Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PsychopathicCountess

Zamieszcza historie od: 12 października 2020 - 17:24
Ostatnio: 19 października 2022 - 8:11
O sobie:

Kobieta. Żona/Matka. rocznik 89' Pochłaniaczka książek. Marzycielka. Gaduła. Wrażliwiec. Oaza spokoju, z okresowymi wybuchami podwodnych wulkanów. Kolekcjonerka broni. Strzelec sportowy. Świetny słuchacz. Kociara.
Konserwatyska w kwestiach społecznych, liberał w gospodarczych i obywatelskich (jednym zdaniem: rób co chcesz, tylko mi o tym nie opowiadaj, jeśli nie pytam, i nie licz, że będę się zachwycać. Rozróżniam tolerancję od akceptacji i poparcia. Toleruję baaardzo dużo, akceptuję trochę mniej, popieram tylko to, co subiektywnie uważam za dobre, słuszne, zdrowe, normalne, naturalne i potrzebne).

Ostrzeżenie: bywam wredna i złośliwa. Ale także miła i ciepła.

  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 601
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 88
 
zarchiwizowany

#87410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam we Wrocławiu, w związku z czym spotykam Ukraińców na każdym kroku (naprawdę jest ich tu bardzo dużo). Większość to zupełnie normalni, sympatyczni ludzie (przynajmniej ci, których choć trochę poznałam, czy to w pracy, czy pracownicy pobliskich sklepów), ale ostatnio trafiłam na egzemplarz wyjątkowy - wyjątkowy burak, wyjątkowo uparty.

Wracając do domu weszłam do pobliskiej żabki, minęłam lekko podpitego Ukraińca, który stał w pobliżu kas, zachowując się dość głośno. Myślałam, że stoi w kolejce, więc kiedy już skompletowałam zakupy, chciałam stanąć za nim, jednak facet zrobił krok w bok, i gestem pokazał, że mogę podejść bliżej kasy, bo najwyraźniej był tam tylko na gościnnych występach, gapiąc się na ludzi, i zaczepiając niektórych.

Gdy ostatnia osoba robiąca zakupy przede mną, wyszła ze sklepu, pijany Ukrainiec zwrócił uwagę na mnie, i mój (wcale nie taki duży, ale najwyraźniej wystarczający...) dekolt. Usłyszałam lekko bełkotliwą uwagę, że mam "fajne cycki"... Spojrzałam na gościa z dezaprobatą, i nic nie odpowiedziałam, bo niby co takiemu powiedzieć? Na brak reakcji odpowiedział krokiem w moją stronę, i ponowił "komplement". Nawet nie odwracając głowy, odpowiedziałam, że "tak, wiem, mój mąż też je lubi", licząc, że wzmianka o mężu ukróci jego zapędy na Casanovę (czasem działa...). Ale się przeliczyłam, bo zaczął coś do mnie mówić po ukraińsku, w dodatku na tyle niewyraźnie, że kasjerka, choć również Ukrainka, też go nie zrozumiała. Nie zamierzałam reagować na jego awanse, ale ponieważ się nie zamykał, i coraz wyraźniej wchodził w moją przestrzeń osobistą, poprosiłam żeby się trochę odsunął, oraz poinformowałam go, że po pierwsze nie rozumiem co mówi, a po drugie i tak nie mam ochoty z nim rozmawiać. Chyba zarejestrował tylko >po pierwsze<, bo powtórzył pierwsze wypowiedziane po ukraińsku zdanie. Chyba trochę wyraźniej, bo choć ja nadal nie rozumiałam co do mnie mówi w obcym języku, to kasjerka zacisnęła szczękę, posłała mu mordercze spojrzenie, i coś do niego warknęła w ich wspólnej mowie, po czym przeprosiła mnie za rodaka. Zapewniłam dziewczynę, że przecież nie jej wina, i ona akurat nie ma za co przepraszać, i czekałam dalej na koniec kasowania. Gość w tym czasie zapytał mnie chyba z trzy razy, tonem zdumionego oburzenia, czy na pewno nie rozumiem po ukraińsku, po czym, z mizernym skutkiem, próbował przejść na polski. Ponieważ był nie do końca trzeźwy, i najwidoczniej języka też nie opanował za dobrze, to nadal nie zrozumiałam ani słowa. Ale chyba pani za kasą coś zrozumiała, a druga, Polka, która wyszła spomiędzy regałów widocznie miała już dość faceta nagabującego jej stałą klientkę, bo po uprzednim zapytaniu czy pan zamierza coś kupować, obie zaczęły go dość intensywnie wypraszać ze sklepu. Wspólnie, w dwóch językach, przeganiały go do wyjścia, jak natrętną muchę. Usłyszał (od Ukrainki), że jeśli nie umie się zachować wśród ludzi, to niech wraca na Ukrainę, i nie robi wstydu rodakom (to zrozumiałam, bo dziewczyna, chyba z nerwów, mówiła trochę po ukraińsku, a trochę po polsku), a od Polki, że jak nadal będzie zaczepiał klientów, to wezwie policję. Skończyłam pakować zakupy i wyszłam w momencie, kiedy jedna z nich trzymała otwarte drzwi, a druga sukcesywnie "wypychała" faceta ze sklepu (w cudzysłowie, bo nie dotknęła go ani razu, tylko zmuszała do cofania się).

Kiedy gość zrozumiał, że w sklepie już nie ma czego szukać, a ja wyszłam, postanowił kontynuować swój "podryw" na zewnątrz, i lazł za mną po ulicy. Do domu miałam niedaleko, więc starałam się go zwyczajnie ignorować, i iść w swoją stronę, ale był cholernie uparty. Po kolejnej zaczepce, w żołnierskich słowach kazałam mu się ode mnie odczepić i iść gdzie go oczy poniosą (wbrew temu co możnaby pomyśleć po takim opisie, spieszę zapewnić, że, o dziwo, udało mi się nie użyć w tym zdaniu żadnego przekleństwa, i nawet zachowałam formę "pan", mimo tego, że adwersarz zupełnie na nią nie zasługiwał - po tekście o "cyckach" usłyszałam jeszcze, że mam "zajebistą dupę" (jak ktoś lubi nadwymiarowe, to może i tak), oraz, że on mi chętnie pokaże co może robić z kobietą "prawdziwy mężczyzna", na co odpowiedziałam, że wątpię, żeby jakiegoś znał, i przyspieszyłam kroku).

Zirytował mnie naprawdę poważnie, kiedy, kilkanaście metrów od mojej bramy, zastąpił mi drogę i wykonał gest jakby chciał chwycić mnie za ramię. Odsunęłam się odruchowo, i jednocześnie wyciągnęłam przed siebie rękę zaciśniętą na gazie pieprzowym, który już od jakiegoś czasu trzymałam w dłoni, a dłoń w kieszeni kurtki. Nie zdążyłam jednak nacisnąć i wypuścić gazu, bo gość z dziwnym okrzykiem zaczął

uciekać jak oparzony! Dopiero wkładając gaz do kieszeni zorientowałam się, że gdy podnosiłam rękę, uchyliła mi się poła kurtki, odsłaniając kaburę, i znajdujący się w niej pistolet. Tak, czasem noszę broń, bo strzelam sportowo, a tego wieczora wracałam właśnie ze strzelnicy. Zwykle w takiej sytuacji kurtkę mam zapiętą całkiem, albo chociaż częściowo, żeby zasłonić kaburę, (taki jest zresztą wymóg prawa - broń należy nosić ukrytą), ale ze strzelnicy podwoziła mnie koleżanka uwielbiająca robić saunę ze swojego samochodu, więc kurtkę miałam całkiem rozpiętą. Świadomie w życiu nie pokazała bym komuś w takiej sytuacji, że mam przy sobie broń, a już na pewno nie po to żeby mu grozić (albo jesteś zdecydowany wystrzelić, albo nie noś przy sobie, i nie wyciągaj broni, bo ci ją jeszcze ktoś zabierze...), ale stało się, i od tamtej pory reakcja tego gościa, i wspomnienie jego sprintu, bawią mnie niezmiennie tak samo :D Jestem tylko ciekawa czy, a jeśli tak, to jak opowiedział tę sytuację swoim znajomym. Mam też nadzieję, że przed następnym "podrywem" przypomni ją sobie, i skłoni go to do odwrotu, albo przynajmniej zachowania odrobiny taktu i kultury.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (26)

1