Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42025
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3953
 
zarchiwizowany

#47469

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzięki za gratulacje, zaraz jadę do mojej matki, a od niej do szpitala. Jadę do niej, bo ma dla synowej obiad podszykować.

To jest właśnie kolejna piekielność.

Oddział położniczy to specyficzny oddział p/względem potrzeb żywieniowych (nie jedyny zresztą). Matki karmią (lub usiłują karmić) dzieci, jak natura zaplanowała. Po młodym jesteśmy już niby przetrenowani i wolni od psychoz, że szkodzi wszystko poza wodą źródlaną, ale jednak w pierwszych dniach należy trochę obserwować co się je, żeby dziecko nie rozpoczęło przygody ze światem od problemów z alergią lub trawieniem.

Tymczasem wczoraj, kiedy rodziliśmy, w menu były: zupa mleczna (ryzyko alergii dla malucha - najpierw klną mleko proszkowe, krowie, jako największy shit, potem faszerują położnice mlekiem), mortadela (samo zdrowie), na obiad m.in. fasolówka i kapusta zasmażana (nie ma to, jak mieć wiatry, kiedy się jest niewiastą po porodzie ze szwami w wiadomym miejscu). Przedwczoraj marchew z grochem (marchew - blokada perystaltyki, groch - patrz kapusta). Wieczorem szarawa kiełbasa serdelowa.

Ślubna poprosiła, żeby jej przywieźć rosół najzwyklejszy w świecie i duszoną pierś z kurczaka, żadne cymesy z Sheratona. Zwykłe, delikatne żarcie.

Przypuszczam, że na innych oddziałach wygląda to podobnie. Samo zdrowie i troska o pacjentów.

służba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (451)
zarchiwizowany

#47457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno mnie nie było.

Urodziliśmy. 3 tygodnie wcześniej, ale jest ok.

W sensie Ślubna urodziła, a ja trzymałem ją za rękę - o oddechach nie przypominałem, żeby nie dostać w pysk.

Ale com się napatrzył w szpitalu, to moje...

Na razie jedno, co mnie wk...wiło, to "cegiełka" jako odpłatność za poród rodzinny.

Teoretycznie taki poród się należy nieodpłatnie. Szpitale jednak sobie radzą, jak mogą - wyskakuj, tatusiu, z 300 zł, oczywiście "w ramach darowizny", albo będziesz mógł małżonce prącej przez szybę machać.

Diabli wiedzą, kto tu winien, szpitale cienko przędą, ale...

Na razie to tyle, oddycham głęboko, idę spać - rano się u moich kobiet stawić trzeba.

służba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (411)
zarchiwizowany

#44731

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Żeby nie być gołosłownym - w poprzedniej historii pisałem, że mam wiele opowieści spoza naszej pięknej krainy, dotyczącej różnych systemów opieki zdrowotnej. Pozwolę sobie po troszku się nimi dzielić.

Na początek ta najkrótsza, ale najmocniejsza.

Wesoła ojczyzna Sinead O'Connor i Arthura Guinnessa. Mój kumpel, wyemigrowawszy, ożenił się był z rdzenną mieszkanką Zielonej Wyspy. Ta natomiast miała dużo młodszą, kilkunastoletnią siostrę.

Miała, albowiem już nie ma.

Parę lat temu dziewczę zachorowało na nowotwór. Szpital, terapia i - niestety - przedwczesna śmierć.

Przegrała z nowotworem? Nie zdążyła. Zmarła na HIV, który załadowano jej dożylnie podczas transfuzji. W szpitalu.

służba_zdrowia za granicą.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (350)
zarchiwizowany

#43620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik.

Klient (do sprzedawcy na dziale z literaturą): Czy jest książka Marka Hłaski "Piękni dwudziestoletni"?
Sprzedawca: A kto to jest "Hłaska"?

Cóż.

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (111)
zarchiwizowany

#42563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Złapał mnie wirus jakiejś żołądkowej zarazy.
Zgłosiłem to szefostwu, dali mi krzyżyk na drogę i - ponieważ ani prowadzić nie dałbym rady, ani tłuc się 1,5h w komunikacji miejskiej w korku, z przesiadkami - wybrałem mniejsze zło i wezwałem taryfę.

Taksówka, jak taksówka. Ma cztery koła i jedzie. Problem polegał na tym, że we wnętrzu samochodu niesamowicie cuchnęło. Najpierw myślałem, że to taksówkarz taki przepalony, że emituje porami nikotynę (lub coś bardziej zielonego) do atmosfery, ale nie. Coś bardziej wyrafinowanego.

W ujście nawiewu wetknięty odświeżaczyk. Zapach zdaje się typu "anti tobacco".

Przełykam ślinę, walczę z mdłościami, wirus wzbiera we mnie i chce wyjść. Oddycham głęboko, jakoś daję radę. Kilkakrotnie jestem bliski przerwania podróży, ale naprawdę chcę już dotrzeć do domu i ogarnąć chorobę. Heroicznie więc odnoszę zwycięstwo za zwycięstwem przy każdej fali mdłości, która jednocześnie manifestuje się łupnięciem wewnątrz czaszki. Po prostu pięknie.

Walczę. Jestem kulturalny, nie narzygam na taksówkarza, twardy będę, dam radę, a co.

Dojeżdżamy. Jestem kulturalny, więc płacę - i dopiero wtedy mówię:

- Nie wiem, czy pan z mojej uwagi zechce skorzystać, ale to coś (macham ręką w stronę odświeżacza-zasmradzacza) może powodować u niektórych klientów chęć wymiotów. Niech pan sobie wyobrazi klienta z chorobą lokomocyjną, kobietę w ciąży, czy tak jak mnie - klienta z wykluwającym się wirusem.

I wtedy rozpętał się Armageddon.
Pokrótce: jakby wyciąć przerywniki, to w dość zwięzłych słowach powiadomiono mnie, że jestem skończonym chamem.
Powiem tak: gość płuca ma potężne, jeżeli śpiewa tak, jak wrzeszczy, powinien pracować w operze, a nie na taksówce.

Rejestrację mam spisaną, paragon z godziną mam.
Zastanawiam się, czy pisać skargę.

Taxi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (219)
zarchiwizowany

#41111

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zachorowała moja matka. Jesienna, bliżej nieokreślona infekcja.

Ponieważ mieszka sama, poprosiła mnie o zrobienie zakupów żywnościowych i aptecznych.
Po pracy zawiozłem jej więc siatę wiktuałów i trochę leków, w zapasach była m.in. witamina C, miód, cytryny i czosnek. Zwykły zestaw.

Macierz obejrzała dostawę i powiedziała:

- Oj, a ten czosnek to niepotrzebnie, bo ja mam teraz taki fajny czosnek w kosteczkach, ciotka mi przyniosła.

Czosnek w kostkach? Tknięty przeczuciem, poprosiłem o pokazanie stosownego preparatu.

Była to przyprawa w mini kostkach Knorra. Czysta natura, doprawdy.
Jakoś wyperswadowałem zażywanie "dla zdrowotności"...

Rodzinka ach rodzinka

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (103)
zarchiwizowany

#40168

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z radością przyjąłem w szkole narzędzie zwane dziennikiem elektronicznym. Wiadomo, jak każde narzędzie, idealny nie jest i usuwając jedne problemy, generuje drugie, ale na razie pracę ułatwia (pewnie niebawem dowiem się, ile jej z drugiej strony przysparza...)

Fajną rolą, którą może pełnić, jest rola komunikacyjna, każdy do każdego może wysłać maila: uczeń do nauczyciela, nauczyciel do ucznia, rodzic do nauczyciela, nauczyciel do rodzica itp. i nie trzeba zbierać maili od wszystkich, kto ma konto, ten się komunikuje.

Odciążyło to moją prywatną komórkę bardzo i rachunki spadły mi o 100 zł.

Jest też jednak dziennik źródłem pewnych spostrzeżeń na temat stylu w mailach, jaki powszechnie się stosuje.

Dla przykładu - piszę maila o treści: "Dzień dobry! Jak Państwu wiadomo, Marcina nie było dzisiaj w szkole. W poniedziałek idziemy na żywą lekcję do muzeum miasta. Czy Marcin weźmie w niej udział? Pozdrawiam, Nidaros Piekielny".

Odpowiedź: "Tak".
Ani dzień dobry, ani "pocałuj mnie w cztery me piękne".

Mail od rodzica w sprawie usprawiedliwienia córki:
"Anię bolała dziś głowa. Usprawiedliwiam ją".

Mail od koleżanki:
"Jutro na dużej przerwie zebranie". Ani "masz czas?" (a może mam dyżur w tym czasie?), ani chociaż "hej".

Mail od ucznia: "W której sali jutro zajęcia?"
A przepraszam, na której godzinie i które zajęcia?

Albo oszalałem, albo jestem starym zgredem, ale naprawdę maile wyglądające jak smsy są dla mnie zjawiskowe...

Szkoła

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (386)
zarchiwizowany

#39934

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Było tu trochę o piekielnych rowerzystach i o piekielnych pieszych, zdaje się, że po obu stronach są zarówno ludzie, jak i taborety (jak wszędzie). Ale i co poniektórzy kierowcy im nie ustępują, mieniąc się panami wszelkiej dostępnej kołom powierzchni.

Bardzo krótka scenka z dziś:
1. Na ścieżce rowerowej zaparkowana spora furgonetka.
2. Jadący rowerzysta, który chce ją wyminąć, wjeżdżając na chodnik.
3. Dwie starsze panie, idące z naprzeciwka pod rączkę, które nie widzą rowerzysty zza samochodu, a on nie widzi ich - powód ten sam.
4. Kolizja.

Mógł jechać ostrożniej? Pewnie mógł. Mogły bardziej uważać? Pewnie mogły. Ale parkowanie na ścieżce rowerowej to nie jest szczyt myślenia i kurtuazji.

Mistrzowie kierownicy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (184)
zarchiwizowany

#37947

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kumpla.

Kumpel zapragnął zmienić stan cywilny. Równocześnie wraz z narzeczoną (a później już małżonką) rozpoczęli szukanie mieszkania i załatwianie kredytu w banku. Sprawa nieco się przeciągnęła i na czas finalizowania poszukiwań młoda para została przygarnięta przez babcię kumpla. Ucieszeni i wdzięczni bardzo, bo babcia nic nie wzięła za wynajem, mieli jedynie dokładać się do opłat. Złota kobita.

Mija od ślubu tydzień jeden, drugi, w końcu matka młodej zapragnęła córkę z małżonkiem odwiedzić. Padło na niedzielny obiad.

Zaproszeni byli jedynie rodzice młodej, trochę się kumpel zdziwił, gdy w drzwiach odebrał teściową, teścia, ciotkę żony z mężem i kuzyna. No, ale obiadu jeszcze nikomu nie pożałowali, niech więc wejdą, choć nieproszeni.

Młoda w kuchni, pomaga babci dopieścić niedzielny posiłek, a w tym czasie kumpel zabawiał gadką-szmatką nowych krewnych. Jakież było jego zdziwienie, gdy w pewnym momencie świeżo upieczona teściowa podniosła szlachetne pośladki i złożyła reszcie familii ciekawą propozycję:

- Chodźcie, popatrzymy, jakie Małgosia ma śliczne mieszkanie....

Z kuchni dobiegł w tym momencie brzęk bitego talerza, po czym weszła córka "gościnnej" Horpyny i dobitnym szeptem powiedziała matce, żeby się opamiętała.

Ta ponoć chciała na takie postawienie sprawy natychmiast wychodzić, jednak do sceny nie doszło, tylko nastrój uczynił się taki, że można było odmrozić uszy.

Kumpel po tym wydarzeniu jest nieco zdystansowany wobec nowej rodziny.

Rodzinka ach rodzinka

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (99)
zarchiwizowany

#36395

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieliśmy dziś ciężką noc - młody nabawił się jakiegoś wirusa. Wymioty i gorączka 39,4. Ponieważ dała się dość ładnie zbić paracetamolem, nie pojechaliśmy do lekarza, ale udałem się do nocnej apteki, żeby dokupić paracetamolu (zeszła ostatnia dawka) i przede wszystkim Orsalitu, żeby młody się nie odwodnił.

Nocna apteka (nie apteka z nocnym dyżurem, tylko taka na stałe czynna 24h.) ma zazwyczaj u nas dość sporą kolejkę. Po prostu wie się, że tam na pewno będzie otwarte. Ludzie kupowali to co im potrzeba - realizowali recepty z pogotowia, lub, tak jak ja, doraźne leki. Przede mną uplasowała się dziewczyna, która wszystko wszystkim miała za złe: sprzedająca za wolno sprzedaje, ludzi za dużo, po co tyle ludzi, czy nie można robić zakupów za dnia, ona nie da rady tyle czekać, to skandal.

Dobrnęła do okienka.
Poprosiła o tampony i pastę do zębów.

Dla dodania uroku tej sytuacji: apteka mieści się w całodobowym Tesco, a te produkty spokojnie mogła kupić na hali.

apteka nocna

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (335)