Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PooH77

Zamieszcza historie od: 21 maja 2012 - 13:26
Ostatnio: 10 września 2021 - 23:50
  • Historii na głównej: 27 z 42
  • Punktów za historie: 16460
  • Komentarzy: 1752
  • Punktów za komentarze: 10413
 

#84913

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szedłem do pracy.

Wzdłuż chodnika piękna trawa, idealne miejsce na pozbycie się całonocnego balastu. Tak zapewne pomyśli każdy pies, który jest tam wyprowadzany, a co z tym zrobi właściciel? Albo sprzątnie, albo...

No właśnie. Więc szedłem do pracy, a na trawie pan właściciel z labradorem. Coś mnie tknęło, więc wyciągnąłem telefon w momencie, w którym psinka zaczęła zjeżdżać po skoczni. Zatrzymałem się i skierowałem urządzenie na nich. Pies skończył, ruszył. I pan za nim.

- I co, zamierza pan to tak zostawić?
- A co mam, k***a, z tym zrobić, zakopać?!?
- Niekoniecznie, sprzątnąć wystarczy do woreczka, ale zakopać też pan może.
- A weeeeź, gówniarzu, sp*******j, nie mam co robić!
- Ok, tak tylko wspomnę, że nagrywam całe zajście. Za mandat może pan kupić worki na rok.

I w tym momencie nastąpiło coś, czego się nie spodziewałem. Facet się odwrócił, schylił i sięgnął po g****o gołą ręką. Bez słowa. A wcale nie było tego mało, w końcu duży pies, a noc też długa była. Twardziel!

Cóż, pełen sukces. Tak czy inaczej, ten gówniarz (42 lata) nie miał włączonego nagrywania...

Wielka kupa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (167)

#84918

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czekałem na autobus.

Wiata autobusowa jest ustawiona przy dwupasmowej jezdni. Jest to pierwszy przystanek za rondem, więc widać, jak pojazd zatrzymuje się na światłach przed podjazdem. W tym właśnie momencie kilka osób wstało i ruszyło w kierunku krawędzi chodnika.

A z przeciwnego kierunku, chodnikiem, nadjechał rowerzysta. Idiota, żeby nie wpieprzyć się w tłum, miał dwa wyjścia: odbić w wiatę lub wyjechać na ulicę. Wybrał bramkę nr 2.

Z jaką prędkością pop*******ł niech świadczy fakt, że wyrzuciło go na drugi pas. Zatoczka, jeden pas drugi pas. Do ronda jest tam około 50 metrów, prawie tam dojechał.

I całe szczęście tylko, że zielone światło mieli kierowcy ulicy prostopadłej do tej, na którą sobie wyskoczył...

Pedalarze

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 83 (89)

#84582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W kwestii nieco już przygaszonego problemu...

A mianowicie - taxi. Musiałem dzisiaj skorzystać z korporacji. Pan przyjechał błyskawicznie, a o to mi chodziło, mało miałem czasu. Daleko nie było, około 3 km. Taksówkarz, jak tylko usłyszał adres docelowy, sapnął pod nosem, burknął i ruszył.

Tempem spacerowym.

Na drodze dwupasmowej, gdzie w pewnym miejscu z racji remontu prawy pas jest zjazdowym, pan kierowca jechał 30-35 km/h do jego samego końca, przepuszczając nawet dość daleko jadący autobus. Ale! Zanim do końca pasa dojechaliśmy, były jeszcze światła, które spokojnie byśmy minęli, gdyby tempo jazdy było prawidłowe. A tak? poczekaliśmy na zmianę, potem dojazd do końca drogi. Na kolejnych światłach to samo. Żółwia jazda, czerwone przed nosem, czekamy.

A licznik bije...

Przy tych drugich światłach już mnie koleś z lekka zirytował, bo ewidentnie walił w ch*ja po to, żeby przejazd bardziej się opłacał. Więc zwróciłem mu uwagę, że dawno nie jechałem z taką złotówą i poproszę numer licencji, bo przy następnym razie będę prosił panie z dyspozytorni o nie wysyłanie takich cwaniaczków do zamówienia. Pan kierowca zbladł, zsiniał, nabrał powietrza i... chciał się chyba uzewnętrznić, ale tylko upuścił powietrza.

Za to na miejscu, po opłaceniu przejazdu, kiedy otworzyłem drzwi, wysiadam i mówię: "Do widzenia, miłego dnia!" otrzymałem baty...

"A weeeź pan spierd*laj, d*py na autobus nie chciało się ruszyć, tylko taksówki zamawia na parę kilometrów, wielki pan z miasta!"

Przejazd kosztował 16 pln, zapłaciłem kartą.

Taxi czy Bolt?

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (134)

#83762

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od kilku miesięcy jestem w Afganistanie i tak będzie do końca stycznia przyszłego roku. Akurat w połowie pobytu kończyła mi się umowa z Play, więc przed wyjazdem zdecydowałem się na zmianę, chciałem ściągnąć łańcuchy i nie wiązać się więcej umową abonamentową, tym bardziej, że te wcale nie są lepszą opcją niż umowy krótkoterminowe. Mój wybór padł na Nju.

Zanim się na niego zdecydowałem, dopytywałem kilkukrotnie przez infolinię, czy nie będzie problemów z uruchomieniem usługi, kiedy poprzedni operator wyłączy swoją, a nowy będzie musiał ją aktywować. Oczywiście, nie ma absolutnie żadnych przeciwwskazań, wielokrotnie już takie sytuacje mieli i nikt nie zgłaszał komplikacji.

Nie zgłaszał - nie znaczy, jak się okazało, że ich nie ma...

Numer, jak łatwo się domyślić, jest nieaktywny. Nie ma możliwości rejestracji w afgańskiej sieci, karta SIM nie pozwala na taką opcję. Ponieważ brak jest w Nju kontaktu drogą mailową, nieźle musiałem się napocić, żeby znaleźć sposób na kontakt telefoniczny. To nie taka prosta sprawa w bazie wojskowej, na terenie zamkniętym... Miejscowej karty sobie nie kupię.

W końcu się udało. Pomoc techniczna. Miła pani po drugiej stronie podpowiada, żebym zmienił IPv6 na IPv4 (wersja protokołu internetowego). Na moje pytanie, co ma wspólnego protokół internetowy z rejestracją w sieci pani uprzejmie odpowiada, że nie wie, ale warto spróbować... Ale skoro jest taki ustawiony, to może sprawdzenie karty w innym telefonie pomoże. No nie, nie pomoże, sprawdzałem. No to ona nie wie...

Aha.

Rozłączam się, próbuję się uspokoić, dzwonię raz jeszcze, może ktoś kompetentny tym razem odbierze. Odzywa się miły facet. Proponuje to samo ($&&@#^*(!%^!!!). Zaczynam unosić głos, bo robią ze mnie debila. To przekonuje pana, by przyjąć łaskawie zgłoszenie, pan informuje, że na zgłoszeniu widnieje dopisek "pilne", ja ładnie dziękuję i kończymy rozmowę.

Zmieniło się, póki co, tyle, że telefon komunikuje że kartę zarejestrowano w sieci, po czym natychmiast dostaję komunikat o ograniczonych usługach (połączenia alarmowe). Czyli - coś tam próbują, ale bez sukcesów.

W związku z powyższym nie mogę robić przelewów, bo na nieczynny w tej chwili numer są wysyłane kody operacji bankowych, nie wspominając o tym, że numer ten podałem też w CV, które rozesłałem w kilka miejsc i czekam na telefon w sprawie pracy...

A wystarczyło poinformować, że za granicą mogą wystąpić problemy z aktywacją numeru, poczekałbym te 3 miesiące ze zmianą operatora...

Warzone

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (116)

#83533

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O kurierach było wiele, ale DHL przechodzi wszelkie pojęcie.

Kilka miesięcy temu zamówiłem paczkę przez DHL. Mieszkamy w bloku 8-rodzinnym, mały, piętrowy budynek, 2 klatki z opisanym zakresem mieszkań przy każdej, ze skrzynkami pocztowymi również.

Co zrobił półinteligent z DHL? Nawet nie podjął próby kontaktu, a w systemie informacja, że były dwie próby doręczenia i adresata nie zastano. Paczka do odbioru w Solcu Kujawskim - czyli muszę po nią jechać 20 km w jedną stronę, z Bydgoszczy. Zero awizo, zero kontaktu. Po prostu leniwy tępak nawet nie spróbował opłaconej paczki dostarczyć, przez co naraził mnie na kolejne koszta. I stratę czasu.

Odpuściłem, szkoda czasu na denerwowanie się takim dziadem.

Ale teraz to już postąpili złośliwie. Albo zatrudniają ameby.

Kolejne dwie paczki, zamówione przez DHL, bo innej opcji nie było. Czułem w kościach, że będzie grubo.

Pierwsza miała być 07.11, druga 13.11 Obie nie dotarły, znowu to samo, nastąpi druga próba dostarczenia. Żeby było ciekawiej, pierwszą z nich przekierowałem do Punktu Odbioru Paczek, bo wiedziałem, że w godzinach dostarczenia nie będzie nikogo w domu. Jest 5 dni po terminie i cisza. Wcięło paczkę. Amba. Zapewne znowu będę musiał jechać do Solca.

Z żadnym innym kurierem nie miałem problemów, których nie dało się rozwiązać przy odrobinie zaangażowania z obu stron.

DHL

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (104)

#83519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obługa klienta, Service Desk, branża IT. Afganistan, baza wojskowa.

Środek nocy, 99% personelu śpi, zostały tylko osoby na dyżurach, w razie wielkiej wagi problemu, ale takiej naprawdę wielkiej, dzwonię do technika i wysyłam go do delikwenta. Reszta problemów czeka w systemie, zarejestrowana, do rana, do godzin służbowych.

Więc zgłasza mi użytkownik problem.

- Dobry wieczór, komputer mi nie działa.
- Dobry wieczór. Jakie objawy?
- Nooo... nie działa. Prądu nie ma.
- Rozumiem. A próbował pan wcisnąć przycisk "Power"? Może listwa jest wyłączona? Może komputer jest odłączony od prądu?
- Niemożliwe, działało, teraz już nie działa, sprawdzałem, podłączony, co mi tu sugeruje...!
- Dobrze, zakładam zlecenie, wysyłam technika.

Zakładam, dzwonię, wysyłam.

Potem czytam raport: "Odłączona wtyczka od obudowy, najprawdopodobniej użytkownik nogą odłączył kabel, do zamknięcia".

Więc tak, sugeruję, że jesteś debilem.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (158)

#83518

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W miejscu mojej pracy z toalet korzysta średnio 50 osób dziennie, sami faceci. Na drzwiach każdej są przyklejone dwie informacje: żeby zostawiać po sobie czystą muszlę, co i tak niczego nie zmienia, zawsze znajdzie się taki, co to jak mamy albo żony nie ma to po sobie nie sprzątnie, no i aby nie wrzucać do niej papierowych ręczników i mokrych chusteczek. W formie obrazków, jeśli by komuś czytanie problem sprawiało.

Jaki efekt?

Co najmniej dwa razy w tygodniu, dwa na sześć dostępnych zapchane, cała zawartość na zewnątrz... E tam, przyjdzie sprzątacz i ogarnie, nie?!?

Jakim trzeba być imbecylem, żeby mieć to w głębokim poważaniu?!?

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (131)

#83351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie - żeby nie było, żem cham i prostak i nie rozumiem kobiet w ciąży, że popieram tych, co ciążę traktują jak chorobę.

Nie. To naturalna kolej rzeczy, że kobieta chce się spełniać w roli matki. I za jaja wieszałbym tych, co "za ciążę" z roboty chcą wyrzucać. ALE...

Pewna pani, żołnierz, w ramach jakiejś takiej, dziewczęcej, niepohamowanej żądzy zemsty, namieszała w koncie użytkownika. Ponieważ miała takie uprawnienia - resetowała kilka razy dziennie hasła, zamieniała litery w loginie i inne takie chochlikowe zagrania. W skrócie - uniemożliwiało to jakąkolwiek pracę temu użytkownikowi. Żeby było ciekawiej, do tematu zaangażowała również swoją psiapsiółkę i działania wykonywały z konta tej drugiej. Cwana bestia.

A wszystko przez faceta, z którym jest obecnie prowodyrka, a wcześniej była ta, która jest na tapecie.

Sprawa się rypła, wszystko zostało w logach, więc łatwo administrator doszedł do tego, kto się zabawia. Ruszyła procedura, postępowanie wyjaśniające, zmierzające w prostej linii do dyscyplinarnego.

Ups... czas się ewakuować. Tak pomyślała młoda dama, która była narzędziem w rękach tej cwanej. Więc co? Zwolnienie lekarskie! Cóż, może i dobry sposób, ale na pewno nie na to, żeby sprawę wyciszyć. To i tak tylko odłożenie w czasie tego, co nieuniknione.

Po zakończeniu postępowania "góra" zdecydowała, że w ramach kary ta, co pozwoliła się tak wrobić, zostanie przeniesiona do innej jednostki. Niby ok, jest zbrodnia - jest kara, w zasadzie nawet adekwatna do przewinienia. Tylko że żeby przeniesienie doszło do skutku, ukarana musi je podpisać, czyli być w pracy. Ponieważ jednak nie w smak było młodej się przenosić, po konsultacji sprawy z rodziną młoda postanowiła zajść w ciążę. Ciąża zagrożona, musi leżeć, być pod stałą obserwacją, 9 miesięcy zwolnienia, potem macierzyński, wychowawczy. 2,5 roku jak w mordę strzelił!

Następnie druga ciąża, kolejne 2,5 roku w domu. W sumie, co najmniej, 5 lat. Pasuje, bo do wcześniejszej emerytury brakuje właśnie 5 lat...

A etat, który teraz jest zajęty, taki pozostanie tak długo, aż winna albo nie podpisze przeniesienia, albo nie odejdzie do cywila. I ktoś za nią pracę musi wykonywać.

Ciąża zagrożona, jestem burak, że się czepiam? Tylko że dziewczę śmiga po sklepach aż miło, samochód prowadzi, zakupy robi, na koncerty jeździ. Nawet zdjęcia na FB z jednego umieściła...

Skąd wiem, że drugie dziecko już jest w planach? Cały misterny plan opisała w smsach koledze, który siedzi w Warszawie i zajmuje sprawami kadrowymi.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (194)

#83361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodnik łączący dwa przystanki autobusowe w moich okolicach jest bardzo wąski, może 1,5 m, ograniczony z jednej strony ekranami dźwiękochłonnymi, a z drugiej - żywopłotem. Takim starym, wyrośniętym, krzaczorem.

I jest pewien młodzieniec, który sieje terror na rowerze. Popyla jak głupi tym chodnikiem, bardzo często zmuszając ludzi do wpadania w krzaki albo wskakiwania wręcz na ekran. Przy okazji głośno daje wyraz swojemu niezadowoleniu w niewybrednych słowach o ludziach, którzy: "wpier....lają się pod koła, jeszcze na ramę mi wskocz, p...do!" Oczywiście po drugiej stronie ulicy jest piękna, szeroka ścieżka rowerowa.

Mnie też raz wystraszył. Kolejnego razu nie było.

Wybrałem się z żoną na spacer. Suniemy leniwo chodnikiem, gdy zauważyłem z naprzeciwka tegoż delikwenta. Wyraźnie widać, jakie ma nastawienie do nas, pieszych: szeroko rozstawione łokcie, jakby się Rubinów nadźwigał, lekko przygarbiony, czekający na konfrontację.

No, to się doczekał.

Lekko zwolniliśmy, poprosiłem żonę, by schowała się za mną. Sam poczekałem na "kolarza", zatrzymałem się w momencie, w którym mnie mijał, przyjmując postawę "bezpieczną autobusową". Nic mnie nie ruszy.

Wystarczyło lekkie, dosłownie delikatne, trącenie łokciem, żeby kilka metrów dalej rumak oddzielił się od jeźdźca. Rumak na chodniku, a jeździec w krzaczorach. Oczywiście udałem zaniepokojenie, podszedłem do nieszczęśnika zapytać, czy wszystko w porządku, jednocześnie upominając, że rowerem to po ścieżce abo po ulicy, bo tu bardzo wąsko jest... Żeby tylko widział mój wzrok i lekko uniesiony kącik ust, mówiący wszystko o mojej satysfakcji...

Nawet nie syknął. Bez słowa odjechał. Na najbliższych światłach zmienił stronę.

Mówcie mi "Lucyfer" :)

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (277)
zarchiwizowany

#77665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szybkie zakupy po pracy, wpadłem do "Biedry" po wodę. Przechodziłem, siłą rzeczy, obok bakalii na wagę. Stał tam, przy pistacjach, pewien facet. Zerknąłem na niego, bo coś tam mamrotał pod nosem. Miał dwa woreczki z pistacjami. A przynajmniej tak to wyglądało, dopóki nie zrozumiałem, co on tam marudzi.

"P...olę, pustych nie biorę"...

W jednym woreczku miał przebrane orzechy, w drugim te puste.

No tak. W końcu drogi interes, jak płacić - to za pełnowartościowy towar.

Bydgoszcz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (45)