Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Miniaturowa

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 8:57
Ostatnio: 10 lutego 2013 - 21:20
  • Historii na głównej: 26 z 43
  • Punktów za historie: 18681
  • Komentarzy: 412
  • Punktów za komentarze: 2639
 

#44645

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był rok mniej więcej dwutysięczny, internet dopiero zaczynał trafiać pod strzechy. Wtedy pierwszy raz spotkałam się z instytucją łańcuszka. Nie, nie takiego internetowego. Łańcuszek przepisywało się chyba 12 razy i wrzucało sąsiadom do skrzynek pocztowych po prostu. Jak to w łańcuszkach bywa, za rozesłanie miała czekać nagroda, za zaniedbanie kara.

W tym samym czasie zmarł tata jednej z dziewczynek z osiedla, na którym mieszkałam. Domyślacie się już?
Tak, po osiedlu buchnęła wśród dzieciaków plotka, że to ona tatę zabiła, bo nie rozesłała łańcuszka.

Ciężko jest mi sobie wyobrazić, jak wielką krzywdę ta gadanina wyrządziła dziesięcioletniej dziewczynce, pogrążonej w żałobie.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 754 (828)

#44641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałam dzisiaj spam. Norma. Normą nie jest poziom bezczelności. Sami zobaczcie:

"Od: "Marta Kasperczak" marta@naszszymek.pl
Do:
Temat: Proszę o pomoc dla mojego synka....
Data: 16 grudnia 2012 3:01

Przepraszam, że zakłócam Państwa spokój przed nadchodzącymi Świetami. Zwracam się jednak do Państwa z prośbą o jakiekolwiek wsparcie finansowe na pokrycie kosztów leczenia i rehabilitacji mojego niepełnosprawnego synka Szymka Kasperczaka.

Szymon już od pierwszych dni po urodzeniu cierpi na Mózgowe Porażenie Dziecięce, Padaczkę i jest upośledzony umysłowo w stopniu średnim. Na dzień dzisiejszy mój Szymek ma 11 lat i mimo swojej choroby jest pełnym życia dzieckiem. Lekarze nie dawali mu szans nawet na to, że będzie potrafił sam wstawać jak i siedzieć. Mimo to od pierwszego roku po urodzeniu Szymek jest systematycznie rehabilitowany i to właśnie dzięki tak ciężkiej pracy jaką jest rehabilitacja dzieci w takim stanie - w miarę samodzielnie się porusza jak i sam siada. Również ogromne efekty w rehabilitacji osiągnęliśmy dzięki częstym wyjazdom z synkiem na specjalnie organizowane turnusy rehabilitacyjne. Niestety coraz rzadziej możemy z nich korzystać, ponieważ na chwilę obecną są one z dnia na dzień droższe (średni koszt dwutygodniowego turnusu to 4.000 złotych). Potrzebny nam jest również specjalistyczny sprzęt rehabilitacyjny do rehabilitacji w warunkach domowych, który też niestety jest bardzo drogi i jak dla nas staje się powoli nie osiągalny.

Aby Szymek mógł jednak dalej się rozwijać i robić postępy wymaga codziennej systematycznej jak i kompleksowej rehabilitacji. Koszt jednej takiej wizyty terapeutycznej to około 120 zł za jedną godzinę na co w chwili obecnej nie starcza nam już środków pieniężnych.

Dlatego bardzo Państwa proszę o choć minimalną pomoc
aby i dla naszego synka Święta były czasem wyjątkowym.
Mama - Marta Kasperczak

Marta Kasperczak
29 1910 1048 2411 4676 5309 0001

Korzystając z okazji,
Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę,
aby przy świątecznym stole nie zabrakło
światła i ciepła rodzinnej atmosfery,
A Nowy Rok niósł ze sobą szczęście i pomyślność."

Wrzuciłam w Google imię i nazwisko - nie znalazłam nic sensownego. Wrzuciłam zdjęcie, które jest umieszczone w mailu, jest ukradzione z tej strony: http://www.childrenofearth.org/en/page/belyayev-andrey-2
Pojawia się kilka pytań:
1. Skąd czerpią adresy e-mail? Ciekawa jestem, czy ktoś z Was również dostał tę wiadomość. Niestety u mnie źródło wycieku maila trudno będzie ustalić, bo jest to adres, który podaję we wszystkich śmieciowych sprawach.
2. Gdzie to zgłosić? Wiadomo, ktoś kto się nabierze na tak grubymi nićmi szyte oszustwo sam jest sobie winien, ale gnidę żerującą na ludzkim współczuciu wypadałoby tępić.
3. Na prawdziwy wygląda jedynie numer konta, umiecie wyciągnąć z niego jakieś informacje?

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (851)

#40456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w okolicy znana, ale nie widziałam żeby ktoś ją tutaj zamieszczał, więc ja się pokuszę.

Polska Wschodnia kojarzy się głównie z dużą religijnością, wyborcami prawicy oraz internetem czerpanym ze studni wiaderkiem. Słusznie, nie słusznie - nie mi, jako wychowanej tutaj, oceniać. W mieście, w którym mieszkam, jest naprawdę wiele kościołów, coraz bardziej pustych, bo i tutaj laicyzacja społeczeństwa postępuje. Z każdego punktu miasta można dojść w 10 minut do jakiegoś kościoła.

Proboszcz jednej z parafii stwierdził, że kościołów jest zdecydowanie za mało. Podczas rekolekcji urządził drogę krzyżową ulicami miasta, aż natrafił na skrawek niewykorzystanego gruntu. I postawił tam krzyż zapowiadając, że on tu kościół wybuduje. Działka należała do miasta, które nie jest skore oddać tej ziemi pod budowę kościoła. Miasto apelowało o usunięcie - ksiądz odprawiał mszę pod krzyżem. Miasto upierało się, że działki nie odda - zastęp pań broniących krzyża odprawiał nabożeństwa, by radni się nawrócili. Cyrk na kółkach.

To był jednak dopiero początek całej sytuacji.
Miasto straciło cierpliwość i skierowało sprawę do sądu. Nie wiem czy wtedy, czy wcześniej czy później zaczęły się wycieczki komitetu broniącego krzyża do rodziców prezydenta miasta. Żeby na syna wpłynęli, bo jak on tej ziemi nie odda, to będzie przecież skazany na wieczne potępienie. Rodzice, jak to osoby starsze, ewentualnym wiecznym potępieniem syna się przejęły. Ale syn pozostał niewzruszony. Sąd wyrok wydał, nie w tempie ekspresowym, trzy lata sprawa się ciągnęła: krzyż jest samowolą budowlaną, należy go usunąć. I co, myślicie, że ksiądz uznał przegraną, podwinął ogon i krzyż usunął? Nie tu, nie ten ksiądz, powiedział, że krzyż zostaje, a kuria go w decyzji poparła, tym samym sprzeciwiając się prawomocnemu wyrokowi sądu. Został ogłoszony przetarg na przeniesienie krzyża. Zgłosiło się kilka firm, jedna wygrała.

I już już, by krzyż przenieśli, ale ksiądz dostał wylewu. I krzyk się podniósł w mieście straszny, że to przez tych satanistów, co krzyż chcą usunąć i że to znak od niebios, że w tym miejscu ma stanąć krzyż. Modły pod krzyżem wzmogły się. Tutaj szczegółów nie znam, w Internecie znalazłam artykuł z gazety, w którym napisane jest, że krzyż nie był wtedy przenoszony, ponieważ część kosztów miał ponieść ksiądz, a że leżał wtedy w szpitalu, to niemożliwe było skontaktowanie się z nim. W każdym razie sprawa po raz kolejny utknęła w martwym punkcie.

Pewnego dnia krzyż zniknął, jak się szybko okazało wziął go do siebie na posesję pewien mężczyzna zmęczony miejskimi przepychankami. Tym razem podniosły się krzyki, że to on, a nie prezydent będzie smażył się w piekle. Grożono mu procesem o świętokradztwo (nie wiem, czy coś w tym kierunku zrobiono), a w niedzielę na mszach w całym mieście modlono się o jego nawrócenie i zwrócenie krzyża. Nawet biskup w sprawę się włączył i napisał list, w którym "kradzież" krzyża potępił.

Minęło kilka miesięcy. Chciałabym napisać, że zapanował spokój, ale nie do końca. Ile razy mijam dawne miejsce krzyża, tyle razy widzę armię babć pilnujących dziury po nim. Miasto chciałoby w tym miejscu wybudować bloki, obawiam się, że Kościół na to tak łatwo nie pozwoli.
Nasuwa mi się pytanie: w jakim my kraju żyjemy, że bezprawie i nieszanowanie wyroków sądu uważa się za zbawienne? Choć, nie oszukujmy się, nie o zbawienie tu chodzi, lecz o kawałek cennego gruntu.

Walka o krzyż

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 718 (812)
zarchiwizowany

#30277

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia zasłyszana, nie z pierwszej ręki, ale z wiarygodnego źródła. Rzecz miała miejsce kilka ładnych lat temu.
Była sobie dziewczyna. Bardzo zdolna, skończyła z wyróżnieniem studia na renomowanej uczelni, zrobiła doktorat i zaczęła pracę na małej, prywatnej uczelni w dużym mieście.
Pierwsi jej studenci obronili się, a że była lubianym wykładowcą poszli do niej z kwiatkami. W domu odkryła, że w bukiecie ukryta jest koperta, a w niej pieniądze. Kwota w sumie niewielka, bo jeśli dobrze pamiętam to 100zł. Kobieta postanowiła być praworządną obywatelką i zwróciła się z zapytaniem telefonicznym na policję, czy jest to łapówka i co ona ma w takim wypadku zrobić. Otrzymała odpowiedź: wydać i głowy policjantom głupotami nie zawracać. Tak też zrobiła.
A gdzie piekielność? Kilka miesięcy później została aresztowana za przyjęcie łapówki. Tak, tej, której otrzymanie próbowała zgłosić na policję. Jak się sprawa skończyła - nie wiem. Nawet jeśli uniewinnieniem, to zniszczoną reputację ciężko odzyskać.

policja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (271)

#28198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ankiety... Moja mama pracuje w szkole i została oddelegowana do decydowania o tym, kto może w szkole ankietę przeprowadzić, a kto nie. W okolicy znajduje się filia pewnej wyższej szkoły, więc chętnych do robienia badań do pracy dyplomowych jest wielu.

Pewnego dnia przyszła ONA: studentka ostatniego roku pedagogiki. Chce zrobić ankietę wśród rodziców na temat nawyków czytelniczych, no dobrze. Ankiety przy sobie nie ma, więc nie pokaże. Tutaj mama postawiła sprawę twardo: nie dopuści ankiety, której nie widziała, dziewczyna ma donieść pytania przed wywiadówką, na której ankieta miała być przeprowadzona.
Dziewczyna przyszła z ankietami kilka minut przed rozpoczęciem wywiadówki. Ankiety pełne były błędów ortograficznych, gramatycznych i choć z założenia anonimowe zawierały pytania pozwalające na identyfikację rodzica. Wszystko jednak przebiło pytanie:

"Czy czyta pani dziecku, gdy jest pani ubrana w koszulę nocną?".
Oczywiście to pytanie również było okraszone błędami.

Mama ankiety nie dopuściła i się dowiedziała, że jest bez serca, że tym samym biednej dziewczynie blokuje dostęp do zostania nauczycielem, że w ogóle jak tak można, że obiecała. Że ona musi w przyszłym tygodniu wyniki promotorowi pokazać. A te ortografy, to przecież nic takiego, mama się niepotrzebnie czepia, przecież nikt nie zauważy. A poza tym szanowna studentka ma dysortografię, więc jej wolno. I wyszła trzaskając drzwiami.

studentka

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 766 (808)

#25157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu w mojej niewielkiej miejscowości zostało dokonane morderstwo. Rzecz sama w sobie piekielna niezaprzeczalnie, lecz ja chciałam napisać o zdarzeniu towarzyszącym.
Mężczyzna zamordował żonę, ciało było podobno zmasakrowane. Nie pamiętam czy nożem, czy siekierą, nieważne. Ważne, że policja tak sprawę rozegrała, że ich dzieci zmasakrowanego ciała matki nie zobaczyły.

Jakiś czas później odbył się pogrzeb, jak to w przypadku śmierci rodzica dziecka szkolnego bywa, na pogrzeb przybyły delegacje z klas, do których przybyły dzieci. Te delegacje to grupka gimnazjalistów i grupka dzieci z klas nauczania początkowego. Na pogrzeb przybyła oczywiście również matka zamordowanej i to ona okazała się piekielna. Zażądała otwarcia trumny, bo ona chce zobaczyć jak córka wygląda. Bliska mi osoba, która na pogrzebie była opowiadała, że wyglądało to przede wszystkim na chorą ciekawość. Nie pomagały zapewnienia, że nie ma co oglądać, że widok straszny, żeby kobieta dała spokój i oszczędziła swoim wnukom takiej traumy.

Koniec końców piekielna swego dopięła, w chwili zamieszania, zanim ktokolwiek się zorientował trumna została otwarta. Zmasakrowane zwłoki kobiety zobaczyły nie tylko jej dzieci, ale również dzieci z podstawówki i wielu obecnych. Wiem, że kilka dziewczyn z gimnazjum dostało ataku histerii.

pogrzeb

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 857 (891)
zarchiwizowany

#25475

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już pisałam kilka razy: jestem w ciąży. Dopiero piąty miesiąc, ale brzuch mam taki, że z wzdęciami tego nie pomyli. Spod płaszcza, owszem, nie widać, ale żaden sweter mojego stanu nie zamaskuje.
Pewnego dnia wracałam z zajęć na uczelni, organizm pilnie domagał się jedzenia, więc wstąpiłam do najbliższego supermarketu po soczek i bułkę. Nie czułam się najlepiej, choć również nie fatalnie, więc rozpięłam płaszcz i po cichu liczyłam, że może ktoś mnie w kolejce przepuści.
Gdy szłam do kasy i byłam dosłownie dwa kroki przed końcem kolejki minęłam dziewczynę, która jeszcze coś brała z regału. Taką zwykłą, na oko ze 25 lat. Popatrzyła na mnie, popatrzyła na mój brzuch, odepchnęła mnie i wepchnęła się przede mnie w kolejkę. Z jakichś powodów nawet nie próbowałam jej pytać czy mnie przepuści. A przed nami wisiał sobie plakat akcji "Więcej życzliwości dla kobiet w ciąży".

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (182)
zarchiwizowany

#25205

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka lat temu byłam na objazdowej wycieczce po Ukrainie. Cena przystępna, plan zwiedzania bardzo obszerny, wynajęta przewodniczka genialna po prostu. Piekielny był pan kierowca autobusu. Gubił się i błądził na prostej drodze, kilka razy wywiózł nas sam nie wiedząc gdzie, wiecznie mieliśmy opóźnienie. Dwa razy przeszedł jednak samego siebie.

Sytuacja pierwsza. Po ciężkim dniu zajeżdżamy do hotelu. Wycieczka nie była droga, a hotele na Ukrainie bywają bardzo różne, więc byliśmy bardzo mile zaskoczeni gdy przywitał nas bardzo ładny zajazd. Nasza radość nie trwała długo. Pan kierowca źle wymierzył i zburzył bramę wjazdową. Jak? Trochę górą autobusu zahaczył, trochę bokiem i brama poleciała. Obsługa powiedziała, że nie wpuszczą nas do hotelu, póki nie będzie opłacona jej naprawa. Co na to pan kierowca? To nie jego wina, niech pasażerowie płacą. W końcu jednak pod naciskiem grupy załatwił to jakoś z właścicielami obciążając kosztami biuro podróży.

Sytuacja druga, Lwów. We Lwowie parkują wszyscy tak, jak chcą, przynajmniej tak wyglądało to, co widziałam. Gdzieś, właśnie w takim nietypowym miejscu stało sobie czarne BMW, z ciemnymi szybami, wyglądało na nowe i drogie. Nasz wspaniały pan kierowca jakimś cudem zahaczył o nie i zarysował cały bok. Co robi zawodowy kierowca w takiej sytuacji? Oczywiście ucieka. Właściciel BMW musiał zdarzenie widzieć, bo zaraz ruszył w pościg. Po kilku kilometrach natknęliśmy się na patrol policji, właściciel BMW zatrzymał się koło nich i chyba naświetlił sytuację, bo po chwili goniła nas policja. Tym razem wspaniały kierowca zatrzymał się. Z tego, co potem mówił, to spora łapówka załatwiła sprawę od razu.

Zastanawia mnie tylko jedno, czemu na objazdową wycieczkę skierowano kierowcę, który nie umie jeździć? Byłam na innej objazdówce, kilometrów jakieś pięć razy tyle, kierowca nie zaliczył ani jednej takiej wpadki, ba ani jednego spóźnienia, ani razu się nie zgubiliśmy, choć była to dla niego całkiem nowa trasa.

kierowca

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (215)
zarchiwizowany

#24679

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historii podobnych było tutaj multum, więc nie chodzi mi o przedstawienie tematu, lecz poszukuję pomocy.
Moi dziadkowie są osobami starszymi, mieszkającymi samotnie - idealny łup dla wszelkich naciągaczy. Pozornie, bo dziadziowie wszystkie umowy czytają i konsultują podpisanie z dziećmi. Stała się jednak ostatnio rzecz dziwna. Co ważne dla historii moi dziadkowie nazywają się prawie tak samo. Antoni i Antonina.
Najpierw standard, telefon z TP (Tele Polski) o konieczności przedłużenia umowy. Oczywiście dziadziowie mieli umowę z TP, ale z Telekomunikacją Polską. Proszą właściciela telefonu - rozmawiali z dziadziem, który stwierdził, że niech umowę przyślą, on przeczyta i podpisze.
Jakiś czas później, tak w połowie stycznia, zjawił się kurier. Nie zgodził się na to, by dać dziadziom czas na przeczytanie umowy. Albo podpisują od razu, albo on umowę zabiera i zwraca. Dziadziowie w takim wypadku umowy nie podpisali.
Kilka dni temu przychodzi umowa. Podpisana... No właśnie, przez kogo? Na jednej stronie parafka babci i pesel babci, na drugiej pismem babci imię dziadzia. Wprawdzie na sposobach manipulacji komputerowej dziadziowie się nie znają, ale od razu zadali nam pytanie czy mogą to być podpisy skopiowane z innego pisma, bo oni jakiś czas temu podpisywali jakąś listę poparcia i to są dane, które wpisywali i sposób w jaki je wpisali (babcia wypełniła rubrykę swoją i dziadzia odnośnie czytelnego podpisu i nr PESEL). Co ciekawe kurier z umową był w połowie stycznia, a na umowie widnieje data październikowa.
O ile różnych rzeczy mogę się spodziewać, to przecież nie tego, że babcia własne imię pomyliła z imieniem męża, a za dziadzia nigdy nic nie podpisuje.
Teraz moja lista próśb do Was i pytań:
- Czy umowa na której widnieją niezgodne podpisy jest ważna?
- Czy podpisy zbierane pod inicjatywami obywatelskimi są udostępniane w Internecie w formie skanów na przykład?
- Wiem, że niektórzy z Was spotkali się z tą firmą i jej przekrętami. Jak sprawy się skończyły? Co robić? Jak działać? Na razie dziadziu wysłał do nich pismo o tym, że podpisy się nie do końca zgadzają i to nie jest umowa zawarta przez nich, w najbliższych dniach wybiera się ze skargą do UOIK. Co można jeszcze zrobić?
- Jak wyśledzić "wyciek" podpisów? Najgorsze jest to, że dziadziowie podpisują dużo takich rzeczy (protesty odnośnie ustaw, poparcia kandydatów partii) i niekoniecznie będą pamiętać wszystkie. Kojarzycie jakąś taką akcję z października? Najprawdopodobniej wspieraną przez katolickie media?
Z góry dziękuję za wszystkie porady.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (228)

#23695

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam takie jakieś szczęście, że wielu ludzi mi się zwierza, w związku z tym usłyszałam już kilka "ciekawych" przyczyn zachodzenia w ciążę i w ogóle mądrości seksualnych. Dzisiaj się nimi z Wami podzielę.

1. Dawno, dawno temu byłam w sanatorium. Jedna z moich współlokatorek z pokoju, wtedy lat 14, pewnego dnia zaczęła się dziwnie zachowywać. Była taka jakaś zdenerwowana i smutna. Po długim wypytywaniu przyznała dlaczego. Ona jest w ciąży. Ze swoim bratem. Szokująca wiadomość, prawda? Pytamy więc delikatnie, ale jak to, czy ma pewność? Tak, ma pewność. Właśnie mija miesiąc, od kiedy dostała pierwszego okresu, a ona kolejnego nie dostała. Dodatkowo katechetka powiedziała kiedyś w jej klasie, że w ciążę można zajść, jak się użyje ręcznika jakiegoś mężczyzny. A ona ma brata i nie ma pewności, czy jej brat kiedyś nie użył jej ręcznika, więc na pewno użył i ona na pewno jest teraz w ciąży.

Moje tłumaczenia, że to normalne, że na początku cykl jest nieregularny zostały zakrzyczane, bo kilka innych dziewczyn również słyszało, że z ręcznikiem w ciążę się zachodzi. A poza tym przecież katechetka nie mogła się mylić, prawda?

2. Tutaj bohaterką jest osiemnastolatka, uczennica klasy biol-chem, marząca o zostaniu lekarką. Poszłyśmy kiedyś z koleżankami na piwo i w pewnym momencie jednej wzięło się na zwierzenia. Ona jest w ciąży. Ze swoim ojcem. Szok, niedowierzanie, bo pochodziła z rodziny na pozór bardzo szczęśliwej. Po chwili niezręcznej ciszy ktoś odważył się zapytać jak to się stało. Odpowiedź nas powaliła: no bo już jej się dwa dni okres spóźnia, a ona siada na ubikacji u siebie w domu, a przecież nie może mieć pewności, że jej tacie kiedyś trochę spermy nie poleciało na deskę klozetową i ona w ten sposób nie zaszła w ciążę.
Tym razem nie tylko ja przekonywałam ją, że to niemożliwe.

3. Religijnej znajomej zatrzymał się okres. Nie współżyła, więc nie ciąża. Wysyłam ją do ginekologa. Ona nie pójdzie, bo skoro nie ma okresu, to widocznie Bóg tak chciał. Nie udało mi się jej przegadać.

4. Inna znajoma, podobny problem i znów namawiam na wizytę u lekarza. Ona nie pójdzie, nie i już. Dopytuję dlaczego. Bo tam ją na pewno zapłodnią. Tak, była fanką serialu "Majka" i tak, mówiła całkiem poważnie.

5. Tym razem metoda antykoncepcyjna. Pewna moja koleżanka ze studiów po stosunku szła do kościoła prosić Boga, by nie ukarał jej nieślubnym dzieckiem. Jej zdaniem działało, straciłam z nią kontakt, więc nie wiem jak długo.

I niech ktoś mi powie, że porządne lekcje wychowania seksualnego nie są potrzebne...

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1087 (1253)