Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Monomotapa

Zamieszcza historie od: 1 stycznia 2011 - 11:19
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 11:16
Gadu-gadu: 9348988
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 6 z 20
  • Punktów za historie: 3169
  • Komentarzy: 1289
  • Punktów za komentarze: 11126
 

#86379

przez ~Kierman454 ·
| Do ulubionych
Jestem kierowcą autobusu.
1 kwietnia wprowadzono ostrzejsze zasady dotyczące walki z koronawirusem. Jedna z nich dotyczyła zakazu zgromadzeń. Dla opornych nieprzestrzegających zasad przewidziano kary nawet do 30 tysięcy zł.

Wiele osób posłuchało apeli i pozostało w domach. Ja niestety nie mogłem. Ktoś musi do pracy dowieźć tych, co tak jak ja nie mogą pracować zdalnie.

Podczas postoju na pętli zauważyłem siedzących pod wiatą czterech obywateli świata zwanych inaczej żulami. Panowie nie dość, że łamali przepisy dotyczące kwarantanny, to jeszcze ostentacyjnie popijali sobie piwo.

Nie chciałem osobiście narażać się na kontakt, więc wyjąłem telefon i zadzwoniłem po straż miejską, opisując całą sytuację. Miła pani po drugiej stronie słuchawki poinformowała mnie, że zaraz wyśle załogę.

Wykonałem kurs od pętli do pętli. Zajęło mi to prawie 1,5h. Żule jak siedzieli wcześniej, tak siedzieli nadal. Tylko już nie czterech lecz pięciu. W pewnym momencie najwyraźniej skończył im się alkohol, bo przez nikogo niepokojeni wsiedli całą gromadą do autobusu stojącego przede mną, i odjechali w poszukiwaniu dalszych przygód.

komunikacja_miejska

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (131)
zarchiwizowany

#73081

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałam napisać drugą część trylogii. Pierwsza część: http://piekielni.pl/72894

Rozdział II
"Z rodziną to tylko na zdjęciach"

Nie tylko ja postanowiłam zacząć nowe życie na wyspach. Pewnego dnia mój Kuzynek spakował się, wsiadł w auto i pojechał szukać szczęścia w UK. Po miesiącu napisał do mnie że niema gdzie mieszkać, że jest spłukany i w ogóle jak to mu źle i niedobrze. Jako że mieszkaliśmy sami i jeden pokój stał pusty, to postanowiliśmy że w końcu rodzina to pomożemy. Układ był prosty, dopóki nie zacznie pracować to mieszka za darmo ale potem ma się dokładać do czynszu całe 60 funtów tygodniowo i że nie życzę sobie żeby palił w pokoju. Mam zadaszony balkon więc raczej problemu nie było Kuzynek języka ni w ząb więc pomogłam mu zdobyć pracę. Jeździłam z nim po agencjach pracy, wypełniałam dokumenty, dzwoniłam, tłumaczyłam. Jak na kogoś bez języka dostał pracę bardzo szybko, godziwa stawka, pełen etat. Na początku sielanka, ale już po paru tygodniach się zaczęło. Płacił jak się przypomniało, oczywiście palił w pokoju. Po kilku miesiącach wylądowałam w szpitalu o czym jest poprzednia historia. Mojej gorszej połowy przez ten czas nie było, napisze o tym niebawem.
Kuzynek podczas pobytu w cudownej placówce zdrowia zadzwonił raz...
-halo
- hej osiołek, dostałem smsa, możesz przetłumaczyć? wyśle ci go, no to pa.
Ani cześć ani spadaj ani pocałuj mnie w 4 litery.

Po operacji mnie odwiedził, zmuszony przez jego mamę, moją ciotkę, ale to jedyny przejaw troski (w tym czasie mieszkała w Londynie) Po powrocie byłam spłukana, z chorobowego nie miałam jak opłacić czynszu i rachunków. Kuzyneczek nawet nie pomyślał żeby mi jakoś pomóc, o czynszu też zapomniał. Kiedy leżałam w szpitalu to mnie okradał. Miałam skarbonkę pełną drobniaków, ważyła kilka kilogramów, sporą kolekcje alkoholi. W skarbonce zostało coś na dnie, zniknęła większa część trunków. Nie jest to może niewiadomo co ale kradzież to kradzież. Dobrze że sąsiadka miała klucze, pod moją nieobecność podlewała kwiatki i karmiła kota. Chwile po moim powrocie sprowadził kumpla, że niby na dwie noce i został na dwa miesiące. Pieniędzy nadał nie widziałam. Prosiłam, błagałam, krzyczałam a on nic.

Nie szanował mnie ani pokoju, kiedy brakowało kubków wystarczyło wejść do jego jaskini, pokojem bym tego nie nazwała, a koło jego barłogu gdzie sypiał stała kolekcja naczyń i puszek, butelek pełnych petów. Po ilości pleśni można było oszacować ile stały. W pokoju śmierdziało. Nie używał grzejnika, nie otwierał okna bo zimno, a że palił jak smok to w pokoju ledwo było coś widać. Pewnego dnia po prostu się wyprowadził, ponad rok temu. Ściany zmieniły kolor. W pokoju miał i tu nie żartuje pół ściany pokrytej grzybem. Trzy dni z mamą sprzątałyśmy by pokój nadawał się do czegokolwiek.

Wisi mi 500 funtów, obiecywał że spłaci ale zamiast pieniędzy dostawałam tylko listy z policji, mandatów też nie płacił. Teraz siedzi w Dani a na fb wrzuca zdjęcia typu "plażing and smażing" "imprezka" "nowe autko" etc etc pokazując jak mu się powodzi. Jak się upomniałam to jeszcze zostałam zbesztana że oczerniam go i teraz jest czarną owcą, jak wypomniałam że jak wylądowałam w szpitalu to się zainteresował co ze mną to usłyszałam "mną też się nie interesuje a jaki chory jestem" (ma padaczkę).

Z pewnych źródeł dowiedziałam się później że całą wypłatę wydawał na prochy.

zagranica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 37 (133)
zarchiwizowany

#70283

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Czas jakiś temu zostałam zjechana za historię http://piekielni.pl/61914. Pojawiły się komentarze, że jestem kolejną "mamuśką", która będzie chciała ciągnąć państwową kasę, bo "się należy".
Od państwa wyciągnęłam becikowe. Poza tym - ani złotówki. A sprawę sądową, o ustalenie stosunku pracy - wygrałam. Piszę to z jednego względu - walczcie o swoje. Nawet, jeśli w naiwności swej, dacie się "wydymać". To, że ktoś Was oszukał nie jest powodem do wstydu. To oszust ma się wstydzić, a nie Wy! Ufność i wiara w ludzi jest zaletą. Oszukiwanie i bazowanie na cudzej naiwności - wadą. Spryt i cwaniactwo nie są zaletami. Świat jest prosty.
Peace.

call_center Piekielni

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (199)

#65581

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jestem katoliczką. Tak, wiem jakie to okropne, w końcu katole to, katole tamto. Ja jednak nie lubię rozmawiać o wierze, nie nakłaniam też ateistów/ludzi innej wiary/członków sekt do zmiany przekonań i tego samego też wymagam dla swojej osoby. Niestety w życiu nie może być zbyt kolorowo.

Mam koleżankę, gdyby była katolikiem, idealnie wpisałaby się w historie o wyznawczyniach Rydzyka, obrończyń krzyża i moherów mających za sens życia nawracanie niewierzących wszelkimi sposobami. Cóż, koleżanka jest przykładem agresywnego ateisty. Odkąd pamiętam, lubiła wyśmiewać się z Biblii, podawać dowody na jej fikcyjność, podsyłać mi linki do dokumentów obalających wierzenia chrześcijańskie. Drażniło mnie to, jednak starałam się ignorować zaczepki, zmieniałam temat, uznawałam dyskusję za jałową, bo wiedziałam, że ani ona nie zmieni zdania pod moim wpływem, ani tym bardziej ja pod jej wpływem.

Pewnego dnia pochwaliła mi się, że wypisała się z kościoła i nakłoniła do tego czynu młodszego brata. Spytałam czy musiała to robić, bo dla jej rodziców był to jednak cios, tym bardziej że przecież nie zmuszali jej do uczęszczania na msze ani do modlitw. Machnęła ręką, i uznała że ja też jak najszybciej powinnam, bo księża to pedofile i ona nie będzie w żaden sposób powiązana z tą zdradziecką sektą. Od tamtego dnia nakłanianie mnie na podobny krok trwało codziennie, przez MIESIĄC.

Uszanowawszy jej poglądy, nie wysyłałam jej życzeń na święta, nie rozmawiałam z nią także jak je spędziła, mimo to kiedy tylko spotykałam się z nią po tych wydarzeniach, padały pogardliwe pytania o "czczenie fikcyjnego boga, i danie na tacę w tej intencji". Miarka się przebrała gdy spotkałam się z nią prowadząc za rękę moją 4-letnią bratanicę.
Idiotka zaczęła pytać dziecka, czy jest tak samo głupiutkie jak ciocia, i wierzy w bajki o jakimś bożku, który patrzy na nas z góry. Wkurzyło mnie to z dwóch powodów:
1. Jestem katoliczką i bolą mnie takie słowa.
2. Za wychowanie małego dziecka odpowiadają rodzice. Nie mówię, że za 14 lat bratanica nie zmieni zdania i stwierdzi, że jest ateistką. Jednak na tą chwilę tak burackie zachowanie było poniżej wszelkiej krytyki.

Wojująca ateistka dostała porządny opierdziel (chociaż i ręka mi świerzbiła) oraz dożywotni zakaz odzywania się do mnie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale teraz przynajmniej mam święty spokój.

wojująca ateistka

Skomentuj (167) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (951)
zarchiwizowany

#62653

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Witam,
Dziś będzie o jednej z moich przygód mieszkaniowych.
Pomijając smaczki typu ogłoszenia o wolnym pokoju, gdzie właściciel zapomniał wspomnieć że wprawdzie to on udostępni pokój, ale dziewczynie, najlepiej szczupłej blondynce, "bo przecież każda studentka taka jest" ze zniżką pod warunkiem zabiegów wiadomych, trafiła się istna perełka piekielności.
Widzę ogłoszenie na słupie-dzwonię. Odbiera facet. Tak, on udostępni pokój, bo dostał mieszkanie hehehe i nie ma za bardzo jak je utrzymać, hehe. Typowy śmieszek.
Przyjeżdżam, oglądam. Cudów nie ma, bo i nigdy nie było jak i nie będzie w tej sprawie. Typowe mieszkanko w niewysokim bloku. "Ciasne, ale własne, hehe"-jak mówił facet. Obchodzimy mieszkanie, facet sypie żartami, śmiesznymi wstawkami jak z rękawa. Nic nie zapowiada piekielności, żadna czerwona lampka się nie pali.
Biorę, zgadzam się, wprowadzam się. Od tego miejsca, faceta będę nazywać Furiatem. Normalnie było z tydzień. Potem, szanowny pan zapomniał fakt iż bratem ni wychowankiem jego nie jestem i zaczął się wydzierać.
*prysznic*
-PO CO TEGO TYLE TEJ WODY? CHCESZ MNIE DO RUINY DOPROWADZIĆ? JUŻ 20 MINUT SIEDZISZ KUR*A!
-Dosłownie pięć minut człowieku. Mam komórkę więc wiem jaki jest czas.
-KOMÓRKĘ? TY SIEDZISZ TAM I SIĘ BAWISZ, GRASZ NA KOMÓRCE, DZWONISZ(WTF?!) I JA ZARAZ ODŁACZĘ! WODĘ ODŁĄCZE, PRĄD ODŁĄCZĘ I ZOBACZYMY!(takie darcie japy przez cały czas, rąbanie, którego mogłoby się uczyć Gestapo gratis)

*wieczór, 22.00, siedzę nad artykułem(przeczytać, opisać, wypisać kontrargumenty-uroki studiów)
Enemy Furiat appears:
-CO TY KUR*A ROBISZ? NO JA SIĘ PYTAM CO TY ROBISZ?
-Jeżdżę z małpą na monocyklu. A na co to wygląda? Praca na studia.
-TERAZ PRACĘ ROBISZ?! JA TO ROBIŁEM KIEDY MI ZADALI! DOBRZE ROBIŁEM! ZAWSZE ROBIŁEM!
-Kiedy zadali? To super bo to właśnie praca z dziś na jutro. Niewiele mi zostało.
-CO KUR*A? NOC JEST! CISZA NOCNA JEST! W NOCY NIE PRACUJE SIĘ! MASZ PRZESTAĆ!
-Co najmniej wątpię. Mam pracę i muszę ją wykonać, a nie robię tego głośno, w przeciwieństwie do twojego szeptu.
-CO? JA CI TO KUR*A POWYŁANCZAM!
*wszystko pada, Furiat wyłączył korki(wyłączył? wyjął? najmnocniej przepraszam, nie znam się), tablet 75% baterii nadal działa, wracam do pracy, wpisuję w wujka Google hasło "mieszkanie do wynajęcia"*
-CO TY KUR*A ODPIER*ALASZ? PRĄD KRADNIESZ! JA NA POLICJĘ ZADZWONIĘ! ZAMKNĄ CIĘ GNOJU! WIDZISZ! STUKAJĄ Z DOŁU!
-Stukają żebyś wreszcie zamknął ryj i przestał się wiecznie drzeć.
-(po lekkim zapowietrzeniu)WYPIER*ALAJ! JUŻ ZABIERAJ SIĘ I WYPIER*ALAJ!
Zgodnie z życzeniem obu stron, nocowałem u kolegi. Rzeczy swoje zabrałem dnia następnego. O kasę już nie miałem nawet siły przekrzykiwać się z Furiatem.
Jeśli ktokolwiek znajdzie na Ruczaju ogłoszenie od około 35-letniego "jajcarza", miłego do bólu UCIEKAJCIE.

mieszkanie do wynajęcia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 270 (384)
zarchiwizowany

#62645

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Hejka.
Długo mnie nie było, dużo się zdarzyło. W wielkim skrócie: dopiero teraz jestem w stanie mieć internet, wynajmuję mieszkanie, a piekielnych historii mam co niemiara.

Jedną z najświeższych piekielności pokazał monter internetowy.
Wpadł 3 godziny po czasie(przecież ludzie to codziennie siedzą tylko w domu, nie?), popatrzył na gołą ścianę i naraz wypalił:
-Nie da się.
I niczym kohorta harcowników ruszył w stronę drzwi. Dopadłem go tuż przy wyjściu:
-Zaraz, co się nie da?
-No panie, tutaj to wszystko nowe trzeba kłaść ale nie da się.
-No ale co się nie da?
-Kabli założyć.
-Ale tu kable są, wystarczy podłączyć.
-(Westchnięcie)To ja idę podłączać.
(w oddali szept)Kur*a je*any się zna...
Skarga poszła.

monter

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (385)

#53227

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Ponieważ mamy wakacje, będzie wakacyjnie.
O urlopie sprzed kilku lat, dokładnie, to o urokach nowoczesności w tradycyjnym Zakopanem.
Nie jestem człowiekiem mocno starej daty, jednak wynalazki ostatnich lat czasami mnie przerastają.
Najbardziej te, po których zostaje trauma na lata całe...

Córka moja najstarsza zmusiła mnie do wypadu do aquaparku.
Bo fajnie, bo zabawy we wodzie superaszcze są...
Nie mając wyjścia, założyłem kąpielowe bokserki, w garść chwyciłem nieodłączną reklamówkę z klapkami i ręcznikami i - w drogę!
Początek był zgoła niewinny. Bilety, szatnia, natrysk.
Potem powstał problem, co zrobić najpierw, na co się wybrać.
Ja optowałem za basenem. Albo dużym, do pływania, w tym zewnętrznym, z widokiem na Tatry, albo takim z masażami.
Coby stare plecy poratować.
Ale latorośl moja piekielna wymagała adrenaliny!!!
Czyli zjeżdżalni.
Największą, kończącą swój bieg w basenie zewnętrznym, odrzuciłem po krótkiej obserwacji.
Otóż, byłem świadkiem, jak młodzieniec lat około 16, z zapałem tłumaczył kumplowi, że tą rurą jedzie się fajnie tylko głową naprzód. Bo woda spod nóg nie pryska, a i wrażenia lepsze.
I pojechał.
Z rury wypadł najpierw instruktor zjeżdżalnictwa, a po jakichś trzech minutach jego gacie...
Góry w odwiecznym milczeniu zniosły tą profanację.

Potem spróbowałem sił w zjeździe wspólnym po pochylni otwartej. Bo miałem w pamięci opowieści Szefa, który rok wcześniej utknął a słowackiej rurze.
A że walczymy w podobnej kategorii... sami rozumiecie.
Zjazd okazał się klapą na miarę Kac Wawa. Bo, ze względu na masę, musiałem się kilkakrotnie odpychać, coby nabrać jakiejkolwiek prędkości zjazdowej.

W końcu, moja piekielna córka zoczyła w oddali TO.
Otwartą zjeżdżalnię o nachyleniu gazyliona stopni, długości kilkunastu metrów, kończącą się w mikrym baseniku.
Wśród zwierzęcych pisków ekscytacji zostałem zawleczony ku wrotom piekieł.
Córcia pojechała pierwsza.
Z piskiem wpadła do basenu, a że wagowo walczy w kategorii z jedną nogą Małysza, odbiła się kilkakrotnie od powierzchni i zadowolona opuściła basen.
Wtedy przyszła kolej na mnie.
Pomodliłem się przelotnie, a potem rozpocząłem najgorsze kilka sekund życia.
Po odepchnięciu się, w ciągu kilku chwil, nabrałem sporego ułamka prędkości dźwięku.
Moje stateczne bokserki zostały zredukowane do stringów i wciśnięte tam, gdzie od ładnych kilku lat starałem się pieluchy nie nosić...
Toteż, szorowałem gołym zadkiem po plastiku. Przysiągłbym, że czułem smród spalenizny...
Żeby choć trochę zmniejszyć tempo spadania w czeluść, rozłożyłem nogi.
Nie zwolniłem, za to u dołu pochylni malowniczo klasnąłem dość wrażliwymi elementami anatomii o lustro wody...
Z narastającym wytrzeszczem zaliczyłem jeszcze dwa trafienia kością ogonową o dno basenu, po czym wypadłem zeń z całkiem sporym impetem.
Tocząc wokół błędnym wzrokiem, wstałem. Piekły mnie czerwone plecy i przyległości. Tępy ból w kroczu pulsował w rytm tętna- jakieś 200/ minutę.
Zaś kąpielówki miałem ewidentnie typu Borata: stringi w kroku, guma pod brodą...
Był to jeden z niewielu razów, kiedy żałowałem, że nie piję.

Chciałem z tego miejsca serdecznie pozdrowić konstruktorów owego piekielnego urządzenia.
I zapytać, czy nie dałoby się założyć, że zechce z niego skorzystać ktoś, kto posturą przypomina bardziej baobab, niż mimozę?
I dla niego zrobić ciut głębszy i dłuższy basenik?
Albo chociaż powiesić kartkę z ostrzeżeniem: "ważysz 100+, skończysz z gatkami w jelicie grubym"?
Byłbym niezmiernie zobowiązany...

akfapark...

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1816 (2038)

#37898

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początek dodam, że pracuję w sieci marketów nie z tej planety.
Coś dla ludzi o mocnych nerwach.
Ostrzegam, że może mózg zaboleć...

- Szukam Batman Arkham City na PS3.
- Niestety nie ma.
- Ale była?
- Tak.
- Ale nie ma?
- Nie.
- Ale kiedyś była?
- Tak.
- A dlaczego nie ma?
- Bo się sprzedała.
- A dlaczego?
- Bo to fajna gra jest.
- Aha.
Niezręczna minuta ciszy...
- A ta gra, to ile gier tu jest? (Uncharted Trylogia)
- 3 gry.
- Czyli więcej niż jedna?
- Tak.
- A ile kosztuje?
- 219zł.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 219.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 219zł.
- Czyli ile?
- 219zł.
- Czyli 3 stówy?
- Nie. 219.
- Czyli ile?
- 200 i 19.
- Czyli 200 i 19 groszy?
- Nie, 219.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 200 zł i jeszcze 19zł.
- Czyli 2 stówy?
- Nie. 200 zł i doda pan jeszcze 19zł, to ile to wg pana będzie?
- ...2 stówy...
- I....
- 19zł?
- Tak.
- Czyli jednak 2 stówy?

Żałuję, że nie chodzę z włączonym dyktafonem...

Saturn

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1515 (1609)

#52692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pamiętacie klienta, który nie potrafił odgadnąć ile gier jest w trylogii oraz dla którego 219zł to były na przemian 2 stówy albo 3 stówy? (http://piekielni.pl/37898)
Wrócił...

Podchodzi do mnie i jeszcze nie skojarzyłem, że go znam. Jeszcze nie.
- Proszę, a może pan podejść?
- Tak oczywiście - odpowiadam zdziwiony formą pytania.
- Bo tutaj jest puste pudełko (zamówienie przedpremierowe GTA V).
- Tak bo jest to pre-order.
Chwila namysłu i już coś mi zaczynało świtać w głowie, że znam skądś ten wyraz twarzy.
- Czyli w środku nie ma płyty?
- Nie.
Tutaj następuje moment, w którym wiele osób zastanawia się o co się go jeszcze spytać, czym mu jeszcze zepsuć dzień dzisiaj.
- A o co chodzi z tym?
I podaje mi do ręki preorder na konsolę PlayStation 4 o wartości 100zł.
Tłumaczę, że można zamówić konsolę i odebrać ją po premierze ale trzeba uiścić wpierw kwotę zaliczki.
- A kiedy ta konsola wychodzi?
- Stawiam, że październik albo listopad tego roku.
- Ale tego roku?

Tutaj mnie trafiło niczym grom z jasnego nieba, niczym opłata dla cygana za wywóz gruzu. Niemożliwe. To on. Wrócił. Silniejszy. A ja byłem na to nieprzygotowany.

- Tak tego roku.
- Ale tego roku 2013 czy następnego?
- 2013.
Odwraca pudełko i z drugiej strony jest wizualizacja kilku gier, które mają być dostępne na PS4 po premierze.
- A jak te gry mam odpalić?
- Nie rozumiem.
- No jak mam je uruchomić na Ps3?
- Nie ma jak, bo to jest tylko wizualizacja, a poza tym te tytuły będą dostępne na PS4 (nie chciało mi się tłumaczyć, że Watch Dogs dostanie też na PS3 bo to nie miało sensu).
- No dobrze ale gdzie te gry są?

I obraca pudełko, szuka informacji o tym, że proszek w środku należy podlać gorącą wodą co da w efekcie gry instant. Ja na spokojnie tłumaczę jeszcze raz coś co już powiedziałem.

- A GTA V kiedy wychodzi?
- 17go września tego roku (tak powiedziałem to celowo)
- Ale tego roku?
- Tak.
- A wyjdzie przed PlayStation 4?
- Tak.
- Ale tego roku czy następnego?
- Tego roku.
- Ale 2013 tak?
- Tak. 2013. Za niecałe 2 miesiące.
- Ale przed tym czy po tym? - i wskazuje na pre order PS4.
- Przed tym. Wpierw wychodzi GTA V a potem PS4.
- Aha - stwierdził ale jego mina nadal wskazywała wyraźnie na to, że próbuje ustalić ile razy jeszcze w tym roku będzie wrzesień. Myśląc, że to koniec myliłem się, bo oto wrócił mój koszmar w postaci ceny danego produktu.
- A ile kosztuje Księga Czarów?
- 159zł.
- Czyli stówę?
- Nie. 159zł.
- Czyli ile?
- 159zł.
- Czyli dwie stówy?
- Nie proszę pana, 159zł.
- Czyli stówa i pięć dych?
- Nie. 159zł.
- Czyli stówa?
- Nie proszę pana. 100 złotych + 50 złotych + 9 złotych.
- Czyli 159zł?
- Tak! - powiedziałem z niekrytą radością niemalże klaszcząc dłońmi.
- Czyli stówę?
I w pi*du cały misterny plan poszedł się je*ać.
Po chwili zostałem wybawiony z opresji przed klienta, który przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się tej rozmowie i miał wyraźnie poprawiony humor.

Spytam ponownie jak już kiedyś pytałem.
Dlaczego Ja?

Piekło

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1298 (1380)
zarchiwizowany

#50187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z pewnej księgarni w Lublinie należącej do sieci Expans. Dlaczego posuwam się do opisania jej tutaj? Voila, oto powody:
Kupiłam na wyprzedaży ostatni egzemplarz pewnej książki, oraz drugą, nie ostatnią ze swego gatunku. Książki klejone, przejrzane na ile się dało, ok. Szanuję je i nie niszczę przeglądając tak jak większość klientów tego typu przybytków. Płacę, wychodzę. Dwa dni później otwieram mój ostatni egzemplarz i co? Pierwsze 50 stron wyfruwa oderwane od rzeczywistości (książki leżały spokojnie w szafce w firomym opakowaniu)... znaczy się grzbietu, Klej puścił. Po tygodniu (mam dwa miesiące na reklamację od wykrycia wady i rękojma sprzedawcy trwa 2 lata, o ile nie ma infromacji IDEALNIE widocznej że tylko rok) paragon w łapkę i jazda do księgarni. I co następuje.
- Pani reklamacji nie uzna bo widać, że książka klejona i kiedy ją kupowałam była ok. No dobrze, ale już nie jest. Wyłuszczam jej przepisy co do joty (czwarty rok prawa, zobowiązania, umowy i cywil to mój konik :) ona dalej swoje. Klejone książki mają wręcz obowiązek się rozwalić i mam ją całować w d... ze szczęścia jeśli tego nie zrobią.
- Bo termin minął. Proszę o pokazanie mi przepisów, które są ponad ustawami. Na ścianie regulamin składający się z trzech zdań, że oni przyjmują tylko reklamacje niedodruków i to tylko w terminie 5 dni od ZAKUPU. Pod spodem zmyślona ustawa.
- Pani zorientowawszy się, że rozmawia z przyszłym prawnikiem i nie wciśnie mu kitu pewnością siebie, oskarżyła mnie o zniszczenie książki podczas kserowania (kilkaset stron) i próbę wyłudzenia pieniędzy Dziwne, skoro PROSZĘ nie o zwrot kaski, ale o naprawę lub wymianę na nowy egzemplarz lub jeśli nie ma, to książkę w tej samej cenie z tej samej serii. Pokazuję paragon, kładąc na ladzie. Żadne prośby nie trafiają. Mówię, że zgłoszę nielegalne zapisy w umowie do stosownej instytucji.
- Syczącym tonem pani każe mi wypier...
- Dobrze, zabieram książkę i paragon, porozmawiamy inaczej, choć mam nadzieję w równie miłej atmosferze.
- Paragonu na ladzie nie ma i żadnego nie było (na szczęście zawsze robię odbitki i dzięki Bogu za ten nawyk!) Prośba o uzasadnienie odmowy przyjęcia reklamacji na piśmie wywołała bardzo nieprzyjemną scysję. Niemal wyrzuciła mnie z księgarni, jakbym to ja popełniła przestępstwo. W dumie ma mnie i urzędy, mogę ją w dupę pocałować!
Po przytoczeniu ww. przygody wielu osobom okazało się, że sporo osób tam wyrolowano, kradziono paragony przy reklamacji. Mają problem. Dorabiam sobie jako niania u chłopaczka, którego jedno z rodziców jest naczelnikiem organu kontroli. Tak, oni też zostali lojalnie ostrzeżeni przed tą firmą przez paskudnie potraktowaną klientkę...

księgarnia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (288)