Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37098
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 

#91055

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia ;)

Francuskie przygody.

W poprzedniej historii zostałem delegowany do pracy w delegacji we Francji i dzisiaj o piekielnościach z tym związanych.

Zostałem wraz z kolegami z pracy delegowany do miejscowości Tours chyba tak to się pisze. Czas podróży około 23-24h. Wyjeżdżaliśmy o 17 w sobotę i około tej godziny byliśmy pod hotelem. Co ważne hotel zarezerwowałem na tydzień, bo jedziemy w ciemno. Nic a nic nie wiedząc co nas czeka, jaki typ usterki. Ze strony hotelu dostaliśmy informację że mamy wpłacić zaliczkę/zadatek w wysokości chyba 200 euro. Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że nikt nie rozmawia po angielsku, albo nie chce rozmawiać. Próbuję dogadać się poprzez translator Googla jednak też idzie opornie, dodatkowo Pani mówi, że nas nie wpuści, bo jesteśmy Polakami i pewnie nie stać nas hotel. Huk z tym, że zadatek pokrył już jedna dobę w hotelu. Dodatkowo droga mejlową tłumaczyliśmy, że nie wiemy ile zajmie nam naprawa, bo może tydzień, a może kilka godzin i już jutro nas nie ma. Pani znowu, że my jesteśmy robolami, zniszczymy im pokoje. Polacy ich kiedyś okradli i dalej w ten deseń. Mamy impas.

Mówimy Pani niech odda pieniądze, to my jakiś inny hotel znajdziemy. Ona pieniędzy nie odda i się upiera oraz dalej, że Polacy tacy i owacy. Wtedy eureka. Mieliśmy ze strony zamawiającego wyznaczoną osobę do pomocy w razie jakiś problemów. Szybki telefon, kilka słów wyjaśnienia i Pan Temu zjawia się lada chwila. Trochę krzyków ze strony Pani, kilka gorzkich słów ze strony naszego obrońcy. Jednym ze słów, które rozumiałem to policja i zostały nam zwrócone pieniądze i zostaliśmy zakwaterowani w hotelu, w którym stacjonował nasz opiekun. Happy End.

Druga historia tym razem krótka.

Samochód spakowany we wszystko, bo nie wiadomo co nas czeka, jednak jak zawsze wychodzi podczas diagnozy usterki akurat tego się nie spodziewaliśmy i brakuje. Kochany szef dokładnie sobie policzył ile nam kasy dać na delegacje i na paliwo tyle (mimo że kazał nam wsiąść jeszcze paliwo w banki z Polski, bo taniej), na hotel tyle i 100 euro na niespodziewane wydatki. Niespodziewany wydatek kosztował 115 euro. Za te 60 kilka złotych dostałem duża bure (mówiłeś że wzięliście wszystko) i musiałem po cichu odbierać tę kasę.

Hej do następnego razu.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (152)

#91045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia o mojej jeszcze pracy.

Dzisiaj o moim certyfikacie z poprzedniej historii.

Jak wspominałem w poprzedniej historii, dzięki naprawie maszyny producent zaprosił mnie na szkolenie z zakresu obsługi i obecnie jestem (jak mnie pamięć nie myli), jedną z 5 osób na Polskę, a certyfikat firmowy ma tylko jedna firma.

Generalnie mój pracodawca bardzo się ucieszył, że będę miał to szkolenie, dodatkowo jeszcze bardziej się cieszył, że jest za darmo (koszt to kilka tysięcy euro, dokładnie nie wiem). Chciał także wykorzystać moje szkolenie na zmniejszenie mi urlopu ("W sumie Cię nie będzie tydzień i to na dodatek za granicą to jak urlop"). Jednak się nie dałem. Nawet udało mi się wyrwać zwrot kosztów za samolot, bo jednak dojechać musiałem sam. ("Szefie robię te szkolenie dla firmy, niech szef pomyśli ile można klientów nagonić, jakie roboty można robić"). Zmartwił się jak przywiozłem certyfikat na którym jednak nazwy firmy nie było tylko moje imię i nazwisko. Musiał jednak wykorzystać ten fakt i na firmowym FB pochwalił się, że mamy takiego pracownika z certyfikatem.

Złożyło się tak, że dzięki mojej certyfikacji zostało zaproponowane firmie naprawienie kolejnego zestawu maszyn u kolejnego z klientów "premium" w Polsce. Naprawa dosyć prosta, jednak czasochłonna. Udało się i stety albo niestety od razu przyszło zapytanie z tej samej firmy tylko z siedziby we Francji, że mają problem tam na jednym z obiektów i czy uda nam się to naprawić.

Szef już widział euro w oczach i oczywiście trzeba jechać im to naprawić, otwieramy się na nowe rynki. Szef od razu cena x2 bo Francuzi kasę mają, dodatkowo x2 i razy euro czyli prawie x8 przebitka. Jakieś negocjacje, udało się cenę uzgodnić. Walczyłem jak lew żeby tego nie wziąć, bo oczywiście ja musiałem negocjować. Jednak rekomendacja od 2 osób z Polski przeważyła i trzeba jechać.

[N]yord - Szefie Francuzi się zgodzili, mówią żeby jak najszybciej przyjeżdżać. Kto ma jechać?
[S]zef - Naprawdę? Zgodzili się? O jaaa. Co głupio pytasz ty jedziesz i dobierz sobie z dwie osoby. Masz to zorganizować.
[N]- Po pierwsze nic nie wiemy o awarii, po drugie niezbyt mi się uśmiecha tam jechać. Chyba że jakoś się dogadamy.
[S] - Coś Ci tam rzucę, jedź jedź.
[N] - Szefie drugi raz się nie dam zrobić, jaka premia dodatkowa za ten wyjazd?
[S] - Dobra, jakoś tam dogadamy się.
[N] - NIE, chce 10% dodatkowo od tego zlecenia inaczej nie jadę.
[S] - Ciebie chyba poj*****, nie dam Ci 10% za to zlecenie.
[N] - To Szef się pakuje i jedzie, bo ja w umowie mam pracę na terenie Polski, nic tam o wojażach zagranicznych nie ma. Od razu też Pan poinformuje kontrahenta, że nie przyjadę.
[S] - Ty chyba tutaj nie chcesz pracować co? (ulubiona zagrywka - straszenie)
[N] - Ja już Panu kilka razy mówiłem, że ja tu nie muszę pracować, a w tej chwili to Pan ma problem, bo ja z certyfikatem pracę znajdę za 5 minut, wykonam tylko telefon. A Pan podpisał już kontrakt na wykonanie naprawy, są kary umowne. Pana wola.
[S] - Kur** no dobra. Niech będzie.
[N] - Druga sprawa...
[S] - Jaka druga sprawa? Co znowu?
[N] - Szef wie, że jak pracujemy na terenie innego kraju Unii delegowani przez pracodawcę to pracujemy wedle stawek tego kraju. Dlatego szef to także uwzględni przy rozliczeniu. Aktualnie najniższa krajowa we Francji wynosi 11 euro z groszami. Czyli jakieś 50 zł, dodatkowo nadgodziny płatne 150% ustawowo.
[S] - Kur** to co ja zarobię, tak na pewno nie jest. Ja to muszę sprawdzić.

Cóż sprawdził, zadzwonił do księgowej, przyszedł ze spuszczoną głową:
[S] - Dobra to ty będziesz to miał, tylko nie mówi nic chłopakom. Dam im z 2-3 złote więcej na godzinę.
[N] - Ale oni już wiedzą
[S] - Powiedziałeś? Powiedziałeś im? Toż ja na tej robocie będę zajebiście stratny.
[N] - Nie, nic nie mówiłem. Nawet się z nimi nie widziałem, bo nie wiem czy jadę. Ale sądzę że mają internet i sam szef chodził i piał z zachwytu że robotę we Francji mamy to sobie posprawdzali.
[S] - Kur**,Kur**,Kur**,Kur**. Kto chcesz żeby jechał? Jak planujesz to zrobić.
[N] - Szefie jeszcze trzecia sprawa. Jak się dogadamy to będziemy rozmawiać o konkretach.
[S] - Jaka trzecia znowu trzecia sprawa, w co ty grasz?
[N] - 5% chce z góry, żeby zaraz się nie okazało że nic nie dostanę.
[S] - NIE MA TAKIEJ OPCJI! CO TY SOBIE MYŚLISZ?!
[N] - Okej, dziękuję jak tak. Ja nie jadę.
[S] - JA CIĘ ZWOLNIĘ DYSCYPLINARNIE!
[N] - Okej, nie widzę przeciwskazań.

Na drugi dzień przyszedł, przeprosił i nawet przyniósł pieniądze żeby jechać.

Jednak Szef nie byłby Szefem jakby tych drugich 5% nie wypłacał. Argumentował tym, że przez ten wyjazd wyszedł na minus dzięki moim wydumkom i nie wypłaci mi kasy. Gdzie zarobek na czysto po odliczeniu wszystkich kosztów to 8-10 tysięcy euro.

Kasę odzyskałem po prawie pół roku, jak przyszło kolejne zlecenie na naprawę. Ale co się wychodziłem to moje.

Kto tu był bardziej piekielny?

Praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (196)

#91043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurczę, za rzadko tu zaglądam, a mam kilka historii do opisania.

Jak wspominałem w poprzedniej historii pracuje w specyficznej i hermetycznej branży, z której dosyć ciężko wypaść jeżeli się sprawdziłeś. Pracuje także w tym samym miejscu, jednak ostatnie kilka dni. Nie chcieli mnie wcześniej puścić. Cóż zrobić. Jednak nie odbiegając od tematu, mam kilka historii do opisania właśnie o moim jeszcze obecnym pracodawcy.

W poprzedniej historii byłem bardzo blisko odejścia, jednak przy exodusie wykwalifikowane personelu szef przemyślał swoje zachowanie i zaczął trochę bardziej dbać o pracowników. Stałem się trochę beneficjentem tego exodusu i zostałem. Czas ten niestety nie trwał długo i stare nawyki wróciły. Jednak dryfujemy, wróćmy do sedna historii którą chce tu opisać.

Mój jeszcze obecny pracodawca ma kilku klientów "premium" przynoszących spore zyski. Z jednym z nich jest podpisana umowa na czas nieokreślony, na stałą obsługę zakładu.
Właśnie na tym zakładzie robiłem przegląd jednego systemu maszyn i stwierdziłem że po prostu nie pracują one prawidłowo, generalnie żeby nie wchodzić w szczegóły i pisząc jednak ogólnikowo maszyna ma być gotowa do pracy na 100% cały czas, mimo że generalnie jest nie użytkowana. Bez tego zestawu maszyn, przy szepnięciu słów komu trzeba, zakład można by było zamknąć do czasu naprawy usterki. Podczas przeglądu stwierdziłem że tylko 1 silnik pracuje prawidłowo, reszta działa po prostu na wolnych obrotach przy włączeniu testu nic się nie dzieje, przy ręcznym podnoszeniu mocy także nic. Jak tylko przekazałem raport wyżej i zaznaczyłem że trzeba zrobić dokładny serwis i diagnostykę ruszyła maszyna. Firma w której jeszcze pracuje ma w umowie tylko opiekę nad zakładem i ewentualne naprawy. Zazwyczaj odbywa się to tak że do tak skomplikowanych systemów przyjeżdża autoryzowany serwis na Polskę, ponieważ maszyna była produkcji Austriackiej. Serwis przyjechał, rozebrał, sprawdził i stwierdził że wszystko jest tak jak powinno być. Przychodzi do odpalenia i dalej to samo. Generalnie władze zakładu są gotowe wezwać nawet serwis producenta prosto z Austrii żeby jednak to działało, który za sam przyjazd zażądał 10 tysięcy Euro. Wtedy na białym koniu wjeżdżam ja.

Jestem osobą która po prostu jest ciekawa co z czym się je i tak było tym razem stwierdziłem niesprawność systemu i byłem przy autoryzowanym serwisie. Jak okazało się że nic nie wskórali sam zacząłem grzebać po Internecie i forach. Głównie rzecz jasna niemieckojęzycznych. Generalnie całą DTR-e urządzenia przeczytałem, całe niemieckie forum tłumaczyłem na angielski, a później na polski i chyba udało mi się znaleźć rozwiązanie.

Udałem się do szefa i wyłuszczam sprawę, że znalazłem w sieci identyczny problem i udało mi się znaleźć rozwiązanie i mogę pomóc. Jednak zaznaczam że jak się uda to super, jak nie to niech kontrahent wzywa serwis z Austrii. Klient został poinformowany że możemy spróbować to naprawić, szef rzucił kwotę z kosmosu, która została od razu przyjęta, ja natomiast dostałem zapewnienie że jeżeli uda mi się naprawić system nagroda mnie nie ominie.

Po dwóch dniach walki, udało mi się sprawę ogarnąć. Zostałem wysłany sam, bo dwóch pracowników to jednak za dużo. Szef wystawił fakturę za 25 tysięcy, gdzie kosztów było moje dwie dniówki i materiały 200-300 zł. Klient zadowolony bo zapłacił sporo mniej niż żądali Austriacy, szef zadowolony bo zarobił super pieniądze i jeszcze dobra opinia poszła o firmie. Ja najmniej zadowolony bo moja nagroda wyniosła 200 zł, musze nadmienić że przy ogromnych bólach i upominaniu się.

Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Producent sprzętu który udało mi się naprawić, docenił moje starania i zaprosił mnie na tygodniowe szkolenie, wraz z opłaconym noclegiem. Nawet dosyć mocno się postarałem żeby na certyfikacie potwierdzającym szkolenie było tylko imię i nazwisko, bez firmy mego jeszcze pracodawcy. Dzięki temu papierowi jestem jedną z 5 osób w Polsce które mają to szkolenie.

Od zakładu, w którym naprawiłem system dostałem także imienne podziękowania i suvenir, który przekroczył finansowo premię od szefa.

Właśnie w ten sposób traci się wykwalifikowany personel.

Nie długo kolejne historie:)

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (203)

#89142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oj oj... Dawno mnie tutaj nie było. Może czas na jakąś historię?

Zaczynamy.

Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Wróć!

Nie robię już tego. Teraz pracuje na etacie.

Ale wracając do historii, chciałbym wam opisać jak to się stało i gdzie wylądowałem.

Jakiś czas temu rodziło mi się drugie dziecko, początek tych Covidów. Jak Covid to pierwsze restrykcje, obostrzenia, spadki zamówień. Swoich klientów poinformowałem że obecnie przechodzę na 3 miesięczny okres pracy stacjonarnej. Telefon, mail, znaki dymne czy cokolwiek towar wysyłam. No ale Covid. Obroty zaczęły spadać, drastycznie spadać. Dodatkowo od kilku lat wstecz walczyłem z ojcem, który w sumie też mnie okradł na kilkaset tysięcy złotych (opisywałem w jakiejś historii wcześniej moje perypetie rodzinne), kilka nie trafionych inwestycji i człowiek zaczął nie wyrabiać. Obroty spadły z 50-60 tysięcy na 7-10 tysięcy, opłacić ZUS, podatki czy kredyty już nie było z czego. Trzeba było poszukać czegokolwiek żeby był dochód, a firma jako dodatek na same opłaty. Plan był taki że popracuje kilka miesięcy i wrócę do siebie.

No ale nie wyszło... i w sumie co innego wyszło.

Trafiłem do jednej z firm która w każdym sloganie reklamowym ma: "Lider branży" Branża dosyć specyficzna i hermetyczna. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia. Trafiłem na najniższe stanowisko jakie tam istnieje. Pomocnik w dwuosobowym dziale fizycznym że tak to nazwę.

Kasa? Słaba, lekko ponad najniższa krajowa. Ale akurat wtedy była to kasa na utrzymanie rodziny, a firma była na utrzymanie firmy.

Tak sobie pracowałem, miesiąc, drugi... zaraz trzeci a w mojej prywatnej firmie lepiej się nie dzieję. Kolejne lockdowny, zamknięte hotele, zamówienia w sztukach, a nie dziesiątkach jak było wcześniej. Spodobałem się przełożonemu, który obdarzył mnie zaufaniem, co u poprzednich pracowników na tym stanowisku nie zdarzało się. Chwalił, nawet namaścił mnie na swojego następcę. Przedłużyłem umowę na lepszych warunkach, ale dalej dłubałem się w tej pracy fizycznej, marząc o tym żeby wreszcie moja prywatna firma wystrzeliła z powrotem na właśnie tory.

I tak minął prawie rok.

Zawezwał mnie "Szef" z którym do tej pory rozmawiałem może ze dwa razy.
[S]zef - Ty jak Ci tam, Norbert, Niemy czy Nyord, ja przejrzałem twoje SiBi i ty masz firmę czym ty tam się zajmujesz?
[J]a - Nyord, po prostu Nyord. Mam firmę, ale będę ją zamykał, zajmowałem się tym, tym i tamtym.

Tak od słowa do słowa, wyszło że dostałem awans na biurowego.
To znaczy na osobę odpowiedzialną za jeden z działów firmy, kontakt z klientem oraz marketing.
Co mam napisać, robiłem to na swoim, to i dość naturalnie wyszło robić to w firmie której pracuje.

W międzyczasie zlikwidowałem swoją działalność, obroty spadły o 70-80%, nie było sensu dalej w to inwestować skoro w obecnej firmie mnie zaczęli doceniać. Wysłałem tylko "swoim" ze swojej działalności klientom podziękowania za 9 lat współpracy, lepszym po flaszce dodatkowo i na 100% zaangażowałem się w pracę w firmie szefa.

Po 3 miesiącach pracy na stanowisku, ogarnięciu zapomnianych tematów, renegocjacji umów, podpisaniu kilku umów na obsługę z moimi "starymi" klientami. Dział zaczął przynosić największe zyski od jakiś 5 czy 6 lat. A Szefu o mnie zapomniał, dalej leciałem na poborach z działu fizycznego. Upomniałem się raz, dostałem premię i zapewnienie że będę za pracę premiowany. Tylko te następne premie się już nie pojawiły.

Jestem dość wyszczekany. To byłem u szefa raz czy drugi i się przypomniałem, ale cisza w eterze. W międzyczasie szef zaczął przekazywać władzę młodemu pokoleniu czyli synowi i synowej. Przy kolejnej mojej wizycie w gabinecie i upomnieniu się o większe pieniądze bo: "dalej zarabiam jako osoba fizyczna, która miała nad sobą kierownika, a teraz ja muszę przed wami odpowiadać jako osoba odpowiedzialna za dział i za pracowników w niej" zapowiedziałem że to moja ostatnia wizyta i jeżeli nie przedstawią mi jak ma wyglądać moja płaca do końca tygodnia to ja od następnego tygodnia wracam pod skrzydła swojego byłego kierownika i szukam pracy, a dział sam się niech ogarnia. Młody szef się zagotował zaczął mi wygrażać że mnie zwolni, jak się nie podoba to mogę iść tam do roboli. Zlałem chłopaka ciepłym moczem i czekałem co wymyśli stary szef.

Po konsultacji tata, syn i synowa wyszło że chcą mi zaproponować, że mam podstawę tak jak zarabiam obecnie i 3% od ZYSKÓW działu, ale po przekroczeniu określonej kwoty. Niestety dla nich, liczyć potrafię. Proszę o wyliczenia kosztów działu i wtedy jak to przeanalizuję możemy usiąść do rozmów. Po kalkulacjach wyszło mi że te procenty to ja zobaczę może tylko kilka razy w roku, bo koszty działu tak rozdmuchali że ciężko byłoby na to ogólnie zarobić. Przedstawiłem swoje racje, powiedziałem że jak tak to ma wyglądać to ja nie jestem zainteresowany. Zostałem zakrzyczany tym razem przez synową że oni są tacy wspaniałomyślni że mi pracę dali, a ja wybrzydzam. Cóż powiedziałem jutro kończy się wasz czas, ja tu kłócić się nie będę i wyszedłem.

Wieczorem już w domu, telefon od szefa że on ma dla mnie dobrą propozycję i żebyśmy jutro porozmawiali. Nazajutrz z rana od razu szef wezwał i mówi:
[S] - Nyord, chce żebyś zajął się innymi rzeczami a nie twoim działem. Chcę żebyś teraz zajmował się naszym strategicznym klientem, a twój dział damy innej osobie. W związku z tym awansem dostaniesz podwyżkę tyle i tyle.
[J] - Okej szefie, tylko tym do tej pory zajmował się syn. Co z nim, kto ma dział wziąć. Któryś z chłopaków czy jak. Jeszcze szef da 100zł i możemy pomyśleć.
[S] - A bo ten mój syn jakoś nie może tego strategicznego klienta sobie ułożyć, a ty dział ogarnąłeś, dobrze przędzie to i to ogarniesz. A co do nowego kierownika działu to zostanie ten nowy co do pomocy dla chłopaków przyszedł. Co do kasy, niech stracę.
[J] - Szefie, ok mogę wziąć tego strategicznego klienta, ale nowy nie poradzi sobie, pracuje tydzień. Nic nie potrafi, a ma zarządzać ludźmi którzy tu pracują po kilka lat. Może któregoś z nich wziąć będzie lepiej.
[S] - Już postanowione, musisz nowego wszystkiego nauczyć.
I tak oto zostałem nominowany do obsługi kluczowego klienta.

Na nowym stanowisku musiałem sprzątać trupy wypadające z szafy po synalku, o co kilka razy się pokłóciliśmy i do tej pory chłopak ma mi to za złe. W pół roku udało mi się to ogarnąć. Jednak przy okazji robiłem charytatywnie cześć obowiązków z mojego byłego działu, bo nowy się jednak nie sprawdzał. Wolał sprzątać coś tam w firmie niż zająć się działem.

Od jakiegoś czasu w firmie zaczęli się zwalniać pracownicy. Szef zamiast reagować od razu czekał i "jakoś to będzie" jeden z kluczowych działów praktycznie przestał istnieć na dzień dzisiejszy, bo nie udało znaleźć zastępstw za osoby które odeszły. W moim byłym dziale, jeden z kluczowych pracowników także złożył wypowiedzenie bo nowy wszystkie zasługi sobie przypisywał, a nic nie robił. W międzyczasie odszedł także dyrektor od innych strategicznych firm i na kogo to spadło? Oczywiście na Nyorda, który jest podrzędnym pracownikiem, ale już dwa razy bajzel posprzątał to i ten posprząta. Nie powiem przy okazji tych zwolnień dostałem podwyżkę, jednak obecny ogrom obowiązków mówi że ten statek chyba już tonie i trzeba się ewakuować, chyba że zostanie zastosowany plan naprawczy. Jednak pomysły które były kierowane do szefostwa niestety zostały tylko pomysłami.

Dlatego lider branży liderem jest tylko z nazwy.

praca

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (200)

#84584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Pisze z telefonu, więc przepraszam za błędy.

Dzisiaj przeglądając Demoty trafiłem na jednego z nazwami drużyn w turnieju w gry w szkole i tak przypomniała mi się historia.

Mam kumpla, nauczyciel informatyki w jednym z techników. X lat temu wpadł razem z drugim nauczycielem na pomysł zorganizowania turnieju 2 popularnych gier online w tamtym czasie. W obu grach grały drużyny po 5 osób. Poszedł do Pani dyrektor powiedział o swoim pomyślę, wskazał plusy i minusy. Usłyszał "rób jak chcesz ale musisz się sam tym zająć". Chłopaki się spięli znaleźli nawet jakiś sponsorów, napisali regulamin że zgłosić się może każdy nawet z poza szkoły. Przeprowadzili eliminacje. Turniej główny się odbył już w szkole i wygraliśmy go bo także wystartowała drużyna nauczyciela. Dostaliśmy nagrody które przekazaliśmy na szkołę. Jeden z pierwszych turniejów u mnie w mieście który odniósł spory sukces.

Następnego roku, tuż po rozpoczęciu nauki Pani dyrektor zaprasza kumpla i mówi że szkoła super wypadła i trzeba turniej powtórzyć. Kolega szczęśliwy wszystko organizuje. Znalazło się więcej sponsorów, lepsze nagrody. My jako drużyna trenuje y ostro żeby znowu pobić dzieciaki i pokazać że dinozaury e-sportu dadzą radę:)

Do turnieju zgłosiło się 3 czy 4 razy więcej drużyn, eliminacje się wydłużają. My jako mistrzowie mamy zapewnione miejsce w grupie. Mamy?

Pani dyrektor wzywa kolegę mówi
-Piotruś postanowiliśmy zmienić regulamin bo nam nie pasował.
-rok temu był dobry, a z tego co wiem nic w przepisach się nie zmieniło.
-chcemy żeby ten wasz turniej był bardziej dla naszych dzieci.
-uważam że jest dzieciaki grają.
-jest nowy podpunkt gracze mogą mieć maksymalnie 20 lat.
Czar prysł. Kumpel wraz z drugim współorganizatorem i mistrzem jakby dostali w łeb. Próbowali rozmawiać, namawiać nic nie dało. Nie wystąpiliśmy.

Powód? Psujemy zabawę uczniom.

Mniej oficjalny powód? Syn pani dyrektor chciał wygrać z kolegami a my byliśmy największym zagrożeniem. Młody nie wyszedł nawet z grupy.

Następnego roku turnieju już nie było.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (157)

#82400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam po długiej nieobecności. :)
Teraz wam przybliżę dlaczego długo się tutaj nie udzielałem. Będzie długo i chaotycznie.
Jako że wstęp musi być:

Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.
Z rodziną najlepiej na zdjęciu.

W mojej firmie zatrudniałem swojego Ojca. Był bohaterem kilku historii tutaj, jednak także jego ukrywałem tutaj i przemycałem jako Przedstawiciela Handlowego. Do rzeczy.
WAŻNE: Firmę prowadziłem u rodziców w domu i w budynkach gospodarczych.

Po narodzinach syna ograniczyłem swoje wyjazdy na trasy maksymalnie 2 dniowych, czasem 3 dniowych. Cześć moich tras przejął ojciec. Mu to odpowiadało, więcej zarabiał. Jednak po pewnym czasie (około pół roku) zaczęło mi brakować pieniędzy z KP, faktur czy paragonów. W tym samym czasie wyszło że mój kochany tatuś ma kochankę. Kochankę nie byle jaką, nazwijmy ją "znajomą rodziny". Nasze stosunki trochę się zmieniły. Zacząłem ojca liczyć, pokazywać mu wyliczenia. Wtedy następowała obraza majestatu i brak wyjazdu.

Kumulacja nastąpiła w maju kilka lat temu. Było już oficjalnie wiadomo że rodziciel ma kochankę, wiadomo było kto to jest, wiadome było że małżeństwa rodziców się nie da uratować. Ojciec już nawet się wyprowadził. Tata przyjechał z trasy, rzucił papiery (faktury, KP), oznajmił że w następnym tygodniu go nie ma, wsiadł w auto i pojechał. Po sprawdzeniu papierów, przeliczeniu wyszło że nie dał około 3 tysięcy z trasy. Zadzwoniłem do niego i zapytałem gdzie są pieniądze z trasy. Odpowiedz brzmiała tak:
[O]jciec - Jestem na urlopie, proszę mi nie przeszkadzać. Cześć!
[J]a - Gdzie są pieniądze z KP i Faktur trzeba opłacić towar i inne zobowiązania a ty pieniądze zabierasz?
[O] - Ja sprzedałem?! Ja zarobiłem! Czyli są moje!
[J] - Hola Hola co sprzedałeś, sprzedałeś mój towar, jeździłem moim autem i na moim paliwie. Pieniądze są firmowe.
[O] - Nie mam czasu na dyskusje. Cześć!
Przez tydzień nie podnosił słuchawki.

Po tygodniu przyjechał jakby nigdy nic i pakuje się trasę i prosi o zaliczkę na trasę.
[O] - Zaliczkę daj na trasę.
[J] - Najpierw się rozliczmy z poprzedniej trasy.
[O] - Ja jestem rozliczony.
[J] - Nie jesteś, rzuciłeś papierami gdzie są pieniądze z trasy.
[O] - To moja premia.
[J] - Co? Jaka premia?
Dalej się już pożarliśmy, ojciec się obraził, ja także. Ojciec wziął następny tydzień urlopu.

Po tygodniu wrócił przeprosił, mówi że więcej to się nie powtórzy, obiecał poprawę i pojechał w trasę. Ojciec wrócił z trasy, dał dokumenty do rozliczenia, pieniądze i oznajmił że idzie na dwa tygodnie urlopu. Tutaj zaoponowałem i powiedziałem ze zostało mu już tylko 4 dni. Jest to trochę nie poważne, brać miesiąc wolnego w najlepszym okresie w handlu. W takim razie on bierze urlop bezpłatny. Po przeliczeniu pieniędzy z trasy zostawił sobie połowę. Znowu telefon, znowu brak kontaktu. Wkurzyłem się, napisałem mu wypowiedzenie.

Firma ma na siebie i innych zarabiać, a nie tylko on ma zarabiać. Po przyjeździe do firmy wręczyłem mu wypowiedzenie. Tatuś się wku*wił zaczął wszystkim wygrażać i oznajmił że on tego nie podpisze "bo dzięki niemu tylko ta firma istnieje". Na odwrocie wypowiedzenia napisałem że nie przyjął wypowiedzenia, jednak było wręczane w obecności światków i jest wiążące i podpisy tychże świadków.

Po tygodniu przyjechał, zaczął przepraszać, że chce pracować tyle serca tutaj zostawił. Szczerze (tak myślałem) sobie porozmawialiśmy w 4 (ja, ojciec, mama i brat) doszliśmy do konsensusu. Powiedziałem do ojca że ma 3 miesiące na odbudowę zaufania, jeżeli będzie pracował tak jak kiedyś za dobrych czasów to go zostawię. Spokój trwał do lipca. Ojciec oznajmił że idzie na urlop. Pytam go jaki urlop, nie masz już urlopu. Wtedy ojciec z uśmiechem oznajmił żebym mu to pokazał w papierach. Idę do biura a tam brak wszystkich akt osobowych pracowników i urlopowych.

Wkur*łem się nie na żarty. Wiedziałem że to już koniec naszej współpracy za dużo tego się wydarzyło. Dodatkowo ojciec nie chciał oddać dokumentów, ani pieniędzy z trasy. Zadzwoniłem na Policję.

Po przyjeździe Policji i wysłuchaniu obu stron, ojciec oddał dokumenty z trasy, pieniędzy nie oddał, nie oddał dokumentów osobowych.
Policja stwierdziła że może przebywać na terenie firmy i domu, bo teren na którym mieści się dom i firma należy do niego, dodatkowo jest zameldowany. Może przebywać mimo że nie mieszka. Policja także stwierdziła że jest to konflikt rodzinny i powinniśmy miedzy sami się dogadać, spisali notatkę i pojechali.

Zgłosiłem kradzież akt osobowych. Po miesiącu umorzenie śledztwa z powodu "konfliktu rodzinnego".

Ojciec już nie pracował, jednak oficjalnie dalej był zatrudniony i pobierał pensje.

Musiałem zacząć jeździć na trasach ojca i swoich. Teraz w domu spędzałem tylko weekendy.

Po tygodniu bądź dwóch ojciec wrócił do domu i oznajmił że "Dom jest mój i mogę sobie tutaj mieszkać" W związku z tym zaczęły dziać się nie przyjemne rzeczy i zdarzenia. W czasie pracy wyłączał prąd (główny włącznik był w domu) i zamykał dom. Musiałem przeorganizować prace produkcji i biura. Zaczynaliśmy prace o 16, a kończyliśmy o 22. Dlaczego tak zapytacie? Otóż wtedy w domu była moja mama która ten prąd włączała. Zmieniłem zamki w magazynie bo zaczęły ginąć rzeczy. Po 3 dniach drzwi były wyłamane i znowu zniknęły rzeczy.

Była Policja, stwierdziła że zamek jest wyłamany w drzwiach, drzwi wyważone, jednak "Pana Ojciec ma prawo wyłamać drzwi skoro są tam jego rzeczy" Jego rzeczami była kosiarka która tam stała od zawsze. A na pytanie ze zniknął towar, opakowania zrobili rewizje jego pokoju i auta nie znaleźli rzeczy i powiedzieli że nie ma i nic nie mogą zrobić.

W sierpniu odbyliśmy ostateczną rozmowę. Ojciec zażądał 60% udziałów w firmie bo on tylko praktycznie generuje zyski, on będzie rządził nikt mu ma w paradę nie wchodzić. Dom także ma być jego, a my mamy kolokwialnie spierd*lać. Oferta nie do przyjęcia.

W połowie sierpnia wyszła awantura miedzy mamą, a ojcem. Spłodziciel (ciekawe czy jest takie słowo) uderzył mamę i wyzwał ją. Ojca obezwładnił brat. Przyjechała policja i zabrała go na dołek na 24. Przed odjazdem powiedział że mam czas do jutra do wyniesienia się z jego budynków. Zabrałem praktycznie wszystko. Od 17 do 24 wywoziłem rzeczy. Nie wywiozłem tylko maszyn bo jednak znaleźć wolny wózek widłowy o 17 graniczy z cudem. Na drugi dzień udało mi się wózek załatwić około 12. O 13 byliśmy na miejscu jednak ojciec już był i kazał nam spierd*lać. Mama nie miała jak pomoc. Policja tez nic nie zdziałała.

Byłem zmuszony kupić nowe maszyny. Mimo około 6 prób odbioru maszyn do dzisiaj nie udało mi się ich odzyskać.

Teraz wątki późniejsze. Mimo że z ojcem od września nie mam nic wspólnego, dalej mnie nęka. 6 grudnia przychodzi od mnie PIP. Po przejrzeniu dokumentów i stwierdzeniu braku jakiś nieprawidłowości dostaje notatkę 23 grudnia. 27 Grudnia mam telefon z Policji w związku z niewysłaniem świadectwa pracy.

Co jakiś czas dostaje nowe listy od rodziciela z żądaniami.

Sprawa ze świadectwem pracy ciągnęła się rok. Był nawet potrzebny grafolog, który badał pismo moje, mamy i brata. Po roku została umorzona. Teraz wiecie na co idą nasze podatki.

Rodzicie rozwiedli się w styczniu, po uprawomocnieniu się wyroku ojciec zakłada firmę zajmującą się tym samym. Ojciec produkując na moich maszynach, pakując towar w moje opakowania sprzedaje je po punktach. Po zgłoszeniu na Policji. Dostaje zakaz sprzedaży, jednak nic sobie z tego nie robi i sprzedaje dalej. Sprawa trafia do sądu.

Przesłuchiwani przed sądem byliśmy w odstępie tygodnia. Ojciec był pierwszy. Przedstawił siebie jako ofiarę i sponsora mojej działalności co nie było prawdą. Sąd nie daje wiary moim wyjaśnieniom i umarza sprawę, mimo tego że mówię że mogę powołać świadków i przedstawiam umowy pożyczek od rodziny. Także sąd nie daje wiary temu że ojciec przed podjęciem pracy u mnie przez rok był bezrobotny (mimo przedstawionych dowodów). Sprawa zostaje umorzona jako niska szkodliwość czynu.

Około kwietnia brat unieruchamia moje maszyny stojące u ojca (jestem persona non grata na dworze ojca nie mam wstępu nawet na ulicę przed domem). Ojciec wydzwania i wygraża się. Dostaje kolejne pisma wraz z fakturą za magazynowanie maszyn. Mimo że chciałem je odebrać.

Sprawa ciągnie się już 2 lata i końca nie widać.

Ojciec nie tylko mi utrudnia życie, brata okradł na 2-3 tysiące. A mama go praktycznie utrzymuje bo nie płaci kredytu za dom, ani żadnych mediów (gaz, prąd) mimo że mieszka. Jak mama przestanie płacić odetną to także jej. Pod licznik nie wchodzi w grę bo ojciec nikogo nie wpuszcza.

Taka długaśna historia co u mnie się działo i dzieje.

Pozdrawiam!

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 348 (374)

#71772

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dzisiaj będzie o frachtach/kursach.

Mam klienta, dla którego sprzedaje swój towar, klient z mojego miasta. Klient prowadzi sklep z meblami używanymi. Taki ma sposób na biznes.

Zajeżdżam do niego jakoś zaraz po nowym roku, sprzedaje towar i od słowa do słowa umówiliśmy się, że mu przywiozę z Holandii meble za wynegocjowaną cenę. On nie mógł jechać, bo jego busa trafił szlag, inaczej zwany caput. Woli dać mi zarobić niż jakiemuś nieznanemu przewoźnikowi. Umówiliśmy się na dwa kursy. Jeden jeszcze w styczniu, drugi luty/marzec.

Jako że do kraju tulipanów miałem jechać na pusto, trochę podzwoniłem po zaprzyjaźnionych firmach, czy nie mają czegoś do wysyłki po drodze, może jeszcze coś się trafi. Wrzuciłem też ogłoszenie w internet.

Przy pierwszym kursie nie było żadnych piekielności, w sumie miałem kilka paczek. Głównie jedzenie i ubrania. Natomiast przy drugim kursie, jak już poszła dobra opinia o mnie, nałapałem całkiem sporo zleceń na transport towarów Polska-Niemcy-Holandia. Tym razem głównie wiozłem opony, jednak jeden z "klientów" zapragnął wysłać lodówkę i właśnie o tę lodówkę się rozchodzi.

Najpierw standard, czyli telefon, umówienie ceny i data przyjazdu po tę lodówkę z zastrzeżeniem, że lodówka musi być pusta.

Zajeżdżam pod dom pana od sprzętu AGD, cofam pod garaż. Pan mnie zaprasza. Lodówka ładnie opakowana w strecz, jednak moją uwagę przykuwa to, że lodówka jest podłączona do prądu. Tu zapala się wielka czerwona lampa z napisem CWANIAK! w mojej głowie. Wyciągam nożyk i już tnę strecz. Facet do mnie:

[F]acet- Co pan, kur*a, robisz?
[J]a- Otwieram lodówkę w celu sprawdzenia, czy jest pusta.
[F]- Pusta, zapewniam pana, po co pan to odpakowujesz?! Toż to marnowania pieniędzy.

Już otwierałem drzwi i moim oczom ukazał się widok: górna półka w lodówce: same wędliny i kiełbasy, druga półka: nabiał, trzecia: chleby, czwarta: wódka, szuflady: piwo. Zamrażarki już nie otwierałem.

[J]- Otwieram, żeby nikt mnie nie robił w bambuko. Zlecenie jest nieaktualne poprzez naruszenie umowy ustnej. Do widzenia.

Zabrałem się i wyszedłem.

Czy on myślał, że się nie domyślę jak będę tę lodówkę przenosił co w niej się znajduje? Że jest wypchana po brzegi? Nie rozumiem ludzi.

kursy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 327 (339)

#71889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Mam ostatnio sporo historii do opisania z kursów/frachtów, jednak dzisiaj coś innego. Zapraszam.

W jednej z poprzednich historii wspominałem, że od czasu do czasu dorabiam jako kurier. W związku z tym oprócz obowiązków kuriera mam także różnego rodzaju korzyści np. sporo tańsze paczki. Właśnie o tym będzie historia.

Moja żona ma znajomą, która zajmuję się rękodziełem. Robi biżuterie, obrusy i inne oraz sprzedaje to na allegro. W sumie nie bardzo się tym interesowałem. Znajoma, powiedzmy Ola, wpadła do nas przed świętami Bożego Narodzenia w tak zwane "odwiedki". Ja akurat pracowałem w kurierce. Wróciłem w stroju do domu i od słowa do słowa dogadaliśmy się, że ona chętnie będzie wysyłać paczki na moim "koncie", bo nie ma u siebie w aukcjach opcji wysyłki kurierem.

Do pewnego momentu nasza współpraca układała się wzorowo. A wszystko padło jakieś 1,5 miesiąca temu.

Musiałem nadać paczkę do klienta i w oddziale firmy kurierskiej spotkałem Olę. Podałem paczkę, dostałem podpis i zaproponowałem, że Olę odwiozę, na co chętnie przystała. Już w samochodzie zaczęła pytać, dlaczego nie zapłaciłem za paczkę na miejscu. Tu jej wytłumaczyłem, że płace przelewem po przyjściu zestawienia rozliczeniowego. Pewnie już się domyślacie co po tym spotkaniu się zaczęło się dziać.

Po około 1,5 tygodnia dostaje zestawienie i widnieje do zapłaty około 500zł. Przeglądam zestawienie i tylko jedna pozycja jest moja, reszta należy do Oli. Biorę telefon, dzwonię do niej i pytam o co chodzi. W odpowiedzi usłyszałem: "Stać cię, będziesz mi płacił za paczki! Nie mam czasu, na razie". Próbowałem jeszcze kilka razy się dodzwonić, ale dokumentnie mnie olała. W sprawę zaangażowałem żonę. Olka także wypięła się na jej tłumaczenia i powiedziała, że kasy nie odda. Żona zgłosiła sprawę wyżej. Czyli do mamy Olki. Tutaj mamy happy end. Pieniądze odzyskałem. Dodatkowo zastrzegłem w oddziale, że więcej paczek od Olki mają nie brać, obciążających moje konto. Z tego co wiem próbowała wysyłać, jednak nie przeszło.

Znajomość zweryfikowana i zerwana.

PS. Aleksandra ma 29 lat.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (508)

#71469

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dzisiaj będzie o wigilii pracowniczej.

W mojej firmie jest taki zwyczaj że pierwszy dzień pracujący po świętach Bożego Narodzenia jest dniem wigilii pracowniczej. W roku 2015 był to 28 grudnia. Jest to taki luźny dzień, w którym pracownicy dostają prezenty, siedzimy sobie na spokojnie rozmawiamy, coś jemy, czasem wypijemy. Ogólnie takie jakby wolne, tylko że w pracy. Natomiast już następnego dnia mamy remanent. Jednak do historii.

28 grudnia 2015 roku, godzina gdzieś 8:30. Złożyliśmy między sobą życzenia, podzieliliśmy się opłatkiem, dałem pracownikom prezenty, ja dostałem od nich. Siadamy do zakąsek, napój bogów polany do szkła i wtedy słychać jak coś wjeżdża na podwórko. Nie moja minuta jak Jacuś (znany wam ze wcześniejszej historii) zjawia się w skromnych progach firmy.

[J]acuś - No witam, wsiego dobrego ze Świętami.
[N]yord - Cześć, wzajemnie, coś potrzebujesz?
[J] - No na wigilie przyjechałem, pracownikiem byłem, to chyba jakiś prezent mi się należy, heheh.
[N] - Mam Ci przypomnieć ile pracowałeś i dlaczego zostałeś zwolniony?
[J] - No ale pracowałem i się należy, heheh.
[N] - Pracowałeś miesiąc czy 3 tygodnie, wywaliłem Cię dyscyplinarnie bo przyjechałeś na bani, do tego się spóźniałeś i uważasz że coś Ci się należy?
[J] - To prezentu nie będzie? Wódeczki się nie napijemy?
[N] - Nie.
[J] - To ch*j Ci w du*ę żydzie pierd*lony. Burżuazja zaje*ana.
I wyszedł.

Komentować chyba nie muszę.

PS. Dla wyjaśnienia, Jacuś dowiedział się od chłopaka, który go zastąpił, bo są z tej samej wioski i myślał że za darmo dostanie suwenir.

Byli pracownicy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 449 (463)

#70811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Mam kilka historii do opisania, więc łapcie jedną z nich.

Dzisiaj będzie o suwenirach.

Jak co roku, na koniec roku daję prezenty dla swoich klientów. O tak, żeby wiedzieli, że o nich pamiętam i dbam. Tak było także w poprzednim już roku 2015.

Co roku przygotowuję jakby dwa rodzaje paczek, paczki standard i paczki premium. Nie jest to sprawiedliwe, jednak muszę pokazać dyrektorom czy prezesom sieciówek, że o nich dba się lepiej niż o szarego kierownika sklepu. Cóż zrobić, już tak jest.

W tym roku paczki standard wyglądały tak: długopisy z logo firmy, kalendarz ścienny, kalendarz książkowy i notatnik. Natomiast paczki premium miały wyżej wymienione akcesoria plus wizytownik i butelkę alkoholu - zależnie, czy na stanowisku była kobieta (wino) czy mężczyzna (BimBer).

Ja i mój przedstawiciel w grudniu już rozwieźliśmy paczki do klientów. Nie ma pomijania, każdy dostał po paczce. Jednak już po świętach dostałem telefon, który mi zagotował krew. Właśnie wam go opiszę.

[K]lientka - To jawna niesprawiedliwość, dla tych wyzyskiwaczy dajesz takie prezenty, ja także chciałabym dostać wino! A oni co? Zabijają handel! To się nie godzi!
[J]a - O co chodzi? Bo nie rozumiem.
[K] - Jak to o co chodzi, chodzi o sprawiedliwość! Jak ty traktujesz klientów! Powinieneś wszystkich traktować równo! Każdemu tak samo się należy.
Tutaj mamy błąd w myśleniu pani. Pani uważa, że jej należy się tyle co dyrektorowi, który ma pod sobą 5 marketów i który co raz odrzuca zakusy konkurencji? A pani ma jeden mały sklepik, w którym robi o 15 razy mniej utargu niż te markety.
Na dodatek niezbyt lubię tę panią. Postawa roszczeniowa.
[J] - Tak samo? Proszę pani, to nie komunizm. Jeżeli zrobi pani obroty moim towarem na poziomie chociaż jednego z marketów, to chętnie pani także dam ten alkohol. Pani się kłóci o butelkę wina czy wódki. No bądźmy poważni.
[K] - Mi także się należy, ja tyle twojego towaru przewaliłam! Mi się należy.
[J] - Tak, pani roczny obrót to jest miesięczny, jak nie 3-tygodniowy obrót marketu w pani mieście. Dobrze, nie wojujmy przez telefon, przyjadę po nowym roku do pani i na spokojnie porozmawiamy o tej sprawie. Wybaczy pani, jestem jednak zajęty.
[K] - Mam nadzieję, że zrozumiesz swój błąd i naprawisz to! Zrobiłeś mi straszną przykrość! Do widzenia.

Tak, byłem u tej pani. Nie, nie dostała alkoholu. Wytłumaczyłem w czym rzecz. Chyba zrozumiała.

Ja tych prezentów nie muszę robić. Naprawdę. Mogłem zrobić jak każda inna firma, dla małych klientów po długopisie i kalendarzu ściennym, i to jak się upomną, a dla dyrektorów zajebistą paczkę. Ja jednak daję dla każdego bez wyjątku, a i tak jest źle.

Wiecie co mnie zastanawia? Skąd ona się dowiedziała, co dostał ten dyrektor.

Może wam to wydać się praktycznie nie piekielne, jednak odbiera wiarę w ludzi, bo jednak to zrobiłeś dla nich. Dla nich wydałeś sporo pieniędzy, żeby poczuli się docenieni. Ale oczywiście wychodzisz na najgorszego.

A teraz do następnego razu! Hej!

PS Ta sieć wymieniona w historii jest siecią polską, nie to, co sugerowała ww. pani.

Klienci

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (353)