Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nikusia1

Zamieszcza historie od: 31 grudnia 2012 - 1:52
Ostatnio: 14 kwietnia 2021 - 12:01
Gadu-gadu: 12092265
  • Historii na głównej: 30 z 36
  • Punktów za historie: 6349
  • Komentarzy: 142
  • Punktów za komentarze: 480
 
zarchiwizowany

#77599

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wakacje, lato, ciepły i miły dzień, późne popołudnie. Czekałam na autobus ciesząc sie piękną pogodą i obserwując okolicę. Przede mną była droga - ot taka zwykła, trochę ruchliwa, bo łącząca dwa dość ważne w okolicy miasteczka. Po drugiej stronie, dokładnie na przeciwko mnie przystanek "w drugą stronę". To właśnie na ten nieszczęsny przeciwny przystanek przyszedł równie nieszczęsny młody chłopak. Jako że był jedyną osobą na horyzoncie, patrzyłam sobie spokojnie na jego poczynania, bez większego przejęcia jego losami, aż nagle chłopak usiadł i... Bezceremonialnie zaczął przebierać spodnie. Tak, ot tak ściągnął jedne, wyjął drugie i po chwili je założył. Nigdy się za pruderyjną osobą nie uważałam, ale nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Odwróciłam tylko wzrok w inną stronę i zaczęłam wmawiać sobie, że to się nie zdarzyło.

Ktos mi może wyjaśnić - dlaczego?

Dziwni ludzie

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (18)
zarchiwizowany

#76240

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie zdaję semestru w szkole. Otóż ja, uczennica zawsze najlepsza w klasie z tysiącem nagród, wychwalana przez całą kadrę, w tym semestrze śmiałam zachorować. I to tak porządnie zachorować, że trzy tygodnie nie byłam w stanie wyjść z łóżka i zwijałam się z bólu, donosząc do szkoły tylko kolejne zwolnienia od lekarza (podkreślam - od lekarza, bo to ważne). Na nic jednak zwolnienia mi się zdały, na nic zdały się rozmowy z wychowawcą, co do mojej sytuacji z ocenami, właściwie to wyszło, jakbym celowo zachorowała i była nieobecna. Otrzymałam dziś informację o zagrożeniu z języka angielskiego, bo za wszystkie sprawdziany, kartkówki i próbne matury (a było tego trochę), których nie pisałam, nauczycielka wystawiła mi jedynki. Powiecie, że to nie koniec świata, że nie zawsze można być najlepszym. Zgoda, w tym semestrze nawet dwa by mi wystarczyło. Jednak według tej cudownej instytucji zwanej dalej szkołą, powinnam nagle cudownie wyzdrowieć i zaliczyć w dwa tygodnie z samego angielskiego trzy arkusze maturalne, dwa sprawdziany i pięć kartkówek, bo w przeciwnym wypadku będę zobowiązana pisać egzamin z całego semestru (na co w klasie maturalnej przygotowując się do matury z dość trudnych, ścisłych przedmiotów nie bardzo mam czas).
Według lekarza pod żadnym pozorem nie powinnam teraz wychodzić. W poniedziałek jednak planuję wyjść, by porozmawiać z dyrekcją o przyjaznej polityce szkoły wobec ucznia i to ucznia, który regularnie tę szkołę w czymś reprezentuje. Nawet człowiek w spokoju chorować nie może.

Szkoła

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (161)
zarchiwizowany

#74876

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nastał ten moment w mym życiu, iż po drogach poruszam się samochodem oznaczonym wielką literką L. Tego dnia akurat padło na naukę zawracania. Po kilku próbach w miejscu, gdzie nie ma szansy, by cokolwiek utrudniło manewr, przyszedł czas na wyruszenie na drogi. Jechałam spokojnie, a instruktorka co jakiś czas wydawała polecenie zawrócenia. A teraz przejdźmy do rzeczy.

"Mknęłam" właśnie długą, prostą drogą, widoczność świetna, tylko na końcu zakręt. Dostaję polecenie - zawrócić z użyciem infrastruktury. Rozejrzałam się, droga pusta absolutnie, więc zaczęłam. Wjechałam w wyznaczone miejsce, znowu sprawdziłam uważnie, nadal wszystko zupełnie puste, wyjechałam - nadal pusto. Niestety jak to bywa, gdy człowiek robi coś trzeci raz w życiu, nie wyszło mi idealnie, toteż stanęłam nieco na ukos. Akurat wtedy w lusterku zauważyłam wyjeżdżające zza zakrętu tira. Jak to większość kierowców ciężarówek - człowiek jechał szybko, bardzo szybko. Pani instruktorka uspokaja: "On też cię przecież widzi, Nikusia, spokojnie, ruszamy, jedynka, kierunk... Nieważne, szybko, ruszaj i jedziemy!". Tak, pan kierowca nie pofatygował się, by zacząć hamować, tylko pędził na nas,zaczynając się niebezpiecznie zbliżać. Jak można tak bardzo nie mieć wyobraźni...

Kierowcy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (28)
zarchiwizowany

#59728

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zwykle staram się nie pisać źle o młodzieży, sama przecież do niej należę, no i wiadomo - nieświadomość jest przywilejem dzieciństwa, jednak ostatnio przeżyłam załamanie. Załamanie nie tyle niewiedzą, bo tę naprawdę jestem w stanie zrozumieć, co tupetem oraz całkowitym brakiem pokory.

Ostatnia lekcja, geografia w trzeciej klasie gimnazjum. Pani odpytuje, wiemy, że oceni wszystkich, bo z powodu zawodów zostało w klasie raptem dziesięć osób. Niektórzy gorączkowo próbują się czegoś nauczyć, inni rozmawiają. Ja już przepytana, jednym uchem słucham koleżanki z ławki, drugim - odpowiedzi ustnej kolegów z klasy. Akurat na środku stoi pewne niezbyt światłe dziewczę (załóżmy X). X nie umie odpowiedzieć na jakieś pytanie i pani, by jej pomóc, zaleca, aby spojrzała na mapę. X spogląda, ale nadal nie wie. "No dobra... Pokaż gdzie jest Azja" - próbuje naprowadzić ją nauczycielka. Dziewczyna patrzy rozbieganym wzrokiem, ogarnia ją przerażenie i zmieszane. "Ym.. Tutaj?" - pyta wskazują na... Afrykę. Mimo że zwykle nie śmieję się z czyjej niewiedzy, w tej sytuacji głośno parsknęłam śmiechem, jak zresztą kilka innych osób. Nauczycielka wstawia jedynkę i każe siadać. X jednak nie planuje usiąść. X planuje się kłócić. Przecież nauczycielka nie ma prawa jej tak wpisać jedynki, zadawszy tylko jedno pytanie. Wywiązuje się mała sprzeczka - pani twierdząc, że to są podstawy, pozostaje niezłomna, z kolei X bardzo chce postawić na swoim, bowiem uważa, że to niesprawiedliwe, a znajomość kontynentów na lekcji geografii wcale nie jest najważniejsza. Ostatecznie X siada, oczywiście manifestując swą złość, czyli strzelając focha.

Zdarza się przecież, myślę. Pani idąc po kolei, prosi do odpowiedzi koleżankę z ławki X (ją nazwijmy Y). Y cały czas śmiała się z X, więc na pewno umie nazwać kontynenty, myślę sobie. Nauczycielka widocznie też tak pomyślała, bo pierwsze, co nakazuje zrobić, to wskazać i nazwać wszystkie kontynenty. "Ameryka Północna, Ameryka Południowa, Europa, Azja, A... A.." - zawiesza się na chwilę z palcem nad Afryką. Myśli trochę powtarzając "Aaa", jakby ta samogłoska mogła ją zbawić. "A...Australia" - pada w końcu. Nauczycielka przybiera wyraz twarzy godny męczennicy, ja ostentacyjnie uderzam głową w ławkę, bo słów mi chwilowo brakuje na brak tak elementarnej wiedzy.
Pani znów orzeka jedynkę, każe usiąść i historia znów się powtarza. Y wielce oburzona, bo tak nie można, nauczycielka już wściekła. Ostatecznie i Y siada obrażona.
Obie panienki stroją bardzo obrażone miny przez następne 30 minut lekcji, nie odzywając się przy tym słowem, abyśmy wiedzieli, jak bardzo złe są na tę wielką niesprawiedliwość losu.

No cóż... Ja bym się spaliła ze wstydu, gdybym nie umiała odpowiedzieć na tak proste pytanie, ale podobno ja jestem dziwna. Tak czy siak - jak niewiedzę można zrozumieć, wszędzie zdarzają się niedouczeni, to jakoś nie potrafię pojąć, jak w takiej sytuacji można być złym i obrażać się na nauczyciela? Przecież oceny od tego są, by oceniać wiedzę, a tutaj widać czarno na białym jej brak.

Gimnazjum lekcja_geografii

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (342)
zarchiwizowany

#55221

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Naszło mnie niedawno na wspomnienia z nie tak dawnych czasów podstawówki i aż się prosi, by napisać o jednej pani nauczycielce.

W szóstej klasie razem z przyjaciółką byłyśmy dziennikarkami szkolnej gazetki i razem podjęłyśmy się zadania scharakteryzowania klas pierwszych. Miałyśmy przygotować zdjęcia pierwszych klas oraz króciutki opis. Nic trudnego. Po obgadaniu wszystkiego z nauczycielkami, ruszyłyśmy do pierwszaków.

W jednej klasie poszło gładko. Wszyscy mili, uśmiechnięci. Zdjęcie zrobione, wychodzimy i idziemy do klasy równoległej. I tam przeżyłyśmy szok.
Zaczęło się niewinnie. Weszłyśmy, pani kazała chwilę poczekać, bo sprawdza zadanie domowe. Ok, poczekamy. Nauczycielka krąży po klasie i ogląda jakieś wyklejanki "swoich" dzieci. W pewnym momencie podchodzi do chłopczyka, którego wyklejanka była trochę niechlujna i krzywa, ale wiadomo - dzieci jak to dzieci nie wszystko umieją. Co robi pani? Zaczyna krzyczeć na chłopca, że się nie postarał. Przez kilka minut prawiła mu kazanie o tym, jak bardzo źle to zrobił. My z przyjaciółką nieco przerażone tylko zerkałyśmy na siebie. Chłopczyk zaczął płakać.
W końcu nauczycielka skończyła sprawdzać te nieszczęsne prace domowe i kazała dzieciom ustawić się do zdjęcia. To niestety również nie okazało się takie proste, bo chłopczyk, na którego krzyczała, nadal płakał i nie chciał żadnych zdjęć. Nauczycielka na to, zamiast zostawić go w spokoju, próbowała zaciągnąć go za rękę. Dziecko płacze jeszcze bardziej. Ona krzyczy. Ono płacze. W końcu pani odpuściła. Chłopczyk wrócił do płakania na krześle. Zrobiłyśmy zdjęcie i jak najszybciej opuściłyśmy salę lekcyjną.

Nie wiem, co szanowna pani nauczycielka chciała osiągnąć, ale to nam wydawało się straszne, a co dopiero siedmioletniemu dziecku. Ona nadal uczy i nadal zdarzają się mniej lub bardziej piekielne sytuacje, których na szczęście nie jestem już świadkiem.

Szkoła

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (195)
zarchiwizowany

#51826

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To będzie moja pierwsza historia na Piekielnych, do tej pory tylko czytałam, jednakże tym postanowiłam się podzielić.
Mój kolega z klasy miał niedawno wypadek, czego skutkiem jest złamane kolano, prawdopodobnie będzie miał operację. Kolega od zawsze wiązał przyszłość ze sportem i trzeba przyznać, że był w nim świetny. Niestety przez kontuzję przez długi czas sportu uprawiać nie będzie mógł, o ile w ogóle będzie mu wolno do tego powrócić.
Wszyscy rzecz jasna martwiliśmy się o kolegę i jego stan zarówno fizyczny jak i psychiczny. Wiadomo, że kiedy marzenia nagle stają się nierealne, łatwo jest się załamać. Nasza wychowawczyni również wykazała się ogromną troską i postanowiła kupić poszkodowanemu prezent. Brzmi świetnie, prawda? Wszyscy sądziliśmy, iż pani faktycznie chce chłopakowi jakoś humor poprawić, dopóki dzisiaj nie dowiedzieliśmy się co owym prezentem ma być. Otóż nasza "genialna" nauczycielka postanowiła sprezentować koledze, którego domniemana przyszła kariera sportowa legła w gruzach... piłkę.
Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy może płakać nad głupotą i nieprzemyślaną decyzją... Najbardziej dotknął mnie jednak ukrywany smutek w oczach kolegi, kiedy dziękował za prezent.

Szkoła

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (306)

1