Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PluszaQ

Zamieszcza historie od: 14 lutego 2017 - 16:53
Ostatnio: 26 września 2019 - 11:03
  • Historii na głównej: 32 z 33
  • Punktów za historie: 5282
  • Komentarzy: 59
  • Punktów za komentarze: 507
 

#80426

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czym może grozić próba zrobienia przez gminę porządku w mapkach geodezyjnych? Wojną wśród sąsiadów...

Wychowywałem się na wsi, moi rodzice do tej pory tam mieszkają. I odkąd pamiętam, gmina nigdy nie myślała nad tym, żeby zrobić porządek w mapkach. A, że jest bajzel, wiedzieli w zasadzie wszyscy. W końcu nadszedł ten moment i zaczęły się cyrki.

Przyjechali geodeci. Znaleźli bodajże 2 stare słupki graniczne, które wzięli jako punkty odniesienia. Pomierzyli i wyszło, że to co jest na mapkach, a to co jest w rzeczywistości, różni się miejscami o jakieś 3 metry. Niestety, niektórzy postanowili wykorzystać sytuację, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z ogromu problemu. A szczególnie jeden osobnik, wiecznie wojujący z innymi sąsiadami, a ci zza płotu, to już w ogóle mają z typem ciężkie życie.

Ale nie przedłużając, gość dowiedział się, że granica jego podwórka wychodzi około 2,5 metra dalej, niż jest w rzeczywistości, czyli w praktyce, u sąsiada na środku wjazdu. I się zaczęło wojowanie. Że ma się natychmiast sunąć, bo zajmuje jego działkę. Tylko nie wziął pod uwagę jednej rzeczy. Szerokość jego podwórka się zgadzała z mapkami, jedynym mankamentem było to, że granice były poprzesuwane. Więc chcąc zyskać 2,5 metra z jednej strony, musi oddać tyle samo z drugiej.

I w tym momencie pojawił się drugi sąsiad upierdliwego jegomościa. Chyba chciał się odegrać za lata użerania, więc zażądał usunięcia płotu i postawienia go wg mapek. A skąd wiem, że zrobił to celowo? Bo granica wychodzi dokładnie przez środek salonu wspomnianego awanturnika. Więc na ścisłość, musiałby wyburzyć kawałek domu. Albo go jakimś cudownym sposobem przesunąć.

Póki co, dom stoi jak stał, sąsiedzi się nie pozabijali, więc ogłosili tymczasowe zawieszenie broni albo rozważają propozycję gminy. Czyli rozrysowanie nowych mapek w oparciu o aktualne granice działek i wykorzystanie prawa o zasiedzeniu.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (183)

#79787

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałem kilka dni temu telefon z mojego poprzedniego miejsca zatrudnienia. Od byłego kierownika. Pomijając litanię gróźb, obelg, rzucania mięsem pod moim adresem, straszeniem sądami i kilkoma innymi rzeczami, chodziło o to, że przeze mnie, mimo, że nie pracuję tam już ze 2 lata, firma poniosła znaczne straty na narzędziach.

A tak konkretnie. Pisałem kiedyś program dla konkretnej formy odlewniczej, którą ten zakład wykonywał na frezarkach. Pisany był pod konkretną formę i przede wszystkim, konkretny materiał, więc były również do tego dopasowane obroty, posuwy, wymiana narzędzi w bębnie, itd.

Z rozmowy z moim byłym kierownikiem dowiedziałem się, że zmienili rodzaj materiału, z którego te formy są robione. Na trochę twardszy. Taki wybór odbiorcy, nie wnikałem. Tyle, że żaden z technologów nie wpadł na to, by zajrzeć do tego programu i go po prostu w pewien sposób zaktualizować, w oparciu o nowe dane.

Więc poprzednio, gdy szły 2-3 frezy na całą partię (200 sztuk), teraz idzie nawet do 40. Narzędzia łamały się jak zapałki, jednak kierownictwo, zamiast poszukać przyczyny, postanowiło od razu znaleźć winnego. Przypomnieli sobie, że program pisałem ja, dodali dwa do dwóch i wyszło im, że to moja wina.

Byłego kierownika wyśmiałem, na odchodne usłyszał jedynie, że moja odpowiedzialność za te programy skończyła się w momencie, gdy rozwiązaliśmy umowę o pracę.

poprzednie miejsce zatrudnienia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (225)

#81488

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprzedaję samochód. I przy okazji krew mnie zalewa jeśli chodzi o potencjalnych kupujących. Nie sądziłem, że czytanie ze zrozumieniem jest w dzisiejszych czasach tak deficytową umiejętnością.

Ogłoszenie wystawiłem na otomoto. Opisałem w nim chyba wszystko co się dało. Każdą jedną naprawę, usterkę, wymianę, dodałem ze 20 zdjęć. Jest nawet podany numer VIN, by można było sprawdzić samochód w rządowej bazie danych. Cud, miód i orzeszki, bo w teorii powinny dzwonić osoby, które chcą się umówić na oglądanie samochodu. Dla własnej wygody napisałem, by w sprawie ogłoszenia kontaktować się ze mną pon-pt: 17-21, w weekendy w zasadzie cały dzień. Gdybym nie odbierał, nagrać się, a oddzwonię. Tyle teorii. W praktyce, tak słodko nie ma.

Rozumiem sytuację, gdy ktoś dzwoni, bo pewnej kwestii nie rozumie, bądź chce się w jakimś stopniu doinformować. Ale pytania o przebieg, pojemność, moc silnika, rocznik, wyposażenie, czy inne rzeczy, które są szczegółowo opisane, niektóre nawet sfotografowane, to zakrawa na lekką ignorancję. A najgorsi w tym wszystkim są ludzie, którzy dzwoniąc w moich godzinach pracy, a)potrafią cię zwyzywać, gdy chcesz do nich oddzwonić w bardziej pasujących ci godzinach; b)domagają się, byś to ty przyjechał do nich na oglądanie samochodu, często gęsto kilkaset kilometrów; c) chcą, byś sprzedał im samochód za połowę ceny, a najlepiej to jeszcze oddał za darmo, bo przecież są biedni/mają chore dzieci/ty jesteś bogatszy/inny powód.

W tym momencie więc, gdy widzę dzwoniący do mnie obcy numer, zanim odbiorę, muszę wziąć 3 głębokie wdechy na uspokojenie, bo na 99% jest to kolejny potencjalny kupujący.

PS. Rozważałem sprzedaż do komisu, ale ceny, jakie mi proponowali, były, delikatnie mówiąc, śmieszne…

Sprzedaż samochodu

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (187)

#81243

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczorajsza sytuacja w moim mniemaniu przebiła dno głupoty.

Pojechałem do banku zrobić przelew międzynarodowy. Nie mam odpowiedniego konta internetowego, więc pozostał mi jedynie oddział.

Akurat wychodziłem, gdy do środka wpadła sfrustrowana kobieta.
- Wy cholerni oszuści, przez was wciągnęło mi kartę!
- Mam rozumieć, że pani próbowała wypłacić pieniądze z bankomatu i maszyna nie wydała karty z powrotem, tak?
- A co ja przed chwilą powiedziałam, co!?
- Który to był bankomat?
- Tamten w rogu.

W tym momencie przybiłem w myślach facepalma. Na bankomacie była przyklejona kartka A4 z napisem "Awaria, zapraszamy obok". Obok stał drugi bankomat. Czytanie ze zrozumieniem trudna sztuka...

awaria bankomatu

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (169)

#78743

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem wczoraj z moją narzeczoną u jej rodziców w odwiedziny. I usłyszeliśmy historię, która w moim mniemaniu, wszelkie granice absurdu spokojnie bije na głowę.

Zanim ją jednak przedstawię, rzucę kilka faktów nt osiedla, na którym moi przyszli teściowie mieszkają.

1. W tym samym bloku co rodzice mojej narzeczonej, na 4 piętrze, mieszka pewien pan, dajmy na to Miecio. Jest sparaliżowany od pasa w dół, a z racji, że w bloku nie ma windy, to nie rusza się on specjalnie z mieszkania.

2. Pan Miecio jest przedstawicielem jakże specyficznej grupy "osiedlowego monitoringu". Jednakże dość nietypowym, bo osiedle obserwuje z okna własnego mieszkania przez lornetkę.

3. Osiedle nie jest najspokojniejsze. Zdarzały się pobicia, włamania do samochodów, czy kradzieże. W kilku przypadkach tego typu sytuacjom w ciągu dnia udało się zapobiec, dzięki właśnie panu Mieciowi, który dokładnie osiedle obserwował w tamtych momentach i na czas powiadomił odpowiednie służby.

4. O tym co pan Miecio robi, w sensie o jego "nadzorze" nad osiedlem i jego zasługach, wiedzą praktycznie wszyscy. Więc pomagają jego żonie jak mogą. Spółdzielnia nawet szuka dla niego zastępczego mieszkania na swoim osiedlu. Oczywiście w bloku z windą.

Po tym jakże przydługim wstępie, przejdźmy do historii właściwej.

Otóż, na tym osiedlu, jak się wczoraj dowiedziałem, mieszka również nauczyciel z pobliskiego gimnazjum. Z tego co wiem, nie cieszy się on szczególnie dobrą opinią wśród młodzieży. A w jedną z ostatnich nocy ktoś dość konkretnie uszkodził mu samochód. Podejrzenie padło na jego uczniów. Ale mniejsza o nich. Ważne jest, co zrobił właściciel samochodu.

Rano, gdy zorientował się, że ktoś nieźle mu samochód urządził, wpadł do mieszkania pana Miecia z dziką awanturą. Oskarżył go o to, że, uwaga, w nocy nie zareagował, jak jakieś małolaty niszczyły mu samochód. Jak to usłyszałem, to się prawie kawą zakrztusiłem.

W mieszkaniu mało nie doszło do rękoczynów. Zareagował sąsiad zza ściany, bo usłyszał odgłosy awantury, które u pana Miecia nie zdarzały się nigdy.

I teraz, znajdź tu człowieku logikę. Starszy człowiek po części pewnie z nudów, ma oko na całe osiedle, reaguje szybciej, niż niektórzy wstają z kanapy, zostaje zwyzywany i mało nie pobity, bo w nocy spał, zamiast pilnować samochodu jakiegoś kretyna, który na domiar złego jest nauczycielem i sam powinien dawać przykład.

osiedlowy monitoring

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (242)

#85351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie sądziłem, że firmy kurierskie zatrudniają takich analfabetów...

U moich rodziców jest pies. Duży pies. Kaukaz, 82 kg. Cholernie terytorialny, dlatego obcy mają generalnie zakaz wstępu na podwórko, psa trzeba wcześniej zamknąć w kojcu. W dodatku na bramce jest stosowna tabliczka informująca.

Ale do rzeczy. Kilka dni temu zamawiałem coś kurierem. Paczki z reguły idą do domu rodziców, bo tam zawsze ma je kto odebrać. Niemniej jednak zawsze nakazuję przekazać kurierowi pakiet informacji. Po pierwsze w danym dniu, z rana, ma się ze mną skontaktować, że przesyłka będzie doręczona plus orientacyjna godzina, bo a nuż rodzicom coś wypadnie. Druga, równie ważna, o ile nie ważniejsza kwestia: kategoryczny zakaz wchodzenia na podwórko na własną rękę.

Ktoś tych dwóch rzeczy nie przekazał kurierowi. Nie zadzwonił, nie wysłał żadnej wiadomości, że paczkę wtedy przywiezie. Może nie wiedział, nie wnikam. Ale drugiej rzeczy nie rozumiem. Przyjechał pod dom, stał dobrych kilka minut, trąbił, z tego, co wiem, wielokrotnie, dzwonił domofonem, nikt nie wyszedł - więc nikogo w domu nie było. Ale był chyba służbistą, więc postanowił przeskoczyć przez płot i jednak tę paczkę przy drzwiach zostawić.

Wyobrażam sobie jego minę, gdy przywitał go pies. Na szczęście kurier nie zrobił najgłupszej rzeczy na świecie i nie zaczął uciekać, bo wtedy miałbym pewnie prokuratora na karku. Stanął w bezruchu i czekał, chyba na zbawienie, które dotarło po kilku godzinach w postaci moich rodziców. Psa zamknęli w kojcu, paczkę zabrali, kuriera puścili wolno.

Ale historia ma swój ciąg dalszy.

Dzień następny, dzwoni do mnie ktoś z firmy kurierskiej. Oskarża mnie o zamach (!) na życie i zdrowie ich kuriera.

Pytam spokojnie, czy kurier dostał wszystkie informacje, które kazałem mu przekazać? Yyy, jakie informacje...

Pytanie kolejne, czy kurier jest analfabetą i nie potrafi przeczytać tabliczki na bramce? Jakiej tabliczki? Wysłałem zdjęcie. Przepraszamy, doszło pewnie do jakiegoś nieporozumienia. Taa, nieporozumienia, które mogło sporo kosztować kuriera...

Napis na tabliczce brzmi "Wejście bez zgody właściciela grozi śmiercią lub trwałym kalectwem”.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (175)

#85264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dnia 1 czerwca. Dzień dziecka, sobota przed niedzielą niehandlową. Więc pod centrami handlowymi sajgon.

To, do którego wybraliśmy się z moją już małżonką, postanowiło wyjść naprzeciw klientowi i zorganizowało na parkingu wielki namiot z różnymi atrakcjami dla dzieci. Tak, by rodzic mógł tam pociechę w spokoju zostawić i udać się na zakupy. W środku jakiś mały placyk zabaw a'la "kulkowo" dla najmłodszych, mało skomplikowane planszówki, tablice do rysowania flamastrami i markerami, kolorowanki. Ogólnie bomba.

Bomba, która niestety wybuchła, bo ktoś nie zdawał sobie sprawy jak wygląda pilnowanie takiej chmary dzieci. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, coby szkraby się gdzieś po parkingu nie rozbiegły.

A że się rozbiegną, jak nikt im nie zwróci uwagi, było wręcz pewne. Nie, żadne z nich nie zaginęło, o ile mi wiadomo. Dzieciakom po prostu znudziło się mazanie flamastrami po ścieralnych tablicach, więc ich ofiarą stały się samochody. Efekt raczej nietrudny do przewidzenia. Co drugi samochód miał "makijaż".

Akurat trafiliśmy z małżonką na moment, gdy pod namiotem zrobiło się gorąco. Z jednej strony opiekunki, z drugiej rodzice pociech, a z trzeciej przypadkowe ofiary dziecięcej nudy. I każdy naskakiwał na każdego, próbując zrzucić z siebie winę.

Mój samochód nie podzielił losu innych upiększonych z jednego powodu. Był po prostu brudny, więc dzieciaki chyba uznały, że nie warto.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (132)

#82965

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skąd się biorą wysokie ceny za OC/AC? W dużej mierze podziękujcie za to ASO.

Znajomy miał niedawno stłuczkę. Nic poważnego, do wymiany przedni grill i lampa. Plastiki i blachy w zasadzie nienaruszone, jedynie z zatrzasków wyskoczyły. Szkoda poszła przez AC, po kilku dniach przyjechał rzeczoznawca wycenić koszt naprawy. I znajomemu z wielkim hukiem kopara opadła. Za naprawę w.w. szkody, wyszło 8500 zł.

Wycena szczegółowa:
lampa - 1000zł
grill - 1500zł
robocizna, w tym poskładanie plastików i blach, które wyskoczyły - 6000zł.

Z ciekawości sprawdził, za ile orientacyjnie mógłby kupić poszczególne elementy. Z robocizną, w nieautoryzowanym warsztacie, zmieściłby się w 1500 zł. I samochód miałby w zasadzie następnego dnia, bo blacharz wprost mu powiedział, że mając części, to jest kilka godzin roboty. A tak, auto uziemione na ponad tydzień...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (177)

#81926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wypalanie traw, czyli odwieczny problem dla strażaków każdej wiosny.

Załatwiając wczoraj w skarbówce kwestie związane z PIT-em, wpadłem przypadkowo na znajomego jeszcze z czasów gimnazjum. Aktualnie pracuje on w powiatowej PSP. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat pracy i przyznał, że teraz na wiosnę mają wręcz urwanie kapelusza. Nie ma dnia, żeby nie było wyjazdu do wypalania traw. Z reguły wystarcza jeden zastęp, ale kilka dni temu mieli wyjazd na akcję, gdzie potrzeba było ich 5. 3 od nich z powiatu, 2 kolejne to siły z lokalnego OSP.

Przyczyna pożaru ta sama. Jakiś inteligentny jegomość postanowił wypalić trawę na polnej drodze. Pech chciał, że przy dość suchej wiośnie, jaką mamy teraz, wypaliła się nie tylko droga, ale również ze 4 hektary nieużytku, który był 30 metrów dalej. Dodatkowo istniało zagrożenie, że ogień ogarnie też kilka zabudowań gospodarczych, bo zaczął już dość blisko podchodzić.

Strażacy wezwali policję, mundurowi podpalacza przymknęli. Będzie miał za to podpalenie sprawę w sądzie. Akcję obtrąbiły lokalne media, wieść się rozeszła, poszedł apel do mieszkańców o niewypalanie traw.

Znajomy się śmiał, że niby reakcja prawidłowa, ale wczoraj znowu mieli 2 wezwania. Znowu do wypalanej trawy. Do niektórych to naprawdę jak grochem o ścianę...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (161)

#81703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zrobiło się ciepło. To chyba zauważył każdy. Więc z bratem postanowiliśmy wykorzystać wczorajszy piękny dzień i otworzyć sezon grillowy.

Rodzony przyjechał z żoną chwilę po 16.00. I tak sobie siedzimy, gadamy, popijamy piwko, w tle cicha muzyka. Sielanka normalnie. Na grillu dochodzą szaszłyki, kiełbaski, karczek.

Godzina 17.00, słyszę pukanie do drzwi. Gości innych nie przewidywałem, więc patrzę przez judasza. Sąsiadka. Oho, będzie ciekawie, myślę. Ciekaw jestem, co znowu wymyśliła? Muzyka za głośno?
- Witam sąsiadkę.
- Witam. Mógłby pan zgasić tego grilla?
- Ale dlaczego, przecież on nikomu nie przeszkadza?
- Mi przeszkadza, bo od pół godziny dzieci mi marudzą, żeby im grilla zrobić. Zobaczyły u pana. A ja nie mam nic kupione, a sam pan wie, że sklepy pozamykane. A jak pan zgasi, to przestaną mi truć.
- Pani wybaczy, ale to chyba nie jest w pani kwestii wydawać zezwolenie na to, kto może sobie grilla na balkonie rozpalić, a kto nie? Poza tym, ten sklep na rogu na końcu ulicy jest otwarty. Tam pani wszystko kupi.
- Na pewno nie jest otwarty, bo w telewizji mówili...
- W telewizji mówili również, że jak właściciel siedzi sam na kasie, to można sklep otworzyć. Do widzenia.
Poszła, po minie było widać, że niezadowolona jak diabli.

Mija może 2 minuty i słyszę już nie pukanie, a walenie do drzwi. Nawet przez judasza nie patrzyłem, wiedziałem że sąsiad przybiegł jako wsparcie dla żony.
- Zgaś tego grilla...
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Ale ja widzę, bo zaraz pier*olca dostanę w mieszkaniu. Nic tylko, "tato rozpalisz grilla?", "tato, ja chcę kiełbaskę"
- Pan wybaczy, ale to nie moje dzieci i nie moje zmartwienie. I nie mam zamiaru dla czyjegoś "widzi mi się" zmieniać planów na dzisiejsze popołudnie. A teraz żegnam.
- Ja po policję zadzwonię!
- I co im pan powie? Że sąsiad sobie kiełbachę na grillu smaży, a komuś zapachy smaka robią? Pan mnie nie rozśmiesza, policjantów zresztą też. Do widzenia!

Co za ludzie...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (225)