Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 
zarchiwizowany

#25641

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia przypomniana przez kumpla strażaka na wczorajszym piwie.

Kumpel mój kilka lat temu dostał się do Szkoły Pożarniczej w Częstochowie. Udało mu się i był bardzo szczęśliwy.

Po kilku miesiącach nauki, dostają rozkaz pierwszego wyjazdu, wszyscy chłopy podekscytowani, wiadomo pierwszy raz w akcji. Przyjechali i latają jak "oparzeni" po placu boju, a paliło się mieszkanie w niewielkim bloku. Pomagają ile się da. Po "robocie" komendant/wykładowca/opiekun woła swoją watahę na badanie pogorzeliska. Chodzą tak po mieszkaniu i oglądają co się spaliło, a co zachowało. Wchodzą do salonu a tam na metalowym krześle zwęglone zwłoki. Cała brygada kadetów na balkon oddać trawnikowi zawartość swoich żołądków. Co na to kapitan?

-Żal co? Jednak przyzwyczaicie się z czasem, i jutro to będzie na wykładzie!- powiedział wyciągając aparat i pstrykając fotki.

Strażacy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (200)
zarchiwizowany

#24849

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Finalna historia o "Jadzi"

Nie będzie piekielna, ani śmieszna, moim zdaniem będzie tragiczna.

Wracając do historii, kilka lat temu byłem ministrantem w jednej z Białostockich parafii. Jako że zbliżał się czas kolędy, zgłosiliśmy się do rozdawania takich zaproszeń kolędowych (tak u nas w parafii kiedyś było że rozdawało się broszurkę opisującą mijający rok w parafii z odcinkiem na którym było trzeba wpisać kwotę jaką daje się na kościół). Zachodu trochę z tym było bo trzeba było pukać do każdych drzwi i wręczać owe zaproszenie, a jak kogoś nie było to zostawiać w drzwiach. Jak wiadomo często było się częstowanym ciastem bądź jakimś cukierkiem wiec czas naprawdę się wydłużał, ale zawsze coś się zarobiło (księża dawali nam za to pieniądze bo poświęcamy swój czas kosztem lekcji)

I tak pewnego wieczoru rozdaję owe zaproszenie wraz z kumplem. Dochodzimy do bloku Jadzi i zaczynamy się kłócić który ma iść i jej wręczyć owe zaproszonko. Kumpla uratował telefon że musi wracać do domu. Nie pocieszony chodzę po klatce Jadzi jak najdłużej żeby zajść i dać zaproszenie jak najpóźniej to wymigam się od rozmowy. Przychodzi ten moment. Pukam.

Otwiera mi mąż Jadzi (tak Jadzia miała męża jednak nie wiele osób wierzyło w jego istnienie, czyli odpada wątek że nikt jej "nie przetrzepał" jak to miało w miejsce w komentarzach). Wręczam zaproszenie i chce już uciekać gdy słyszę:
-Może wejdziesz, zapewne to twoje ostatnie mieszkanie, właśnie zrobiłem herbaty. A tak no zapomniałem Jadzi nie ma, wiec spokojnie.
Zgodziłem się i tak oto usłyszałem historię życia owego pana.

Owy pan miał na imię Stanisław. Pan Stanisław w latach 50 czy 60, był kierownikiem zakładów mięsnych, które dostarczały mięso Białostockim sklepom. Jako człowiek lubiący pracować i jeździć autem. Co kilka dni jeździł do PGR po mięsko które było właśnie przetwarzane w owych zakładach. Tam właśnie poznał Jadzie. Jadzia była jedynaczką, córką kierownika czy dyrektora (zarządcy) PGR-u. Podobno kobieta piękna(na zdjęciach wyglądała ładnie). Jako że jej ojciec nie chciał żeby córka wyszła za mąż za "chama" z wioski upatrzył sobie właśnie pana Stasia. Pan Staś nazywany już starym kawalerem, płacącym bykowe, nie obraził się na takie swatanie. Dziewczyna mu się podobała, wiec czemu nie. Tak Jadzia i Stanisław zostali parą i w niedługim czasie małżeństwem. Nie długo potem pojawiły się dzieci. Właśnie po ślubie zaczęła się katorga pana Stanisława. Jadzia jako jedynaczka była tak rozpieszczona że nic w domu nie umiała zrobić, ani posprzątać, ani ugotować, ani uprać. Pan Stanisław chodził do pracy, a po pracy miał drugi etat w domu czyli sprzątanie, gotowanie, pranie, znowu gotowanie dla dzieci na drugi dzień kiedy będą z matką. Jadzia natomiast uważała że jak ona zajmuje się dziećmi przez 8 godzin to musi się skupić tylko na tym. Po przyjściu Stanisława do domu, od razu uciekała do koleżanek (chociaż jak pan Stanisław mówi, pewnie to oficjalna wersja). Tak sobie żyją razem. Dzieci i wnuki nie odwiedzają dziadków, tzn odwiedzają kiedy nie ma Jadzi. Odwiedzają dziadka. Pan Stanisław dalej zajmuję się domem, a Jadzia w tym czasie chodzi i kradnie zakupy, pikietuje, rozkazuje czy wsiada do cudzych aut służących jej jako taksówka.

Po zapytaniu pana Stanisława czy nie chciał się rozwieźć odpowiedział że chciał. Jednak ona robiła szopkę, on kochający ją i dzieci zostawał. Teraz już mówi że nie ma to nawet sensu, od kilkunastu lat żyją osobno. Ona na niego warczy, on to puszcza mimo uszu.

I taka życiowa rada od pana Stanisława dla wszystkich: "Uważaj synu, ładne opakowanie nie zawsze ma w sobie ładny środek, częściej ładne opakowanie ma zakryć mankamenty środka, wiec jeżeli kogoś szukasz to postaraj się go najpierw poznać jego środek, a nie kochać powłokę"

Jadzia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 346 (370)
zarchiwizowany

#24805

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przedostatnia historia Jadzi.

Mam psa, psa rasy Siberian Husky o imieniu Loki, jego imię odnosi się do jego charakteru, a mianowicie psotnik i rozbójnik jakich mało.

Teraz historia, kilka lat temu wracam ze spaceru z tym podrostkiem (miał jakoś 9 może 10 miesięcy), długiego spaceru bo 2 godzinnego, a że było piekielnie gorąco i nasz limit wody już się skończył postanowiłem wskoczyć do sklepu, w celu uzupełnienia zapasów. Pies przywiązany (wiem, wiem nie powinienem jednak pragnienie me i mego psa zwyciężyło). Nie było mnie z 3 minuty a psa nie ma. Ja zrozpaczony bo pupil i maskotka rodziny, biegam, nawołuje i szukam. Po obiegnięciu już większości osiedla dobiegam do bloku naszej etatowej bohaterki. Nawołuje i słyszę przytłumione wycie mego psiaka. Podchodzę bliżej jej okien i słyszę że na pewno to Loki. Wołam, głośniej, a Loki głośniej wyje. Trwa to może z 5 minut. Jadzia nie wytrzymuje wycia psa i wypuszcza go na balkon. Loki pięknym skokiem przeskakuje poręcz i ląduje obok mnie na trawie(Jadzia mieszka na parterze, a Husky to urodzeni skoczkowie). A my co? Udajemy się radośnie do domu w akompaniamencie wrzasków Jadzi jak to ja jej psa ukradłem.

Dlaczego Jadzia to zrobiła? Ano dlatego że Jadzia miała psa. Psa rasy kundelek, pudel pomieszany z jamnikiem co przypominało bardziej szczotkę do kurzu, która na wszystkich warczy. Jednak ten pies umarł ze starości nie długo przed opisywaną historią. Dlatego Jadzia chodziła po osiedlu i "przygarniała" sobie psy sąsiadów, bo nikt nie chciał zrobić jej za taksówkę i wieźć ją do schroniska.

PS. A zapomniałbym, po godzinie zjawiła się u mnie Policja wraz z Jadzią, jak to ja ukradłem jej psa. Policjanci bardziej bali się Jadzi niż chcieli mnie ukarać. Po okazaniu książeczki psa i sprawdzeniu Chipa, Jadzia musiała się poddać.

Jadzia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (222)
zarchiwizowany

#24215

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przepraszam za bardzo długą nie obecność na piekielnych, ale nowy rok zaczął się dla mnie bardzo dobrze, wprowadzenie nowego produktu oraz podpisanie umów z 2 nowymi dystrybutorami pozwalają optymistycznie patrzeć w przyszłość.

Dzisiaj powrót Jadzi!

Dzisiejsza historia będzie o Jadzi u lekarza. Nasza bohaterka nie jest chorowitą osóbką, jednak przychodzi do lekarza co miesiąc dokładniej do 10 każdego miesiąca, przychodzi profilaktycznie. Oczywiście chwali się to że kobieta dba o siebie i swoje zdrowie w tak pięknym wieku, zwanym jesienią życia. Co jest piekielnego w wizytach Jadzi w przychodni? Nie nie zgadliście, Jadzia nie wykłóca się o miejsce, nie wpycha się przed nikogo, nie obraża innych, nawet czasami kogoś przed siebie wpuści. Wiec co robi Jadzia? Najpierw rys sytuacyjny.

Jadzia chodzi tylko do panów doktorów(chyba poprawnie) czemu? Po prostu woli panów, jak większość kobiet:) Ogólnie ma jednego który w naszej przychodni przyjmuje od zawsze, jednak jak znajdzie się młodszy lekarz zaraz do niego idzie na wizytę. Dlaczego? Oto wyjaśnienie. Jadzia ma taki o to zwyczaj że wchodząc do lekarza od razu zrzuca z siebie ubranie wierzchnie i bieliznę stojąc przed doktórem jak pan Bóg ją stworzył. Tak to jest piekielność owej pani w przychodni.

Skąd o tym wiem? Otóż kiedyś koleżanki chłopak był na praktykach czy czymś takim w mej przychodni i został badać pacjentów. Napatoczyła się Jadzia i mówił że widok niezbyt kuszący. Wiem to także ze swoich przeżyć dziecięcych kiedyś wszedłem do gabinetu z gołą Jadzią. Widok niezbyt przyjemny. Na dodatek potwierdzają to także inni lekarze i recepcjonistki z przychodni.

Jadzia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (218)
zarchiwizowany

#21357

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piękne, młode czasy liceum i Jadzia w formie, czego chcieć więcej? Historii o tych pięknych czasach!
Było to około 5 lat temu, koniec września lub początek października. Okolice zelektryzowała wiadomość że gdzieś u nas zamieszkał „Murzyn”. Osiedlowe skiny już miały go sprać, kiedy ten przemówił piękną polszczyzną. Jako że po polskiemu gada to chłopaka zostawili. Jednak jeden z największych osiedlowych „skinów” postanowił stanąć w szranki z przybyszem.

Bitwa miała się rozpocząć w niedziele, od rana wojownik ubrany w płaszcz i kapelusz z biurem ‘czatował’ przed grotą (blokiem) bestii (tak nazywał go ów wojownik). Pierwsze stracie miało odbyć się o 10.45. Bestia wychodzi, a wojownik atakuje. Od razu, bez zastanowienia, z zaskoczenia!

[J]-MUDŻYN! TOŻ TO MUDŻYN! TY PIEKIELNY POMIOCIE, LUCYFERARIUSZU! BELZEBUBIUSZU! WRACAJ DO PIEKŁA!
[M]-O co Pani chodzi?
[J]- Wracaj do swoich, tu nie ma miejsca dla takich jak ty! Ty hebanowy pomiocie! Boga w sobie nie masz!
[M]- Dlaczego pani mnie obraża?
[J]- Bo jesteś sługą szatana, ty czarny bażancie! Czarny skurkowańcu!
[M]- Proszę się uspokoić! Co pani zrobiłem?
[J]- Przyjedzie taki o! i zaraz herezje zaczną się dziać. Dziewczyny kozły rodzić będą. Uciekaj do siebie! Ty w Boga jedynego nie wierzysz.
[M]- Ale ja właśnie wychodzę do kościoła.
[J]- CO!!! To ja zobaczę i Cie odprowadzę, ale oczywiście na odpowiedniej odległości.
Chłopak miał już spokój z Jadzią.

Tak Jadzia nie trawi „innych”. Innych czyli ludzi o innym kolorze skóry, innym wyznaniu czy innym uczesaniu. Tutaj najbardziej widoczny przykład jej rasizmu. Jadzia jedynie trawiła Prawosławnych, ponieważ jak wiadomo wielu z nich mieszka w Białymstoku.

PS. Ów Jadziowy „Mudżyn” był Polakiem. Tzn. Miał obywatelstwo po matce która wraz z jego ojcem wyjechała do jakiegoś państwa w Afryce czyli do ojczyzny ojca, a poznali się jak ojciec Francka bo tak nazywa się ów „Mudżyn” studiował w Polsce.

PS2. Lucyferariusz/Belzebubiusz – Co to znaczy? Jadzia nie wzywa diabłów po imieniu bo uważa że może się to źle skończyć. Kiedyś usłyszała ministrantów jak mówili do siebie lucyferariuszu i teraz używa tego słowa nie znając jego znaczenia. Osoby związane dość mocno z kościołem powinny wiedzieć co znaczy lucyferiariusz, dla zapewne szerszego grona wyjaśniam.
Lucyferariusz – z łaciny znaczy niosący ogień bądź światło. Wśród ministrantów jest to ranga upoważniająca do noszenia akolitek (świeczek) podczas ewangelii i różnych innych obrzędów. Na dodatek wśród świętych nawet znajduję się św. Lucyfer.

Co do Belzebubiusza jest to wymysł językowy Jadzi.

Jadzia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (312)
zarchiwizowany

#21136

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przepraszam za dość długą nieobecność na Piekielnych, jednak mamy koniec roku i dużo, a to bardzo dużo obowiązków. Jadzia też za wami tęskniła.

Tym razem historia Jadzi pod tytułem: „Kościół”. Może nie piekielna ale warta uwagi. Jadzia jako zagorzała katoliczka(dla niektórych Katolką) bywała codziennie na mszy. Wielu starszych ludzi tak robi. Natomiast w niedziele Pani Jadzia była w kościele na każdej mszy, chociaż słowo była to troche nad wyraz. Dlaczego? O tym w historii.

Mając lat może 10 może 12 byłem ministrantem, czasami także teraz chodzę posłużyć jako stary byk, wiadomo miejsca siedzące można sobie załatwić ;>. Jednak historia opowiada o czasach w których byłem młodym, naiwnym ministrantem i oazowiczem. Środek tygodnia wracam ze szkoły i pod moją klatką wyczekuje Jadzia. Coś się stało czy jaki grom. Jednak ja mnie dojrzała od razu swoje tajemne moce przyśpieszenia włączyła i jak nie zaatakuje.

[PaniJadzia]Dlaczego nie było Cię w kościele w niedziele! Toż to święty dzień!
[Ja]Proszę Pani byłem chory, dopiero pierwszy dzień byłem w szkole.
[PJ]Nie kłam! Ja widziałam jak w poniedziałek po podwórku łaziłeś!
[J]W poniedziałek byłem w przychodni, temu mnie pani widziała.
[PJ]Nie wierze, ksiądz i tak wszystko już wie! Ha! Będziesz miał kare od księdza BAŻANCIE!

I poszła. Cóż dla 10 czy 12 latka, dokładnie nie pamiętam było to spore przeżycie jeżeli ktoś miał na Ciebie donieść do księdza. Jednak księża z mojej parafii znając Jadzie, nawet nic nie powiedzieli że nie byłem w kościele, zresztą ksiądz opiekujący się w tym czasie ministrantami był moim katechetą wiec wiedział że byłem chory.

Nie wiem czy wyczytaliście z kontekstu, Jadzia w niedziele sprawdzała obecność w kościele, wiadomo że nie całej parafii, tylko okolicznych bloków, których mieszkańców znała i donosiła dla księży kto do kościoła nie chodzi. Na mszy o 7 sama się modliła, w na następnych chodziła z notatnikiem w ręku i zaznaczała kto jest. Cóż jak w szkole, sprawdzała obecność.

PS. Dlaczego nazywam Jadzie Katolką? Sam jestem katolikiem praktykującym, Jadzia natomiast wszystkim by narzuciła swoją wiarę siłą. O tym także będzie historia. Na dodatek pojechała bronić krzyża w Warszawie.
Czołem do następnego razu. Jadzia się odmeldowuje.

Jadzia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (292)
zarchiwizowany

#19829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj. Jako że składałem deklaracje do US-u i byłem w mieście. Dziewczyna i jej mama poprosiły mnie żeby odebrać ze szkoły najmłodszą siostrę mej lubej. Oczywiście się zgodziłem, trzeba się wkupywać w łaski teściów.

Podjechałem pod szkołę (mała chodzi do pierwszej klasy). Podchodzę pod drzwi, a one otwierają się z impetem i oto co słyszę:
-Chłopaki wypierda*amy z tej poje*anej budy. No kur*a już nie mogłem w niej wysiedzieć do chu*a. Dobrze że już weekend nie zioooomki?
-Jasna sprawa ziooooooooom.
Oczywiście do tego pięknego przykładu polskiego jezyka był też podkład muzyczny. Jednak nie wiem co to za zespół. Na pewno Hip-Hopowy ze słowami w zwrotkach i refrenach na ka, cha, je, i innych.

Ciekawe nowe społeczeństwo nam rośnie. Dzieciaki wyglądały na 3-4 klasę podstawówki.

szkoła

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (225)
zarchiwizowany

#19598

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielnym sąsiedzie. Na szczęście nie moim. Będzie bardzo długo.
Będąc w tym tygodniu w trasie i handlując w Lublinie, spotkałem dalekiego kuzyna z żoną. Dostałem zaproszenie na kolacje i nocleg. Grzechem było nie skorzystać. Kupiłem prezenty dla kuzyna, jego żony i synka i udałem się w podróż do pod Lubelskiej wsi gdzie owe kuzynostwo mieszkało. Tak przy kolacji i ulubionym trunku Polaków usłyszałem taką oto historię.
Kuzyn jest wziętym programistą. Studia skończył z wyróżnieniem i został od razu po odebraniu dyplomu ściągnięty do Niemiec przez jakieś tam programistyczne konsorcjum. Popracował 3 lata, dogadał się z Niemcami że będzie dalej dla nich pracował jednak w rodzinnym Lublinie, bo chciał wrócić do dziewczyny i się żenić. Zgodzili się i tak o to kuzyn znowu był w Polsce. Jak wiadomo w Niemczech zarabiał godnie, wiec postanowił kupić działkę pod Lublinem i się pobudować wraz z żoną. Właśnie tutaj historia się zaczyna.

Rys osobowy sąsiada:
Facet koło 50-tki, na dodatek rolnik-biznesman. Żyjący z krów. Około 100 hektarów ziemi. Traktory, pługi i inne sprzęty nówki sztuki, dom duży, i dwa auta. Nie byle jakie bo Audi A6 i Golf V.

Akt pierwszy.

Pożyczanie rzeczy przez sąsiada. Jak wiadomo każdy nową działkę jakoś gospodaruje, kuzyn po kupnie działki postawisz szopkę na narzędzia i kupił do niej właśnie narzędzia. Przychodzi sąsiad i chce pożyczyć łopatę. Łopata pożyczona. Jeden tydzień sztychówki nie widać, drugi. Wreszcie kuzyn się upomina. Sąsiad przeprasza, złamał łopatę, bał się przyjść i oczywiście odkupi. Sztych odkupiony jednak nie taki sam. Zwykła łopata z drewnianym trzonkiem. Kuzyn natomiast kupił łopatę z wyższej półki z aluminiowym trzonkiem pokrytym jeszcze gumą dla lepszego trzymania. Po miesiącu sąsiad jednak kopał owym pożyczonym sztychem, brat machnął ręką. Nie jest to jednorazowy przypadek.

Akt drugi.

Zwierzęta sąsiada. Kuzyn od razu po kupnie działki ją ogrodził. Wiadomo żeby nikt obcy się nie pałętał. Kurę czy psa lub kota da się jeszcze na podwórku swoim zrozumieć, gdzieś znalazł dziurę w płocie czy po prostu przeskoczył, ale stado byczków? Kuzyn miał dużo roboty w pracy i jeździł na działkę raz na tydzień. Przyjeżdża w sobotę i patrzy, brama otwarta i około 6 młodych byczków sobie skubie trawę. Jak to zrobił sąsiad. Kuzyn nie wie do dzisiaj jak obszedł kłódkę. Tłumaczenie też było na poziomie: „Miałeś wysoką trawę to skorzystałem”

Akt trzeci.

Śmieci. Zawsze może się zdarzyć że zawieruszy się jakieś opakowanie po batonie czy chipsach, ale nie ogryzki po jabłkach, gruszkach, czy innych śmieciach organicznych i to w ilościach hurtowych. Tygodniowo około 30 takich ogryzków. Sąsiad tłumaczył się tym że on celował w kuzyna kompostownik żeby szybciej był kompost.
Akt czwarty.
Droga. Brat i sąsiad są podzieleni drogą która prowadzi na okoliczne pola. Z drogi korzysta właściwie tylko sąsiad ponieważ prawie wszystko w około jest jego. Kuzyn ma dwa wjazdy na posesję od głównej drogi i drugi właśnie od drogi na pola. Zazwyczaj korzysta właśnie z tego drugiego wjazdu bo jest mu po prostu wygodniej i łatwiej wyjeżdżać bo widzi więcej niż miałby odrazy wyjeżdżać na drogę główną. Ten akt trzeba podzielić na dwa podpunkty.
Pierwszy: Zima i odśnieżanie, gmina nie musi odśnieżać dróg polnych wiec tego nie robi. Co zrobił sąsiad? Owy sąsiad także ma wyjazd na drogę polną tylko bliżej głównej drogi. Jak ośnieżał? Tylko za swój wjazd. Dalej wielka zaspa. Wiadomo jak odśnieżasz w głąb drogi do zaśnieżasz sąsiada. Tłumaczenie sąsiada? „Przecież używasz tego drugiego wjazdu”. Nie pozostaje nic innego jak korzystać z drugiego wjazdu.
Drugi: Kuzyn ściął zakręt do wjazdu na drogę polną żeby było łatwiej wjeżdżać oczywiście kosztem swojej działki. Jednak był tak spory krawężnik o którym zapomniał. Zresztą on i żona mają auta terenowe więc mu to zbyt nie przeszkadzało. Co zrobił sąsiad? Krawężnik obrócił o 90 stopni żeby było lepiej wjeżdżać ludziom z indywidualnego odbioru mleka. Cóż z tego że kwiaty posadzone przy płocie zostały zajeżdżone?

Akt piaty.

Kradzieże. Podczas budowy domu na placu stoją cegły, styropiany, kleje i tym podobne rzeczy. Majstry poinformowali kuzyna że giną rzeczy, w niewielkich ilościach ale giną. Brat myślał że to ktoś w nocy przyjeżdża i podkrada po trochu. Budowlańcy oznaczyli trochę sprzętu i materiałów, jednak dalej ktoś kradł. Po miesiącu okazuje się że sąsiad buduje dobudówkę do obory czy stodoły. Oczywiście się pochwalił jaki to on zaradny chłop. Majstrzy z budowy brata po zobaczeniu ile przyjechało materiałów i dowiedzeniu się że to jest wszystko, orzekli że za Chiny Ludowe nie postawi tej dobudówki. Zgadliście postawił. Nawet się nie krył się z oznaczonymi materiałami. Po zapytaniu oczywiście zaprzeczył i tekst; „Zresztą nie masz dowodów”. Brat powoli burzy swój mur spokoju i tolerancji.

Akt szósty i ostatni. Najdłuższy.

Kuzyn jest osobą naprawdę spokojną. Jednak jak ktoś mu zalezie za skórę daje popalić do końca. Taki już ma charakter. Prawdopodobnie po naszym wspólnym pradziadku. Rzecz działa się w maju, bądź czerwcu tegoż roku. Komunia u sąsiada. Komunia na cztery fajery. Gości około 50 w domu (facet podobno ma warunki). Jednak sąsiad nie pozwolił wjeżdżać swoim gościom na podwórko wiec została zastawiona droga jak i wjazd kuzyna od głównej drogi. Akurat się złożyło że były to imieniny teściowej wiec trzeba jechać. Idzie do sąsiada i prosi o przestawienie dwóch aut (zastawiały właśnie wjazd od głównej drogi) . Co zrobił sąsiad? Wyśmiał kuzyna. Zresztą towarzystwo i tak rozbawione alkoholem (na takiej imprezie być go nie powinno). Kuzyn prosi i prosi jednak nic się nie dzieje. Trzeba dzwonić. Straż gminna odpada dostaną w łapę i pojadą. Pozostała policja. Telefon i około 10 mandatów dla gości przybytku sąsiada za złe parkowanie (polna droga i drugi wyjazd). Sąsiad zły bo impreza już zepsuta, wyzywał kuzyna. Na co kuzyn odpowiedział że teraz to dopiero będą jaja.

Zaczęła się wojna. Na drugi dzień przyjeżdża ekipa do brata i zaczynają stawiać skalnik. Gdzie zapytacie? Na owym ściętym zakręcie. Sąsiad od razu przyleciał i mówi co on robi. Gdzie buduje. Kuzyn pokazał plany. Wszystko w porządku. Skalnik postawiony, a pan odbierający mleko uszkodził sobie samochód. Wojna trwa.
Przychodzi wezwanie z sądu o tytule mniej więcej takim: „Spór sąsiedzki”. Owy sąsiad wytoczył proces kuzynowi. Spotkań było kilka. Sąsiad przegrał. Nie mógł udowodnić winy że skalnik stoi na drodze, bądź działce gminy. Ponieważ stał na działce kuzyna. Natomiast wyszło że ów sąsiad sam przesunął płot w drogę która dzieli kuzyna i piekielnego o ponad metr. Na drodze obecnie stoi studnia, kawałek garażu sąsiada i jakieś wiaty. Wszystko dzięki żonie kuzyna która jest geodetą. Sąd nakazał powrót do oryginalnych granic i rozebranie wszystkiego co jest na drodze

Piekielny sąsiad został troszkę utemperowany. Zobaczymy na jak długo jak to rzekł kuzyn.

PS. Wszystko dzieje się na przestrzeni około 4 lat.

sąsiedzi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (437)
zarchiwizowany

#19398

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z czasów końca liceum.

Był to czas zaraz po dostaniu wypowiedzenia z klubu piłkarskiego który opisywałem w kilku historiach. Nie minął dosłownie tydzień i znalazłem nowe zajęcie. Otóż byłem dostawcą/serwisantem/tragarzem w firmie zajmującej się sprzedażą komputerów.

Firma była mała, pracowałem ja, właściciel który serwisował komputery i dziewczyna która zajmowała się sprzedażą w lokalu. Płaca nie była jakaś super, bo miałem jedynie niską podstawę, a reszta to praca na akord czyli, czym więcej komputerów rozwieziesz do klientów to więcej kasy zarobisz. Jednak wtedy to nie było najważniejsze. Dostałem służbowe auto którym mogłem się poruszać przez cały tydzień. Lans pod liceum był.

Jednak wracając do tematu. Był to w tamtych czasach najtańszy sklep z komputerami osobistymi czyli laptopami. Na dodatek większość z tych sprzedawanych tam laptopów miała kosmiczne parametry jak na tamte czasy. No najwyższa światowa półka, czyli w Polsce praktycznie nie dostępna. Jednak mój pracodawca je miał. Na dodatek najlepsze aparaty cyfrowe, lustrzanko podobne cyfrówki i kamery. Popyt miał spory na nie, ja roboty też. Wszyscy zadowoleni. Pracowałem chyba 2 miesiąc, czas matur. W robocie przesiadywałem większość czasu, bo i po co się uczyć. Za 5 dwunasta wiele się nie nauczę (przyniosło skutek maturę dobrze zdałem). Przyjeżdżam rano do pracy. Wchodzę, a wszędzie Policja i wszystki sprzed zabezpieczony.

Co się okazało? Mój pracodawca miał kradziony towar. Skąd? Holandia, Niemcy, Belgia. Szajka Polaków i Ukraińców kradła na największych lotniskach w tych państwach właśnie laptopy, aparaty i kamery. Później przez firmę słup zarejestrowaną w Niemczech, mój pracodawca kupował sprzęt. Laptop kupiony za tysiąc czy półtora tysiąca złotych szedł za 4-5 w sklepie. Wiadomo lepsza półka bo zachodni. Większość jego pracy w serwisie to było przeinstalowanie systemów z języka obcego na Polski. Oczywiście przesłuchania, szybka sprawa sądowa. Mój pracodawca skazany został na 3 lata wiezienia w zawieszeniu na 5. Udało mu się. Więcej go nie spotkałem. Jednak sądzę że znowu gdzieś na boku kreci lody.

A ja co po tym zrobiłem? Udałem się na podbój krainy wiatraków o czym już nawet tutaj czytaliście.

Komputery

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (161)
zarchiwizowany

#19397

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że czasu cały czas mało i nic po pracy się nie chce, to moja aktywność ostatnio nie powalała. Jednak zmobilizowałem się żeby podzielić się kilkoma historiami z wami.

Nie wiem czy ktoś pamięta, opisywałem swoją walkę z konkurencją o tutaj: http://piekielni.pl/17322#comments i tutaj: http://piekielni.pl/17373#comments.
Sprawa miała swój szczęśliwy koniec na pierwszej rozprawie. Jednak jeszcze tydzień przed rozprawą dostawałem telefony z różnych numerów z hasłami: „Wycofaj oskarżenie!”, „Masz wycofać sprawę!” itp. Jednak wracając do tematu, historia będzie bardzo krótka. Sąd wymierzył praktycznie najmniejszy wymiar kary dla oskarżonego. Otóż wyrok brzmiał tak:
„Oskarżony ma wpłacić 1000zł na cel użyteczności publicznej bądź charytatywnej wskazany przez poszkodowanego (pieniądze mają trafić do domu dziecka). Oskarżony ma także obowiązek na przeprosiny i odwołanie słów wypowiadanych przez jego pracowników w województwach: Podlaskim, Warmińsko-Mazurskim, Lubelskim i Mazowieckim w formie pisemnej bądź słownej.”

Optowałem za wyższą karą pieniężną, a także za odpowiednimi adnotacjami w Internecie na stronie pozwanego (ogłoszenie o tym że NIE jestem złodziejem) oraz o rozesłaniu oświadczenia do wszystkich klientów konkurencji. Jednak sąd uchylił moje żądania.

Jednak najlepsze było myślenie sądu który chciał żeby przeprosiny były wysłane tylko w województwie Podlaskim i Lubelskim. Wywalczyłem także Mazowieckie z tego powodu że uświadomiłem dla Wysokiego Sądu że chcąc nie chcąc jeżeli chce trafić do województwa Lubelskiego to musze przejechać przez województwo Mazowieckie i kilka większych miast (Siedlce, Sokołów Podlaski) w których obydwie firmy (moja i pozwanego) mają swoich klientów. Natomiast czwarte województwo dostałem w małym bonusie, bo jeden z moich świadków prowadzi działalność właśnie w tymże województwie. Tylko co z tego że handluje także w województwach Podkarpackim, Małopolskim i Świętokrzyskim. Mam nawet klienta w Dolnośląskim (ah ten Internet).

Maluczki utarł nosa wielkiemu?

Konkurencja

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (146)