Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Mroczna

Zamieszcza historie od: 20 czerwca 2012 - 21:42
Ostatnio: 4 lipca 2020 - 15:22
  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 593
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#83368

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znieczulica ludzka.

Potknęłam się. Każdemu się zdarza, ale ja potknęłam się wysiadając z wysokiego tramwaju (stary model jeszcze z plastikowymi siedzeniami). Akurat na najwyższym stopniu, a że to był ten rodzaj przystanku, gdzie tramwaj porusza się po ulicy razem z samochodami, to do ziemi było koło pół metra. No i poleciałam boleśnie uderzając łokciem i głową o asfalt, do tego prawa kostka potwornie bolała (na szczęście jej nie skręciłam). Normalnym zachowaniem by było więc zapytać czy wszystko w porządku i pomóc wstać prawda?

Więc co robią ludzie zarówno czekający na przystanku i ci w tramwaju? Absolutnie NIC! Tramwaj ruszyć nie może, samochody też nie mogą, bo bym została rozjechana, ja próbuję wstać, ale się znowu przewracam, a ludzie w dalszym ciągu nic.

Wiecie kto mi w końcu pomógł? Starszy pan wyraźnie utykający, chudziutki i drobniutki. Dźwignął mnie chyba siłą umysłu i pomógł dowlec się do bezpiecznego chodnika i ławki. Był bardzo uprzejmy i nawet zapytał czy nie wezwać karetki, bo byłam biała jak kreda.

I teraz pytanie. Skoro kulejący staruszek był w stanie mnie podnieść (a jestem dosyć dobrze zbudowana i swoje ważę), to czemu nie mógł tego zrobić dorosły dobrze umięśniony mężczyzna?

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (218)

#81068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Akcja działa się wczoraj i świadkiem był mój tata. Przed świętami każdy wie, jak jest - robi się szybkie zakupy, bo zawsze czegoś braknie.

Tata wybrał się do Owada w kropki, spokojnie pakuje do koszyka, co potrzeba, aż tu nagle...

Piekielna Starsza Pani zaczyna się wydzierać na Pracownika, który spokojnie wykładał owoce (rozmowa będzie zbliżona do tego, co tata usłyszał):

PSP: Gdzie jest chleb?! Ja przyszłam po chleb, dlaczego więc nie ma chleba?!
P(ze spokojem): Proszę pani, pieczywo jest na zapleczu. Proszę zaczekać kilka minut.
PSP: Ma mi pan w tej chwili przynieść chleb! Tak nie może być, żeby brakło chleba!
P: Proszę pani, w tej chwili jestem zajęty. Skończę tutaj i przyniosę pieczywo.
PSP: To ja sama sobie pójdę na zaplecze i wezmę!
P: Na zaplecze nie wolno wchodzić. Proszę zaczekać kilka minut.
PSP(całkowicie ignorując): Sama sobie przyniosę!
P: Proszę bardzo. Na zapleczu jest ochroniarz.

Kobieta się zapowietrzyła, coś poburczała pod nosem i wyszła ze sklepu.

Ja rozumiem że kobieta starsza, że dzień przed świętami, ale ludzie. Minimum kultury i zrozumienia dla pracownika, który się nie rozdwoi.

sklepy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (126)

#80452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hienizm cmentarny cz.2

Dziękuję za poradę w komentarzach poprzedniej historii. Podpisałam doniczkę i tym razem jej nie zabrano. Ale niestety dziadek i tak został okradziony.

Kupiłyśmy z babcią jakieś niecałe trzy miesiące temu nowe roślinki dla dziadka żeby zastąpić te ukradzione. W Lidlu akurat były takie malutkie, krzewiki Hebe. Wybrałam trzy różne i to takie najładniejsze co były do wyboru. W sumie 15 czyli całkiem tanio. No i krzewiki sobie ładnie rosły, chodziłyśmy z babcią co tydzień żeby podlewać i sprzątać na bieżąco. Idziemy dzisiaj i już z daleka widzę, że roślinek nie ma. Mnie oczy zapiekły, ale babcia to prawie się popłakała i widziałam po jej minie jak bardzo jej przykro.

Nie wiem jak można być takim chamem i świnią żeby okradać czyiś grób. I to nie tylko dziadek jest okradany. Rozmawiałyśmy z innymi paniami, które też sprzątały u swoich bliskich i mówiły, że im też notorycznie coś ginie.

Nie wiem już co robić. Nie chcę żeby dziadek miał te same moim zdaniem oklepane już trochę wrzosy i chryzantemy, ale z drugiej strony wystarczy że ktoś będzie mieć coś innego niż reszta i to znika. Pomożecie?

Edit po komentarzach:

Chyba rozważę kupienie kamery i zamontuję na drzewie.

Cmentarz komunalny w Leśnicy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (98)

#79727

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiaj, potwierdzająca stwierdzenie, że są ludzie i ludziska.

Idę dzisiaj z babcią na cmentarz do dziadka żeby podlać kwiaty, troszkę uprzątnąć i zapalić nowy znicz. Co ważne kwatera dziadka nie jest przy ścieżce tylko trochę schowana pośród innych małych kwater.

No i podchodzimy do dziadka i co widzimy? A widzimy to, że ktoś bezczelnie ukradł kupiony tydzień temu wrzos. Jeden z dwóch. Złodziej zabrał ten większy, bardziej rozkrzewiony. Do kompletu wziął sobie doniczkę-osłonkę, w której oba wrzosy stały. Nie znam się na doniczkach, ale ta była podłużna i wyprofilowana na trzy małe doniczki.

Babcia się trochę nachodziła zanim ją znalazła i to jeszcze w takim kolorze jaki chciała (taki głęboki odcień purpury). Jak zobaczyłam minę babci, to najpierw mi samej się zrobiło smutno bo to mój dziadek a jej mąż, z którym przeżyła pół wieku. A potem się zwyczajnie wściekłam.

Ludzie, jak można być po prostu takim chamem żeby na cmentarzu okradać groby z kwiatów?! Widać hieny cmentarne jednak nie wyginęły. A wiecie co jest najgorsze? To że dziadka pochowaliśmy prawie trzy lata temu i do tej pory nic nie zniknęło. Nawet stroiki, które wyglądają naprawdę przyzwoicie. Ręce mi po prostu opadają.

A tobie złodzieju życzę żeby ci ten wrzos szybko zgnił, a doniczka pękła.

cmentarz

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (141)
zarchiwizowany

#78923

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historii o zachowaniach ludzi w sklepach jest pełno wiec i ja coś do tego dodam z racji że dziś przytrafiło mi się coś równie piekielnego jak i dziwnego.

Na wstępie, mam cukrzycę i od małego byłam dzieckiem specjalnej troski żywieniowej. A ponieważ zaczynają się upały noszę na prawej ręce ,,cukrzycową bransoletkę".

Robiłam dziś typowe doraźne zakupy w ulubionym sklepie Karola Okrasy. Już od wejścia byłam obserwowana prze NIĄ. [P]Panna z gatunku tych co muszą wszem i wobec ogłaszać całemu że są wege, fit i bezglutenowe. Udaję że nie widzę i spokojnie przemieszczam się miedzy regałami wrzucając do koszyka to po co przyszłam w tym małą paczuszkę landrynek. I się zaczęło.

[P]- Z twoja figurą to powinnaś brać tylko zieleninę zamiast słodyczy! W dodatku widzę że masz cukrzycę to tym bardziej!- rzuciła zbyt głośno w razie gdyby ludzie po drugiej stronie sklepu nie dosłyszeli.

[JA]- Po pierwsze moja tusza moja sprawa. Po drugie uświadamiam cię że diabetycy muszą mieć przy sobie coś słodkiego gdyby zasłabli.

[P]- Jacy diabetycy?! Co ty za słowa wymyślasz?!- musiałam pozbierać szczękę z podłogi. Zrozumiałabym ze jakieś dziecko by nie wiedziało że daibetyk to właściwe określenie dla kogoś kto ma cukrzyce, ale nie dorosła osoba. Odeszłam kręcąc głową i mówiąc by sobie poczytam o cukrzycy.

Dział z płatkami itd. Sięgam po chyba najpopularniejsze płatki kukurydziane w kraju i nagle znikąd znów pojawia się ONA.

[P]- Powinnaś wziąć bezglutenowe bo są zdrowsze i tak się od nich nie tyje! A najlepiej weź jakieś zbożowe! Ja się na tym znam!- aha dobra. Tym razem postanowiłam otworzyć buzię.
[JA]- Skoro tak się znasz to powinnaś wiedzieć że kukurydza jest zbożem i tak jak ryż, proso i gryka nie zawiera glutenu. I czy ja ci się wtrącam do twoich zakupów?- po czym odeszłam nie czekając na jej odwiedź.

Dalej. Dział z nabiałem. Dostrzegam mój ulubiony jogurt z koziego mleka to od razu biorę kilka sztuk więc biorę. I znów ONA.

[P]- Zwyczajny jogurt?! Pewnie na zwyczajnym mleku! Powinnaś brać brać tylko takie z sojowego mleka bo nie ma tej szkodliwej laktozy i jest najzdrowsze!- myślałam że padnę.
[JA]- Jeszcze raz. Nie wtrącaj się do moich zakupów. Jeśli już to kozie mleko nie zawiera laktozy która nie jest wcale szkodliwe chyba że się jej nie toleruje. A soja jest rośliną strączkową więc to mleko sojowe które właśnie trzymasz ma mleko tylko w nazwie. A żeby uzyskać taki smak jaki ma trzeba dodać do niego mnóstwo cukru, którego w efekcie końcowym jest tyle co w zwyczajnym krowim mleku.
[P]- Nikt cię o zdanie nie pytał!- minęła mnie z zadartym nosem fucząc jak kot. Odpuściłam sobie docinek. Czasami nie warto strzępić języka.

Kieruję się już do kasy. Mój wzrok przyciąga woda kokosowa uwaga... BEZ GLUTENU! Śmiejąc się w duchu z ludzi którzy się na to nabierają wzięłam jedną butelkę na spróbowanie z czystej ciekawości jak to smakuje. Zerkam sobie na listę zakupów czy czegoś nie zapomniałam i nagle po raz czwarty dopadła mnie ONA.

[P]- Przynajmniej wodę wybierasz odpowiedzią! Ja piję tylko wodę kokosową bo tylko ta nie ma glutenu!- tym razem musiałam pozbierać szczękę z podłogi.
[JA]- Powiem to po raz drugi. Nie wtrącaj się do moich zakupów proszę. I dla twojej wiadomości gluten jest tylko w zbożach z wyjątkiem tych które już wcześniej ci wymieniłam jako bezglutenowe, a kokos jest zaliczany do orzechów. Podsumowując wszystkie twoje ,,mądrości". Jeśli chcesz udzielać ludziom rad to najpierw sama powinnaś trochę poczytać, bo jak na razie powiedzieć ze masz braki w wiedzy to mało.- po czym odeszłam do kasy zostawiając Pańcię. Chyba uraziłam jej dumę bo słyszałam jak wcale nie tak cicho pomstuje na mnie pod nosem.

Skąd się biorą tacy ludzie to ja nie wiem. Czasem mam rażenie że to kosmici.

sklepy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (163)
zarchiwizowany

#78786

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może powinnam zrobić to już wcześniej ale dopiero ostatnio czara goryczy się przelała. Będzie trochę długo, ale w moim mniemaniu naprawę piekielnie

Na wstępie. Mieszkam w bloku, a obok jest bezpośrednio połączony drugi mniejszy tak że mają wspólną ścianę. Należą do jednej spółdzielni mieszkalnej włącznie z podwórkiem i szopami/komórkami, które na potrzebę dzisiejszej historii nazwę Kwaterami z wydzielonym kawałkiem ziemi na użytek własny lokatorów. Całość nazwijmy Naszą Ziemią. Obok są dwie budowy. Jedna po przeciwnej stronie ulicy, nazwijmy Miłą Wysepką bo wszędzie dookoła już stoją domki i druga przylegająca z drugiej strony do mojego bloku, która to właśnie jest piekielna i ten teren nazwijmy ICH Ziemią.

Mieszkam na parterze i z okna ma doskonały widok na Miłą wysepka i panów robotników. Ta budowa ruszyła jakoś tak w marcu i puki co jest już kanalizacja, wodociąg, fundamenty, piwnica i zaraz zaczną stawiać parte. Panowie robotnicy codziennie być nie mogą i wiadomo jaka była w tym roku wiosna więc rozumiem że budowa dopiero na tym etapie, chociaż kiedy panowie są to naprawdę robota wre a jest ich tylko sześciu więc szacunek panowie. Żeby założyć wodociąg i kanalizacje trzeba było wyłączyć wodę na naszym odcinku ulicy o czy poinformowano z tygodniowym wyprzedzenie w formie kartek przyklejonych do każdej bramy bloków i drzwi domków , z zaznaczeniem od której do której wody nie będzie.

No ale miało być piekielnie więc przechodzę teraz do Piekielnej budowy która ciągnie się już trzeci rok i poza fundamentami, kanalizacją, gołymi ścianami nośnymi i oknami nic się tam nie dzieje. Robotników nigdy nie ma a jak są to nic nie robią. Przejdźmy teraz do wyliczenia piekielności.

1 Wyznaczenie granicy między naszymi ziemiami.Granica miała iść w równej linii tak jak się stykają budynki. My w sensie rodzice i ja byliśmy zadowoleni bo dzięki temu moglibyśmy poszerzyć sobie nasz ogródeczek o dobre trzy metry. Ale chyba piekielni budowlańcy maja inną definicję słowa Równo bo siatka zamiast przebiegać w prostej linii idzie pod skosem tak żeby zaczepić się o siatkę naszego ogródka. W sumie ukradziono około 30 metrów kwadratowych Naszej ziemi.

2 Zostając w temacie ukradzionej ziemi. Na uboczu podwórka stoją sobie nasze prywatne słupki ze sznurkami na pranie postawione jeszcze za młodości świętej pamięci mojego dziadka więc z dobre półwieku przy czym same sznurki wymieniane były kilka razy kiedy któryś pękł. No i jeden s słupków stoi blisko granicy ale ewidentnie po Naszej stronie. Ale Piekielnym budowlańcom chyba było to obojętne bo siatkę poprowadzili nie za ale przed słupkiem tak ze znalazł się metr za siatką a dodatkowo dwa z czterech sznurków zostały zerwane. Moja rodzicielka, zawzięta kobieta, zrobiła wojnę i siatka została przesunięta tak jak powinna ale nie go końca do tak naprawdę to opiera się teraz o słupek i w dalszym ciągu jest zaczepiona o nasz ogródek. Sznurki oczywiście mami musieliśmy wymienić.

3 Dojazd na Ich ziemię. Geniusze architektury nie pomyśleli że ciężki sprzęt musi jakoś wjechać i od strony ulicy nie ma żadnej możliwości by wjechało coś większego od średniego auta. Wiec którędy panowie przejeżdżają? Tak po Naszym podwórku. Znowu nielegalnie bo muszą mieć pozwolenie od spółdzielni na wjazd ciężkim sprzętem na teraz uwaga Prywatny. A przejeżdżając po Naszej ziemi zmienili łagodnie pofałdowany teren w wielki kanion i nie widzieli w tym problemu mimo że teraz to samochody mieszkańców bloku nie mogły wyjechać i raz musiałam zrywać się razem z mamą o czwartej żeby pomóc tacie wypchnąć auto z koleiny pełnej lepkiego błota którą poprzedniego dnia wyryła koparka Piekielnych budowlańców. Co innego pchać aut po twardej równej nawierzchni w dzień kiedy widać co masz pod nogami, a co innego w nocy kiedy jest ciemno i ślizga się na błocie. Mieli to wyrównać i owszem zrobili to. Żeby tydzień później na nowo wszystko jeszcze bardziej zryć.

4 Zostając przy samochodach. Lokatorzy obu bloków o ile ich kwatera nie jest garażem to parkują na podwórka tak żeby zajmować jak najmniej miejsca i jest taka niepisana umowa gdzie kto sobie staje. No i mój tata miał swoje miejsce obok naszych słupków na pranie do których też wrócę. Miejsce taty było betonowym prostokątem pozostałością po rozebranej już konstrukcji. Ale musiał zmienić miejsce ponieważ Piekielni budowlańcy wyznaczyli trasę nielegalnych przejazdów właśnie przez miejsce taty i tam też znajduje się ich ,,brama wjazdowa" Jedyne wolne miejsce było pod ścianą naszego budynku. No niby dwa metry do bramy na klatkę schodową, ale niestety sąsiedzi z samej góry lubią sobie zapalić i to bardzo dużo więc kiedy po papierosach co jakiś czas spadają nasze autko. Natomiast miejsce taty całkowicie zniknęło pod warstwą naniesionej ziemi. Raz z ciekawości sprawdziłam ile tej ziemi dokładnie jest i dołek wykopałam całkiem spory zanim zobaczyłam beton.

5 Jam mówiłam wracam jeszcze do słupków. Panowie budowlańcy chyba mieli gdzieś to ze wisiało na nich czyste, zaznaczam białe pranie bo jeździli w najlepsze w tą i z powrotem strasznie kurząc i rozrzucając ziemie wiec nasze pranie z białego zaczynało zmieniać się w beżowe. Dobrze ze mama to zauważyła i zrobiła im kazanie nie szczędząc głosu. Sytuacja powtórzyła się jeszcze parę razy, ale uciekali jak tylko widzieli że mama na nich patrzy z okna w kuchni.

6 Brak szacunku dla mienia sąsiadów. Jak wspomniałam nasza kwatera jest ostatnia w rzędzie. I do tej pory nie mam pojęcia w jaki sposób bo tylną ścianę wszystkich kwater stanowi mur ciągnący się w jedną i drugą stronę, ale piekielni budowlańcy uszkodzili jedną ze ścian i to prawie w samym rogu. I to nie było tylko takie pukniecie. Nie do było wielgachne wgniecenie na samym środku była jeszcze dziura. Ale najgorsza nie była sama dziura tylko szkody wewnątrz komórki. Nasz robi za garaż dla rowerów i składzik narzędzi i rzeczy z kategorii potrzebne raz na ruski rok. Na ścianie był wieszak a pod nim opierały się nasze trzy jednoślady z czego mój przy samej ścianie. I tak. Wieszak ze ściany wyrwany bo był przyśrubowany, rowery przewrócone i obsypane gruzem mój podrapany, szafka z narzędziami przewrócona. Panowie nawet przepraszam nie powiedzieli i dopiero interwencja u właściciela budowy który jest królem piekielnych budowlańców i w naszej spółdzielni poskutkowała naprawą ściany i posprzątanie.

7 Podczas zakładanie rurociągów i podpinania do sieci elektrycznej nie było żadnej informacji. To znaczy była. Ale pojawiła się tego samego dnia rano bez podania ram czasowych od której do której nie będzie wody i może zabraknąć prądu.

8 Chore godziny prac. Kiedy jeszcze w ogóle pracowali. Przyjeżdżali codziennie, ryli od szóstej rano do dziewiątej i odjeżdżali.

9 Nie legalne parkowanie na Naszej ziemi. Panowie najwyraźniej uznali ze skoro lokatorzy sobie stawiają auta na podwórku to oni też mogą i zastawiają każde wolne miejsce blokując mi tym samym dojście do ogródka. Ponieważ kiedyś był garażem brana w dalszym ciągu jest bardzo długa i trzeba ją szeroko otworzyć żeby wygodnie wejść targając dwie wielkie konewki z woda dla roślinek a tych mamy bardzo dużo w tym cztery długi doniczki z pomidorami które jak się teraz zrobiło ciepło muszę nawadniać* przez cały dzień. Ale nie mogę się tam dostać po bożemu tylko muszę cie bawić w gimnastyczkę bo bramę mogę otworzyć na trzydzieści centymetrów.

10 Nic nie robienie. Od dobrego miesiąca panowie przyjeżdżają, zastawiają pół podwórka i... Nic nie robią. Albo łażą bez celu albo idą sobie na Ich stronę i tak siedzą nic nie robią prze kilka godni i odjeżdżają.

Ta przychodnia, bo chyba zapomniałam o tym wspomnieć miała zostać oddana do użytku czyli zacząć przyjmować pacjentów w Grudniu zeszłego roku. Jest czerwiec a budowa wygląda dokładnie tak samo jak dwa lata temu. Tylko czekam aż ogłoszą ze projekt zostaje porzucony. Wtedy chyba osobiście zamówię firmę wyburzającą, albo napiszę petycje do rady osiedla żeby zrobić w tym miejscu jakiś plac zabaw dla dzieci czy przeznaczyli to ponownie pod ogródki bo wcześniej znajdowały się tam dwie duże działki.

*Dobrym sposobem jest wzięcie butelki po piwie czy wódce, ważne żeby miała cienką szyjże, nalanie wody i wetkniecie do doniczki. Sposób bardzo skuteczny i polecam zwłaszcza jeśli ktoś ma balkon albo taki mini ogródeczek jak nasz, ale na większych grządek w ziemi też się sprawdzi :)

Obrzeża Wrocławia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (23)
zarchiwizowany

#41235

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dosłownie sprzed kilkunastu minut.

Jako że mam zaszczyt i przyjemność uczęszczać do 3 klasy jakże zacnego przybytku zwanego Gimnazjum. W tym roku idę do Bierzmowania muszę (niestety) chodzić na różaniec i zbierać jakieś podpisy że byłam na mszy bla bla bla...

Więc akcja taka

1 Udaję się do rzeczonego świętego przybytku i standardowo wrzucam książeczkę (tą od podpisów) do koszyka i modlę się skrupulatnie przez całą mszę.

2 Po mszy udajemy się z koleżankami G i A do zachrysti po odbiór książeczek gdzie dowiadujemy się że książeczki ma (K)atechetka. No to my w tył zwrot.

3 I tu są schody. Gdyż, azalisz, ponieważ, bo katechetka mnie nie widziała. No to się zaczęła wojna o to kto ma rację. tu będzie rozmowa:

K: A!
A: Tutaj.
K: G!
G: Tutaj.
Ja: Proszę pani jeszcze ja(została tylko moja a katechetka już w odwrocie)
K: A bo ja cię nie widziałam.
G: Ale przecież Mroczna była!
A: Właśnie1 siedziała między nami.
K: Ale ja jej nie widziałam.

I tak przez 5 minut aż nagle przypomniała sobie że jednak mnie widziała.

Zastanawiam się tylko jak mogła nie za uwarzyć niebieskiej kurtki i burzy rudych włosów na czarno-szarym tle reszty ludzi. W dodatku mijała mnie kilka razy!

Gdzieś we Wrocławiu

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (24)
zarchiwizowany

#33883

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj o piekielnej chemiczce.

Nikt nie lubi naszej chemiczki. I co się dziwić jak utrudnia na życie do bólu.

Dla nie wtajemniczonych, w moim gimnazjum są 3 nauczycielki od chemij a mnie dostała się ta najgorsza. W jej klasie jest zawsze gorąco i nigdy nie otwiera okien(nawet jak na dworze +30!). Ale dzisiaj przegięła i to ostro!

No więc siedzimy całą klasą na zastępstwie, w klasie normalnie sauna to po otwieraliśmy okna na oścież. Nagle wpada piekielna chemiczka z kredkami oraz kartkami i miną terminatora. Widząc otwarte okna i nas ściśniętych przy jedynym źródle świeżego powietrza zaczyna "litanię":

PC-piekielna chemiczka
KL-klasa

PC-Zamknijcie te okna! Zaraz powypadacie!

Oczywiście! Bo jesteśmy tacy "inteligentni inaczej" żeby wychylać się przez okno z 2 piętra. My oczy jak pięć złoty, szczęki z podłogi zbieramy a ona dalej nawija:

PC-Głusi jesteście? Zamykajcie te okna.
KL-Ale proszę pani jest tak gorąco!
PC-Zamykajcie te okna. Już!

Cóż jak widać znieczulica pełną krasą, ale kłócić się nie będziemy. Pozamykaliśmy te okna, a w między czasie piekielna chemiczka dostała chyba sklerozy bo zaczęła się uśmiechać "Oj znam ten uśmiech zaraz czegoś od nas będzie chciała" przeleciało mi rzez głowę. Jak pomyślałam tak też się stało.

PC-Macie tu kartki i kredki, zaprojektujcie logo szkoły.-po tej nowinie zwyczajnie wyszła jak gdyby nigdy nic.

Myślicie pewnie że koniec historii, otóż wcale nie. Po godzinie wróciła po nasze "projekty", a my oczywiście znowu pod oknami otwartymi na oścież. I jak się pewnie domyślacie powtórka z rozrywki:

PC- Zamknijcie te okna bla bla bla...

A teraz wisienka na torcie. Z racji tego że koniec roku trzeba zaliczać przedmioty i jak się okazało cała klasa porucz mnie musi jechać na jakieś warsztaty żeby zaliczyć semestr. Myślę sobie fajnie pójdę szybciej do domu, ale nie piekielna chemiczka stwierdziła że mam siedzieć z jakąś inną klasą bo mnie nie zwolni. Ja na granicy wytrzymałości i tylko szacunek do starszych powstrzymał mnie od odprawienia takiej wiązanki przekleństw w co najmniej pięciu językach o którą nikt by mnie nie posądził! Jednak się powstrzymałam od wygarnięcia jej, i "podczepiłam" się pod klasę koleżanki, i przez bite CZTERY GODZINY siedziałam i się potwornie nudziłam, bo klasa koleżanki jest do tyłu ze wszystkim.Jeśli następnym razem odwali taki sam numer to nie będę się hamować.

Gigantyczne brawa dla piekielnej chemiczki i wielkie dzięki za marnowanie nam życia!

Wrocławskie gimnazjum

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -20 (24)

1