Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 

#70659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Jakoś 2 lata temu podpisałem umowę z jedną z firm kurierskich na świadczenie usług transportowych. Głownie chodziło o mi rabaty kurierskie w celu kupna auta. Jednak od czasu do czasu firma ta korzysta z moich usług, zazwyczaj gdy jest bardzo dużo roboty (święta) bądź któryś z chłopaków chce mieć wolne.

Własnie przed świętami zadzwonili do mnie i poprosili żebym podstawiał się wraz z pracownikami bo jest roboty od groma. Dla moich pracowników to także dodatkowe źródło dochodów, wiec jeżeli są zainteresowani mogą z niego skorzystać. Od połowy grudnia już i tak jako przedstawiciel się nie jeździ, samochody stoją to dlaczego nie skorzystać?

Po tak obszernym stępie wyjaśniającym czas na właściwą historię. Okres przedświąteczny, paczek sporo, ja i pracownik pomagamy etatowcom. Miałem paczkę do jednej kobiety. W tej firmie jest taka niepisana zasada że osobom prywatnym doręczamy paczki po południu. Jeżeli jedziesz rano i odwiedzisz taką osobę masz obowiązek odwiedzić ją jeszcze raz po południu. Wiozę tą paczkę jestem u pod domem kobiety około 9. Pukam nikogo nie ma. Dzwonie telefonem, także nikt nie odbiera. Zajadę po południu. Pojechałem dalej na rejon. W między czasie dzwonie do kobiety jeszcze z dwa razy, dalej bez skutku. Odwiedzam ją drugi raz koło 17, nikogo nie ma więc zostawiam awizo "Byłem dzisiaj w godzinach 8:55 i 17:05 proszę o kontakt pod nr. telefonu: 55555555." Taka krótka notka. Zjechałem na bazę, rozliczyłem się i do domu. Około 20 dostaje SMS (tutaj będzie dosłownie przepisuje z komórki):

[K]obieta - Jestem już w domu, proszę o dostarczenie paczki

Jestem dobrego serca, zadzwonię chociaż jestem po pracy. Jednak twardo nikt nie odbiera. W miedzy czasie dostaje drugiego sms.

[K] - O której pan będzie????

Cóż mi zostało odpisuje, tylko kto poważny boi się odebrać telefon?

[J]a - Przykro mi dzisiaj dostarczenie paczki nie jest już możliwe ponieważ jestem po pracy.
[K] - Jak to? Ma pan natychmiast mi dostarczyć paczkę!! Jest mi ona POTRZEBNA!!
[J] - Proszę pani, jestem już po pracy, paczka została zdana do oddziału, który także jest zamknięty. Byłem u pani dwa razy, za każdym razem nikogo nie zastałem. Przykro mi dostarczenie paczki po godzinach pracy oddziału i kuriera jest nie możliwe.

Tutaj nastąpiła wymiana sms-ów nie wnosząca nic do historii. Ona tą paczkę chce, a ja mam tą paczkę jej dostarczyć. Poinformowałem ją że możemy przeadresować paczkę np. na adres tej pani pracy. Wtedy ją otrzyma, jednak grochem o ścianę, jednak pani przesadziła.

[K] - Ty IDIOTO! Nie rozumiesz, że ja tą paczkę chcę mieć dzisiaj i gówno mnie to obchodzi!

Tutaj już się wkurzyłem bo baba była już w poprzednich sms chamska więc jak zwalczać chamstwo? Wiecie.

[J] - A mnie gówno obchodzą pani chęci. Proszę być jutro miedzy 8 a 17 w domu, to otrzyma pani paczkę.
[K] - Jak ty chu*u do mnie się odnosisz. Paczka ma być dzisiaj! Jak nie będzie jej w ciągu pół godziny, to ja to zgłoszę! Pożałujesz zobaczysz!

Cóż mi zostało, zaśmiałem się i odpisałem:

[J] - Zgłosić można sprawę pod nr telefonu: 66666666, na stronie internetowej www.kurier. Bądź jeżeli pani to nie zadowala nr na Policję to 997. Numeru do papieża niestety nie posiadam. Pozdrawiam.

Później jeszcze przyszło kilka sms, ale zlałem ją ciepłym moczem że tak się wyrażę.
Kobiety także drugiego dnia nie zastałem, paczka wróciła do nadawcy. Jednak pani złożyła na mnie skargę. Kobieta wysmarowała mejla jaki to kurier jest zły i niedobry, że nie dostarcza paczek, że jest chamski i na potwierdzenie wysłała zdjęcie tego jednego sms:

"[J] - A mnie gówno obchodzą pani chęci. Proszę być jutro miedzy 8 a 17 w domu to otrzyma pani paczkę."

Nie wiem czy wiecie ale kurierzy mogą za takie odzywki dostać spore kary finansowe. Kazano mi się wytłumaczyć. Wiec pokazałem wszystkie sms i karę mi "nadzwyczajnie anulowano".

Tak dla miłego akcentu historii, po sylwestrze jakoś chyba 4 stycznia zadzwonił do mnie dyrektor od spraw dyscyplinarnych z głównej siedziby firmy kurierskiej i pochwalił mnie za moje opanowanie co do tych sms-ów. Natomiast odwiedzając ostatnio oddział, w którym pracowałem na tablicy informacyjnej znalazłem wydrukowane moją wymianę zdań z tą panią.

PS. Jeżeli zamawiacie paczkę przed świętami, adres odbioru zaznaczcie gdzie zazwyczaj w godzinach pracy oddziału przebywacie żeby nie było podobnych sytuacji.

Hej.

kurierzy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (378)

#70243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hej!

Chyba jeszcze nie zdarzyło się żebym pisał o szpitalach i lekarzach. Ten czas nastał. Zapraszam do historii.

Moja żona była w ciąży (urodził się chłopak). Jakieś miesiąc, może półtora przed terminem zrobił jej się paskudny zakrzep. Szybka konsultacja u ginekologa i angiologa, skutkuje skierowaniem do szpitala na patologię ciąży. Skierowanie ma regułkę CITO.

Co nam zostało idziemy na SOR ginekologiczny w Białymstoku. Czekamy już od 8. Tak jak kilka innych przyszłych mam. Żona zarejestrowała się. Pielęgniarka każe czekać. Jesteśmy za wcześnie łóżek nie ma. Może będą wypisy. W tym samym czasie jak my wraz z innymi ludźmi kwitliśmy w poczekalni. Zjawia się jedna kobieta, wymalowana, sprawna z torbą pod ręką. Nawet nie spojrzała w stronę rejestracji, wyciąga telefon i dzwoni. Po chwili mówi dziarskim głosem: "Już jestem". Nie mija 5 minut. Na SOR-ze zjawia się lekarz. Zaprasza panią do środka. Kobieta znika. Myślę może kogoś odwiedzić. Może ktoś z rodziny. W ciągu kolejnych 3-4 godzin, jeszcze kilka pań, z pomięciem rejestracji znalazło się na oddziale. Około 14 panie pielęgniarki z dyżurki poinformowały że na patologii nie ma miejsca komplet. Proszę przyjść kiedy indziej. No kur*a jego mać. Siedzi z nami kilka kobiet każda na patologie, ale nie wejdą. Dlaczego?! Bo lekarze biorą na oddział w państwowym szpitalu prywatne pacjentki. Skąd to wiem? Ano to będzie w dalszej części historii.

Z żoną postanowiliśmy tak tego nie zostawiać i stawiać się codziennie nawet na tępym dyżurze. Lekarze muszą ją zbadać, czy nic jej i dziecku nie zagraża. Zostaliśmy przyjęci następnego dnia z pomocą całkiem mi obcej osoby. Jak? To też wytłumaczę.

Moja mama pracuję w spółdzielni mieszkaniowej. Akurat kiedy trochę się żaliłem na sytuacje w szpitalu przyszła do niej pielęgniarka która pracuje w tymże szpitalu. Okazało się że pracuje na pokrewnym oddziale. Także coś z ginekologią czy położnictwem. Powiedziała że postara się pomóc bo lubi moją mamę. Następnego dnia stawiamy się w szpitalu. Poinformowaliśmy tą panią. A ona pół godziny stała nad głową lekarza i namawiała go żeby nas przyjęto, który wreszcie się zgodził choć powtarzał że nie ma miejsc. Tutaj mamy happy end czyli dostaliśmy się do szpitala.

Skąd wiem że lekarze z prywatną praktyką biorą swoje pacjentki na oddział. Podsłuchałem pielęgniarki na oddziale które żaliły się że "przychodzą takie prywatesy na korekcje ci*y, a normalni ludzie nie mogą się dostać".

Następnym razem chyba wezwę karetkę, chociaż znając życie bez pomocy znowu nie przyjmą mnie bądź mojej rodziny na oddział.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (415)

#69580

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Od czasu do czasu zajmuję się transportem w ramach działalności. Przeprowadzam osoby, transportuje różnoraki sprzęt (quady,motory czy inne ustrojstwa) czy po prostu transportuje meble z Ikei. Dzisiaj właśnie będzie o przeprowadzce.

Kolega, który zajmuję się tym na co dzień, polecił mnie dla klienta. Sam nie mógł zrobić kursu bo miał za mały samochód i brak czasu w związku z innymi kursami, dlatego polecił mnie. Dogadałem się z facetem ile wszystko ma kosztować, umówiliśmy się na konkretny dzień i wszystko wyglądało w porządku. Do czasu.

Należy jeszcze wspomnieć, że facet przeprowadzał się z Białegostoku do Wiednia. Czyli naprawdę daleko.

Przyjechałem umówionego dnia pod dom pana Adama (a co mi tam podam, niech wie). Załadowaliśmy meble, ubrania i inne klamoty (pomagał mi, nie chciał dopłacić za drugą osobę). Już mam wsiadać do auta i ruszać. Kiedy następuję taka oto sytuacja.

[A] - Jeszcze mam taką nietypowa prośbę.
[J] - Słucham?
[A] - Bo widzi pan, mam 4 dzieci, swój samochód już sprzedałem, bo dostałem służbowego Passata, no i nie mam gdzie wsadzić najstarszego syna. Byłby pan tak miły i go zabrał ze sobą. Chłopak na pewno nie będzie robił problemów.
ŻE CO?!
[J] - Słucham? Dlaczego pan nic nie mówił o tym wcześniej? Ile syn ma lat?
[A] - A bo myślałem, że dadzą w nowej firmie mi inny samochód. A syn ma 11 lat. Da radę, to dzielny chłopak.
[J] - Ale czy pan jest poważny, 11 letnie dziecko puszczać w trasę z obcą osobą?
[A] - Panie Nyord dogadajmy się. Naprawdę nie mam jak go zabrać.

Zgodziłem się za dodatkową opłatą, choć nie było mi to wyjątkowo na rękę. Nie było już jak odmówić z prostej przyczyny. Dwie godziny na rozładowywanie auta także nie były mi na rękę.

Teraz czas na drugą akcję.

Dzieciak nie był problemowy, rozmowny, ciekawy świata. Był jeden problem. Dostał jedną kanapkę i żadnego napoju. Wiadomo jak to się chce jeść w trasie z nudów. Poczęstowałem go swoim jedzeniem. Przejechaliśmy już całkiem sporo, czas na tankowanie, zatrzymuję się na stacji. Tankuję, kupuję sobie hot-doga i colę. Wychodzę ze stacji i wtedy podjeżdża pan Adam z rodziną. Żona jego mówi że proszę dla mego dziecka nie dawać coli. Cóż cola jest dla mnie. Informuję ich, że to trochę niepoważne na około 5 godzin jazdy dla dziecka dać jedną kanapkę i żądam żeby zaopatrzyli małego w coś do jedzenia. Mamusia jak niepyszna poszła i kupiła małemu jakieś kanapki czy rogaliki, o napoju oczywiście zapomniała.

Ostatnia akcja.

Jak pewnie większość z was wie, najgorzej podróżuję się przez Polskę. Zgodnie postanowiliśmy przenocować jeszcze w Polsce. Hotel znaleźliśmy pod Czechowicami. Chodziło o to żeby z samego rana być w Wiedniu. Tutaj następuje tekst.

[A] - Czy może wziąć pan trójkę (pokój) zamiast jedynki (pokój). Bo nam nie bardzo się opłaca wynajmować dwa pokoje i dzieciaki by z panem przenocowały.
Tak za pokój płaciłem sobie sam.
[J] - Przykro mi ale nie. Nie ma takiej opcji. Państwo są rodzicami, a ja nie jestem opiekunką. Na dodatek sam płacę za ten pokój i chciałbym spędzić tą noc bez żadnych dodatkowych atrakcji.

Pan Adam jeszcze próbował mnie przekonywać, jednak byłem twardy jak chleb z Biedronki.

Dalsza podróż i wyładunek przebiegały spokojnie.

Jakim trzeba być rodzicem, żeby własne dziecko wsadzić do obcego faceta do auta i żeby cały Boży dzień podróżować z nim. Jakim trzeba być rodzicem żeby chcieć żeby twoje dzieci nocowały w jednym pokoju z obcym facetem, który nie wiadomo jaki jest. Którego znasz od 12 godzin.

No ale trzeba oszczędzić, chociaż na dzieciach, skoro transport jest tak drogi.

Pozdrawiam pana Adama!

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 774 (828)

#68429

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Poproszono mnie o opisanie co narobili wynajmujący w mieszkaniu z poprzedniej historii. Jeżeli ktoś chce, to proszę bardzo!

Opisze to w punktach, bo po pierwsze czasu mało, a po drugie łatwiej mi będzie w tym opisie się połapać.

4. Brud, syf, Sodoma i Gomora.
Na pierwszy rzut oka, mieszkanie było "w miarę" czyste.
Jak wspominałem mieszkały u nas prawie same dziewczyny i do tej pory nie wiem jak one się załatwiały. Naprawdę. Sedes i okolica była tak zasyfiona, zakamieniała, że szok. Ja robiąc na stojąco bałem się, że we mnie ten kamień trafi. To była łazienka. W pokojach nie było lepiej. W jednym była po przypalana tapeta, w innym natomiast... to na koniec, to musi mięć oddzielny punkt. W kuchni jak chodziłeś to mlaskałeś podeszwami. Jednak syf jest zazwyczaj spotykany po wynajmujących. Pora na kolejne punkty.

3. Zniszczenia.
Mieszkanie w tamtym okresie miała w miarę nowe meble. 2 letnie łóżko i zabudowa, roczny komplet wypoczynkowy, więc standard był całkiem wysoki. Dodatkowo mieszkanie 2 lata wcześniej było po remoncie. Odnośnie zniszczeń.

- Meble, duże łoże 160/200 miało dwie dziury wielkości "pupy" w nogach, zaobserwowane dopiero po wyprowadzce studentów. Dlaczego? Łóżko było czas zasłane, nikt nie siadał i nie wiedział o tym.
Kanapa z kompletu wypoczynkowego została także uszkodzona. Też dowiedzieliśmy się po fakcie. Komplet ten użytkowałem jeszcze ja, do roku po ślubie. Kiedyś przyjechał znajomy z Gdańska, popiliśmy i trzeba było go położyć. Rozkładamy sofę i co się okazuje - że powierzchnia do spania jest złamana w pół. No i jeszcze zużyta guma leżała. Kolegę położyliśmy w drugim pokoju, a z żona spałem tam ja:) Ogólnie łóżek połamali 3.

- Pralka. To było ciekawe. Po jakimś czasie studenciaki zgłosili że siadła pralka. Pralka kilkuletnia, dobrej firmy, gwarancja minęła. Mama zawołała fachowca, fachowiec stwierdził że naprawa droga. Tyle co nowa pralka. Mama z tatą kupili nową pralkę, także dobrej niemieckiej firmy i tutaj powinno się to zakończyć. Jednak nie. Po pół roku znowu: "pralka zepsuta". Gwarancja jest, zawieźliśmy do autoryzowanego serwisu. Po godzinie diagnoza, gwarancja straciła ważność, bo ktoś grzebał przy pralce, zdjął jakieś zabezpieczenia i pralka siadła poprzez przeładowanie. Dziewczyny po awanturze zgodziły się kupić nową pralkę. W pralce grzebał ojciec jednej z dziewczyn.

- Okno. Jakim trzeba być człowiekiem żeby rozwalić zawiasy w oknie, zamknąć je, nic nie powiedzieć właścicielom i się nie martwić. Podczas generalnych porządków, otwieram okno i okno zostaje mi w ręce. Super.

- Reszta. Poobrywane szafki w kuchni, zerwana prowadnica z zabudowy stałej, czy deska sedesowa. To także miało miejsce. Czas na punkt 2.

2. Opłaty dodatkowe.
Ogólnie z opłatami nie było problemu, zawsze terminowo, pełne kwoty. Schody zaczynały się z opłatami dodatkowymi. Jako że mieszkanie wynajmowane, Mama utrzymywała niskie zaliczki w spółdzielni. Przyszło rozliczenie wody i ogrzewania i wyszło że dziewczyny grzały ciepłe środkowe mieszkanie na potęgę. Ogólnie do dopłaty jakieś 800. Mama przedstawiła rozliczenie. Tutaj jednak jedna z dziewczyn chciała żeby te rozliczenie zobaczył jej ojciec, który pracuje w spółdzielni w innym mieście. Rodziciel powiedział że według jego rozliczeń nie ma aż 800zł dopłaty tylko 400 czy 500. Mama jako pracownica spółdzielni która tym się zajmuje na innym osiedlu, tłumaczy wydruk, wylicza. Facet nie i koniec. Poszli do oddziału spółdzielni na osiedlu. Wyszło na mamy. Facet pracował w spółdzielni. Jako konserwator i to właśnie on był odpowiedzialny za zdjęcie zabezpieczeń w pralce.

1. Miss Koza.
Kto to była Miss Koza? Otóż przed samym ślubem wraz z lubą sprzątaliśmy mieszkanie żeby nadawała się do zamieszkania zaraz po wielkim dniu. Ja sprzątam jeden pokój, żona drugi i słyszę krzyk. Biegnę i słyszę: "Ty tu sprzątasz tu wszędzie są fluki". Na drugi dzień zacząłem batalie z kozami, w okularach ochronnych masce, rękawicach i ubraniu. To tak gdzie nasza Miss zostawiała swoją własność.
-pod blatem biurka
-pod szufladami
-pod kinkietem
-pod parapetem
-za telewizorem
-pod stołem
-w łóżku
-za szafkami
-pod lampką nocną.

Tyle pamiętam. A teraz jak już to wspomniałem uciekam, bo nie chce tego pamiętać. Tego ostatniego najbardziej.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (319)

#68242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Jednak dzisiaj nie o tym.

Dzisiaj będzie o bankach i ich pomagierach.

Mieszkanie, w którym mieszkam obecnie, należy do moich rodziców. Kilka lat temu wyprowadziliśmy się z niego do domu za miastem, a mieszkanie zostało wynajęte studentkom. Tak się składało, że praktycznie co roku mieliśmy inną ekipę w mieszkaniu. Dlaczego? Dlatego że dziewczyny znajdowały w mieście chłopaków i przeprowadzały się do nich, bądź kończyły studia i wyjeżdżały z miasta.

W czasie kiedy mieszkanie zostało wynajmowane, ja oświadczyłem się mojej dzisiejszej żonie i planowaliśmy ślub, w związku z tym rodzice wraz z końcem roku akademickiego wypowiedzieli umowę ostatniej ekipie i mieszkanie stało przez jakieś 8 miesięcy puste. Jednak miałem pisać o bankach, wiec wracamy na właściwe tory.

W ciągu kilku lat wynajmu przewinęło się przez mieszkanie jakieś 15 dziewczyn i jeden chłopak. Już w trakcie wynajmu, zaczęły przychodzić listy z banku Meritum czy coś podobnego na jedną z dziewczyn, które mieszkały wcześniej. Nie otwierałem go ja, ani nikt z rodziny, bo to jednak prywatna korespondencja. Próbowaliśmy się do tej dziewczyny dodzwonić jednak numer z umowy był już nieaktywny.

Czas mijał listy przychodziły. My pisaliśmy na kopertach, że adresat nie mieszka. Nic to nie dawało. Jakieś 3 miesiące przed ślubem, wkurzony ta sytuacją, złapałem jakoś listonosza i pytam co z tym fantem zrobić. Polecił zadzwonić, bądź odesłać list z wyjaśnieniem sytuacji. Najlepiej za potwierdzeniem odbioru, żeby mieć podkładkę na wszelki wypadek. Jak polecił tak zrobiłem. List doszedł do ich centrali. Jednak listy dalej przychodziły. Jak już to nie pomogło, postanowiłem te listy po prostu wyrzucać. Tutaj zaczyna się akcja właściwa.

Zaraz po weselu, trzeba było mieszkanie posprzątać i odkazić. W ciągu 20 lat jak mieszkałem tam z rodzicami nie mieliśmy nigdy grzyba, dziewczyny dorobiły się po kilku latach:). Trochę roboty było z tym. Na dodatek robiliśmy z żoną mały remont żeby nam się przyjemniej mieszkało.

Właśnie stoję na drabinie i maluję sufit. Kiedy ktoś wchodzi przez drzwi. Myślałem, że to brat, który skoczył do sklepu po coś do picia. Jednak to nie on. Wchodzi mi ktoś na pokoje, łapie za laptopa z którego leciała muzyka i mówi że on jest komornikiem i właśnie zajmuję tego laptopa. Myślę co jest. Ukryta kamera czy co? Schodzę z drabiny, pytam w czym rzecz. Facet pokazuje legitymacje czy coś takiego i mówi, że zajmuje laptopa.
[K]omornik - zajmuje tego laptopa na poczet wierzytelności dla banku X.
[J]a - A jakim pan prawem wszedł do prywatnego mieszkania bez pozwolenia. Jakim pan prawem chcesz go zabrać, skoro ja nawet nie mam i nie miałem z tym bankiem nic wspólnego.
[K] - Czy to mieszkanie na ulicy Piekielnej 6/666?
[J] - Tak i?
[K] - Został wzięty kredyt na (tutaj wam powiem że nie pamiętam na co) przez osobę która podała adres zamieszkania właśnie ten.
[J] - Jak ta osoba ma na imię, bo nie kojarzę żebym ja, czy moja rodzina brali ostatnio ten sprzęt na kredyt.
[K] - Anna Hell, tutaj mam zaznaczone że tu mieszka.
[J] - Panie te mieszkanie należy do rodziny Nyord. Ja nawet nie wiem kto to jest. Mieszkanie było wynajmowane, nie znam wszystkich którzy przez nie się przewinęli, może ktoś taki tutaj mieszkał. Nie wiem.
[K] - Nie obchodzi mnie to, ja już zrobiłem zajęcie sprzętu.
[J] - Panie! Ty poważny jesteś. Zajmujesz sprzęty niewinnym ludziom?!
[K] - Tutaj miałem wskazaną interwencje, to tutaj interweniuje. Zajmuje ten laptop.
[J] - Panie! Nic pan nie zajmujesz. To jest moja własność. Tej Anny to se pan szukaj. A od mojej własności wara.
[K] - On jest już zajęty.
[J] - Gówno mnie to obchodzi.

Tutaj wkracza mój brat, który wrócił ze sklepu. Facet przestraszył się dwóch postawnych i wysokich chłopaków i odpuścił. Co prawda jeszcze nas nachodził. Nawet z Policją. Jednak oni nic nie mogli wskórać, skoro ta Anna nawet nie była tutaj zameldowana. Nie wiem jak sprawa się zakończyła. Czy znalazł tą Annę. Mama przekazała mi kopie umowy wynajmu, którą ja przekazałem jemu. Tam były jej wszystkie dane. Z tego co wiem to ta dziewczyna mieszkała u nas tylko 3 miesiące.

Taka przygoda na początku wspólnej drogi życia, daje do sporo myślenia, która kosztowała nas sporo stresu. Co tydzień mieliśmy wizytę tegoż pana, który na chama próbował władować nam się do mieszkania i coś "zająć".

Banki i Komornicy

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 599 (641)

#66564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dzisiaj historia bardziej samochodowa.

Kupiłem kiedyś używany samochód dostawczy. Sprawdzany przez mechanika, wszystko cacy, jednak po pół roku wyszły problemy i naprawa kosztowała mnie praktycznie połowę jego ceny. Dlatego też postanowiłem, że następny samochód który kupię, to tylko nowy fabrycznie czyli z salonu. Wykosztuję się, ale będę miał spokój później.

Teraz wracając do historii. Nastał taki czas, że jeden z moich dostawczaków zrobił się za mały na działalność. Ciągłe poszerzanie asortymentu, powodowało że samochód był ładowany pod dach, wyciągniecie towaru głębiej leżącego skutkowało wyjęciem połowy towaru na ziemię, wzięcie potrzebnego towaru i ponowny załadunek wyjętego. W sumie się nie dziwię, samochód był w najmniejszym wariancie. Wiecie pierwsze auto, trzeba było liczyć się z kosztami. W celu zakupu nowego samochodu postanowiłem zrobić objazdową wycieczkę po dealerach samochodowych w moim mieście. Opiszę to w 2 punktach.

1. Ubiór: Przedstawiciel musi być ładnie ubrany. Zazwyczaj jeansy i koszula ewentualnie polówka. Jak spędzasz w samochodzie cały tydzień w takich ubraniach, to wreszcie marzysz o czymś wygodnym. Na co dzień ubieram się w dresy. Wygoda przede wszystkim. Nie żebyście mnie posądzali o dresiarstwo czy coś. Nigdy nie lubiłem dresów, tylko jeans. Jednak wygoda jaką oferują nie równa się z jeansami. Właśnie dlatego na oglądanie aut wybierałem się w dresach.

Odwiedzam jeden salon. Oglądam auto, podoba mi się, chcę wypytać o szczegóły. Podchodzę do sprzedawcy, proszę o chwilę rozmowy, słyszę "ZARAZ! Zajęty jestem!" Okej, poczekam. Czekam tak 5-10-15 minut. Chłop se przegląda fejsika. Znowu podchodzę, proszę o chwilę rozmowy, mówię że jestem zainteresowany kupnem. "NIE MAM CZASU!" Cóż wk*rwiłem się i mówię:
- Fejsa masz czas oglądać tak? Tak traktujesz klienta? Chłop wstał, zmierzył mnie wzrokiem i powiedział:
- My tu mamy prawdziwych klientów, a nie jakiś drecholi. Okej tak stawiasz sprawę. Cóż, to do widzenia. Na odchodne powiedziałem mu, że chciałem kupić u nich dostawczaka w dużej budzie, z niezłym silnikiem i wyposażeniem, jednak jeżeli nie chce zarobić to jego sprawa. Pójdę gdzie indziej. Po wyjściu z salonu wybiegł za mną chyba kierownik i zapraszał do wrócenia do środka. Jednak podziękowałem, nie lubię jak ktoś mnie ignoruje w taki sposób i ocenia ludzi po ubiorze.

2. Ignorowanie: Zdarzyło się tak w salonie jednej z marek, że byłem tam z tatą. Zazwyczaj jeździłem oglądać auta z ojcem bądź bratem. Rzadko sam. Wtedy byłem z tatą. Oboje byliśmy ubrani dość swobodnie, ja dresy, tata bojówki. Tutaj muszę przyznać - zaraz nami ktoś się zainteresował. Przyszedł, porozmawiał. W sumie to rozmawiał z tatą. Moje pytania ignorował, bądź rzucał krótką wymijającą odpowiedź. Nie wyglądam jak jakiś dzieciak, zarost mam, obrączkę na palcu noszę, więc oczekuje równego traktowania. Mniejsza z tym, idziemy do biurka popytać o sposoby finansowania, serwis i takie tam. Tutaj ja zadaję pytania. Pan natomiast dalej rozmawia z ojcem, Tata się wkurza i mówi żeby odpowiedział na pytanie. Dalej odpowiada tylko patrząc na ojca. Ojciec się wkurzył i mówi: "Proszę Pana ja nie znam się na sprawach finansowych, proszę o tym mówić do syna, to jego firma, ja jestem tylko głosem doradczym do samochodu, jak zadaje panu pytanie to pan mu odpowiada". Facet się zmieszał, zapytał jak to taka młoda osoba może auto z salonu kupić, myślał że firma na ojca i takie tam. Rozmowa trochę się poprawiła, ale niesmak pozostał.

W dwóch salonach wyżej opisanych nie kupiliśmy auta. Auto jest zamówione w innym, który traktował mnie fajnie, sporo udało mi się wytargować (sprawka taty). Teraz czekam.

PS. Moja opiekunka w banku mówi, że jestem najnormalniejszym "młodym przedsiębiorcą" wśród jej podopiecznych. Reszta to tylko garniturki i co to nie ja :)

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (495)
zarchiwizowany

#66155

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Jednak dzisiaj nie o tym, dzisiaj będzie o kurierce. Taka historia kariery w jednej z firm kurierskich.

Masz 19-20 lat, jesteś po maturze, idziesz na studia zaoczne bo jednak chcesz zarabiać żeby odciążyć rodziców, studia opłacić sam i mieć na swoje wydatki. Pocztą pantoflową dowiadujesz się że jedna z firm kurierskich szuka dostawcy paczek. Słyszałeś od kilku znajomych że to całkiem dobry sposób na zarobek. Idziesz do biura dowiadujesz się o wymagania. Zastanawiasz się dwa dni, analizujesz, postanawiasz złożyć ofertę. UDAŁO SIĘ! Masz miesiąc na założenie działalności, kupno auta i start pracy. Dzięki jakiejś dalekiej krewnej w Urzędzie Pracy dostajesz dofinansowanie na start. Znajdujesz drogi, 4 letni leasing, dlaczego drogi? Bo jesteś młody, musiałeś spełnić dodatkowe warunki, znaleźć żyranta, ale jednak jest, udało się. Pierwszego dnia pracy stawiasz się w niej swoim nowym(używanym) autem dostawczym, oklejonym, gotowy do pracy. Twój rejon pracy jest jednak 100km od bazy, jednak się nie zniechęcasz, sporo dostajesz od paczek, masz także stałą która odrobinę rekompensuje te dalekie podróże. Przez pierwszy miesiąc poznajesz teren. Jednak żeby zawsze być na czas, dociskasz gaz. Dociskanie gazu skutkuje mandatami. Trzy mandaty za prędkość to sporo. Jednak twoi nowi kumple z pracy są spoko. Doradzą co trzeba zrobić. Po pierwszej wypłacie, opłaceniu podatków, zusu, leasingu, paliwa, mandatów zostaje Ci 1000zł. Nie dużo, jednak mandaty swoje pochłonęły. Twój pierwszy zakup? CB-Radio do auta. Mandatów nie chcesz płacić i więcej kaski także się przyda. Przez kilka miesięcy poznałeś swój rejon, wiesz jak jeździć żeby później nie wracać w niektóre miejsca. CB-Radio także się zwróciło, wiesz już od innych gdzie stoją i tylu mandatów nie płacisz. Masz także coraz więcej paczek, co za tym idzie więcej zarabiasz. Po roku pracy masz już sporo nowych rzeczy m.in. laptop, telewizor, aparat czy kamerę. Na kurierce całkiem dobrze można zarobić. Po roku postanawiasz się wyprowadzić od rodziców i zamieszkać z dziewczyną. Nie dawno się zaręczyliście. W sumie jesteście już 4 lata razem, kochacie się. Zamieszkanie razem to świetny pomysł. Dotrzecie się, w sumie jak zaręczyny to także ślub, jednak najpierw się dotrzecie. To nic że zarabiasz często 3 razy więcej od niej. Będziesz ją utrzymywał, ona niech swoją wypłatę przeznacza na studia, kosmetyki i jedzenie. Wiadomo jak w twoim mieście zarabiają niańki do dzieci. Po półtora roku od wejścia do firmy kurierskiej zaczynasz oszczędzać. W sumie lepiej mieć troszkę odłożonych pieniążków, coraz mocniej zastanawiasz się nad ślubem, a jednak ta jedyna noc kosztuje. Po prawie 2 latach pracy dowiadujesz się że centrala w firmie w której jeździsz chce przenieść twój rejon pod inną filię. W sumie twój rejon jest na granicy obsługi dwóch filii. Idziesz do dyrektora oddziału, rozmawiasz, prosisz. Jednak on rozkłada ręce, wytyczne centrali. Nic nie można zrobić. Pracujesz jeszcze 3 miesiące i wylatujesz. W ciągu tych 3 miesięcy odkładasz ile się da. Masz trochę pieniędzy odłożonych wiec na pewno kilka miesięcy przeżyjesz jak szybko znajdziesz jakąś prace. Najlepiej w kurierce. Chodzisz po różnych firmach z branży, szukasz, jednak nic. Wszystkie rejony zajęte. Jesteś bezrobotny już 2 miesiące a oszczędności się kończą. Płacisz już wyższy Zus, podatki i leasing. To kosztuje, także wynajem kosztuje. Po 3 miesiącach ojciec załatwia Ci prace na magazynie, nie są to kokosy, jednak jakieś pieniądze. Zamykasz działalność. Dobrze że minęły te dwa lata w których nie mogłeś zamknąć firmy przez Urząd Pracy. Jednak praca na magazynie nie daje takich pieniędzy jak kurierka. Postanawiasz znowu zamieszkać z rodzicami, twoja dziewczyna to rozumie, jest taka kochana. W sumie za 1200zł nie opłacisz mieszkania i leasingu, a leasing to jednak 1000zł miesięcznie. Czasami dorobisz na przeprowadzce, w sumie masz busa. Mijają 2 lata. Skończyłeś studia. Spłaciłeś samochód.Znalazłeś lepszą prace, zarabiasz więcej, za kilka miesięcy czeka Cię ślub z twoją ukochaną i dowiadujesz się że twój rejon wraca pod oddział z twego miasta. Utrzymujesz kontakt z chłopakami ze starej firmy to wiesz co dzieję się w twojej starej firmie. Lecisz się podpytać czy przyjmą Cię znowu. Jednak warunki się zmieniły. Zarobisz mniej od paczki, bo drugi oddział w którym twój stary rejon miał inne stawki i musi być taniej. Do tego jest potrzebny młodszy samochód. Co z tego że masz tylko 3 miesiące starszy od wytycznych. Ma być rok 2012. Nie ważne że twój samochód jest z października roku 2011. Mówisz że się zastanowisz. Za plusami przemawia to że zarobisz więcej. Przecież czasami dochodziłeś do 4000zł na rękę, teraz niby mniej, ale po szybkiej kalkulacji wychodzi że trójkę z przodu będziesz miał. Jednak musisz kupić nowe auto. Odwiesić działalność. Właśnie wtedy uderza Cię myśl: "Co z tym chłopakiem z drugiej filii? Jak on ma tak samo jak ja? Teraz ja mu zabiorę prace. Dobrze mu tak! W sumie nikomu nie życzę takich przeżyć. Mam dobrą prace teraz, nie zarabiam jakiś kokosów, jednak wystarczająco na moje potrzeby. Nie jednak dziękuje bo jeszcze znowu za 2 lata mnie tak wykiwają."

Postanawiasz nie wracać do kurierki po tym co przeżyłeś.

Taka historia jak nie które firmy kurierskie traktują swoich "pracowników". Czy piekielne? Oceńcie sami.

Historia nie jest moja, jest osoby mi bliskiej, opublikowana za jego zgodą.

kurierzy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (324)

#66140

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dziś będzie o Jacusiu. Jacuś był moim pracownikiem, z zaznaczeniem "był". Kiedyś dodałem tutaj historię o dziewczynie, która pracowała u mnie 2 dni, bo nie było internetu. Po rzuceniu roboty, przeniosłem chłopaka z produkcji do biura i zatrudniłem drugiego na produkcję. Jednak tak się złożyło, że ten drugi chłopak postanowił wyjechać i wtedy zatrudniłem Jacusia.

Przy zatrudnieniu potrzebowałem kogoś z okolicy, a Jacuś mieszkał kilka kilometrów od firmy. Do tego powiedział, że chciałby coś zarobić, bo z gospodarki z rodzicami ciężko na coś porządnego odłożyć.

Tutaj muszę opisać Jacusia. Miał on 37 lat. Jak to powiedział mój brat łatwiej go przeskoczyć niż obejść. Do tego palił jak huta. Mieszkał z rodzicami i był kawalerem.

Jacuś przyjeżdżał do pracy o 8. Tak zaczynał pracę. Jak wjechał na plac, to znaczy że już pracuje. Po wyjściu z samochodu trzeba spalić papierosa. Po papierosie kawa. Po kawie, papieros. Po papierosie przebieranie się z roboczego stroju od krów, w roboczy strój na produkcję, no i znowu papieros. Faktyczna praca 15-25 minut. Papieros. Znowu podobny czas pracy, papieros i tak do 10-11 gdzie była przerwa na drugie śniadanie, papierosa, kawę, papierosa. Później praca, oczywiście z przerwami na papierosa. Wybijała godzina 15, czasami 15.15 i Jacuś gasił maszyny, szedł na papierosa, kawę, papierosa, szybko się przebierał i o 16 już był za bramą zakładu. Tak wyglądał jego pierwszy dzień pracy.

Nie było mnie tego dnia. O wszystkim poinformował mnie Adam. Na drugi dzień kiedy wróciłem z trasy, Jacuś próbował tego samego. Jednak mu się nie udało. Ustaliliśmy, że ma 4 przerwy w ciągu 8 godzin, jedna śniadaniową 15 minut, jedną kawową 10 minut i dwie po 5 minut na papierosa czy toaletę. Oczywiście Jacuś by nie był Jacusiem jak by nie chciał migać się od pracy. Próbował palić w toalecie, co oczywiście da się wyczuć. Dostał ochrzan i się skończyło. Próbował na produkcji. Tutaj dostał wręcz opierd*l, bo jednak mamy tam także materiały, które mogą się szybko zająć ogniem. Próbował na magazynie i tutaj dostał burę. Bo na magazynie mamy często kleje łatwopalne, niby w beczkach, ale wiadomo czy któraś nie jest rozszczelniona? Ogólnie w budynkach firmy nie można palić, bo jest to niebezpieczne. Chcesz palić - leć na podwórze.

Próbował także migać się od roboty, mówiąc że musi do toalety. Tylko ile razy można iść do toalety dziennie? 3-4? Jacuś był 15 minut i najkrócej był w toalecie 7 minut. Średnio 15. Skończyło się i to. Próbował także opierdzielać się na produkcji, ale tutaj nigdy mu nie wyjdzie, bo maszyna wydaje odpowiednie dźwięki, które same mówią czy ktoś pracuje, czy po prostu chodzi na wolnych obrotach. Udało mi się jakoś Jacusia wychować. Jacuś wpadł w tryb pracy, szło mu naprawdę dobrze i tak minął pierwszy tydzień.

Z Jacusiem byłem umówiony na płacenie tygodniówek, tak gwoli wyjaśnienia.

Jacuś w poniedziałek w pracy się nie pojawił. Zadzwonił około 10, że bardzo źle się czuje, zasnął nad ranem, nie da rady, plagi egipskie i takie tam. Głos miał niewyraźny, może naprawdę jest chory? Mówił, że we wtorek na bank będzie. We wtorek był, pracował cały tydzień super i znowu nastał weekend, a po weekendzie poniedziałek. W poniedziałek znowu telefon, że on jest chory. Coś mi wierzyć się nie chciało, mówię ostatnia taka wpadka, bo inaczej wylatujesz. Przyjął do wiadomości. Znowu minął tydzień i znowu nastał weekend. W poniedziałek po weekendzie Jacuś się spóźnił. Był chwilę przed 9 mówił, że mu auto nawaliło. Jednak jak go zobaczyłem to winą nie było auto, a KAC! Chłop imprezuje cały weekend, a później do pracy nie dojeżdża. Dałem mu ostatnią szansę - jak w następny poniedziałek coś odwali wylatuje, koniec kropka. Cóż, wyleciał szybciej, bo tego samego dnia. Jak? Na drugie śniadanie przywiózł sobie 2 piwa na kaca.

Wykazałem się jednak anielską cierpliwością. To chyba już przez kilku pracowników, którzy zamiast pracować woleli się opierdzielać. Jacuś jak był trzeźwy to pracował naprawdę dobrze. Szybko się nauczył obsługi maszyn. Maszyny, które mają siłę docisku do 5 ton, wciągarki i inne, jednak mogą krzywdę zrobić, a po pijaku człowiek chyba nie myśli racjonalnie i o wypadek łatwiej.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 486 (514)

#65500

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Miedzy świętami, a sylwestrem zadzwonił do mnie jeden z pierwszych moich klientów. Prosił żebym do niego zajrzał. Mam do nich sentyment, bo to oni dali mi zarobić pierwsze pieniądze, zawsze znajdę dla nich czas żeby pogadać, mam w zanadrzu jakaś promocje czy gratis. Jednak tego klienta nie wspominam dobrze, dlaczego zapytacie, już opisuje.

Zaczynając w handlu odwiedzałem największe nawet pipidówy. Przecież wszędzie można pohandlować. Liczyłem że konkurencji tam nie zastanę. Myliłem się ale jeździłem dalej. Mój "były klient" właśnie prowadził sklep w takiej małej pipidówie dosłownie daleko do wszystkiego. Miejscowość leżała miedzy dwoma głównymi drogami. Z jednej i drugiej strony 40km w jedną stronę, ale cóż jak jest klient to się jeździło. Zajechałem pierwszy raz, zachwalam swój towar że lepszy, że wytrzymalszy. Klient pokiwał głową nawet nie słuchając i zapytał o cenę. Cóż, moja cena była niższa. Uśmiech zagościł na jego twarzy i mówi sprzedawaj. Tak zajeżdżałem mniej więcej co miesiąc do niego i sprzedawałem mój towar. Po kilku miesiącach konkurencja zmartwiona brakiem wysyłek do tego pana, wysłała przedstawiciela żeby sprawdził co się dzieje. Sprawdził, zrobił niższą cenę niż moja i on sprzedał. Później ja przyjechałem, ja zbiłem cenę odrobinę i ja sprzedałem. Trwało to pół roku. Zbijaliśmy cenę na zmianę.

Jednak kiedy podróże do jego miejscowości stawały się praktycznie nieopłacalne, bo cena już bardziej przypominała cenę hurtowników, którzy biorą towar za kilka tysięcy niż za kilka stów, postanowiłem zbić ostatni raz cenę na dosłowną granice opłacalności. Konkurencja już na pewno dawno tą granice minęła, jednak zbijała twardo, a klient tylko zacierał ręce.

Przyjechałem sprzedałem towar o jakieś 70% taniej niż za pierwszym razem, powiedziałem, że wracam za miesiąc. Po miesiącu cena była jeszcze niższa i tekst klienta "To ile tym razem zbijemy?" Odpowiedziałem że nic, bo jednak dziękuje za współprace, proszę o uregulowania faktur zaległych (tak tak, miał problemy z terminowym płaceniem). Klient zaskoczony co się dzieje. Pokrzyczał na mnie, na moją firmę, nie pozostałem mu dłużny, powiedziałem że tak nie traktuje się kontrahentów. Rozstaliśmy się w ogólnej złości i niechęci. Pieniądze po jakimś czasie odzyskałem strasząc sądem.

Ale dlaczego do mnie ten klient zadzwonił? Otóż wyjaśniam. Przejechałem się do niego. Przywitał mnie skruszony i pyta czy nie moglibyśmy wznowić handlu? Owszem. Dlaczego nie. Znowu widzę ten chytry uśmieszek i pytanie czy cena aktualna sprzed trzech lat. Musiał się zdziwić moją odmową i powiedzeniem mojej ceny, która jest nawet troszeczkę wyższa od pierwszej ceny dla niego zaproponowanej, plus 3 pierwsze faktury płatne gotówką, następne termin 14 dni, brak płatności równa się brakiem towaru. Oburzył się trochę. Mówił że to niepoważne, jak tak traktować klienta i kilka zdań w ten deseń.

Przypomniałem mu co wyprawiał około 3-4 lat temu. Że właśnie to było niepoważne i zapytałem dlaczego do mnie zadzwonił skoro tak mu było dobrze z konkurencją. Otóż konkurencja w ciągu 3 lat podniosła cenę o około 300%. Żeby wam wytłumaczyć obrazowo to przedstawię to tak.

Jedna sztuka mego towaru kosztuje mniej więcej 18-20zł. Pierwsza cena sprzed 4 lat, którą mu zaproponowałem była cena 16zł. Kiedy się rozchodziliśmy cenę miał na poziomie 7,5zł-8zł. A cena dla dystrybutorów wynosi mniej więcej 9-11zł. Czyli miał na sklepie lepsza cenę niż dystrybutorzy towaru. Natomiast konkurencja po upewnieniu się, że odpuściłem, zaczęła mu podnosić cenę w zastraszającym tempie. Obecnie cena ich towaru wynosi mniej więcej: 30zł. Chyba karma go dogoniła.

Tak handlujemy, na moich warunkach. Na razie wszystko wygląda jak należy. Zastanawiam się czy jak znowu przyjdzie konkurencja, to znowu będzie bawił się w licytatora i próbował zbijać cenę za wszelką cenę. Teraz nawet nie będę z nim się bawił. Co mu zapowiedziałem.

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 463 (533)

#63815

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dzisiaj o pewnej klientce.

Chyba większość producentów wie, że na koniec roku to idą same małe paczki do klientów w celach remanentowych. Tak też było i u mnie. Od około 15 grudnia wysłałem więcej paczek do klientów niż przez poprzednie 3 miesiące. Śladowe ilości. Nie ma co przedłużać, przejdźmy do historii.

24 grudnia 14:03.
Zbieram się do wyjścia na Wigilię do teściów. Wtedy odzywa się telefon. Dzwoni klientka która chce już, teraz, zaraz towar. Jednym uchem słucham, drugim rejestruję otoczenie i jeszcze niosę jakieś garnki z potrawami. Tłumaczę, że dzisiaj wigilia, już nie pracuję. Kobieta wielce zdziwiona mówi że do kolacji wigilijnej jeszcze mamy ze 3 godziny, pan przyjmie to zamówienie. Mówię że przyjmę, jednak proszę wysłać na mejla. Podaje jej tego mejla, życzę wesołych świąt i o sprawie zapominam.

W "dniach świątecznych" znajduję chwile czasu, sprawdzam tegoż mejla. Zamówienie na około 20zł. 2 sztuki tego, 5 tamtego, 3 śmego. Towar sprzedaję w pakietach po 10 sztuk jednego rodzaju. Odpisałem, że nie ma możliwości wysyłki takich ilości, jedynie pakiety (nie mam później burdelu na magazynie z walającymi się jednostkowymi opakowaniami, sprzedawać jednostkowe opakowania też bardzo trudno). Także dodaję, że wysyłka tego towaru będzie płatna, ponieważ nie przekroczyła granicy minimum logistycznego.

29 grudnia 9:16.
Dzwoni telefon, znowu klientka z problemem.

[K]lientka - Dzień dobry, ale jak to tak nie można wysłać tych pojedynczych sztuk?! No jak to tak?! Jeszcze mam dopłacać za dostawę toż to skandal! No bądźmy poważni, jeszcze pisze pan mejle w święta. Toż ja odpoczywałam!

No a jak ja szykowałem się do wigilii, to wielkie halo było nie?

[J]a - Dzień dobry, proszę pani nie mogę wysłać pojedynczych, bo później tego nigdzie nie sprzedam, dosztukować towar do innych pojedynczych też jest trudno bo maszyna robi bez odpadu i zawsze do równej 10. Tak jest ustawiona. Naprawdę nie mogę. Co do płatności za wysyłkę. Możemy ją znieść jeżeli weźmie pani towar na minimum 150zł netto.
[K] - Ale proszę pana mi nie potrzeba aż tyle tego. Ja chcę tylko to co napisałam. 150zł netto? Przed końcem roku? Czy pan powariował? Ja tylko stany chciałam uzupełnić, bo mi brakuje. Bo do domu wzięłam.
[J] - Nic nie poradzę, naprawdę nie mogę zmniejszyć ilości, bo dla mnie to już będzie strata, taka latająca pojedyncza stuka. Jedyne co mogę zrobić to wysyłać po 5. Inaczej nie da rady. Może komuś uda się sprzedać drugą 5.
Tutaj poszedłem klientce na rękę.
[K] - Widzi pan! Jak chce się to potrafi! Tylko że ten towar to mi na jutro potrzebny. Pan go bierze i wysyła. Oczywiście przelewik.
[J] - Mogę wysłać paczką 24h jednak to koszt około 20zł (mniej więcej na poczcie tyle to kosztuje). Koszt wysyłki będzie doliczony do faktury.
[K] - Hola! Hola! Jak to doliczony? Nie może pan wysłać na swój koszt?! Toż jestem klientem!
[J] - Jeżeli pani dobierze do 150 zł nie ma problemu, tak nie mogę wysłać. Na dodatek chce pani paczkę że tak się wyrażę ekstra, co znaczy że jak bym wysłał na swój koszt, to poniósł bym znaczną stratę. Z tego co wiem handlujemy po to żeby zarabiać.
[K] - Jaką tam stratę, niech pan nie żartuje.
[J] - Zamówiony przez panią towar jest wart 24,60zł (orientacyjnie). Paczka do tego towaru 20zł...
[K] - Widzi pan! Zarabia pan 5zł!
[J] - Pani się myli. Nie zarabiam nic, a dokładam. Na tym towarze zarobię około 7zł. Czyli jestem do tyłu 13zł.
[K] - Aj tam, aj tam. Wyśle pan proszę (tutaj chichot nastolatki).
[J] - Przykro mi, chcę zarobić, a nie dokładać do interesu, powiększymy fakturę o usługę pocztową.
[K] - No proszę pana! Wie pan... (bburzenie) Niech zrobi mi pan prezent świąteczny! (znowu chichot)
[J] - Przykro mi jesteśmy już po świętach. To jak, wysyłamy?
[K] - Dobrze! Ale najtańszą paczką.
[J] - Zdaje sobie pani sprawę, że towar może przyjść po nowym roku, jeżeli wyślę to zwykłą paczką ekonomiczną.
[K] - Ale ja chcę to na jutro!
[J] - Tłumaczyłem już pani, że na jutro to tylko paczka za 20zł, jest to najdroższa paczka.
[K] - To niech pan przywiezie.
[J] - Czy pani jest poważna?! Będę gnał 400km w jedną stronę dla 20zł?
[K] - Dobra niech pan wysyła. W ogólę z panem się nie można dogadać.

Że jej się chciało mnie maglować przez pół godziny. Rozmowa została dosyć mocno skrócona.

PS. Jest to klientka mego przedstawiciela.
PS2. Jakoś nikt wcześniej nie robił problemów z opłatą za przesyłkę.
PS3. Te 150zł to minimalna granica opłacalności na wysyłkach.

Klienci

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (555)