Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 

#48058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja Ciotka jest pielęgniarką w jednym ze szpitali, na jakimś małym i spokojnym oddziale. Dyżur nocny. Siedzi lekarka i 3 pielęgniarki w tym moja ciotka i rozmawiają. Jako że wszystkie kobiety w podobnym wieku, temat musiał zejść na dzieci.

Każda z kobiet chwali się gdzie się uczy czy pracuje jej pociecha. Lekarka oznajmia, że jej synek jest na LEKARSKIM, po jej wywodzie nadszedł czas na ciotkę, która także powiedziała że jej córka także jest na lekarskim, co wielce oburzyło panią doktor która to skwitowała słowami:

[L]ekarka - Ale jak to! Jak to na lekarskim! Córka pielęgniarki? na lekarskim? Toż to taki ELITARNY zawód. Przeznaczony dla Lekarzy i ich dzieci.

Co ciotka skwitowała tymi słowami"
[C]iotka - To widzę, że pani syn do tej elity chyba należeć nie chce skoro już drugi rok kibluje na 3 roku.

Ciotka wstała i wyszła, a pani doktor jest obrażona już drugi miesiąc.

Lekarz to elita, do której żaden plebs nie ma wstępu! Pamiętajcie o tym.

PS. Siostra córka ciotki jest na 5 roku, a studia zaczynała właśnie z synkiem pani doktór.

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 881 (969)

#44277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się że mój etatowy kierowca/przedstawiciel handlowy miał mieć operacje. Przesunęli mu termin czy coś z grudnia na początek listopada. Jak tylko o tym się dowiedziałem zaczęły się poszukiwania zmiennika. Który do końca roku pojeździ. Przecież nie zostawię terenu na pastwę konkurencji i do końca roku można jeszcze trochę zarobić.

Ogłoszenie brzmiało dość logicznie: "Potrzebny kierowca/przedstawiciel handlowy do końca roku. Od zaraz."

Zgłosiło się kilka osób, jednak niektórzy nie umieli czytać: umowa na pół roku czy rok? Na dwa miesiące? nie opłaca mi się.
Inni chyba lubili podkręcać CV: A do stycznia by się nie dało?
Osoby z wysokimi oczekiwaniami finansowymi: To ile na rękę, 3 czy 4 tysiaki?
Czy osoby, które nie miały prawa jazdy.

Wybrałem 3 kandydatów i przeprowadziłem z nimi rozmowę. Z tej trójki wybrałem jednego. Który zaakceptował moje warunki i co miesiąc przedłużanie umowy. Mówił że przynajmniej na święta zarobi. Przez pierwszy tydzień jeszcze jeździł z moim etatowym przedstawicielem, który pokazał mu cześć terenu i zapoznał z klientami. Od następnego tygodnia miał jeździć sam z nawigacją i spisanymi po drodze punktami przez etatowego kierowce. Pierwszy tydzień spoko, pojeździł pohandlował. Drugi już gorzej. Kilka faktur złapał. W trzecim... no działo się.

Nie staram się ingerować w prace swoich pracowników, ale zawsze zadzwonię zapytam jak idzie. Do niego dzwoniłem i pytałem. Zawsze słyszałem może być, chwila rozmowy muszę kończyć, bądź jestem u klienta, bądź szukam hotelu. Myślałem, że się chłopak stara. W poniedziałek w południe dostałem telefon, że muszę pojechać do banku jakaś wielce ważna sprawa, oczywiście w ich mniemaniu, sam już byłem w trasie więc umówiłem się na wtorek. Zjechałem jadę we wtorek do banku i patrzę że mignął mi mój samochód. W lusterko jak byk mój. Podjeżdżam patrze, a ów chłopak siedzi sobie z jakąś laska w lokalu i kawkę piją. Cóż, wkurzyłem się nie na żarty i wparowałem do lokalu. Zażądałem kluczyków dokumentów, nawigacji i telefonu. No wszystkiego co ode mnie otrzymał i nakazałem mu jutro być w biurze żeby komisyjnie rozwiązać umowę. Samochód odebrał mój znajomy, który zaprowadził go do "firmy".

Okazało się, że chłopak sumiennie pierwszy tydzień przejeździł, drugi tylko dwa dni, resztę przesiedział w hotelu, a jak się upewnił że samochód nie ma czujek czy jak niektórzy mówią radarów, olał sprawę. Miał zamiar pojechać na jeden dzień strzelić kilka faktur z rożnymi datami i wmawiać mi że słabo handel, bo koniec roku. Na dodatek dawałem kierowcy około 1000zł na 2 tankowania (zazwyczaj tyle idzie na tydzień) i na hotele plus 50zł na jedzenie w podróży, bułki, czy gdzieś zjedzenie zupy. Trochę sobie kasy przytulił. Do tego wydzwonił na telefonie tyle ile ja mam rachunki za 2-3 miesiące. Dobrze że poczekałem z przekazaniem wypłaty za 2 tygodnie do umówionego dziesiątego. Po odjęciu za telefon i za przytuloną kasę zarobił 12,11zł.

Teraz jeździ mój brat, który wziął zaległy urlop w pracy i pracuje dla mnie. Weź tu człowieku uwierz w ludzi.

Ludzie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (624)

#44274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój znajomy ma warsztat samochodowy, nie duży taki w sam raz. Dwa stanowiska i lakiernia. Zatrudnia kilka osób.

Tydzień czy dwa temu wieczorem tuż przed zamknięciem wjeżdża na plac dwóch panów i proszą o szybkie sprawdzenia auta. Bo jeden z nich chce go kupić i czy jest w opisanym stanie: "idealny, bezwypadkowy". Pracownicy już się przebierają wiec sam już wskakuje do kanału kiedy jeden z panów wciska mu 100zł do kieszeni z tekstem: "Bądź pan człowiek". Kolega niezbyt już ogarnięty po całym dniu roboty, sprawdza. Najpierw pod samochodem później blachy. Po krótkich oględzinach mówi:

- Samochód uderzony w tył. Z kombi zrobił się hatchback. Belki byle jak po prostowane, blacha tutaj do końca nie spasowana. Ogólnie nie polecam, bo nie była to zwykła stłuczka. Przód też lekko uderzony ale to nic w porównaniu z tyłem.

Mniejszy jegomość tylko prychnął do drugiego: Nie bity, idealny... i zapytał ile za usługę się należy. Na co kumpel zgodnie z prawdą odpowiedział, że tamten pan mu już zapłacił.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zorientował się, że dostał łapówkę :) Cóż, czasem warto być nieprzytomnym w pracy.

Warsztat

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1011 (1051)

#43551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o pieniądzach lokalnych samorządów.

Mój dobry kumpel dostał do pracy w OHP (Ochotnicze Hufce Pracy). W naszym mieście OHP-y mają bardziej rozbudowany system pomocy. Oprócz pomocy osobom bez wykształcenia podstawowego (organizacja lekcji, pomoc w nauce). Pomagają także dla ludzi, którzy chcą podnieść swoje kwalifikacje (organizowanie kursów, itp.) i wiele innych.

Jak pewnie większość z was wie wszystkie ośrodki samorządowe mają wyznaczony budżet roczny. Właśnie o pieniądzach budżetowych.

Mój kumpel dostał się do działu marketingu. Co robi w tym dziale? On to nazywa wydawaniem kasy. Dlaczego? Otóż tłumaczę. Jego referat ma miesięcznie przeznaczone na marketing 15 tys. zł. Tylko co z tą kasą robić jeżeli:
-Reklamy w radiu, gazecie, telewizji są opłacone do połowy następnego roku.
-Billboardy także są opłacone do połowy następnego roku.
-Plakaty są rozwieszane gdzie się da, a zalega jeszcze ich w szafach około 500szt..
-Ulotki są rozdawane na każdym rogu, w biurze także się sporo ich "wala" .
-Długopisy promocyjne: "pakiet podstawowy" (czyt. zwykłe) używa cały OHP plus około 3000szt. leży w szafach. "Pakiet rozszerzony" czyli przeznaczony tylko dla kierowników i dyrekcji w szafach leży około 500szt.

Co mówi kierownik referatu? Że trzeba wszystko wydać co do złotówki miesięcznie, bo jak nie kupimy na określoną kwotę to nam to zabiorą.

I tak miesiąc w miesiąc jest problem z wydaniem całej przeznaczonej na marketing kasy. Według wyliczeń kumpla wystarczyło by 7-10 tys. na to co robią, a tak muszą na koniec miesiąca latać i kupować jakieś badziewie, które leży w szafach. Mistrzostwo ekonomii i marketingu.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (634)
zarchiwizowany

#41356

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o kryzysie. Musze się wyżalić.

Prowadzę działalność, produkuje taki małe ustrojstwa do sklepów: meblowych, z akcesoriami meblowymi, z panelami i ogólnobudowlanych. Na dodatek jeżdżę i to sprzedaje. Moja sprzedasz wzrosła z rokiem poprzednim o 30%. Uważam to za wynik bardzo dobry, jednak wraz ze wzrostem sprzedaży wzrosła też liczba osób nie płacących w terminach. Ile to procent zapytanie? Dużo. W poprzednim roku w terminie nie płaciło mi od 10-20%. Dwadzieścia to górna granica. Zdarzały się takie miesiące. A teraz to już jest koszmar. Faktury po terminie wynoszą jakieś 60%. Co uważam za fakturę po terminie? Mniej więcej termin + tydzień, góra dwa. Nawet sklepy które do tej pory nie miały problemu z płaceniem w terminach, teraz „puszczają” przelewy w ilościach śladowych. Dzwonienie i nagabywanie o zapłacenie też już nie przynosi skutku bo sami nie mają pieniędzy. Mój towar nie jest jakiś specjalnie. Górna granica faktur to 2-3tyś.

Coraz więcej hurtowników ma problemy z kontrahentami i płynnością finansową. Coraz więcej hurtowników musi otwierać sklepy żeby utrzymać siebie i swoich pracowników. To samo dotyczy producentów, muszą otwierać firmowe sklepy żeby utrzymać wysokość produkcji i pracowników.
Moim zdaniem „kryzys” to rozdmuchane specjalnie słowo dla mas. Dlaczego? Spójrzmy kto mówi o kryzysie. Rząd i media. Polskie media są nastawione na pesymistyczną wersje wiadomości. W gazecie na pierwszej stronie będziemy mieli matkobójczynie, a gdzieś na 3-4 w małym artykule że chłopiec uratował brata czy matkę. To samo ma się do kryzysu. Pierwsze co słyszysz w wiadomościach to kryzys. Otwierasz gazetę kryzys. Portal internetowy kryzys. Rząd krzyczy kryzys. Premier jeździ po świecie bo kryzys i musi z nim walczyć.

Ludzie słysząc tylko: „KRYZYS, KRYZYS, KRYZYS” zamykają się w domach i nic nie kupują. A prawda jest taka ze na tym tracą mali przedsiębiorcy. Dlaczego mali? Popatrzmy na markety typu Casto i masło popularne, Raper z Kielc i Czarodziej Arturiański. Mają klientów że ho-ho. Dlaczego? Przyciąganie klienta bilbordem: Cement za 8zł. Czy czymś innym. Przyjeżdża potencjalny klient i dostaje oczopląsu, bo tutaj można kupić wszystko. Kupi 2-3 rzeczy z promocji a reszta ma cenę tak wywindowaną do góry że wszystko się wyrównuje, a nie kiedy zapłaci więcej niż w sklepie budowlanym osiedlowym.
Przykład w Liroyu kupowałem kiedyś wełnę mineralną to myślę kupie kątowniki od razu, cena 120zł. Coś drogo. Zajeżdżam do sklepu na osiedlu, cena: 50zł.

Na dodatek głupi są ludzie którzy uwaga: dla 10zł są gotowi pojechać do Liroya, Casty, Oszą czy innego badziewia nawet 50km. Mieszkam w Białymstoku, w weekend podjeżdżając pod w/w Hipermarkety można się przekonać kto tam kupuje. Widać tylko rejestracje takie jak (Rejestracja Białegostoku to: BI): BSK. BWM, BIA, BBI. Ludziom nie szkoda paliwa na taką wycieczkę? Sądzę ze w innych większych miastach jest tak samo.

Białystok i ogólnie wschód ratują Białorusini i Ukraińcy. Moi kontrahenci mówią żeby nie oni po góra 3 miesiącach musieliby zamykać sklepy. To samo jest na zachodzie gdzie akurat przyjeżdżają do nas Niemcy na zakupy.

Kryzys jest rozdmuchany. Rozdmuchany do granic możliwości. Po to żeby otumanić prostego Kowalskiego. Zamknąć go w domu i niech liczy pieniądze na koncie i daje się wmanewrować. Dlaczego rząd jednogłośnie podwyższa sobie pensje? Dlaczego myślą tylko o podnoszeniu podatków? W USA jak był kryzys Vat zmniejszyli i kryzys został zażegnany. O tym przekonują ekonomiści. Nie dajcie się zwieść. Może przemawia przez mnie to że mi coraz gorzej, ale wszystko prowadzi ku upadkowi tych najmniejszych.

Taki mały przykład. Facet w Białymstoku miał w poprzednim roku obrót w wysokości 8mln zł. Tyle powinni mu zapłacić jego kontrahenci. Teraz musi zamykać działalność bo jeszcze 4mln z poprzedniego roku nie zostały uregulowane, a z tego ma już następne 4 też nie uregulowane i co ma teraz zrobić?

Dzięki dla tych co przeczytali moje wypociny. Chciałem po prostu się wyżalić i mam nadzieję że na tym portalu to przejdzie.

Niby Kryzys

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (331)
zarchiwizowany

#39265

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam po długiej nie obecności. Długo tu nie zaglądałem, a mam historię do opisania.

Mieszkam na wsi, jestem mieszczuchem, ale rodzina zdecydowała się przeprowadzić, wiec i ja. Wiadomo ciepły obiadek mamy czyni cuda.

Na wsi tej oprócz domu, mamy także łąkę kupioną kilka lat temu od ś.p sąsiada który potrzebował pieniędzy na ślub córki. Rodzice kupili ową łąkę, a sąsiad ją obrabiał za co dawał nam ziemniaczki na zimę i jajka.

Sąsiadowi się zmarło 2 lata temu i nie miał kto obrabiać łąki, rok temu sam tym się zająłem, w tym roku sąsiad który kupił siano z tamtego roku zajął się łąką. Jednak coś piekielnego musiało się stać żeby powstała historia którą tu opisuje.

Zdarzyło się tak że w domu nie było mnie, brata i ojca przez tydzień. W domu została tylko mama z Lokim (psem opisywanym w innej historii). Jako że jest osobą pracującą nie miała czasu na jakieś długie spacery, jednak udało jej się zauważyć coś niepokojącego i zadzwoniła do mnie:
-Słuchaj synu chyba ktoś krowy puścił na naszą łąkę.
Ja dzwonie do owego sąsiada który miał polem się zajmować. Pytam w czym rzecz, a on zaprzecza że krowy puścił. Poprosiłem o sprawdzenie. Może mamie się pola pomyliły. Następnego dnia otrzymuje telefon od sąsiada pełen pretensji, że na nim i na Szachraju chce zarobić bo mu pozwoliłem tez tu krowy paść. Cóż wyjaśniłem w kilku słowach że mego, ani nikogo z rodziny pozwolenia nie ma. Szachraj to Szachraj swój interes mieć musi. Szachraj miał także ułatwione zadanie bo moja łąka graniczy z jego z jednej strony. Postanowiłem wcześniej zjechać i dać Szachrajowi nauczkę. Do domu zjechałem z Czwartku na Piątek, samochód stawiłem do garażu, żeby widać nie było że już w domu jestem. Rano ubrałem się wziąłem Lokiego na spacer i sru w stronę łąki. Kogo tam zastałem? Zgadliście Szachraja!
[J]a - Zabieraj pan krowy z mojej łąki.
[S]zachraj - A dlaczego? Masz dużą trawę to skorzystałem.
[J] - A jakim prawem pan tutaj krowy pasiesz. To moja łąka.
[S] - No i? Dajesz dla debila obrabiać. To robię z tym porządek.
[J] - Najlepiej dla pana dać żeby za darmo wszystko mieć. Zabieraj te krowy bo pożałujesz.
[S] - Co mi zrobisz szczylu? Pobijesz? To na policji się znajdziesz.
[J] - Gówna nie tykam, a mam lepszy pomysł.
Tutaj spuściłem psa i dałem mu wolną rękę/łapę. A mój Husky bardzo lubi krowy, najbardziej je ganiać. Po 5 minutach wrzasków (co robisz hu*u!) i muczenia zapiąłem psa i powiedziałem.
[J] - Jeszcze raz zastane tutaj twoje krowy to będziesz miał tak codziennie, zadbam o to.

Szachraj natomiast krowy zbierał około godziny bo porozłaziły się w rożne strony dzięki Lokiemu.

I odszedłem w stronę lasu, żeby dokończyć spacer.

PS. Sytuacja miała miejsce 2 tygodnie temu. Na razie krów na łące nie widać.

Łąka

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (266)

#30347

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taki mały ranking piekielnych klientów:

W gwoli przypomnienia prowadzę własną DG i sam rozprowadzam swój towar.

Opisze 2 najbardziej piekielne. Zaczniemy od drugiej.

Bardzo często zdarza się, że sklepy z fakturami zalegają przez kryzys/podatki/opłaty/wypłaty/mały ruch na sklepie (niepotrzebne skreślić). Niektórzy płacą z opóźnieniem, niektórzy zbierają kilka faktur żeby puścić hurtowo większą ilość, a niektórzy proponują wymianę towaru za towar. Jest to opłacalne jeżeli ktoś rzuci naprawdę atrakcyjną cenę, przy której i ja mogę kilka złotych zarobić.
Mam takie dwa sklepy z którymi tak robię i jesteśmy obydwoje zadowoleni. Jednak jeden klient przebił wszystko.

Faktura około 600zł, przeterminowana gdzieś z 4 miesiące, spłacona w połowie. Proponuje mi wymianę, on mi da wycieraczkę w cenie jaką ma na sklepie, a ja to sobie drożej sprzedam. Ciekawe gdzie? Skoro cena w detalu jej to 6zł brutto, on mi za tyle sprzeda to ja muszę przynajmniej za 8zł netto żeby mi to się jako tako kalkulowało. Po prostu mistrz interesu.
Inny klient także mi zaproponował wymianę, także wycieraczkę, tylko cena nawet atrakcyjna. Tylko, że zapomniał iż ja mu te wycieraczki sprzedałem jeszcze taniej, on do tych moich/jego wycieraczek dorzucił jeszcze z 10-15% swojego zarobku.
Jak zaproponowałem zwrot to nie chciał.

Na pierwszym miejscu jest pan zwracacz/używacz. Duży sklep, rzekłbym nawet że market. Miałem w ofercie przez krótki czas akcesoria łazienkowe czyli: mydelniczki, szczotki sedesowe i tym podobne. Trafiła mi się naprawdę fajna końcówka serii właśnie takiego fajnego zestawu łazienkowego. W jego składzie była mydelniczka, szczotka sedesowa, 2 dozowniki płynów, kubek do płukania ust, 2 zaczepy na ręczniki i mały kosz na śmieci. Niby chińskie, ale świetnie wykonane. Zarabiałem na tym prawie 100%.
Zostawiłem tam 10 takich zestawów. Nie tanich. Przyjeżdżam następnym razem rozeszły się na pniu. Więcej nie mam bo końcówka serii.

Zajeżdżam po 3 czy 4 miesiącach i mam właśnie zwrot pojedynczego takiego zestawu. Otwieram pudełko, a tam resztka płynów w dozownikach i na szczotce sedesowej resztka kału.
Zwrotu nie uwzględniłem.
Z tego co powiedział kierownik, właściciel bierze co atrakcyjniejsze rzeczy do domu i sobie używa, a później zwraca. Mógłby chociaż dokładnie wymyć, żebym nie poznał.

Interesy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 513 (575)
zarchiwizowany

#29967

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wkurzają mnie partyzanci. Dokładniej przedsiębiorcy partyzanci!

W dzisiejszym handlu do wszystkiego trzeba mieć stojak, czy to są chipsy w spożywczaku, czy spraye w malarskim, trzeba i już. To nie lata 90 gdzie sami sklepikarze stojaki jako takie majstrowali, teraz jest o wiele trudniej i na każdym sklepie pytają czy stojaczek do towaru będzie. Prawa rynku.

Kim są partyzanci? Pewnie już się domyślacie. To takie złośliwe ludziki zostawiające swój towar na czyimś stojaku. Nie ważne że jest naklejka z logo producenta na ekspozytorze, nie ważne że towar wisi. Przewieszają twój towar na sam dół stojaka, na wysokość kolan, a swój wrzucają na wysokości oczu (trik marketingowy, kupuje się oczyma). Bardzo wkurzająca sytuacja jeżeli na twoim stojaku wiszą produkty z tobą w ogóle nie powiązane, bo Ci osobnicy stojaków nie posiadają, a jak już jakiś mają to wygląda to niechlujnie czyli: deska metrowa i na niej wbite 10 gwoździ w rzędzie i na tym wisi towar.

Powstała sobie firma, nie dawno, na początku roku (sprawdzone) produkująca bądź sprowadzająca jakieś takie śrubki czy nakrętki. Upodobali sobie moje stojaki jako "ich" okno wystawowe. Wiadomo firma słabo znana, pewnie umów na stojaki nie ma. Cóż ich błąd umowy mam, umowy użyczenia stojaka i wz-ki. Jako że droga sądowa odpadała, bo już sądów mam dziurki w nosie, postanowiłem pobawić się w detektywa. Wreszcie udało mi się na nich trafić. Dokładniej chyba na samego właściciela. Stałem sobie na sklepie rozmawiam z kierownikiem, gadka szmatka, wbiega sobie jegomość coś tam mówi do kierownika że towar przywiózł bo zamówienie było i leci na sklep. Kierownik mnie informuje że to ów pan partyzant. Zjawia się od razu właściciel sklepu przeczuwając przednią akcje (jeżeli handluje się z osobami 3 czy 2 lata znasz ich już dobrze, wysyłasz kartki na święta z firmy i na Boże Narodzenie wieziesz flaszkę (suweniry) to masz spore plecy na sklepach). Tutaj muszę nadmienić że w mam dwa stojaki standardowy na 200 sztuk towaru i większy na 350. Tutaj rzecz działa się w dużym markecie gdzie stał właśnie ten duży stojak. Mój towar świeżo dołożony ląduje na 4 ostatnich zaczepach ściśnięty jak ludzie w PKP, a pan właściciel robi na górze wolną Amerykankę ze swoim towarem.
A teraz nasz jakże piękny dialog:
[J]a - Co pan odpierda*asz?
[Sz}efo - A towar sobie wieszam, wieszam sobie towar. - (autentycznie tak powiedział) nie odrywając się od roboty.
Moją rączka ląduje na jego towarze i łubudu na podłogę.
[Sz] - Co pan odpierda*asz? - tym razem zaszczycił mnie spojrzeniem.
[J] - A towar sobie zrzucam, zrzucam sobie towar. - odpowiedziałem papugując go, na co ekipa sklepu ledwo zaczęła powstrzymywać się od śmiechu bo zebrało się już małe kółko adoracji.
[Sz] - Panie co pan robisz? Tak nie wolno! Towar mi niszczysz. - zaczął mi już łapami machać, co dość komicznie wyglądało facet koło 40 już z tatusiowym brzusiem o nazwie Józio i wzrostem około 170. Przy mojej aparycji wyglądał jak dobrze utuczony kurczak.
[J] - A co pan sobie tak wieszasz nie na swoim stojaku, logo inne, na tych śrubeczkach inne.
[Sz] - Bp ja tu dystrybutorem jestem tych śrubek, a stojak mój i ten towar także. - facet chyba naprawdę wolno kapujący.
[J] - To teraz mi panie powiedz co tu widzisz. - Tu wyciągam wizytówkę z logiem ze stojaka. Facet bieleje.
[Sz] - No logo, to pana stojak? To ja przepraszam. Ale ja nie mam gdzie swego towaru wieszać. Myślałem że pan się nie obrazi.
[J] - Kur*a panie, na jakim pan świecie żyjesz. Chcesz się w sądzie spotkać. Każdy sklep na którym stoi mój stojak ma umowę użyczenia. Jak pan bez wiedzy sobie na nim wieszasz to chętnie wyciągnę od pana kasę. Bo z tego co się orientuje pan kłamiesz na każdym punkcie mówisz że masz stojak, bądź masz moje pozwolenie. Prawda panie kierowniku i właścicielu.
Kierownik i właściciel oczywiście potwierdzili. Facet dostał jeszcze zje*kę od właściciela, zakaz pokazywania się z towarem i chyba wszystkie plagi egipskie. Na koniec tylko dodałem że facet ma dwa tygodnie na zdjęcie swego towaru z moich stojaków, jeżeli tego nie zrobi kieruję sprawę do sądu.

Odliczam czas od dzisiaj.

Partyzanci.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (221)

#28605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Być może wiecie co to jest Staż Gminna, to taki mniejszy odpowiednik Straży Miejskiej, tylko że o wiele bardziej piekielny. Straż Gminna powstaje zazwyczaj z upoważnienia wójta i rady gminy, w gminach małych i biednych.

W zachodniej Polsce, dokładnie w województwie Wielkopolskim jest sobie mała gmina. Gmina ta jest wielkości (licząc drogą do przejechania) 9,8km (zmierzyłem). Kilka lat temu na urząd wójta został wybrany nowy człowiek. Ów nowy wójt bardzo się zmartwił małym budżetem gminy i postanowił trochę to naprawić, wraz z Rada gminy powołali do życia Straż Gminną.

Prawie 70% budżetu poszło na jeden używany fotoradar, samochód, znalezienie pomieszczeń i zatrudnienie 2 strażników gminnych. Po roku budżet gminny wzrósł o 20%. Obecnie porównując stary budżet z nowym, to wpływy z działalności fotoradarów i Straży Gminnej wynoszą aż 90% nowego budżetu.

A teraz do głównego nurtu historii. Jak niektórzy już pewnie wiedzą prowadzę DG i sam rozprowadzam swój towar. Także na terenie tej gminy. Mam tam mały sklepik, który jest dość dobrym klientem. W lutym dostałem w owej gminie triple shot′a. Co znaczy triple shot? Zdjęcie z fotoradaru na wjeździe do miejscowości, przy kościele stali panowie ze SG i na wyjeździe dostałem następną fotkę. Oto jak przekroczyłem prędkość kolejno jak wyżej: 53/50 52/50 54/50. U nich nie istnieje 10km/h tolerancji. Bo jak to mówią strażnicy gminni, u nich jest miasto prawa i porządku. Wykłócać się nie ma co, bo i tak cię przekrzyczą. Nawet jak mnie zatrzymali przy tym kościele, mówię że jechałem 50 i licznik mi nie pokazywał więcej. To wielce pan jasny strażnik powiedział, że na tym gównie (standardowy licznik ze wskazówką) gówno mogę im udowodnić. Zainwestuj sobie w cyfrowy bądź Tacho. Nie pogadasz.

Ich miasto prawa i porządku, jest tylko ustosunkowane do przyjezdnych i mieszkańców niskiego szczebla. Jak to zapytacie, przecież prawo jest równe dla wszystkich. Dla nich nie jest. Strażnicy nie ruszają siebie nawzajem, księdza, wójta, kierowników referatów w gminie i rady gminy. Reszta dostaje mandaty za wszystko. Złe parkowanie=mandat, trąbienie na ulicy=mandat i wiele innych.

Raz na parkingu u klientki chcieli ludzi trzepać. Kilka osób stało na liniach, to lecą mandatami. Wychodzi klientka i każe im po staropolsku spier*alać, bo żadnego prawa na wypisanie mandatu na terenie prywatnym nie mają, jej klienci mogą nawet parkować lewitując. Dostała mandat za obrazę funkcjonariusza na służbie. Innym razem sami zaparkowali jak "cajmery" - idzie przykładny obywatel i mówi że taki i taki samochód stoi nieprzepisowo i pół drogi zajmuje. Wypisali mandat, dla "kapusia" bo to mój samochód.

Państwo w państwie.

PS. W poprzednim roku zarobili na mnie około 1000zł. Właśnie przez takie o 2 czy 3 km przekroczenia prędkości. Przez gminę przechodzi droga krajowa. Mają tam zajebisty punkt zwolnieniowy, bo nikt nie jedzie więcej niż przepisowo, by mandatu nie dostać.

Czysta piekielność.

Straż Gminna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (632)
zarchiwizowany

#28094

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moda na rozmowy kwalifikacyjne to i ja dodam coś od siebie.

Mam koleżankę która wymarzyła sobie że chce zostać headhunterem oraz właścicielką firmy rekrutującej. W tym pomyśle bardzo wspiera ją jej ojciec. Kumpela jest dobrze zaznajomiona z różnymi technikami, często próbuje te techniki na znajomych i mówi co źle zrobiliśmy i co poprawić. Jako że dobry headhunter zna się na psychologii to właśnie studiuje psychologie.

Kiedyś przy kawie czy piwie zapytałem czy mógłbym kiedyś wziąć udział w prowadzonej przez nią rozmowie kwalifikacyjnej. Ostatnio dzwoni i mówi że w sobotę(tą co była) odbędzie się rozmowa w firmie jej ojca, jeżeli chce to mogę wpaść, jednak muszę być w garniturze. Oczywiście zgadzam się.

Pojawiam się o umówionej godzinie, gdzie czeka ona i jej ojciec. Jej plan jest taki że my we trójkę jesteśmy komisją. Każdy ma różne zadania, jej ojciec bada zdolności językowe wyszczególnione w CV, ona zadaje różne pytania, a moim zadaniem jest wyprowadzenie rekruta z równowagi. Na moje pytanie dlaczego ja, odpowiada że nikt nie umie argumentować swoich racji jak ja podczas kłótni o czym ona doskonale wie (przez miesiąc byliśmy parą i prawie ciągle się kłóciliśmy wiec chyba wie co mówi :D). Dostaliśmy od niej kartki na których były podpunkty jak: osobowość, języki, znajomość tematu, wygląd i kilka innych których teraz nie mogę sobie przypomnieć. Mieliśmy przy każdym podpunkcie postawić + albo - i krótko uargumentować dlaczego.

Rekrutacja odbywała się firmie jej ojca, która jest firmą dość ściśle współpracującą z firmą w Niemczech, i właśnie ta firma w Polsce jest pośrednikiem sprzedaży produktów na wschód, a dokładniej Białoruś, Rosję i Ukrainę.
Na dodatek Niemcy mają wykupione ileś udziałów i zapragnęli stworzyć nowe stanowisko pracy, dlatego jest ta rekrutacja. Jako że nowe stanowisko, ma być nowy zwierzchnik stanowiska podległy właśnie ojcu koleżanki. Czyli krótko mówiąc nowy dyrektor.

Jako że branża jest dość wąską, zgłosiło się tylko 25 osób. Koleżanka postanowiła przetestować wszystkich.

Najważniejszym punktem w CV przyszłych pracowników owej firmy była znajomość języka rosyjskiego na poziomie komunikatywnym w mowie i piśmie.

A teraz wymienię czego nie powinniśmy robić na rozmowie kwalifikacyjnej:
1.Schludny wygląd. Absolutna podstawa. Prawie wszyscy przyszli w garniturach bądź garsonkach, kilka osób w dżinsach, jednak w koszuli i ze sportową marynarką. Jeden pan przebił wszystkich. Przyszedł oczywiście w garniturze jednak po pierwsze nie wyprasowanym, po drugie z dupy spadały mu ciągle spodnie i było widać rowek, po trzecie na jego koszuli były plamy jakiegoś jedzenia. Nie przeszedł za wygląd bo funkcja w firmie dość reprezentacyjna.
2. Pewniacy, po czym poznać? Po ostentacyjnie żutej gumie do żucia. Nasze pytania zbywali półsłówkami. Ostentacyjnie ziewając. Nie wyrażając zainteresowanie. Odpadli wszyscy około 5 osób.
3. Kłamcy, ta grupa była najliczniejsza. Większość osób z tej grupy wyłożyła się na języku. W mowie jeszcze dobrze im szło. Jak mieli pisać odpali jedni po drugich (przypominam język Rosyjski). Trzech delikwentów jednak najbardziej zapadło w pamięć. Jeden kiedy kazaliśmy mu napisać po Rosyjsku meila do klienta bez ogródek powiedział ze od tego to on ma Google Translate, jak zapytaliśmy czy będzie gramatycznie odpowiedział że Rusek i tak zrozumie. Drugi wpisał w CV znajomość języków Angielskiego, Rosyjskiego i Niemieckiego w poziomie perfekt. Angielski bardzo dobrze, Rosyjski w mowie tez bardzo dobrze, z pisaniem gorzej jednak przeszedł na Niemieckim odpowiedział tylko sehr Gut. W piśmie taki sam poziom. Wpisał Niemiecki bo chciał mieć łatwiejszy start skoro firma współpracuje z Niemcami. Trzeci to jeszcze lepszy ananas. Facet wpisał takie samo stanowisko w CV gdzie pracował u konkurencji. Jako że konkurencja zna się jak łyse konie, szybki telefon do kolegi po fachu. Facet był jedynie zastępca kierownika. Wszyscy 3 odpadli.

A teraz przechodzimy do pytań psychologicznych. Które miały pokazać czy dany rekrutowany jest mocny czy słaby psychicznie. Na czym polegają te pytania. Pozwólcie że zademonstruje.

W trakcie zwykłej rozmowy, zwykłe pytania dotyczące pracy, języka czy wymagań. W środku tych pytań pada pytanie tak banalnie proste i łatwe jak np. Jak robi kotek? Rekrutowany odpowiada że miaucze. Potem pada pytanie czy może pan/pani zaprezentować. Jeżeli ktoś zaczyna miauczeć to znaczy że jest podatny na wpływy. Co za tym idzie może być podatny na stres, innych pracowników czy ludzi z zewnątrz. Jeżeli usłyszymy kiedyś takie pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej bądź bardzo podobne. Odpowiadamy krótko i zwięźle: To nie jest tematem naszego dzisiejszego spotkania. Bądź coś w tym stylu, wtedy pokazujemy przyszłemu pracodawcy że jesteśmy silni i zdeterminowani właśnie do pracy u jego. To tak na przyszłość.

Drugim testem który musiał przejść rekrutowany była kłótnia klienta z nim. Właśnie ja byłem tym klientem. Jak już wyżej wspominałem jak się z kimś kłócę to mówię najspokojniej w świecie na dodatek dość cicho i mocno się argumentuje, krzyczę dopiero w ostateczności. Kto dotarł do tego etapu*, musiał poradzić sobie ze mną. Cóż 3 osoby sobie nie poradziły, jedna kobieta się popłakała, druga wybiegła z sali natomiast facet chciał mi dla przykładu wpier*olić. Tylko różnica wagi i wzrostu chyba go zahamowała. Ja 190 i 100kg on 175 i może z 80kg wagi.

Oba etapy przeszły 3 osoby i teraz decyzja została w rekach ojca koleżanki.

Wyszedł mi taki mały poradnik:)

*-etapy. Rekrutacja była podzielona na dwie części rozmowę z pytaniem psychologicznym, którą przeszło tylko 4 osób. 2 dodatkowe wzięły się z tego ze zamiauczały, czy zagdakały ale się zreflektowały w połowie i wypowiedziało magiczne słowa. Jako że resztę pierwszego etapu przeszły bez szemrania daliśmy im jeszcze jedną szanse. Drugi etap to mój etap kontrolowanej kłótni.

Rekrutacja

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (217)