Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 

#44277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się że mój etatowy kierowca/przedstawiciel handlowy miał mieć operacje. Przesunęli mu termin czy coś z grudnia na początek listopada. Jak tylko o tym się dowiedziałem zaczęły się poszukiwania zmiennika. Który do końca roku pojeździ. Przecież nie zostawię terenu na pastwę konkurencji i do końca roku można jeszcze trochę zarobić.

Ogłoszenie brzmiało dość logicznie: "Potrzebny kierowca/przedstawiciel handlowy do końca roku. Od zaraz."

Zgłosiło się kilka osób, jednak niektórzy nie umieli czytać: umowa na pół roku czy rok? Na dwa miesiące? nie opłaca mi się.
Inni chyba lubili podkręcać CV: A do stycznia by się nie dało?
Osoby z wysokimi oczekiwaniami finansowymi: To ile na rękę, 3 czy 4 tysiaki?
Czy osoby, które nie miały prawa jazdy.

Wybrałem 3 kandydatów i przeprowadziłem z nimi rozmowę. Z tej trójki wybrałem jednego. Który zaakceptował moje warunki i co miesiąc przedłużanie umowy. Mówił że przynajmniej na święta zarobi. Przez pierwszy tydzień jeszcze jeździł z moim etatowym przedstawicielem, który pokazał mu cześć terenu i zapoznał z klientami. Od następnego tygodnia miał jeździć sam z nawigacją i spisanymi po drodze punktami przez etatowego kierowce. Pierwszy tydzień spoko, pojeździł pohandlował. Drugi już gorzej. Kilka faktur złapał. W trzecim... no działo się.

Nie staram się ingerować w prace swoich pracowników, ale zawsze zadzwonię zapytam jak idzie. Do niego dzwoniłem i pytałem. Zawsze słyszałem może być, chwila rozmowy muszę kończyć, bądź jestem u klienta, bądź szukam hotelu. Myślałem, że się chłopak stara. W poniedziałek w południe dostałem telefon, że muszę pojechać do banku jakaś wielce ważna sprawa, oczywiście w ich mniemaniu, sam już byłem w trasie więc umówiłem się na wtorek. Zjechałem jadę we wtorek do banku i patrzę że mignął mi mój samochód. W lusterko jak byk mój. Podjeżdżam patrze, a ów chłopak siedzi sobie z jakąś laska w lokalu i kawkę piją. Cóż, wkurzyłem się nie na żarty i wparowałem do lokalu. Zażądałem kluczyków dokumentów, nawigacji i telefonu. No wszystkiego co ode mnie otrzymał i nakazałem mu jutro być w biurze żeby komisyjnie rozwiązać umowę. Samochód odebrał mój znajomy, który zaprowadził go do "firmy".

Okazało się, że chłopak sumiennie pierwszy tydzień przejeździł, drugi tylko dwa dni, resztę przesiedział w hotelu, a jak się upewnił że samochód nie ma czujek czy jak niektórzy mówią radarów, olał sprawę. Miał zamiar pojechać na jeden dzień strzelić kilka faktur z rożnymi datami i wmawiać mi że słabo handel, bo koniec roku. Na dodatek dawałem kierowcy około 1000zł na 2 tankowania (zazwyczaj tyle idzie na tydzień) i na hotele plus 50zł na jedzenie w podróży, bułki, czy gdzieś zjedzenie zupy. Trochę sobie kasy przytulił. Do tego wydzwonił na telefonie tyle ile ja mam rachunki za 2-3 miesiące. Dobrze że poczekałem z przekazaniem wypłaty za 2 tygodnie do umówionego dziesiątego. Po odjęciu za telefon i za przytuloną kasę zarobił 12,11zł.

Teraz jeździ mój brat, który wziął zaległy urlop w pracy i pracuje dla mnie. Weź tu człowieku uwierz w ludzi.

Ludzie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (624)

#44274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy ma warsztat samochodowy, nie duży taki w sam raz. Dwa stanowiska i lakiernia. Zatrudnia kilka osób.

Tydzień czy dwa temu wieczorem tuż przed zamknięciem wjeżdża na plac dwóch panów i proszą o szybkie sprawdzenia auta. Bo jeden z nich chce go kupić i czy jest w opisanym stanie: "idealny, bezwypadkowy". Pracownicy już się przebierają wiec sam już wskakuje do kanału kiedy jeden z panów wciska mu 100zł do kieszeni z tekstem: "Bądź pan człowiek". Kolega niezbyt już ogarnięty po całym dniu roboty, sprawdza. Najpierw pod samochodem później blachy. Po krótkich oględzinach mówi:

- Samochód uderzony w tył. Z kombi zrobił się hatchback. Belki byle jak po prostowane, blacha tutaj do końca nie spasowana. Ogólnie nie polecam, bo nie była to zwykła stłuczka. Przód też lekko uderzony ale to nic w porównaniu z tyłem.

Mniejszy jegomość tylko prychnął do drugiego: Nie bity, idealny... i zapytał ile za usługę się należy. Na co kumpel zgodnie z prawdą odpowiedział, że tamten pan mu już zapłacił.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zorientował się, że dostał łapówkę :) Cóż, czasem warto być nieprzytomnym w pracy.

Warsztat

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1011 (1051)

#43551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o pieniądzach lokalnych samorządów.

Mój dobry kumpel dostał do pracy w OHP (Ochotnicze Hufce Pracy). W naszym mieście OHP-y mają bardziej rozbudowany system pomocy. Oprócz pomocy osobom bez wykształcenia podstawowego (organizacja lekcji, pomoc w nauce). Pomagają także dla ludzi, którzy chcą podnieść swoje kwalifikacje (organizowanie kursów, itp.) i wiele innych.

Jak pewnie większość z was wie wszystkie ośrodki samorządowe mają wyznaczony budżet roczny. Właśnie o pieniądzach budżetowych.

Mój kumpel dostał się do działu marketingu. Co robi w tym dziale? On to nazywa wydawaniem kasy. Dlaczego? Otóż tłumaczę. Jego referat ma miesięcznie przeznaczone na marketing 15 tys. zł. Tylko co z tą kasą robić jeżeli:
-Reklamy w radiu, gazecie, telewizji są opłacone do połowy następnego roku.
-Billboardy także są opłacone do połowy następnego roku.
-Plakaty są rozwieszane gdzie się da, a zalega jeszcze ich w szafach około 500szt..
-Ulotki są rozdawane na każdym rogu, w biurze także się sporo ich "wala" .
-Długopisy promocyjne: "pakiet podstawowy" (czyt. zwykłe) używa cały OHP plus około 3000szt. leży w szafach. "Pakiet rozszerzony" czyli przeznaczony tylko dla kierowników i dyrekcji w szafach leży około 500szt.

Co mówi kierownik referatu? Że trzeba wszystko wydać co do złotówki miesięcznie, bo jak nie kupimy na określoną kwotę to nam to zabiorą.

I tak miesiąc w miesiąc jest problem z wydaniem całej przeznaczonej na marketing kasy. Według wyliczeń kumpla wystarczyło by 7-10 tys. na to co robią, a tak muszą na koniec miesiąca latać i kupować jakieś badziewie, które leży w szafach. Mistrzostwo ekonomii i marketingu.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (634)

#30347

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taki mały ranking piekielnych klientów:

W gwoli przypomnienia prowadzę własną DG i sam rozprowadzam swój towar.

Opisze 2 najbardziej piekielne. Zaczniemy od drugiej.

Bardzo często zdarza się, że sklepy z fakturami zalegają przez kryzys/podatki/opłaty/wypłaty/mały ruch na sklepie (niepotrzebne skreślić). Niektórzy płacą z opóźnieniem, niektórzy zbierają kilka faktur żeby puścić hurtowo większą ilość, a niektórzy proponują wymianę towaru za towar. Jest to opłacalne jeżeli ktoś rzuci naprawdę atrakcyjną cenę, przy której i ja mogę kilka złotych zarobić.
Mam takie dwa sklepy z którymi tak robię i jesteśmy obydwoje zadowoleni. Jednak jeden klient przebił wszystko.

Faktura około 600zł, przeterminowana gdzieś z 4 miesiące, spłacona w połowie. Proponuje mi wymianę, on mi da wycieraczkę w cenie jaką ma na sklepie, a ja to sobie drożej sprzedam. Ciekawe gdzie? Skoro cena w detalu jej to 6zł brutto, on mi za tyle sprzeda to ja muszę przynajmniej za 8zł netto żeby mi to się jako tako kalkulowało. Po prostu mistrz interesu.
Inny klient także mi zaproponował wymianę, także wycieraczkę, tylko cena nawet atrakcyjna. Tylko, że zapomniał iż ja mu te wycieraczki sprzedałem jeszcze taniej, on do tych moich/jego wycieraczek dorzucił jeszcze z 10-15% swojego zarobku.
Jak zaproponowałem zwrot to nie chciał.

Na pierwszym miejscu jest pan zwracacz/używacz. Duży sklep, rzekłbym nawet że market. Miałem w ofercie przez krótki czas akcesoria łazienkowe czyli: mydelniczki, szczotki sedesowe i tym podobne. Trafiła mi się naprawdę fajna końcówka serii właśnie takiego fajnego zestawu łazienkowego. W jego składzie była mydelniczka, szczotka sedesowa, 2 dozowniki płynów, kubek do płukania ust, 2 zaczepy na ręczniki i mały kosz na śmieci. Niby chińskie, ale świetnie wykonane. Zarabiałem na tym prawie 100%.
Zostawiłem tam 10 takich zestawów. Nie tanich. Przyjeżdżam następnym razem rozeszły się na pniu. Więcej nie mam bo końcówka serii.

Zajeżdżam po 3 czy 4 miesiącach i mam właśnie zwrot pojedynczego takiego zestawu. Otwieram pudełko, a tam resztka płynów w dozownikach i na szczotce sedesowej resztka kału.
Zwrotu nie uwzględniłem.
Z tego co powiedział kierownik, właściciel bierze co atrakcyjniejsze rzeczy do domu i sobie używa, a później zwraca. Mógłby chociaż dokładnie wymyć, żebym nie poznał.

Interesy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 513 (575)

#28605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Być może wiecie co to jest Staż Gminna, to taki mniejszy odpowiednik Straży Miejskiej, tylko że o wiele bardziej piekielny. Straż Gminna powstaje zazwyczaj z upoważnienia wójta i rady gminy, w gminach małych i biednych.

W zachodniej Polsce, dokładnie w województwie Wielkopolskim jest sobie mała gmina. Gmina ta jest wielkości (licząc drogą do przejechania) 9,8km (zmierzyłem). Kilka lat temu na urząd wójta został wybrany nowy człowiek. Ów nowy wójt bardzo się zmartwił małym budżetem gminy i postanowił trochę to naprawić, wraz z Rada gminy powołali do życia Straż Gminną.

Prawie 70% budżetu poszło na jeden używany fotoradar, samochód, znalezienie pomieszczeń i zatrudnienie 2 strażników gminnych. Po roku budżet gminny wzrósł o 20%. Obecnie porównując stary budżet z nowym, to wpływy z działalności fotoradarów i Straży Gminnej wynoszą aż 90% nowego budżetu.

A teraz do głównego nurtu historii. Jak niektórzy już pewnie wiedzą prowadzę DG i sam rozprowadzam swój towar. Także na terenie tej gminy. Mam tam mały sklepik, który jest dość dobrym klientem. W lutym dostałem w owej gminie triple shot′a. Co znaczy triple shot? Zdjęcie z fotoradaru na wjeździe do miejscowości, przy kościele stali panowie ze SG i na wyjeździe dostałem następną fotkę. Oto jak przekroczyłem prędkość kolejno jak wyżej: 53/50 52/50 54/50. U nich nie istnieje 10km/h tolerancji. Bo jak to mówią strażnicy gminni, u nich jest miasto prawa i porządku. Wykłócać się nie ma co, bo i tak cię przekrzyczą. Nawet jak mnie zatrzymali przy tym kościele, mówię że jechałem 50 i licznik mi nie pokazywał więcej. To wielce pan jasny strażnik powiedział, że na tym gównie (standardowy licznik ze wskazówką) gówno mogę im udowodnić. Zainwestuj sobie w cyfrowy bądź Tacho. Nie pogadasz.

Ich miasto prawa i porządku, jest tylko ustosunkowane do przyjezdnych i mieszkańców niskiego szczebla. Jak to zapytacie, przecież prawo jest równe dla wszystkich. Dla nich nie jest. Strażnicy nie ruszają siebie nawzajem, księdza, wójta, kierowników referatów w gminie i rady gminy. Reszta dostaje mandaty za wszystko. Złe parkowanie=mandat, trąbienie na ulicy=mandat i wiele innych.

Raz na parkingu u klientki chcieli ludzi trzepać. Kilka osób stało na liniach, to lecą mandatami. Wychodzi klientka i każe im po staropolsku spier*alać, bo żadnego prawa na wypisanie mandatu na terenie prywatnym nie mają, jej klienci mogą nawet parkować lewitując. Dostała mandat za obrazę funkcjonariusza na służbie. Innym razem sami zaparkowali jak "cajmery" - idzie przykładny obywatel i mówi że taki i taki samochód stoi nieprzepisowo i pół drogi zajmuje. Wypisali mandat, dla "kapusia" bo to mój samochód.

Państwo w państwie.

PS. W poprzednim roku zarobili na mnie około 1000zł. Właśnie przez takie o 2 czy 3 km przekroczenia prędkości. Przez gminę przechodzi droga krajowa. Mają tam zajebisty punkt zwolnieniowy, bo nikt nie jedzie więcej niż przepisowo, by mandatu nie dostać.

Czysta piekielność.

Straż Gminna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (632)

#27135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o tym jak ubezpieczyciele wyłudzają kasę.

Siedzę ja sobie w domu, piwko pije. Przychodzi Policja. Spowodował pan wypadek i uciekł z miejsca wypadku. Oficjalna notka. Czytam ową notkę i data mi nie pasuje bo samochód wtedy był na warsztacie na pełnym przeglądzie. W zeznaniach zaznaczam że nie poruszałem się w owym miejscu autem, że mam światków i monitoring. Spisali i pojechali.

Po miesiącu dostaję list, zwykły od ubezpieczyciela że będą przyznawać pieniądze poszkodowanemu. Mam 7 dni na odmowę. Wybrałem się ja do biura ubezpieczyciela, napisać że ja pieniędzy nie dam, skoro mam dowody że samochód wtedy nie był nawet używany. Napisałem. Poradzili żeby na Policje jechać wyjaśniać. Pojechałem. Zgłoszenie było, samochód stał potłuczony, poszkodowany ma świadka. Tłumacze sytuacje, policjant mi tłumaczy że musiał to zrobić jak zrobił, bo był świadek. Tłumacze że mam także świadków i monitoring. Mówi żeby do ubezpieczyciela. Wracam do ubezpieczyciela, mówię co mi powiedział pan Policeman i powiedzieli że jak pismo napisałem, wszystko powinno być dobrze.

Będąc dobrej myśli, zapomniałem o sprawie. Po 3 tygodniach dostaje pisemko że moje odwołanie zostało odrzucone, a kasa wypłacona. Wpieniłem się nie na żarty. Afera wielka. Ludzie spieprzają po kątach. Szef oddziału, ale pan nie ma dowodów. Nie mam? Zdziwisz się. Jadę do warsztatu, proszę o nagranie (warsztat znajomego). Dostałem, jadę wraz ze znajomym (szefem warsztatu). Pokazujemy w oddziale nagranie i owy znajomy mówi, że samochód stał 3 dni na warsztacie.
Tekst ubezpieczyciela. Nic nie możemy zrobić, mleko się rozlało. Tutaj mnie zapienił niemiłosiernie. Nowa awantura, że po jakiego groma pisałem podanie o nie wypłacanie skoro zostało odrzucone. Na to mi nie odpowiedzieli. Znowu na Policję, dowiedzieć się jak najwięcej o naciągaczu. Tylko kolor i marka i na jakiej ulicy. Jadę, sprawdzam, jest. Stoi pod pawilonem, chodzę po pawilonie i pytam kogo to owy samochód. Trafiam do towarzystwa ubezpieczeniowego, tylko innej firmy. Odpowiada że jego. Proszę o dane, wnoszę sprawę do sądu o wyłudzenie pieniędzy. Facet ucieka, została plakietka. Spisałem dane z biurka. Reszty dowiedziałem się niedługo później.

Sąd.

Komedia czysta. Facet łgał w żywe oczy, że przez przypadek, że pomylił auta. Tak z podaniem na policji dokładnej rejestracji mego auta? Dostałem zwrot zabranych z mego ubezpieczenia i jakieś nikłe odszkodowanie.

Walka z moim ubezpieczycielem o powrót zniżek zakończyła się po 2 miesiącach wzajemnych przepychanek. Wyrok sądu to dla nich nic. Jednak wreszcie oddali mi zniżki.

A wszystko dlatego, że miałem lekko przytarty samochód.

Napraw swoje auto kosztem innych. Chociaż sam zawiniłeś.

Ludzie uważajcie, ubezpieczyciel zna prawie każdego w branży. Nie jest to jednorazowy wybryk w Białymstoku.

Wszystko działo się na przestrzeni roku.

Przepraszam, że jakoś niezgrabnie to napisałem, nie mam już dzisiaj weny.

Ubezpieczenia

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 818 (896)

#20640

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z panią Jadzią.

Dzisiejsza historia jest opowieścią o: „Czasie wyborów”.
Pani Jadzia jest fanką R.R (Radio Rydzyka) i głosuje tylko na polityków wypowiadających się w tym radiu, co ciekawe owe radio zaprasza tylko polityków z jednej partii. Oczywiście można się domyślić jakiej.

Historie o wyborach trzeba podzielić na 3 części chronologiczne:

Pierwsza: Czas 3 miesiące do wyborów. Co robi Jadzia? Jadzia na czas wyborów zawiązuje sojusz z Panią Gienią, która jest podobnych poglądów, jednak nie trawi Jadzi, wręcz bym rzekł że nienawidzi, jednak „wybory o wolną Polskę” zmuszają ją do tak radykalnych kroków jak sojusz na linii Jadzia-Gienia. Na dodatek daje „prace” dwóm osiedlowym dresikom o ilorazie inteligencji minus 100, którym największą wartością życiową jest alkohol.

Pani Jadzia mieszka w bloku, przy którym biegnie główna arteria pieszych osiedla. Nie daleko jej bloku znajduje się przystanek, wiec chcąc nie chcąc, sporo ludzi tamtędy się przewija. Jadzia od rana do wieczora siedzi na podwórku i zbiera podpisy.
Nie, Jadzia nie chodzi między ludźmi i nie mówi proszę się wpisać. Jadzia sobie siedzi. Po co ona ma chodzić, ludzie i tak przyjdą. Jak?
Jadzia na wysokości swojej klatki wystawia ławkę szkolną (bądź coś co ją przypomina) i krzesło, zwrócone w stronę przystanku, za plecami Jadzi siedzi pani Gienia zwrócona w drugą stronę, a wcześniej wspomniane dresiki przepuszczają osoby które wpisały się na listę poparcia. Inaczej przejścia nie ma.
Ulicą przejść się nie da, bo jest to dość ruchliwy kawałek, po drugiej stronie nie ma chodnika, ponieważ na wysokości klatki Jadzi stoi wysoki płot, ogradzający prywatną posesję. Okres ten trwa około 2 tygodni.

Faza druga: Jeżeli Jadzia nie zbierze wystarczającej ilości podpisów, bodajże 5tys. zaczyna się chodzenie Jadzi. Pani Jadzia wreszcie się wysila i chodzi po mieszkaniach ludzi. Większość osób się już i tak wpisała dla świętego spokoju, jednak zostają oporni. Jadzia właśnie do tych opornych chodzi. Sposób działania Jadzi:

Wielki orędownik wolnej Polski puka do mieszkania, mieszkanie się otwiera, Pani Jadzia prowadzi monolog i każe (tak, nakazuje) wpisać się na listę oraz wkłada laskę do mieszkania delikwenta. Jeżeli ktoś nie chce, ta jeszcze raz namawia, osoba zatrzaskuje drzwi, laska się łamie i Jadzia zostaje z niczym. Nie piekielne? Cóż, nie znacie Jadzi.
Fan R.R sprawił sobie nową laskę, super nową i wytrzymałą. Sytuacja się powtarza z laską, jednak jak drzwi chcą być zatrzaśnięte, nie dają rady. Drzwi są uszkodzone, framuga także. Jak? Jadzia sprawiła sobie całą metalową laskę. Nie wiem skąd, nie wiem jak. Sprawiła. Całą metalową, podobną do gryfu sztangi, ważącą z 15kg. Sposób mojej rodziny na Jadzie:
- Kto tam?
- Pani Jadzia.
- Nikogo nie ma w domu.
- To ja przyjdę jutro.
Skutkuje. Znaczy skutkowało, bo już tam nie mieszkam.

Faza trzecia: Wybory. Dosłownie wybory. Obowiązuje cisza wyborcza. Jadzia idzie do lokalu (u nas lokalami wyborczymi są zazwyczaj szkoły), wchodzi do toalety która znajduje się bardzo blisko urn i krzyczy:
- Głosuj na tego i tego! (czyt. swojego kandydata) Oczywiście wcześniej się barykadując w tym ustronnym miejscu. Jeżeli już ktoś jest bliski dotarcia do jej kryjówki, Jadzia ucieka przez okno.
Drugim pomysłem jak zachęcić, bądź zniechęcić ludzi na głosowanie na jej kandydata, jest sprint przez lokal wyborczy. Jaki sprint? Jadzia wbiega z ulotkami swojego kandydata i rozrzuca je po całym lokalu i szybko ucieka. Nigdy nie udało jej się złapać.
Teraz najlepsze.
Raz udało się Jadzi niepostrzeżenie dostać do wnętrza szkoły, podczas wyborów. Jadzia rozwiesiła wtedy wielki transparent promujący jej kandydata i krzyczenie z okna promujące tegoż kandydata. Później była wielka ucieczka Jadzi przed strażą miejską i członkami komisji. Zgadliście, udało jej się uciec, oczywiście przez okno.

PS. Jadzia zbiera podpisy na swojego kandydata który startuje z ramienia partii, której się domyślacie, jednak partia nie chce zbierać dla niego podpisów bo jest totalnym idiotą (znam i wiem co pisze). Ów idiota nawet urządza wieczory polityczne u Pani Jadzi. Owy kandydat nigdy nie przekroczył 2% głosów.

PS 2. Podobno w tym roku Jadzia w łazience krzyczała:
- Ja tragicznie zmarły prezydent RP, karzę ci głosować na tego i tego (kandydat Jadzi).

PS 3. Uprzedzając pytania czy Jadzia jest normalna, będzie o tym w ostatnim odcinku: „Z życia Jadzi”.

Jadzia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 448 (576)

#20574

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnia ze sklepowych historii o pani Jadzi.

Jak pewnie już zauważyliście pani Jadzia ma różne sposoby na robienie zakupów, w dyskontach typu Biedronka wyrywa zakupy i wręcza zapłatę, w piekarni zaznacza swój chlebek, teraz natomiast będzie o osiedlowym warzywniaku.

Odkąd sięgam pamięcią był u nas warzywniak, typowy blaszak. Jednak będąc gdzieś w gimnazjum, zmienił się właściciel owego przybytku, co chciała wykorzystać Jadzia. Jak wykorzystać? W starym warzywniaku zakupów nie robiła, bo miała „kosę” z matką właściciela. Przecież nie będzie dawać zarobić „pomiotowi tej poturbowanej prądem* grzesznicy”. Nowy właściciel zmienił się z dnia na dzień, stoję w kolejce razem z kolegą z klatki, rozmawiamy, przed nami Jadzia wybiera owoce.

[J]- Mogę spróbować śliweczki?
[S]- Ależ oczywiście.

Jadzia próbuje, smakuje to, prosi o pół kilo. Czas na jabłka, teraz bez pytania próbuje dajmy na to LOBO i mówi:
[J]- Łeeee obrzydlistwo, smakuje jak kupka czarta. - Odrzucając nadgryzione jabłko do koszyka.
Od razu chwyta za następne, akcja ta sama, trzecie jabłko dobre, więc daje 4 jabłka sprzedającej.
Zaraz próbuje szczypiorek, banana.
Cóż, pani obsługująca nie mogła się połapać, o co chodzi. Czy to ukryta kamera? Zgadliście, Jadzia próbowała prawie wszystko co miała kupić. My skonsternowani, sprzedająca warzywa też, kobieta przyjęła zapłatę, a Jadzia odeszła. Dla Jadzi ten trik w tym warzywniaku udał się jeszcze 2 może 3 razy. Po ostatnim kiedy została wywalona za blaszak, zrobiono jej zdjęcie i umieszczono wewnątrz blaszaka z podpisem: „Tej klientki nie obsługujemy”. PRL powrócił. Oczywiście tylko dla piekielnej Pani Jadzi.

*co znaczy poturbowanej prądem? - Popier*olonej inaczej. Jadzia nie używa wulgaryzmów i wymyśla dla nich zamienniki.

Jadzia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (581)

#20537

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadzia jak już wspominałem ma swoje motto: „Mi się należy” i o tym będzie historia.

Dotąd nie opisałem Jadzi. Pani Jadzia ma tylko z metr czterdzieści (Mi gdzieś do pasa może lekko wyżej sięga. Dawno jej nie widziałem) jest chuda jak Anja Rubik czyli bardzo mało je. Ma fioletowy kapelusz z bażancim piórem i płaszcz z tysiącem kieszeni (coś jak Hagrid). Nie daleko czyli jakieś 10 minut spacerkiem od naszych bloków jest dyskont z kropkowanym owadem w logo. Jest to ulubione miejsce „zakupów” Jadzi. Pani Jadzia zna na sklepie każdą cenę, ile kosztuję woda, a ile banan nie jest dla niej tajemnicą. Wartym uwagi jest to, że Jadzia nigdy nie stoi w kolejce do kasy. Czemu? Bo nikt nie widział jej żeby w ogóle wchodziła na halę coś kupić.

Zapytacie, jak Jadzia kupuje?
Otóż czeka na linii kas i obserwuje co kupują ludzie. Jeżeli coś ją interesuje, po prostu wyrywa to z ręki, bądź zabiera z reklamówki kupującego normalnie i wręcza/rzuca odliczoną kwotę za towar, oczywiście uciekając ze sklepu.
Jednak ludzie do Jadzi się przyzwyczaili i już nie robią jej awantur o takie zachowanie, a szkoda.

Czyżby znowu Jadzia?

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (664)

#20582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opisze historie Pani Jadzi o przydomku: „Obrończyni trawników”.

Pani Jadzia uważała za swoją własność nie tylko swoje mieszkanie, ale także trawnik przed oknem miedzy „swoją” klatką, a klatką sąsiednią oraz trawnik od strony balkonów. Jednak tam nie przedzielony żadnymi klatkami trawnik był jej „własnością” na całej długości bloku. Co w tym piekielnego? Otóż po „jej” trawnikach chodzić nie było można, psów wyprowadzać także, czy tej trawy zrywać. Co w tym piekielnego? Zaraz to opisze. Od strony balkonów owej pani był plac zabaw i właśnie dość szeroki trawnik którym dzieciaki w tym ja w wieku szczenięcym skracaliśmy sobie drogę na karuzele czy ślizgawki. Wejście na plac było trochę dalej wiec za daleko iść. Co piekielnego wymyśliła Jadzia. Kto przechodził, przebiegał po trawniku obrywał uwaga uwaga: pomyjami z wiadra (mam nadzieje że były to pomyje), jajkami bądź psimi kupami jej pupila. Jadzia miała bardzo dobrego ‘cela’ ponieważ trafność miała w granicach 70%. Większość dzieciaków dostawała tymi pociskami. Jadzia jak kogoś trafiła wydobywała ryk radości wraz ze słowami: „KARA BAŻANCIE!”. Jadzia nie poprzestała tylko na dzieciach. Co miesiąc czasem trochę więcej spółdzielnia kosi trawniki. Zgadnijcie co zrobiła Jadzia? Rozsypała śruby pod swoim balkonem, psując w ten sposób kosiarkę spółdzielni, a także kalecząc nogi konserwatora koszącego trawę, jednak na tym nie poprzestała i wylała jeszcze na owego pana wiadro pomyj z krzykiem: "Zostaw mój trawnik bażancie!"

Niech żyją pomysły Jadzi.

PS. My po bombardowaniu odwdzięczaliśmy się jej w podobny sposób czyli: strzelaliśmy z proc jajkami w jej balkon, wrzucaliśmy martwe ptaki, myszy czy robaki na balkon i wiele innych.

PS2. Jadzia mieszka na parterze.

Jadzia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (618)