Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Monomotapa

Zamieszcza historie od: 1 stycznia 2011 - 11:19
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 11:16
Gadu-gadu: 9348988
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 6 z 20
  • Punktów za historie: 3169
  • Komentarzy: 1289
  • Punktów za komentarze: 11126
 
zarchiwizowany

#80464

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio całkiem często podróżuję między Warszawą a Poznaniem, pokazując całemu światu jakim jestem złym, nieczułym człowiekiem.

Wsiadam sobie wczoraj do nocnego pociągu (bez mięsa), podchodzę do drzwi przedziału i moim oczom ukazuje się następujacy widok: na jednym z siedzeń siatka, pani rozsiadła się na moim siedzeniu, nogi zostawiając obok siatki.
- Dobry wieczór, mam tutaj zarezerwowane miejsce - mówię uprzejmie, wskazując na moje upragnione miejsce nr 96.
Pani się rozgląda i mówi z oburzeniem i pretensjami:
- No ale pani zmieści się tu z tym bagażem?!
- Tak, z łatwością.
Co było prawdą. Pani rzucając klątwy pod nosem podnosi się, sprząta syf ze stoliczka i siedzenia, wrzuca swój plecak na półkę bagażową, siatkę kładzie pod nogi. A ja, zamiast:
a) poszukać po pociągu wolnego miejsca, narażając się na przesiadanie niezliczoną ilość razy (o ile te miejsca by były) i latać z niezbyt wygodną walizką,
b) stanąć skruszona na korytarzu spędzając tam 4 godziny,
bezczelnie usiadłam na wykupionym wcześniej i zarezerwowanym miesjcu. A przecież powinnam przewidzieć, że ktoś weźmie ze sobą ilość bagażu powyżej poziomu przyzwoitości i ustąpić miejsca zmęczonym torbom.

Na przeciwko siedział sobie wysoki, dobrze zbudowany facet, pogrążony w głębokim śnie. Tak głębokim, że mimo że ze względu na swoje wymiary zajmował mnóstwo miejsca na podłodze, zmuszając resztę to kulenia nóg (ach, te skurcze), notorycznie kładł stopy obute sportowym obuwiem na moich kolanach. A ja, wstrętna, te nogi zwalałam, a gdy cierpliwość się wyczerpałam, wręcz w nie uderzałam.

Ten sam pociąg, inna data.
Znów biedna, prześladowana przeze mnie pasażerka zmuszona zabrać nogi z mojego siedzenia. Znów problemy z bagażem, po tym, jak wyżej wymieniona z partnerem zabierała w podróż chyba dobytek całego życia. Później się okazało, że nie mieli miejscówek koło siebie, więc podsiedli kogoś, wysyłając go na pierwotnie zarezerwowane przez nich miejsce, robiąc spory bałagan wśród pasażerów.

Tym razem pociąg powrotny - czekam na peronie na swoją "limuzynę" - jedna pani bardo się spieszy, już! już! pierwsza wpada do wagonu, jak się później okazało, do mojego przedziału. Gdy już dotarłam, pasażerka ma już pieczołowicie ułożone bagaże, a sama umościła się na siedzeniu pod oknem - moim siedzeniu. Za mną wchodzą kolejne osoby z miejscówką w tym przedziale, informuję panią, że to miejsce jest wykupione przeze mnie, pani z bezczelnym uśmieszkiem odpowiada:
- Ach, no tak.
I wynosi się z przedziału - znowuż podła ja nie wstydziłam się poprosić o ustąpienie swojego miejsca. A mogłam uprzejmie stanąć na korytarzu.

Kajam się.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (42)
zarchiwizowany

#51396

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień durnych rowerzystów dzisiaj, czy co?
Jeden z większych węzłów przesiadkowych w Poznaniu, gdzie praktycznie bez przerwy przelewają się tłumy pasażerów wysiadających z licznie przyjeżdżających autobusów podmiejskich, godziny poranne, więc ludzi więcej, niż w południe.
Idę w jednej z takich grupek. Nagle w osobę przede mną omal nie wjeżdża rowerzysta w wieku około pięćdziesięciu lat. Pan cudem ją wymija.
- NIE SPAĆ! - zakrzyknął rześko, po czym z poczuciem spełnionego obowiązku oraz dumny ze swojej ciętej riposty, odjechał w dal.
Sęk w tym, że w tym miejscu widoczność ogranicza dość spory słup ogłoszeniowy, a ludzi jest tam zawsze wielu, więc rozwijanie w tym miejscu sporych szybkości jest dość niebezpieczne.
Nie spać? A może lepiej najpierw myśleć?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (163)
zarchiwizowany

#44489

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym tygodniu w kilka osób ratowaliśmy młodą kobietę - leżała na chodniku, twarzą w śniegu. Po stwierdzeniu, że jest nieprzytomna, ale oddycha, zanieśliśmy ją do remontowanego właśnie budynku dworca: na szczęście, mimo niedzieli późnym wieczorem, panowie akurat pracowali. Gdy kobieta oprzytomniała, poinformowała nas o tym, że ma padaczkę. Kiedy ratownik spytał ją, czy bierze na tę padaczkę leki, odparła:
- Nie.
Spojrzałam przez okno: na zewnątrz jakieś -10 stopni Celsjusza, śnieżyca, niemal pusta droga. Niewielkie szanse, by o tej porze ktoś przejeżdżał tą ulicą, rzadko zdarza się, że ktoś remontuje budynek w niedzielę w nocy. Nie wiemy, jak długo leżała na ulicy.
Ma dziewczyna padaczkę i nie bierze leków.
Aha.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (292)
zarchiwizowany

#30135

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Serdeczne podziękowania dla całego MPK. Zniknięcie jeżdżącego raz na godzinę autobusu nocnego zapewniło mi dwugodzinne posiedzenie na Śródce. Takiej adrenaliny nie miałam od egzaminu na prawko. Wielkie dzięki.
MPK Poznań - niezapomniane emocje.

MPK Poznań

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (34)
zarchiwizowany

#25701

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W piątej klasie podstawówki zmieniono mi katechetkę.
Pani ta miała dość ciekawy system oceniania - wiadomo, na takim etapie nauczania religii skupiała się na klepaniu formułek. Interesujące jednak było to, jak odpowiednie modlitwy dobierała uczniom.
W każdej klasie bywają osoby zdolniejsze, mniej zdolne i lenie. Dlatego uczniowie z kategorii drugiej i trzeciej otrzymywali łatwiejsze modlitwy - Zdrowaś Maryjo, Dziesięć Przykazań. Cóż w tym dziwnego? Dobrzy uczniowie dostawali o wiele trudniejsze formułki. Cóż w tym dziwnego? Tekst Dziesięciu Przykazań był wywieszony nad tablicą...
Miliard lat temu byłam jedną z lepszych uczennic w szkole - nie kujonem, bo nigdy nie splamiłam się siedzeniem nad książką, za co cierpiałam w liceum i cierpię na studiach. Mimo to zawsze jakieś ambicje we mnie siedziały. Kto z chodzących na religię nie chciałby otrzymać szóstki na świadectwie? Niestety, nie było mi to dane. Warunkiem koniecznym do otrzymania oceny powyżej czwórki było uczestniczenie w wielu okazyjnych nabożeństwach (różaniec, roraty) w kościele obok szkoły. Kogo to obchodzi, że na początku podstawówki się wyprowadziłam i o wiele bliżej mi było do własnego? Nie, koniecznie trzeba było udać się do kościółka przy szkole. Jakoś rodzice nie byli skorzy do wysyłania mnie o 18 na różaniec do kościoła znajdującego się w blokowisku.

Zapewne jest to mało piekielna historyjka, ale wspominając te czasy zastanawia mnie jedno: jak to możliwe, że - biorąc pod uwagę "świętość" tego przedmiotu - religii uczyła mnie rozwódka?

szkoła

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (41)
zarchiwizowany

#22687

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro wielu użytkowników przypomniało sobie czasy szkolnej ławy/męczarni studenckich to i ja sobie pozwolę powspominać.
Za każdym razem, gdy wspomnę tę sytuację, okazuje się, że moje ręce są tak długie, że mogą dotknąć podłogi, a czoło ma bliskie spotkanie trzeciego stopnia z biurkiem.

Były to czasy, gdy chodziłam do gimnazjum. Jak wielu uczniów, kombinowaliśmy, jak by tu zdobyć ładną ocenkę i się nie narobić. W przypadku biologii było to o tyle proste, że nauczycielka od lat dawała te same wersje prac klasowych i trzymała je w biurku, którego nie zamykała na klucz. Ponieważ nauczycielka często wychodziła na chwilę, koledzy z pierwszych ławek wykorzystywali tę chwilę na zwędzenie po jednym sprawdzianie z każdej grupy. W kolejnym etapie operacji kartki wędrowały do mnie. W domu trochę samodzielnie, trochę z pomocą podręcznika rozwiązywałam te testy, a na następny dzień chętne osoby kserowały sobie gotowce. Było to zazwyczaj trzy, cztery dni przed sprawdzianem. Dość czasu, by się nauczyć trzydziestu pytań na pamięć.
Niestety, były osoby zbyt głupie lub zbyt leniwe, by umiejętnie wykorzystać takie ułatwienie.
Akurat przed tą pracą klasową gotowce wyciekły do równoległej klasy, powiedzmy że B. Dzień po sprawdzianie w B afera na całą szkołę - uczniowie kradną prace klasowe.
Wyrazy uznania należą się osobnikom, którzy uznali, że nie będą się przemęczać i wezmą dwa arkusze A4 jako ściągę. Dodatkowe noty za styl przyznano zawodnikowi, który w pięknym stylu upuścił rzeczone ściągi. Pod nogi nauczycielki. Od tego czasu biurko wzbogaciło się o zamek i kluczyk i tak zakończyło się ułatwianie sobie nauki. Najwyraźniej nigdy nie jest dość łatwo, by nie mogło być "lepiej".

Niby nic nie zdarza się dwa razy, a ludzie uczą się na błędach. Błąd. Sytuacja bliźniacza wydarzyła się później na sprawdzianie z fizyki: szczegóły operacji jak i dekonspiracja były bliźniaczo podobne.

Mimo to do dziś nie mogę uwierzyć we własne szczęście, że nauczyciele nie szukali autora gotowców po charakterze pisma, bo gdyby tak się wydarzyło, miałabym o wiele większe kłopoty niż kretyni z amputacją mózgu - w końcu byłabym pierwszą podejrzaną w sprawie kradzieży.

Bo kombinować to trzeba jednak umieć...

Ach szkolna ławka...

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (228)
zarchiwizowany

#15903

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wspomniałam we wcześniejszej historii, pracuję na infolinii DOBRY NUMER TP.

Przyjaciółka opowiedziała mi o swoim kliencie, który buractwem przebił każdą osobę, jaką znałam.
Pan, jak twierdził "mieszkaniec Warszawy" zgubił się we własnym mieście. Życzył sobie, by naprowadzić go w konkretne miejsce, jednak jako punkty orientacyjne służyły mu budynki. Przyjaciółka, która w Warszawie była raz w życiu przelotem nie miała prawa wiedzieć, gdzie ten pan się znajduje. Próbowała zasugerować, żeby podawał nazwy ulic, które mają dziwny zwyczaj być umieszczone na tabliczkach na każdym z skrzyżowań (mogła mu pomóc, patrząc na mapę w internecie).
Pan w szok i oburzenie.
- Jak to, pani nie jest z Warszawy?!
- Nie, proszę pana, nie jestem z Warszawy.
- A skąd pani jest?
- Z Poznania.
- Z PYRAMI NIE BĘDĘ GADAŁ! - pan się rozłączył.
Cóż, najwyraźniej ktoś, kto jest takim fajtłapą, że gubi się we własnym mieście, jest zbyt wspaniały, by prosić o pomoc kogoś z "prowincji".

Poznań vs. Warszawa

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (158)
zarchiwizowany

#15894

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krążąc po internecie, można się natknąć na dyskusję między mieszkańcami Warszawy, a... resztą kraju. Mieszkańcy stolicy są atakowani za swoją wyniosłość, potrzebę lansu, cwaniactwo.
Oczywiście, wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące, ale spora grupa osób bardzo się stara, by niechlubną opinię o Warszawiakach podtrzymać.
Pracuję na infolinii DOBRY NUMER TP. Na infolinii tej można zapytać się dosłownie o wszystko: o rozkład PKP, PKS, jak dojść z jednego miejsca do drugiego, dyżury aptek, adresy i numery telefonów firm, sklepów. Dzwonią do nas ludzie z całej Polski. Ale dziwnym trafem piekielnymi są niemal wyłącznie Warszawiacy.
Infolinia mieści się w Poznaniu, co jest istotne dla jednej z opowieści.

Przy zapytaniach o połączenia kolejowe, gdy słyszę, że klient wyjeżdża z Dworca Zachodniego, wpadam w konsternację - znam co najmniej dwa miasta, w których mieści się dworzec Zachodni, a mogę się założyć, że jest ich więcej. Gdy pytam, jaka miejscowość interesuje klienta, słyszę oburzone "No przecież z WARSZAWY!".
Podobną reakcję słyszę, gdy mam czelność nie mieć zdolności użytkowniczki Werbeny i nie zgaduję, skąd wyjeżdża.

Inny przykład na przekonanie mieszkańców Warszawy o tym, że ich miasto jest jedynym istniejącym w Polsce: zapytanie o dyżury aptek i po wyciągnięciu informacji, że klient ma na myśli stolicę - reakcją jest szok: "A to nie jest infolinia w Warszawie?" czy "A ja myślałem, że ta infolinia jest TYLKO dla Warszawy...".
Oczywiście wymaganie idealnej znajomości rozmieszczenia warszawskich dzielnic jest na porządku dziennym.

Jak tu nie "Zakochać się w Warszawie"?

Najostrzejszy foch z przytupem zasługuje na osobny wpis, którego nie omieszkam umieścić trochę później.

Poznań vs. Warszawa

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (148)
zarchiwizowany

#14180

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Svaria i ja zanudzamy Was historyjkami o Wiraż-Busie.
Gwoli przypomnienia, jest to firma obsługująca transport publiczny na terenie miasta i gminy Swarzędz. Tego, co wydarzyło się wczoraj, nie odpuszczę.
Jechałam sobie autobusem wyżej wymienionej linii do Poznania, gdy zadzwonił mój telefon. Dzwoniła pielęgniarka z przychodni, informując, że jest u niej moja babcia ze sporą raną na ręce - trzeba było zawieźć ją do szpitala na prześwietlenie, czy przypadkiem żadna kość się nie złamała. Na szczęście ujechałam zaledwie jeden przystanek, więc wyleciałam z autobusu, zaalarmowałam mamę, by czekała na nas w szpitalu, ojca, by wziął samochód, dobiegłam do domu i wyruszyłam po babcię. Gdy ta opowiedziała nam, co się stało, myślałam, że coś rozwalę.
Kierowcy Wiraż-Busu są znani z delikatnie mówiąc brawurowego stylu jazdy. Rozpędzanie się do 60 km/h na drodze z ograniczeniem do 30 km/h oraz gwałtowne hamowanie przed progami zwalniającymi są na porządku dziennym.
Tego dnia babcia wybierała się na cmentarz. Wsiadła do autobusu i niestety nie doszła do miejsca siedzącego. Autobus niemal z piskiem opon ruszył do przodu, a ona upadła na plecy. Na ręce pojawiła się duża rana, natychmiast ktoś pobiegł do niej tamować krwotok. Myślicie, że kierowca zareagował(MUSIAŁ widzieć poruszenie w autobusie i słyszeć płacz babci)? Nie, najzwyczajniej w świecie jechał sobie dalej. Na szczęście skończyło się na szyciu ręki i siniakach na całym ciele. Boję się pomyśleć, co by się stało, gdyby babcia, upadając, uderzyła się w głowę... W sumie cud, że nie doszło do złamania, a to nie jest trudne u ponad 80 - letniej kobiety.

Wiraż-Bus

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (207)
zarchiwizowany

#11815

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie doświadczam uroków życia z przedszkolem za płotem.
Bez informowania mieszkańców przedszkole zorganizowało "piknik rodzinny". Muzyka huczy tak, że trzęsie się woda w szklance, DJ drze mordę, a ja tracę nadzieję, że we własnym domu można się uczyć do egzaminu.
Niech żyją piekielne przedszkolanki.

Zza płotu

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (203)