Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ninmu

Zamieszcza historie od: 1 lutego 2018 - 10:37
Ostatnio: 22 września 2021 - 10:21
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 318
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 61
 

#85200

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gotuje się we mnie. Świeża sprawa, ale myślę, że warto się nią podzielić - ku przestrodze i szczególnie teraz, w samym środku sezonu przeprowadzkowego.
Może być nieco niesmacznie, więc proszę nie czytajcie podczas jedzenia.

Nieco ponad tydzień temu wprowadziliśmy się z mężem do wynajmowanego mieszkania, w jednym z większych miast w Polsce.

W ciągu pierwszego dnia po przewiezieniu rzeczy wszystko było fantastycznie - widok z okna i ciepłe słoneczko wpadające do wnętrza mieszkania. Rozpakowujemy się, trochę sprzątamy (nie było zbyt czysto, ale nie alarmująco).

Wieczorem wchodzę do kuchni i... coś mi śmignęło po blacie! Trochę mnie zmroziło, ale pomyślałam, że to może muszka przeleciała, mróweczka jakaś zaplątana z zakupami uwolniła się i szuka ucieczki. Zgasiłam żarówkę, odczekałam chwilę i włączyłam światło. Znowu coś przebiegło w okolicach zlewu i schowało się pod uszczelką.

Wtedy nie udało mi się odnaleźć uciekiniera, ale już na drugi dzień miałam wątpliwą przyjemność poznać stałych bywalców tego mieszkania...
Jak się pewnie już domyślacie, okazało się, że nasze wymarzone lokum zasiedlają także karaluchy, a raczej (po konsultacji ze specjalistą) prusaki.

Telefon do właścicieli - oni są zaskoczeni, jest im wstyd i mamy wezwać fachowców, a oni pokryją koszty. Znalazłam więc po godzinie poszukiwań wolnego specjalistę, który zgodził się przyjechać tego samego dnia i przeprowadził dezynsekcję (dla zainteresowanych: oprysk i żelowanie). Pan powiedział jednak, że to pomoże, ale tylko wtedy, kiedy pozbędziemy się wszelkich dróg migracji tych robali i jeśli wszyscy w naszym pionie także się o to zatroszczą.

Mąż pojechał więc po specjalistyczny sprzęt - akryl, silikon, taśmy, pistolety, lekką ręką wydał około 500 zł. Zrobiliśmy błąd, bo nie skonsultowaliśmy tego z właścicielami, ale zależało nam na czasie. Mieliśmy poczucie, że jak szybko tego nie uszczelnimy, to one znowu przyjdą, a bardzo chcieliśmy wreszcie poczuć się jak w domu (plus na odpowiedź właścicieli trzeba było długo czekać, nawet czasami bardzo długo).

Stwierdziliśmy też, że to idealny czas na poznanie sąsiadów. Z zebranych wywiadów dowiedzieliśmy się, że popełniliśmy ogromny błąd...

Żeby naszkicować sytuację - zamieszkaliśmy w centrum miasta, w bloku z windą i z zsypem. Jedna z sąsiadek powiedziała nam, że bezpośrednio "pod nami" mieszkają ludzie, żeby oddać ich szczegółowo - drugiej świeżości. Podobno z ich okien robaki migrują po elewacji do innych mieszkań. Dodatkowo ktoś z wyższego piętra ma pluskwy i nie wygląda na to, że zamierza się ich pozbyć.

Jedna z sąsiadek walczy z tym problemem od wielu lat, ale ciężko cokolwiek z tym na dłuższą metę zrobić.

Po takich rewelacjach stwierdziliśmy, że nie będziemy narażać siebie, naszego psa i naszych rzeczy na straty zdrowotne i materialne. Powiedzieliśmy właścicielom, że się wyprowadzamy. Oni zrozumieli, powiedzieli, że nie będą robić problemów.

Zapytacie więc - gdzie tu piekielność?

Zapłaciliśmy wynajętemu przez właścicieli agentowi 2.000 zł. Kolejne 2.000 zł kaucji mieliśmy otrzymać z powrotem, ale UWAGA - pomniejszone o czynsz i zużyte media. Właściciele stwierdzili, że jednak nie oddadzą nam też kosztów dezynsekcji, bo przecież się wyprowadzamy, a mieliśmy je sobie odliczyć od kolejnej opłaty.

Stwierdzili, że przecież oglądaliśmy mieszkanie wcześniej, więc mogliśmy sami wszystko sprawdzić, czyli to trochę nasza wina, że w mieszkaniu, które wybraliśmy są prusaki...

Warto wspomnieć, że po ściągnięciu dolnej listwy z mebli w kuchni, było aż grubo od starych pancerzyków, nieczystości i zdechłych przedstawicieli gatunku karaluchów.

Obecnie jesteśmy w trakcie wyprowadzki i zastanawiamy się jak nie zabrać tego paskudztwa ze sobą. Łącznie jesteśmy stratni jakieś 5 tys. złotych (2 tys. prowizja agenta, plus koszty przeprowadzki, pranie w pralni samoobsługowej absolutnie wszystkiego i próba kosztów zalepienia wszystkich dziur w całym mieszkaniu).

Nasza rada? Nie bójcie się zaglądać w każdą dziurę, kiedy oglądacie mieszkanie! Róbcie wcześniej wywiady z sąsiadami (zakładając, że ktoś się otwarcie przyzna do "niedogodności"). Zwracajcie uwagę na takie szczegóły, jak np. malutkie kropeczki w rogu blatu (nie, to nie są kupki much). Jeżeli w bloku, w którym chcecie zamieszkać jest zsyp - bardzo prawdopodobne, że ten problem tam występuje.

Mam nadzieję, że komuś (te bardzo długie gorzkie żale) na coś się przydadzą.

wynajem mieszkania

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (169)

#82505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powoli, ale sukcesywnie tracę wiarę w ludzkość.
Sytuacja sprzed pięciu minut. Spaceruję sobie wzdłuż rzeki z moim psem. Przy rzece zbudowany jest wał na wysokości mniej więcej 2 metrów, dość stromy, ale bez przesady. Przed nami w odległości około 10 metrów rejestruje kątem oka młodą kobietę z 2-letnim dzieckiem oraz wózek spacerówkę. Klikam sobie w telefon i jestem dość na nim skupiona.

Kiedy znowu spoglądam przed siebie widzę tylko jak wózek poczuł wolność i zjeżdża wesoło prosto do rzeki. W tej samej chwili dostrzega to też młoda mama, ale jest już za późno. Wózek zanurza się i odpływa na pół metra od brzegu. Co robi kobieta? Zostawia dziecko na wale, a sama zbiega na dół. Stoi przy brzegu i tupta nóżkami. 20 metrów dalej dostrzega mężczyzn stojących na moście i zaczyna wołać pomocy w ich stronę. Odwraca się i dostrzega też mnie. Mam 26 lat i jestem kobietą, w dodatku z psem.
- Proszę mi pomóc - patrzy na mnie błagalnym wzrokiem i w dalszym ciągu tupta bezradnie.
- Musi pani ściągnąć buty i wejść do wody, jest płyto - mówię, i wiem co mówię, bo jeszcze kilka dni temu widziałam jak panowie czyszczą dno tej rzeki (rzeki na 2 metry szerokości dodam).

To dobry moment, że sobie tę młodą mamę opisać. Jasny blond (ja też nie lubię stereotypów!), dopasowane jeansy, białe adidaski i biała bluzka z falbanką.
Po mojej propozycji kobieta napusza się i strzela fochem:
- Ale, że co?! Że ja mam się TUTAJ ROZEBRAĆ?!
Parsknęłam śmiechem. No nie, droga pani! To ja ściągnę swoją adidasy i zrobię mały kroczek w odmęty pełnej glonów wody, ażeby wózek w chwale i sławie dla waćpanny wyciągnąć. Po moim trupie.

Mężczyzna wołany krzykiem niewieścim zdążył w tym czasie przybiec, dzierżąc w rękach potężny patyk. Kobieta coś jeszcze krzyczała, że ona tam ma telefon i dokumenta! Z tego co widziałam, panu wózek się udało wyciągnąć, bo to naprawdę nie był wyczyn. Nie jestem jednak pewna czy z zawartością, i jak też ta zawartość się przedstawiała, bo pozostawiłam to przedstawienie samemu sobie.
Tak też mnie naszła refleksja - dlaczego? Ja rozumiem, że kobieta to powinna być delikatna, ale czasy kiedy byłyśmy uzależnione w 100% od mężczyzn dawno minęły.

A podejrzewam, że gdyby pana wybawiciela nie było w zasięgu wzroku, to wózek niesiony prądem rzeki popłynąłby wprost w kierunku morza, bo pani mama tylko bezradnie tuptałaby na brzegu białymi adidaskami.

Szczęście, że dziecka nie było w środku, bo wtedy chyba musiałabym umokrzyć moje tenisówki i pokazać kobiecie, że zmoczenie butów to i tak lepszy biznes niż stracenie telefonu i dokumentów.

rzeka

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (180)

1