Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MtK133

Zamieszcza historie od: 26 maja 2015 - 7:39
Ostatnio: 2 marca 2023 - 9:44
  • Historii na głównej: 3 z 9
  • Punktów za historie: 546
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 44
 
zarchiwizowany

#86728

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeglądałem sobie losowe historię i trafiłem na to https://piekielni.pl/81977
Trochę poczytałem komentarze i niestety jest to kolejny przykład braku zrozumienia.

Sam kolarstwo uprawiam od 16 lat. W stopniu amatorskim, czasem pojawiam się na jakichś lokalnych wyścigach czy to szosowych czy XC, w czasach studenckich było ciutkę profesjonalnie, nawet dorobiłem się licencji PZKol./UCI.

Jestem też kierowcą, robie te 30 000 km rocznie.

Niestety Polskie przepisy dotyczące konstruowania dróg rowerowych są totalnie nieprzystosowane do rzeczywistości i bezpieczeństwa. Budowanie ich np. na wspólnym pasie z chodnikiem jest już absurdalne, do tego ogromna ilość wyjazdów z bocznych ulic/posesji. Ale jednak są i powodują że dla 90% rowerzystów jazda tą drogą stanowi zdecydowanie bezpieczniejszą alternatywę niż jazda drogą. Chociażby sam fakt że jak ktoś sobie pyka 10-12km/h a wyprzedza go samochód z prędkością 50km/h to już różnica prędkości jest duża. Dlatego osobiście szlag mnie trafia jak widzę że obok biegnie ładna ścieżka a ktoś sobie pyka powolutku droga blokując ruch.

Jednak wypowiem się o tych 10% dla których drogi rowerowe nie są bezpieczne. Nigdy nie byłem jakimś mega wytrenowanym, walczącym o zwycięstwa zawodnikiem, ale jestem na tyle wyjedzony że trzymam tempo typowego peletonu amatorskich wyścigów szosowych(bez licencji PZKol./UCI) Utrzymanie takiej formy to średnio 10-20 godzin treningów tygodniowo. Ale nawet mniej zaawansowany amator, trenujący po kilka godzin w tygodniu, na dobrej szosie osiąga całkiem duże prędkości. Przykładowo mój 62 letni ojciec, spokojnie ogrania średnie rzędu 26km/h w wyżynnym terenie i po płaskim leci 30km/h. Sam na odcinkach płaskich jadąc w typowym równym tempie trzymam 36-40km/h, na zjazdach wyniki po 70-80km/h nikogo nie powinny dziwić.
Teraz moi drodzy, taka scenka, jest sobie ciąg pieszo-rowerowy, wzdłuż dużego zalewu, gdzie poruszają się setki typowych, weekendowych rowerzystów, pykających sobie spokojnie, rekreacyjnie. Jak wkomponować w ten obrazek np. takiego mnie, ważącego 86kg, jadącego ok 40km/h? Trzeba być skrajnie nieodpowiedzialnym idiotą żeby zdecydować się na trenowanie w takim miejscu. Biorąc pod uwagę że w ciągu 2-3 godzin treningu przejeżdżam 65-100km, zdarza mi się napotkać odcinki z takimi ścieżkami. Świadomie wybieram drogę, zamiast drogi rowerowej, bo cenię sobie bezpieczeństwo swoje własne i tych, którzy wybrali się na spokojną rekreację.
Kolejną kwestią jest właśnie to w jaki sposób kierowcy zachowują się na dojazdach do takich ścieżek. Z 10 sytuacji, kiedy kierowca wymusił na mnie pierwszeństwo gdy jechałem rowerem 9 miało miejsce gdy wybierałem ścieżkę a nie drogę. Wynika to głównie z tego, że takie rzeczy są mimo wszystko jeszcze nowością dla nas jako kierowców, drogi rowerowe dopiero się pojawiają, i wielu z nas bardzo nieświadomie, traktuje taką drogę jak chodnik. Natomiast tam gdzie spodziewamy się samochodu, nasza uwaga jest zdecydowanie większa. Rower z 40km/h hamuje jednak zdecydowanie gorzej niż z 10km/h i to nawet taki za 50 000 zł, fizyki nie oszukamy ;)
Ponadto, w wielu przypadkach infrastruktura jaką napotykamy, jest wybitnie nieprzystosowana do jazdy na rowerze szosowym. Średnio mi się widzi kupowanie nowej szytki za 400zł albo co gorsza karbonowego koła za kilka tys. zł, bo ktoś sobie wymyślił na ścieżce rowerowej, piękne granitowe krawężniki, ścięte tak że można się nimi ogolić.
Dla jasności, dodam że gdy poruszam się na rowerze do XC, który jest sporo wolniejszy, bo jest po prostu rowerem w teren, gdy mam odcinek z droga rowerową to nią po prostu jadę, bo „góral" jest wolniejszy, lepiej hamuje i lepiej znosi wszelkie nierówności.

Dlatego wierzcie mi, zdecydowana większość tych, którzy traktują rower jako sport i trenują intensywnie, przeżyli na własnej skórze wiele i wypracowali sobie takie nawyki dotyczące jazdy, by było to najbezpieczniejsze dla nich i reszty otoczenia. Staramy się jak najmniej przeszkadzać innym uczestnikom ruchu, dlatego po prostu postawcie się czasem w miejscu takiego gościa w obcisłym stroju na 25mm oponie i pomyślcie, dlaczego jedzie drogą.

Ścieżki rowerowe

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (76)
zarchiwizowany

#86581

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od wczoraj mamy trzeci etap odmrażania gospodarki, ruszyli fryzjerzy. Generalnie jak dla mnie spoko.
Jednakże odwykliśmy, w naszym małym biurze od sąsiadów, czyli fryzjera dziecięcego, mieszczącego się na drugim końcu naszego piętra, w naszym biurowcu. Nawet nie przypuszczaliśmy jak piękne było ostatnich 10 tygodni bez wrzasków dzieci...

Teraz pytanie do rodziców, czy tak trudno jest przekonać dziecko, w przedziale wiekowym 3-7 do tego iż, fryzjer nie robi mu krzywdy? Na prawdę, praca w miejscu, gdzie zza ściany dobiegają odgłosy, które bardziej przypominają obdzieranie ze skóry nie jest niczym przyjemnym...

praca fryzjerzy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (22)
zarchiwizowany

#68897

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem będzie o ASO. Mam dobrego przyjaciela(dla potrzeb historii niech będzie to Kuba), z którym znam sie praktycznie od wieku niemowlęcego, nasi ojcowie razem studiowali itd. Z racji ze i u mnie i u niego wszyscy domownicy samochód posiadają i są one intensywnie eksploatowane to przewija sie ich dużo. Przewinęły sie rożne marki, audi, BMW, Fiat, Ford, Porsche, Renault, Nissan, mitsubishi, vw, skoda i pewnie kilka których nie pamietam. Z reguły w ASO problemów nie było nigdy, zawsze pracownicy wykazywali sie inwencją by koszty napraw czy przeglądów wychodziły jak najmniej. Az razu pewnego mój przyjaciel zapragnął zakupić Porsche. Nie, nie o porsche będzie ta historia bo to auto spisuje się doskonale ale jak pewnie wielu z was sie domyśla walory użytkowe tego auta są mizerne wiec postanowił zakupić coś kilkuletniego do jazdy codziennej. Padło na bardzo ciekawy samochód bo Ford Mondeo ST220, rocznik 2007. Taka delikatnie usportowiona wersja kanapowego mondeo. Samochód z przebiegiem ok130tys km. Co ważne w samochodzie wymieniliśmy wydech w bardzo renomowanej firmie z siemianowic, nazwy podawać nie będę bo reklamy nie chce robic ale gorąco polecam bo fachowcy którzy znają sie na robocie i robią wydechy do wielu aut za ciężkie pieniądze. Kilka tg po zamontowaniu wydechu nagle w fordzie zaczęły falować obroty. Wiec w drogę do ASO. Z jakotakiego pojęcia o konstrukcji silników wywnioskowaliśmy już na początku ze wydech nie ma z tym nic wspólnego. Nasze podejrzenie gdzieś idzie lewe powietrze.

Natomiast co nasze kochane ASO.

1. WYDECH!!!
Pewnie spawali na podpiętym akumulatorze i uszkodzili komputer (Ok 8tys zł)

Oczywiście pierwsze co panom powiedziałem to ze spawali plazmą wiec nie mogło dojść do uszkodzenia.

2. Zaciśnięte katalizatory

Oczywiście koszt naprawy Ok 5 tys, nie zgodziliśmy sie na zamowienie nowych bez próby na katach z innego auta.

3. sonda lambda

Skończyło sie na jej wymianie, po czym samochód nadal nie był sprawny ale 2tys poszło sie kochać.

Mocno wku****** pojechaliśmy do znajomego mechanika. Skończyło sie na wymianie sparcialego przewodu pod kolektorem za bagatela 6zł. Auto śmiga do dziś ;)

Motoryzacja ASO mechanicy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (35)
zarchiwizowany

#68894

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój ojciec jest lekarzem. Od 1999 roku wynajmuje gabinet na potrzeby prowadzenia działalności, mimo ze obecnie prowadzi spory POZ to działalność zarejestrowana jest nadal na ten gabinet a POZ wskazany jest jako miejsce prowadzenia dzialalnosci. Z gabinetu mój ojciec korzysta sporadycznie tylko do dzialalnosci orzeczniczej. Początkowo właścicielem budynku w którym znajduje sie gabinet była teściowa kolegi po fachu mojego ojca, kobieta odeszła z tego świata, spadkobiercy budynek sprzedali a nowy właściciel po kilku latach stwierdził ze nie ma czasu zajmować się kilkoma gabinetami w małej kamieniczne i wtedy znalazł sie zarządca budynku... Inny kolega po fachu mojego ojca, ktory jednak uprawnienia do wykonywania tego fachu stracił na 10 lat. Z racji ze delikwenta większość lekarzy wynajmujących tam gabinety znała dobrze wszyscy po kolei zaczęli sie wynosić, ojciec rownież.

Efekt, jako pełnomocnik ojca odbyłem 4 półtoragodzinne wizyty w urzędzie skarbowym gdyż skarbówka zarządziła kontrole na podstawie anonimowego donosu... Przy okazji spotkałem wszystkich innych byłych najemców doktora Janusza Piekielnego.

Skarbówka słuzba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (57)
zarchiwizowany

#67239

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z rodziną na obrazku...

Czyli krótka historia rodziny ze strony mojego ojca. Od zawsze mój ojciec traktowany był jako ten zaradny, który ma sobie w życiu dać radę, natomiast jego młodszy brat zawsze sprawiał problemy i trzeba było mu pomagać. Mój ojciec skończył medycynę, został lekarzem i zawsze w życiu powodziło mu się dobrze, więc pomocy nie potrzebował i nie oczekiwał. Kariera brata potoczyła się mniej korzystnie finansowo, jest nauczycielem. Rozwarstwienie finansowe widać do dziś bardzo dobitnie Ojciec prowadzi spory POZ do tego ja od połowy liceum pracowałem w dużym korpo a teraz siedzę w lokalnych mediach i mam własną firmę reklamową choć ćwierćwiecze skończyłem kilka miesięcy temu ;) Co w gruncie rzeczy u mojego wujka wywołuje potężne zapotrzebowanie na maść na ból pewnej części ciała. Dziadkowie(moi) zawsze mu pomagali, zajmowali się moimi kuzynami etc. W stronę mojego ojca pomoc ta była raczej szczątkowa, skłamałbym mówiąc że nie było jej wcale ale była zdecydowanie mniejsza niż w stosunku do mojego wujka. Ok nic mi do tego, nie mam żalu, nie byłem też traktowany jako ten gorszy ale mną z reguły zajmowali się dziadkowie mojej mamy. Czas płynął, mój ojciec nigdy nie odmawiał pomocy swojej rodzinie, a jako lekarz wielokrotnie zajmował się swoimi rodzicami, braciszek nie kwapił się zbytnio nigdy z pomocą bo przecież mój ojciec załatwi. Brat mojego ojca pod koniec lat 80 otrzymał od dziadków mieszkanie po moim pradziadku a z racji że moi rodzicie mieszkanie już mieli to mi zostało obiecane mieszkanie dziadków. Wszystko było jasne i klarowne aż do dziś. Obecnie żyje już tylko moja babcia ze strony ojca, stan zdrowia jak na człowieka z 8 z przodu przeciętny, wręcz kiepski. Nie dalej jak w tym tg osobiście zbierałem ją z podłogi bo zasłabła i nie potrafiła wstać, w ten oto sposób przesiedziała kilka godzin w WC bo do telefonu podejść nie mogła a pierwsze telefony kontrolne do babci zaczęliśmy wykonywać po pracy. Oczywiście mój ojciec od kilku miesięcy wałkuje temat zatrudnienia opiekunki, który oczywiście spotykał się z oporem brata, mimo że babcina emerytura jak na nasze warunki na prawdę pokaźna. Po incydencie z tego tg braciszkowi pozornie rurka zmiękła bo stwierdził że trzeba coś z babcią zrobić, najlepiej jakiś dom starców etc. Ok w sumie to nawet lepiej dla babci, bo opieki potrzebuje w zasadzie 24/h w moim mieście znajduje się na prawdę doskonały miejski dom pomocy społecznej. Nie dalej jak w wigilę spędziłem tam 4h robiąc materiał z wigilijki z mieszkańcami i władzami miasta, ośrodek zobaczyłem od strychu po piwnicę, po prostu wow i do tego bliżej i moich rodziców i mojego wujka. W zaistniałej sytuacji wykonałem kilka telefonów cud, miejsce wolne od zaraz. Więc ojciec dzwoni do brata. Zaczynają się kwiatki, bo braciszek zaczął marudzić że to kosztuje że to że tamto itd. Wisienką na torcie było jego stwierdzenie że trzeba sprzedać babci mieszkanie bo kto za nie będzie płacić.
Oczywiście, ojciec pyta się go czemu się tym martwi skoro mieszkanie będzie moje to ja go sobie opłacę, mimo że mieszkać mam gdzie i przeprowadzać się nie zamierzam, ani tym bardziej nie próbuje pozbyć się babci z własnego lokum dla mieszkania. no i się zaczęło...

W skrócie, mój wujek chce mnie jeszcze wy*uchać na połowę mieszkania, mimo że od ćwierć wieku wie że należy się ono mnie, nie robiąc przy tym nic dla dziadków mimo że to on zawsze był traktowany jako ten biedny, któremu trzeba pomagać i dostawał wiele więcej niż mój ojciec. Do tego próbuje babcię podrzucić nam jak kukułka jajo, mimo że babcie przy trybie pracy domowników siedziałaby codziennie do 18 sama w domu bo nagle dps jest zły itd.

Z rodziną to już nawet na zdjęciu źle...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (39)
zarchiwizowany

#66446

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie dotyczące trójkolorowego sklepu meblarskiego zainspirowały mnie do opisania mojej przygody.


Nowy dom rodziców, zamówili w powyższym sklepie kuchnie. Koszt nieco ponad 40tyś zł. Panowie monterzy w liczbie sztuk 2 oczywiście najpierw spóźnili się ponad tydzień, później rzeczoną kuchnię poprawiali 6 razy. Za każdym razem gdy umawiali się na termin terminu nie dotrzymywali i po moich telefonach raczyli zawsze być na drugi dzień. Generalnie wyglądali jakby pracowali za kare i zawsze chcieli uciekać nim skończą wszystkie poprawki.

Co było piekielne?

Panowie postanowili zamocować drewnianą koronę okapu na 5cm silikonu bo 3 śrub już się wkręcić nie chciało(korona siedziała ciasno na okapie) Aż razu pewnego kilkanaście miesięcy później korona po prostu spadła, szczęśliwie nie rozbijając płyty indukcyjnej i niczyjej głowy...

dom BRW

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (31)

1