Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nieswiadoma

Zamieszcza historie od: 24 lipca 2020 - 11:00
Ostatnio: 27 lipca 2022 - 9:07
  • Historii na głównej: 10 z 11
  • Punktów za historie: 1356
  • Komentarzy: 83
  • Punktów za komentarze: 394
 
zarchiwizowany

#88645

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Szaramucha o problemach z bankiem przypomniała mi moją sprzed kilku lat.
Nie mieszkam w Polsce już kilka lat, ale konto bankowe nadal tu posiadam.

Pewnego roku mój Zielony Bank przeszedł fuzję i stał się Czerwonym Bankiem.
Co chwilę dostawałam przypomnienia aby udać się do placówki w celu ustawienia od nowa bankowości internetowej, stare loginy nie będą działać. Będąc za granicą i nie planując przyjazdu do Polski, po prostu się nie da tego załatwić. Próbowałam kilka razy przez telefon, nie miałam wówczas profilu zaufanego czy epodpisu (może teraz to by coś pomogło).

W bankowości internetowej miałam też dostęp do konta przypisanego do karty kredytowej którą opłacalna co miesiąc rachunek.
Po kilku miesiącach niespłaconej karty zadzwonił do mnie Pan z Czerwonego Banku z działu windykacji. Wytłumaczyłam mu sytuację i poprosiłam o podanie mojego numeru rachunku, zrobię przelew z innego konta aby spłacić należności. Niestety on nie może podać, kwestia ochrony danych czy coś. dokumenty bankowego zostały w domu w Polsce, szczerze mówiąc "gdzieś w którymś pudle". I tak rozmawiałam sobie z windykacja przez kilka miesięcy aż w końcu sprawa trafiła do zewnętrznej firmy windykacyjnej.
Pani z nowej windykacji po przedstawieniu mojego problemu z Czerwonym Bankiem bez problemu podała mi numer konta spłaciłam należności, zrobiłam nadpłatę a nowe logowanie zrobiłam dopiero pół roku później przy okazji wizyty w Polsce.
Moja wina że nie pomyślałam o tym rozwiązaniu przed zablokowaniem dostępu.
Uciążliwe jest to bardzo, sama jestem sobie winna nie zapisując swojego numeru konta itd. ale w kraju w którym mieszkam 70% spraw bankowych załatwiam sama, 20% przez telefon lub email a resztę w placówce banku. Te 70% dotyczy również aplikacji o karty kredytowe, otworzenie nowego konta czy zmianę danych osobowych typu adres.
Co śmieszniejsze posiadam konto tutaj w Czerwonym Banku. Czasami mnie zastanawia co sprawia że każdy oddział krajowy ma inną politykę, aż tak bardzo różną.

Bank kiedyś zielony teraz czerwony

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (48)

#88511

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałam właśnie historię z supermarketu, gdzie już się zaczynają komentarze, że nic nam do tego jak kto spędza przerwę obiadową.

Otóż moi drodzy właśnie coś nam do tego.

Pracując lata temu w sklepie gdzie było kilka pięter i każde piętro co innego (ubrania, wyposażenie kuchnia, kosmetyki itd) miałam jasno powiedziane, że podczas mojego dyżuru nie mogę robić zakupów w tymże sklepie. Jeżeli chcę zrobić zakupy, muszę wyjść przez wejście dla pracowników i wejść wejściem dla klientów, przy okazji okrywając koszulę / mundurek. Zakupy zrobione podczas przerwy musiały wejść tylnym wejściem do ochrony, spisać protokół i po pracy można było odebrać. Nie ma chowania po półkach czy odkładania za kasę 'na później'.
Lunch można było zjeść w pokoju socjalnym bądź wyjść poza teren sklepu. Ale na teren sprzedażowy był zakaz wchodzenia z jedzeniem.
Jesteś na sklepie w mundurku = jesteś w pracy = pracujesz.

Wszystko po to by nie gryzło to klientów, że pracownicy się obijają albo 'na pewno schowała tę kurtkę między skarpetkami żeby sobie zgarnąć'.
Bardzo mi się podobało to rozwiązanie, ale nie raz jakaś piękna sukienka z promocji uciekła sprzed nosa ;)
Ale to nie była Polska...

Z tego co mi znajomi opowiadali, Tesco miało podobną politykę w Polsce.

A teraz z innej beczki. Wujek pracuje w urzędzie, pracę ma na linii frontu, czyli przyjmując petentów. W urzędzie, w którym pracuje nie ma stołówki czy pokoju socjalnego. Więc swoje 45 min przerwy obiadowej spędza przy biurku. Ile się nasłuchał, że jest leniem i mógłby się wziąć do pracy, a nie żreć przed komputerem to sami możecie sobie wyobrazić. Dlatego się cieszył jak dostał na prezent słuchawki wygłuszające. Zakłada podczas przerwy i nie wysłuchuje, że jemu się przerwa nie należy.

Bądźmy ludźmi. Z każdej strony i pracowników, i klientów!

Urząd

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (185)

#88062

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oglądam sobie memy na popularnych stronach i wpadł mi w oko taki jeden: screen z rozmowy SMS między kurierem a księdzem, gdzie księdza obraża gdy się zwraca do niego per "Pan".
Przypomniała mi się podobna historia wujka, którą opowiedział na swoim weselu.

Wujek organizował razem z narzeczoną ślub. W związku z powyższym udał się do kancelarii małej parafii z której pochodziła narzeczona aby ustalić z księdzem wszelkie formalności.
Wujek karierę swoją robi na uczelni, jego żona również. W czasach gdy zachciało im się ślubu kościelnego, jako że cywilny wzięli lat wcześniej yyyyy dużo, byli już na etapie gdzie na drzwiach obojga gabinetów wisiały już dr hab inż, nie długo później on został profesorem uczelni.

Wchodzą więc oboje do kancelarii, gdzie akurat przebywał proboszcz i prałat.
Przywitali się grzecznie i zaczynają rozmowę:

W: Proszę księdza, chcielibyśmy...
KS: Proszę księdza proboszcza bądź proszę księdza prałata.
W: słucham?
KS: Proszę zwracać się do nas według tytułów nam należnych.
W: Dobrze proszę księdza proboszcza. Proszę się do mnie i narzeczonej zwracać dr hab inż.
KS: (oburzony) co mnie interesuje jakie stopnie Pan sobie w życiu zrobił. W Kościele wszyscy jesteśmy równi?
Oczywiście wujek parsknął śmiechem na tę hipokryzję i nic tego dnia nie załatwili, bo księżulki się obrazili.
Wysłali teściową aby umówiła termin itd., a ślubu na szczęście udzielał im wikary.

Mama ciotki mówiła, że i tak dziwne, że prałat nie dał im ręki do całowania co miał w zwyczaju.

A ja tylko po cichu się cieszę, że u nas na parafii zawsze był rozumny proboszcz.

Kościół

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (189)

#88013

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszystkie historie typu "dej na horom curke" przestały mnie śmieszyć.
Właśnie doświadczyłam nachalnego "dej bo masz".

Wynajmuję mieszkanie, którego jest przypisane miejsce parkingowe. Auta nie mam, więc nie korzystam.

Zarys sytuacji: z właścicielem dogadane, mam pozwolenie żeby wynająć parking na czas trwania mojej umowy na wynajem mieszkania. Na parking można wjechać kilkoma wjazdami gdzie każdy ma bramę otwieraną na pilota oraz furtkę otwieraną na magnetycznego foba. Rzecz się dzieje za granicą, więc ogródki piwne od miesiąca są otwarte.

Mam też koleżankę, która mieszka w tej samej dzielnicy. Koleżanka ma samochód, ale parkuje na ulicy, równolegle do chodnika. Co miesiąc musi uiszczać drobną opłatę do zarządcy drogi aby dostać pozwolenie na parking.

Wystawiłam ogłoszenie na wynajem parkingu, odzew spory.
Przy wyjściu na piwko ze znajomymi, dostałam telefon w sprawie ogłoszenia. Koleżanka usłyszała rozmowę i dopytuje a co a jak a gdzie.

Koleżanka: Hej czemu nie mówiłaś, ja chętnie wezmę od ciebie to miejsce, nie będziesz się użerać z telefonami
Ja: Ok, dogadamy się co do ceny i możemy podpisać umowę, dam Ci pilot i możesz parkować.
K: Ale jaka cena, hehe przecież mówię, że mogę wziąć jak masz na zbyciu.
J: No nie mam na zbyciu, ale mam do wynajęcia. Ogłoszenie jest wystawione za 100zł/MSC (cena oczywiście inna), więc Tobie mogę odstąpić za 80zł. Jest to dla mnie dodatkowy budżet, który chciałam przeznaczyć na moje bilety miesięczne.

Wówczas nastąpiła obraza majestatu. Bo jak to płacić. Ja jestem jak pies ogrodnika bo mam i innemu nie dam, a sama nie korzystam. A ona nie ma i jej lusterko ktoś urwał i to niebezpieczne tak auto przy ulicy zostawiać itd. FOCH.

Piwko w barze się skończyło, wróciliśmy do domu. Koleżanka wypisywała jeszcze kilka dni w podobnym tonie "dej bo ja nie mam, a ty masz i mnie też się należy".
Myślałam że się uspokoiła, ale w kolejny weekend po godzinie 23:00 dobija się domofonem przy bramie i krzyczy do mnie "otwórz bramę bo ja muszę zaparkować". Totalne WTF.
Bo ona wróciła późno dziś i ktoś zajął "jej" miejsce przy ulicy i ona musi zaparkować u mnie, bo przecież jest gdzie.
Zablokowałam domofon i poszłam spać. Oczywiście 50 połączeń od Koleżanki, kilka wiadomości głosowych od "otwórz proszę," po "jesteś (cenzura)" (uwielbiam nocny tryb nie przeszkadzać w telefonie :) )

Żeby nie było, że koleżankę nie stać. Nikomu do portfela nie zaglądam, ale od lat pracuje na stanowisku kierowniczym w średniej agencji nieruchomości, więc nie jest to ktoś komu brakuje pieniędzy każdego miesiąca.

Koniec końców wynajęłam parking sąsiadowi z bloku, który potrzebował miejsca na drugi samochód.

A koleżanka zaprasza na piwko w weekend...

Parking

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (219)

#87943

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rowerzyści czy dzieci? Co jest bardziej niebezpieczne na przejściu dla pieszych?

Mógłby to być mój temat na pracę magistersko- lincencjacko- inżynierską...
Przykładów pewnie na samych Piekielnych miałabym na 5 rozdziałów (dodając podrozdział o wolno biegających zwierzątkach).

Przechodzę ostatnio przez dość duże przejście dla pieszych, szerokości około 10m, przejście przez 5 pasów jezdni. Jest to przejście rowerowo-piesze bez osobnego wydzielonego pasa dla rowerów, co znaczy że rowerzysta może przejechać przez przejście w dowolnym miejscu.

Ludzi z jednej i drugiej strony sporo, więc wiadomo, że podczas przechodzenia jakoś trzeba się między sobą przecisnąć. Idę więc uważnie starając się wpaść w jak najmniejszą liczbę osób i nagle widzę ICH.

Z naprzeciwka - tatuś z mamusią i dzieciak około 6-7 lat. Rodzice idą za rączkę a dzieciak z piskiem biegnie przez przejście, jeszcze pół biedy jakby biegł na wprost, ale on biegnie po skosie na drugą stronę. Jako że sygnał alarmowy (pisko- śmiech) zadziałał na mnie, to musiałam przystanąć na dwa kroki żeby nie mieć odbitej jego czaszki na wysokości uda.
Rowerzysta jadący z tej samej strony co ja (bliżej krawędzi przejścia) już syreny dziecięcej nie słyszał, nie zatrzymał się więc dzieciak wbiegł w niego. Nie można tu powiedzieć że rowerzysta wjechał w dzieciaka bo ten wpadł na tylne koło.

Płacz, krzyk, plątanina z ludzi i roweru na ulicy. Rowerzysta był winny bo miał słuchawki w uszach (takie wygłuszające dźwięki). Mamusia z tatusiem nie widzieli swojej winy w nieupilnowaniu dzieciaka i nauczeniu go jak się zachować na przejściu.

Jak dla mnie, wszyscy czworo powinni wrócić się do podstawówki na lekcję o bezpieczeństwie na drodze.

Ulica

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (167)

#87764

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie historia o Basi. Taką Basię nietrudno spotkać, każde miasteczko ma taką Basię.

Historia Basi zaczyna się od jej mamy. Koniec lat 60, mama Basi urodziła córeczkę. Niestety córeczka urodziła się chora. Rodzina kazała pozbyć się córeczki, bo wstyd takie (tu wstaw niepoprawny epitet) trzymać.

Mama Basi tupnęła nogą, zabrała się z Basią do innego miasteczka i zaczęła tu życie. Zapytacie gdzie tata Basi? Nie chciał mieć z Basią ani jej (tu wstaw niepoprawny epitet) nic wspólnego, bo to na pewno od matki strony Basia chora jest.
Basia fizyczne rozwijała się prawidłowo, ale psychicznie została dzieckiem, takim 12-15 lat.

Lata leciały, mama Basi pracowała w lokalnym sklepiku, Basia chodziła na warsztaty. Mama uczyła Basię życia: jak się ubrać, zrobić śniadanie, umyć, zadbać o siebie. Tak sobie rodzinka ich żyła. Aż nadszedł czas i mama Basi umarła. Basia została sama. Została jej przydzielona opiekunka, która odwiedzała ją co jakiś czas, dbała by Basia miała coś w lodówce, przyjmowała leki. Kto zdecydował, że 35 letnia kobieta z umysłem 10 latki może mieszkać sama - nie wiem. Kto został jej prawnym opiekunem - nie wiem. Sąsiedzi pomagali Basi jak mogli, w końcu zawsze żyli w zgodzie.

Basia na warsztaty już nie chodziła, za to szukała kolegów na osiedlu. Znalazła, pod lokalnym spożywczakiem.
Koledzy Basi nie czekali długo by zostać dla niej kimś więcej. Basia kochała ich wszystkich i z nimi wszystkimi. Basia zaszła w ciążę, nie wiadomo z kim. Dopiero wtedy zaczął się nią interesować ktoś więcej niż tylko koledzy i opiekunka. Badania wykazały, że Basi dziecko też będzie chore. I zaczęło się poszukiwanie kto się zajmie Basią, kto się zajmie jej dzieckiem. To tak naprawdę opieka nad dwójką dzieci... Nie żeby pomóc jej, tylko aby "pozbyć się problemu".

Nasz rząd ma mnóstwo ustaw aby ochronić życie przed narodzeniem. Później aby się zaopiekować tym życiem to już nie ma komu.
Historia Basi kończy się w domu opieki, za pomocą sąsiadów, opiekunki - była zrzutka, mieszkanie mamy Basi sprzedane, pomoc lokalnych przedsiębiorców. Pieniędzy wystarczy aby Basia miała opiekę do końca życia, ale co będzie z jej dzieckiem?

Miasteczko

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (244)

#87652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniało mi się savoir vivre przyjmowania gości i co trzeba dla gości mieć (wg gości oczywiście), część historii z lat 90.

1. Popielniczka (lata 90)
Mój tata palił papierosy. Nigdy w domu.
Podczas gdy tata był w pracy, odwiedził na wujek (mamy wujek dokładniej) kawusia, ciacho itd. Ale wujek by zapalił, więc wyciąga papierosy i prosi o popielniczkę. Mama chciała być miła i mówi że ona nie pali więc popielniczki nie ma. Wujek, niepocieszony schował papierosy. Na najbliższe imieniny tato dostał od wujka a jakże - popielniczkę, z głupim rechotem wujka że 'teraz będziesz miała co na stół postawić'.
Tata miał gdzieś co wujek pomyśli podziękował i powiedział że przyda się w garażu, czyli tam gdzie miał swoją palarnię.

2. Chusteczki dla dzieci (mokre) - koniec lat 90.
Moi rodzice w tym czasie mieli już dzieci w podstawówce a mokre chusteczki nie były tak popularne, przynajmniej nie u mnie w domu. Odwiedziła nas koleżanka mamy z kilkumiesięcznym dzieciaczkiem. Wszystko fajnie do czasu aż trzeba było dziecko przewinąć. Poprosiła mamę o wszystko poza pieluszką. Mama co miała to dała (czyli posypkę a nawet jakąś maść, bo dziecko odparzenia miało) ale chusteczek nie było, tak jak i specjalnego mydełka dla dzieci. Nastąpiła obraza majestatu bo dzieciak miał pupę umytą szarym mydłem, bo tylko takie się nadawało które było u nas w domu dostępne (to zwykle, które my używaliśmy oczywiście nie było dobre).

3. Jedzenie - czasy teraźniejsze
Przypomniał mi się odcinek 'Rodzinka.pl' gdzie Kuba Boski przygotowywał kanapki dla znajomych na spotkanie i Ludwik chciał mu pomóc 'temu bez glutenu, temu bez mięsa, temu bez laktozy, temu bez orzechów'.

Sama mam pewne dolegliwości, więc staram się być wyrozumiała na różne przypadłości. Swoich bliskich przyjaciół i rodzinę znam i mniej więcej wiem czego nie jedzą bo nie mogą, więc staram się przygotować neutralne przekąski, aczkolwiek wszyscy jesteśmy mięsożerni. Na jedną imprezę, taką co każdy przynosił coś do jedzenia, kolega przyprowadził nową Niewiastę.

Od początku był problem, że ona mięsa nie - ktoś palnął to sobie ściągnij szynkę z kanapeczki. Ale ona laktozy też nie, mówię że sama mam problem z tym więc pokazałam jej które przekąski są moje i zrobione są na nabiale bez-laktozowym. Ale ona by chciała akurat sałatkę inną. Dałam jej laktazę w tabletkach, powiedziałam jak działa i mówię częstuj się śmiało, a jak coś, to mam i espumisan i węgiel. Wyszła po godzinie bo coś ją kręciło w żołądku a i całe opakowanie laktazy też wyszło razem z nią.
A jakby ktoś dociekał, to kolega z Niewiastą przynieśli paczkę chipsów.

4. Noclegownia / schronisko młodzieżowe.
Mieszkałam w miejscowości prawie turystycznej (dobra baza na wypad w Bieszczady). Napisała raz do rodziców córka kuzynki, dziewczę tyle co 18 lat skończyło i pyta czy może u nas z koleżankami (dwiema) zatrzymać na tydzień bo chciały by sobie rundę po górkach zrobić. Zgodne ze stanem faktycznym dostała informację, że oczywiście zapraszamy, ale mamy tylko 1 pokój wolny z jednym podwójnym łóżkiem. O niańczeniu nic nie było mowy bo dziewczynę znaliśmy i wydawała się całkiem rozsądna.
Jak się już pewnie domyślacie, do dwóch koleżanek dołączyli też dwaj koledzy (przyjechali jednym autem), zorganizowaliśmy im nocleg na 1 noc ale prosto z mostu mieli powiedziane nie ma miejsca dla nich. Oczywiście następnego dnia szok, jak to do hotelu albo spać w aucie? O wyżywieniu nawet nie będę wspominać, bo co innego zaopatrzyć dom aby 3 dziewczyny miały co zjeść na śniadanie a co innego pełne wyżywienie 5 dorosłych osób. Jak wspominałam kuzynka całkiem rozsądna, więc jakoś się dogadaliśmy a chłopaki mieli rozstawiony namiot w ogródku przez kolejnych 6 nocy.

Ta historia skończyła się dobrze, ale szok i gonitwa jednego dnia, bo goście mili goście drodzy przyjechali to już sprawa gospodarza.

Czekam z niecierpliwością na nowych gości i kolejne wymagania zaopatrzeniowe.

Moja mama do dziś trzyma w swoich zapasach rzeczy 'tylko dla gości' których sama nie używa takie jak:
kawa rozpuszczalna, syropy do kawy, herbata zielona, komplet kosmetyków dla dzieci ;) , zapalniczki, pieczywo typu Wasa itd itp...

Dom

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (118)

#87603

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam historię o monterach z pomarańczowej sieci, którzy pojawili się jakieś 10 lat później...

Nie tylko operatorzy sieci telefonicznych maja burdel w prapierach.
Dostałam ostatnio pismo, raczej moja mama dostała, jako że w rodzinnym domu nie mieszkam już ponad 5lat, z uczelni. Studia skończone 6 lat z kawałkiem, to co oni chcą? Otóż poinformowali mnie o nadpłacie na moim koncie studenckim.
Dzwonię więc do pani która się podpisała pod listem i pytam ale co gdzie jak kiedy i ile?

Na początek była długa rozmowa pt "ale to nie u mnie pani załatwia"... Każdy student wie, że połowę władzy na wydziale ma Pani z Dziekanatu, później Dziekan. Miałam tę przyjemność mieć wspaniałe Panie w tym przybytku, jednakże tym razem dodzwoniłam się do Rektoratu.
Jak już się dowiedziałam że mam się udać do dziekana(tu) aby wypełnić wniosek i złożyć osobiście, zapytałam a co z Covidem? No jest, hula, więc musi pani napisać maila, może mailowy wniosek przejdzie. Ale maila trzeba napisać z uczelnianego adresu e-mail (studia skończone 6 lat temu, kto by pamiętał o czymś takim jak logowanie do maila). Aha, no to wniosek o restart konta - a jakże, osobiście w dziekanacie.
Po kolejnych tłumaczeniach że mieszkam za granicą i obecnie jest zakaz podróżowania i nie ma opcji abym przyjechała, Pani się poddała.
Podała mi numer do Pani z Dziekanatu a ta mi w 3 min wyjaśniła, że jest nadpłata 40 zł z 2014 (!) roku i jak napiszę wniosek z mojego maila z danymi z uczelni (numer indeksu) wówczas szalona nadpłata zostanie mi zwrócona.

Poszperałam w dokumentach z uczelni w poszukiwaniu numeru indeksu i zgadnijcie co znalazłam? Trzy ponaglenia z uczelni w sprawie niedopłaty 40 zł, wysłanych w ciągu 9 dni w 2014 roku.

Uczelnia wyższa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (152)

#87434

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnym sąsiedzie i podróżach w czasie i psie.

Mamy sąsiada, taki Janusz, który chce wszytko o wszystkim wiedzieć, każdy mu przeszkadza i on 'był w Niemacach on wie lepiej, tam się takie rzeczy robiło 20lat temu'.

Januszkowi przeszkadzał nasz pies, bo szczeka w nocy. Pies tak bardzo kanapowy, że w nocy na zewnątrz wychodzi pewnie tylko raz i to tylko w lecie jak drzwi na ogród są otwarte. Pies przeszkadza mu tylko nasz, ale pies sąsiada który wyje w kojcu całymi dniami jest już ok, bo sąsiad pracuje w policji. Janusz od czasu do czasu podchodzi do płota ponarzekać jak to pies szczeka. Moja mama zawsze go ignorowała czy zbywała. Ja raz mu powiedziałam, 'pies, to szczeka. Tak Bóg stworzył'. Janusz bogobojny już do mnie nigdy nie narzekał na psa.

Parę tygodni miesięcy temu (jakoś wrzesień) popsuł się dzwonek przy furtce. Zakupiliśmy już z gatunku lepszych tj. z kamerą i aplikacją w telefonie.
Tak też dowiedzieliśmy się czemu pies w nocy Januszkowi szczeka. A to różnie, Janusz wracał pijany do domu i chciał wejść do nas, Janusz ze startym metalowym wózkiem w nocy wywoził gdzieś śmieci (pewnie do lasu), a wracając drażnił psa przez ogrodzenie jakimś patykiem.

Wszystkie te rewelacje zostały odkryte gdy zaczęliśmy sprawdzać nagrania w chmurze z kamerki, bo ktoś podrzucił psu popsute mięso, surowe do nas na trawnik, na szczęście pies kanapowiec rozpieszczony nie tknął świństwa. Oczywiście, że to był Januszek. Wielce oburzony bo on nie wyraża zgody na nagrywanie go, a mięsko dał pieskowi żeby się nie zmarnowało.

W wakacje, jakoś sierpień ktoś zarysował Januszowi auto. Krzyku było na pół osiedla bo to pewnie jakieś dzieciaki wracające z imprezy. Koniec końców nie znaleziono sprawcy. Ale Janusz jak się dowiedział o kamerze w dzwonku od razu zaczął się domagać nagrań bo tam będzie pokazane na pewno kto. Na nic zdały się tłumaczenia że po pierwsze to nie jest kamera, która ma zasięg 180stopni, łapie głównie ludzi podchodzących do furtki i tylko wtedy się aktywuje, po drugie zakupiliśmy ustrojstwo we wrześniu, a auto porysowane w sierpniu. Nie, wehikułu czasu to w sobie nie ma. Krzyczeć zaczął teraz, a ustawiliśmy samoczyszczenie plików starszych niż miesiąc z tej kamery.

Wezwał policję by rozpocząć znowu śledztwo w sprawie jego auta, nakaz zdobyć abyśmy oddali nagrania. Podziwiam panią policjantkę która po dwóch moich wyjaśnieniach stała i tłumaczyła Januszkowi wszystko jeszcze godzinę.

Koniec końców, Janusz obrażony, nasza rodzina to podglądacze a pieska on już nam dokarmiał nie będzie.

Och jak dobrze!

Dom i sąsiad

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (184)

#87418

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz, ale wyszło mi trochę za długo...

Nawiązując do wszystkich piekielności i narzekań rodziców (znowu) że nie mają sprzętu na e-lekcje. Rozumiem problem z opieką nad dziećmi podczas kwarantanny, ale sprzęt?
Jest wiele portali sprzedających używany sprzęt po przeglądzie technicznym, naprawach itd. Jest to nadal dobry sprzęt, działający (co więcej) na gwarancji. Laptopy takie mają słabsze parametry techniczne, czyli nowe gry już nie pójdą, ale programy komunikacyjne bez problemu.

Każdy krzyczy że rząd miał tyle miesięcy na przygotowanie się.

Tak, racja. A rodzice nie widzą co się dzieje? Że ani szkoły ani rząd sobie nie radzi? Rodzice nie mieli czasu na przygotowanie się? Używane laptopy można kupić już od 1000 zł. Przy dwójce dzieci jest to miesiąc 500+... A słuchanie, że bez 500+ sobie przez miesiąc rodzina nie poradzi to przychodzi na myśl pytanie- jak do tej pory sobie radzili?

Naprawdę każdy czeka aż manna spadnie z nieba?

Już po szkole

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (229)