niej, ale odpowiedziała tylko, że "nie wie jak można rezygnować z bycia kobietą!"...
Zaprowadziłem ją do ciuchów, które moja dziewczyna starannie poskładała i powkładała do kartonu. Pani otworzyła karton i zaczęła niedbale wyciągać ciuchy, każdy oglądała i... rzucała na ziemię. Po wyrzuceniu ostatniego ciucha złapała się w pasie i patrzy na mnie, więc i ja na nią spojrzałem i tak przez chwile sobie patrzymy na siebie, aż tu nagle pani wypala:

-No sprzątniesz to?
-!?
-Nie kumasz co gadam!?
-Dlaczego mam sprzątać? To pani ciuchy, kupiła je pani...
-Klient twój pan!!
-No niestety, nie w moim przypadku...
-Jak to? Jestem twoim panem!
-No przykro mi, ale naprawdę nie.

Pani zrzuciła karton ze stołu i naburmuszona rzuciła do mnie:

-Wiesz co? I tak nie chcę tych ciuchów, jak doszyłaś ku*sa to nie wiem co z tym robiłaś! Nie chcę pieniędzy, potraktuj to jako zapłatę za usługę seksualną!
-???!!!

Wyszła... Stałem jeszcze chwilę oniemiały myśląc, że to wydarzenie to tylko pod wpływem porannej drzemki, ale nie, sytuacja faktycznie miała miejsce - stwierdziłem to patrząc po pokoju usłanym ciuchami...

Ku mojemu zdziwieniu popołudniu dzwoni moja dziewczyna, że dziękuje mi bo dostała pozytywny komentarz od tej pani, choć nie rozumie pierwszej części jego treści:
"Super, pani trochę dziwna, ale trudno!! Wszystko miło i szybko, polecam!"

Allegro

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 945 (1003)

#46616

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zrazić do siebie potencjalnego ukochanego do końca życia? W wykonaniu mojej genialnej kuzynki, to naprawdę nie jest takie trudne.

Nina kochała. Na zabój. Na śmierć i życie. Tomasz był trochę starszy, bardziej rozgarnięty i odpowiedzialny. Jak się później okazało - trochę też szalony. No bo kto przy zdrowych zmysłach wytrzymałby taki dramat przez trzy lata? Tak, Nina cwana bestia swoje oblicze ujawniała stopniowo, no ale jednak...

Opisane w punktach.

1. Zainstalowała urządzenie 'śledzące' na telefonie Tomka. Nie była to jednak super dokładna rzecz, no ale czego spodziewać się po bezpłatnej aplikacji? Dlatego też, kiedy Tomasz był 'rzekomo w pracy' (w co Nina powątpiewała), dzwoniła do niego z awanturą, że jest w barze/galerii/domu kochanki, bo ona to wie i tyle.

2. Nie muszę chyba wspomnieć o stałej kontroli konta bankowego/konta FB/maila. Wszelkie próby poważnej rozmowy, a następnie, gdy te nic nie dały, krzyki, zostały zbywane histerią Niny i udawanym atakiem paniki. Karetkę wzywała kilka razy w tygodniu, co Tomasz niejednokrotnie musiał odwoływać. W końcu przestała, gdy sam Tomek zagroził, że poniesie koszty bezpodstawnego wzywania pomocy. Oburzyła się, że chce jej śmierci i że skoro tak, to ona zaraz się sama zabije. Z okna skoczy. Gaz odkręci. Żyły podetnie. Tabletki zje.

3. Tomek pracował w biurze, w którym była większa część kobiet. Wiadomo chyba, jak bardzo irytowało to Ninę. Nagłe naloty na jego miejsce pracy z 'lanczykiem', propozycją kawy, lub po prostu 'dać buziaczka' były normą, dopóki sam szef Tomka nie upomniał go przy Ninie, że jak tak dalej pójdzie, to Tomek skończy swoją karierę w tej firmie. Nina nie musiała wiedzieć, że chłopaki się zgadali, że kiedy tylko ona znowu 'przypadkiem' wpadnie, szef, dobry kumpel Tomasza, bardzo poważnie z nim porozmawia i go upomni.

4. Nina przeszła samą siebie. I to właśnie sprawiło, że Tomek pier..., to znaczy trzasnął drzwiami i się wyniósł.
Nina pewnego dnia poinformowała Tomasza, że będą rodzicami, bo oto na świat niebawem przybędzie Tomasz Junior lub mała Ninka. Szczęście nieopisane, bo Tomek od dawna chciał być ojcem, liczył także, że teraz Nina się uspokoi. Dbał więc o nią jak o księżniczkę, co Nina skrupulatnie wykorzystywała. Do momentu, gdy Tomek nie zaczął nalegać, żeby udali się do lekarza. Nina ciągle to przekładała, aż kiedyś, podczas kłótni, wykrzyczała, że żadnego dziecka nie ma.
Tomasz spanikował. Jak to, nie ma? Poroniła? Nina uśmiechnęła się głupkowato i rozłożyła ręce. Ano, nie. Nie było żadnego dzieciaczka, nigdy. Ona tylko tak sobie wymyśliła, żeby Tomek się nią bardziej zajmował, a tak w ogóle, to ona też chciała nowe łóżko, które teraz przynajmniej Tomek kupił.

Co go powstrzymało przed przywaleniem jej w ten pusty łeb, do dzisiaj nie wiem.

rodzinka

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1303 (1397)

#13895

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję na ochronie.
Dzień dzisiejszy oficjalnie chrzczę mianem "Dnia wieśniaka", tudzież innymi dożynkami. W każdym razie, dużo kapuścianych głów dziś się zjechało.

Niedługo przez zamknięciem do sklepu weszła ośmioosobowa grupa tak zwanej bananowej młodzieży. Panowie wyglądali na bardziej zadbanych od pań, które z kolei wyglądały jak ogłoszenie o korepetycjach językowych zaczynających się zazwyczaj od słów "łatwo, tanio i przyjemnie".
Grupa z miejsca rozpierzchła się po całej powierzchni obiektu i rozpoczęła zdezorganizowaną akcję znoszenia ubrań do przymierzalni. Gdy wyszli i rzucili przymierzone ciuchy na najbliższy stół, oniemiałem.

Wszystkie damskie ubrania miały dziury na szwach, a czasami nie tylko tam! Najpewniej dziewuchy usiłowały wbić się w za małe rozmiary, które nie chciały jednak ich wyszczuplić.
Zatrzymałem ich i zażądałem, by zapłacili za zniszczony towar. Wyśmiali mnie, aż wieszaki zaskrzypiały. Nie przytoczę tego, co od nich usłyszałem, ale dowiedziałem się sporo o własnej rodzinie i pochodzeniu, o tym, kim są ich ojcowie i jaką stawkę pobierają za godzinę chronienia najgroźniejszych oprychów w mieście, którzy z kolei chętnie zapoznają mnie ze składem mineralnym wałów nadodrzańskich. Tu wyśmiałem ich ja, ale niestety, sytuacja pozostawała patowa. Na domiar złego, blokowali kolejkę do kasy, przez co dookoła zebrała się spora grupa gapiów.
- Zapłaćcie i spadajcie - zarządziła nagle dziewczyna stojąca za nimi. Na oko miała 23 lata, do tego nie widać po niej było uwielbienia dla naturalnego piękna. Solarium, farbowane włosy, ubranie typowe dla dziewczyn uczęszczających na solarium i farbujących włosy na platynowy blond.
- Tyyyyyy?! - zaczęli rżeć bananowcy - Ty nam rozkazujesz? Taka głupiutka suka? - I w tym tonie przez około dwie minuty. Ani moje powarkiwania, ani wzburzone głosy innych klientów nie przerywały ich zabawy. W końcu jednak przestali, a dziewczyna skrzętnie to wykorzystała.
- Wypraszam sobie. Studiuję pedagogikę i nie życzę sobie takiego traktowania - tu trzeba przyznać, powiedziała to tak, jakby składała się wyłącznie z dumy. - Do tego ostrzegam, że mój chłopak studiuje prawo...
- HAHAHAHAHAHAhahahahahaha! - Odpowiedziało jej osiem gąb. Znów zaczął się festiwal wyśmiewania, gdzie głównym celem stał się tajemniczy student prawa. Schemat się powtórzył, grupa umilkła, wkroczyła dziewczyna.
- Czaaaarrruuuś! - zawołała w stronę przymierzalni, z której po chwili wyszła... góra. W każdym razie, tak przez chwilę myślałem.
Oto przez sklep przechodził ponad dwumetrowy facet postury kwadratu, na moje skromne oko, 200 kilo żywej wagi odzianej w ortalionowy dres.
Człowiek-szafa stanął przed oniemiałymi nagle chamami, pogrzebał w kieszeni i wydobył z niej... okulary i mały notesik. Okulary trafiły na nos, a notes został otwarty na stronie oznaczonej fiszką.
- Zgodnie z ustawą xx, paragrafem xx, z dnia xx, uszkodzenie mienia ... [ble ble ble - prawniczy język] grozi pozbawieniem wolności do lat xx. Dodatkowo, wyzywanie mojej dziewczyny grozi trwałym kalectwem do lat pięciu, bo potem komuś może znudzić się karmienie was przez słomkę. - To powiedziawszy, zdjął okulary.
W życiu nie widziałem tak szybkiej płatności kartą, tak uniżonych przeprosin i tak widowiskowego sprintu w stronę wyjścia ze sklepu.

Ochrona

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1598 (1760)

#20233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy wiedzą, że w centrum Warszawy można spotkać wielu kloszardów proszących o papierosa czy drobne. Jest to bardzo uciążliwe jak ma się "okazje" spotykać takiego osobnika prawie codziennie.
I tu piekielnym, bądź bardzo pomysłowym, można nazwać mojego tatę. Któregoś pięknego dnia wracał do domu i zwrócił uwagę na jednego menelka idącego w prost na niego. Gdy tenże osobnik podszedł do mojego ojca nawet nie zdążył nic powiedzieć, gdy tatko wypalił:
-Ma pan może 50 groszy?
Menelik wydał z siebie krótkie yyy i szybko się oddalił. Jego mina była bezcenna.

Warszawa-centrum

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 701 (793)

#5196

przez ~eelia1 ·
| Do ulubionych
Na na infolinii pewnego banku. P(racownik), K(lient)
P: W celu weryfikacji poproszę pana datę urodzenia.
K: Rocznica zrzucenia bomby na Hiroszimę.

Bank

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (640)

#13066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tę historię znam tylko z przekazu, gdyż przyszedłem godzinę po całej sytuacji...

Przyjaciel miał wypadek samochodowy. Połamana szczęka, zmiażdżone śródstopie i coś jeszcze. Cud i tak, że żyje.

Siedziało u niego dwóch znajomych ( warto zaznaczyć, że wszyscy mieliśmy kursy PP wyższe niż te, co robi PCK ). Wchodzi Piguła i stwierdza, że potrzebny jest kołnierz. Wcześniej dała mu jakieś zastrzyki tylko.
Założyła. Kumpel troszkę czerwony się zrobił.
Piguła: oj panu gorąco chyba, zdejmie pan ten koc... pierwsze chwile w kołnierzu mogą być nieprzyjemne, ale za 10 min zapomni pan o nim, poluźnić może coś ?
Kumpel: nie, nie zawodowo założony ! ( głosem takim jakby się dusił )

Piguła wyszła. Jeden z kolegów momentalnie zdjął te ustrojstwo i założył na nowo. Dlaczego ? Do tej pory zastanawiamy się jak ona to zrobiła, że udało się jej założyć to tył na przód i do góry nogami. Pani niestety wciąż pracuje na tym oddziale, bo w tym roku kolega znów tam trafił i znów z wypadku...

Szpital

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (586)

#7999

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed wielu, wielu lat opowiadana przez jedną ze znajomych. Były to czasy kiedy jeszcze nie było bankomatów, przelewów internetowych, kiedy transakcje były po prostu "gotówkowe". Znajoma chciała kupić samochód (wtedy jeszcze kupowało się nowe samochody) potrzebne były więc pieniądze. Udała się w tym celu do banku. Zamiar kupna samochodu ujawniła znajomym, i niestety doszło to do niepowołanych uszu. Była śledzona. Wypłaconą gotówkę włożyła do koperty, a tą do torebki. Po wyjściu z banku została zaatakowana przez dwóch mężczyzn, którzy zmusili ją do oddania koperty. Rzecz działa się na ulicy sprawdzili tylko, czy grubość koperty odpowiada na oko spodziewanemu łupowi i uciekli.
W stanie dość kiepskim wróciła do domu, ze łzami w oczach opowiada zdarzenie mężowi i zagląda do torebki. Okazało się, że ma kopertę z pieniędzmi, zniknęła natomiast ta, w której miała... podpaskę.

bank adult

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1214 (1358)

#16113

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem fanem Piekielnych od dawna, ale dopiero dzisiaj postanowiłem założyć tutaj konto i podzielić się moimi historyjkami związanymi z moją pracą.
Jestem pracownikiem cywilnym Policji - informatykiem. Docierają do mnie (jedynego takiego pracownika w powiecie) różne usterki, awarie, drobne wymiany, prośby itd, itp. W sumie wszystko co można "podpiąć" do działu "łączność i informatyka". Bywa, że jest awaria w nocy, telefon z "firmy" i się biegnie. Na szczęście nie mam daleko. Poniżej na początek jedna z takich historii...

Wczesna noc, dla mnie około 1:00, 1:30. Ja już w łóżku ale spoglądam sobie na telewizor, jesień, deszczowo i mokro na dworze... nagle telefon. Odbieram.
ja - Tak?
XY - Cześć, musisz przyjechać mi pomóc...
ja - A co się stało?
XY - Komputer mi się nagle wyłączył i nie chce się włączyć...
Z racji powagi sytuacji (komputer dyżurnego jednostki) zrywam się z łózka ubieram i wychodzę, na dworze pada, mokro no ale cóż.. Po drodze myślę, żeby tylko nie zasilacz bo teraz w nocy nigdzie nie dostanę, by podmienić, tym bardziej, że w zapasie nic nie mam... No nic docieram do jednostki. Podchodzę do biurka, pstrykam przycisk zasilania - nic, echo... Spoglądam na monitor - dioda czuwania nie mruga... (brak zasilania?) No nic zerkam dalej trochę w głąb biurka tam gdzie dyżurny trzyma nogi. I co widzę? Listwa zasilająca a na niej magiczny pstryczek-elektryczek w pozycji OFF... Pstryknąłem na ON i oczywiście włączyłem komputer.
O wyrwanych 40 minutach z nocy i strachu po drodze nie wspomnę...

"Trzynasty Posterunek"

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 592 (676)

#18761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W maju brałam ślub.
Wiadomo poszukiwania knajpy, itp.
Znaleźliśmy dość fajną i tanią knajpę, która miała mieć zamkniętą dla nas salę "Camelot" w Knurowie. Przyjęcie miało być na 12 osób. Wszystko już umówione, zaliczka wpłacona.
W środę pojechałam z siostrą domówić jeszcze jedno nakrycie.
Kelnerka się wygadała, że w czasie naszego wesela mają być jeszcze dwie kominie i że będziemy wszyscy na JEDNEJ sali!
Telefon do właścicielki, która nam obiecywała zamkniętą salę, tylko dla nas, awantura i decyzja, że zabieramy zaliczkę.
Rozpłakałam się, bo zostały 2 dni do ślubu, a zostaliśmy bez restauracji. A miało być tak pięknie.
Szybki bieg po kilku restauracjach. Trafiłyśmy do innej restauracji w Knurowie, właścicielka mnie uspokoiła, pokazała salę, i powiedziała że dwa dni to masa czasu i zorganizuje nam wesele.
W dniu ślubu z duszą na ramieniu przekraczaliśmy progi restauracji.
Przywitano nas chlebem i solą, mogliśmy stłuc kieliszki, sala była pięknie przystrojona, obsługa była miła i sprawdzano co jakiś czas, czy coś potrzebujemy.

Wracając do domu przejechaliśmy koło "Camelotu". Stały tam dwa radiowozy i karetka.
Podobno goście z dwóch komunii nie przypadli sobie do gustu.

gastronomia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 757 (811)