Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42025
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3953
 

#43111

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę autobusem. Na miejscu dla osób z dziećmi siedzi kobieta, obok niej dzieli krzesełko dwójka małych dzieci (na oko bliźnięta), a jedno, ciutkę starsze, stoi obok matki. Kobieta jest w ciąży.

Nie, nie wygląda na margines społeczny. Dzieci są grzeczne i ładnie, czysto ubrane, rozmawiają półgłosem, uśmiechają się do siebie i do matki. Najwyraźniej jest to fajna, pogodna, choć spora rodzina.

Na sąsiednim stanowisku siedzi nastolatka (lub bardzo wczesna "dwudziestka"), z kłębami gumy do żucia w ustach. Obok niej jakaś towarzyszka czy siostra. W wózku stojącym przed nimi znajduje się dwulatek, którego matka kompletnie olewa, gadając z kumpelą, a raz, gdy autobus mocniej szarpie i mały się rozpłakuje, stuknąwszy się w ramę wózka, rzuca do niego:

- No k*wa, nie rycz, przecież nic ci się, k*wa, nie dzieje!

Na następnym przystanku matka trójki wysiada. Wtedy nastoletnia mamuśka rzuca autorytatywnie do sąsiadki (choć tyle, że z tym zaczekała):

- Ty, k*wa, patrz, jaka patologia, jak ja bym, k*wa, miała tyle dzieci, to bym się, k*wa, za*ebała.

Grunt to samoświadomość.

komunikacja_miejska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1261 (1311)
zarchiwizowany

#42563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Złapał mnie wirus jakiejś żołądkowej zarazy.
Zgłosiłem to szefostwu, dali mi krzyżyk na drogę i - ponieważ ani prowadzić nie dałbym rady, ani tłuc się 1,5h w komunikacji miejskiej w korku, z przesiadkami - wybrałem mniejsze zło i wezwałem taryfę.

Taksówka, jak taksówka. Ma cztery koła i jedzie. Problem polegał na tym, że we wnętrzu samochodu niesamowicie cuchnęło. Najpierw myślałem, że to taksówkarz taki przepalony, że emituje porami nikotynę (lub coś bardziej zielonego) do atmosfery, ale nie. Coś bardziej wyrafinowanego.

W ujście nawiewu wetknięty odświeżaczyk. Zapach zdaje się typu "anti tobacco".

Przełykam ślinę, walczę z mdłościami, wirus wzbiera we mnie i chce wyjść. Oddycham głęboko, jakoś daję radę. Kilkakrotnie jestem bliski przerwania podróży, ale naprawdę chcę już dotrzeć do domu i ogarnąć chorobę. Heroicznie więc odnoszę zwycięstwo za zwycięstwem przy każdej fali mdłości, która jednocześnie manifestuje się łupnięciem wewnątrz czaszki. Po prostu pięknie.

Walczę. Jestem kulturalny, nie narzygam na taksówkarza, twardy będę, dam radę, a co.

Dojeżdżamy. Jestem kulturalny, więc płacę - i dopiero wtedy mówię:

- Nie wiem, czy pan z mojej uwagi zechce skorzystać, ale to coś (macham ręką w stronę odświeżacza-zasmradzacza) może powodować u niektórych klientów chęć wymiotów. Niech pan sobie wyobrazi klienta z chorobą lokomocyjną, kobietę w ciąży, czy tak jak mnie - klienta z wykluwającym się wirusem.

I wtedy rozpętał się Armageddon.
Pokrótce: jakby wyciąć przerywniki, to w dość zwięzłych słowach powiadomiono mnie, że jestem skończonym chamem.
Powiem tak: gość płuca ma potężne, jeżeli śpiewa tak, jak wrzeszczy, powinien pracować w operze, a nie na taksówce.

Rejestrację mam spisaną, paragon z godziną mam.
Zastanawiam się, czy pisać skargę.

Taxi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (219)

#41337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedmioletni bratanek mojej żony, który w tym roku rozpoczął edukację w pierwszej klasie, wziął jakoś w zeszłym tygodniu udział w konkursie plastycznym.

Temat brzmiał jakże uroczo: "Moja rodzina za sto lat".
Po dwóch dniach od złożenia pracy rodzice w trybie nagłym zostali wezwani do szkoły; na obrazku bowiem widniały cztery nagrobki.

Chłopcu gratuluję żelaznej logiki.
A organizatorom przemyślanego wyboru tematu.

Szkoła

Skomentuj (90) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2289 (2345)
zarchiwizowany

#41111

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zachorowała moja matka. Jesienna, bliżej nieokreślona infekcja.

Ponieważ mieszka sama, poprosiła mnie o zrobienie zakupów żywnościowych i aptecznych.
Po pracy zawiozłem jej więc siatę wiktuałów i trochę leków, w zapasach była m.in. witamina C, miód, cytryny i czosnek. Zwykły zestaw.

Macierz obejrzała dostawę i powiedziała:

- Oj, a ten czosnek to niepotrzebnie, bo ja mam teraz taki fajny czosnek w kosteczkach, ciotka mi przyniosła.

Czosnek w kostkach? Tknięty przeczuciem, poprosiłem o pokazanie stosownego preparatu.

Była to przyprawa w mini kostkach Knorra. Czysta natura, doprawdy.
Jakoś wyperswadowałem zażywanie "dla zdrowotności"...

Rodzinka ach rodzinka

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (103)

#40810

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyszła kryska na Matyska, czyli na gimnazjalistów pierwsza większa lektura w tym semestrze.

Na wejście test z wiedzy o treści.

Wziąłem do domu, sprawdziłem, odniosłem, oddaję.

Jeden z uczniów macha w moją stronę sprawdzonym testem:

- W pytaniu drugim na sto procent miałem dobrze!
- Przykro mi, ale nie mogę się z tym zgodzić - odpowiadam - Odpowiedź brzmi tak, a tak.
- Nieprawda! PAN NIE PRZECZYTAŁ TEJ KSIĄŻKI!

Oho, rękawica z plaśnięciem właśnie spada na moje biurko. Podejmuję.

- Wskaż więc fragment w lekturze, w którym potwierdza się twoja odpowiedź na pytanie.
- Nie czytałem tej lektury, bo jest bez sensu! Matka kupiła mi bryk, który opracowała nauczycielka Z DWUDZIESTOLETNIM DOŚWIADCZENIEM! To lektura się myli, a nie opracowanie!

Osłabłem, patrząc na młodzieńca z niedowierzaniem:

- Nie przeczytałeś lektury, zatem nie wykonałeś zadania. Przykro mi, ale ocena pozostaje w mocy.
- Pan jeszcze zobaczy! Moja matka napisze do dyrekcji i kuratorium, i PAN ZOBACZY!

Strasznie się nie boję.

Szkoła

Skomentuj (225) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1499 (1579)

#40066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początku chciałbym oznajmić radosną nowinę: będę ponownie Tatą!

No i piekielności zaczęły się niemal od progu.
O drugie dziecko zaczęliśmy się starać już jakieś dwa lata temu, ale tym razem nie szło to tak bezproblemowo, jak z Młodym. Była jedna stracona ciąża po drodze, dużo stresu i obaw, jednak w końcu "zaskoczyliśmy". Niemniej jednak ze względu na te trudności Ślubna wolała nie mówić nikomu, póki nie przeminął trzeci miesiąc. Przyznaliśmy się rodzinie w zeszłą niedzielę.

Babcie oczywiście "achy" i "ochy", łzy i szlochy. Ze szczęścia. A że z obu naszych mam niezłe są radia Wolna Europa, wieść zaczęła zataczać kręgi.

Wczoraj wpadliśmy po coś do mojej mamy po południu. Z młodym, którego zgarnęliśmy z przedszkola. Pech chciał, że siedziała u niej znana od dawien dawna sąsiadka-plotkara. Z westchnieniem powiedziała do Ślubnej:

- Nie gratuluję jeszcze, bo taka wczesna ciąża to patykiem na wodzie pisana, kto wie, jak będzie.

Ślubnej łzy stanęły w oczach, a ja, objąwszy ją ramieniem, spiorunowałem babę wzrokiem, mówiąc, że jesteśmy dobrej myśli, w czym zresztą upewnia nas nasz lekarz, do którego mamy zaufanie w tej kwestii. Odczepiła się, za to przyczepiła się do młodego:

- A ty wiesz, że będziesz mieć braciszka lub siostrzyczkę?
- Jasne, że wiem - powiedział "Synu" zdziwiony.
- A nie boisz się, że cię rodzice przestaną kochać? Może będą woleli to drugie dzieciątko? Musisz być teraz bardzo grzeczny, żeby nie denerwować mamusi i tatusia, bo cię mogą gdzieś oddać!

Zalała mnie krew, już otworzyłem usta, żeby babie coś powiedzieć, kiedy ubiegł mnie Synu:

- Taka z pani stara baba, a nie wie, że dobrzy rodzice nie oddają dzieci?

Babsko poczerwieniało, furgotnęło spódnicą i zmyło się do swego mieszkania.

Chciałem coś powiedzieć na temat zwrotu "stara baba" ale machnąłem ręką i tylko pogłaskałem go po głowie. Moja matka szeptem tylko powiedziała potem do mnie:

- Dobrze powiedział tej starej rurze! Już jej miałam dosyć, we wszystko mi się wtrąca, może teraz jakiś czas będę miała spokój! A młody moja krew!

Dziecko prawdę ci powie

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1219 (1281)

#39736

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja teściowa pracuje na recepcji w pewnym hostelu. Praca w systemie zmianowym, raz dzień, raz nocka, grafik bywa różny.

Pewnego razu mieli gościć u siebie grupę świętujących jakąś okazję członków pewnego związku zawodowego.

Grupa miała przyjechać i kwaterować się w określonym dniu po południu. Teściowa, która dyżur miała na poprzedzającą przyjazd noc, w ogóle nie nastawiała się, że będzie tych konkretnych gości kwaterować. Goście jednak przyjechali o 4.00 rano. Dlaczego - nie wiadomo.

Teściowa bez rozpiski od kierowniczki, kogo gdzie umieścić, nie bardzo mogła im na tamten moment pomóc. Do tego kierowniczka nie odbierała telefonu (wiadomo, 4.00 to niemal środek nocy), a koordynujący grupę gości pan, przemocą niemal chciał się wdzierać do recepcji, bo on będzie brał i rozdawał klucze... Teściowa tłumaczyła, że kluczy wydać nie może, że trzeba poczekać choćby do 6.00, kiedy przyjdzie koleżanka z kolejnej zmiany, zapewne posiadająca potrzebne informacje.

Goście ponoć krzyczeli tak, że pobudzili innych nocujących w hostelu.

Sprawa ciągnęła się do 6.00, kiedy faktycznie przyszła następna recepcjonistka, zresztą wraz z kierowniczką - uspokoiły żądnych krwi przyjezdnych. Kryzys wydawał się zażegnany, choć goście przez najbliższych parę dni patrzyli na teściową wilkiem.

Po ich wyjeździe sprawa miała jednak dalszy ciąg: teściowa została wezwana na dywanik do kierowniczki. Ponoć jeden z "tych" gości zgłosił, że przyjmując ich, była pod wpływem alkoholu.

Na szczęście koleżanka odbierająca od niej zmianę poświadczyła, że nic takiego nie miało miejsca. Co się jednak teściowa (człowiek o długim stażu pracy, starszy już, wrażliwy i nieposzlakowanie uczciwy) zdenerwowała, to jej. Skończyło się u kardiologa...

Jaki tupet trzeba mieć, żeby składać skargi bezpodstawnie, po prostu, żeby komuś dokopać za to, że wypełniał swoje obowiązki tak, jak mu polecono?

Taki jeden mały hostel

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (793)
zarchiwizowany

#40168

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z radością przyjąłem w szkole narzędzie zwane dziennikiem elektronicznym. Wiadomo, jak każde narzędzie, idealny nie jest i usuwając jedne problemy, generuje drugie, ale na razie pracę ułatwia (pewnie niebawem dowiem się, ile jej z drugiej strony przysparza...)

Fajną rolą, którą może pełnić, jest rola komunikacyjna, każdy do każdego może wysłać maila: uczeń do nauczyciela, nauczyciel do ucznia, rodzic do nauczyciela, nauczyciel do rodzica itp. i nie trzeba zbierać maili od wszystkich, kto ma konto, ten się komunikuje.

Odciążyło to moją prywatną komórkę bardzo i rachunki spadły mi o 100 zł.

Jest też jednak dziennik źródłem pewnych spostrzeżeń na temat stylu w mailach, jaki powszechnie się stosuje.

Dla przykładu - piszę maila o treści: "Dzień dobry! Jak Państwu wiadomo, Marcina nie było dzisiaj w szkole. W poniedziałek idziemy na żywą lekcję do muzeum miasta. Czy Marcin weźmie w niej udział? Pozdrawiam, Nidaros Piekielny".

Odpowiedź: "Tak".
Ani dzień dobry, ani "pocałuj mnie w cztery me piękne".

Mail od rodzica w sprawie usprawiedliwienia córki:
"Anię bolała dziś głowa. Usprawiedliwiam ją".

Mail od koleżanki:
"Jutro na dużej przerwie zebranie". Ani "masz czas?" (a może mam dyżur w tym czasie?), ani chociaż "hej".

Mail od ucznia: "W której sali jutro zajęcia?"
A przepraszam, na której godzinie i które zajęcia?

Albo oszalałem, albo jestem starym zgredem, ale naprawdę maile wyglądające jak smsy są dla mnie zjawiskowe...

Szkoła

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (386)

#39544

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W przylegającej do naszego gimnazjum podstawówce jest jakaś akcja dotycząca picia mleka przez dzieci. Polega to na tym, że w szkole można zamówić mleko w kartoniku 250 ml za jakąś śmieszną opłatą; naturalne jest za darmo, a smakowe (truskawka, czekolada) zdaje się po 20 groszy. Generalnie opłata jest symboliczna. Wnosi się ją do szkolnej intendentki, więc wychowawca nie ma w sumie z tym dużo wspólnego.

Jednak po co się cieszyć, że mleko jest za półdarmo, jak można się przy.pi.erniczyć. Kolega wuefista wchodzi do wspólnego pokoju nauczycielskiego cały wkurzony:

- Złapała mnie na korytarzu matka ucznia i objechała, że w ofercie na mleko jest za mało smaków.
- I co powiedziałeś?
- Wkurzyła mnie, więc uśmiechnąłem się i powiedziałem, że planuje się poszerzenie listy smaków o advocat i cappuccino...

Szkoła

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 836 (902)
zarchiwizowany

#39934

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Było tu trochę o piekielnych rowerzystach i o piekielnych pieszych, zdaje się, że po obu stronach są zarówno ludzie, jak i taborety (jak wszędzie). Ale i co poniektórzy kierowcy im nie ustępują, mieniąc się panami wszelkiej dostępnej kołom powierzchni.

Bardzo krótka scenka z dziś:
1. Na ścieżce rowerowej zaparkowana spora furgonetka.
2. Jadący rowerzysta, który chce ją wyminąć, wjeżdżając na chodnik.
3. Dwie starsze panie, idące z naprzeciwka pod rączkę, które nie widzą rowerzysty zza samochodu, a on nie widzi ich - powód ten sam.
4. Kolizja.

Mógł jechać ostrożniej? Pewnie mógł. Mogły bardziej uważać? Pewnie mogły. Ale parkowanie na ścieżce rowerowej to nie jest szczyt myślenia i kurtuazji.

Mistrzowie kierownicy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (184)