Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MlodyGniewny

Zamieszcza historie od: 9 kwietnia 2012 - 20:38
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 14:18
O sobie:

The best rocznik 96 ;)

  • Historii na głównej: 20 z 28
  • Punktów za historie: 9903
  • Komentarzy: 70
  • Punktów za komentarze: 315
 

#86311

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając kilka ostatnich wpisów o szukaniu mieszkań przypomniała mi się jeszcze jedna piekielność, a nawet wręcz lekka głupota z czasów gdy sam szukałem mieszkania.

Szukaliśmy z dziewczyną mieszkania, dwupokojowe, najlepiej układ salon + sypialnia. W mieście gdzie szukaliśmy ceny najmu takich mieszkań za miesiąc, to około 1400-1700zł. Większość wynajmujących zaznacza, że woli mieszkanie wynająć studentom, część nawet zaznacza, że obchodzi ich wynajem tylko i wyłącznie studentom. Piekielność zaczyna się gdy wgłębimy się w sposób podpisania umowy. Często spotykaliśmy się z takimi wariantami jak: czynsz za pierwszy miesiąc z góry (co jest akurat normalne) + kaucja równa dwóm miesięcznym czynszom + jednorazowa opłata dla biura pośredniczącego w wysokości jednego czynszu. Czasami dodatkowo jeszcze wymagany najem okazjonalny z opłatą za notariusza (200-300zł) przerzuconą na studentów.

I w taki sposób wynajmujący, który zaznacza że chce wynająć tylko i wyłącznie studentom zakłada, że będą oni mieli na start wyłożyć równowartość 4 czynszów, co równa się około 6 tysiącom złotych.

najem

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (138)

#85768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wypadałoby w końcu pójść na swoje więc zacząłem szukać pracy. I tu wychodzi moja naturalna skłonność do szaleństw - szukałem pracy w zawodzie bez doświadczenia! Ukończone studia na kierunku finanse i rachunkowość. CV złożonych dziesiątki, telefonów kilkanaście, zaproszeń na rozmowy kwalifikacyjne kilka.

Pomijając już fakt mojej piekielności wymagania wynagrodzenia większego niż minimalna krajowa to większość rozmów przebiegała normalnie. Oprócz tej jednej.

Stanowisko księgowego w sporej hurtowni prowadzącej również kilka sklepów detalicznych. Jak się okazało w ofercie zapomniano dodać jeszcze obsługę księgową firmy remontowej oraz wykończeniowej. Super atutem jest znajomość aż dwóch języków obcych, akurat będą potrzebne bo z tych krajów jest dużo kontrahentów! Jeszcze dodam, że odezwano się do mnie po ponad miesiącu od wysłania CV, a oferta wisiała w internecie od dobrych trzech miesięcy.

Na start usłyszałem od Pani Kierownik, że ja będę w tej firmie tylko przeszkadzać. I mogę się burzyć, mogę się kłócić ale ona dobrze wie, że w głębi duszy przyznaję jej rację. Bo nie mając doświadczenia oni będą musieli mnie WSZYSTKIEGO uczyć. Będę tylko kosztem. Tylko ciężarem. Tylko kimś kto nie będzie wnosił NIC do tej firmy. I tak zapewne przez co najmniej pół roku. Może nawet rok.

Wdrożenie się nie jest takie proste. Tak tak, ma pan wykształcenie, ale na tej uczelni pewnie nawet nie nauczyli pana co to jest X,Y,Z itp itd... Dorwałem się dosłownie na chwilę do słowa, że doskonale wiem co to X, Y i Z i wiele innych, a mój brak doświadczenia nie jest całkowitym brakiem bo mam za sobą kilka stażów. Ale my jesteśmy inną firmą niż wszystkie! Na takich programach pan nie pracował! Z takimi fakturami się pan nie spotykał! Takie koszt pan zobaczy pierwszy raz na oczy! WSZYSTKO panu będzie trzeba tłumaczyć. Oh a jaka odpowiedzialność będzie na panu spoczywać! Milionowe kontrakty, ogromne przychody, tyle zer to pan pewnie na oczy nie widział!

I tu przechodzimy do sedna. Chyba pan rozumie, że pominiemy umowę na okres próbny i dostanie pan od razu umowę na rok. Wynagrodzenie? Haha no wiadomo, że nie dostanie pan u nas na start 3000. Ani nawet 2500.

Najniższa krajowa na czas trwania umowy i po tym roku może coś panu podniesiemy. Ale największą wartością dla pana nie będą pieniądze! Ale to co pan tu się nauczy! Bo my będziemy musieli WSZYSTKIEGO pana nauczyć! To bierze pan?

Pewnie domyślacie się odpowiedzi ale dodam, że moja odmowa to było moje pewnie czwarte zdanie w tej rozmowie. Dopiero zaczynałem swoją przygodę z rozmowami o pracę ale wydaje mi się, że powinno się w nich sprawdzać kompetencje pracownika, a nie uświadamiać go jakim jest gównem i powinienem się cieszyć za możliwość pracy za najniższa krajową.

rekrutacja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (230)

#83652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio tak się złożyło, że sporo jeździłem pociągami i to na długich trasach. Zdarzało się sporo piekielnych sytuacji, ale jedna wyciągnęła z ludzi to, co najgorsze. Awaria na trasie i dwugodzinne opóźnienie.

Zaczęło się od zatrzymania pociągu i informacji, że na trasie jest awaria i pociąg będzie opóźniony, ale jeszcze nie wiadomo, o ile. Po 10 minutach pojawił się komunikat, że opóźnienie będzie wynosiło około 120 minut. I rozpętało się piekło. Tyle wulgaryzmów, przekleństw, krzyków to chyba w jednym miejscu nie słyszałem, a już trochę mi się żyje na tym świecie. Tak jakby rzucanie urwami i ujami do konduktorów miało nagle magicznie ruszyć nasz pociąg. Rozumiem zdenerwowanie, sam również byłem nieźle wkurzony, ale no bez przesady, wylewanie swoich złości na konduktorów też nie jest dobrym pomysłem.

Z drugiej strony postawa konduktorów. Nigdzie nie można ich znaleźć, a jak już jakiś wyjdzie z pociągu, to odpowiada tylko krótkim "nie wiemy, ile postoimy". I nieważne, jakie pytanie padło, czy to ile postoimy, czy kiedy ruszamy, co z przesiadkami, jaka przyczyna. „Nie wiemy, ile postoimy". I tyle. Jak przy mnie ktoś go złapał za ramię, żeby zatrzymać i dopytać, to słyszałem odpowiedź "Proszę mnie nie dotykać, bo wezwę ochronę" i odszedł.

Aktualizacja informacji. Po godzinie dowiadujemy się, że z powodu awarii jednego toru cały ruch jest puszczany jednym torem i jesteśmy jako 3. w kolejce do przejazdu tym torem, około godziny i ruszymy. Sytuacja trochę rozjaśniona, ale ludzie jak się rzucali, tak dalej się rzucają. Wszędzie tylko urwy i uje, konduktorzy bombardowani pytaniami, w większości złożonymi z wulgaryzmów. Ludzi zapewne nie uspokajał fakt, że nic konkretnego się od nich nie dało dowiedzieć. Co z przesiadkami? "Będziemy o wszystkim informować". I tyle, żadnych konkretów. To samo usłyszałem.

Poszedłem do wagonu konduktorskiego, tam siedział jeden konduktor i po zapukaniu mnie wpuścił. Nakreślam sytuację, że ruszamy za godzinę, do X jedzie się jeszcze godzinę, a ja mam z X do Y przesiadkę i... Tu widocznie zmęczony mi przerywa, że co do przesiadek, będą informować, jeszcze nic nie wiedzą. To mówię, że to już słyszałem, ale godzina do ruszenia, godzina drogi, a ostatni pociąg z X do Y odjeżdża za 80 minut i może być lipa, jak odjedzie. Wtedy już spokojniej konduktor poprosił, żebym pokazał mu rozkład na telefonie i powiedział, że już kilka osób informowało, że chce się przesiąść w X do Y i myślał, że jeszcze coś będzie jechać, podziękował za informację i powiedział, że zaraz tym się zajmie, jak coś, żeby za 30-40 minut przyjść się przypomnieć, a później będą informacje ogłoszone. Można? Można. Tylko na spokojnie i z jednej i z drugiej strony.

Pociąg opóźniony, pasażerom przysługują darmowe ciepłe napoje. Wracam z wagonu konduktorskiego do swojego, po drodze widzę już wózek barowy. Nie minę go na korytarzu, to czekam, aż przejedzie, bo tylko 2 przedziały w tym wagonie zostały. I słyszę standardowe "Kawa, herbata, woda?"

W DUPĘ SOBIE TĘ KAWĘ WSADŹ, ODDAJCIE MI KASĘ ZA BILETY.
O zwroty proszę starać się przy kasie jak dojedziemy, a teraz z racji opóźnienia przy...
GÓWNO MNIE TO OBCHODZI, WALIĆ WASZE POCIĄGI I TE OPÓŹNIENIA, NIE BĘDĘ Z WAMI JEŹDZIĆ, ZŁODZIEJE.
I tak dalej... Znowu wylewanie złości na niewinnych pracowników.

Z drugiej strony, jak pani z wózkiem barowym dojechała do mojego przedziału wyglądało to mniej więcej tak:
- Kawa, herbata, woda?
- Kawę poproszę.
- Skończyła się.
- To herbatę.
- Skończyła się.
- To wodę?
- Jest tylko gazowana, ale mogę jeszcze zaoferować zamiast tego batonika.

Ja rozumiem, że wszyscy dostają darmowe, to może się skończyć w wózku, ale to nie powinna wrócić i odnowić zasoby?

I w tak miłej i przyjaznej atmosferze przejechałem w 9,5 godziny trasę, która powinna zająć niecałe 7 godzin.

pociąg PKP

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (126)

#83241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu, z powodu różnych problemów ze zdrowiem, przez pewien okres w moim życiu musiałem być na ostrej diecie. Całkowite wykluczenie tłuszczu, laktozy, smażonych rzeczy, ciężkostrawnych rzeczy, a ta lista mogłaby ciągnąć się w nieskończoność. Miałem wtedy 15 lat i wieść o moich przypadłościach szybko rozeszła się po rodzinie za sprawą licznych w tym czasie imprez rodzinnych typu komunie, chrzciny, urodziny i inne takie. Starałem się ich unikać jak mogłem, ale jak rodzice twierdzili nie zawsze wypadało i czasem się na nich pojawiałem. I to właśnie na takich imprezach spotykałem kilka typów piekielnych zachowań.

1)
-No zjedz kawałek tortu!
-Nie mogę.
-No zjedz!
-Nie mogę.
-No to ci ukroję!

I tak za każdym razem. A później wielka obraza, że brak kultury, że złe wychowanie, że zero szacunku dla solenizanta. A dobrze wiedzieli, bo przy przyjmowaniu zaproszenia ZAWSZE albo ja albo rodzice zaznaczali czego jeść nie mogę, głównie z tego powodu żeby np nie szykować dla mnie jakiś smażonych kotletów jak jest obiad, bo i tak ich nie zjem. Tak samo tortu. Jak i 99% rzeczy serwowanych w restauracjach. Ale nie dociera. I za każdym razem tłumek ludzi przy mnie wmawia mi jak to nie umiem się zachować, że mały kawałek, że tak nie wypada nie zjeść, że wymyślam. A na odpowiedź, że słabo widzi mi się spędzić resztę imprezy i możliwe, że następne dni albo na albo przy toalecie często słyszałem "hehe od sraczki jeszcze nikt nie umarł". Za każdym razem wszystko było wciskane mi na siłę, a że ani razu się nie "skusiłem" długo byłem okrzyknięty niewychowanym bachorem co za nic ma ciężko zarobione i wydane na niego pieniądze innych.

2)
A co ci dolega? A dlaczego nie możesz jeść x? A dlaczego nie możesz jeść y? A skąd się to wzięło? A możesz tak normalnie funkcjonować? A co się stanie jak zjesz tort z bitą śmietaną? A po mleku sraczkę masz raczej jasną czy ciemną? A po smażonym kotlecie rzygasz tak z godzinę czy może dłużej? Tak, zdarzały się takie a nawet i gorsze pytania. O ile pytania co mi jest mogłem zrozumieć nawet jeśli powtarzałem je za każdym razem po 50 razy, ot ludzka ciekawość, to pytania o szczegóły wyglądu mojego wypróżniania czy mojej reakcji na każdy z możliwych szkodzących mi rzeczy to trochę mocne przegięcie. A jak starałem się zmienić temat czy wprost mówiłem, że nie widzi mi się mówić o takich rzeczach, to od razu foch i obraza majestatu.

3)
Oj, a ty taki biedniutki nic jeść nie możesz, a tu tyle pyszności torcik, schabowe, placki, ciastka, roladki, sery, no tyle pyszności, a taki biedniutki nic nie zje o jaka szkoda! A jak kusi pewnie o taki pyszny serniczek! I macha mi tymi plackami przed nosem. Taki biedny jak to musi być ciężko tak wytrzymać to okropne takie o jaki biedny! Nie, nie jest mi ciężko. Nie mogę to nie jem i nie kusi. Można się przyzwyczaić, a jedzenie placków nie stanowi sensu mojego życia. Ciężko było o chwilę bez jakiejś ciotki, która by nie biadoliła jaki to ja biedny. Samej jedząc coś i jeszcze machając mi tym przed nosem. Akurat mnie to kompletnie nie ruszało, ale idąc ich tokiem rozumowania na pewno pomaga mi takie machanie pysznościami, których zjeść nie mogę przed twarzą!

Z czasem zaczęło mi się znacznie polepszać i obecnie mogę sobie pozwalać na wiele więcej. Przez około rok trzymałem się kurczowo tej diety powyższe przykłady są głównie z tego okresu, ale później doszły inne.

4)
Organizm się regenerował, coraz lepiej tolerował niektóre potrawy i powoli za radą lekarki zacząłem odkrywać co mi jeszcze szkodzi, a co nie. I dla przykładu nietolerancja laktozy minęła mi niemal całkowicie ale tłuszcze i smażone rzeczy nadal były dla mnie za ciężkie. I czasami np. jak zjechała się do nas do domu część rodzinki i były jakieś placki itp. zjadłem sobie kawałek sernika. To był czas kiedy taki kawałek sernika mógł oznaczać posiedzenie na tronie i ostrą dietę przez kolejne 2-3 dni albo obejście się bez takich sensacji. Następne dni miałem wolne, więc nawet jeśli, to mogłem sobie na to pozwolić. Ciotki zauważyły i na urodzinach jednego z kuzynów było mi to wypominane, że wymyślam, one widziały jak jem i żadne argumenty nie trafiały, po raz kolejny wielka obraza. Bo to przecież żadna różnica, sernik u siebie w domu gdzie mogę sobie spokojnie go przeboleć, a tort z wielką ilością bitej śmietany, a za kilka godzin 250km drogi samochodem. Aż takim hazardzistą nie jestem.

Jak wyżej, starałem się unikać takich imprez jak tylko mogłem, jednak rodzice czasami kazali mi jechać "bo wypada". Nie było to często, ale wystarczyło żeby nazbierało się sporo przykrości ze strony rodziny.

rodzina

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (198)

#82635

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Komunikacja miejska. Do tramwaju wchodzi dwóch kontrolerów. Sprawdzają bilety i w końcu jedna z kontrolerów dotarła do pana pechowca.

Jego bilet stracił ważność 2 minuty temu, kupił i skasował bilet 30-minutowy. Młoda kontrolerka dosyć przyjaźnie poprosiła o dowód i zaczęła rozmowę w stylu "2 minuty, taki pech", jakby dawała mu szansę jakoś się wytłumaczyć by uniknąć mandatu, w końcu to tylko 2 minuty. Facet podjął rozmowę w stylu: "no właśnie ku***, tylko 2 minuty, a to ku*** korki, je**** światła, nie przewidzisz ku***, a ja wysiadam na następnym ku***".

Kontrolerka krzywo patrzyła na te wszystkie wysypujące się z ust pasażera wulgaryzmy, ale chyba dała mu ostatnią szansę:
- To na następnym pan wysiada już?
- No tak ku***, 2 minuty do następnego i ku*** wysiadam, zawsze taki ku*** kupuję i na spokojnie jadę, a tu raz ku*** taki pech, a z pracy wracam z ku*** Y do X i akurat ku*** na was trafiam.

Mandat mimo protestów wypisany, na marginesie dodam, że tramwaj z Y do X według rozkładu jedzie 34 minuty.

komunikacja_miejska kanar bilet

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (119)

#80716

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomej niespodziewanie w sobotę wypadła praca i nie miała z kim zostawić córki. Mała mnie zna i lubi więc poprosiła mnie. Plan był taki, że jak będzie ładna pogoda to zabiorę małą na plac zabaw do parku i tam znajoma wracając z pracy ją odbierze.

Pogoda była ładna, więc idziemy do parku. Plac zabaw prawie pusty, parę dzieciaków i matek, a na ławce siedzą dwie starsze kobiety. Siedziały blisko więc urywki rozmów było słychać, szczególnie, że niektóre wypowiedzi chyba specjalnie mówiły głośniej. Na przykład takie, że jaki to ze mnie świetny ojciec, że zajmuję się swoim dzieckiem, że nie wszystkie obowiązki związane z dziećmi spadają na matkę, że inne matki powinny się uczyć.

Jakoś nie czułem się zobowiązany wyprowadzać ich z błędu, tym bardziej, że nie mówiły do mnie, a mała to prawdziwy wulkan energii i lepiej nie spuszczać jej z oczu nawet na sekundę. Czas mijał, babcie jak siedziały tak siedzą i widzę, że zbliża się do nas znajoma. Mała jak ją zobaczyła to wystartowała z wielkim okrzykiem "mamaaaaa" i leci jej na szyję. Idę za nią i czekam aż się wyściskają. Tutaj dodam, że już od czasu gimnazjum witamy się długim i mocnym uściskiem dłoni i tak było też tym razem. I tutaj nastąpiło kolejne podwyższenie tonu rozmowy dwóch staruszek:

- No czy ty to widziałaś? Nawet nie przytuli, buziaka nie da, zero czułości i tak przy dziecku!
- Jak tak można, a potem dziecko wyrasta na takie bezduszne, biednemu nie pomoże, miejsca w autobusie nie ustąpi bo wzorców nie ma!
- Tylko kariera im w głowie, na miłość czasu nie ma, co to za rodzice są?!
- Takim to opieka już dawno powinna dziecko zabrać, dać do rodziny gdzie okazuje się uczucia!

Nam zbierało się już na śmiech i tylko mijając te kobiety rzuciłem, że nie jesteśmy małżeństwem i to nie moje dziecko. Odchodziliśmy z placu zabaw w komentarzach o kobietach lekkich obyczajów co robią dzieci, a potem szukają frajerów, którzy je utrzymają.

plac_zabaw staruszki komentarze

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (179)

#79184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z początku roku akademickiego.
Wychodząc z budynki uczelni prawie wdepnąłem w telefon, leżał w trawie w zielonym etui. Nikogo w pobliżu to podniosłem coby się nie zniszczył albo jakiś parszywy złodziej nie zabrał. Telefon zablokowany, odblokowywany na kod więc nijak się dowiedzieć kogo to więc wysmarowałem post na twarzoksiążce uczelni, że znalazłem telefon marki X i właściciel może się po niego zgłosić. Podałem tylko markę, model a głównie kod odblokowania był do rozpoznania właściciela. Pomijając kilka wiadomości (praktycznie od razu po wystawieniu ogłoszenia) w których ludzie starali się zgadnąć model telefonu dostałem dosyć ciekawe wiadomości.

Akurat nie sprawdzałem przez kilkanaście minut skrzynki i w przeciągu kilku minut dostałem dwie podobne wiadomości z dokładnym opisem etui (było dosyć nietypowe), marką telefonu i informacją, że jak dałoby radę telefon odebrałyby w poniedziałek na zajęciach (był piątek). Do obu napisałem żeby podały kod odblokowania jako dowód i obie go znały. Tylko po odblokowaniu telefonu sprawdziłem czy czasem nie jest ktoś zalogowany na twarzoksiążce i okazało się że tak. I nie jest to ani jedna ani druga "właścicielka" telefonu. Napisałem do niej z własnego konta czy czasem nie zgubiła telefonu. Niewiarygodnie szczęśliwa odparła, że tak, na szybko podała mi kod odblokowania, numery do rodziców i to jak są zapisani, a byli dosyć nietypowo.

W nocy wracała do rodzinnego domu i poprosiła czy jeszcze dzisiaj mogłaby go odebrać, dojedzie wszędzie w terenie miasta gdzie studiujemy i jeszcze dziś go miała. Przy odbiorze wspomniałem o tej dwójce co chciała mnie przekonać, że to ich telefon. Okazało się, że są to jej dwie koleżanki poznane na uczelni, a że siedziały razem na zajęciach i przerwach to znały i model i swoje kody na odblokowanie.

Obie wiedziały, że wyjeżdża do domu, że nie będzie jej parę dni na zajęciach i bardzo potrzebuje telefonu. Później powiedziała mi, że obie tłumaczyły się, ze chciały jej zrobić niespodziankę jak wróci i dadzą jej telefon! Albo słabe kłamstwo albo kompletna głupota z ich strony.

uczelnia znajomi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (239)

#78617

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Późno do mieszkania wracałem to i większość sklepów pozamykanych, a wypadałoby coś sobie na śniadanie rano i na obiadek po uczelni kupić, więc kieruję się w stronę supermarketu czynnego do północy.

Z reguły po 21 nie ma już kas obsługiwanych przez kasjerów, a jedynie dostępne są samoobsługowe. Godzina już późna, około 23:30, w sklepie dosyć mało osób. Zakupy nie za duże, zrobione, więc kieruję się w stronę kas samoobsługowych. Czynne tylko dwie, jedna zajęta i jedna wolna. Kasuję produkty, chcę zapłacić. Kwota coś koło 30 złotych, a w portfelu jedynie setka w jednym banknocie. No trudno, to się rozmieni. Już prostuję stówkę żeby ładnie przeszła przez maszynę, a zagaduje mnie pani z obsługi przy kasach samoobsługowych z miłym "reszty nie dać może".

No nic, ufam na słowo, bo nie widzi mi się strata 70zł, bo automat mi reszty ze stówy nie wyda. Szykuję kartę. Przykładam zbliżeniowo - nie łapie. Przykładam drugi raz i to samo. No cóż, wkładam kartę do terminalu skoro zbliżeniowo nie łapie i czekam. I nic. Wyciągam, wkładam. I nic. Żadnej informacji, że automat reszty nie wydaje, żadnej informacji, że terminal kart nie działa. No nie pozostaje mi nic innego jak wycofać zakupy z kasy i przejść do innej. Już kończę i podchodzi pani z obsługi.

[P]- Co robi?
[J]- Wycofuję zakupy, bo nie mam jak zapłacić.
[P]- Kolejkę tylko blokuje, niech płaci a nie.
[J]- Kasa reszty nie wydaje, a terminal na karty nie działa, jak zapłacić mam?
[P]- No nie działa i co?
[J]- Nie mam jak zapłacić? Taka kasa w ogóle nie powinna być otwarta...
[P]- Musi bo dwie muszą być. Płaci czy nie płaci? Kolejka się robi.
[J]- Skorzystam z innej kasy.
[P]- To niech idzie, ja skasuję, bo kolejkę robi niepotrzebnie, przyjdzie taki i zablokuje kasę na tyle czasu i w nocy zamykać trzeba. Myśli, że o której ja do domu wrócę co (powiedziała to praktycznie na jednym wydechu, bez przerw bez niczego). Już myślałem nad jakąś ripostą ale z kasy obok uprzejma pani powiedziała, że mogę sobie skasować przed nią zakupy, ona poczeka jak skończę przy działającej kasie.

Wiem, że trochę zamieszania zrobiłem ale po pierwsze niesprawna kasa nie powinna być otwierana, a jeśli już to powinna być jakaś adnotacja, że reszty nie wydaje, a terminal nie działa...

sklepy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (174)

#78153

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasami w piątki na zajęciach przychodzi mi do głowy myśl "a może by wrócić do rodziców na weekend". Za późno na rezerwację biletów autobusowych, muszę liczyć, że nie będzie pełen. Droga po końcu zajęć, dojazd tramwajem i przejście na przystanek autobusowy kończę z reguły około 14:55, o 15:00 odjeżdża autobus, a o 15:15 bus i liczę, że dostanę się na któryś z nich. Trasę mają taką samą, z miasta gdzie studiuję przez wioski a,b, większe miasto C, wioski d,e i moje miasto. Tyle tytułem wstępu.

Sytuacja 2: Dobiegam zmęczony na przystanek, tramwaj lekko się spóźnił i jestem 14:57 na przystanku, autobus jeszcze stoi. Drzwi otwarte czyli miejsca jeszcze są. Wchodzę kupuję bilet i widzę, że spokojnie z 5 miejsc siedzących wolnych. Wolnych ale nie do końca, bo na każdym z nich siatki z zakupami, a na miejscu obok starsza pani.

Podchodzę grzecznie do pierwszej z brzegu babci i pytam czy zdejmie siatki bo chciałbym usiąść. "Możesz sobie usiąść gdzie indziej". No trudno, jestem zbyt zmęczony żeby się kłócić. Pytam drugiej. "Młody jesteś to postoisz". No okej, idę do kierowcy. Zaraz mamy ruszać ale kierowca wyrozumiały podchodzi do babci numer 1.
[K]: Proszę zdjąć zakupy z siedzenia.
[B]: Nie mam gdzie ich położyć przecież.
[K]: To proszę wyjść na zewnątrz włożyć je do luku bagażowego.
[B]: Jajka mi się jeszcze zbiją, trzymać muszę.
[K]: Proszę pokazać bilet. *Babcia pokazuje bilet* To będzie 9zł.
[B]: Za co?!
[K]: Ma pani opłacone tylko JEDNO miejsce, a zajmuje pani dwa.
Koniec zdania kierowcy i nagle wszystkie siatki z zakupami lądują pod nogami babć, a ja mogę spokojnie usiąść.

Sytuacja numer 2:
Jestem 14:55 i kupuję bilet. Sytuacja podobna jak z sytuacji pierwszej, tylko kilka miejsc wolnych w tyle autobusu, a na reszcie siatki. Biorę bilet, idę w środek autobusu i proszę pierwszą babcię żeby zdjęła zakupy.
[B]: Nie mogę.
[J]: Zajmuje pani miejsce, chciałbym usiąść.
[B]: Jadę tylko do b, tyle postoisz i sobie siądziesz.

Trochę już zrezygnowany myślę czy się kłócić, czy po kierowcę lecieć ale dwa miejsca dalej kolejna starsza pani sama mnie zawołała, że zdejmie siatki bo położyła bo myślała, że nikt już nie wsiądzie.

Niby w obu sytuacjach w końcu usiadłem ale czy serio za każdym razem to ma się kończyć kłótnią albo interwencja kierowcy?

autobus

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (300)

#77866

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głodny byłem, to postanowiłem zjeść sobie coś nie do końca zdrowego i udałem się do restauracji typu fast food. Restauracja dosłownie po drugiej stronie ulicy mojego mieszkania i nawet jeśli nie jem tam często, ogarniam mniej więcej osoby tam pracujące.

Jedną z nich jest chłopak z zespołem downa. Jest to naprawdę miły i sympatyczny chłopak, a zajmuje się sprzątaniem.

Stoję grzecznie w kolejce, kilka osób przede mną, a za mną kobieta z dzieckiem w wieku mniej więcej 10 lat. Słyszę jak młody się jara co to sobie nie zamówi, bo dawno nic takiego nie jadł. W tym czasie do pobliskiego stolika zmierzała dziewczyna już z odebranym zamówieniem i nieszczęśliwie przy samym stoliku zachwiała się, napój spadł jej z tacki i upadł na podłogę rozlewając zawartość. Zdążyła tylko odłożyć tackę z tym co na niej zostało i podnieść pusty kubek, a pojawił się chłopak z zespołem downa z mopem. Z uśmiechem zabrał się za sprzątanie i powiedział dziewczynie, że może pójść odebrać sobie drugi napój za darmo. Dziewczyna przeprosiła za zamieszanie i kłopot i poszła po nowy napój. Sytuacja mogła zakończyć się szczęśliwie ale nie.

Słyszę jak za mną kobieta ciągnie syna do wyjścia. Poznałem po protestach w stylu "ale jak to, obiecałaś, że zjemy, zaraz my zamawiamy, ale mamo noo", a w odpowiedzi dostał niby ściszonym głosem, ale wyraźnie słyszalne, że nie będą jedli w lokalu gdzie przy jedzeniu pracuje KTOŚ TAKI jak ten chłopak i wskazała na sprzątacza i pociągnęła za sobą syna do wyjścia.

fast_food

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 270 (284)