Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mori

Zamieszcza historie od: 27 maja 2012 - 17:49
Ostatnio: 22 października 2020 - 11:03
  • Historii na głównej: 10 z 12
  • Punktów za historie: 2239
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 251
 
zarchiwizowany

#85087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuje na recepcji w siedzibie pewnej firmy. Tak się składa, że Biuro Obsługi Klienta znajduje się w zupełnie innym budynku, około 10 minut komunikacją miejską (o samochodzie nie mówiąc) lub 20 minut spacerkiem od siedziby.
Niestety ludzie albo dostają skądś złe informacje (głównie od firm współpracujących) albo widzą logo i wchodzą "przy okazji".
W takich wypadkach informuje, że niestety, będą musieli udać się do działu obsługi klienta podając adres, godziny pracy oraz, jeśli trzeba, dalsze instrukcje jak się tam dostać.
Dziś pzyszedł kolejny taki delikwent i oczywiście chce raport (jedna z usług firmy). Uprzejmie informuje pana, że trafił do siedziby, a raporty można uzyskać w dziale obsługi na ulicy X. I się zaczeło...
Bo on godzinę zmarnował i on nie ma czasu na jeżdżenie po mieście, zwłaszcza po(z?) centrum (żaden z budynków w centrum nie jest, najbliższy jest 10-20 min, zależnie od transportu).
I czemu mu w ogóle kazali w złe miejsce jechać, przecież on nie na czasu!
I to MOJA wina, bo nie daje informacji infolini(twierdził, że to stąd miał zły adres, jako, że infolinia o ile wiem jest w tym samym budynku, co biuro obsługi klienta, więc albo trafił na kogoś KOMPLETNIE niekompetentnego i nie mającego pojęcia gdzie pracuje, albo co bardziej prawdopodobne, nie chciało mu się dokładnie sprawdzić gdzie ma jechać, ale nie chciał się przyznać.), że tu gdzie przyjechał jest siedziba firmy. Wtf?
Najśmieszniejszy w tym wszystkim jest fakt, że wystarczyło wpisać nazwę firmy w google, by pięknie wyskoczył prawidłowy adres. Ale nie, niech pracownica recepcji z zupełnie innego budynku idzie szkolić infolinię biura obsługi klienta w sprawie tego GDZIE jest wyżej wymienione biuro.
Brak słów.

uslugi informacja recepcja infolinia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 22 (54)
zarchiwizowany

#80107

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko, bo zaraz idę do pracy na kolejną 11h zmianę.
Sąsiedzi z góry od chyba tygodnia czy dwóch (wedle relacji brata) cały dzień, tydzień czy weekend coś wiercą - wniosek: pewnie nowi sąsiedzi. Ok, przychodzę styrana z pracy. Śmichy chichy i rozmowy słyszę już wjeżdżając windą, ale jest przed 19, spoko, wolno im.
Godzina po 22. Śmiechy, rozmowy i ktoś jeszcze próbuje puszczać muzykę. Na szczęście na tyle cicho, że nie byłam najpierw pewna co to za szum, ale sufit mi wibruje nad głową. Ciśnienie mi rośnie, ale ok. Nowi są, poczekamy do północy.
Po północy ubieram się i idę. Dzwonię, otwiera mi dziwnie znajomo wyglądająca kobieta.
- Przepraszam, państwo nowi?
- Nie, czemu?
- A to tym lepiej. Czy będzie cisza, czy mam państwa rozmowy nagrać i przekazać policji?
- Ale dlaczego tak negatywnie?!
- Bo jest środek tygodnia, po 22, a to nie pierwszy raz, jak przychodzę zwracać uwagę.
- Ale czy zwracała pani uwagę DZISIAJ?

No nie powiem, zagotowało się we mnie. Dla wyjaśnienia. Lokal notorycznie wynajmowany studentom, walka o cisze trwa od 20 lat, z każdym nowym lokatorem od początku (większość sąsiadów z tego względu się poddała i ich olewa). Ci mieszkają od roku i chyba reguły współżycia powinni znać. Zwłaszcza, że to kolejny taki wybryk w środku tygodnia, nie wspominając o ich pijackim śpiewaniu Krawczyka na balkonie sprzed bodajże paru miesięcy.
Zamierzam napisać im list a propo kolejnych takich przyjęć, bo blok to do diabła nie klub nocny, a ja obowiązku ich uciszać nie mac. Od tej pory mogą spodziewać się nagrania imprez i policji, bo do diabła, chce chodzić do roboty wyspana.

Edit:
Nie wiedziałam czy to muzyka, bo co prawda byla cicho, ale po pierwsze bardziej przypominała rytmiczne walenie młotkiem lub stukanie meblami (nie byłby to pierwszy raz, gdy robią coś tak absurdalnego) niż cokolwiek innego, a po drugie zważywszy na wibracje dopiero po chwili zorientowałam się, że ktoś po prostu podkręcił bas w swoim techno.
Odpowiadajac na pytanie o częstość interwencji. Ostatnio była cisza, nie wiem, może studenci wyjechali na wakacje iu dopiero wrócili. Nie obchodzi mnie to. Nie zamierzam od nowa sluchać o 4 nad ranem pijackich śpiewów, imprez do białego rana, bo szlachta nie pracuje czy dyskusji kto z kim i w jakich pozycjach się przespał, alvo kto kogo i za co zajebie (a wszystko to doskonale słyszę nawet z głową pod poduszką) jak miało to miejsce w zeszlym roku akademickim. Mam dość.
Edit2: Bo widzę, że niejasne. Mieszkanie jest od 20+ lat wynajmowane. Nie znaczy to, że wszyscy lokatorzy bylu uciażliwi, ani, że byli tacy cały czas. Czasem jest pare tygodni spokoju, czasem caly tydzień imprez. I o ile imprezy w weekendy rozumiem, o tyle te w tygodniu tepię i jest spokój do chwili aż znowu o interwencji zapomną.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (99)

1