Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mon

Zamieszcza historie od: 28 lutego 2011 - 19:07
Ostatnio: 13 stycznia 2019 - 13:52
  • Historii na głównej: 10 z 18
  • Punktów za historie: 3207
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 423
 

#65246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu byłam pacjentką oddziału położniczego. Szpital jak szpital, piekielności mniejsze i większe, standard. Ale jedna sytuacja naprawdę mnie wkurzyła.

Ja rozumiem, że świeżą mamę i maleństwo cała rodzina chce odwiedzić. Ale wszystko w granicach rozsądku! U mnie odwiedziny były, ale nigdy nie więcej niż dwie osoby i nie dłużej niż godzinę na raz. Za to do mojej koleżanki z łóżka obok przyjeżdżały całe pielgrzymki. Rekordowo sześć osób na trzygodzinnej wizycie. W dwuosobowej sali. Przy temperaturze ok. 25 stopni. I dwójce noworodków i zmęczonych kobiet. Spoko, nie? Ale nie to mnie ostatecznie dobiło.

Szczytem były odwiedziny u koleżanki dwójki siedmiolatków, w tym chłopca, który nie umiał usiedzieć na miejscu i władował mi się do łazienki kiedy brałam prysznic. Podejrzewam, że widok gołej baby ze świeżą raną po cesarskim cięciu na długo zostanie w jego psychice.

PS. uprzedzając komentarze: łazienki nie dało się zamknąć od środka, a prysznic nie miał kabiny ani kotary - ot, standardy szpitalne. A koleżanka wiedziała, że się kąpię, bo jej o tym powiedziałam, prosząc by zerknęła na moje dziecko.

szpital

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (628)
zarchiwizowany

#46520

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem świeżo po obejrzeniu wczorajszego odcinka programu "UWAGA!" w TVN. I do teraz mną trzęsie. Będzie długo i być może nudno, ale proszę nie oceniać bez czytania :)
Odcinek traktował o sprzedawcach handlu bezpośredniego, wiecie, prezentacje odkurzaczy, kołder, garnków i innych cudów techniki. Jak ktoś nie widział, to polecam znaleźć w internecie (odc. z dnia 24.01 br.). Ale to nie sprzedawcy w mojej historii będą piekielni. Kto, zapytacie?
Ano polscy dziennikarze, a konkretniej autorzy tej wczorajszej nieszczęsnej "Uwagi".

Tak się składa, że znam temat dość dobrze, gdyż osoba z mojej rodziny zajmuje się profesją przedstawioną w tym programie.
Mniejsza o to, co sprzedaje. Ważne jest, że nie każdy prezenter to złodziej i oszust, co postaram się w punktach przedstawić, odnosząc się do kwestii przedstawionych w TVN (w nawiasach ospiszę punkt widzenia pokazany przez dziennikarzy):

1. Prezentacje robi wyłącznie w domu klienta, na jego osobiste zaproszenie (a nie, jak w "reportażu", w hotelach zapraszając staruszki z łapanki).

2. Kredytów udziela na jasnych i czytelnych zasadach, podpisując umowę jak przy każdym innym zakupie na raty (a nie, jak w ww., na jakiś podejrzanych blankietach, na złodziejski procent wypisany małym druczkiem). I NIE MA prowizji od udzielonego kredytu, tak samo zarabia sprzedając towar za gotówkę, jak na raty, dlatego nie zależy jej specjalnie, żeby wcisnąć kredyt. Umowy prezenterzy podpisują ze swoją firmą, a dopiero firma z bankiem (a nie bank z prezenterami robiąc z nich swoich agentów).

3. Nigdy nikogo nie zmusza do zakupu, nie gra na emocjach, nie wciska na siłę wg zasady: jeżeli ktoś zaprasza ją do swojego domu, znaczy jest zainteresowany. Nie rozdaje też upominków typu parasol czy kapcie, jedynie drobny prezent dla gospodarzy domu, w którym odbywa się prezentacja, w ramach podziękowania.

Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, polemizować z właściwie każdą minutą tego programu. Ważne dla mnie jest to, żeby uzmysłowić czytelnikom Piekielnych, że nie wszystko w telewizji jest prawdą, a nie każdy dziennikarz jest rzetelny. Opisywany przeze mnie materiał jest wielce tendencyjny, jednostronny i krzywdzący dla wielu uczciwych sprzedawców. Tak, sprzedawców, a nie domokrążców, komiwojażerów, oszustów i krętaczy - jak to zostało pokazane w programie. Ja rozumiem, że są kanalie naciągające biedne bezbronne staruszki na grube tysiące. Ale chyba nie można oczerniać całego środowiska sprzedaży bezpośredniej? Za chwilę usłyszymy, że konsultantki Avonu czyhają na nasze dusze, a kołdry z merynosów zrujnują nasz budżet (abstrahując od tego, czy dane kosmetyki i pościel faktycznie działają - nie o tym jest ten post).

dziennikarstwo polskie

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (43)

#39614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Liny (http://piekielni.pl/39082) przypomniała mi pewną sytuację.

To był 2 stycznia, wszyscy w biurze wrócili z urlopów świąteczno-noworocznych, szef zaprosił nas do siebie, żeby wznieść toast za powodzenie w Nowym Roku. Były miłe słowa i życzenia, żebyśmy z ufnością patrzyli przed siebie, nie poddawali się przeciwnościom i przede wszystkim byli pewni jutra - obyśmy nigdy nie martwili się przyszłością, bo to w tych czasach jest najważniejsze (przytaczam z pamięci, ale zapamiętałam jego słowa naprawdę dobrze).

Zaraz po przemowie, łyczku szampana i opowieściach kto i jak spędził święta, szef podziękował nam i kazał się rozejść. Dodał tylko: "Mon, ciebie proszę na chwilkę do siebie".

I tak dostałam wypowiedzenie. Bo kryzys.

nie-korpo ale chciałoby

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (552)

#20363

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś pod koniec studiów trafiła mi się fucha. Fuchę podsunęła koleżanka, która postanowiła wyjechać za chlebem na wyspy, a że z polecenia, to brałam w ciemno.

Fucha polegała na pomocy gimnazjalistce w języku polskim.
Na początku było anielsko - rodzina bardziej niż zamożna, jeden bardziej znanych przedsiębiorców w województwie, chata prawie jak pałac, pan i pani domu przemili, a rzeczona uczennica "inteligentna ale leniwa", jak to mawia się o co drugim uczniu z IQ powyżej taboretu.

Korki przebiegały bezproblemowo, dziewczyna łapała wszystko w lot, a ja poznawszy jej możliwości intelektualne starałam się przedstawić historię literatury przez anegdoty i ciekawostki, okraszając czasem jakimś dyktandem.
Zapłata, a jakże, sowita aż nadto, do tego darmowa podwózka, bo państwo mieszkało za miastem i nie chciało obciążać mnie kosztami.

Gdzie tu piekielność zapytacie?

Ano objawiła się mniej więcej po piątej lekcji, kiedy to o godzinie 22:00 zadzwonił do mnie Pan Tatuś. Bardzo grzecznie, acz stanowczo skrytykował moją dzisiejszą pracę. Patrycja ma na jutro napisać rozprawkę, ja ją miałam do tego przygotować, a ona już czwartą godzinę siedzi i nic. Ja - szczere zdziwienie, przecież 90 minut nad tym dzisiaj siedziałyśmy, wytłumaczyłam jej całą konstrukcję rozprawki, podałam kilka trików retorycznych, nawet gotowych zdań, przedyskutowałyśmy temat, wydawało się, że w godzinę napisze pracę na 5+! Tłumaczę więc w czym rzecz, a on na to krótko:
- Proszę napisać Patrycji tę rozprawkę!
Ja, niewzruszona:
- Ale drogi Panie Tatuś, moim zadaniem było przygotowanie córki do pracy, a nie wykonanie jej za nią. Ona naprawdę wyglądała, jakby wszystko pojęła, niech spróbuje, ja mogę sprawdzić ewentualnie i podpowiedzieć czy czegoś nie brakuje.
Pan Tatuś, ciągle grzeczny, ale coraz bardziej stanowczy:
- Pani musi napisać, bo za to pani płacę, pani jest niepoważna, przez pani niekompetencję, Patrycja dostanie jutro jedynkę! Proszę napisać pracę i wysłać na tatuś@ważnyprzedsiębiorca.eu, i proszę się wyrobić przed północą, żeby Patrycja zdążyła to przepisać! Płacę ekstra.

Wiem, głupia jestem, ale żal mi się zrobiło gówniary, bo to naprawdę miła, fajna nastolatka, a i rodzice wydali mi się w porządku. Stwierdziłam, że taka rozprawka na poziomie drugiej gimnazjum, to dla mnie 15 minut roboty, więc po prostu machnęłam e-maila, wysłałam i zapomniałam o sprawie.

Po tygodniu dostałam sms od Patrycji, że dostała piątkę, ale że się już nie spotkamy, bo Tatuś powiedział, że z taką bezczelną niedouczoną smarkulą nie będzie robił interesów i zatrudnił emerytowaną nauczycielkę.

Za rozprawkę nie dostałam ani złotówki.

"korki z polaka"

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 605 (659)
zarchiwizowany

#17662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja wczorajsza rozmowa z "numerem nieznanym":
[Konsultantka] Dzień dobry, dzwonię z sieci Orange, mogę zająć pani chwilę czasu?
[Ja] Nie bardzo, prowadzę samochód, jeżeli to szyba sprawa to proszę (spodziewałam się telefonu od nich w sprawie mojej reklamacji).
[K] (po formułkach o nagrywaniu) chciałabym pani przedstawić bardzo atrakcyjny system ubezpieczeń od śmierci, kataklizmu i wojny nuklearnej (parafraza jej słów, ale kilka nieszczęść pani mi przewidziała).
[J] Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana, jestem już ubezpieczona.
[K] Ale dlaczego? To taka atrakcyjna oferta, za jedyne 15 zł miesięcznie, pierwsze trzy za darmo, warto spróbować!
[J] Nie chcę marnować pani czasu, naprawdę nie jestem zainteresowana.
[K] Pfff, głupia *klik słuchawki*
...Z osłupienia wyrwało mnie dopiero zielone światło na skrzyżowaniu...

Oranż

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (170)

#13633

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się w Urzędzie Pocztowym w Szczecinie. Pracuję w firmie, która wysyła bardzo dużo listów. Zanim zawarliśmy umowę z PP na masową wysyłkę, normalnie, manualnie lepiłam znaczki na koperty.
Tego dnia poszłam zakupić kolejną partię znaczków za bagatelną sumę 2000 zł. Idę do "sklepiku", lub inaczej "stoiska filatelistycznego", żeby nie obciążać i tak przeładowanych kolejkami okienek. Osoby dramatu: [J]a i [P]ani obsługująca:
[J] Poproszę znaczków zwykłych (1,55zł) na kwotę 2 tys. złotych.
[P -oderwana od Sudoku, robi oczy jak spodki] Za ile?!
[J] Za dwa tysiące złotych.
[P] Ale jako to, to będzie ponad tysiąc sztuk!
[J] No mnie też jakoś tak wychodzi.
[P] Ale... ale ja tu tyle nie mam, ja będę musiała pójść na zaplecze, pani mi wszystko spod lady wykupi, jak to tak tyle znaczków mam sprzedać?!
[J -kompletne niezrozumienie problemu] ...
[P] Ja... ja pani nie sprzedam.
[J -spokojnie, rzeczowo, powstrzymując szyderczy uśmiech] Proszę pani. Jestem klientem, przyszłam na pocztę kupić znaczki. Ja ich nie chcę pani ukraść, ani zabrać, ja chcę je po prostu KUPIĆ, bo przecież pani sprzedaje znaczki, prawda?
[P] Ale to jest za dużo, ja tu tylu nie mam, musiałabym pójść na zaplecze i przynieść no i dla innych zabraknie.
[J] Aha, a gdybym przychodziła tu tysiąc razy co minutę i kupowała po jednym znaczku, to by mi pani je sprzedała?
[P] No tak, to nie jest hurtownia.
[J -już kompletna "załamka"] Poproszę z pani kierownikiem.
[P -z urażoną miną] No dobrze, pani poczeka, już idę... [tu słyszę coś pomiędzy mamrotaniem klątw i popiskiwaniem podnieconego kurczaka].

Znaczki w końcu kupiłam, ale zaraz potem skierowałam się do pokoju nadawcy masowego i od tej pory korzystam wyłącznie z frankownicy. Nawet jak listów mam pięć.

Poczta Polska

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 480 (522)

#10915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o dostawcy pizzy. Tyleż piekielnym, co sympatycznym. Jego piekielność jest uciążliwa głównie dla niego samego i dla jego pracodawcy, a dla nieuczciwych klientów wręcz wymarzona. Ale do rzeczy: w mojej ulubionej pizzerii pracuje w charakterze dostawcy bardzo miły starszy pan (ok. 55-60 lat). Pizzę zawsze przywozi szybko, ciepłą i zawsze jest sympatyczny i uśmiechnięty. Niestety, praktycznie ZAWSZE myli się przy pobieraniu opłaty i wydawaniu reszty. Zawsze na swoją niekorzyść. Opisana przeze mnie historia to typowy przykład, który obrazuje prawie każdą wizytę owego pana.
Zamawiam pizzę, informuję, że mam 100 zł i proszę, żeby kierowca miał wydać. Podjeżdża nasz starszy pan, daje pizzę, gratisy i mówi, że wyszło 54,60 zł. Daję mu stówę i jak zwykle dodaję, żeby wydał z 60 zł (wliczam napiwek). Pan bierze stówę i wydaje mi... 50 zł!
Czasem od razu zwracam mu uwagę, że za dużo wydał, ale czasem, kiedy dostaję zwitek banknotów lub kopczyk monet, nie zdążę przeliczyć, zanim pan zniknie za rogiem.

Raz, kiedy doliczyłam się, że jestem bogatsza o 45 zł (sic!), wysłałam męża, żeby dogonił pana i oddał mu różnicę. Nie tyle przez moją hiperuczciwość, co zwykłą empatię - jak sobie wyobrażę, że różnicę dziadek musi pokryć ze swojej wypłaty, to mi go po prostu żal.
I tym objawia się piekielność pana dostawcy.

pizzeria X

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 525 (677)

#8604

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja kolejna ciekawa rozmowa z "numerem nieznanym". Zazwyczaj takich nie odbieram, ale akurat czekałam na telefon z banku, w którym zamówiłam pewną usługę, więc kiedy zauważyłam te dwa słowa na wyświetlaczu, odebrałam.
[P]an: Dzień dobry, tu Jan Kowalski z banku X (ja czekałam na telefon z Y, w X co prawda też mam konto, ale akurat to takie awaryjne, z którego na co dzień nie korzystam, a z którego uparcie dzwonią i ciągle coś oferują).
[J]a (z natury uprzejma, wyrozumiała dla cudzej pracy): Słucham? Proszę tylko powiedzieć, czy dzwoni pan w sprawie tego ubezpieczenia, bo wczoraj już ktoś od państwa do mnie dzwonił i mówiłam, że nie jestem zainteresowana.
[P] Witam panią, chciałabym poinformować, że nasza rozmowa jest nagrywana, czy wyraża pani na to zgodę?
[J] Proszę pana, ale proszę mi tylko powiedzieć, czy chodzi o ubezpieczenie, bo jeśli tak, to proszę się nie fatygować, bo ja już znam sprawę i podziękuję.
[P] Uhm, ale jestem zobowiązany uzyskać pani zgodę na nagrywanie naszej rozmowy, w celu bezpieczeństwa.
[J] Ale już wczoraj ktoś do mnie dzwonił, proszę tylko powiedzieć...
[P] Wyraża pani zgodę?
[J] Tak, wyrażam zgodę na nagrywanie rozmowy.
[P] Dobrze, dziękuję, a zatem zaproponuję pani pakiet ubezpieczeń konta od kradzieży karty....

bank internetowy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 424 (556)

#8602

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku tygodni. Dzwoni do mnie "numer nieznany". Zazwyczaj takich nie odbieram, ale właśnie czekałam na kontakt z banku, w którym zamówiłam pewną usługę, więc w drodze wyjątku odebrałam.
[P]an: Dzień dobry, z tej strony Jan Kowalski, dzwonię z Orange, czy mam przyjemność z panią Moniką Iksińską?
[J]a (lekko poddenerwowana, że odebrałam): Tak, słucham.
[P] Mam dla pani wyjątkową ofertę, jako że jest pani naszą stałą klientką, przygotowaliśmy dla pani niesamowitą propozycję, czy mogę ją pani teraz przedstawić?
(tu gadka o nagrywaniu rozmów blablabla - jestem osobą z natury uprzejmą, rozumiem, że to jest ich praca i jestem w stanie wygospodarować kilka minut)
[J] Tak, słucham.
[P] Czy chciałaby pani otrzymać zupełnie_za_darmo telefon Samsung Avila za jedyną złotówkę?
[J] To za darmo, czy za złotówkę?
[P] No, za złotówkę plus 23% VAT, ale to tak jakby za darmo prawda?
[J] (ze "słyszalnym" uśmiechem) Tak, złotówka plus VAT to prawie za darmo, faktycznie warto.
[P] To świetnie, że pani się ze mną zgadza, więc rozumiem, że mogę wysłać Samsung Avila pod adres korespondencyjny, na ulicę XXX, kod pocztowy YYY, do ZZZ wraz z umową abonamentową? (ostatnie dwa słowa prawie połączone w jeden, niezrozumiały dźwięk)
[J] Zaraz zaraz, jaką umową?
[P] No... z umową, na 24 miesiące, jedyne 55 zł miesięcznie, w tym darmowe minuty i tańsze weekendy...
[J] Ale proszę pana, ja już mam umowę, płacę abonament, to na cholerę mi drugi?!
[P] To nie chce pani darmowego Samsunga Avili?
[J] Za złotówkę chyba.
[P] Za złotówkę plus VAT? Dla pani albo bliskiej osoby?
[J] Owszem, chcę darmowy telefon za złotówkę, ale nie chcę drugiego abonamentu 55zł!
[P] Chce pani telefon, czyli rozumiem, że mogę wysłać telefon wraz z umową pod wskazany adres...
[J] (bardzo wyraźnie, żeby się nagrało) Proszę pana. Proszę mi nic nie wysyłać. Ani telefonu za darmo, ani za złotówkę, ani żadnej umowy. Mam już z wami umowę, mam już abonament i mam telefon. Nic więcej dzisiaj nie chcę.
[P] To może dla bliskiej osoby? Taki telefon, bardzo ładny, funkcjonalny, ma...
[J] Czy sugeruje pan, że mam bliskiej osobie zafundować zobowiązanie finansowe na kolejne dwa lata w wysokości 55zł?
[P] No ale telefon... Samsung...
[J] Nie proszę pana, nic nie chcę, jak będę chciała to sama do was zadzwonię, a tymczasem nie podbije pan na mnie swojego planu sprzedaży, czy co tam macie i nie radzę dzwonić więcej z takimi niesamowitymi ofertami, bo przeniosę się do Play i skończy się nasza kilkunastoletnia współpraca. Dziękuję, do usłyszenia, miłego dnia.
[P] Dziękuję. KLIK.
Nie dajcie się nabrać cwaniaczkom z call center, jedna moja sugestia, że chcę telefon i byłabym udupiona na dwa lata z drugim abonamentem.

Orange

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 426 (622)

#8601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Klasyk z wielotomowej sagi pod tytułem PKP. Mieszkam w 70-tysięcznym mieście, dość ważnym kolejowym węźle komunikacyjnym. I ta właśnie historia przydarzyła mi się kilka lat temu, kiedy to codziennie dojeżdżałam pociągami, najpierw na studia, potem do pracy. Zamierzałam kupić, jak co miesiąc, bilet miesięczny. Jako, że dopiero co pojawiły się na jednym z okienek naklejki Visa, Mastercard i im podobne, postanowiłam załatwić sprawę bezgotówkowo. Podaję pani dane do biletu i po wszystkim podaję plastik. I tu dialog prawie jak wyjęty z "Misia":
[K]asjerka: Nie może pani zapłacić tutaj kartą.
[J]a: Ale dlaczego? Przecież ma pani terminal?
[K]: Nie może pani, ponieważ terminal jest zbyt duży i nie przechodzi przez dziurę w szybie.
[J]: [Totalna dezorientacja] Ale... przecież jest informacja że mogę, są naklejki, a pani ma terminal?
[K]: Tak, ale nie przełożę terminala przez dziurę w szybie i pani nie wklepie mi PIN-u, proszę o gotówkę...
I tak, w drodze do bankomatu, miałam okazję zastanowić się nad sensem całej tej sytuacji i skomplikowanej procedurze powiększenia dziury w pleksiglasowej szybie...
PS. nadal nie można płacić kartą na dworcu w moim mieście, a naklejki Visy zostały zakryte białą kartką...

PKP

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 664 (754)